Dzisiaj zaraz po szkole postanowiłem sie wybrać na przejażdżkę. Chciałem troszke popracować nad siła. Na najcięższym przełożniu jakie mam jechałem prawie cały czas 31km/h .. w mieście troche spadło :/ Było cięzko ,ale dałem radę. W tyym dwa interwały sprintowe - oczywiscie na najcieższym przelozeniu.. :] Śr. Kadencja to 63
Rowerek z przodu...
Kochana SORA :*
Baza..
Dziś zaliczyłem upadek mały :P Gadałem przez telefon ,dojeżdżam już do garażu i zapomniałem się wypiąć. I bum.. :]
Zimno dziś jak .. strasznie zimno dzis :D Do końca tyg. nie chce rowera na oczy widzieć.. Znowu rozbolała mnie lewa noga.. Trzeba odpocząć troche..Ciekawe czy długo wytrzymam.. :]]
Dzisiaj od rana padało. Miałej jechać z szalonymkolarzem na dłuższą wyprawę. Niestety się to nie powiodło. Siedziałem smutny w domu ,aż tu na chwile przestało padać. Ide na rower oznajmiam w domu. To co ,że rodzice stukali się po głowach... Mówię ze tylko 35km żeby dobić do 1000km ,bo tylko tyle brakuje..
Dochodzę do garażu ,a tam drugie dzisiaj spotkanie z moją szosówką. Rano byłem jej napompować oponki. Weszło całe 11atm. Zakładam buty szosowe, ocieplacze i kurtkę nową z lidla przeciwdeszczową. Od początku wiedziałem ,że dzisiejsza jazda będzie troche bardziej żmudna. Usiadłem na niej, wpiąłem się i jazda.... Od początku dobrze mi szło. Choć szybko zrobiło się dość mokro mokro,bo kałuże wszędzie, to nie miało znaczenia. Na każdym zakręcie uważałem aby nie zaliczyć wpadki ,apy się nie wywalić. Asfalt mokry i to bardzo.. Po 23km zaczęło się pod wiatr. W okolicach Smoszewa skropiło mnie trochę. Kurtka się przydała i zdała egzamin. Lecz gdy na głowę chciałem założyć kaptur okazało sie to niemożliwe. Nie da się go założy także na kask.. Pod spód ubrałem jeszcze podkoszulek,grubą bluze oraz bluze kolarską. Upociłem się strasznie.. Wybrałem się tak gdyż myslałem ,że jest zimno... Po 5km okazało się ,żę jednak jest mi za ciepło.. Po powrocie stwierdziłem ,że taki ubiór to na 2 stopnie, a nie na 10 STOPNI !
Kto zgadnie ,które okno jest od mojego pokoju ? :D
Dzisiaj "mała" przejażdżka z Krzyśkiem. Dojechałem do niego do Milicza. Umówiliśmy się pod szkołą leśną.. On miał już w głowie przygotowaną trasę ,a ja miałem aby nadzieję ,żeby nie była taka cięzka.. Jechało mi sie dość ciężko do Milicza bo było pod wiatr. Kiedy dojechaliśmy to ruszyliśmy w stronę Krośnic ,aby później odbić na Gęslicę - tamtejszy ,bardzo fajny podjazd. Zrobiliśmy dwa kółka ,każde po 27km. Drugie było lepsze o całe 5 minut :D. Po drodze wyskoczyły sarny na drogę. Przed nami samochody ,a sarenki myk przez asfalt. Dały rade ,a kierowcy spokojnie zwolnili. Nowy bidon spisał się całkiem nieźle. Do 1,5h herbatka była ciepła. Później zmieniła się na letnią i chłodną. Nigdy nie była na tyle zimna aby nie było można się napić.. Bidony działają :P a żeby sie nie telepały okleiłem je taśma izolacyjna w dwoch miejsach..troche :P
Rękawiczka z lidla JUŻ się podarła.. :/ Tzn. puścił szew przy paluchach..
A to ja ^^ FOta zrobiona przez Krzyska ;]
A to fotka Krzyśka robiona przeze mnie. Podczas cięzkiego podjazdu :D
A jutro jak ktoś chce zapraszamy do MILICZA, bo bedziemy jechać również :D Podczas powrotu zrobiłem sobie taki mały interwał sprintowo-siłowy , pod dość stromą górkę w Zdunach wjeżdżałem jakieś 40km/h. A już w Krotoszynie typowy interwał sprintowy...
Dzisiaj się dopiero wybrałem do LIDLA na zakupy. Później powierciłem się jeszcze po mieście i nawet nie zauważyłem ,że wyszło z tego dokładnie 19,7km ... :P Pojechałem rowerem zabierając jedyne 50zł. Tak mnie zaskoczyła mała cena i dużo towaru ,że wrociłem sie po kolejną kasę ,aby tylko kupic to co chce..
Najpierw wpadła mi w oko torba.. Patrze.. Torba jak torba.. Fajna.. Patrzę na cene.. 23zł .. jest ok.. patrze na całą nazwe torby: "torba podsiodłowa na rower z narzędziami" .. otwieram a tam zestaw kluczy oraz 2 łatki na dziure w dętce.. I dużo miejsca na inną dętkę.. Po powrocie do domu zaraz ją założyłem. Pięknie wygląda. Prawie sie nie telepie ,ale nawet gdyby to nic by to nie zmieniło.. Jest cudnie :P
Dalej wpadły w oko rękawiczki.. Do wyboru czarno biało czerwone i całe czarne z bialą wstawką.. Biore czarne.. mniej sie brudza ,a i czerwono czarne już mam :D
No i w tym momencie skończyła się kasa.. Wracam do domu, biore ile trzeba i wracam :D Biore kurtke z windstoperem, przepuszczającą powietrze ,a co najwazniejsze z kapturem i typowo przeciwdeszczowa. Z tyłu jest jedna wielka kieszen na plecach..
Dalej patrzę i co widzę ? :D Bidony trzymające cieplo do 3h... Biorę.. Od razu dwa.. Co by sie napic czegoś ciepłego podczas jazdy..
I teraz panowie mam najważniejsze pytanie.. Macie jakiś sposób na to aby bidon trzymal sie lepiej ? W tych koszyczkach niestety telepią sie niemiłośiernie.. Są zbyt luźne i boję się ,że wypadną.. Czy nie wypadną ,nawet gdy są za luźne ?
Jechałem starym góralem ARKUSem ,cały napęd przerdzewiały, za mała ramka.. Dostałem go na pierwsza komunię..
Wstając dzisiaj w ogóle nie miałem ochoty na rower. Wczoraj nieźle dostałem w kość i do dzisiaj odczuwam ból w nogach. Na 9:00 poszedłem do kościoła na rekolekcje. Dowiedziałem się bardzo ważenj rzeczy: zespoły tj. Nirvana, AC/DC czy nawet sam John Lennon niosą ze sobą treści okultystyczne. Gry np. Diablo stworzył człowiek na polecenie szatana, a Harrego Pottera stworzyła wiedźma aby opętać innych ludzi. Czyli jednym słowiem same bzdury. Słuchałem, grałem i czytałem to wszystko o czym on mówil i nie czuję sie w żadnym stopniu niewolnikiem szatana.. Bez przesady.. Ps. Ksiądz ,który prowadzi nasze rekolekcje jest egzorcystą. Po powrocie z karteczką z rekolekcji zjadłem obiad. Coś mnie jednak tknęło aby iść pojeździć. Było dość przystepnie.. Nie licząc bardzo silnego wiatru. Cały czas wisiały[wiszą do teraz] chmury ,z których może spaść deszcz. Na szczęście udało mi się przejechać w zupełnej "suszy" tą trase. Krotoszyn-Zduny-Chwaliszew-Biadki-Krotoszyn - ta trasa ma dokładnie [od "moich odmierzonych miejsc"] 31km. Jadę sobie ,jade i jadę. Dojeżdżam już do domu.. Myślę sobie:" jest za wczesnie żeby wracać, nie pada". Postanowiłem pojechać jeszcz jedną rundkę ,a później kolejną. Straszny wiatr popsuł średnią, bolące nogi od wczoraj nie miały tez już tego powera. Trasa była cały czas taka: 7km-mocny wiatr z boku, 8km-wiaterek w plecy, 15km-wiatr w twarz. Do 15km każdego okrążenia średnia oscylowała w granicach ok. 32km/h. Czas i średnia okrążeń przedstawia się następująco:
1okr. 31km-1h 06m-28,1km/h 2okr. 31km-1h 08m-27,4km/h - 1 przystanek na zdjęcie 3okr. 31km-1h 08m-27,2km/h - 1 przystanek na zdjęcie i 1 przystanek na siusiu :D
A i dzisiaj odkryłem pochodzenie mojego tajemniczego bólu w lewej nodze w okolicach piszczela. Przy wypinaniu trzeba zrobic ten magiczny ruch.. To od niego. Dzisiaj ból sięgnął apogeum gdy chciałem sie wypiąć.. Ajć.. Ale nie zrezygnuje z rowera na razie jeszcze.. Aż nie spuchnie :D
Najpierw zroobiłem zdjęcie ,a później go olałem :P
Dzisiejszy wyjazd planowałem już będąc w szkole. Siedzę na tych lekcjach do 12:30 i myślę jedynie o rowerze. Nic do mnie nie dociera. Ok 11 patrze przez klasowe okno i wychodzi słońce. Ciesze sie bardzo, humor od razu sie poprawia. Jedynie wciąż nie daje mi spokoju boląca lewa noga. No nic. Wracam do domu lekko kulejąc. Jem obiad i ubieram się bez wachania na rower.. Patrze na termometr- 10 stopni.. Patrze na niebo.. nadchodzą czarne chmury. Źle oj źle.. Rozbieram się i ide na TV. Patrzę znów tylko z jednej strony piękne niebo. Ubieram się drugi raz. Chce już wychodzić i siostra woła-"Dokąd to ? ". Pokazuje na niebo po drugiej stronie.. Znowu chmury, z których w każdej chwili może spaść zły deszcz. No nic. Rozbieram się i zasiadam na kompa. Wchodze na onet'a i wp ,patrzę na pogode. Ma być ciepło z przelotnymi opadami. Grzebie chwile w HTMLu ponieważ mamy do zrobienia na informe stronke internetową. Temat: Drużyny piłkarskie w okolicy i Twoje ulubione na świecie. A jako ,że nie interesuje sie już tak piłką co kiedyś ,poszedłem zapytać sie psorki czy nie mógłbym zrobic o kolarstwie. Przecież też są kluby. W okolicy jest pare i na świecie także. Zgodziła się. Wynikiem końcowym pracy jak i stronką na pewno sie później pochwalę. Ale.. Po chwili wychodzi słońce. Myślę ,że do trzech razy sztuka. Może się uda. Wychodzę. Biorę 2 zł. na banana i batonika. Otwieram garaż i biorę swoją MERIDKĘ. Wsiadam ,wpinam się i wyjeżdżam. Mocny wiatr, zero chmur. JEst pięknie ! Jadę wcześniej zaplanowaną trasą przez Cieszków ,Biadaszkę i Jankowo. Będąc w Trzebicku zrobiłem fotkę kościółkowi, bardzo ładnie położonemu na wzniesieniu...
Jadąc dalej, jestem już na drodze z Sulmierzyce-Milicz. Kieruję się do Milicza. Jestem jakieś 5km od celu i zaczyna się bardzo mokry asfalt. Nagle czarne chmury nad głową. Jadę dalej. Nie ma co panikować. Nie pada jeszcze. Jadąc jednak dalej zaczyna kropić. Bez zastanowienia zawracam. Pada coraz pocniej. To i ja mocniej naciskam na pedały. Szarpię porządnie. Nogi już nie wytrzymują. Lewa noga wysyła sygnały ,że już wiecej nie może. Uciekłem chmurom znad Milicza. Jestem przed Cieszkowem znowu.. Co widzę ? Idą kolejne chmury na mnie. Z przeciwka było to...
Wystraszyłem się szczerze mówiąc, bo już i tak byłem porządnie przemoknięty. Mówię sobie czas na banana.. I zaczynam także mocniej naciskac na pedały byle zdąrzyć do domu przed deszczem. Udało się na szczęście. Przez drogę ostatnich 10km z Cieszkowa do Krotoszyna jechałem tak szybko ,że ciuchy zdąrzyły przeschnąć już na mnie. Dawno już nie jechałem w deszczu... Nie lubie tego.. Teraz 3 dni wolnego od szkoły bo są rekolekcje.. Jak będzie ładna pogoda to idę się wzmacniać duchowo na rower.
No i zaraz także zabieram się znowu za pracę nad stronką...Trzeba ją dopieścić..
Po wczorajszym pięknym wyniku dzisiaj przyszedł czas na odpoczynek. Jako ,że znowu jest piękna pogoda to trzeba to wykorzystać. Wyjechałem bez pulsometru bo i po co ? Jechałem powoli w ogóle nie odczuwając zmęczenia. Słaba średnia ,ale to była typowa wycieczka krajoznawcza. Jazda z Krotoszyna do Biadek główną drogą. Później z Biadek do Chwaliszewa ,gdzie tutejszy asfalt pozostawia wiele do życzenia. Nie można go po prostu nazwać asfaltem. Później jazda do Chachalni przez lasy i pola. Zrobiłem tu parę zdjęć... Przejeżdżając dalej przez Zduny na jednej z ulic ktorą jadę idzie mama z dzieckiem. Dzieciak fajny ,kolorowo ubrany wyciąga palucha i na mnie uśmiechnięty i coś woła :D Pokiwałem mu.. Jadąc wolniej można zobaczyć o wiele więcej rzeczy niż pędząc z wielka prędkością... Siodełko mnie gniecie już w dupę niewyobrażalnie.. Gąbka w spodenkach już się chyba uleżała i po wielokrotnym praniu nie pomaga już.. Denerwuje mnie boląca lewa noga w okolicach piszczela.. Powiedziałem sobie aby jedno.. I to zrobie[raczej :D] W TYM TYGODNIU DOBIJĘ DO 1000km !!
Ludzie niestety nie dbają środowisko ,w którym żyją.. Dużo takich worków przy drodze :/
Piękna szosa z Chwaliszewa do Chachalni...
Złapałem fajny kontrast owych drzew.. Jedne zielone ,a drugie be lisci..
Wiosna ,wiosna ! Idzie wiosna !
Idzie pełną parą ! :P
Jeszcze jadąc powoli przez las dojrzałem sowę.. Lecz gdy tylko się zatrzymałem ,zauważyła to i uciekła :/
W piątek skontaktowałem się z Arturem z zapytaniem czy w weekend by nie pojeździł. Zgodził się i umówiliśmy się na dzisiaj. Jako ,że wczoraj padało miałem ciągle nadzieje ,że w niedziele wyjdzie słońce. Rano, na 9 do kościoła -niebo zachmurzone.. Południe, na 13 do Artura - świeci słońce. Ruszyliśmy w trasę. Krotoszyn-Milicz-Jutrosin-Kobylin-Krotoszyn Dawaliśmy co jakiś czas sobie zmiany na prowadzeniu, choć muszę przyznac ,że bardziej doświadczony Artur dawał ich wiecej i były one mocniejsze... Te przejechane kilometry robią swoje. 45km pod wiatr ledwo już dawałem radę, ale nagle skręt w prawo i już leciutka jazda ok 37km/h. Zrobiliśmy sobie dwa sprinty. Artur podjeżdża do mnie ok. Kobylina i coś tam dogadaliśmy ,że do białego znaku - kto pierwszy-. Jak Arturo ruszył ,widziałem tylko jego plecy.. Nie zdąrzyłem zmienić biegu i zostałem... Za Kobylinem chcę rewanż i przy wjeździe do Krotoszyna kolejny sprint "do białego" ;) Tym razem juz bylem przygotowany i nie zostałem. Jechaliśmy prawie równo.. Po tym już spokojnie do domu... Kadencja: 85
Rowerek wyczyszczony i można jeździć :)) Czy ta torba nie jest za duza ? :/
Dwa nowe bidony i koszyczki.. Wszystkie już dośc pośrupane po 4/5 jazdach..
Dzisiaj zaraz po szkole kolejna wyprawa. Dziś postanowiłem pojechać przez Cieszków, Gądkowice ,Góry i Milicz. Wiatr dość mocny. Nogi bolały jescze po wczorajszym ,ale dziś dośc spokojna jazda. Dwa razy próbowałem chwycić się tira ,ale nogi niczym z waty... nie dały rady :) Na trasie spokój. Czas samotnej jazdy było można wykorzystać na przemyślenia...
Zaraz przychodząc po zajęciach do domu ,patrząc na termometr ,stwierdziłem ,że nie wolno popełniać takiej zbrodni.. czyli nie wyjść pojeździć. Mimo późnej pory [ok 17:00] wyjechałem ubrany już lżej niz ostatnio - na dworze 14 stopni. Pierwsze 10km cięzko pod wiatr. Reszta drogi z waiterkiem i po dobrej drodze. Jechało sie 45km/h ,a więc nadrobiłem do średniej prędkości. W Biadkach spotkałem 3 kolegów na kolarkach odzianych w tamtejsze klubowe stroje. Pogadaliśmy chwile i ruszyliśmy w swoją stronę. Dzisiaj trasa: Krotoszyn - Zduny - Chachalnia - Chwaliszew - Biadki - Krotoszyn. Dość nudna ,bo prawie cały czas po płaskim ,ale na nic wiekszego dzisiaj nie było czasu 
Po drodze chciałem sie ochłodzić w stawie, ale stwierdziłem ,że jednak wolę się napić