Maraton w TRZEBNICY - pozytywnie :)
Sobota, 30 kwietnia 2011
· Komentarze(8)
Kategoria 100-150km, Zawody, Ze zdjęciami
Nr. startowy: 282
M2- 24/56
OPEN - 121/463
Plan minimum wykonany. Czyli poniżej 4h. Ale gdyby było faktycznie podane przez organizatora 135km nie wyrobiłbym się.. A teraz od początku..
Z Krotoszyna wyruszyliśmy ok 6:30. Jechaliśmy w 4 samochody. W Miliczu mały postój na siku ,kawę i śniadanie.. Później ruszyliśmy.. Na drodze spory ruch i przez to nasz "peleton" się podzielił.. Ja zostałem z tyłu przez 3 e"L"ki ,które dosłownie były takimi typowymi "zawalidrogami".. Dojechaliśmy do Trzebnicy po 7:30 i pojechaliśmy na parking jak nas pokierowały szerszenie.. jednak to było dość daleko od startu i po odebraniu numerków zmienilismy miejsce parkingowe. Później szybkie przebieranie się i przypinanie numerków i jestem gotowy.. Co chwila chciało się do ubikacji ! :D I okazało się ,że kolega przypiął mi numerek do szelek spodenkowych i musiałem prosić o pomoc innych w WC :p
Później spotkałem całą grupkę woodiego, virenque i wobera i ruszyliśmy na start ,do którego było jakieś 30 sekund jeszcze ! Ledwo zdążyliśmy i od razu gazu.. Wyjechałem jako pierwszy za motorami. Nie jechali za szybko.. I zaraz po starcie orgowie postanowili dać pierwszą górkę ,na której ukazał się moim oczom puls 185. Masakra.. W ogóle na początku nieźle zapierdzielaliśmy ,średnia prędkość to coś koło 40km/h i tak do 25km.. Bo.. Przyczepił się do nas ktoś z HUSARII SZOSOWEJ i nam rozbił peleton.. Gościu nie utrzymał koła i pękł nam peleton... A akurat zszedłem ze zmiany i chciałem odpocząć na końcu.. Po chwili patrzę ,że kolega z klubu próbuje dołączyć.. Skoczyłem za nim.. Ale on dał radę ,a ja zostałem i jechałem dalej z virenque i woberem i kilkoma innymi bo woodiemu się udało załapać do pierwszej grupy.
I tak sobie jechaliśmy... Przejazd przez Gruszeczkę to była makabra.. Asfalt jak po bombardowaniu i porządnie telepało.. Niedługo później podjazd ,na którym prowadziłem nasz peleton ,a virenque skoczył troszkę do przodu..
Później stanęliśmy na punkcie żywieniowym po picie, banana i grześka oraz na siku.. I jedziemy dalej GDY.. Nie trafiłem z bidonem do koszyczka i mi wypadł.. Patrzę na grupę i widzę ,że czekają.. To ja szybko rower położyłem na asfalt i biegiem po bidon.. Na tyle się uwinąłem ,że po kilku sekundach wróciłem do grupy.. Później za to przygodę miał Virenque ,któremu odkręcił się koszyczek od bidonu.. Też poczekaliśmy kilka minut ,ale niestety nie było go widać i nawet TEL nie odbierał.. No to pojechaliśmy dalej swoim tempem... I tam mniej więcej zaczęły się górki.. Wober łyknął magiczną fiolkę ,po której zaczął jechać lepiej i tak do mety mu zostało.. Zostawił mnie po jakimś podjeździe na płaskim chyba.. Długo go widziałem ,ale później mi zniknął z oczu. Czekały na 100km na nas fajne trzy podjazdy.. Najpierw jeden sztywny ,ale krótki ok 15% gdzie byli fotografowie i będą fotki ! :D Drugi też nie za lekki po kostce brukowej i trzeci to płyty w Zawonii. I tam mnie zamurowało bo moim oczom okazał się Virenque.. Nieźle musiał zapierdzielać.. Po jakimś czasie jeszcze mnie zostawił.. I tak do mety praktycznie jechałem sam ostatkiem sił ,jak najmocniej mogłem.. Przy podjeździe na kostke brukową wyciągamy ręce i zaczynamy skręcać w lewo ,a tu tir nas sobie zaczyna wyprzedzać.. Dobrze ,że stała tam policja i pilnowała ruchu bo zaraz go zatrzymali i wszyscy krzyczeliśmy "mandat mu". Druga z takich groźniejszych akcji to taka, że na jednym zjeździe nie wyrobiłem i zjechałem na pobocze ,dobrze że nic się nie stało..
I tak oto woody przez szczęście [:p] dołożył mi chyba 6minut, wober 2m z hakiem i Virenque niecałe 2min..
Dane z licznika:
130km - 3h 57m - śrV 33kmh [2 minuty różnicy przez bufet..]
cad: 93
Fajnie było poznać wielu ludzi z forumszosowego.org jak i z bikestats.
Poznałem kfiatka13m ,wobera ,virenque ,chrisa1990accent ,prescota oraz deadhorsa i wielu wielu innych ,o których jeżeli zapomniałem - przepraszam
a już ze znanych mi byli woody i camelek86
A tu jedyna fotka ,którą na razie mam z mety:
A tu fotka podjazdu 14%. W rzeczywistości robił o wiele większe wrażenie... Foto by deadhorse...
M2- 24/56
OPEN - 121/463
Plan minimum wykonany. Czyli poniżej 4h. Ale gdyby było faktycznie podane przez organizatora 135km nie wyrobiłbym się.. A teraz od początku..
Z Krotoszyna wyruszyliśmy ok 6:30. Jechaliśmy w 4 samochody. W Miliczu mały postój na siku ,kawę i śniadanie.. Później ruszyliśmy.. Na drodze spory ruch i przez to nasz "peleton" się podzielił.. Ja zostałem z tyłu przez 3 e"L"ki ,które dosłownie były takimi typowymi "zawalidrogami".. Dojechaliśmy do Trzebnicy po 7:30 i pojechaliśmy na parking jak nas pokierowały szerszenie.. jednak to było dość daleko od startu i po odebraniu numerków zmienilismy miejsce parkingowe. Później szybkie przebieranie się i przypinanie numerków i jestem gotowy.. Co chwila chciało się do ubikacji ! :D I okazało się ,że kolega przypiął mi numerek do szelek spodenkowych i musiałem prosić o pomoc innych w WC :p
Później spotkałem całą grupkę woodiego, virenque i wobera i ruszyliśmy na start ,do którego było jakieś 30 sekund jeszcze ! Ledwo zdążyliśmy i od razu gazu.. Wyjechałem jako pierwszy za motorami. Nie jechali za szybko.. I zaraz po starcie orgowie postanowili dać pierwszą górkę ,na której ukazał się moim oczom puls 185. Masakra.. W ogóle na początku nieźle zapierdzielaliśmy ,średnia prędkość to coś koło 40km/h i tak do 25km.. Bo.. Przyczepił się do nas ktoś z HUSARII SZOSOWEJ i nam rozbił peleton.. Gościu nie utrzymał koła i pękł nam peleton... A akurat zszedłem ze zmiany i chciałem odpocząć na końcu.. Po chwili patrzę ,że kolega z klubu próbuje dołączyć.. Skoczyłem za nim.. Ale on dał radę ,a ja zostałem i jechałem dalej z virenque i woberem i kilkoma innymi bo woodiemu się udało załapać do pierwszej grupy.
I tak sobie jechaliśmy... Przejazd przez Gruszeczkę to była makabra.. Asfalt jak po bombardowaniu i porządnie telepało.. Niedługo później podjazd ,na którym prowadziłem nasz peleton ,a virenque skoczył troszkę do przodu..
Później stanęliśmy na punkcie żywieniowym po picie, banana i grześka oraz na siku.. I jedziemy dalej GDY.. Nie trafiłem z bidonem do koszyczka i mi wypadł.. Patrzę na grupę i widzę ,że czekają.. To ja szybko rower położyłem na asfalt i biegiem po bidon.. Na tyle się uwinąłem ,że po kilku sekundach wróciłem do grupy.. Później za to przygodę miał Virenque ,któremu odkręcił się koszyczek od bidonu.. Też poczekaliśmy kilka minut ,ale niestety nie było go widać i nawet TEL nie odbierał.. No to pojechaliśmy dalej swoim tempem... I tam mniej więcej zaczęły się górki.. Wober łyknął magiczną fiolkę ,po której zaczął jechać lepiej i tak do mety mu zostało.. Zostawił mnie po jakimś podjeździe na płaskim chyba.. Długo go widziałem ,ale później mi zniknął z oczu. Czekały na 100km na nas fajne trzy podjazdy.. Najpierw jeden sztywny ,ale krótki ok 15% gdzie byli fotografowie i będą fotki ! :D Drugi też nie za lekki po kostce brukowej i trzeci to płyty w Zawonii. I tam mnie zamurowało bo moim oczom okazał się Virenque.. Nieźle musiał zapierdzielać.. Po jakimś czasie jeszcze mnie zostawił.. I tak do mety praktycznie jechałem sam ostatkiem sił ,jak najmocniej mogłem.. Przy podjeździe na kostke brukową wyciągamy ręce i zaczynamy skręcać w lewo ,a tu tir nas sobie zaczyna wyprzedzać.. Dobrze ,że stała tam policja i pilnowała ruchu bo zaraz go zatrzymali i wszyscy krzyczeliśmy "mandat mu". Druga z takich groźniejszych akcji to taka, że na jednym zjeździe nie wyrobiłem i zjechałem na pobocze ,dobrze że nic się nie stało..
I tak oto woody przez szczęście [:p] dołożył mi chyba 6minut, wober 2m z hakiem i Virenque niecałe 2min..
Dane z licznika:
130km - 3h 57m - śrV 33kmh [2 minuty różnicy przez bufet..]
cad: 93
Fajnie było poznać wielu ludzi z forumszosowego.org jak i z bikestats.
Poznałem kfiatka13m ,wobera ,virenque ,chrisa1990accent ,prescota oraz deadhorsa i wielu wielu innych ,o których jeżeli zapomniałem - przepraszam
a już ze znanych mi byli woody i camelek86
A tu jedyna fotka ,którą na razie mam z mety:
A tu fotka podjazdu 14%. W rzeczywistości robił o wiele większe wrażenie... Foto by deadhorse...