To co już za mną:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:1449.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:00
Średnia prędkość:32.20 km/h
Maksymalna prędkość:76.00 km/h
Suma podjazdów:6502 m
Maks. tętno maksymalne:190 (98 %)
Maks. tętno średnie:175 (90 %)
Suma kalorii:26165 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:80.50 km i 2h 30m
Więcej statystyk

X Trzebnicki Maraton Żądło Szerszenia 2016

Sobota, 30 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Od samego rana przyjeżdża po mnie Prezes Interkolu Grzegorz Bogdajewicz ;-) Lecimy w dobrych humorach do Trzebnicy na maraton. Jest moc, fajnie się gada, śmieje i w ogóle luźno - no jak to Grześ. Dojeżdżamy na miejsce, odbieramy numery startowe i lecimy na parking. Jemy banany, makaron i zaczynamy się przebierać. Na parkingu koło nas Kuba Latajka, kolega Kajser z Ostrzeszowa i Robert Kierzek. Robimy co trzeba i lecimy na start. Grześ startuje chwilę wcześniej....ja czekam, zbiera się nasza grupa... przychodzi czas.. No i lecimy z Trzebnicy na start ostry. Tam już jakieś harpagany się ścigają, stajemy na starcie....ostatnie siku....3.2...1.....start :-)

Mocno pociągnąłem, ale chłopakom się od startu nie spiszy ;-) Mówią, że wolniej... no ale daliśmy kilka zmian i trzeba trochę podkręcić tempo - z naszej grupy zostajemy w 5os. Lecimy równo po zmianach, widzę że niektórzy się nie wysilają to stwierdzam że zajeżdżać się też nie będę, ale zmiany są równe i nikt nie ma pretensji - każdy daje od siebie ile może ;-) Po peirwszych 50km średnią mamy 42 km/h co myślę robi wrażenie... chociaż na pierwszym pomiarze czasu po wynikach patrząc moja grupa traci już 4 minuty do zwycięzcy...
Jazda w sumie równa, po zmianach, bez historii....prawdziwe ściganie zaczynało się dopiero gdzieś od 100km...

Po drodze jeszcze jednak był podjazd "Joanna" niedaleko Milicza... tam jedziemy równo, nie za mocno....z rezerwą - 75km...jeszcze drugie tyle przed nami. Później zjeżdżamy, przejazd przez "główną" i kilka ostrych zakrętów... tam w jednym kraksa z autem... na szczęście nie ja...pechowo że ktokolwiek :/ Skręcamy ostro w prawo, duża prędkość....jadę jako trzeci i z naprzeciwka leci samochód jakiś van. ledwo wyrobiłem się w zakręcie żeby nie trzasnąć w auto - niestety ale jeden kolega i kilku z tyłu jechało dużo szerzej i wylądowali pod prawie stojącym samochodem. Zwalniamy mocno, kolega się jakoś zbiera - żyje, jedziemy dalej!

Tutaj jem pierwszego żela. Kolejne hopki przed nami, tam Artur trochę zrywa do przodu jak praktycznie każdą swoją zmianę jakieś 50m przed grupą. Odpadają nam ludzie z koła, z "Wieży Obserwacyjnej Gęślicy" lecimy w lewo, Prababka coraz bliżej! :-)
Trasa pięknie oznakowana, nie można pobłądzić, super obstawiona przed policję i straż, jest bezpiecznie przez całe 150km. Dalej lecimy, zbliża się bufet...tutaj małe zamieszanie i śmierć w moich oczach.. no może śmierć to przesada, ale niezła kraksa... sięgam i łapię wodę, a tu nagle kolega z lewej przede mną dojeżdża i wysięga rękę po wodę..... pani z bufetu robi krok w przód i wjeżdżam w nią całym impetem! Z całego serca przepraszam - cieszę się że nam nic się nie stało, ani mi ani Pani! - woda się rozlewa na mnie, moje koło ląduje między jej nogami...lewa ręka trzymała wodę, ledwo się utrzymałem w pionie, koło całe....hamulce całe... można jechać dalej!

Zaczynaja się hopki, coraz ciężej się jedzie, ale i coraz fajniej. Czuję się nieźle, ale widzę też że trochę do kolegi Michała Wojtyło mi brakuje, zdecydowanie najsilniejszy chłopak z naszej grupy. Ale i nerwowy, opierdziela Artura nieparlamentarnymi słowami za sposób dawania zmian, no ale... emocje i wszystko jasne... chcemy dojechać najdalej jak się da - razem. Zostajemy we trzech! Tu jednak po zmianie troche nam Michał odjeżdża.. Artur nie daje zmiany, ja nie czuję się na siłach żeby dojechać. Odpuszczam, jadę swoje!
Skręt w lewo już praktycznie na Prababkę... Zaczynają się pierwsze hopy po 6-7% i tutaj widzę, że przyciskając dojeżdżam do Michała, Artur zostaje parę metrów... Jadę swoje. Nie czuję się źle.

Na Prababce poszedłem dość żwawo, dojechałem i prześcignąłem Michała, mocno depnąłem. Później kostka pod górę kolejne 7%. Widzę, że Michał do mnie dojeżdża i smigamy razem we dwóch. Dojeżdżamy do płyt, tam mijam Interkolowca, jedzie się fajnie, przyspieszamy, hopki skaczemy fajnie i żwawo. Przejeżdżamy w Boleścinie koło mojego ulubionego sklepu - serdeczne pozdrowienia dla Pana Sprzedawcy który akurat był na zwenątrz :-)

Czuję, że Michał ma więcej pary....i tak się staje że na jakieś 7-8km przed metą mi odjeżdża dając po prostu bardzo mocną zmianę i nie odpuszczając pod górę. To było już dla mnie zbyt dużo i powoli zebrał trochę ponad minutę. do samej mety. Ale jadę dość żwawo, czuję się jak u siebie :-) Malownicza trasa, czuję już że dojeżdżam do mety, zjazd do miasta w asyscie samochodów. Później przebijam się przez miasto, pod prąd na rondzie. Raz dwa trzy i meta....siadam na trawce, Tomasz i Bartek śmieją się ze mnie że pierwszy raz widzą mnie w stanie totalnego wyjechania (chyba tylko Tomek mnie w Zieleńcu widział raz w gorszym stanie).... trzeba odsapnąć... Dostaję medal, idę się przebrać, wracam... jem zupkę, ciasto, pomarancze...rozmawiamy i razem z Prezesem jedziemy :)

Tu muszę podkreślić, że grupa nie trafiła się najgorsza....ale to nie były takie konie rodem ze stajni z Janowa :D czyli że tak brzydko po nazwisku: Jurkowlańce, Gucwy i inne mocne chłopaki. Pojechałem na miarę swoich obecnych możliwości i jestem zadowolony. Tak jak jednak myślałem wygrał ten który wygrać miał, pierwszą dziesiątke open praktycznie wytypowałem w 75%.

I teraz uwaga! Szacun dla Rafała Olesia za 3 miejsce OPEN i 1 w kategorii na mega ;-) Jesteś koń, masz moc! Zazdro!
Szacun dla Zbigiego, który mimo wielu przeciwności i kontuzji jedzie dalej i zdobył 3 miejsce w kategorii na mini! Pięknie Interkol!
Grzegorz włożył mi dwie minuty, Kierzol nie pojechał zbyt dobrze jak na swoje możliwości, Artur został pod Prababkę i na mecie ponad 3 minuty.... Tomek super na Mini, Sebastian także! Jak kogoś pominąłem to soooorrry! :-)

Ogólnie maraton na wielki plus ! Pogoda dopisała, nie było można zabłądzić, bufety na bogato, Prababka rządzi! i  żądli! Obstawa na skrzyżowaniach dobra... Tylko nawierzchnia czasem słaba, ale na to wpływu nikt nie ma :-)

Graty dla Szerszeni! Super Interkol! Nieźle Kriso....trzeba doszliwować jeszcze formę. By było jeszcze lepiej :) Bo na razie jest przeciętnie :)

cad: 85

M2s: 8/19
Open: 33/232
Rowerowy Krotoszyn ! Coraz silniejszy, coraz liczniejszy, coraz fajniejszy! :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Maraton Wyścig Żądło Szerszenia w Trzebnicy 2016 - przepalenie nóżek przed.

Piątek, 29 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj razem z Tomkiem zrobiliśmy przepalenie przed jutrzejszym startem. Grupy - nie komentuję co by nikt sie nie obraził. Ale na kartce wypisałem sobie pierwszą 10 open jaką typuję po ułożonych grupach. Ciekawe czy się sprawdzi :) Dziwne przypadki niczym w Obornikach Wlkp. no cóż. Będę walczył :-) Będzie gdzie się szarpać po górkach :-)

Po tym naszym treningu pojechałem na rynek bo było wydarzenie rowerowe :-) Mała wycieczka z obstawą policji :-)


cad: 83

Ze Strażą Miejską  zawsze spoko :-) Pozytywna energia udziela się wszystkim :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Film z treningu :-)

Środa, 27 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Dzisiaj pojeździłem przed Trzebnicą - takie na spokojnie pitu pitu :-)
Zobaczymy co to będzie w sobotę, na razie jest dobrze :-)

cad: 84

A to film z niedzielnego treningu gdzie było wszystko: deszcz, grad, wiatr słonce i inne ;-)
https://www.youtube.com/watch?v=U1uaqA5jxw8

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Zimno gradowo ciekawie i powoli...

Niedziela, 24 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj razem z Tomkiem umówilismy się wcześnie rano aby wspólnie wyjść na treninng :-)
Od rana super piękne słońce i sprzyjająca aura..."lekki" wiatr w twarz, ale jedziemy całkiem sprawnie.

Po kilkudziesięciu kilometrach słońce zachodzi i jedziemy bez jego ciepłych promieni. Raptem 3 stopnie robią niezłą robotę, palce - wszystkie palce odmarzają jeden po drugim :-) Na szczęście wciąż trzymaja się stopy i dłoni.

W pewnym momencie skręcając do lasu na hopy nachodzi nas mega chmura z której wiedzieliśmy że coś spadnie....najpierw był to delikatny deszczyk do zaakceptowania....ale później... kilka dobrych minut jazdy w gradzie.. tak tak, grad. prawdziwy, twardy, zimny... bił nas po twarzy.

Wyjeżdżając na główną do Milicza, pędzimy prosto w stronę słońca. Udaje się złapać kilka promieni. Dzisiaj Tomek jedzie bardzo dobrze i podjazdy skacze jak sarenka przez drogę w lesie. Skręcamy na Joannę, lecimy do Gruszeczki... zawracamy i Tomek robi 3 podjazdy, ja dzisiaj ze względu na trochę zmęczone nogi robie jakieś podjazdów jeden i trzy/czwarte :-)

Dalej lecimy już spokojnie w słońcu na Krotoszyn. Zmienność pogody, zmienność wiatru mega mnie dzisiaj wynorała. Mimo, że trening jakiś dziwny dla mnie, słaby ale zbyt mocny na moją dyspozycję. Prawie na czczo, po wczorajszych katuszach...  Słabo się czułem.
Ale wytrzymałość zrobiona :)

cad:  78

Cyborg ;-]


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Trasą maratonu trzebnickiego "Żądło Szerszenia 2016"

Sobota, 23 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Od jakiegoś czasu z Tomkiem planowaliśmy wyjazd w góry co by potrenić. Padła dzisiejsza data, ale prognozy były na tyle nieszczęśliwe, że podarowaliśmy sobie daleki wyjazd. Co by potrenić nie trzeba wyjeżdżać daleko autem i dopiero wsiadać na rower....więc Krzysztof postanowił polatać daleko samotnie. Samotnie to to jednak nie było do końca. Ale od początku.

Budzik, 7:30, wczesna pobudka jak na sobotni poranek. Nic jednak nie poradzisz, w końcu nazywasz się kolarzem (amatorem) i jest konkretna robota do zrobienia. W bólach wstajesz i idziesz obmyć twarz zimną wodą żeby się obudzić. Robisz wszystko co robi się rano w toalecie. Idziesz jeść i co ? Zdajesz sobie sprawę że boli cię żołądek. Jesz ledwo co, byle co...bo przecież robota czeka. Jem kilka kanapek, a raczej wpycham je w siebie, popijam pepsi co zdaje się później wyszło nie było najlepszym pomysłem - lepiej bylo zaparzyć ciepłą herbatę. Spoglądasz za okno, włączasz na smartfonie prognozę pogody, wychodzisz z domu...

Kierunek Milicz - Krośnice - Zawonia - Prababka - Trzebnica i główną przez Milicz do domu.

I na tym w sumie mógłbym zakończyć dzisiejszy wywód, opisana cała trasa, ale no.... jedziemy...

Od samego początku mocny wiatr w twarz, który owiewał mi ją jakieś 95km na trasie. Resztę owiewało mi plecy. Nieproporcjonalnie niestety.  Ledwo wsiadłem na rower sobie powiedziałem, dzisiaj nie szalejemy, to nie czas i miejsce ku temu by bić rekordy. Za tydzień maraton, długi maraton, trzeba być świeżutkim - to kolejny powód który przemówił mi do rozsądku by nie katować się dzisiaj w górach bo wiem, że jadąc we trzech jak były plany to niektórzy by pomylili trening z wyścigiem i skonczyło by się to ogólnym przemęczeniem. I po co?! Ten błąd zbyt wielu mocnych treningów zrobiłem rok temu, teraz pilnuję by go nie powtórzyć.

Do Milicza gładko poszło, nie zauważyłem też kiedy przejechałem przez Krośnice. Tam dalej w lasku nie skręcam w prawo pod wieżę obserwacyjną Gęślicę tylko jadę prosto starą trasą - jadąc dokładnie trasą maratonu wyszło by mi jeszcze z 20-30 więcej kilometrów, a z resztą na tym odcinku nie było ejszcze strzałek!

Od tej chwili zaczynają się hopki, może niewidzialne dla oka, ale garmin pokazywał 2-4%, w sumie oko spoglądające na prędkość też się dziwiło co tak mało. Tam małe hop hop hop, ale dalej spokojnie. Gdy dojeżdżam do Zawonii zaczyna się mijanie i wyprzedzanie z wieloma kolarzami... nie chcę skłamać ale szacuję widzianych około 20-30 kolarzy w różnych grupkach i pojedynczo.

Skręcam z głównej w lewo, coraz bliżej Prababki.... tu podjeżdzam z jakimis chłopakami z Wrocławia. Fajnie się podjechało, jednak nie na maXa. Chłopaki zostają jeszcze polatać na babce a ja robie foto i spadam dalej. Bruk podjazd, płyty betonowe, rzepak....to kolejne bardzo charakterystyczne rzeczy, które są tylko w Trzebnicy :-) Kto nie jedzie na Mega ten gapa! I ten świetny ciągle działający sklepik w Boleścinie! Stałe miejsce gdy jadę tą trasą które musze odwiedzić! Ciągle ten sam pan właściciel za kasą, wspominamy rozmawiamy, kupuje wode i pepsi - jadę dalej! Miło było wejść i odwiedzić dawno nie widzianego "znajomego".

Niezły asfalt, czasem jednak stary, ale ani bez szału ani bez większych dziur...taki se o do przejechania. Mijam coraz ładniejsze miejsca, gdzieniegdzie robię foto. Mijam kolejnych kolarzy, dojeżdżam do Trzebnicy.

Zmiana kierunku wiatru, teraz w plecy.... obserwuję sobie średnią prędkość, leci się dość przyjemnie... wychodzi, że na jednym kilometrze względem średniej 30kmh zyskuję mniej więcej 20s. W tamtym momencie było gdzieś 28,6kmh. Postanawiam sobie jechać stałym tempem, tak by w Krotoszynie bądź w pobliżu pojawiło się 30kmh na liczniku :) Tak się stało, że tak się stało :-)

Trening uważam za najlepszy w tym roku chyba. Po prostu było super! Spokojna jazda wytrzymałościowa po przepięknych terenach. Już nie mogę się doczekać maratonu trzebnickiego - dzisiaj na pewno wczułem się już w "nerwową" atomosferę oczekiwania na wyścig :D

caD: 81

Podjazd przed Prababką... Ciach babkę w piach! Piękne okoliczności przyrody ;-)


Prababka dalej stoi! Nieugięte 14%. Szerszenie już zrobiły nam "segment" na trasie :-)


Przez chwilę można się nawet poczuć jak w górach.


No my akurat na maratonie to tędy będziemy zjeżdżać :-)


Czasem nawet chwilami może straszyć...


Wszyscy stają na maratonie w tym sklepie i kupują obowiązkwo wodę! Ja jadę dalej i wygrywam :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Riplej hopów z Tomkiem !

Czwartek, 21 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj na 17:00 umówilismy się z Tomkiem by odbyć wspólny trening. Ja już mogłem wyjść o 16:30 i zrobiłem sobie 5km do Zdun i wróciłem idealnie w czas. Ruszyliśmy tak jak jechałem wczoraj. Moja ulubiona trasa. Najpierw pod wiatr dobre równe zmiany. Później skręt w lewo, lekkie podmuchy, małe hopki i ciągle jedziemy razem.

Hopki za Krośnicami z trasy maratonu trzebnickiego ciśniemy razem. Dzisiaj mocno i siłowo. Oj idealny był dzisiejszy trening na maraton który odbędzie się za tydzień w sobotę. Później już dość spokojnie lecimy z wiatrem w plecy do Krotoszyna po zmianach.

Ogólnie fajna jazda, zostawiliśmy dzisiaj sporo potu na trasie ;-)

cad: 81


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Mocne hopy w dobrym tempie.

Środa, 20 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Dzisiaj coś od samego rana umawialiśmy się w Krotoszynie na jakieś kilometry wspólne. Mówię, że jadę na 78km i kto chce to może dołączyć.... dogadaliśmy godzinę i wio! Bartek, Artur i Ja. Wspólne jazdy w tygodniu są coraz bardziej realne i przystępne. Coraz więcej nas :-) Bardzo to cieszy, poziom idzie do góry, fajniej jest też po prostu jechać w grupie :-)

Wszyscy co mieli stawili się przy rondzie na ul. Zdunowskiej o 17.00... Pojechaliśmy na Milicz - tam już tempo było zacne mimo wiatru trochę niesprzyjającego z boku.. Dzisiaj chciałem polatać mocno na górkach i tak było. Później lecimy za Miliczem w lewo...Artur miał podgląd segmentu na garminie i mówił że jedziemy kilka sekund w pobliżu najlepszeego wyniku....to sprintem dowaliłem i udało się KOMa zdobyć :) Czekam za chłopakami, później lecimy po hopach i trasie z maratonu trzebnickiego.. Tempo ciągle dość wysokie, jedzie się na prawdę bardzo przyjemnie. Wyjazd na główną drogę Trzebnica - Milicz, tam kolejne hopki, jeszcze trzeba się pokatować..

Później już w miarę spokojnie aż do samego Krotoszyna ze sprzyjającym wiatrem.

Podsumowanie ? Szacun dla Bartka - ma wielką moc skubany. Przejechał praktycznie cały dystans z nami. Nie szarpał aż tak, dawał mocne równe zmiany, po prostu trochę treningów i będzie konkretny zawodnik.
Co do mnie, to wielkie zadowolenie. Zrobiłem dzisiaj wszystko co chciałem - głównie hopki dość mocno i równo.
Cały dystans przejechany w czasie najlepszych samotnych wypadów na tej trasie. Tu jednak we trzech, ale czasem zwolnienia, stopy.. Jeszcze się go poprawi :)

caD: 83


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Prawdziwy rozjazd :)

Poniedziałek, 18 kwietnia 2016 · Komentarze(2)
Jakoś się czułem dzisiaj niewyspany, zmęczony i przymulony......to nic że za oknem piękna pogoda i w miarę ciepła aura.
Przez jutrzejsze obowiązkowe wolne od szosy, postanowiłem przekręcić dzisiaj lekkie 50 km w bardzo wyluzowanym tempie.
Wczoraj się nie udało, bo chłopakom się spieszyło....no to dzisiaj na spokojnie z nóżki na nóżkę ;-)

cad: 82

Start do I Maratonu Szosowego "Trzech Rzek" w Obornikach Wlkp. Praktycznie chwilę po tym zostajemy z kolegą nr 491 sami we dwóch....

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Rozjazd po maratonie...

Niedziela, 17 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Dzisiaj spotkaliśmy się razem z kolegami z Krotoszyna na rynku przy fontannie i ku mojemu zdziwieniu stawiło się aż 6 chłopa.
Tomek Mosiński na nowej meridzie, Bartłomiej Karolewski na nowym specu, Artur i nowych dwóch kolarzy.... którzy dowiedzieli się o naszych spotkaniach z ..... gazet :-) Czyli jednak opłacało się dać takie info i ktoś te gazety papierowe jednak czyta. Super!

Plany na dzisiejszy trening to rozjazd po wczorajszym ściganiu, ale było jak na rozjazd dość szybko. Nie żebym nie miał dać rady, ale po prostu normalnie bym sobie jechał niecałe 30km/h. Ale chłopakom się dzisiaj coś spieszyło. Pogoda jak marzenie, no może przesadzam - po prostu nie padało, a w razie czego pelerynka była w kieszonce w pogotowiu :-)

Fajna jazda, krotoszyński peleton jeszcze do ogarnięcia i ludzie do ustawienia i do nauczenia jazdy w grupie. Jedno wielkie WOW - Krotoszyn jest coraz bardziej rowerowy :-)

cad: 83

Nasza ekipa :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Maraton w Obornikach - Supermaraton Trzech Rzek.

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(7)
Był ogień ! Ale od początku :-)

Wyjeżdżamy chwilę po 05:00 rano w kierunku Obornik Wlkp. i gdy dojeżdżamy są jeszcze puste miejsca na parkingu. Z chwili na chwilę robi się jednak coraz gęściej, tu widzę Rafała Wiatraka z Milicza, tu Pawła "Schlecka" z Wrocławia to innych kolegów ze stolicy Dolnego Śląska. Idziemy się zarejestrować, zrobić ostatnie ważne posiedzenia i wracamy do auta się przebierać. Po chwili przygotowań i ostatniego makaronu ruszamy na start. Na kresce małe zamieszanie, rozgadany startujący ludzi pan prowadzący puścił nas kilka(naście) sekund po czasie bo...się zagadał. No ale ruszyliśmy!

Chwila jazdy, mocny start, tętno rośnie......Grupy nie ma :( Został tylko jeden kolega ubrany w strój BDC - Paweł Sojecki. Praktycznie do ok. 50km jedziemy sami we dwóch. Od startu podejmuję ryzyko, jedziemy jak najmocniej, może nie w trupa, ale bardzo mocne tempo - we dwóch wykręciliśmy średnio 40km/h. Niestety nie udaje się złapać dwie minuty wcześniej startującego Rafała na tyle szybko żeby uciekać przed goniącymi mnie kolegami z kategorii M2. No właśnie. To wlaśnie 4 osobowa grupa złapała nas ok 50km i już byłem co najwyżej 3 na mecie, ale wiedziałem że razem z Arturem Kozalem, który trafił z grupą - wystartował jeden dobry kolarz z M2. No cóż....spadam na 4-te miejsce. Ale walczymy, gonimy i jedziemy. Rafała i jego grupę doganiamy gdzieś około 75km. Grupa się zwiększa, tempo niekoniecznie. Ja ciutkę odpoczywam, jem chlebek, wcinam żela, jem batoniki.....
W pewnym momencie przejeżdżamy przez tory.. tak tam przejechałem, że jak pieprzło w obręcz tylną to myślałem że koło pekło albo przynajmniej dziura w oponie... Udało się, na szczęście nie! Jedziemy dalej.

W pewnym momencie zauważam że jest nas za dużo, w tym kilku dodatkowych rywali M2 i Mateusz Sobański.... Hmm... Mała górka, lekki wiatr... malutka dziurka w peletonie... wszyscy rywale z M2 na tyłach grupy... No to jedyne co mi przeszło przez myśl - mocny zaciąg ! No to jedziemy! Dziura robi się w chwilę bardzo duża, odjeżdża czoło peletonu i ciśniemy, niestety dwóch kolegów z M2 dojechało, reszta została gdzieś tam daleko z tyłu. Jedziemy jednak dalej mocno po zmianach.

Nie mam nic do stracenia - myślę sobie. Co mi tam, obmyślam że od 150km do mety będę rwał, będę skakał tak długo aż się nie porwie - w myślach z nadzieją, że wystarczy aby raz bo widzę niektórzy jadą na oparach - co niestety okazało sie chyba tylko złudzeniem i to bardzo wyolbrzymionym. No to gdy nadszedł odpowiedni kilometr, wcinam ostatniego żela, popijam izotonikiem....i do roboty. To co że pod wiatr, to co że boli a w nogach zaczyna piec i zaczynają łapać jakieś mini skurcze... wszystko albo nic.

Skaczę raz, drugi....piąty.....dziesiąty.... Cholera w różnych kombinacjach bo różni kolarze z grupy próbowali ze mną, ale nikt niczego nie puścił. Niestety. I tak dojechaliśmy do mety, gdzie okazało się faktycznie zgodnie z przewidywaniami że jestem 4-ty w kategorii wiekowej przez ustawkę zwycięskiej grupy "ołpen" :( Ehh.. Gdybym startował 4 minuty wcześniej, albo dwie minuty później.... byłby pucharek :(

Dojechaliśmy do mety, koledzy szczęśliwi, podajemy sobie rękę za fajną i porządna walkę. Gratulujemy i tyle. Sport.

No, to by było na tyle. Nie wiem skąd miałem tyle mocy dzisiaj... Albo i nie miałem jej wystarczająco żeby samotnie uciec pod wiatr... Ale nie, stosunkowo mało kilometrów przejechanych, to mój najdłuższy dystans w tym roku....a tu dało radę bez problemu go przejechać, zrobić świetny wynik, uciekać, skakać i szarpać... Jestem w pozytywnym szoku mimo braku wyniku. Mam nadzieję, że w kolejnych startach dopisze mi w końcu trochę więcej szczęścia.

OPEN: 8/105
Kat. M2: 4/7

No i mój największy skarb z tego wyścigu :-) Zdjęcie z Sonią: blogerką piszacą o zdrowiu i sporcie: http://zdrowoiisportowo.blogspot.com/

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(7)