ITT i kraksa z wozem transmisyjnym
Niedziela, 18 sierpnia 2013
· Komentarze(5)
Kategoria 0-50km, Interkol, Zawody, Ze zdjęciami
Kiedy dzień jest trudny na samym początku to może oznaczać tylko katastrofę całego zaplanowanego dnia, który niczym z góry określony plan miał być dniem przewidywalnym aż do przesady. Budzik nastawiony był dokładnie na 7:30 - i tu pierwsza sytuacja ponieważ "koło ucha lata mucha" - niestety nie była nią ponętna aktorka ani całkiem ładna MINISTRA... Była to bzycząca i denerwująca mucha - owad.
Po porannym ogarnięciu zjedzenie pełnej porcji śniadania przychodzi z wielkim trudem i nie należy to do najprzyjemniejszych czynności.. Nienawidzę jeść o tak wczesnej porze! Drugą sytuacją była dość nerwowa jazda w kierunku startu, którą urozmaicały traktory, kombajny i tir, który jechał wolno i nie dawał się długo wyprzedzić..
Jednak po dojeździe pod mikstacki maszt wszystko wydało mi się fraszką.. Wszystko zaczęło się wydawać znowu piękne i takie samo jak zawsze.
Przemili ludzie, przesympatyczni znajomi i wspierająca rodzina. Poszedłem odebrać numer startowy, uiścić stosowną opłatę i poszedłem się rozgrzać aby nie zatkać od razu organizmu wysiłkiem ponad wszelkimi progami.
Dzisiaj właśnie miał być ten dzień, w którym uwieczni się cała moja jazda. Tata kupił sobie nówkę sztukę kamerę FullHD i omówione mieliśmy proste sprawy: tata kieruje, Ada trzyma kamerę, wuja kibicuje, ale to wszystko odbywa się za mną..
3, 2, 1 start! Ruszam śmiało, mijam tatę, na liczniku bez większych problemów pokazuje się 53km/h i jedzie się dobrze. Patrzę co się dzieje, a tu tata zrównuje się ze mną, po chwili mnie wyprzedza.. Mówię sobie spoko, pojedzie do przodu.. poczeka, wyprzedzę go, i nagra się picuś glancuś.. A tu zdziwko, zakręt 90* i problem. Wyrzuca z niego bardzo, na drugą stronę szosy.. A mi kazano się zmieścić w tym samym pasie! O zgrozo.. W ogóle nie wiem co, ale miałem skręcić nagle i bardzo gwałtownie bo........tata na tym zakręcie zwolnił prawie do zera, nie odbił na lewy pas jak nim jechał tylko ściął mi drogę..no to co?! No to JEBS!
Srrrruuu.. Odbiłem się o bok samochodu i sromotnie upadłem. W pierwszej chwili wstaję i chcę jechać dalej, zaciśnięty hamulec daje się szybko odblokoować, ale patrząc na wygiętą klamkę załamało mi się serce. Na szczęście nie ucierpało nic, klamka się naprostowała i lekko obdarła.. Wracam więc na start z mega szlifami na łydce, udzie i biodrze.. Startuję więc jako ostatni..
Tutaj już jazda bez przygód i fajerwerków.. Ciężko się jedzie, czuć nogę, czuć łokieć, czuć mega rozbicie i totalną niemoc.. Zupełne przeciwieństwo pierwszego startu - zakończonego po ok 600m, ale już na starcie jechałem 4km/h wolniej :(
Na końcu wyszedł więc nieciekawy czas, oficjalnie 26m 41s, ale nie usprawiedliwiam się kraksą.. Jest jak jest, nie dość że czasówka to nie moja mocna strona to rok temu był czas jakiś 2 minuty lepszy.. Może przez kraksę? Nie wiem, już się nie dowiem.. Buu! ;)
Żyję, jutro planuję rozkręcić nogę, pulsuje jak cholera, szczypie niemiłosiernie, ale twardym trzeba być i nie pękać ;)
caD:88
przewyższenia: 121m
Jadę jadę i widzę co się święci, mina już nietęga i przygotowuję się na najgorsze.. Odbijam się o samochód BOKIEM! co najprawdopodobniej jest najłaskawszym wyrokiem dzisiaj.. Nie chciałbym widzieć ani roweru, ani siebie po uderzeniu prosto w bok auta..
Auuuuuuuuuua! Dobrze że klamka uderzyła o trawę.. O asfalt mogłaby się rozsypać..
Po porannym ogarnięciu zjedzenie pełnej porcji śniadania przychodzi z wielkim trudem i nie należy to do najprzyjemniejszych czynności.. Nienawidzę jeść o tak wczesnej porze! Drugą sytuacją była dość nerwowa jazda w kierunku startu, którą urozmaicały traktory, kombajny i tir, który jechał wolno i nie dawał się długo wyprzedzić..
Jednak po dojeździe pod mikstacki maszt wszystko wydało mi się fraszką.. Wszystko zaczęło się wydawać znowu piękne i takie samo jak zawsze.
Przemili ludzie, przesympatyczni znajomi i wspierająca rodzina. Poszedłem odebrać numer startowy, uiścić stosowną opłatę i poszedłem się rozgrzać aby nie zatkać od razu organizmu wysiłkiem ponad wszelkimi progami.
Dzisiaj właśnie miał być ten dzień, w którym uwieczni się cała moja jazda. Tata kupił sobie nówkę sztukę kamerę FullHD i omówione mieliśmy proste sprawy: tata kieruje, Ada trzyma kamerę, wuja kibicuje, ale to wszystko odbywa się za mną..
3, 2, 1 start! Ruszam śmiało, mijam tatę, na liczniku bez większych problemów pokazuje się 53km/h i jedzie się dobrze. Patrzę co się dzieje, a tu tata zrównuje się ze mną, po chwili mnie wyprzedza.. Mówię sobie spoko, pojedzie do przodu.. poczeka, wyprzedzę go, i nagra się picuś glancuś.. A tu zdziwko, zakręt 90* i problem. Wyrzuca z niego bardzo, na drugą stronę szosy.. A mi kazano się zmieścić w tym samym pasie! O zgrozo.. W ogóle nie wiem co, ale miałem skręcić nagle i bardzo gwałtownie bo........tata na tym zakręcie zwolnił prawie do zera, nie odbił na lewy pas jak nim jechał tylko ściął mi drogę..no to co?! No to JEBS!
Srrrruuu.. Odbiłem się o bok samochodu i sromotnie upadłem. W pierwszej chwili wstaję i chcę jechać dalej, zaciśnięty hamulec daje się szybko odblokoować, ale patrząc na wygiętą klamkę załamało mi się serce. Na szczęście nie ucierpało nic, klamka się naprostowała i lekko obdarła.. Wracam więc na start z mega szlifami na łydce, udzie i biodrze.. Startuję więc jako ostatni..
Tutaj już jazda bez przygód i fajerwerków.. Ciężko się jedzie, czuć nogę, czuć łokieć, czuć mega rozbicie i totalną niemoc.. Zupełne przeciwieństwo pierwszego startu - zakończonego po ok 600m, ale już na starcie jechałem 4km/h wolniej :(
Na końcu wyszedł więc nieciekawy czas, oficjalnie 26m 41s, ale nie usprawiedliwiam się kraksą.. Jest jak jest, nie dość że czasówka to nie moja mocna strona to rok temu był czas jakiś 2 minuty lepszy.. Może przez kraksę? Nie wiem, już się nie dowiem.. Buu! ;)
Żyję, jutro planuję rozkręcić nogę, pulsuje jak cholera, szczypie niemiłosiernie, ale twardym trzeba być i nie pękać ;)
caD:88
przewyższenia: 121m
Jadę jadę i widzę co się święci, mina już nietęga i przygotowuję się na najgorsze.. Odbijam się o samochód BOKIEM! co najprawdopodobniej jest najłaskawszym wyrokiem dzisiaj.. Nie chciałbym widzieć ani roweru, ani siebie po uderzeniu prosto w bok auta..
Auuuuuuuuuua! Dobrze że klamka uderzyła o trawę.. O asfalt mogłaby się rozsypać..