Wczoraj miałem chęci pojechać rozkręcić nogę po Maratonie w Trzebnicy Żądło Szerszenia 2013, ale lenistwo mnie zwyciężyło i jak tylko dorwałem się do.....czekolady!....to nie odstąpiłem TV i Tour of Tourkey aż do samej mety ;-) Także wczorajszy dzień bardzo leniwy, ale zasłużenie po trzebnickim "treningu" - bo w takiej kategorii z perspektywy czasu muszę go traktować.
Dzisiaj nastąpił dzień, w którym przyszło mi ruszyć moje cztery litery i zajechać na pierwszą górkę maratonu {ok 55km trasy} i katować ją do bólu.. Jak zamierzałem tym razem tak zrobiłem. Dojazd w miarę spokojny, mimo że jechało się pod wiatr to było mi stosunkowo łatwo i szybko. Dokręciłem sobie na dwóch hopkach po drodze w celu sprawdzenia nogi i małej rozgrzewki - werdykt: jest OK!
Zajechałem na górkę, zjechałem, stanąłem, zrobiłem siku, zjadłem banana i pstryknąłem fotkę i wio koniu do roboty! Jak widać na endomondo górka skatowana 5 razy! Pierwszy raz kontrolnie na {prawie} maxa i już wiem że podjazd nie sprawi mi dzisiaj problemu i zrobię założony plan. Trzymać prędkość 27km/h nie było żadnym problemem. Dopiero od drugiego podjazdu zaczął sie problem - zaczęło piec jeszcze bardziej. Po prostu było dziś konkretnie - tak pod "Selekcjonerke - Rozpoczęcie Lata" - wyścig który czeka mnie w następną niedzielę,. Więcej info tutaj:KLIKNIJ TUTAJ :)
Później już bez odpoczynku śmignąłem cały w stójce podjazd pod kościółek w Wierzchowicach, po tym juz obowiązkowo chwila rozkręcenia i dymamy do Milicza. Tam na wjeździe drogę taranuje mi wielki TIR. Nie złoszczę się, a tylko serdecznie dziękuję - zwolniłem i podczepiłem się za niego i tak przejechałem kilka dobrych kilometrów - cały Milicz i kawałek za! Po wyjeździe z miasta postanowiłem zostać "hardcorem" i wyjść mu z hmm.. z koła? z kół? z naczepy?... Przy 60km/h jest to nie lada wyzwanie... Jadę za gościem, szybkie spojrzenie na przeciwny pas - nic nie jedzie.. No to rura! Dokręciłem do 65km/h i przejechalem może tak 100m po czym wiatr i wszelakie opory które mogą stopować rower i kolarza zaczęły działać i po chwili już jechałem zdyszany z normalną prędkością.
Fajna zabawa i dobre ćwiczenie na sprint, chociaż chyba bardziej wolę podczepiać się do sprintów za skuterami.. O wiele łatwiej i trochę bezpieczniej... ;)
I co cieszy najbardziej: 1 maja wyjazd jednodniowy w góry. 17 maja wyjazd z Virenque na wyścig w Ustroniu ! :) Oj aktywny maj mnie jednak czeka, a myślałem że lipa będzie ;) Tylko licencjatu nie ma kiedy pisać :x ;D
cad: 82 przewyższenia: 623m
Nowe skarpetki od Szerszeni! :) Pasują jak ulał! ;)
Na początek: zabrakło mocnej i wyrównanej grupy. Tyle...
Dystans: 150km Czas: 4h 28min 43s Miejsce open: 43/249 Miejsce kat. M2: 10/30
Jako, że start przypadał dość wcześnie to w miarę szybko było trzeba wyjechać do Trzebnicy. Pobudka o 5:45, zrobiłem co trzeba i ani się nie obejrzałem a już byłem pod Trzebnicą. Parking pod Bricomarche okazał się strzałem w dziesiątkę - do bazy maratonu mieliśmy raptem 50m na drugiej stronie ulicy...
Gdy tylko przyjechaliśmy na miejsce poszliśmy odebrać numery startowe, poszlismy za potrzebą i czas na przebieranki. Ja jeszcze wszamałem trochę makaronu i picuś glancuś jest jak ma być. Bardzo łatwo znalazł mnie TravisB oraz Vuki, a także po chwili maciej1986. Tak sobie rozmawialiśmy, ja w tym czasie się szykowałem.. Przyjechali też chłopaki z Fiołka Team i również pozdrowili ;)
Moi Interkolowcy ruszyli na start, a ja miałem jeszcze ponad 40min. Razem z travisb pojechaliśmy na małą rozgrzewkę, do sklepu po batonika i na orlen do toalety. Po chwili ruszyliśmy na start. Tam zdążyłem jeszcze wszamać jednego banana i włączylem endomondo i jeszcze szybko za ToiToia siku bo do środka mega kolejka.
Nadchodzi godzina 8:52! To czas startu. Gwizdek i jedziemy, nie znam nikogo z grupy oprócz Adama {travisB} więc kicha, nie wiadomo czego się spodziewać. Pierwsza gorka jeszcze w Trzebnicy jadę zaraz za motocyklistą, oglądam się za siebie i co widzę ? Jestem kilkanaście metrow przed innymi, a została nas już tylko 5-os grupa. Gdy tylko motocklista pozwolił się wyprzedzić ogień! Rozkręcam do 45kmh, jedzie się świetnie, ale kompani coś niemrawi.. Efekt jest tego taki, że próbuję się odłączyć od grupy na 15km już bo dołączyli do nas jacyś maruderzy jeszcze. Niestety nikt za mną nie skoczył i tylko trochę rozerwała się grupka.
Od tej pory jadę spokojniej bo przecież nie mam się co szarpać skoro i tak nie ma z kim jechać. Spokojne zmiany, niestety zbyt spokojne. Po chwili patrzę i nie widzę Travisa! To zły znak, bo mieliśmy przecież jechać razem aż do samej mety.
Na 45km mniej więcej punkt żywieniowy i kontrolny, nie stajemy po nic, w sumie po co, został jeszcze jeden pełny bidon! Po chwili zaczyna się odcinek sławetnej gruszeczki. Jedziemy w 5!
Jak rozmawialiśmy z chłopakami w aucie w drodze na maraton, najlepiej wyjść na prowadzenie i jechać swoim tempem i mieć wszystkie dziury na widoku. Tak też robię, przyspieszam gdzieś do 35kmh i lecę ile sił w nogach. Przełączam przerzutki na twardo i jedzie się jeszcze lepiej. Biedne cosmici! Raz musialem też poprawić bidony bo mnie mocno podbiło. Leciałem mocno, w połowie odcinka zorientowałem się, że jadę już sam, a za mną kilkadziesiąt metrów próbuje dołączyć ktoś, kogo już zdążyłem wyprzedzić. 100m do końca i widzę stojącego na poboczu Macieja z Interkolu, rozwalił oponę, a zostalo tak niewiele!
Wjazd na piękny nowy asfalt i wielka ulga + niekontrolowany okrzyk radości. W myśli "pojechałeś jak cancellara na parix-roubaix" ;-) Pierwszy podjazd, jest ok... Bez historii przejechany w samotności. Od Gruszeczki aż do mety cisnąłem praktycznie sam! Dalej to bardziej płaskie odcinki z malutkimi hopkami. Co chwila mijam jakiś odpadniętych maruderów. Jeden się dołączył i jechaliśmy po zmianach. Moja 35kmh, jego 30kmh. Zostawilem go.
Drugi bufet! Staję tylko żeby wlali mi wody, szybko pakuję banana do kieszeni. Jedzie grupa! Fuck, nikt nie stanął! Nie dojechałem już do nich. Po chwili patrzę jedzie "odpadnięty" wcześniej TravisB. Miał farta i zalapał się do nich do grupki i nadrobił sporo czasu. Gonię go jakieś 10km aż w końcu dorwałem drania! Jakiś czas jedziemy razem... Travis stwierdza "muszę siku" - ja jadę dalej. Po czasie na 2km dalej położonej Gruszeczce widać, że siku zajęło mu mniej więcej 1min. Wjazd pod Prababkę - premia górska. Zrzucam na małą tarczę i jedzie mi się elegancko. Najpierw w siodle, od połowy stójka i jest mega noga. 54s ! Dla porównania Travisowi zajęła ona dokładnie 1min 3sek.
Po chwili podjazd po bruku, tu małe spięcie. Jedzie sobie ktoś, proszę go aby się trochę przesunął z wąskiej dróżki trawy, ale słyszę "spie***j"... Poszlo kilka epitetów z mojej strony również po czym słyszę za sobą "ja cie k***a znajdę zaraz", na co mi się mordka uśmiechła i tylko parsknąłem "najpierw mnie dogoń".. EOT!
Karkołomne zjazdy aż do płyt, tam mijam kolejnych luudzi, po nich na ok 15km do mety dojeżdża do mnie koleś ubrany w strój reprezentacji Polski, rower cacko, żółte buty. Za nim wóz serwisoy BMW z rowerem i zapasowymi kołami na dachu. Mówię sobie pewnie kozak. A gdzie tam... Daję lepsze zmiany od niego, pod górę on ma problem trzymać mi koło. Jego wóz serwisowy pięknie obstawia nam drogę, podają mu bidony i jedzenie z okna. Fajnie miał ;-)
Wjazd do Trzebnicy, prowadzę, rondo, prowadzę, dojeżdżamy do mety i on zaczyna sprint, no to się nie dałem i wskoczyłem mu na kolo.
TYLE!
Obecnie siedzę przed kompem i patrzę na międzyczasy. Wielka strata po płaskich odcinkach jazdy ze słabą grupą i odkąd zacząłem jechać sam też niezbyt, a byłoby tylko gorzej! No niestety każdy kto jechał w grupie miał sto razy łatwiej, wystarczył ktokolwiek równy kto dawał podobne zmiany. No niestety obecnie cykl SuperMaratony.org to jedna wielka loteria. Masz fajną grupę wygrasz choć możesz być bez formy, masz cienką grupę to sam nic nie zwojujesz.
Jedyne co mnie cieszy to fakt, że na Prababkę wjechalem bardzo dobrze oraz przede wszystkim fakt nadrabiania czasu za Premią Górską. Nadrobiłem na podjazdach jadąc samemu praktycznie 16 pozycji: 3 minuty do Grzegorza {Interkol}, 5 minut do Artura {Interkol}, 4 minuty do TravisB ;-) Forma na górkach jest, kto wie co by było gdyby grupa była mocniejsza..
Tętno niższe o 5 ud/min w porównaniu do roku ubiegłego. Mogłem mocniej teraz... Mogłem... ;)
Kolejny wyścig gdzie zadowolenie przeplata się z goryczą... No ale muszę z tym żyć! ;-) Jeśli moja forma jest taka jak myślę, to mogę się dobrze pokazać już w następną niedzielę na wyscigu gdzie podjazdów nie brakuje.
Niestety ten sezon jest jakiś dziwny, forma o miesiąc do tyłu przez zimę, studia, sesja, pisanie pracy i w lipcu jej obrona licencjatu.
Dzisiaj spokojnie przed jutrzejszym Maratonem w Trzebnicy "Żądło Szerszenia".
Kilka mocniejszych zaciągów na zmarszczkach i powrót do domu :]
Noga rozkręcona, zobaczymy co będzie jutro!
Start: 08:52 ! Wyniki LIVE {nawet z poszczególnych punktów pomiaru} http://www.datasport.pl/ oraz LIVE sygnał z mojego Endomondo: http://www.endomondo.com/profile/1796231
Dzisiaj zaraz po pracy wybralem się na spokojną jazdę po mojej stałej trasie. Jednak jako, że odcinek Krotoszyn - Milicz [20km] był pod wiatr, postanowiłem trochę na nim przycisnąć i zrobić mocniejsze skoki na 3 górkach po drodze.
Wjeżdżając do Milicza zobaczyłem na parkingu chłopaków z VTeam Jamis / BodyICoach . Zawróciłem do nich i pojechalismy razem dalszą część mojej trasy. Zrobiliśmy kilka mocnych interwałów na maxa 30s i później chłopaki się tłukli mocnymi interwałami po 1min każdy. Ja odpuściłem te drugie i na zmiany im nie wychodziłem bo nie chce się męczyć przed sobotą. Zeszły tydzień miałem wystarczająco wymagający.
Trochę pogadaliśmy i rozstalismy się w Krotoszynie. W piątek znowu sobie razem pojedziemy tą samą trasę ;) Fajnie mieć z kim pokręcić - zupełnie inna jazda.
Forma jest na prawdę bardzo dobra. Jeśli nic się zlego nie stanie to będzie w porządku i mogę być dobrej myśli ;)
No i też już mam plan jak polatać tydzień przed wyścigiem "Rozpoczęcie Lata - Selekcjonerka" z Interkolem. Cel jest jasny, wymagania wielkie...
Planowany trening odbył się idealnie i w idealnych warunkach i z idealnymi ludźmi.
Zgadaliśmy się na forum szosowym na wspólny trening trzech ekip: Whirpool, Szerszenie i my - Interkol. Mieliśmy objechać wspólnie trasę maratonu trzebnickiego Żądło Szerszenia. Chłopaki startowali z Trzebnicy o 11:00 i jechali po trasie maratonu, my mieliśmy się z Arturem dołączyć za Miliczem koło Gruszeczki i dalej jechać z nimi. Spotkaliśmy się więc we dwoje z Markiem {keram.bikestats.pl} na stacji w Miliczu o 12:15. Po przywitaniu ruszyliśmy praktycznie od razu na miejsce gdzie mieliśmy spotkać zapowiadany 30os. peleton.
Wyszło praktycznie idealnie, po chwili postoju, siku i zjedzenie spokojnie batonika pojawiły się Szerszenie, ale oni skrócili trochę trasę i odłączyli się od głównej mocnej grupy. No to ja mówie stop, bo nie z nimi się umawiałem a oni bardziej turystycznie jechali. Po chwili wyłonili się ściganci z Whirpoola i już ruszliśmy z nimi.
Niestety nie był to 30os. peleton, a tylko raptem 10os. bo bardzo się porwali na rantach - nie próżnowali i się scigali.
Po dołączeniu się do grupy ruszyliśmy więc na docelowy trening, równo po zmianach, mocnych zmianach. Mocno zaciągaliśmy pod górę i nie ukrywam, że po wczorajszym wyścigu nogi niezbyt świeże. Było więc trochę trudno, ale na szczęście udało się nogi rozruszać, rozjechać i jechało się bombowo. Był czas na ściganie się na górkach po mocnych zaciągach Artura Gacka i Roberta Rasały. Ciągle wjeżdżałem w czubie i ani chwili nie zostałem z tyłu.
Dojechaliśmy tym sposobem do Zawoni, gdzie zarządziliśmy przerwę na zakupy w markecie DINO. Kupione oshee i 1,5l wody uratowało mi tyłek bo w sumie razem wypilem 6 bidonów 0,75l.
Po małej przerwie trochę się rozjechaliśmy, chłopaki ruszyli do domów, a z nami pojechał tylko chris1990accent, z ktorym przyszło mi się pościgać na górkach - Pod Prababkę - Pod Bruk - Pod Płyty i inne mniejsze i bezimienne. Było super mieć z kimś równym pojechać po górkach.
Dalej Krzysiek pojechał do domu, a ja poczekałem za moimi kompanami. Artur co rusz zostawał na górkach, Keram też troszkę nie nadążał, ale poczekaliśmy na wszyskich i ruszyliśmy do domu. Ja z Arturem na Krotoszyn, a Marek z Trzebnicy prosto na Rawicz.
Do domu prawie całe 50km jechało się pod wiatr i lekko boczny, prowadziłem przez jakieś 75% powrotnej trasy bo Artura zaczęło boleć kolano no i nie ma też sam przejechany za dużo kilometrów w tym roku.
Ogólnie podsumowując to tak: - forma jest świetna - pod górę jest świetnie - wyszedł super trening wytrzymałościowy z elementami siłowymi - czas odpoczywać :)
Jestem pełen nadziei na Żądło Szerszenia. Jest bardzo dobrze, teraz aby muszę odpocząć i odmulić nogi i będzie gites. :)
cad: 85 przewyższenia: 1288m max % podjazdu: 14%
Fottka z roku 2012 - zaginam pod Prababkę.
Mapka z dzisiejszego dnia. W sumie wyszło godzinę dłużej przez chwile czekania na grupę z Wrocławia, na Marka, postój na siku, w sklepie etc. etc. :) /1796231
Od samego rana ruszyliśmy na czasówkę z cyklu road maraton z chłopakami z Interkolu. Droga minęła dość sprawnie z małym incydentem gdzie zatrzymała nas policja i wlepiła mandat - 73kmh na dozwolonym 50kmh.
Dalej już bez żadnych przygód dojazd na start/metę na rynku w Leśnicy. Odebraliśmy numerki startowe i pojechaliśmy na rozgrzewkę - wjechaliśmy pod pierwszą górę, która wcale nie okazała się taka straszna. Jechało mi się całkiem dobrze, puls na wysokim poziomie, ale kontrolowany i daleko od maksymalnego. Po prostu idealny. Po chwili zjechaliśmy z powrotem na start i ruszyliśmy o 11:28.
Start dość szybki, prowadzi Michał, puls już na wyścigowym poziomie, jedzie się świetnie. Wychodzę na zmianę po czym koledzy krzyczą wolniej, przytkało ich nawet jak na początek ;-)
Dalej zaczyna się konkretny podjazd, przerzucenie łańcucha na małą tarczę i mielimy... Odpada nam Marek, czekamy na niego co uważam za wielki błąd bo i tak po chwili zaraz za podjazdem odpadł. Podjazd przejechany więc bardzo spokojnie, przynajmniej dla mnie.
Kolejne kilometry przemijały dość szybko, ale spokojnie.. Każdy dawał mocne zmiany i po prostu lecieliśmy co sił w nogach... Aż tu nagle na mniej więcej 25km po mojej zmianie na wyplaszczeniu Michał dokręca o 3km/h jest hopka i zostaje kilka metrów za chłopakami bo nie sposób po zmianie było dokręcić.. O to jestem troche wkur***ny do chłopaków, ale i też do siebie., w sumie mogłem się odezwać, no ale się nie dokręca w dodatku pod wiatr i pod gorę... Jadę z kilometr zawieszony za nimi jakieś 50-100m po czym odpuszczam zupełnie...
Po kilku chwilach dopadają mnie chłopaki z TTC JADE Toruń i uczepiam się ich na resztę trasy nie dając zmian i nie przeszkadzając w ich drużynowej jjeździe.. Odpuszczam jazdę z nimi na 2km do mety żeby nie było coś nie tak... Ale tu z wozu serwisowego dostaję pozdrowienia od ich "dyrektora sportowego" ;) Po chwili jeszcze dojeżdża do mnie zbieranina jakiś kolarzy i tak wpadamy na metę..
No i tyle odnośnie całych zawodów... OTR Interkol uplasowal się na 9/25 pozycji co uważam za calkiem niezły wynik: czas drużyny 1h 14min . Pozostaje niedosyt jedynie że nie dojechałem z nimi, no ale cóż - błąd techniczny a nie brak siły.. Ja to tak odczuwam.. Chociaż to i tak nie taka forma jaką planowałem jeszcze ;) Trzeba sie teraz odświeżać i uspokoić treningi... :)
A jutro jedziemy ok 160km na objazd trasy maratonu w Trzebnicy ;)
Dzisiaj uwieńczenie ostatnich trzech dni:) Nogi są zmęczone, bolą też ręce, tyłek i plecy.
Od początku jechalo się bardzo ciężko - bardzo mocno pod wiatr. Łącznie to jakieś 70km idealnie pod wiatr, około 30km z bocznym i 50km z wiatrem na sam koniec.
Nie było możliwości przekręcić cokolwiek mocniej niż śmignąłem.. Na górkach nie dokręcałem bo nie dość, że było pood górę to jeszcze mocno pod wiatr. W pewnej chwili chciało się rezygnować, ale nagle się przestawia i jedziesz dalej.
Zajechałem dzisiaj na Prababkę gdzie dzisiaj było dosłownie gorąco ;) Podjechana bez problemu, ale też bez szarpania ;)
Na 90km mała przerwa w ulubionym na trasie sklepie gdzie było trzeba kupić picie i jakiegoś batona. pogadaliśmy z wlaścicielem którego nie widzialem już dość długo i fajnie było na chwile się oderwać od siodła :D
Po kilku minutach znów w trasie i jechane ;)
cad: 84 przewyższenia: 1055m max % podjazdu: 15%
Przed Prababką czas na fotkę:
Tablica na Prababce, której wcześniej nie było :d Wcześniej znacyz sie jakiś rok temu chyba :x
A na szczycie też, zapłonęło... Tak grzałem że się zajarało :x
I superowy sklep, gdzie jak się wejdzie pachnie PRLem bo mało w nim rzeczy, ważne że mają wodę i snickersa :D
Paradoksalnie mogę być spokojny i całkowicie niespokojny. Wiem, że jeszcze nie jestem w pełnym gazie choć chciałoby się już, ale wiem też że na dystansach czuję się po prostu swobodniej.. Zobaczymy w sobotę i później w niedzielę ;)
W sobotę wyścig - drużynowa czasówka - a w niedzielę planujemy niezły trening w sporym peletonie i objazd trasy maratonu - żądło szerszenia - z ekipami whirpool club i szerszenie trzebnica. Czyli wyjdzie gdzieś trening ok. 160km w niezłym peletonie i zapewne sporym tempie.
caD:86 przewyższenia: 557m
I kilka wczorajszych fotek: Finisz!
Jest ok!
Wręczanie pucharu..
I dzisiejsza dziura, tak wygląda całe 5km felernego asfaltu Gruszeczki na trasie Maratonu Żądło Szerszenia w Trzebnicy,
Po czasówce pojechałem się pokręcić po górkach regionu Grabów/Mikstat i trochę sobie tak polatałem ;)
Na zawody na koniec przyjechał Arturo Paterson i razem zrobiliśmy sobie pętle "Zakończenia Lata" i wróciliśmy do Mikstatu, tam pożegnałem Artura a sam pojechałem na jeszcze jedną pętlę tylko że w odwrotnym kierunku z podjazdem pod maszt :)
Nogi troszkę przymulone, ale pięknie weszło w nogi ;) Jest ok... Będzie tylko lepiej :)