Dzisiaj 30km do Ostrowa aby pojechać sobie w grupce :) Na rynku zebrało się koło 20 kolarzy..
Ustalamy trasę i jedziemy na Mikstat - górki - sam to zaproponowałem bo czułem moc dzisiaj :D Fajnie było.. Utrzymałem się bez problemu na podjazdach i później też spokojnie :)
cała trasa:
profil całości:
profil podjazdu pod kotłów/mikstat między 40-50:
i jest super.. bo forma dopisuje :) niestety na początku sobie pogadaliśmy trochę i nie wiem jak dojadę na maraton w Istebnej bo sypie się transport nasz klubowy.. każdy bierze rodzinke i jest kicha.. ale zobaczymy.. :)
dzisiaj w ogóle nogi nie kręciły.. ciężkie.. nie mogłem złapać rytmu.. i ten głupi wiatr.. wyszedłem z pracy chyba o 16:10 ... do 17 byłem w domu i szybko na rower :) w ogóle dzisiaj się nie zmęczyłem praktycznie co widac po tętnie.. kadencja 87
Dzisiaj trening jak zawsze - na górki za Milicz.. Ciężko trochę szło z powrotem bo było pod wiatr..
Ale ja nie o tym chciałem tym razem..
Zaraz przy tablicy Milicz spadł mi łańcuch.. Jadę jadę jadę i jadę i po prostu spadł.. Coś tam dokręciłem do pobocza.. Zszedłem z rowera i próbuję założyć.. Ni chu chu.. Zahaczył się o coś tam.. tak się poskręcał ,że nie dałem rady.. Podszedłem więc kawałek dalej oparłem rower o płot domu i kręcę.. Zastanawiam się co i jak.. wrr.. Po chwili widzę ,przyjeżdża jakaś rodzinka.. Wychodzą z samochodu, dzieciaki oglądają rower.. Mama się patrzy co i jak ,a jedyny tatuś się pyta co się stało i co ja tu robię.. No to mówię .. Panie.. Łańcuch spadł.. Jakoś dziwnie się zahaczył.. A miły pan.. "poczekaj chwilę, obok mieszka mechanik samochodowy coś zaradzimy".. przyszedł ze śrubokrętem i młotkiem.. Jakoś to zrobił.. POtrzaskał w ten łańcuch trochę ,a ja aby tak patrzyłem by coś nie pękło.. I jest.. puściło .. bardzo podziękowałem i byłem wręcz szczęśliwy bo sam bym tego nie zrobił.. Gościu sobie poszedł do domu ,a ja cały uwalony dosłownie od smaru czyszczę ręce o trawnik.. Nagle jedzie jakaś pani rowerem ,zatrzymuje się i daje mi paczkę chusteczek ^^ Jednak ludzie potrafią być bezinteresowni :) Dalej do Krotoszyna dojechalem już bez przygód.. I w trakcie zjadłem obiad - wciągnąłem na szybko jakąś muchę.. :] :D i jeszcze chwilę pokręciłem się po mieście.. o tak dla lansu ;D a wczoraj pierwsza jazda po mieście samochodem - "L"-ką :d to tyle.. :)
Wyjazd z samego rana do Ostrowa aby przejechać te 60km w grupce :) na Rynku stawiło sie koło 12 kolarzy.. 2 odłączylo sie po 20km , kolejnych dwóch spasowało po następnych 10km i tak została nas garstka..
Później w Miliczu stop na siku i zakupy w sklepie.. Wyjeżdżamy z Milicza tempo dość spacerowe.. Górki.. Ktoś zaraz krzyczy ,że trzeba zwolnić bo jeden zostaje, a to ja z Kleczkiem do przodu pognalismy i tak się utrzymaliśmy 5km.. w zdunach tj. około sześciu km. przed Krotoszynem nas złapali. Grześ nagle poprawił i skoczył do przodu to usiadłem mu na kole ,ale za daleko nie pociągnąłem bo tętno miałem 193 i dosłownie zaczęło mnie zatykać.. Do Krotoszyna wjechałem więc jako 3 bo do Grzesia pognał po chwili jeszcze Mariusz.. No i tak ja skręcilem do domu ,a oni dalej się ścigali do Ostrowa :) a dzisiaj mi tak pięknie podawała noga, co jakieś wzniesienie to byłem w czubie a praktycznie przed naszym peletonikiem i wydawało mi się że za wolno jadą.. cad: 77 [stanowczo jak dla mnie za niska.. przynajmniej o te 10 obrotów]
Stara trasa ,jedna z ulubionych ,z której zawsze spisuję swoje wyniki :) w poprzednim sezonie były to czasy odpowiednio 1:33 i 1:36 :) Czyli jest jakiś progres :) Pierwsze 22km z wiatrem, reszta pod wiatr..
W Cieszkowie - wiocha taka - mija mnie tir.. i jedzie babcia na rowerze jakieś 15km/h.. na środku mojego pasa wielka dziura.. a więc zjeżdżam bliżej babci żeby się w nią nie wpieprzyć ,bo z drugiej strony tir mnie wyprzedza ,a na zatrzymanie się jest już za późno.. no a babcia jakiś metr przed tą japą zatrzymuje się i schodzi z rowera w moją strone, po lewej stronie roweru.... a ja przy niej prawie.. wjechałem w to dziursko.. zwolniłem prawie do zera i zjechałem ją od stóp do głów.. chwilę pojechałem wolniej i obadałem czy rower zyje..
jeszcze na trasie na milicz mijałem jakiegoś sympatycznego rowerzyste z sakwami ,który pytał ile jeszcze KM do milicza [a było koło 10 ] :)
Ostatnie 30km z potężnym wiatrem w twarz.. ledwo dawało się wykręcić 27-28km/h - to był wielki wysiłek :) ale jakby jednak tak na górkach w IStebnej noga kręciła jak dziś na tych hopkach to byłoby super :)
super się jedzie :) doszedłem do wniosku ,że muszę wymienić zacisk sztycy bo ten mnie denerwuje już od dawna i muszę poprawiać co jakiś czas siodło bo lekko opada w dół.. śruba już też wyrobiona maksymalnie.. :)
dość wkurzający wiatr, sporo czasu wiało w twarz..