To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:17725.93 km (w terenie 43.43 km; 0.25%)
Czas w ruchu:554:43
Średnia prędkość:31.95 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:115078 m
Maks. tętno maksymalne:210 (105 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:359064 kcal
Liczba aktywności:165
Średnio na aktywność:107.43 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Zakonczenie Lata 2013 Mikstat

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(0)
Po wczorajszym ściganiu nie nastawiałem się na nic wielkiego. Nie wiedziałem jak Namysłowski Klasyk odbije się na formie i ostatnio małej liczbie treningów. Jednak widocznie odpocząłem trochę i wczoraj dobrze się zregenerowałem :)

Co tu dużo pisać.. Ciekawe ściganie, jak to zawsze z Interkolem, Whirlpoolem i Fiołką + wielu sympatyków. Pierwsze kółko 10km zapoznawcze i powolne.
Ustawiamy się do startu ostrego i wio!

Od początku w sumie nie miał kto prowadzić, rwalo się trochę jak już ktoś próbował uciekać. Pierwsze km z góry i z wiatrem. Później skręt w prawo i ostro pod wiatr twarzowo boczny. Niezłe ranty tam szły, dwa razy wylądowałem na poboczu, ale jakoś Bóg nade mną czuwał i nie złapałem gumy i dałem radę wyjść z tego bez problemów. Kolejny skręt w prawo, lekka hopka na której również były ranty bo wiało wmordewindem.. Tam często jechaliśmy szybciej niż po płaskim. Kolejny skręt w prawo i 300-400m do finiszu.

Najważniejsze w sumie ostatnie kółko. Jak non stop siedziałem w środku peletonu tak teraz wiedzialem że trzeba się trzymać z przodu maksymalnie. Zjazd z masztu pokonany na pierwszej / drugiej pozycji także zakręt nie przysporzył problemów. Później rant pod wiatr i też w miare jadę w czubie. Skręt w prawo i przychodzi ostatnie 4km wyścigu. Hopka + wiatr = wolne tempo. Najbardziej denerwowało to Macieja Owczarka, który dał potężną zmianę i bardzo naciągnął peleton. U mnie skonczyły się kalkulacje i pod wiatr cisnąłem lewą stroną żeby tylko nie puścić kooła czsami. Stety niestety zapłacił za to słono...

Do "szczytu" hopki jeeszcze jakieś 500m i atakuje Krzysiek z Whirlpoola, jeszcze jedna pralka jest na jego kole + Przemko Mocek. Na zmianę wychodzi Michał Nawrocki i dociąga grupkę do nich... Tuż tuż skręt w prawo i 500m finisz!

W zakręt wchodzę gdzieś na 5-6 pozycji. Udaje się wyprzedzić tych co za wcześnie weszli w zakręt, niestety zostaję wyyprzedzony także przez Michała z Milicza. Ostatniecznie OPEN przyjeżdżam na 4m. a w kategorii do 23lat 3m. Tuż tuż za mną Michał Michalski i Przemko Mocek z mojej kategorii. Ogólnie w szóstce było 5 z kat.A.

Fajne ściganie, dawno nie dojechała do mety cała grupa, finisz z peletonu. Najważniejsze to było wejść w ostatni zakręt na max 5 pozycji aby dobrze móc zafiniszować bo do mety aby 500m niecałe. :)

Podsumowanie weekendu:
sobota 4m Open - 2m kat.A
niedziela 4m Open - 3m kat.A

Jest dobrze, jest forma :)

cad: 81
przewyższenia: 425m

Przyjeżdzamy - przebieramy :)


Chwila rozgrzewki z Chris1990accent :)


Ustawiamy się do wyscigu start ostry:


Wjazd na metę, zaraz za mną z lewej Michał i po prawej Przemo. Młodzi górą! :)


Eeee... Zrobiłem co chcialem ;]


Podium kat.A: 1m. Michał Nawrocki, 2m. Michał Małecki {milicz} 3m. ja :)


Wspólna fotka:

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Namysłowski Klasyk 2013

Sobota, 21 września 2013 · Komentarze(0)
Sceptycznie podchodziłem do wyścigu organizowanego przez drużynę Fiołka Trans. Przekładanie terminów, pierwszy ich organizzowany wyścig... Jeszcze od poniedziałku trochę chorowałem i w ogóle nie byłem pewny startu.

Jednak razem z Przemkiem oraz w ostatniej chwili z Robertem pojechaliśmy na wyścig. Chwila na zapisy, malutka rozgrzeweczka i odprawa. Ludzi z 15 może 20 staje na starcie. W sumie wyszło ciekawe starcie bo liczyło się głównie 3 z Whirlpoola, 3 z Fiołki i nasza 3-ójka z Interkolu.

Pierwsze okrążenie dość spokojne za autem ok. 35-40kmh. Pierwsza kostka - lecą bidony. Druga kostka, trzęśie w pizdu i troche bardziej, do tego to podjazd.

Drugie kółko już wyścigowe więc kostka daje się znać we znaki jeszcze bardziej. Trace do czuba kilkadziesiąt metrów - na szczęście udaje się dojść czym prędzej do czuba. Po jakimś czasie ucieka Arek Tecław. Dogania go ktoś z Fiolki, probuje po chwili dojść Przemko od nas, ale Robert Rasała już go nie puszcza mimo mocnej próby. Uciekczka dojeżdża do mety, a my jedziemy kolejne dwa okrążenia z kilkoma niezrzeszonymi. Tempo porządne. Bardzo rwane, co chwila Whirlpool naszrpie do prozdu ale nie dajemy im odjechać.

Trzecie kółko, które podobało mi się najbardziej to dla mnie subiektywnie najciekawsze okrążenie. Kostka przejechane w peletonie, później niby nic ciekawego, ale jednak dzialo się. Whirlpool szarpie, ja spawam, próbuję sam odjechać. W jakimś czasie odjeżdża Artur Gacek na kilkadziesiąt metrów, przede mną jedzie Daniel z Fiolki i w ogóle nie goni. Widzę po jego twarzy że już cienko wygląda. Ktoś szarpnął pod górę i dojechalismy w grupie do Artura, odwracam się i widzę Daniela {kategoria A} jakieś 10-15m za grupą.
Podjeżdzam więc do Przema i mówię że kategoria A odpada i trzeba depnąć. No to wio! Pociągnąłem co sily, Przemo poprawil bo mnie chyba zrozumiał i odjechaliśmy.
Później skręt w prawo, remont drogi, jeszcze traktor przed nami blokuje drogę. Jadę pierwszy w peletonie - objeżdżam poboczem traktor, Artur jeszcze jedzie ze mną i ktoś w czerwonym stroju. Atakuję - bo kto komu nie każe jechać w czubie. Uciekamy w trójkę, po chwili skręt w prawo i tutaj mało nie doszło do kraksy. Bardzo chyba rozkojarzony Artur jedzie prosto, uderza we mnie, ledwo utrzymuję równowagę, zwalniam prawie do zera - on przestrzelił zakręt a mnie zwolnił. Dobijam do czerwonego zawodnika, ale zaraz za mną był Robert z calą grupą. Dalej to już jazda na finisz, proba ataki jednego z Fiołki. Skręt w lewo na drużkę która prowadzi 500m na metę pod górkę. Próbuję atakować, ale Robert nie odpuszcza. Po chwili w peletonie male uspokojenie, atakuje Artur Gacek, nie odpuszczam, na 300m do mety jedzie peleton, zaczyna się finałowa hopka, atakuje Przemko, ja jestem prawie na koncu grupy znowu... Udaje się dojechać na jego kole i prześcignąć całą grupę...

Przemo dojeżdża na 3m OPEN a ja 4m.

Ściganie fajne, tempo dobre, słabe oznakowanie kredą, ale Marcin Fiołka jechał przed i czasem za nami i blokował główniejsze drogi tak że można było śmiało lecieć. Impreza godna polecenia. Na pewno przyjadę za rok :)

caD: 84
przewyższenia: 279m

Wyszło tak, że Przemko zajął 1m w kat. A , ja byłem 2m. w kat. A oraz Robert zdobył 3m. w kat. C

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Korona Kocich Gór 2013 - Zawonia - Wyścig

Sobota, 31 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Na ten start czekałem już od jakiegoś czasu "Korona Kocich Gór" - brzmi dumniie :) . Gdy tylko o nim słyszałem powiedziałem sobie "musisz tam być" - w końcu aż żal opuścić fajną imprezę przy ruchu zamkniętym tak blisko domu, bo raptem od Zawoni dzieli mnie tylko 50km.

Od rana pobudka tuż po 6:00. Mała toaleta, spakowałem się, rower na dach i jazda!
Droga przebiegła spokojnie i sprawnie, dojeżdżając na miejsce czuć już kolarską atmosferę... Jeżdżacy ciągle Mavic, balony CCC, auta profi grup, TVP, wielu fotoreporterów... Można się poczuć jak profi! :) Znajduję fajne miejsce parkingowe praktycznie zaraz przy starcie.
Wychodzę z auta a tu obok stoi Karol Adamowski z Whirlpoola.. W ogóle dużo ich tu jakoś ;) Koło nas parkują dziewczyny z drużyny Atom Dzierżoniów.. Fajnie się pogadało, pośmiało, zrobiło kilka wspólnych fotek i ten tego no... Jak to z dziewczynami ;)

Przebrałem się, wciągnąłem jeszcze batonika i razem z Karolem lecimy się trochę rozgrzać i rozkręcić nogę. Na start zajeżdzamy o 9:35.. Chwilę przed nami startują właśnie kobiety, a my amatorzy dopiero po nich jakoś o 10:00... Tak mi przyszło z Karolem że ustawiliśmy się w pierwszym rzędzie, obok mnie jeszcze wszedł Rafał Wiatrak, za mną sam Whirlpool i jeszcze Fiołkowicz ;)

3....2....1.....StArT!

Ruszam praktyznie jako pierwszy, prowadzę grupę przez pierwsze 500m może...dziwne że nikt mnie jeszcze nie wyprzedził...trochę zwolniłem, wszedłem w środek peletonu.. Niewątpliwie to był wielki błąd.. Co chwile słynne już polskie "kur*a jak jedziesz" "ja pierd*le nie hamujcie" "ku*wa jedziecie jak pi*dy" - oczywiście narzekali tylko ci z tyłu co to na zmianę nie wyjdą aby tylko narzekać i z tyłu się wieźć potrafią..

Ja spokojnie jadę mniej więcej na 30 pozycji... Na ok 10km katastrofa...Asfalt lekko chropowaty i są garby w asfalcie.. Jednego razu tak mnie podbiło że skoczyłem na siodle i tylko słyszałem jakby coś się łamało, siodło od tej chwili miałem w nienaturalnej pozycji, jednak się trzymało.. Przez to straciłem kilkanaście miejsc w peletonie...

Jazda na pierwsze hopki, droga coraz węższa...probuję przechodzić na czoło peletonu bo to ważne żeby nie stracić za dużo a tu....no dupa.. tempo wcale nie jest zabójcze, jednak nie daje się przecisnąć prawie z końca peletonu do czuba.. Droga jeszcze przed prababką hopka ok 6% sprawia, że do czuba tracę jakieś 200m.. Próbuję gonić pod Prababkę.. Zaginam się po prawej, jest coraz bliżej.. Jednak gdy doszedłem do grupy, znowu dalej nie da się przecisnąć bo wszyscy jadą albo slalomem albo całą szerokością drogi! masakra!
No ale niestety czoło peletonu już odjechało.. Zostaje więc praktycznie samotna pogoń po bruku.. tutaj idzie o dziwo całkiem sprawnie, lecę poboczem.. dojeżdżam odpadniętych od peletonu, zjeżdżam na środek bruku jednak peleton już jest jakieś 500m przede mną.. Dupa blada! Jestem na czubie mojej grupy, staram się gonić ale nikt nie daje zmian, dochodzimy Daniela Stajszyczka z Fiołki i Rafała Wiatraka, od tej chwili jedziemy jakieś tam zmiany ale już zdecydowanie za późno żeby dogonić peleton..

No to jedziemy w grupie ok 20 osób, z czego może 5-6 daje zmiany.. Jakoś tam dojeżdżamy drugie okrążenie do podjazdów, staram się odjchać na jednym z nich, ale niestety nikt za mną nie pojechał więc znowu w całej grupie pokonujemy podjazd w Radłowie Prababkę.. Mimo tylko 20 osób jest tam zbyt tłoczno, znowu jestem przyblokowany, ale jakoś udaje się dojść do ludzi z czoła grupy i tak do mety praktycznie dojeżdżamy razem.

Na 5km przed metą na zjeździe zmianę daje kolega Wołodźko z Eski Team Wrocław praktycznie do samej mety, tuż przed zaczynają się ataki, kasuję jeden z nich, a tu raptem ok 700m do mety.. Daje radę jeszcze wyjść z koła kompanom z drużyny felta i na metę wjeżdzam chyba 3 ze swojje grupy...

Wynik to jakieś 2:50 minuty straty do zwycięzcy, czyli odjechali nam na jakiś 2km.. Miejsce to 21/109 startujących... Szkoda że nie udało się załapać z główną grupą, brakuje treningów w grupie w tym roku, wyścigów typowych w których startuje cały peleton razem.. brakuje umiejętności zachowania się i odpowiedniego ustawienia.. Nogi raczej nie brakło, jechało się dobbrze.. Ba.. Nawet ledwo to w nogach odczułem.. Fajne ściganie! Na pewno wrócę tu za rok :)

Szkoda że nie udalo się wywalczyć czegoś więcej, rower wciąż brudny - do umycia ;)

Gratulacje dla Whirlpooli którzy zgarnęli calutkie podium.. Szacun Panowie! :)

Siodło i uchwyt na szczęście całe! Przekrzyywiło się aby jarzemko które trzyma siodło...śrube jak dokręcałem i poprawialem ustawienie siodła to była praktycznie odkręcona.. Dobrze że dojechałem do mety :)

cad: 88
przewyższenia: 400m

Atomówki z Dzierżoniowa i Ja oraz Karol :-)

{fot. greten}

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

TTT Amber Road 2013 - Interkolowo ;-)

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Zapiek na bezdechu, wmordewind i 93km!

Do Gostynia ruszyliśmy chwilę po 8:00 z Krotoszyna. Po odebraniu mnie i Patersona z domów obraliśmy kierunek zawodów. Droga minęła łatwo i szybko, przyjeżdżając na miejsce parkujemy w cieniu, rozkładamy się, niektórzy wyciągają trenażery. Stojąc i rozmawiając obieraliśmy każdy możliwy temat, włącznie z tematem prosto z Venus! ;) Ciekawe spostrzeżenia i dobre rady kolegów już żonatych na pewno przydadzą się w życiu... Alee.. To nie miejsce i czas na takie rozważania więc zamykamy temat i mając jeszcze jakieś 1,5h do startu zaczynamy się przebierać i zapinać numery na sztycach dodatkowo oglądając statki jakimi przyjechały na zawody niektóre drużyny... Chwilę przed startem jedziemy się rozgrzewać, ostatnie wizyty w ToiToi i można ruszać na start honorowy. Po drodze spotkanych mnóstwo znajomych, Vuki z BikeStats jako kamerzysta i fotoreporter, Drużynę Szpiku, Artura Kozala z FTI, kolegów z Gostynia od orgów, Musasziego "z fejsbuka" etc.etc :) Z każdym chwila pogadanki i można startować.

Start honorowy i całkiem błyskotliwy Musaszi prowadzący całą imprezę. Kilka uśmiechów do kamery i aparatu, startujemy :) Najpierw powoli przez miasto do miejsca startu ostrego pod bazyliką. 3...2...1... START! :)

Pierwszy na zmianę wychodzi Michał M., ja chwilę później po nim i znowu on, ale po jakiś kilkuset metrach ustawiamy się w naszym szyku. Za nami startuje FTI&Ludora; Team z Arturem Kozalem, Łukaszem Rakoczym na czele z trzema zawodnikami. Wiedziałem że pewnie nas dość szybko dogonią, ale żeby już po 7km ? No kpina!

Pierwsze kilometry sporo pod wiatr.. Jedzie się ciężko, ale równym tempem. Ja i Michał odwalamy kawał najcięższej roboty, do tego dochodzi jeszcze Robert oraz ciutkę słabsi Błażej i Paterson. Jedziemy jednak całą piątką i trzymamy się jak najdłużej razem... Gdzieś po 35km w końccu zmiana kierunku jazdy i zaczęło wiać w plecy. Na 40km mieliśmy średnią prędkość 37,8km/h! Czyli całkiem nieźle..

Zjadam już jednego żela, połykam batonika, ale wciąż mało! Czuję delikatny głodzik, ale nie chcę się też zapchać. Na ok 55km wymieniam bidon, który wiezie nam dzielny motocyklista.. Kilka łyków soku z gumi-jagód i jest ciutke lepiej ;)

Lecimy sobie spokojnie jak na wojnie, każdy daje dobre zmiany na tyle ile potrafi, za sobą kilka razy słyszę żeby nie przyspieszać, nie urywać, no ale to jazda na czas...fakt..druzynowa ;)

W 5-ciu jedziemy gdzieś do 75km chyba.. Ja sobie pożeram ostatniego żelka dzisiaj. Jedzie się wyśmienicie, tutaj jednak narzekać zaczyna Michał że zaczynają dobierac się do niego skurcze! O kurcze! Daje krótsze i ciut wolniejsze zmiany, odpoczywa chwilę.. Ja ciągnę ile sił w nogach, jednak pod wiatr idzie to po prostu topornie.. Jazda sprawia niemiłosierny wysiłek i ból w nogach.. Na około 15km przed metą mamy średnią 40,3kmh.. Jednak końcowa jazda to raczej włóczenie się pod wiatr prędkością 31-35km/h...

Jednak do Gostynia już blisko, każdy dokręca co sił w nogach, ostatnie zakręty i meta! :) Dojechaliśmy w czterech - Ja, Michał, Błażej i Robert :) Artur kilka minut po nas ;)

Z wyniku można być zadowolonym. Średnia prędkość bardzo zbliżona to zeszłorocznej. Miejsce ciut gorrsze, ale też więcej drużyn wystartowalo w tegorocznej edycji. Było ciężko, ale było po prostu przednio!

Forma ? Chyba idzie w dobrym kierunku :) Dzisiejsze zmiany przebiły wszystko, nie myślałem że będzie tak dobrze a tu proszę, dawałem radę długo ciągnąć z dobrą prędkością.. Nie ominąłem żadnej zmiany, nie skróciłem żadnej, ani chwili nie odpoczywałem, po prostu 93km przejechane na maXa! Także mogę być dobrej myśli, nie jest jeszcze ze mną najgorzej :) Może uda się powalczyć w sobotę w Zawonii :)

Organizacyjnie wszystko na 5-iątkę! :) Wszystko cacy, dobre zabezpieczenia trasy, świetna obsługa, dobra oprawa, piwko i kiełbaska po zawodach! Super!
Brawo dla Orgów! :) Fryga i spółka dali radę ;)

Oficjalnie 20 miejsce. Straty do Interkolu nr1 mieliśmy 10 minut. Nad Interkolem nr3 była 7 minutowa przerwa. Ogólnie występ przyzwoity..

cad:89
przewyższenia: 211m

Ocieram pot z twarzy Prezesa! Wazeliny nigdy za mało, a nóż pojadę za rok w pierwszym składzie :p


Jedziemy po 20/53 miejsce :) Od lewej Błażej, Robert, Michał i ja po prawej :)


Wykres endomodno:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

ITT i kraksa z wozem transmisyjnym

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Kiedy dzień jest trudny na samym początku to może oznaczać tylko katastrofę całego zaplanowanego dnia, który niczym z góry określony plan miał być dniem przewidywalnym aż do przesady. Budzik nastawiony był dokładnie na 7:30 - i tu pierwsza sytuacja ponieważ "koło ucha lata mucha" - niestety nie była nią ponętna aktorka ani całkiem ładna MINISTRA... Była to bzycząca i denerwująca mucha - owad.
Po porannym ogarnięciu zjedzenie pełnej porcji śniadania przychodzi z wielkim trudem i nie należy to do najprzyjemniejszych czynności.. Nienawidzę jeść o tak wczesnej porze! Drugą sytuacją była dość nerwowa jazda w kierunku startu, którą urozmaicały traktory, kombajny i tir, który jechał wolno i nie dawał się długo wyprzedzić..

Jednak po dojeździe pod mikstacki maszt wszystko wydało mi się fraszką.. Wszystko zaczęło się wydawać znowu piękne i takie samo jak zawsze.
Przemili ludzie, przesympatyczni znajomi i wspierająca rodzina. Poszedłem odebrać numer startowy, uiścić stosowną opłatę i poszedłem się rozgrzać aby nie zatkać od razu organizmu wysiłkiem ponad wszelkimi progami.

Dzisiaj właśnie miał być ten dzień, w którym uwieczni się cała moja jazda. Tata kupił sobie nówkę sztukę kamerę FullHD i omówione mieliśmy proste sprawy: tata kieruje, Ada trzyma kamerę, wuja kibicuje, ale to wszystko odbywa się za mną..

3, 2, 1 start! Ruszam śmiało, mijam tatę, na liczniku bez większych problemów pokazuje się 53km/h i jedzie się dobrze. Patrzę co się dzieje, a tu tata zrównuje się ze mną, po chwili mnie wyprzedza.. Mówię sobie spoko, pojedzie do przodu.. poczeka, wyprzedzę go, i nagra się picuś glancuś.. A tu zdziwko, zakręt 90* i problem. Wyrzuca z niego bardzo, na drugą stronę szosy.. A mi kazano się zmieścić w tym samym pasie! O zgrozo.. W ogóle nie wiem co, ale miałem skręcić nagle i bardzo gwałtownie bo........tata na tym zakręcie zwolnił prawie do zera, nie odbił na lewy pas jak nim jechał tylko ściął mi drogę..no to co?! No to JEBS!

Srrrruuu.. Odbiłem się o bok samochodu i sromotnie upadłem. W pierwszej chwili wstaję i chcę jechać dalej, zaciśnięty hamulec daje się szybko odblokoować, ale patrząc na wygiętą klamkę załamało mi się serce. Na szczęście nie ucierpało nic, klamka się naprostowała i lekko obdarła.. Wracam więc na start z mega szlifami na łydce, udzie i biodrze.. Startuję więc jako ostatni..

Tutaj już jazda bez przygód i fajerwerków.. Ciężko się jedzie, czuć nogę, czuć łokieć, czuć mega rozbicie i totalną niemoc.. Zupełne przeciwieństwo pierwszego startu - zakończonego po ok 600m, ale już na starcie jechałem 4km/h wolniej :(

Na końcu wyszedł więc nieciekawy czas, oficjalnie 26m 41s, ale nie usprawiedliwiam się kraksą.. Jest jak jest, nie dość że czasówka to nie moja mocna strona to rok temu był czas jakiś 2 minuty lepszy.. Może przez kraksę? Nie wiem, już się nie dowiem.. Buu! ;)

Żyję, jutro planuję rozkręcić nogę, pulsuje jak cholera, szczypie niemiłosiernie, ale twardym trzeba być i nie pękać ;)

caD:88
przewyższenia: 121m

Jadę jadę i widzę co się święci, mina już nietęga i przygotowuję się na najgorsze.. Odbijam się o samochód BOKIEM! co najprawdopodobniej jest najłaskawszym wyrokiem dzisiaj.. Nie chciałbym widzieć ani roweru, ani siebie po uderzeniu prosto w bok auta..


Auuuuuuuuuua! Dobrze że klamka uderzyła o trawę.. O asfalt mogłaby się rozsypać..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Kiepsko i zajebiście ;-)

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, Interkol, Zawody
Zawody w Sieroszewicach, czyli w skrócie = ITT :)

Nigdy czasowcem nie byłem, ale to słabe usprawiedliwienie - kto ma nogę ten jedzie.
U mnie nogi jednak brak, nie mam ostatnio głowy do treningów, jadę bo jadę i oto widać efekt. Czas gorszy o pół minuty niż rok temu..

Nie zacząłem z grubej rury, początek raczej dość asekurancko. Na 8km mija mnie pierwszy, a na 11km drugi zawodnik startujący po mnie. No cóż, ewidentnie nie mój dzień. Ostatni nie byłem, za wynikami oficjalnymi jeszcze czekam, ale raczej "pilnowałem tyłów" jak to się mówi.

Miło było spotkać dzisiaj KRZYWEGO vel Marcina K. :] Przyjechał taki z gór na czasówkę po płaskim i dolożył mi konkretnie ;) Poczekaj no! Odbiję to sobie w górach jeśli złapię formę przez niecały miesiąc na Liczyrzepie! :D

Dziś za to sukces na uczelni. Praca Licencjacka zaakceptowana, wpis do indeksu zrobiony, teraz aby drukować pracę na czysto i oprawić oraz oddać do dziekanatu ;-) Można śmiało się zacząć uczyć na obronę - ale to od jutra ;)

Dzisiaj czeka mnie ważniejsza sprawa, no może nie ważniejsza, ale dość istotnie mieszająca w moim zyciu na plus, ale jednak mieszająca ;) Wycieczka do Trzebnicy i powrót do domu jutro po pracy.

Treningi teraz oczywiście schodzą na drugi plan. Czas ucieka, obrona coraz bliżej a obiad stygnie - a ja siedzę i piszę notkę :D

Tak więc bajo, myślę że może do wtorku/środy - gdzie uda się coś wyskoczyć.

W planach bardzo oczekiwana wycieczka w góry - 19-20-21 planuję być w górach. Nie wiem czy sam, czy ktoś się ze mną zalapie, ale chce jechać i pojadę.!
Odpocząć od nauki, wyjeździć kilometry w górach bo przecież ROAD TROPHY czeka :)
I może 26-27-28 powtórzę wycieczkę. Bardzo tego chce, nic nie może stanąć na przeszkodzie.

caD: 86
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Kryterium w Trzebnicy - zabawa na sto dwa!

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(0)
Od dawna chodziło za mną to kryterium i pojechałem się pościgać na krętych rundach z dwoma sztywnymi hopkami :) Jednak po wczorajszym wiedziałem, że będzie niewątpliwie problem utrzymać się z czołówką więc podchodziłem do startu bardziej "zabawowo".

Nigdy nie startowałem w kryterium. Bardzo kręto, technicznie i szybko... To nie dla mnie ;) Stanowczo wolę "maratony" i wyścigi o dłuższym dystansie na jednej rundzie ciągiem...

Pojechałem więc dzisiaj z rana do Trzebnicy, droga minęła dość szybko mimo wolnego tempa przez próbę "oszczędności" paliwa ;) I auto przez 110km spaliło 6,7l co jak na benzynę 1,6 jest chyba dobrym wynikiem. Zajechałem na miejsce, wjechalem na parking jakieś 200m od startu bo nie chcieli mnie panowie policjanci dalej wpuścić. Poszedłem się więc zapisać, a tu Grzegorz. Przywitaliśmy się i pogadaliśmy i poszedłem oddać 15zł w zamian za prawo startu ;) Wróciłem szybkim krokiem do auta, wypakowałem rower i przebrałem się dość sprawnie.

Nagle podjeżdża ekipa z Whirlpoola i razem z Krzyśkiem jadę zrobić dwa kółka na małą rozgrzewkę trasą wyścigu. Masakrycznie kręto i technicznie. Po powrocie idziemy na start, staję sobie w pierwszym rzędzie i podchodzi do mnie pani z mikrofonem i kamerą :] Udzielony krótki wywiad i do tego zapowiedź kolejnego po przyjeździe.

Szybkie odliczanie i WIO! Start całkiem spoko, jadę na pierwszych pozycjach, ale pierwsze skręty i spływam. Po chwili jesteśmy na głównej, skręt w lewo na pierwszy podjazd. Przechodzę bliżej pierwszych po czym nagle Marcin z Fiołki robi klasyczną "rybkę" i koleś za nim smyra mu koło i jazgot porządny upadającego sprzętu. Ja jadę praktycznie zaraz za nimi i udaje mi się odbić szybko w lewo. Przede mną jeszcze Robert Rasała, który też cudem uniknął wjazdu na przewróconego.
Po szczycie szybki i kręty zjazd, jest ok, tempo zwolniło. Nogi jednak pieką niemiłosiernie. Nie zdążyłem się jednak zregenerować po wczorajszym.
Kolejna runda, kolejny podjazd... Nie odpuszczam, jadę w peletonie... Ale przychodzą kolejne zakręty, zamykają mnie na jednym z nich, hamuję praktycznie do zera i mam już całkiem sporą stratę... Zostaje też Przemko z Interkolu i staramy się razem gonić. Nic z tego, na kolejnych zakrętach Przemo daje rade, ja nie ryzykuję i jadę swoje.
Po jakimś czasie dojeżdżają do mnie na zjeździe Fiołki i kilku NoNameów i jedziemy razem. pytam się aby kontrolnie czy to już dubel i ucieczka czy tylko grupetto. Jest grupetto! Więc jadę z nimi, pod górę wychodzę na prowadzenie, na zjazdach znowu trochę tracę. Raz nie wyrobiłem i musialem podskoczyć z całym rowerem na chodnik! Próg był całkiem spory i dobrze że nikt tam nie stał bo była by niezła gleba.

Doganiam moich kompanów, jedziemy razem, po chwili wyjeżdżamy z ulicy Leśnej spod mostku, skręt ostry w lewo, ja się ładnie składam i lecę w kierunku ronda, a za mną porządny wypierdziel. Jak się później okazało był to Daniel Stajszczyk, z którym wczoraj dzielnie zawalczyłem w Ustroniu. Poocioerany nieźle, ze złamaną prawą klamką. Odwracam się i tam widzę już jak strażacy biegną ku pomocy. My jednak jedziemy dalej, ostatnie okrązenie.

Staram się przyspieszyć na pierwszej ostrej hopce, ale nic z tego, wszyscy siedzą na kole. Po chwili na drugim podjeździe atakuje ktoś z Eski, my jednak jedziemy dalej swoim tempem. Odjeżdża nam koleś na jakieś 500m, dochodzimy go powoli, ale tutaj nagle skręt w prawo i prosta na metę. Lekko pod górę i pod wiatr... Cisnę 45kmh na prowadzeniu, po chwili jednak objeżdżają mnie i z prawej i z lewej sprintem.. udaje się jeszcze usiąść na kole, doganiamy uciekiniera i walczymy z drugim kolegą z Fiołki.. Tu już nie daję rady podnieść dupska z siodełka i lecę ile fabryka dała w siodle, on jeszcze dowalił trochę do pieca i zgasł zaraz za metą o koło przede mną.

Po chwili podbiega do mnie miła Pani z mikrofonem i kamerą, pyta o kilka rzeczy.. Jak znajdę reportaż to na pewno się pochwalę :p

i tak oto kolejny wyścigowy dzień za mną. traktowałem to jako dobrą zabawę i tak też było, fajny trening.. chcialem dojechać z czołówką ale nie dałem rady dzisiaj. na świeżo byłoby zupełnie inaczej, chociaż na zjazdach i w zakrętach traciłem nie przez niedyspozycję ale przez brak odpowiednich umiejętności.

Forma jest dobra, żałuję jedynie że starty mi się kończą na ten okres :/ może Srebrna Góra?! Ale to nic pewnego, Istebna ?! Może, ale będzie ciężko..

Fajnie dzisiaj było, warto było pojechać choćby tak "for fun" ;)
I co najważniejsze, załapałem dzisiaj konkretną kolarską opaleniznę. W końcu! :D

cad: 95
przewyższenia: 255m

Ekipa Interkolu na dzisiejszym wyścigu:


Dzisiejsza trasa:/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wyścig "Puchar Równicy" w Ustroniu 2013 Road Maraton.

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Gdyby ktoś mi dawał mi taki wynik przed wyścigiem - brałbym w ciemno.
Ale od początku ;-)

Pobudka zaplanowana wczoraj wieczorem przebiegła idealnie chwilę po godzinie 7:00. Chwilę jeszcze wylegujemy i rozciągamy się z Mikołajem w łóżkach przy muzyce z 4funTV. Miki wstaje pierwszy, poranna toaleta i idzie na śniadanie... Ja także zażyłem wszystkich obowiązkowych porannych czynności i wyruszyłem na dzień wcześniej przygotowane sniadanie. Wiejski serek, dwie bułki z twarożkiem + banan. Tak tak, to w zupełności przez chłopaków i ich PROzdrowe nawyki ;)

Po tym umawiamy się chwilę później na dole już przygotowani do wyruszenia na start. Przebieranki w pokoju, pakowanie batona i bananów do kieszonek, zalewanie izotonika i można śmiało pojechać na start.

Na starcie jeszcze mało obecnych kolarzy, ruch samochodowy jak w Paryżu, a choć trochę trzeba się rozgrzać. Wjechałem więc sobie 3 razy na blisko położoną górkę i pojechalem ustawić się na start. Tu Wiesiek Legierski stał już swoim czerwonych autem na wyjeździe z ryneczku. Uff! Udało się ustawić praktycznie w pierwszym rzędzie! Po chwili dochodzi Błażej z Ostrowa i Bartek z Mosiny z którym przyjechałem - Mikołaj jakoś stanął ze swoją ekipą BodyICoach trochę dalej. Nadchodzi czas startu, włączam endomondo, zagryzam bananem i wio!

Od początku lekka nerwówka, kolesie przy mnie się przewracają i nie mogą się wpiąć. Mi udaje się to bez żadnego problemu i jazda rundą honorową w czubie. Jest ok! Ale gdy tylko Wiesiek zjechał zaczął się ogień!

Miałem plan jechać w czubie chociaż pierwszy podjazd i ostro walczyć. Ale po chwili podjeżdża Bartek i Mikołaj, staram im siedzieć na kole a tu nagle pulsometr wskazuje tętno 190! Mówię nie! Zwalniam do swojego, tętno spada do ok 180ud/min i jedzie się fajnie. Przede mną śmignął jeszcze Daniel Stajszczyk z Fiołki i sobie myślę, że za cholere już nie puszczę bo wiem że on jedzie w mojej kategorii. Jadę sobie swoje, widzę go na pierwszym podjeździe pod Równicę na jakieś 200m. Po chwili nagle do niego dojeżdżam i albo on strasznie zwolnił albo mi jechalo się dość dobrze swoje.

Niedługo po tym dojeżdża do mnie całkiem sympatyczna dziewczyna z Bikeholików i siadam jej na kole mówiąc na głos "o nie, być nie może, dziewczyna mnie bije!" ;) No to może zachowałem się mało po dżentelmeńsku i odjechałem od niej na wypłaszczeniu do maty na Równicy goniąc powstałą przede mną grupą.

Zaczynam zjazd, widzę Fiołkowicza i wiem że nie jest źle! Koleżanka z Bikeholików została daleko, nam uformowała się ciekawa grupa na zjeździe i lecielismy już praktycznie w tym samym składzie wszystkie rundy i dopiero rozstalismy się pod Równicą.

Do pokonania po zjeździe był podjazd po cholernie nierównym bruku, podjeżdżany przez większość po chodniku... Ja też sobie trochę ulżyłem ;) Tętno ciągle szaleje od 175-180 czyli jadę dobrze i równo swoje. Grupa mi bardzo podpasowała bo byliśmy na mniej więcej tym samym poziomie. Znalazło się kilku kolegów z Bikestats i Forumszosowego, slyszałem aby co chwilę na trasie od kogoś "Ooo cześć Kris" :)

Najbardziej podobało mi się jak dopingował nas Jędrzej Konwerski z RoadMaraton Team, dobrze się pogadało z JasKółkiem Grześkiem Niechajem. Jednak odjechali mi na 1,5 minuty na finałowym podjeździe.
Jeszcze był Sikora Szymon ze Skoczów Cycling Team - co chwila było "oo, to znowu Ty" Jechaliśmy bardzo równo i co chwile się mijaliśmy albo na zjazdach albo na podjeździe. Ale odjechałem mu na ok 15s na Równicy. :)

Rundy pokonywane w grupie, także troche się nadrobilo, na podjeździe na rundach jechałem sobie raz w czubie, raz z tyłu grupki, różnie. Na podjazdach podganiałem, raz próbowaliśmy odjechać we dwoje po plaskim za bufetem ale koledzy nie odpuścili. W międzyczasie dubluję Marka Łukasika, pozdrawiamy się ale trzeba jechać dalej. Startował jeszcze z Interkolu kolega Kierzek z którym aby chwilę pogadalem na mecie :]

Po ostatniej rundzie czas na dojazd do podjazdu pod Równicę. Zostaję przez małe gapiostwo na jednym zakręcie i chłopaki odjechali na jakieś 50m. Na szczęście po chwili zjazd po katorżniczej kostce. Tam trochę ryzykuję i nadrabiam stracony dystans bo chłopaki jadą jak panienki ;) W sumie nie ma co, sporo bidonów ludzie zgubili, okulary leżały...

Zaczyna się ostatni, finałowy podjazd! Grupka odjeżdża, ja jadę sobie równo z nowo poznanym kolegą z teamu ze Skoczowa {tutejszy}. Podziwia tych co nam właśnie odjeżdżają, ja mu mówię że jadę swoje i nie szarpię... Kolega odjeżdża mi na 100m po czym wisi między grupką i mną. Grupka zaczyna się dzielić, ja go doganiam, wyraźnie słabnie. Trzyma mi jeszcze chwile koło ale odjeżdżam mu na dobbre, podganiam pojedynczych maruderów z grupki. Pytam jeszcze strażaka ile dokładnie do mety a on mi ok "1,5km". No to wrzucamy wyższy bieg, szybko wyprzedzam jeszcze 4/5 kolarzy i jestem na szczycie :)

Wjeżdżam na metę, tam czeka już Marcin Fiołka, Mikolaj i Bartek, którzy włozyli mi jakieś 10minut! Tylko i aż! Poprawiłem swoją jazdę po górach :] Jest ok!
Idę coś zjeść, napić się, wracam do chłopaków i mi mówią "masz 6m w kategorii" No to super! Dostanę pucharek :)

Wrażenia z jazdy?! Za radami Bartka i Mikołaja jechałem cały dystans swoje, raz próbowałem uciec ale się nie dało i odpusciłem, na druga Równicę zostawiłem sobie zapasu na tyle że podjechałem całkiem fajnie i podganiałem tych co byli przede mną. Wyścig na 102! Trasa zabezpieczona, wyścig przy ruchu zamkniętym, ciekawe rundy i świetny podjazd pod Równicę :)

Mogę być zadowolony i z formy i z siebie na tym wyscigu :)

cad: 82
przewyższenia: 1548m
max % podjazdu: 13%

wyniki:
kategoria: 6/~35
open: 65/~250

Bartek, Mikołaj i Ja na mecie wyścigu! :)


Jest! 6 miejsce! :)


Pucharek :)



Trasa dzisiejszego wyścigu:/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Shut up legs! Wyścig: 1 miejsce.

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Jeśli ktoś jeszcze wątpi, że forma {jakakolwiek by względem kogoś nie była} moja jest dobra, to dzisiaj ma potwierdzenie ;) Chociaż pewnie maruderzy i malkontenci znajdą łyżkę dziegdziu i włożą ją do mojej beczki z miodem.

Jechałem z nastawieniem jakiegokolwiek jeszcze w sobie nie miałem. Niewątpliwie miał też swój wkład do tego album AC/DC "The Razors Edge".

Gdy przyjechałem na start było jeszcze całkiem dużo do mety więc na spokojnie było można pogadać z Łukaszem, który też już tam byl ;) Po chwili zaczęła się zjeżdżać reszta ekipy, Fiołka Team, Whirpool i oczywiscie Interkol :)

Sprawne zapisy, szybkie przebieranie, ostatni odsłuchany kawałek "Thunderstruck" i jade na start. Tam mała zawierucha - brakuje dwóch z Whirpoola, jeszcze nie dojechali.. na szczęście teraz tylko start honorowy więc mogą wystartować 10km dalej. Oni już na nas czekają, brakuje Krzyśka z Whirpoola znowu - i kurde dupa, wszyscy już są, a ten sobie czeka pod masztem - szybka decyzja całej grupy, startuje ale bez klasyfikacji. Szkoda...

Praktycznie zaraz po starcie na przód ruszył Przemko Mocek - ucieczka. Leci kilkanascie kilometrów, ale Whirpoole trzymały go dzielnie na kilkaset metrów, w tym nawet Interkolowcom niektórym zdarzyło się być dłużej na mocniejszych zmianach. Przemka dorwaliśmy na podjeździe pod Maszt, ten już zajechany więc nawet się na koło nie złapał bo poszedł mocny zaciąg.

Dalej to jazda trochę bez historii, co rusz ktoś mocno z Whirpoola zaciąga, ale jeszcze trzyma się cała grupa. Jednak zrobili to co chcieli. Najpierw po płaskim dali dwóch do ucieczki na odstrzał. Jednak doprowadziliśmy do nich całą grupę i się w całości niektórzy już wypstrykali - a tu pod górę poszedł zaciąg dwójki mocniejszych jeszcze i odjechali do samej mety. W sumie wyścig się skonczył.

Po tym to już tylko szarpanie na górkach i co rusz z koła spadali kolejni zawodnicy. Najbardziej dało się to odczuć na przedostatnim podjeździe pod maszt {drugie kółko} - grupa rozerwała się na dwie części. Ja spokojnie zahaczyłem się na kole Michała Kolendy więc byłem na dość dobrej pozycji. Na zjeździe dokręciliśmy jeszcze bardziej, ale po chwili Whirpoole sie opamiętały i przestali gonić swoich uciekinierów. Po chwili patrzę, że dojechała tamta grupa.

Mi to zupełnie nie pasowało bo byli tam rywale z kat.A. Ale byłem spokojny że na kolejnym podjeździe znowu zostaną skoro już teraz mieli problemy. Tak też się stało, w sumie ledwo zaczęła się górka za kościółek i skręt w lewo na główną - wszyscy spływali. Trudno więc, trzeba przeskakiwać wyżej. Z Interkolu jedziemy już tylko we trzech - Ja, Bazyl i Łukasz Grzesiek. Reszta zdecydowanie słabsza.
Do tego dołożyć piątkę z Whirpoola i Błażeja oraz Marcina z Fiołka Trans i mamy peletonik. Jedziemy równo już, mocno, mocniej i ani się nie spostrzegłem byliśmy już na prostej prowadzącej pod Maszt!

Rozglądam się po całej grupie, oglądam się za siebie i nic nie widzę i dociera do mnie że jeśli nagle nie stanie się katastrofa mam pierwsze miejsce w kat. A ! :)

Zginęły nagle wszystkie myśli, poczułem że odwaliłem kawał dobrej roboty. Utrzymałem koła dopóki jechaliśmy równo i mocno, ale gdy na jakieś 500m do mety, zaczęli się ścigać pod górę odpuściłem - bo i po co dymać jeśli nie trzeba.

Wjazdem na metę postanowilem standardowo rozerwać "publiczność" i jest OK! :)

No co, 10m OPEN, przyjazd w pierwszej grupie, nie raz dociągałem bo Maciej odstawał na górkach, nie raz byłem w samym czubie - w szczególności gdy popękało. 1m. w kategorii napawa optymizmem ;)

O dziwo na wszystko znalazł się czas - zjeść, napić się, pogadać na trasie.. Jakoś tak, było trudno ale warto zacisnąć zeby i powiedzieć nogom SHUT UP LEGS ! i jechać dalej. W sumie nie było momentu w którym chciałbym dzisiaj odpuścić, w którym miałem dość, w którym poczułbym że odpadam. Dziś było idealnie.
Wpadł nawet Mateusz Nowak na moje zaproszenie, niestety nie zdążył na start. Więc pogadalismy chociaż na mecie :)

Mam nadzieję na fotkę z mety, ciekawe jak wyszła poza na Sagana :D

W myślach kawałek AC/DC - Thunderstruck:

"Said yeah, it's alright
We're doing fine
Yeah, it's alright
We're doing fine"

Pojechałem jak rażony piorunem ;)

cad:89
przewyższenia:598
podjazdy: 20km
max %: 6%
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Maraton Trzebnica - Żądło Szerszenia 2013

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Na początek: zabrakło mocnej i wyrównanej grupy. Tyle...

Dystans: 150km
Czas: 4h 28min 43s
Miejsce open: 43/249
Miejsce kat. M2: 10/30

Jako, że start przypadał dość wcześnie to w miarę szybko było trzeba wyjechać do Trzebnicy. Pobudka o 5:45, zrobiłem co trzeba i ani się nie obejrzałem a już byłem pod Trzebnicą. Parking pod Bricomarche okazał się strzałem w dziesiątkę - do bazy maratonu mieliśmy raptem 50m na drugiej stronie ulicy...

Gdy tylko przyjechaliśmy na miejsce poszliśmy odebrać numery startowe, poszlismy za potrzebą i czas na przebieranki. Ja jeszcze wszamałem trochę makaronu i picuś glancuś jest jak ma być. Bardzo łatwo znalazł mnie TravisB oraz Vuki, a także po chwili maciej1986. Tak sobie rozmawialiśmy, ja w tym czasie się szykowałem.. Przyjechali też chłopaki z Fiołka Team i również pozdrowili ;)

Moi Interkolowcy ruszyli na start, a ja miałem jeszcze ponad 40min. Razem z travisb pojechaliśmy na małą rozgrzewkę, do sklepu po batonika i na orlen do toalety. Po chwili ruszyliśmy na start. Tam zdążyłem jeszcze wszamać jednego banana i włączylem endomondo i jeszcze szybko za ToiToia siku bo do środka mega kolejka.

Nadchodzi godzina 8:52! To czas startu. Gwizdek i jedziemy, nie znam nikogo z grupy oprócz Adama {travisB} więc kicha, nie wiadomo czego się spodziewać.
Pierwsza gorka jeszcze w Trzebnicy jadę zaraz za motocyklistą, oglądam się za siebie i co widzę ? Jestem kilkanaście metrow przed innymi, a została nas już tylko 5-os grupa. Gdy tylko motocklista pozwolił się wyprzedzić ogień!
Rozkręcam do 45kmh, jedzie się świetnie, ale kompani coś niemrawi.. Efekt jest tego taki, że próbuję się odłączyć od grupy na 15km już bo dołączyli do nas jacyś maruderzy jeszcze. Niestety nikt za mną nie skoczył i tylko trochę rozerwała się grupka.

Od tej pory jadę spokojniej bo przecież nie mam się co szarpać skoro i tak nie ma z kim jechać. Spokojne zmiany, niestety zbyt spokojne. Po chwili patrzę i nie widzę Travisa! To zły znak, bo mieliśmy przecież jechać razem aż do samej mety.

Na 45km mniej więcej punkt żywieniowy i kontrolny, nie stajemy po nic, w sumie po co, został jeszcze jeden pełny bidon! Po chwili zaczyna się odcinek sławetnej gruszeczki. Jedziemy w 5!

Jak rozmawialiśmy z chłopakami w aucie w drodze na maraton, najlepiej wyjść na prowadzenie i jechać swoim tempem i mieć wszystkie dziury na widoku. Tak też robię, przyspieszam gdzieś do 35kmh i lecę ile sił w nogach. Przełączam przerzutki na twardo i jedzie się jeszcze lepiej. Biedne cosmici! Raz musialem też poprawić bidony bo mnie mocno podbiło. Leciałem mocno, w połowie odcinka zorientowałem się, że jadę już sam, a za mną kilkadziesiąt metrów próbuje dołączyć ktoś, kogo już zdążyłem wyprzedzić. 100m do końca i widzę stojącego na poboczu Macieja z Interkolu, rozwalił oponę, a zostalo tak niewiele!

Wjazd na piękny nowy asfalt i wielka ulga + niekontrolowany okrzyk radości. W myśli "pojechałeś jak cancellara na parix-roubaix" ;-) Pierwszy podjazd, jest ok... Bez historii przejechany w samotności. Od Gruszeczki aż do mety cisnąłem praktycznie sam! Dalej to bardziej płaskie odcinki z malutkimi hopkami. Co chwila mijam jakiś odpadniętych maruderów. Jeden się dołączył i jechaliśmy po zmianach. Moja 35kmh, jego 30kmh. Zostawilem go.

Drugi bufet! Staję tylko żeby wlali mi wody, szybko pakuję banana do kieszeni. Jedzie grupa! Fuck, nikt nie stanął! Nie dojechałem już do nich. Po chwili patrzę jedzie "odpadnięty" wcześniej TravisB. Miał farta i zalapał się do nich do grupki i nadrobił sporo czasu. Gonię go jakieś 10km aż w końcu dorwałem drania! Jakiś czas jedziemy razem... Travis stwierdza "muszę siku" - ja jadę dalej. Po czasie na 2km dalej położonej Gruszeczce widać, że siku zajęło mu mniej więcej 1min. Wjazd pod Prababkę - premia górska. Zrzucam na małą tarczę i jedzie mi się elegancko. Najpierw w siodle, od połowy stójka i jest mega noga.
54s ! Dla porównania Travisowi zajęła ona dokładnie 1min 3sek.

Po chwili podjazd po bruku, tu małe spięcie. Jedzie sobie ktoś, proszę go aby się trochę przesunął z wąskiej dróżki trawy, ale słyszę "spie***j"... Poszlo kilka epitetów z mojej strony również po czym słyszę za sobą "ja cie k***a znajdę zaraz", na co mi się mordka uśmiechła i tylko parsknąłem "najpierw mnie dogoń".. EOT!

Karkołomne zjazdy aż do płyt, tam mijam kolejnych luudzi, po nich na ok 15km do mety dojeżdża do mnie koleś ubrany w strój reprezentacji Polski, rower cacko, żółte buty. Za nim wóz serwisoy BMW z rowerem i zapasowymi kołami na dachu. Mówię sobie pewnie kozak. A gdzie tam... Daję lepsze zmiany od niego, pod górę on ma problem trzymać mi koło. Jego wóz serwisowy pięknie obstawia nam drogę, podają mu bidony i jedzenie z okna. Fajnie miał ;-)

Wjazd do Trzebnicy, prowadzę, rondo, prowadzę, dojeżdżamy do mety i on zaczyna sprint, no to się nie dałem i wskoczyłem mu na kolo.

TYLE!

Obecnie siedzę przed kompem i patrzę na międzyczasy. Wielka strata po płaskich odcinkach jazdy ze słabą grupą i odkąd zacząłem jechać sam też niezbyt, a byłoby tylko gorzej! No niestety każdy kto jechał w grupie miał sto razy łatwiej, wystarczył ktokolwiek równy kto dawał podobne zmiany. No niestety obecnie cykl SuperMaratony.org to jedna wielka loteria. Masz fajną grupę wygrasz choć możesz być bez formy, masz cienką grupę to sam nic nie zwojujesz.

Jedyne co mnie cieszy to fakt, że na Prababkę wjechalem bardzo dobrze oraz przede wszystkim fakt nadrabiania czasu za Premią Górską. Nadrobiłem na podjazdach jadąc samemu praktycznie 16 pozycji: 3 minuty do Grzegorza {Interkol}, 5 minut do Artura {Interkol}, 4 minuty do TravisB ;-) Forma na górkach jest, kto wie co by było gdyby grupa była mocniejsza..

Tętno niższe o 5 ud/min w porównaniu do roku ubiegłego. Mogłem mocniej teraz... Mogłem... ;)

Kolejny wyścig gdzie zadowolenie przeplata się z goryczą... No ale muszę z tym żyć! ;-) Jeśli moja forma jest taka jak myślę, to mogę się dobrze pokazać już w następną niedzielę na wyscigu gdzie podjazdów nie brakuje.

Niestety ten sezon jest jakiś dziwny, forma o miesiąc do tyłu przez zimę, studia, sesja, pisanie pracy i w lipcu jej obrona licencjatu.

cad: 89
przewyższenia: 1006m

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(11)