To co już za mną:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:1391.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:44:53
Średnia prędkość:30.99 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:10743 m
Maks. tętno maksymalne:187 (96 %)
Maks. tętno średnie:165 (85 %)
Suma kalorii:26407 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:81.82 km i 2h 38m
Więcej statystyk

Rozjazdowo

Poniedziałek, 29 maja 2017 · Komentarze(4)
Sympatyczna jazda po burzy.. W sumie przed wyjazdem raz miałem na sobie już kąpielówki, a raz miałem strój kolarski bo nie mogłem się zdecydować czy basen czy rower... Ale gdy przeszła chmurka i ostatnia kropla z nieba spadła... ruszyłem pokręcić powolutku. Basenik za to jutro będzie po wszystkich obowiązkach.

Nogi po maratonie w Choszcznie porządnie ubite, bolą.. Trzeba teraz odpocząć bo czeka mnie ciężki weekend i następny w sumie też..

cad: 77

Różowy jest ten świat :)


No siema :)


I po burzy :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Maraton w Choszcznie 2017

Sobota, 27 maja 2017 · Komentarze(1)
Już w piątek wieczorem pojawiłem się w Choszcznie aby wziąć udział w XII edycji maratonu. Czesia z mamą już były w szkole, gdzie była baza maratonu i po raz pierwszy w mojej maratonowej karierze - nocleg na hali sportowej. Poszedłem się zarejestrować, odebrać pakiet startowy i pomarudzić na grupę startową.. Na hali było już kilkanaście osób, wielu znajomych także przyjechało odebrać pakiety i tyle... Pogadali, pośmiali i rozeszli się później wszyscy. Na mnie jeszcze czekała pizza przepyszna i tyle na dziś... Rozłożyłem się na moim materacu....a obok jakiś miś, niedźwiadek... niedźwiedź ryczący ku**a w nocy jak odkurzacza, odrzutowiec.... WTF ?! Kładziemy się po 22 spać, a ja leżę z otwartymi oczami przez prawie 2h i nie mogę zasnąć. Nie chcę być chamski i gościa nie budzę, inni jakoś śpią. Wziąłem więc swój materac i poszedłem spać....pod prysznice... nikt tam nie właził, nikt się nie kręcił. Uff! Wyspałem się nawet..

STRAVA: https://www.strava.com/activities/1009671105

Od rana pobudka jeszcze przed budzikiem bo ludzie zaczęli się kręcić, głośno rozmawiać i wchodzić do mojej sypialni. Czas było się więc umyć, najeść (półtora bułki, parówka, rogal i banan)... Odprawa, nikt się do mojej 5osobowej grupy nie dopisał, została ona więc rozłożona - dwie panie trafiły do pierwszej a ja i kolega do ostatniej. Wystartowałem więc z Remikiem Ornowskim, Krzysiem Łańcuckim, Pawłem Sojeckim... Sześć minut przed nami jechali Bętlewski i Cieśla... Trzy minuty były do S.Dołmata... Trzeba gonić!

Zaraz po starcie całkiem dobre tempo, ale nie za mocne, nie było ono nie wiadomo jakie.. Krzysztof Łańcucki trzymał nasz peletonik w ryzach.. Nie było szarpania, równa, mocna i dobra jazda.. Pierwsze kółko i nadrabiamy trochę do wszystkich, na początku drugiego doganiamy grupę przed nami.. odpoczywamy trochę i jedziemy na kole....

Gdy zaczęło się drugie kółko mnie powoli zaczęło odcinać..Miałem na szczęście butelkę izotoniku w kieszonce i picia nie brakło.. jedzenie też było... Ale nie odpocząłem przed tym maratonem prawie wcale.. Mocne treningi w tym tygodniu zrobiły swoje i nogi były ubite.. Na mega zaczęły się hopki dość konkretne.. Ten kto myślał, że to płaski maraton to się przeliczył.. W pewnej chwili mijamy się z wracającym Cieślą... powoli doganiamy odpadających z perwszej grupy kolarzy... Niestety gubimy Krzysia Łańcuckiego i zaczynają się jakieś skoki, jakieś czarowanie...szarpanie... bez sensu... bo do mety jeszcze prawie 100km... Po jakimś czasie jednak udało się ułożyć nam w grupie i jechaliśmy równo... Najmocniejsze zmiany Remika dawały się we znaki... Zatrzymujemy się na punkcie żywieniowym w Drawsku i tankujemy wodę, banany i lecimy dalej...Po jakimś czasie doganiamy z pierwszych grup wszystkich! A nie, jednak nie... To tylko Artur i kolega Sierant.. Henryk Bętlewski im uciekłl i pojechał.. Nasze zmiany trochę krótsze i słabsze... mi na ostatnich tych 30km wróciły siły... Ale Henryka już nie dogoniliśmy.... Gdy dojeżdżaliśmy do Choszczna czułem, że on mógł jeszcze nam dołożyć.... po czym szybka kalkulacja że z naszej grupy - Ja, Paweł i Remik - powalczymy o pudło open na finiszu... Ale jeden z nas będzie czwarty... Remik trochę ściął zakręt, ja ledwo wyrobiłem żeby się nie przewrócić i tym zyskał chwilę przewagi..ale rura za nim i udało się przyjechać drugim z grupy czyli trzecie miejsce OPEN!

Na mecie standardowo fotki i pogaduchy... Szybki prysznic, jedzenie i idziemy nad jezioro... Kiełbaska, piwkowanie i dalsze rozmowy.. W drodze powrotnej do bazy przychodzi SMS od Czesi że ona już jest... hello?! Dziewczyno, mówiłaś że pojedziesz prawie 11h, a tu się uwinęłaś w niecałe dziesięć - brawo! :) Chwilę później dekoracje, puchary... medale :) Siedzimy dalej, jemy kolejne obiadki, idziemy nad jezioro... :)

Cały maraton w Choszcznie na wielki plus! Nocleg spoko, ino ludzie chrapią... Trasa oznakowana bardzo dobrze, ale jedynie przejazd przez miasto fatalny przy dużym ruchu... Punkty żywieniowe dość sprawne, zakończenie również bez żadnych wpadek... Przyjaźni ludzie, mili orgowie, polecam ten maraton w przyszłych latach :)

Forma daleka od najlepszej, ale też nie odpocząłem zbytnio przed maratonem.. Nogi bolały.. Na szczęście moja grupa została rozbita. Jadąc w tej co miałem dostałbym w tyłek z godzinę, albo coś koło tego. Szacun dla orgów za dobre decyzje i trzeźwe myślenie! :)

cad:87

OPEN: 3/56
Kat. M2: 1/4

Podium giga open!


Giga M2


Giganci na mecie :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Przed maratonem

Czwartek, 25 maja 2017 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km
Nie znam statów bo zapomniałem z wczoraj zresetować treningu i się połączyły z dzisiejszym. Ale dzisiaj spokojna jazda, bez większych szaleństw.

W sobotę maraton, na tę chwilę jestem załamany grupą startową... startują najpierw giga - 4 grupy po 10 os.. po czym startuje piąta  grupa  6os. w tym dwie kobiety i trzech facetów co nigdy powyżej 29km/h średniej nie wykręcili... Przede mną grupa bardzo silna, a trzech minut sam raczej (na pewno) nie będę w stanie odrobić choćby nie wiem co.. Jak nie stracę godziny do pierwszego to będzie cud!

Na dziś morale mocno w dół...

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Trening ehh

Wtorek, 23 maja 2017 · Komentarze(0)
No i co zrobisz jak nic nie zrobisz... Była piękna pogoda, prawie zerowy wiatr i piękne słońce...

Moje plany musiały zostać zmodyfikowane. Miałem wyjść od razu po pracy na rower, a tu nagle bylo trzeba polatać pilnie po mieście samochodem. Wyszedłem później, wróciłem później, pokręciłem więc mniej. Jutro w planach też trening, ale stoi pod wielkim znakiem zapytania: po prostu ma padać deszcz.

Dzisiaj kilka podjazdów, kilka rundek i sztajfa pod kościółek. I tu znowu musiałem zmienić plany bo za Miliczem zablokowana droga bo.... 15 minut przed moim dojazdem był wypadek śmiertelny.. No cóż... ponoć na prostej się zderzyły auta...

Jechało się całkiem przyjemnie... Nogi rozkręcone już po Radkowie.. Ale znowu nie ma co przesadzać bo.....bo teraz tydzień w tydzień wyścigi... :)

I chyba za mocno ubiłem nogę bo mnie kolano zabolało...

caD: 79

Zjeżdżamy na Klasyku Radkowskim z Karłowa :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Górski trening rozjazdowy

Niedziela, 21 maja 2017 · Komentarze(0)
Dzisiaj postanowiłem pokręcić od rana. Zrobiłem sobie trening. Zostaliśmy do niedzieli więc dziewczyny poszły pozwiedzać Wambierzyce, a ja poleciałem na rower. W planach po prostu Karłów i powrót. Ciepełko, nogi po kilkunastu minutach zaczęły kręcić.

Ogólnie bardzo sympatycznie dzisiaj wyszło. Podjechałem, zjechałem do Kudowy i wjechałem....prawie do Karłowa, ale po drodze wstąpiłem na widoczki z Błędnych Skał. Błędne Skały są obłędne. Fajny podjazd, sztywny, jeszcze wyżej.. Zjazd do Radkowa i jeszcze raz do Karłowa.. Zjazd i do auta, pakowanko i kierunek dom!

Tak oto wyszedl dobry górski trening.. Bo mi na ambicje wjechał wczorajszy wyścig i te 15 minut jazdy dłużej niż planowany... :)

caD: 69

Punkt widokowy :)


Tak ładnie! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Klasyk Radkowski 2017

Sobota, 20 maja 2017 · Komentarze(4)
Już w piątek pojawiłem się w Radkowie w celu przejechania sobotniego supermaratonu górskiego VIII Pętla Stołowogórska. Dojechałem do Czesi i jej mamy, rozpakowałem się, zjadłem obiad i poszliśmy na piątkową odprawę oraz odebraliśmy pakiety startowe. Jak ja już dawno nie czułem aż tak atmosfery samego maratonu. Spotkanie i biesiada oraz mnóstwo pozytywnej energii od orgów - głownego orga Andrzeja Smalca! Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i odebraliśmy numery startowe. Pakiet?! Batoniki energetyczne, lizaki...ba! Nawet pizzą częstowali ;-)  Wróciliśmy do domu, kąpiel i spać!

Rano pobudka, śniadanie zamówione na 6:30, wpadła jajecznica i bułka i trochę dżemiku....ponoć śliwkowy :-) Później sprawne szykowanie i lecimy na starty bo Czesia jedzie równo o 8:00, a ja i jej mama osiem minut później. Dojeżdżamy na start a tam mnóstwo ludzi, kolarzy i kobiet... Fajna atmosfera, pogoda niepewna - trochę się chmurzy, lekki chłodek... Ale ja jadę na krótko!

Czesia pojechała, ja czekam na swój start... Wybiła 8:08, fajna grupa - Bętlewski i Cieśla i Pikuła ze mną... przede mną Kukla, Arturo i paru innych.. Myślę - dogonię z palcem w nosie... No.. Wystartowaliśmy całkiem żwawo, fajne zmiany, dobre tempo.. Pierwsze hopki pokonane w dobrym tempie... Ale przyszła pierwsza, długa i stroma ściana - podjazd dziurawy trochę pod Batorów 5,5km i jakieś 6% średnie nachylenie.. Chłopaki wystrzelili jak z procy.. Na początku pomyślałem, że jadę z nimi... Po chwili jednak stwierdziłem, że odpuszczam bo się zajadę na pierwszym podjeździe - po prostu nie moja prędkość. Tyle co ich widziałem to była chwila... Po drodze minąłem kilku maruderów... Wcześniej jeszcze minąłem Czesię, która jak na start topornym i ciężkim góralem jechała pod górę całkiem żwawo jak sarenka...

Skończył się pierwszy podjazd, wjechaliśmy tam razem z Pikułą... pierwszy zjazd i modlę się aby nie złapać kapcia... Rok temu trzy! Teraz na szczęscie przejechałem bez żadnego defektu... Później jakieś hopki, krótsze podjazdy... Doganiamy Krzysztofa Łańcuckiego, ten staje na bufecie. Ścianka pod bufet i zjazd do "drogi stu zakrętów" czyli podjazdu pod Karłów. Bardzo fajny podjazd, łagodny i równy, dobry asfalt. Doganiam Pawła Sojeckiego, który startował 2 minuty przede mna. No i co?! Zjazd, tutaj odjeżdżam wszystkim co jechali ze mną, wcale jakoś szybko nie jechałem, nie ryzykowałem a i tak okazało się to szybciej niż innych... Dojeżdżają nas jacyś megowcy, na chwilę po hopkach przez Wambierzyce etc. jedzie się całkiem sprawnie ale przyszła znowu ścianka i pojechali.. Pierwsze okrążenie wyszło całkiem fajnie, klikałem LAPy na garminie i pokazało 2h 16min.

Podjazd jadę dalej po swojemu... nie jedzie się źle. Ale...na około 90-100km łapie mnie kryzys, na szczęście inni nie jadą wcale szybciej i mi nie odjeżdżają.. Ale dogania nas Paweł Sojecki.. Dojeżdżamy do Jarosława Piekarza, i tak od tej pory.... ja jadę swoje, Paweł trochę odjeżdża, Jarek zostaje na zjazdach... Później Dojeżdżam do Pawła, Jarek dojeżdża do mnie i na kole ciągle kolega Pikuła... Zaczynamy trzecie kółko.. Tu już widzę, że czasie że jest o 10 minut gorsze od pierwszego... Kryzys jakoś przeżyłem, ale siły wcale jakieś super nie wróciły...

Zjadam kawałek drożdżówki, żelka i batonika... Siły pojawiły się niespodziewanie na pierwszej ściance pod Batorów, Jerzy Pikuła zostaje, my w trójkę jedziemy dalej. Co chwilę ktoś na kilkaset metrów zostaje i odjeżdża.. Praktycznie wspólnie dojeżdżamy z Pawłem do ostatniego bufetu. Jemy banana i popijamy kilka łyków pepsi... Ten kto pomyślał o pepsi dla gigowców powinien dostać medal!!!

Jedziemy dalej, Paweł zostaje na drodze stu zakrętów pod Karłow. Szybki zjazd, trochę zimno już i wjazd na metę. Dzięki Bogu nie złapałem żadnej gumy!  Chwilę później na metę wpada Jarek Piekarz, Paweł i reszta.... Trzecie okrążenie się okazuje.... Jeszcze wolniejsze.. Jechało się lepiej, ale wyszło gorzej.. No cóż.. Po prostu nie dało rady jechać szybciej a z okrążenia na okrążenie było słabiej...

Ogólnie cały klasyk na wielki plus! NIe miałem żadnego defektu, drogi były lepsze!!! połatane największe dziury, może nie jakoś super równo, ale dało radę jechać! Pogoda dopisała i nie padało a było calkiem ciepło, choć na drugim okrążeniu zrobiło się chłodniej.

Mija dużo czasu aż przyjeżdża na metę Czesia. Ja się zdążyłem wykąpać i zjeść pyszny ryż z potrawką na mecie i to kilka dokładek.
Zaczynamy dekoracje, na swoją praktycznie wjeżdża mama Czesi. Super atmosfera, siedzimy i gadamy z chłopakami gigantami.

Maraton na wielki plus! Jedzenie pyszne na mecie! Wyniki od razu! Fajne puchary! Dobrze zabezpieczona trasa. Chyba w tym roku nie mam się do czego przyczepić.. Było po prostu bombowo! :)

Wynik sam z siebie o takie 15-20 minut za duży.. Planowałem zmieścić się w 7 godzinach. Nie pykło. Pierwsze kółko bombowe, ale kolejne coś siadło niestety. Zabrakło wytrzymałości?! Trudno mi powiedzieć. Po prostu "szybciej nie mogłem" :-)

cad: 83

OPEN: 7/41
kat.M2: 3/3

Podium kategorii M2 na giga. Pierwszy pojechał do domu.


Paczka gigantów :) Artur, Paweł, Jarek i ja :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Pitu Pitu xD

Wtorek, 16 maja 2017 · Komentarze(0)
Ogólnie wczoraj mówiłem sobie, że dzisiaj muszę dobić do pięciu tysi w tegorocznym kilometrażu... no i dupa.. zapomniałem o tym a już z wygodnej kanapy nie chce mi się wstawać dokręcać :D

Dzisiaj szajba jak cholera, trzy interwały... Ogólnie spoko jazda, luzacko i w ciepełku powolutku kręcąc i nie spinając się o czas czy kilometry właśnie. Był czas na fotki, był czas na śpiewanie i jazdę bez trzymanki... Spotkanych dzisiaj chyba sześciu czy siedmiu kolarzy...

Po wjeździe do Krotoszyna jeszcze pomyślałem, że zrobię jeden interwał i co...?! no i się zrobił sam.. no.. chwila jazdy z wysokim tętnem.. bolało, ale po chwili już znowu pitu pitu i nawrotka razem z Tomkiem do Krotoszyna na luzaku..

Jutro basenik :) A w sobotę Radków, w sumie Radków to już nawet w piąteczek ;-)

Jestem szczęśliwym facetem :)  połaziłem trochę w rzepaku... i mnie teraz k.. wszystko swędzi.. :x :D

cad: 84

Jazda na skróty nie zawsze jest szybsza xD Ej, ale w sumie pełna wrażeń :D


Bezkresny rzepak. Ogłaszam konkurs na najlepsze selfie w rzepaku! Nagroda: trening z mistrzem!


Stargard: zaczepiany przed startem przez fanów :D

No i już zaraz po starcie mojej grupy zostałem.....zostałem sam :x


Na trasie były hopeczki..


A na metę wjechałem sam, zdołałem jeszcze uciec grupce :) Dzień konia! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Treningowe hopki

Poniedziałek, 15 maja 2017 · Komentarze(2)
Dzisiaj, po wczorajszym dniu wolnym od rowerowej aktywności, wybrałem się na Joanne by trochę poskakać i ubić nogę. Sobotnie hopki ze Stargardu też dały się we znaki i nogi mimo wczorajszego "rozjazdu" (czyt. rozchodzenia) po Szczecinie nie były w 100% świeże.

Średnie tętno z wyścigu bardzo wysokie, dzisiaj więc dojazd po prostu luźny, a interwały zgodnie z założeniem. 

Po drodze dwa razy pozdrowiony przez auta, także całkiem miło i wreszcie "przyjazne trąbienie" a nie typu "spieprzaj z drogi"...

W pewnym momencie zaczęło kapać z nieba....ale nagle przestało i się zupełnie wypogodziło. Raczej dzisiaj jazda w pięknym słońcu, wreszcie na krótko! I co najważniejsze - jest po prostu pięknie zielono :)

cad: 80

Kolarska opalenizna: lvl1 :)


I pięknie na zielono zarośnięte Wzgórze Joanny :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)