Dzisiaj 2h trenażer przez pogodę, która przeraża! Śnieg, deszcz, wichura, słońce, chmury, lazurowe niebo.. i tak co 10 minut coś innego :)
Najlepszą decyzją więc było pozostanie w domu i kręcenie na trenażerze, na którym robienie interwałów i trzymanie odpowiedniego pulsu i kadencji jakoś mi lepiej wychodzi :)
Dzisiaj jazda odpoczynkowa więc tak bez większej historii :) Do tego po jeździe poszedłem wypucować rower :] Aż się cały napęd świeci :))
No i niestety, na piątek i weekend zapowiadają niezbyt ładną pogodę :( A były mega smerfastyczne plany.. Oby zmienili swoje prognozy i oby świeciło słonko :]
Cały plan zrealizowany dzięki wiatrowi :)) najpierw 35km pod mocny wiatr i akurat był zaplanowany taki interwał, który pomógł mi trzymać kadencję, wyższy puls i prędkość...
Wiał grubo ponad 30km/h wg. ICM i pod wiatr się nieźle wynorałem, ale po zmianie kierunku jazdy błyskawiczny powrót i nadrobienie sporej ilości czasu..
Najpierw średnia ok. 28/kmh, a jaka wyszła na koniec sami widzicie :]
Po dwudniowej przymusowej przerwie, po regeneracji nogi podają całkiem dobrze :)
Mogłoby być faktycznie troszkę lepiej, ale to ten wiatr dzisiaj bardzo utrudniał.. W końcu [dzięki przestawieniu czasu] mogłem się wybrać na górki za Miliczem - pokonane kilkukrotnie dla sprawdzenia formy - jest całkiem całkiem, na maraton trzebnicki będzie jeszcze lepiej :) Przez Milicz nie było problemu, w obie strony udało się złapać za tiry więc szybko przeleciałem odcinek śmieszki rowerowej po asfalcie :)
W drodze powrotnej niezbyt miła sytuacja mnie spotkała.. Już w Krotoszynie wyjeżdża przede mną dostawczak z przyczepką jakąś, załadowany maksymalnie pyrka sobie jakieś 30kmh no to go wyprzedzam [nawet nie wyjechałem na lewy pas] a gdy go wyprzedziłem....
Podjeżdża za mną zielony Opel Corsa na blachach PKR [reszty nie pamiętam :/ ] po czym widzę, że siedzi tam łysy burak ze swoją panną, która pokazuje gestem pukanie w głowę etc. Wyprzedza mnie i nagle zwalnia do 10-15 km/h.. Chcę go wyprzedzić to zajeżdża mi drogę, no to próbuję jeszcze raz i przyśpiesza tak że jadę obok niego, coś do mnie wrzeszczy i nagle zaczyna zjeżdżać na lewy pas spychając mnie do rowu ale po przeciwnej stronie :o Chcę zwolnić nie daje, przyspieszam on też.. Jedyny pomysł jaki mi wpadł do głowy - biorę bidon i olewam go do środka do auta, nagle zjeżdża na prawo [z przeciwka na szczęście nic nie jechało] - przyspieszył i zatrzymał się niedaleko na przystanku autobusowym, ale tylko obok niego śmignąłem bo burak nie zdążył wysiąść.. No kur.. Pozabijałbym takich.. I nie wiadomo o co mu chodziło, do tej pory się zastanawiam i nie wiem o co kaman..
Na szczęście jakby mi się cokolwiek stało miałbym świadków w postaci choćby dostawczaka, w którym jechało kilku robotników i obserwowali to wszystko.. No masakra :o
No to teraz czeka mnie dwa dni wolnego.. I dobrze! Bardzo dobrze :D
Wczorajsze podjazdy i późniejsza gonitwa Artura weszły pięknie w nogi.. Tak to odczułem, że dzisiaj każdy zryw był wielkim wysiłkiem, a gdy podnosiłem się z siodełka mięśnie aż wołały "siadaj i zwolnij" ;)
Tętno też "dziwnie" niskie, w sumie trochę się spodziewałem, ale nie aż tak ;)
Ale widzę też już spory progres także cieszę się niezmiernie :) Jest dobrze! ;]
Za tydzien za to czeka mnie "smerfastyczny weekend" o ile pogoda dopisze :) Ostatnim smerfastycznym weekendem było coś koło 350km w sobotę i niedzielę.. Teraz w planach jeszcze więcej ;] Ooooj będzie się działo :D
Po pracy szybko do domu, obiad i rower.. Jak to już standardowo bywa ostatnimi czasy, przygotowania do sezonu idą pełną parą..
Dzisiaj w planach trening podjazdów, więc znów wybrałem się na Milicz w celu żyłowania większego wzniosu na trasie.. Jako, że jeszcze jest niewystarczająca ilość czasu na wyjazd na górki za Milicz, na razie to musi starczyć :]
Będąc po drodze w Cieszkowie na ostrym zakręcie w prawo zaczął wyprzedzać mnie tir.. Będąc jeszcze troszkę przed nim widzę, że nie ma szans [zjechał całkowicie na lewy pas] bo z naprzeciwka jedzie autobus i kilka samochodów za nim.. No to gościu widząc to samo gwałtownie przyspiesza, skręca na maxa w prawo i prawie by mnie pieprznął naczepą - autobus w tym samym momencie hamuje z piskiem opon i staje.. Byłem przerażony, gościu oczywiście zaraz spieprzył w siną dal.. Istna masakra.. nawet nie miałbym gdzie uciekać bo krawężniki bardzo wysokie w środku miasteczka.. uhh..
Jadąc dalej spotkałem chyba dość miłego człowieka, bo jechałem chwilę w korku za traktorem i słyszę, że coś bardzo głośnego się zbliża.. i zaraz pewnie chciał wyprzedzać, ale.. a co mi tam.. machnąłem mu ręką.. podjechał z lewej strony - ja zjechalem do srodka pasa - oczywiście muza rozpieprzona na maxa a jechał z rodzinką znad morza [rejestracja z Gdańska] w góry się zdaje bo zapakowani byli nieźle.. No to ściszył i mu krzyczę, że coś mu nieźle trzeszczy w aucie że słychać go z kilometra.. Po czym faktycznie stanął na poboczu, coś chwilę pogrzebał, a jak mnie znowu mijał to już było cichutko i zapodał awaryjne w podzięce ;)
Kolejne kilometry przebiegały dość monotonnie, gdy dojechalem do górki to było aby w tą i z powrotem, razem przejechana 8 razy bo 4x z dwóch stron.. :)
Chcę jechać do domu, zjeżdżam z górki, ale z naprzeciwka widzę jedzie kolega z klubu.. Sobie mówię a co mi tam, wyjdzie dłuższy trening, w sumie taki jaki w planie napisany - no to zawracam i widzę, że jest jakieś 500 metrów ode mnie, zaczyna się górka i niweluję straty gdzieś do 100-150 metrów po czym płasko chwilę i zjazd by znowu pojawił się kolejny wznios, na którym dojechałem już do kolegi.. Powiedziałem, że aby chwilę odpocznę i będę mu mógł pomóc w prowadzeniu ;)
Po czym wiedziałem, że nie będzie z nim lekko bo Artur i płasko to się równa mordercze tempo :D Jest niczym Cancellara - istny koń pociągowy ;) I tak było i tym razem, tempo utrzymywane przez niego to jakieś 40-42km/h gdzie wcale nie było z wiatrem w plecy.. Wychodziłem co jakiś czas na zmiany, ale no cóż.. Po podjazdach nogi jak z waty i ciężko było, ale starałem się pomóc ;)
I tak dojechaliśmy do Krotoszyna, w którym nie odmówiłem sobie na wjeździe sprintu jeszcze, który by się przydało poprawić bo dość wolny jestem chyba [pod wiatr tez było]..
I tak oto wyszedł świetny trening, cieszę się - bardzo dobry trening.. Jeszcze jutro i dwa dni wolnego ;) W sumie zasłużone wolne i dobre na regeneracje :]
Dzisiaj w planie przejażdżka odpoczynkowa, ale dość męcząca - przede wszystkim psychicznie :D Jechać 22-25km/h pod wiatr zeby utrzymać to tętno w granicach to masakra.. A dzisiaj wiatr dmuchał niczym halny :D
jeden mocniejszy zaciąg pod górkę - po prostu nie mogłem się powstrzymać :)
powrót spokojnie i lajtowo z wiatrem :)
cad:85
No i o dziwo nie czułem się jakoś źle po wczorajszym, mógłbym to dzisiaj powtórzyć! :D