W niedzielę pojawiłem się na wyścigu MTB. Mały, kameralny i skromny wyścig przekształca się powoli w poważne, bardzo szybkie i tłoczne ściganie. Na leśnej rundzie pod Ostrowem Wlkp. zgromadziło się prawie 60 kolarzy i trochę kibiców.
Dość zimno, ale bez deszczu, lekki wiatr. Runda lekko ponad 5km razy trzy. Start to długa prosta. Po niej nawet zajmowałem dość wysokie miejsce. Górka czy zjazd nie było problemu, zacząłem odstawać od grupy "faworytów" po jakiś 4-5 pierwszych zakrętach. Wyszedł brak techniki albo przynajmniej gorsza niż niektórzy prezentują. Nie jest źle, ale może być lepiej. Tych kilka razy udało mi się dojechać, ale później już tylko ta przewaga zaczęła się powiększać.
Po chwili minęła mnie druga grupka z Włodkiem Gilickim z Kalisza.... a ja jechałem na zmianę na 15-20 pozycji. Niestety grupka czterech-pięciu kolarzy też mi odjechała na kilku zakrętach. No cóż.... Ostatecznie zawody ukonczyłem na 22 pozycji z 55 kolarzy, którzy dojechali do mety.
Najważniejsza była jednak zabawa, bo na MTB nie ma zmiłuj, nie ma wożenia się.... Więc znam swoje miejsce w szeregu. Fajnie jak się coś uda powalczyć, ale przynajmniej na mecie czekała gorąca zupa i to nie z bagażnika prezesa :D
Trzeba się powoli wkręcać :)
A tutaj jechałem z kamerką :D Będzie jakiś filmik ;)
Ostatni wyścig MTB w tym czasie jesienno / zimowym. OTR Interkol w Topoli Małej i ta piękna kręta runda miedzy drzewami z setką zakrętów, hopek i innymi takimi. Ogólnie zawsze to była masakra. Ale tym razem mój kochany bordowy Giant został w domu i wziąłem wystartowałem na nowym, przełajowym rowerku :)
Od samego początku jechałem na maXa i dużo do czołówki nie traciłem, póki nie zaczęły się faktycznie najbardziej techniczne momenty. W sumie nie traciłem tyle co zwykle, w sumie poleciałem na tyle dobrze, że wyścig skończyłem na 9 miejscu open!
Dobra dyspozycja połączona z nowym kilka kilogramów lżejszym rowerem dała mega efekt. Długi czas jechałem na dziesiątym miejscu chwilę za jednym koleżką... odpoczywając o dziwo bo tętno znacząco spadało. Odpocząwszy postanowiłem "zaatakować" chwilkę po przejeździe przez linię start/meta. Do końca okrążenia udało mi się utrzymać dobre tempo i nawet podwyższyć prędkość. Praaaawie udało mi się nawet dogonić ósmego Adama, ale za późno zaatamkwałem :D
Jechało mi się mega dobrze. A za dwa tygodnie już badania wydolnoścniowe i jestem ciekawy co one pokażą :)
No i jeszcze zapomniałem swoich okularów :) Moment ataku?! :)
I znowu... niezależnie od pogody postanowiłem pojechać przełajem na rynek z myślą, że "a może ktoś tam się pojawi". Fajnie się jechało, jak na głowę z nieba coś leciało. Mimo wszystkooo....się nie zawracało.
Serio serio, od początku z nieba siąpił deszcz, ale to jakby nie stanowiło dla mnie problemu: w grubej kurtce, ciepłych spodniach i ocieplaczach.
Dojechałem na ryneczek, w sumie nawet wyszło słońce... Było przyjemnie. Na rynku czekała już fajna ekipa.
Okazało się, że chłopaki jadą lasem do lasu... Od Przygodzic gdzieś tam lasem lasem i tylko lasem. Mega twarde koleiny, ślisko przeokropnie, w sumie przełaj....bo było trzeba biegać w butach po śniegu i błocie... i biegałem także... w moich karbonowych butach z szosowymi blokami... przeskakiwałem przez powalone drzewa, pod strome i śliskie hopki.. a później jechałem jeszcze gorzej, wolniej z ciągle ślizgającymi się butami, których nie sposób było już wpiąć. No, także średnio. Szukałem już najszybszego wyjazdu na asfalt. Porysowałem podeszwy, obiłem nogę, zdarłem bloki :/ Ale w sumie no, było fajnie... Dzięki chłopaki, że czekaliście.... :D
Zimno mokro brudno... ale fajnie :D
I jaaaazda! Zdjęcie Michała Pabiana :)
Wędrujący Kris.. Jednak buty i bloki szosowe nie nadają się na tego typu przebieżki ;-)
Może zabrzmi to dziwnie, górnolotnie czy coś... ale jeśli spełniasz swoje marzenia to cieszysz się jak dziecko i robisz wszystko, żeby nacieszyć się bardziej. Brawo Ty! Ja właśnie kupując przełajowy rower tak mam. Nie zważając więc na pogodę, postanowiłem pojeździć po "Baranie". Na początek niezła śnieżyca, gleba na lodzie, później kolejna na koleinach. Ale cały wyjazd mega przyjemny i potraktowany jako świetna zabawa ;)
Pierwsza "ustawka" we Wrocławiu, bo teraz będę tu częściej trenował więc jakby co to proszę pisać ;)
Wczoraj ujrzana na grupie fb informacja, że szykuje się wspólny trening z Bielan Wro. spod Starbucksa. Wiele więc więcej nie trzeba żeby mnie czasem zachęcić do podjecia decyzji.
Jedziemy z Czesią, która w sumie nie chce i się boi, ale dobrze wiem że nie ma czego. No i się okazało, że miałem rację bo dała sobie całkiem fajnie radę. Ja na nowym zupełnie rowerze.... Tak tak! Dorobiłem się w końcu roweru przełajowego. Piękna zielona merida.
Chciałem w końcu na nim polatać i się udało. Tempo nie było zawrotne, takie w sam raz jak na zimę. Ogólnie spoko 28-31 km/h z kilkoma szybszymi zaciągami. Muszę sobie treochę poustawiać jeszcze pozycję na rowerze, ale ogólnie jedzie się pięknie i fajnie :D
Po kilku kółeczkach gdzoeś na południowym zachodzie od Wro - wróciliśmy do domu ścieżkami rowerowymi.
Dziś lekki mrozik, ale całkiem było przyjemnie. Zmroził nas tylko wszystkich postój przez złapaną gumę przez jednego kolegę. Podczas jazdy niestety znowu lewa noga dała się we znaki :/
Wyścig w Topoli i 20/43 chłopa i kobit. Od startu niezłe tempo, ale co z tego jak na każdym kolejnym zakręcie traciłem tyle że nie byłem już tego w stanie nadrobić :D
Na starcie już standardowo tracę kilka pozycji by się wpiąć, ale nie ma tragedii. Później zaczynam gonić i nadrabiać.. Nie udało się jakoś superancko pojechać, ale taki standardowy wynik swój ukręciłem. I tak patrząc po tętnie: mogłem mocniej. Ale jeden problem: czuję się zmęczony ostatnimi treningami.
Wyscig świetny! Dołożyli nam do okrążenia kilka ciekawych nowych hopek i miejsc. Było tak zimno, że trudno było czasem utrzymać się w lesnych koleinach które po prostu zamarzły na kamień. Jeden ruch kierownicą poza koleinę i gleba murowana! Ściganie przy -10*C nie należy do najprzyjemniejszych doznań życiowych, ale z tą ekipą to można konie kraść! :)
Moje okrążenia stabline, ale już praktycznie po starcie ułożyła się stawka i tak jechaliśmy aż do mety.. Ja wyprzedziłem kilku, mnie wyprzedziło kilku na początku. A tak jechałem w dobrym towarzystwie kolegi Rafała Wiatraka z Milicza :)