To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

100-150km

Dystans całkowity:27157.10 km (w terenie 36.00 km; 0.13%)
Czas w ruchu:888:57
Średnia prędkość:30.55 km/h
Maksymalna prędkość:83.00 km/h
Suma podjazdów:114758 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:549883 kcal
Liczba aktywności:226
Średnio na aktywność:120.16 km i 3h 56m
Więcej statystyk

Po mojemu z Interkolem :))

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(1)
No to dzisiaj uwieńczenie tygodnia. Dobrze, że trafił się "długi weekend" bo bym prawdopodobnie pojechał tylko raz bądź dwa. Wczorajszy dzień w całości spędzony we Wrocławiu i rower poszedł w odstawkę - było więc trochę czasu na regenerację, choć sporo łażenia po mieście nie sprzyja odpoczynkowi.

Wypoczęty tako jako nastwiłem budzik na 7:30, szybka pobudka, treściwe śniadanie, szybkie ubranie i wio. Kilometry do Ostrowa ciągnęły się niemilosiernie. Jak w czwartek szło latwo z wiatrem, tak dziś pogoda spłatała figla i zawiewało prosto w twarz. 30km, 1h, w miarę spokojnie, o ile można tak napisać. Na wjeździe zaliczony jeszcze Orlen i dolewka wody bo 3/4 bidonu już wychlapałem. Po chwili z domu wyjeżdża Zbigi i razem wjeżdżamy na rynek.

Tutaj już Bazyl namawia Grzesia na "swoją" trasę, wtrącam tym razem swoje 3 grosze i udaje się namówić grupę na mój wariant jazdy na Cieszyn/Goszcz/Krośnice/Milicz. Trochę kręcenia nosem bo niektorym się spieszy, ale w końcu padła decyyzja i ruszyliśmy.

Na początku w miarę spokojnie, podwójne zmiany, pogaduchy.. Taka jazda ok 35kmh. Standardowo pierwsza hopka i podkręcanie tempa. Później już po wyjeździe na ładny asfalt w Goszczu pojedyncze zmiany i zaczyna sie lekko pagórkowaty teren. Tu znowu do głosu dochodzi Błażej, który ma kopyto i dość mocno zaciąga. Dzielnie trzymam się na kole dając też jakies tam zmiany, ale oszczędzając siły na później. Nagle pojawiamy się na krzyżówce, prosto na Krośnice albo w lewo trasą maratonu. Krzyczę ze środka peletonu że w lewo, lewo lewo! Echo się odbija i chłopaki leca jak powiedziałem. Tutaj nagle zwolnienie i konsternacja że będzie dłużej ble ble ble.. Ale fajniej ! :)

Jedziemy więc między lasami, skręt w prawo i zaczynają się "podjazdy". Staram się trochę poprowadzić grupę, zmiany idą dość ładnie, na jednej z nich Bazyl zaciąga co sił, po nim podkręca Błażej o 2/3 oczka, skaczę - siadam na koło. Lekki zakręt w lewo lekkie wypłaszczenie i poprawka, Błażej dokręca, ja zostaje. Po chwili na kolejnej krzyżówce czekamy na resztę żeby się nie pogubili, lecimy prosto! Tutaj już nie ma wielkiego tempa, hopki mniejsze.

Nagle mój zjazd, dokręcam jak zawsze, robi się wyrwa , dojeżdża jedynie Grześ, skręcamy w prawo na główną w kierunku Milicza. Uciekamy! Prowadzi Grześ, wychodzę na zmianę i stajemy, bo reszta właśnie dojechała. Po chwili na kolejnym podjeździe dokręca Błlażej, staram się trzymać koła ale "nie dziś". Brak pary w nogach, a myślach już Krotoszyn. Po chwili dojeżdża do mnie Maciej "Cancellara" Owczarek prowadząc grupkę z Bazylem i Zbigim. Siadam na koło, po chwili na podjeździe Bazyl macha ręką żebym go wyprzedził, oni zostają a ja z Maciejem gonimy pierwsza grupę która jest w zasięgu wzroku i jest coraz bliżej! Po zmianie Macieja trzymam prędkość pod górę, po chwili wyplaszczenie on jeszcze poprawia, ile razy bym nie chciał dać zmiany tyle razy nagle podkręcał. W końcu odpuściłem i jechałem na kole spokojnie. Ten zrobił sobie czasówkę i gdyby tablica "Milicz" była z kilometr albo i dwa dalej to pewnie byśmy spokojnie dojechali, albo zblizyli się na kilka metrów bo tam z przodu dość wcześnie zaczęli się czarować.

Chwila postoju na stacji i jedziemy dalej na Krotoszyn. W sumie do Zdun spokojnie po zmianach. Wjeżdżamy do Zdun, w myślach piłowany co trening zjazd na rynku. Kilka ostrych zakrętów a przewagę można sobie zrobić. Przede mną tylko Błażej, ja jadę swoje, nie atakuję. Wyjeżdżamy z rynku, a tu widze zrobiła się niezła przerwa, no to gaz do dechy. Jedziemy razem z Błażejem na Krotoszyn. Za nami dociągnął Przemko. Jedziemy we trzech! Do tablicy już tylko 6km. Jednak w polowie dociąga i reszta. Tutaj mały rozjazd. Nogi już pieką niemiłosiernie. Po chwili odjeżdża Przemko, nikt nie goni, ja czekam. Po chwili jednak skacze Bazyl. Znowu nikt nie goni to żeby nie stracić szansy na finisz w ogóle, ciągnę pareset metrów co sił i dociągam Błażeja i Grzesia za sobą. Tu jednak wiem, że jesli ktoś poprawi to koniec. No i niestety Grześ z Błażejem skaczą na tablicę, staram się skoczyć na koło, ale.... Ale to już za dużo...

Taki oto dzisiaj aktywny, długi i wspólny trening. Oby więcej takich.
Niestety jednak do połowy lipca nie pojawię się raczej na rynku.. Znowu rower idzie w niebyt, trzeba się uczyć na 3 egzaminy w ten weekend + pytania do obrony pracy.

Totalny brak formy, znaczy coś tam jeszcze jest, ale przez ten miesiąc będzie tylko gorzej. Treningi raczej sporadyczne, krótkie.. Jak nie wpadnę w depresje przez to, to będzie git majonez bo już załamuję nogi jak widzę swoją jazdę, niby tragedii nie ma, ale chce lepiej, mógłbym lepiej... Ale pieprzonych studiów mi się zachciało i teraz mam, ale nauka troszku wazniejsza :D Ehh :]

Średnia z treningu z Interkolem oscylowała ok. 35,9 km/h.

caD:82
przewyższenia: 452m
max % podjazdu: 7% :)

Wytrzymać z Wami jest ciężko, ale bez Was jeszcez bardziej :D Do zoabczyska za 1,5 miesiąca :)


Traska z dzisiaj:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Słuchać serca czy rozumu ?!

Piątek, 31 maja 2013 · Komentarze(1)
Niezły dylemat nie ? Chyba jeszcze przez nikogo nie rozwiązany... Ale od początku.

W planach dzisiaj szybka pobudka i kręcenie od samego rana. ICM zapowiadał ostatni ddeszcz około 5-6 rano, więc nastawiłem budzik na 7:30 by jak najwcześniej zaliczyć szoskę. Ale 8,9,10 ciągle pada! A tu nagle, chwilę później, kilka minut i wychodzi słońce - ja już ubrany, wyjeżdżam! :)

Śniadanie zjadłem skromne, ale wystarczające na planowane 70-80km. Wziąłem dwa banany i cornego co też mialo mi dać paliwo na mniej więcej tamten dystans.

Na początku szło trochę trudno, z huraganowym wiatrem w twarz, nie szło rozkręcić jakiejś konkretnej prędkości, nogi musiały więc przepychać korby co sił... Za Miliczem wjazd w lasy, lekki oddech - od wiatru! Bo tutaj zaczynaja sie górki i moje "górskie" ulubione okrążenie.

Jakoś tak mi się dzisiaj lepiej jechało z niższą kadencją to i na górkach przepychałem, stawałem w korbach, jakoś tak nie szło rozkręcić nóg.. Co to taka mała przerwa robi z człowiekiem. W sumie mogę dzisiaj uznać że był to 3 etap! A przecież chcę jechać na ROAD TROPHY ! To nie ma zmiłuj i deptamy.

Wyjazd na główną drogę Trzebnica-Milicz-Krotoszyn i kolejne, krótsze ale konkretniejsze hopki. Na każdej dokręcam. Dojeżdżam do Milicza {z lekkim wiatrem w plecy} i tu ERROR ! Jakos dobrze i lekko mi się jechało, to postanowiłem skręcić z powrotem na moje okrązenie! Po drodze 2 stacje benzynowe ale nie stawałem po wodę.. Nic, po prostu zapomnialem, jechałem jak w transie.

Okrązenie przejechane.. Tutaj zaskoczył mnie wiatr, który teraz widze na ICM miał się zmienić i się zmienił w boczny niesprzyjający. Wyjazd z Milicza, koniec paliwa! W bidonach może zostały ze dwa łyki, banany i baton już wszamany. Po drodze nie ma szans gdziekolwiek zatankować, z resztą brak kasy!

Odciecie prądu nastąpiło gdzieś na 20km od domu. Dodatkowo huraganowy wiatr w twarz nie pomagał. Jednak mimo wszystko kręciłem, no bo co ? Nie stanę i nie rzucę roweru do rowu.

Tak się jakoś doturlałem 28-30kmh do domu. Średnia dzisiaj nie powala, ale nogi nieświeże, huraganowy wiatr przez ok 80km nieźle wymęczył, dodatkowo póxniej wyschłem jak wiór.

cad: 82
przewyższenia: 702m

A to już znacie ?


/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Błyskawicznie, ulewnie i Interkolowo.

Czwartek, 30 maja 2013 · Komentarze(2)
Pomysł wyjazdu urodził się wczoraj po wiadomości Błażeja. Po stokroć zapomniałem o spotkaniu na rynku i planowałem trasę wczorajszą z dwoma "górskimi" okrążeniami.
Jednak plany uległy zmianie o 180* i nastawiłem sobie budzik aby wstać odpowiednio wcześniej, wszamać śniadanie i wyruszyć.
Na termometrze raptem 15*C, niebo zachmurzone, ICM zapowiada ulewy ok 14-15 więc trzeba się sprężać. Do Ostrowa łatwo i przyjemnie, średnia oscylowała w granicach 34kmh ze śniadaniowym tętnem.

Na rynku pojawiłem się przez to dość wczesnie, więc było czasu trochę na fotkę, banana i mini odpoczynek. Równo o 10:00 ruszyliśmy, kierunek Mikstat, Ostrzeszów etc. Mały peletonik, bo raptem 6-10 chłopa, a tu nagle przy wyjeździe z Ostrowa mijamy grupę ze Schleckiem, którzy bez wahania dołączają w nasze szeregi. Peletonik całkiem fajny. Od samego poczatku widac kogo dzisiaj nosi, na górkach Bazyl dokreca co sił w nogach, ja też sobie skaczę kontrolnie, Błażej nie próżnuje.. Ale to początek więc nikt nie szarpie.

Ściganko zaczęło się od skrętu w prawo na polne asfalty na drodze pod kościółek z prologu. Małe hopki ustawiły grupę. Gdy znowu pojawiliśmy się na głównej, bliżej kościółka - podjazd! ale tu procesja, msza jakaś, szpaler ludzi na podjeździe, przejeżdżamy środkiem czując się jak na Alpe d'Huez ;) Zaraz za tym co.. Nosi mnie! No to rura! Za mną skoczył Przemo, przejechał po chwili! Błażej również dogonił i przegonił - jednak dwa tygodnie nierowerowe robią swoje.

Chwile czekamy za resztą w Mikstacie i kierujemy się na górki pod Ostrzeszowem. Tutaj znowu grupa się porwała przez szalone tempo Bazyla i Błażeja na zmianę. Tu mnie lekko przytkało i raz zdarzyło mi się puścić korbę, ale dojechalem dzielnie, bo koledzy również się zagotowali. Ostatnia górka przed Ostrzeszowem, na parę metrów odjeżdża Bazyl - spawa Grześ, mały rozjazd i na tablicę skacze i dojeżdża Przemko.

Tutaj znowu zwolnienie tempa i czekamy za resztą. Ale co to! Nie kierujemy się jak zawsze na Szklarke/Czarnylas/Odolanów tylko Bazylowymi dróżkami objeżdzamy górki. Skaczę na każdej! Jedna skończyła się sukcesem :D W Ostrzeszowie skoczył za mną tylko Przemo ale trochę za późno i dojechałem na szczyt pierwszy a było to 5% przez dobre set metów. Kolejne ataki spełzy na niczym. A już zupełnie dzień mi popsuł Zbigi! Atak pod dość stromą ale krótką górkę, pędze co sił, za mną nikogo nie ma.. No to jadę dość mocno, ale z chwili na chwilę zaczyna mi brakować.. A tu nagle jak TGV w stosunku do PKP przemknął obok mnie Zbyszek. Zaskoczył wszystkich! Siebie chyba też ;)

Dalej to już trochę spokojniej, gdzieś tam jeszcze postój na zakupy - tu uratował mnie Krzysiek-Salk który podzielił się $$$ i dzięki niemu nie brakło mi wody ani jedzenia.

Po chwili do Szklarki znowu szaleństwo, co chwilę ktoś atakuje. Jedzie się coraz ciężej, widzę po minach ze nie tylko mi więc tragedii nie ma. Po mocnych zmianach dojeżdżamy na spokojnie do Świecy przed Odolanowem i zaczynają się akcje zaczepne na tablicę w Odolanowie. Raz mocno zaatakował Bazyl, za nim ruszył Przemo i nagle przerwa... Dociągnałem resztę do grupy.. Po chwili kolejny atak, staję w korbach, uspokojenie.. Tu Bazyl mówi że wypadła mi pompka z kieszonki! A kilometr , góra dwa - zostaje do tablicy gdzieś.. No cóż, koniec marzeń o finałowym sprincie i zawracam bo swojej pompki tak nie zostawię..
A tu się okazuje, że dobroduszny Zbigi zatrzymal się i podniósł ją i bezpiecznie do mnie doholował. Do Odolonaowa wjeżdżamy więc spokojnie, żegnamy się i kazdy jedzie w swoim kierunku.

I od tego momentu zaczęła się katorga. Nie dość że wiatr boczny niesprzyjający, to zaczyna mi kropić deszcz. Sobie mówię, jak kropi to luz! Nie spinałem się zbytnio.. No a tu zonk! Dojezdżam do Sulmierzyc i ściana wody! Jakby ktoś wiadrem wody chlusnął w twarz. Totalne oberwanie chmury! Pięć sekund i jestem cały mokry, jadę dalej! Wiatr coraz mocniejszy no ale co zrobisz..
Po chwili jednak zaczyna się totalna masakra! Burza! Pioruny szaleją dookoła mnie, istne załamanie pogody. Dobrze że było chociaz w miarę ciepło.
W butach powódź, ja mokry od stóp do głowy, w myślach tylko ciepła herbata, koc i obiad. Dojeżdżam do domu, przestaje padać.

Stety, niestety - dzisiejsze zmoknięcie i napotkana ulewa winą jeynie Bazyla :D Gdyby jechać standardowo to nikt by nie zmókł :p No ale co tam :] Było fajnie :p

Dzisiejszy etapik bardzo udany, forma jaka jest taka jest, gorsza, ale tego można się było spodziewać. Na szczęście coś tam się zapisało na twardym dysku i nie ma problemu z utrzymaniem koła, zmianami etc. Tragedii nie ma, zobaczymy po 12-stym Lipca!

cad: 85
przewyższenia: 515m


Licencjat: 5
Rower: 2
Siłka: 2

Ogarnięte kolejne pytania:
7. Modele struktur rynku.
8. Optimum technologiczne i optimum produkcyjne przedsiebiorstwa.


Dzisiaj Boże Ciało :) Ołtarz na rynku w Osw.


Starałem się zakamuflować, ale wszyscy jednak na trasie byli czujni! ;)



/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Maraton Trzebnica - Żądło Szerszenia 2013

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Na początek: zabrakło mocnej i wyrównanej grupy. Tyle...

Dystans: 150km
Czas: 4h 28min 43s
Miejsce open: 43/249
Miejsce kat. M2: 10/30

Jako, że start przypadał dość wcześnie to w miarę szybko było trzeba wyjechać do Trzebnicy. Pobudka o 5:45, zrobiłem co trzeba i ani się nie obejrzałem a już byłem pod Trzebnicą. Parking pod Bricomarche okazał się strzałem w dziesiątkę - do bazy maratonu mieliśmy raptem 50m na drugiej stronie ulicy...

Gdy tylko przyjechaliśmy na miejsce poszliśmy odebrać numery startowe, poszlismy za potrzebą i czas na przebieranki. Ja jeszcze wszamałem trochę makaronu i picuś glancuś jest jak ma być. Bardzo łatwo znalazł mnie TravisB oraz Vuki, a także po chwili maciej1986. Tak sobie rozmawialiśmy, ja w tym czasie się szykowałem.. Przyjechali też chłopaki z Fiołka Team i również pozdrowili ;)

Moi Interkolowcy ruszyli na start, a ja miałem jeszcze ponad 40min. Razem z travisb pojechaliśmy na małą rozgrzewkę, do sklepu po batonika i na orlen do toalety. Po chwili ruszyliśmy na start. Tam zdążyłem jeszcze wszamać jednego banana i włączylem endomondo i jeszcze szybko za ToiToia siku bo do środka mega kolejka.

Nadchodzi godzina 8:52! To czas startu. Gwizdek i jedziemy, nie znam nikogo z grupy oprócz Adama {travisB} więc kicha, nie wiadomo czego się spodziewać.
Pierwsza gorka jeszcze w Trzebnicy jadę zaraz za motocyklistą, oglądam się za siebie i co widzę ? Jestem kilkanaście metrow przed innymi, a została nas już tylko 5-os grupa. Gdy tylko motocklista pozwolił się wyprzedzić ogień!
Rozkręcam do 45kmh, jedzie się świetnie, ale kompani coś niemrawi.. Efekt jest tego taki, że próbuję się odłączyć od grupy na 15km już bo dołączyli do nas jacyś maruderzy jeszcze. Niestety nikt za mną nie skoczył i tylko trochę rozerwała się grupka.

Od tej pory jadę spokojniej bo przecież nie mam się co szarpać skoro i tak nie ma z kim jechać. Spokojne zmiany, niestety zbyt spokojne. Po chwili patrzę i nie widzę Travisa! To zły znak, bo mieliśmy przecież jechać razem aż do samej mety.

Na 45km mniej więcej punkt żywieniowy i kontrolny, nie stajemy po nic, w sumie po co, został jeszcze jeden pełny bidon! Po chwili zaczyna się odcinek sławetnej gruszeczki. Jedziemy w 5!

Jak rozmawialiśmy z chłopakami w aucie w drodze na maraton, najlepiej wyjść na prowadzenie i jechać swoim tempem i mieć wszystkie dziury na widoku. Tak też robię, przyspieszam gdzieś do 35kmh i lecę ile sił w nogach. Przełączam przerzutki na twardo i jedzie się jeszcze lepiej. Biedne cosmici! Raz musialem też poprawić bidony bo mnie mocno podbiło. Leciałem mocno, w połowie odcinka zorientowałem się, że jadę już sam, a za mną kilkadziesiąt metrów próbuje dołączyć ktoś, kogo już zdążyłem wyprzedzić. 100m do końca i widzę stojącego na poboczu Macieja z Interkolu, rozwalił oponę, a zostalo tak niewiele!

Wjazd na piękny nowy asfalt i wielka ulga + niekontrolowany okrzyk radości. W myśli "pojechałeś jak cancellara na parix-roubaix" ;-) Pierwszy podjazd, jest ok... Bez historii przejechany w samotności. Od Gruszeczki aż do mety cisnąłem praktycznie sam! Dalej to bardziej płaskie odcinki z malutkimi hopkami. Co chwila mijam jakiś odpadniętych maruderów. Jeden się dołączył i jechaliśmy po zmianach. Moja 35kmh, jego 30kmh. Zostawilem go.

Drugi bufet! Staję tylko żeby wlali mi wody, szybko pakuję banana do kieszeni. Jedzie grupa! Fuck, nikt nie stanął! Nie dojechałem już do nich. Po chwili patrzę jedzie "odpadnięty" wcześniej TravisB. Miał farta i zalapał się do nich do grupki i nadrobił sporo czasu. Gonię go jakieś 10km aż w końcu dorwałem drania! Jakiś czas jedziemy razem... Travis stwierdza "muszę siku" - ja jadę dalej. Po czasie na 2km dalej położonej Gruszeczce widać, że siku zajęło mu mniej więcej 1min. Wjazd pod Prababkę - premia górska. Zrzucam na małą tarczę i jedzie mi się elegancko. Najpierw w siodle, od połowy stójka i jest mega noga.
54s ! Dla porównania Travisowi zajęła ona dokładnie 1min 3sek.

Po chwili podjazd po bruku, tu małe spięcie. Jedzie sobie ktoś, proszę go aby się trochę przesunął z wąskiej dróżki trawy, ale słyszę "spie***j"... Poszlo kilka epitetów z mojej strony również po czym słyszę za sobą "ja cie k***a znajdę zaraz", na co mi się mordka uśmiechła i tylko parsknąłem "najpierw mnie dogoń".. EOT!

Karkołomne zjazdy aż do płyt, tam mijam kolejnych luudzi, po nich na ok 15km do mety dojeżdża do mnie koleś ubrany w strój reprezentacji Polski, rower cacko, żółte buty. Za nim wóz serwisoy BMW z rowerem i zapasowymi kołami na dachu. Mówię sobie pewnie kozak. A gdzie tam... Daję lepsze zmiany od niego, pod górę on ma problem trzymać mi koło. Jego wóz serwisowy pięknie obstawia nam drogę, podają mu bidony i jedzenie z okna. Fajnie miał ;-)

Wjazd do Trzebnicy, prowadzę, rondo, prowadzę, dojeżdżamy do mety i on zaczyna sprint, no to się nie dałem i wskoczyłem mu na kolo.

TYLE!

Obecnie siedzę przed kompem i patrzę na międzyczasy. Wielka strata po płaskich odcinkach jazdy ze słabą grupą i odkąd zacząłem jechać sam też niezbyt, a byłoby tylko gorzej! No niestety każdy kto jechał w grupie miał sto razy łatwiej, wystarczył ktokolwiek równy kto dawał podobne zmiany. No niestety obecnie cykl SuperMaratony.org to jedna wielka loteria. Masz fajną grupę wygrasz choć możesz być bez formy, masz cienką grupę to sam nic nie zwojujesz.

Jedyne co mnie cieszy to fakt, że na Prababkę wjechalem bardzo dobrze oraz przede wszystkim fakt nadrabiania czasu za Premią Górską. Nadrobiłem na podjazdach jadąc samemu praktycznie 16 pozycji: 3 minuty do Grzegorza {Interkol}, 5 minut do Artura {Interkol}, 4 minuty do TravisB ;-) Forma na górkach jest, kto wie co by było gdyby grupa była mocniejsza..

Tętno niższe o 5 ud/min w porównaniu do roku ubiegłego. Mogłem mocniej teraz... Mogłem... ;)

Kolejny wyścig gdzie zadowolenie przeplata się z goryczą... No ale muszę z tym żyć! ;-) Jeśli moja forma jest taka jak myślę, to mogę się dobrze pokazać już w następną niedzielę na wyscigu gdzie podjazdów nie brakuje.

Niestety ten sezon jest jakiś dziwny, forma o miesiąc do tyłu przez zimę, studia, sesja, pisanie pracy i w lipcu jej obrona licencjatu.

cad: 89
przewyższenia: 1006m

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(11)

Było nas trzech + zimny wiatr i śnieg :)

Niedziela, 31 marca 2013 · Komentarze(1)
Dokładnie taka sama trasa co wczoraj, ale dołączył do nas jeszcze spotkany wczoraj po drodze Błażej W. Wiatr dzisiaj znowu nie odpuszczał, ledwo gdy spotkaliśmy się w Odolanowie zaczęło ostro sypać śniegiem i nie odpuściło już do końca...

Trójka bałwanów pojechała na rower.. No debile ;) Dzisiaj o dziwo czułem się nawet lepiej niż wczoraj.. Jechałem na sporo niższym tętnie i mogłem dawać mocniejsze i dłuższe zmiany.. Ale tak do czasu.. W sumie jakoś do 75km... Michał z Błażejem mocno zaatakowali górkę pod kościółek w Wierzchowicach za Krośnicami, ale ja dziś odpuściłem ściganie... W Miliczu mały kryzys, dwie - trzy zmiany chłopaki dali mi odpocząć, przeżyłem kryzysik i wróciłem na jakieś 10-15km do domu bo poczulem się lepiej.

Jutro fajnie by było zrobić sobie etap numer TRZY ale chyba na taką pogodę nie wyjdę z domu, bo co innego jak cię to złapie po drodze, ale samemu się w takie bagno pchać to nie :D

Czasowo praktycznie wyszliśmy tak samo jak wczoraj. O dziwo Michał z Błażejem też okazali się dzisiaj zwykłymi ludźmi, a nie cyborgami jak myślałem. Wiatr też ich wynorał i nie zapitalali więcej niż 29-31kmh ;)
A już się czułem jako "paniagua" wśród nich... No ale.. Jednak nie jest źle! Forma jest kozacka :]

Po wczorajszej imprezie i powrocie do domu o 1 w nocy, super że dałem radę :)

No i ludzie dziwnie się nas nas patrzyli jak jechaliśmy Jakby czymś dziwnym była jazda na rowerze wiosną ;D

cad: 88
przewyższenie: 394m

Wspinamy się na coraz wyższy poziom ! :))


Mapka:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Na wysokich obrotach.. Wreszcie!

Sobota, 30 marca 2013 · Komentarze(2)
Wczoraj umówiliśmy się z Michałem na wspólny trening. Na samą myśl już się ucieszyłem bo pierwsza w sezonie jazda z kimkolwiek.

Obudziłem dzisiaj się już po 8:00, szybki telefon do Michała co robimy i widzimy się o 11 w Odolanowie :] Od razu ruszyliśmy mocno z kopyta.
Równe i długie zmiany, później Michał jednak zaczął szarpać i trudno mu było wyjść na zmianę jak zapierd*lałeś co sił na jego kole :D Michał właśnie jakby sobie na dzisiaj zaplanował egzaminowanie mnie i ciągle pytał "Jesteś tam..?"

No ale... "Wciąż tu jestem.." ;) praktycznie cały dystans który jechaliśmy razem to jechaliśmy pod wiatr. Spotkani Błażej W. z kolegą i Marek Ł. na mtb po drodze :]

Wyjeżdżając z Krośnic zaczynały się górki, pod pierwszą prowadzę ja, po chwili Michał rzuca mi wyzwanie i daje ostro w palnik, ja nie wstając z siodełka utrzymuję stałe tempo i małą przerwę po jego ataku ok 50m. Zapiekło trochę wtedy ;) Ale.. "Wciąż tu jestem stary!" ;) Być może jeszcze rok temu nie byłbym w stanie utrzymać koła ale teraz było w porządku jak na porządnie zamulone nogi po ostatnich dniach.

Później chwila przerwy za Miliczem na stacji benzynowej, banan, picie i siku ;)
W drodze z Milicza na jeszcze jednej górce zaatakowałem i ja, ale Michał też się nie dał i równo do mnie dokręcił.
Błędem było ubieranie grubej bluzy interkolowej pod grubą kurtkę rogelli.. Cały byłem zgrzany bo i sigma pokazywała 8*C później.. Po przebraniu się wszyściutko mokre :x

Dalej to już jako taka spokojna jazda na Krotoszyn i czas na zamierzony ciepły obiad! :) Obecnie kawa i...czekolada ;)

Podsumowując... :D
Dokładnie rok temu w święta nie miałem sił na utrzymanie koła Przemka i Błażeja na treningu. Teraz spokojnie dałem radę i mogę być zadowolony. Jeszcze ciężki mam kolejny tydzień i później już raczej spokojniej i obniżamy objętość i intensywność na 3 tygodnie przed maratonem w Trzebnicy oraz na 2 tygodnie przed Team Time Trial Road Maraton w Górze Śs. Anny. Czasówka Interkolu po drodze tylko głównie na sprawdzenie własnej formy żeby porównać się z resztą.

cad:90
przewyższenie: 396m
max % wzniesienia: 5%

Zdj. z Pętli Beskidzkiej 2012 ;) Ciepełko wróóóóóóóć! :)


Dwie mapki dzisiaj bo mi Endomondo padło podczas postoju i czekania na Michała ;)
/1796231

I tu konkret z Michałem:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

I co ? Zgoooooooooooon ! Górski etap.

Środa, 27 marca 2013 · Komentarze(4)
Dzisiaj ostatnia szansa na to by sobie znowu pokręcić w najbliższym czasie - dzisiaj zapowiadają śnieg w nocy, a na cały piątek wróżą śnieg z deszczem i mróz. Także coś czuję, że święta jednak nie bedą szosowe ale trenażerowe :|

W sumie to sytuacja prawie identyczna jak rok temu. Fakt faktem było już dużo cieplej, ale w święta sypał śnieg a ja jeździłem na szosie i odpadałem bo byłem mega "przeciążony" - teraz też jestem. Nie wiem czy bym komukolwiek utrzymał koła.

Do czasu jechało się na dzisiejszym treningu kozacko, zajebiście, ze średnią 35,5 po 30km. Już po kilku kilometrach wiedziałem, że powrót to będzie masakra. Nie myliłem się, kiedy nawróciłem nagle miałem problem z utrzymaniem 30km/h.
Za Miliczem skręt w lewo na "gruszeczkę" i tamtejszą górkę ;) Ponad 2km wzniosa pokonane 5 razy! A właściwie to praktycznie 10 razy bo w tą i tamtą stronę. No i jeszcze trzeba doliczyć potężny wiatr w twarz !
Po tym szarpaniu miałem serdecznie dość, ale to były dopiero przekręcone 2h i chciałem dzisiaj znowu ponad 4h kręcić.

No to co, moja rundka jakieś 15km też z podjazdami, ale krótszymi a bardziej stromymi. Szarpałem tam jeszzcze mocniej. Zrobiłem 3 okrążenia i postanowiłem wracać. Noo.... I to jest epizod godny osobnej rozprawki.

Kiedy jedziesz na rezerwie - zmarznięty, spragniony i głodny, 25km do domu pod ostry i zimny wiatr - masz tylko i wyłącznie ochotę stanąć, rzucić rower do rowu i łapać stopa do domu. Ale nie, Ty jedziesz z zapasem aż jednego banana, który nie da zbyt wiele paliwa. Zrzucasz na małą tarczę - bo nie jesteś w stanie przepchnąć i jechać szybciej niż 25kmh. Jesz banana na 20km do domu. Ostatniego banana na dzisiejszym treningu! Nagle po kolejnych 5km odczuwasz potężne ssanie i głód. Zwalniasz do 21-23km/h w zależności czy jedziesz z górki czy pod górkę.
Jest Ci coraz zimniej, umierasz! Aż tu nagle ni stąd ni zowąd na 10km odczuwasz znikąd przypływ kosmicznej energii, która pozwala Ci przyspieszyć do 27km/h. Czary ? Czy może organizm przełączył się na spalanie innych substancji niż węglowodany, tj. tłuszcz/białko etc ? Może. Bo kierunek wiatru wciąż ten sam. Jego siła również dodatkowo potęguje odczucie zimna. Widzisz tablcę swojego miasta - Krotoszyn - przekraczasz tą barierę i odczuwasz psychiczną ulgę. Dojeżdżasz do domu i wdrapujesz się ledwo z rowerem na plecach na 4 piętro.
Nie odpoczywasz, idziesz na korytarz umyć rower bo był unorany po dzisiejszej jeździe jeszcze gorzej niż ja. W drodze szybko robisz sobie kanapkę z dżemem, jesz banana i siadasz z wielką ulgą.
Wypijasz odżywki, bierzesz tabsy. i wcinasz jeszcze jednego cornego.

Au! Nogi wołają o pomoc... :] Jednak mimo takiej wynory jest mega mega psychiczna radość! Wykonałeś plan, średniaV się nie liczy, mordercza baza otwarta i dobrze rozpoczęta. Dodatkowo poszalałem na górkach, nie nie, przewyższenie dzisiejsze to nie pomyłka.

Ps. Kadencja wyszła by dzisiaj sporo większa, ale podjazdy jeździłem dość siłowo ;) Młynek na płaskim i po interwale nie pomagał.
Ps.2. Jakieś niskie tętno wyszło nie ? A bo zaniżyło je bardzo wleczenie się w drodze powrotnej + odpoczynki po podjazdach.
Ps.3. Kolejny pozytyw ? Schudłem ;) Jest mega kozacko...:]

caD: 80
max cad: 119
przewyższenie: 1103m
max % podjazdu: 7%

łącznie podjazdów: 32km
czas podjazdów: 1h 26min
śr V na podjazdach: 22,2km/h

Cisnę pod Gliczarów, dla takich chwil warto tak się katować i tyle trenować :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Jadę szybko i mocno... To nic!

Wtorek, 26 marca 2013 · Komentarze(5)
Kategoria 100-150km
Bo ci skurwiele jadą szybciej!
----------------------------------------

Od takie mocne słowa, które mnie ostatnio motywują.

W ogóle ostatnio czytana przeze mnie książka zmienia moje spojrzenie na kolarstwo.
Zmienia mi w głowie przede wszystkim to, że kolarstwo to głównie wyniki krwi, mocna głowa i taktyka oraz w jakimś stopniu moje mięśnie.

Dzisiaj postanowiłem wzmocnić swoją wytrzymałość. Najpierw prawie 60km pod mocny wiatr. W lesie prędkość oscylowała mniej więcej w 27-29kmh a na otwartych terenach 23-25kmh. Masakrycznie wiało... Powrót najpierw około 31-33kmh a później 29-31kmh.

W ogóle to najpierw przy wyjeździe +1,5*C a przy powrocie -1,9*C ;) Ale dalo radę!
Dziwnie jakoś było, czasem ręce mi marzły że nie wiedziałem co z nimi robić, a po chwili były ciepłe bardzo ciepłe :] Ehh, starość nie radość..

Sprawdziłem się dzisiaj i "zaKotłowałem" i jestem zadowolony. Czasóweczka w miarę poszła na tak bardzo nieświeżych nogach po 55km pod wiatr. Za tydzień wybiorę się znów już na większej świeżości żeby wynik był bardziej miarodajny.
Teraz będzie trzeba odpowiednio poćwiczyć żeby jeszcez bardziej się wzmocnić ;)

cad: 85
przewyższenia: 454

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Soczysta setunia z groszami... I potężny wmordewind powrotny...

Niedziela, 24 marca 2013 · Komentarze(3)
Pięknie zakończenie pięknego tygodnia :) Dzisiaj nastąpiło na prawdę ukoronowanie bardzo ciężkich ostatnich dni :)

Wczoraj jeszcze na trenażerze wpadłem na genialny pomysł - jutro na szosę !
Jako że szosa sucha to nie kłóciłem się ze sobą przy zapowiedziach dodatniej temperatury :) Było idealnie! No prawie ;)

Temperatura wahała się mniej więcej od 0*C - 3*C i do Trzebnicy jechało się genialnie. Nie rwałem tempa bo wiedziałem, że nie mam wyrobionych kilometrów więc może mnie w każdej chwili odciąć. Żadna górka nie stanowiła problemu, czułem się iidealnie.

Zaraz za tablicą Trzebnica nawrót, zdjęcie przy tablicy i małe siku i wracam. A tu nagle wielka grupa wyjeżdża z miasta, ktoś mnie poznaje i po nazwisku krzyczy "Kuuuuubik, jedź z nami", szybko wskakuje na rower, doganiam grupkę a tu nagle oni zawracają i jadą na Sułów :( Mi to niestety nie po drodze i zaczynam samotną walkę z dystansem i potęgującym zimno i zmęczenie wiatrem!

ICM zapowiadał stopniowo rosnącą siłę wiatru, ale nie spodziewałem się żeby aż tak jak faktycznie wiało. Powrót był w miarę dobry do czasu, mniej więcej tak do 90km. Batoniki miałem, picie również.. Jednak silny wiatr nieźle mnie wytargał i wymęczył. Całe 50km powrotu pod wiatr. Z jednym odbiciem jeszcze na moją górkę która już przejezdna.

Od 90km gdy tylko wyjechałem z Milicza zaczęła się katorga, wiatr centralnie w twarz, dużo odkrytych terenów i powrót z prędkością 23-27km/h. Totalna masakra i niezła próba psychiczna do przetrwania.

cad:86
przewyższenia:738m

Sory za jakość zdjęć, ale mój telefon znajduje się obecnie na gwarancji i dostałem slaby tel zastępczy. Ale coś tam udokumentuje ;)

Trzebniica wita!


Jeszcze niezbyt wynorany ;))

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Pierwsza seta w 2013r. ! :)

Niedziela, 10 lutego 2013 · Komentarze(4)
Trasa prawie identyczna jak wczoraj, z tym że zrobiłem sobie dwa kółeczka mojego okrążenia górkowatego i wyszło co wyszło. Jechało się świetnie, noga po wczorajszym kręciła bosko.

Od początku do końca ładne tempo, z jednym postojem na chwilę odpoczynku, zdjęć, banana ;)

Co prawda miałem wpaść na rynek do Ostrowa na zbiórkę, ale nie dość że Michał zadzwonił zaraz jak wstałem, że jednak go nie będzie to połozylem się dalej spać. Obudziłem się jakoś 1h później i wyruszyłem w swoją trasę :)

Jako że na nawrocie szło dalej super i bez większego zmęczenia - postanowiłem przekręcić sobie jeszcze jedno kółeczko +/- 20km z fajnymi wzniosami.

Za to na ten tydzień planowana jeszcze mocniejsza siła ;) W środe wolne i meczyk Real vs Manchester. Weekend znowu wolny dzięki zdanym egzaminom w pierwszym terminie :D W innych sprawach chyba na razie nie ma co oczekiwać wyjazdu na Kalisz, no chyba że coś się zmieni za jej sprawą, bo ostatnio jest zadziwiająca...

cad: 86
przewyższenia: 781m
max podjazd: 6% [ok 200m]

Kilka zdjęć z dzisiaj, uwaga bo głupie :D

Jak się dorwę do banana....


Ale co to ?! :D


You will be next !


Dzisiejsza trasa:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)