To co już za mną:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1114.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:34:05
Średnia prędkość:32.68 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:4218 m
Maks. tętno maksymalne:189 (97 %)
Maks. tętno średnie:168 (87 %)
Suma kalorii:19590 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:79.57 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Rozjazd po wygranej :)

Wtorek, 30 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Wyjechałem dzisiaj na trening i chciałem zaliczyć coś pod 80km....ale po 20km stwierdziłem "pier... nie jadę" i pojechałem z Milicza na Sulmierzyce - tam spotkałem Tomka, który dzisiaj wrócił z wakacji i tak sobie pogadaliśmy i dojechaliśmy do Krotoszyna :)

Cieszymy się wszyscy że Tomasz z wakacji przywiózł ze sobą słońce :)

cad: 79

W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego - wygrasz ten wyścig :)


Rampa startowa :D



Prowadząc naszą zwycięską grupę ! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Gorzowski Maraton Rowerowy Supermaratony 2015 - Racław - wyścig

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(9)


Nieplanowany start w pierwszych planach wyścigowych tego sezonu, miała być przecież jutro Sobótka. Że niby mistrzostwa, że niby start wspólny....że niby takie ochy i achy. Niestety już jakiś czas temu się dowiedziałem, że na Sobótkę nie pojadę. Początkowo "odpuszczony" od wyścigów weekend, na końcu jednak ostatnio podejrzałem info o Gorzowskim Maratonie Rowerowym :) Interkole kręcili nosem, pojechałem więc sam :)

Pobudka kolejny raz po 3 w nocy, jakby już w ogóle nie stanowiła problemu. Szybkie wciągnięcie porcji makaronu i w drogę. Jadę. Kilkaset kilometrów, żeby przejechać się na rowerze. Wariat - ktoś sobie pomyśli, wariaci - bo przecież tak robi kilkaset / kilka tyś ludzi kolarzy amatorów w Polsce , a na świecie miliony.

Dojechałem jakoś o 8 rano, na pierwszy rzut oka: świetna miejscówka. Jakaś świetlica wiejska, prysznic zorganizowany przez strażaków, wiele przestrzeni, ławki, kibelki, full wypas. Parkuję koło zakręconych ludzi z Trzebnicy! Zdecydowanie dzięki Wam dalo się poczuć wyścigową atmosferę. :)

Idę po pakiet - calkiem bogaty, izotonik, banan, jakieś tabletki węglowodanowe. Szwędam się tu i ówdzie... Jem ostatni makaron, zaczynam się przebierać. Spotykam chłopaków z grupy, gadamy i lecimy na start. Nie znam grupy. Startujemy honorowo po centrum. Później na start ostry. Chłopaki się obijają.....to podkręcam maX tempo i zostaje nas chyba 5. Od tej chwili lecimy bardzo mocno, równe zmiany.... łapiemy wszystkie grupy, które startowały przed nami...nawet gigowców którzy wypuszczeni byli prawie godzinę przed nami!
Średnia po pierwszych 77km 39,7kmh. Pierwsza część trasy z wiatrem, później nawrót i pod wiatr - zmiany jakby słabsze. Gdzieś na 15km do mety, są trzy cztery hopki i mega pod wiatr - tu może się porwać jakby nas było za dużo myślę sobie w ciszy.

Zaczynamy drugie kółko, łapiemy ostatnią grupę mega - wiem że wynik będzie kozacki na pewno, choć z tą chwilą jakby trochę wszyscy się rozluźnili i zmiany w ogóle się nie układały, średnia spadała, a my przecież do końca nie wiedzieliśmy jak jadą ci co startowali za nami. Później to już bufety - ani razu nie udaje mi się złapać wody, zapomnij o bananie. Tyle z tego maratonu mam, że nawet nie ma czasu zwolnić. Na drugim kółku powoli i dramatycznie kończy się picie, zjadłem ostatniego żela na 30km do mety. A po bufecie gdy sięgnąłem po bidon, napiłem się....i.... tu znowu moja niezdarność ostatnich czasów....nie trafiłem do koszyczka.... a tam są moje ostatnie łyki wody, a tam ten bidon warty jest ok 80zł....a to jest moje i nie chce tego głupio stracić.....no... Czym prędzej wracam się po bidon, grupa odjeżdża na kilkaset metrów... Panika w oczach.... wiem że tu nie ma mi kto pomóc... Cisnę co sił... tętno skacze maksymalnie do góry, ja się pocę przez 2-3 kilometry jadąc na maxa chyba pod 50kmh i w końcu dojeżdżam do grupy. No udało się! Jak nie licznik to bidon - fuck!

Trochę odpoczywam, później zmiany jak zawsze, wyzywam kolegę w "białym" ze Szczecina, że co chwila na zmianie dokręca o 5 oczek do góry, próbuję ustawiać ludzi, ale bezskutecznie.. nie umieją się zachowywać w peletonie.

Zostaje ok 15km do mety. Ja już zmordowany, jadę na rzęsach, na oparach... Znów zaczyna się hopka pod mega wiatr... I co ?! Kolega ze Szczecina na zmianie podkręca o nie 5, a prawie 10 oczek... widoczny atak! - Tadeusz Przybylak z M5 (szacun za formę!) Utrzymuje mu koła najpierw rywal z m2 Karasiński Kamil, a po chwili dojeżdżam do nich ja....i reszta grupy... Tadeusz utrzymuje tempo, a po chwili podkręca jeszcze bardziej na kolejnej hopce.... Kamil odpada, a ja Tadkowi na koło.. Patrzymy się za siebie, reszta grupy jedzie raczej pojedynczo i się rozjeżdża - nie ma kto gonić! Po chwili kolejne hopki i odcinki pod wiatr...jedziemy po konkretnych równych zmianach.

Czuję się jak zawsze - padnięty, ale jadę jak nigdy - i to w ucieczce! Wiem, że jadąc z Tadeuszem mam wygrane tak na prawdę bo złapałem jego grupę startującą przed nami 3 minuty. Jedziemy więc do konca razem. Niby coraz słabsi, ale na tyle mocni, że nikt już nas nie dogania. I tak oto nad drugim  open (z mojej grupy) nadrabiamy 32s a nad kolejnymi 1,5min i 3min etc :) Pracując całe 140km i uciekając końcowe 15km dałem z siebie 100%, ba..nawet 101% :) Jestem z siebie bardzo zadowolony :) Jest w końcu z czego, bo i obstawa była całkiem mocna!

Później pyszna zupka, chlebek i drożdżówki. Szybka dekoracja. Bardzo sprawna impreza. Dobrze zorganizowana :) Bez większych zastrzeżeń :) Trasa bardzo dobrze oznakowana, obstawiona na większości skrzyżowań, choć na jednym wyjeździe na "główną" bez obstawy i zmiótł by naszą grupę tir. Poza tym jednym incydentem wszystko ok! Polecam za rok :)

A jutro na rozkręcenie nóżek 15km rajd rodzinny - rowerowy :D

cad: 83

Podium dystansu MEGA kat.M2 :)


Było również nagradzane miejsce 1 OPEN na dystansach, mój MEGA :)


I jeszcze nagroda wręczona od Pani Senator z notabene...platformy o....jakiejś tam ;)



Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(9)

Krotoszyński Rower Miejski

Środa, 24 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Wyjeżdżając dzisiaj na rower wiedziałem, że będzie padał deszcz. O jak fajnie się jechało to nie do opisania.

Noga kręciła przecudownie, coś ostatnio bardziej przepycham, ale nie stwarza mi to problemów, nawet się lepiej jedzie chyba :]

Nastawiając się na deszcz - w zupełności mi on przez ok 40km nie przeszkadzał. Padało tylko w okolicach Milicza, tak jakby tam się ta jedna jedyna deszczowa chmura zakotwiczyła na dłużej. Dojeżdzam do Krotoszyna  a tu zupełnie sucho. Rower do mycia ;] Ale akurat przed maratonem będzie wypucowany ;) Jedynie co trochę zimno podczas deszczu raptem 12*C i zimny wiatr.

Dodatkowo: startuję w u siebie w mieście z projektem nazwanym " Krotoszyński Rower Miejski " czyli coś na bazie Poznania, Warszawy, Wroclawia - Grodziska Mazowieckiego.....podchodzisz, wypożyczasz i jedziesz rowerem w dowolne miejsce w mieście bądź w okolicach. :)

Zapraszam serdecznie wszystkich do polubienia strony na FB :) https://www.facebook.com/krotrm


cad: 83

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Jakby rozjazd po treningu wyścigowym :)

Niedziela, 21 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Miał być spokój i rozjazd, a było targanie mocno pod wiatr i tak wyszło, że pod wiatr i po nawrocie z wiatrem średnie wyszły najpierw 31,5 a później tylko 32. A bo i Tomkowi guma się przytrafiła i chyba morale spadły bo później już koła nie trzymał więc musiałem zwolnić.

Jechało się całkiem przyjemnie, choć trochę zimno było. Choć w słońcu w miarę przyjemnie :) Na najbliższe dni zapowiadają kiepskawą pogodę i nie wiem jak to będzie teraz. Ehh...

Traska na Koźmin, Borek i Pogorzelę:) 

cad: 84


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Korona Kocich Gór Trzebnica 2015

Sobota, 20 czerwca 2015 · Komentarze(2)
Mój jeden z ulubionych wyścigów w sezonie, na który zawsze się nastawiam żeby go wygrać, a nigdy się nie udaje :D

Planowany od dawna, zapłacony niedawno, pojechany dzisiaj :)

Wyspałem się dzisiaj bardzo dobrze, 3 dni praktycznie leniuchowania od roweru miały mi dać świeżość, moc i mega power. Wczoraj nie poszedlem na rozkręcenie bo było zimno i bardzo niepewnie i nieprzyjemnie, wygrał ciepły koc :D
Dzisiaj za to co chwilę padał deszcz. W kulminacyjnym momencie ok godziny 14:00 już w samej Trzebnicy mega oberwanie chmury. Pojechalem dość wcześnie by na spokojnie się wyszykować i pokibicować zawodowcom :)

Około godziny 15 zaczynam się na spokojnie szykować. Zjadłem ostatni makaron, ubralem się, pojechałem na krótką rozgrzewkę i wio na start!

Pierwszy raz na tym wyścigu startowaliśmy z podziałem na grupy wiekowe i dystanse. W sumie nieźle, ale o równej walce w Open zapomnij bo nigdy nie wiesz jak jadą ci za tobą. Ustawiłem się w pierwszej linii. START!

Od początku ruszyłem mocno i przez Trzebnicę przeprowadziłem całą grupę, aż do pierwszego podjazdu gdzie poszedł atak dwóch byłych pro zawodników. I tak sobie jechali przez jakieś 60km przed peletonem, a peleton nie mógł dojść. No kurde, trochę nie fair jak tacy kolarze niby amatorzy wygrywają z prawdziwymi "trzepakami". Ale, mniejsza....

Pierwszy podjazd i już czuję zapiek w nogach, ogień w płucach i ogólnie jest źle. Tętno chyba szaleje, ale ani myślę choćby spojrzeć na licznik. Nie chcę się przestraszyć. Uff, podjeżdżam w grupie bez problemu. Później chwila zjazdów i odpoczynek, i podjazdy na PRABABKĘ. Bo w sumie trudno powiedzieć że to jeden podjazd bo składa się całość na kilka kilometrów i dość ciężkie hopy. Tutaj pilnuję czuba, by nie jak zwykle zostać gdzieś z tylu. Na szczęście też nie ma takiego tloku jak co roku. Dobre rozwiązanie ten start w kategoriach. Udaje się podjechać całość tych hopek z grupą, kostka jakoś poszła. Później lecimy na Cerekwicę, pod wiatr, idą ranty, Fiołki co chwilę atakują i trzeba gonić.Dajemy radę. Pierwszy przejazd przez metę i zaczynamy drugie okrążenie.

Kolejny podjazd dość ciężki na wyjeździe z Trzebnicy, daje się już we znaki. Ale dzielnie jadę Tętno rośnie do ok 183ud/min. Zaciskam zęby. Uff..Chwila zjazdów, mam czas by zjeść żelka. Jak nigdy po nim - nie czuję w ogóle przypływu energii. Zero, null, nic totalnie. Popijam i jadę dalej. Nagle znowu wyrastają hopki przed prababką, jakby cięższe, jakby ktoś tam dodał kilka procent. Na prababce kibice i fotoreporterzy w postaci niezmordowanej Greten z Szerszenii - no to nie można zostać, trzeba jechać jak to przystało na mnie :) Niestety ktoś zasłonił chyba obiektyw gdy przejeżdżałem obok niej. Jakiś inny kolarz - eh., jak nie podium to chociaż fajne zdjęcie bym chcial :D
Na kostce brakuje trochę pary w nogach, ale mija mnie Rafał Maj chyba i kurde, muszę też dać radę. Ale nie daję, zostaje kilka metrów za grupką, na szczęście nie sam i we dwóch gonimy peleton przez chwilę. Dojeżdżamy, ale czuję się słabiej. Szybki "odpoczynek" i jazda znowu pod Cerekwicę. Tutaj kolejne strzały, ktoś co chwile jakby skacze. Bezsensu. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Jedziemy kolejne kółko, ostatnie! No fajnie, w końcu. Czuje się już znorany, czuję się już na prawdę zeszmacony, ale to dobry objaw chyba. Ma być ciężko, jestem prawdziwym amatorem i sobie jeżdżę dla siebie. O. Podjazd w Trzebnicy ledwo utrzymane koło grupie, wiem że będzie z chwili na chwilę jeszcze ciężej. Ojj.. Źle się dzieje. Cierpię, ale nie odpuszczam. Zjeżdżamy w kierunku Prababki - staram się przepchnąć trochę do przodu, ale to nic nie daje. Jak prababka była ok, tak już kostka po niej - zawaliłem. Pojechałem prawą stroną, noga slabsza, nie było się kogo uczepić, trochę spłynąłem, ktoś z przodu dodatkowo puszcza koło. Peszek, zostałem. Ale, znowu. Nie sam :) Długo gonimy, ale tym razem grupa nawet nie zwalnia na chwilę. Jedziemy, gonimy, ale na nic się to zdaje. Tracimy raptem 100-300 metrów, ale pod wiatr i Cerekwicę nie dajemy rady dogonić. Robimy swój sprint o ogórka i 34 miejsce. Ktoś liże koło, przewraca się uderzając mnie z całym impetem, ledwo utrzymuję rower w pionie. Ale udaje się zafiniszować na drugim miejscu z naszej grupki.

Tym samym pierwszy raz na tym wyścigu jestem z siebie zadowolony, nic nie wygrałem, ale w końcu nie mam sobie nic do zarzucenia, po prostu bylem słabszy :) Objechałem Roberta o 1,5 sekundy, Grzesia o 7 minut, a Kokoś wlożył mi 2 minuty :) Nie jest źle. Spodziewałem się gorszego wyniku :D Może.... Może do 4 razy sztuka ?!

Po ściganiu przebieram się. Idziemy z Robertem i Piotrem jeść, odebrać fanty, oddać numery itd :)
Piotr Lis wygrał wyścig w kategorii a o sobie na stronie sportimed pisze tak: 14-krotny medalista Mistrzostw Polski w kolarstwie torowym i szosowym (w tym 4 tytuły Mistrza Polski). Ehh... No weź z nim wygraj :x
Jechał też sobie i zajechał wysoko Damian Miela: Damian Miela – "kolejny młody zawodnik przenosi się do Francji, tym razem jest to 20-latek , reprezentant klubu TC Chrobry Felt Głogów. Zasili skład ekipy Normandii VC Evreux." Niedawno skończył z byciem PRO i stał się amatorem.

https://www.strava.com/activities/329452602

Impreza na 102! Świetna organizacja, super trasa, super trudna trasa, ciągle z obstawą i wyłączonym ruchem, po prostu bajka. Polecam każdemu :)


M1  do 30 lat: 13/35
OPEN: 34/150

cad: 80
Wyliczona średnia moc z wyścigu przez stravę: 271W

A przed startem wyczaiłem jeszcze Pana Czesława Langa, porozmawialiśmy chwilę, stał autem obok mnie. W porządeczku gość!
Pozdrawiam :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Użądlony !

Wtorek, 16 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Chciałem pojechać mocno. I pojechałem.
Chciałem pojeździć po hopkach. I pojeździłem.
Chciałem żeby bolało. I bolało...........i to podwójnie.

Od samego rana miałem wielką ochotę na to żeby pojechać moją pętelkę. Już tam jechałem podczas księgowania kolejnych faktur.
No i po wyjściu z pracy, szybkie przebieranie, skubnięty obiad i w trasę. Nie ma na co czekać. Jakoś tak chłodno. Nieprzyjemnie wieje, ale na początek całkiem korzystnie w plecy.

Dojeżdzając na początek swojej pętelki włączam na nowym liczniku "lap" i sobie teraz patrzę jak się jechało po moich górkach, bo przy wyjeździe drugie "lap" i tak oto dowiedziałem się z tego, że górki całkiem spoko tylko jazda pod wiatr mnie znorała :D

Na sam koniec wchodząc do domu coś zaczyna mnie swędzieć na głowie to się drapię. A tu pod kaskiem, pod bandamką z tyłu głowy wlazła mi jakaś pszczoła i gdy tylko dołożylem tam palucha......użarło mnie w głowę. Szybko strzepnąłem coś z głowy i biegusiem żeby zobaczyć czy coś tam nie zostało.  Boli do teraz. :/

cad: 84

Bzzzzzzzzz.... Dziab!

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Niedzielny dystans :)

Niedziela, 14 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Postanowiłem się dzisiaj wybrać na trening do Ostrowa. Bardzo dawno mnie tam nie było, a to ze względu na wyścigi / studia / działalność polityczną. Tak bywa, że czasem nie ma czasu :)

Pojechałem zobaczyłem i wróciłem. Po ponad miesiącu przerwy zobaczyłem na rynku sporo nowych osób. Nieznanych mi osób. Ale żeby ich wszystkich zobaczyć, musialem najpierw 30km przejechać. Dojechałem o ok 30 minut za wcześnie. Tak dobrze mi się z wiatrem jechało, że nawet nie zauważyłem a byłem już w Ostrowie :)

Po chwili siedzenia w słoneczku zaczęli się zjeżdżać kolarze. Niestety dla mnie "wygrała" propozycja Bazyla na trasę treningu. Okazała się być dla mnie nie do zrealizowania bo wyszło by mi około 180km - paranoja, nie do przejechania dzisiaj, nie do zrobienia. Dojechałem więc z grupą ok 20km do Czarnegolasu i zawróciłem do domu. Pojechałem na Odolanów, Sulmierzyce i tam na Milicz i Krotoszyn.

Do samego Milicza ostro pod wiatr, nieźle się znorałem, bolało bardzo, ale zrobiłem sobie trochę wytrzymałości siłowej dzięki tymże podmuchom. Po nawrocie w kierunku Krotoszyna wiatr wiał bocznie sprzyjająco i tak oto ani się nie zorientowałem i przeskoczyłem przez hopki, pokonałem długie proste i byłem w domu. Na wyjeździe jeszcze z Milicza wstąpiłem na stacje by dokupić Oshee... Tak się pić chciało. :) Tak było gorąco :)

Starym zwyczajem polansowałem się jeszcze przez miasto, pojechałem przez rynek i skorzystałem z tryskającej z ziemi fontanny i tak sobie ochłodziłem trochę glowę :)

Później dom, kąpiel, obiad i piffko :) Orzeźwiony, najedzony i ciutkę zregenerowany siedzę teraz i oglądam Douphine Liebere :)

Garmin Edge 500 gra i buczy :) Hula aż miło ! :D

caD: 82

Mniami ! :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Garmin Edge 500 - pierwsza jazda :)

Sobota, 13 czerwca 2015 · Komentarze(5)
Pierwsza jazda z GARMINEM Edge 500 za mną :)

Mega fajna zabawka, droga zabawka, ale warta kupna ;-)

Licznik przyszedł wczoraj, siedziałem sobie nad nim (+ profil na stronie) i bawiłem się ok 3h. Wszystko poustawiałem pod swoje widzi mi się :) Ze swojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że "nie wylata" jak sigma :D Trzeba się trochę bardziej postarać żeby go "wykopnąć".

Dokładnie prawie 3 lata temu zainwestowałem w Sigmę Rox 8.0, czytając komentarze pod moim wpisem gdzie zachwycałem się nad zaletami sigmy, komentarze były typu "i tak kiedyś zmienisz na garmina" etc. ;) No i stało się. Praktycznie w tym samym okresie :)
Czarę goryczy przelała sytuacja na ostatnim wyścigu, gdzie to właśnie licznik pozbawił mnie drugiego miejsca na podium.

A teraz jest i będzie garmin, może kiedyś pomiar mocy :) Chociaż o mocy na razie nic nie wiem, więc najpierw edukacja żeby umieć z tego skorzystać :) Sam licznik Garmin Edge 500 jest bardzo ładnym urządzeniem. Kolorystycznie pięknie komponuje się z moim rowerem. W zestawie dostałem dwie podstawki, więc i nie będzie problemu żeby zabierać go również na leśne przygody jesienno - zimowe :) Jedynymi minusami wg mnie są: mały wyświetlacz jak na wielkość całości urządzenia oraz to że będzie trzeba pamiętać żeby go naładować. Ale myślę że to się przeżyje bo sigma byla jeszcze mniejsza a i bateryjki nie wiadomo było kiedy zdechną.

Dzisiaj więc wybrałem się na moją pętlę +3x podjazd Joanny. Jechało się dzisiaj strasznie. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz tak bardzo cierpiałem, wcale nie jadąc szybko. Po prostu 90% trasy wiało w twarz, z boku niesprzyjająco. Wiatr dzisiaj kręcił niemiłosiernie.
Nie ukrywam też, że sporo gapiłem się w Garmina, a nie skupiałem się na jeździe ;) Dodatkowo przetestowałem "okrażenia" no i teraz mam fajne, dokładne i ze wszystkimi parametrami każde kolejne podjechanie podjazdu. Bardzo przydatne do analizy.

Po Joannie już spokojnie do domu, nieźle zamulone nogi, podjazdy dały się we znaki, ale po drodze i na Krotoszyn sprinty co by się trochę rozruszać z tego mlucenia ;)

Będąc już w Krotoszynie wybrałem się na rynek, ochłodziłem się przejeżdżając przez fontannę ( woda lecąca z kostki brukowej ) i rundka przez miasto.

Trening bardzo udany, bardzo fajnie się jechało. Garmin dał radę, przez cały trening zjadł chyba 13% baterii. Nie jest źle, starczy więc to myślę na 3-4 treningi jedno ładowanie, albo i 4-5 w zależności od długości ;)


cad: 83

Nowa zabawka Garmin Edge 500 :)




Żeby nie było, licznik sam nie jechał i prędkości mi nie dodał :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Rozjazd po wyścigu :)

Poniedziałek, 8 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Tego mi zdecydowanie dzisiaj bylo trzeba. Od rana i wczoraj prognozy pogody nie były zbyt łaskawe. Na szczęście udało się przejechać cały dystans bez deszczu. Razem z Tomkiem wybraliśmy się na nasza pętlę i w spokojnym tempie przejechaliśmy cały dystans. Zdarzyły się może 3-4 mocniejsze szarpnięcia dla przepalenia nóżek i frajdy na etapie.

Ogólnie jazda bez większych emocji, oprócz zgubionej połowy batonika, śmiechu, rozmów i mini ścigania ;) Ale nie dłuzy się tak jak nawet najszybszy etap w samotności :D Wiało, było chłodno, ale bardzo pozytywnie :)


cad: 82

Taki Kris, taki ja, zadowolony na sto dwa :)


Powyścigowe rozmowy na szczycie :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)