To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

100-150km

Dystans całkowity:27157.10 km (w terenie 36.00 km; 0.13%)
Czas w ruchu:888:57
Średnia prędkość:30.55 km/h
Maksymalna prędkość:83.00 km/h
Suma podjazdów:114758 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:549883 kcal
Liczba aktywności:226
Średnio na aktywność:120.16 km i 3h 56m
Więcej statystyk

Ściganie z Interkolem na 102! :)

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(0)
Dokładnie tak. Dzisiaj prawie, że od startu do mety ściganie :) Czyli to co tygryski lubą najbardziej :) A jeszcze jak noga dobrze kręci to już w ogóle wyśmienicie.
Jednak to małe sprawozdanie zacznę od początku - jak na wszystkie prawidła przystało:)

Budzik dzwoni. Zrywam się z łóżka. Za szybko, lekko zaczyna kołysać - chwila stabilizacji i już. Można iść. Nogi po wczorajszym wyścigu dobrze przepalone. Ani nie ciężkie, ani jakoś wybitnie zajechane... Takie w sam raz na dziś. Dłuższa chwila w toalecie, zaliczone syte śniadanie i ubieram się.. Ciepło - zimno... Zimno! Zdecydowanie nastała już jesienna aura z chłodnymi porankami i wieczorami.

Wyjeżdżam tuż przed 9:00. Biorę na trasę imbusy, przy wyjeździe z Kroto poprawiam trochę ustawienie siodła i od tej chwili jadę równym tempem prawie 40km/h z wPLECYwindem ;) Jest ok. Nogi kręcą. Postój na przystanku na sik-stop.
Drugi postój na stacji w Ostrowie już i dolanie bidonów, tam Astra Krotoszyn z mojego miasta popija kawkę przed meczem z klubem w Czekanowie. Dojeżdżam na rynek, zbiera się ekipa i wyruszamy na moją trasę w kierunku Krośnic, Milicza i Krotoszyna.

Na początku bardzo spokojnie i zachowawczo. Wieje całkiem porządnie, nie chcemy nikogo gubić na pierwszych kilometrach. Do ok 30km nuda na tyle, że średnie tętno było w granicach 130ud/min.. No po prostu nic się nie działo.

Widać Grzegorza {prezesa} też to zdenerwowało i postanowił skoczyć, za nim Robert z Raszkowa i jeszcze jeden kolega.. W peletonie idzie myśl "jadą do przodu na siku"... Ehe.. No to pojechali, staram się przez ok 3-4 km gonić samotnie dwóch śmiałków, ale raz się zbliżam, raz jestem coraz dalej.. Zawieszony między dwoma grupami.. Odwracam się, widzę że grupa prowadzona przez Bazyla mnie powoli dochodzi. Czekam więc i dołączam się do pogoni. Jest nas 5.
Ja, Bazyl, Mateusz i dwóch kolegów których imion nie spamiętałem. Po ostrym tempie Bazyla zostajemy w końcu we trzech. Ja jadę dość asekuracyjnie bo jeszcze nic nie jadłem i boję się że mnie zaraz odetnie, zgaśnie prąd, wywalą bezpieczniki, puszczą zwieracze... Dzięki Bazylowi i Matiemu dajemy radę złapać Grzesia i Roberta, którzy całkiem długo uciekali.. Po czym w końcu się wysikaliśmy. Zjadłem swoje dwa batoniki, dostałem trzeciego od Bazyla... Głód zniknął... Jedziemy więc dalej :)

Powoli sobie dojeżdżamy do Krośnic, zaczynają się pierwsze górki. Przy wyjeździe z miasta atakuje Mateusz, pierwszy zaczyna podjazd pod kościółek w Wierzchowicach. Najpierw myślę żeby za nim skoczyć od razu, po chwili jednak naszła mnie myśl żeby zaczął najbardziej stromy odcinek i dopiero wtedy da się gazu. Zaczyna podjazd z przewagą ok. 150m. Szybko topnieje, jestem na zmianie, ciągnę ok 33km/h i z łatwością doganiam i przeganiam uciekiniera. Nie odpuszczam jadę dalej, jednak po chwili na małym wypłaszczeniu skacze Bazyl. Tutaj dociąga nas Grzegorz i znowu spokojnie jedziemy dalej. Gdy wszystko się złączyło byliśmy już na wyplaszczeniu i niedaleko do tablicy Milicz.

Tutaj próbuję 2-krotnie odjechać, jednak za pierwszym razem atakując z tyłu, Grzegorz krzyczy że uciekam i szybka reakcja peletonu i znowu jedziemy razem, wszyscy się rozjeżdzają, na przodzie jakies 100m przed wszystkimi wyjeżdża Zbigi z Mateuszem i jadą.. Próbuję po raz drugi, obok Zbigiego przelatuję ok 45km/h jednak peleton jest całkiem blisko i na tablicy Milicz wygrał Grześ, ja dojechałm drugi...

Chwila postoju w sklepie i lecimy dalej. Ostatnie górki na drodze do Krotoszyna, na jednej z nich dla sprawdzenia nogi czy jeszcze kręci znośnie podkręcam tempo. Odpada ktoś tam. Jest ok.

Dojeżdżamy do Zdun. Tutaj znowu chcę zaatakować na Krotoszyn. Na czele Bazyl, po chwili na zmianę wychodzi Grzegorz. Chcę skoczyć już przy wjeździe na rynek, ale tu widzę że przed nami jedzie auto i nie ma co ryzykować na krętej trasie. Jednak gdy auto skreca w lewo, dokręcam na zjeździe, Grzegorz hamuje na zakręcie, ja znając tą trasę lecę co sił i uciekam. Nikt za mną nie skacze, robi się całkiem fajna przewaga. Lecę 40kmh. Jest trudno, ale zagryzam zęby. Niestety na ok 1km do tablicy po współpracy peletonu dochodzą mnie. Uciekałem jakieś 4km.. Po chwili wszyscy się rozjeżdżają, ja staram się skoczyć raz jeszcze, nie oglądając się za siebie lecę 45kmh na tablicę, jednak reszta znowu była za mną i w sumie rozprowadziłem ich na finisz, który wygrał Grześ.

Pożegnaliśmy się ładnie, oni polecieli na Ostrów a ja na obiad do domu ;)

Fajnie noga kręci, oby tak dalej i będzie tylko lepiej. Szkoda że wszystkie zaplanowane wyścigi to jedna wielka niewiadoma...
Jedzie ktoś do Rajczy ?! Ja chcę, proszę o kontakt :)

caD: 83
przewyższenia: 329m

Wczoraj, na starcie wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii :)


A tu jedziemy w naszym grupetto, druga grupa goni pierwszych..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Po legalny doping testosteronem...

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Od rana nieciekawe prognozy pogody na każdym z portali nie nastrajały pozytywnie na dzisiejszy trening. W międzyczasie siedząc w biurze i wpatrując się w okno zauważam deszcz co potwierdzają nawet sekretarki! - chwila załamki, ale dobrze wiem że dzisiaj mimo wszystko pojadę - mam do dostarczenia przesyłeczkę do Trzebnicy ;)

Przepełniony radością wychodzę z pracy w pełnym słońcu, wsiadam na mojego miejsko - górskiego pomykacza i zasuwam w kierunku domowego zacisza. Chwilę jadę nawet "śmieszką rowerową" ale po chwili widzę niedużo szybciej jadące ode mnie ciężarówki... No to hop przez krawężnik, dokręcam co sił, łapię wiatr i 1/2 drogi do domu mija w tempie ekspresowym za jakimś vanem.

Szybki obiad, szybkie przebieranki, szybkie picie, szybkie życie, szybka śmierć... tfuu.. się zapędziłem ;)

Wyszedłem z szosą na szosę jeszcze przed 17:00 i obrałem kierunek południowy za cel mając dostarczenie tulipanka rafaello do mojej lubej, bo dzisiaj mamy małe wielkie święto rocznicę miesięcznicę.

Średnio denerwujący wiatr twarzowo-boczny utrudniał zadanie jak najszybciej znalezienia się na miejscu. Zakładana godzina przyjazdu była tak dokładna niczym w PKP. 18:30 wciąż widniało w mojej głowie jako możliwa do wykręcenia godzina. Jednak przedłużył się postój na jednym sik-stopie i Krisowa Lokomotywa dojechała o 18:33 pod sam dom. Chwila konsternacji, nikt nie otwiera, dzwonię na tel i jest reakcja! Akcja reakcja konsternacja... I co ja robię tu ?! ;)

Spędzone 15 minut razem, w międzyczasie wypita lodowa kawa, specjał przyrządzany wyśmienicie przez jej male rączki.. Małe naładowanie testosteronem na pożegnanie i się nie obejrzałem byłem w domu.

Po drodze kolejny sik-stop w celu ulżenia podjeżdżania wszystkich hopek i zrzucenie niepotrzebnego balastu. Z chwili na chwilę, z minuty na minutę, z obrotu koła na obrót koła robi się coraz chłodniej. Wieje na szczęście w plecy, termometr wskazuje ledwo 14,7*C więc w krótkim stroju robi się niekomfortowo..

Słońce zachodzi, Kriso z roweru schodzi i do mieszkania wchodzi! Idealnie w moment zrobiło się jeszcze zimniej i jeszcze ciemniej. Ma się to wyczucie, jest się zajebistym a co! ;)

Jedyne co nurtuje mnie i nie daje spać po nocy ani w pracy to niemożność określenia miejsca w jakim znajduje się moja forma.. Czy to już super mega giga HIper forma, czy jest w czarnej dupie u murzyna po czarnej kawie.. Trudno stwierdzić gdzie wlazła.. Czuję się co najmniej średnio na rowerze..

caD: 90
przewyzszenia: 575

W takich okolicznościach już udało się wrócić :)


Nie mogłem się nie pochwalić swoim MINI wycieńczonym ołówki po prawie 9 miesiącach pracy.. Nowy już czeka "firmowy" ;)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Ściganie z Interkolem - sprinty i ucieiczki...

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Jak tlenu, jak powietrza, jak pieniędzy, jak szczęścia - brakowało mi jazdy w grupie z Interkolem... To jest taki element całej tej zabawy, na który czekasz czekasz i czekasz, a gdy już nadejdzie ten właściwy moment chcesz się pokazać z jak najlepszej strony bo wiesz, że wszyscy patrzą.. :)

Od samego rana wczesna pobudka.. Zaplanowane już wczoraj śniadanie, jeszcze skibeczka chleba do kieszonki co by przed wjazdem na rynek coś zjeść porządniejszego bo od ponad godziny już będę na rowerze - a jakieś 2-3 po zjedzeniu śniadania, które było jednak całkiem obfite - 4 skibki chleba + duży jogurt z dosypką rodzynek i płatków..

Wyjechałem jeszcze przed 9:00 i kierowalem się w pięknym słońcu ku uciesze mojej osoby na Ostrów.. Spokojnie, jednak dość szybko bo z mocnym i lekko chłodnym wiatrem w plecy.. Na rynku już stali i czekali kompani dzisiejszej wyprawy.

Po kilku minutach ruszyliśmy z kopyta. Na początku tempo luźne i spokojne, wszystko grało jak w dobrej orkiestrze. Wszyscy współpracowali i prowadzili konwersacje na przeróżne tematy, niekoniecznie o rowerach.

Ustaliliśmy jeszcze ilość tablic zielonych, na których miała znajdować się każdorazowo meta ucieczek i sprintów.. Koźmin Wlkp. - Krotoszyn - Sulmierzyce - Odolanów... No to jazda, ciągniemy coraz mocniej i szybciej..

Pierwszy sprint na Koźmin Wlkp... Pozycja do sprintu jedna z lepszych, jadę w drugiej parze po zewnętrznej stronie.. Tablica jakieś 300m przed nami - wyskakuję co sił, przyspieszam, myślę że może zaraz wygram ale nogi nagle zaczynają młucić i staję przy 56kmh i więcej nie mogę - nie zrzuciłem na mniejsze zębatki z tyłu więc młynek potężny - kadencja coś kolo 130rpm. Wyprzedził mnie Michał, ktory znany jest u nas z dobrego i szybkiego nagłego finiszu.

Dalej chwila rozjazdu i kierunek Krotoszyn. Tutaj myśleliśmy razem z Błażejem o ucieczce.. Widzimy tablicę że do Krota jeszcze 15km i chcemy się szykować za 4-5km na ucieczke, a tu Wojciech "lance" Kokosiński przejeżdża obok peletonu z prędkością pod wiatr w granicach 50kmh, pierwszy skaczę mu na koło, ale po chwili znowu cały peleton dojechał. Później jeszcze kolejne ataki też kasowałem bo chciałem wygrać na Krotoszyn. Ucieczke odpuściłem - teraz już tylko sprint.. Swoją zmiane robię szybko, ustawiam się prawie na koncu peletonu co bylo blędem..
Do tablicy jakieś 500m.. Przebijam się do przodu, już widzę że Grzegorz zaczyna sprint, do niego dojeżdża Błażej, ja ze środku peletonu przebijam się mega dobrze na 3 pozycji dojeżdżam na tablice.. Ahh.. Gdybym tylko był wyżej w peletonie przy początku sprintu..

Dalej to już Krotoszyn, chwila przerwy na stacji i jedziemy w kierunku Sulmierzyc i Odolanowa... Droga do Sulmierzyc minęła bardzo szybko. Tutaj znowu Kokoś chciał zaskoczyć. Dwa razy siadłem mu na koło pierwszy i nie dałem uciec. Peleton już porwany, tempo dość mocne, jednak na około 700m do tablicy próbuję swojego szczęścia i atakuję, za mną siada na koło Błażej, wychodzi na zmianę po czym tablica już tuż tuż, ale moje nogi niczym jak z waty uginają się pode mną po kilkudziesięciu metrach i nie ma mozliwości przyspieszenia.. Na "metę" swoją, wjeżdżam jako 4...

Tutaj puszczam całkowicie korby, myślę że jak w Krotoszynie poczekamy za resztą maruderów, ale tutaj zdziwienie totalne.. Chłopaki sobie pojechali.. Pojechałem do Odolanowa, chwile przed wjazdem do miasta dałem się jeszcze dogonić grupce za mną po czym skręciłem na lewo na Łąkociny.

Jadąc samemu już utrzymywałem tempo 33-37km/h w zależności jak zawiało..

Jadąc już w kierunku na Krotoszyn pędziłem co sił bo zbliżała się przeogromna czarna chmura.. Dojeżdżając do domu zaczyna kropić - wszedłem i zaczęło lać.. Miałem farta :)

W domu czekała już na mnie moja ukochana Mażoretka z Trzebnicy :) Przygotowała pyszną lazanie i teraz nic jak jeść i palce lizać ;)

Dzisiejszy dzień, mimo że się jeszcze nie skonczył - uważam za mega udany.
Forma jakaś tam jest, Kokosiowi żem nierówny ale jestem w stanie powalczyć, trzeba tylko spiąć tyłek i nie zamęczyć się bo teraz w sierpniu czekają mnie co weekend wyścigi...

cad: 87
przewyższenia: 324m

Iglica przed Halą Stulecia we Wro:


Nie ukrywam, że po wczorajszych imprezach we Wrocławiu wymagała dzisiejsza jazda większego nakładu sil ;)
Po 4 dopiero wracaliśmy, przed 5 rano spać :)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Choć padało i było ślisko - Kris ruszył dupsko...

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Warto zacząć od małego zawodu jakim okazała się dzisiejsza jazda w grupie. Po prostu jej nie było.. A to wszystko przez bardzo zmienną i dynamiczną pogodę..

Jeszcze wczoraj nastawiłem budzik na 7:30 w celu wybrania się na ostrowski rynek żeby pojeździć ze znajomkami.. Wybiła planowana godzina, otwieram lewe oko, lewą ręką próbuję wyłączyć budzik, lewą nogą wstaję i... nie wierzę temu co widzę. W celu umocnienia wiary i polepszenia widzenia otwieram oko prawe - niestety nie zaskakuje mnie widok zbyt pozytywnie - błyskawice szaleją dookoła dodatkowo pogarszając odczucia pogodowe bo przecież z nieba jakby ktoś kurek z wanny odkręcił bo leje niemiłosiernie...

Tym razem już prawą ręką ustawiam budzik na 8:30 w celu odespania jeszcze godziny, z nadzieją na dynamiczną poprawę pogody którą ICM zapowiadał. Budzik dzwoni drugi raz oznajmiając czas ruszenia dupska z wyra co by zdążyć na 10:00 na ryneczek. Niestety pogoda nie uległa zmianie. Lekko zdegustowany, trzeci już raz nie włączając budzika przykrywam się kołdrą i zasypiam kolejny raz.

Budzę się wg. zegara biologicznego - czyli jak się w końcu wyspałem - przed 11:00. Prowadzę małe dochodzenie, chodzę po pokojach i z różnych perspektyw oceniam szansę wyjścia na rower. Decyzja zapada: jedziemy!

Czas więc przygotować sobie śniadanie, zjeść je i się ubrać, zalać bidony, zabrać kilka batoników i ruszyć do boju.. Mimo wielu chmur na niebie zaufałem pogodzie ICM że będzie z czasem coraz ładniej. Jednak w myślach pojawia się myśl: nie jedź, zmokniesz zaraz, patrz, tam na pewno pada deszcz!
Przez chwilę ta myśl przeważa i kładę się do łózka, by po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w wiatrak pomyśleć: noooo w morde jeża.. jedziesz! chcesz i musisz!

Pojechałem więc. Zaraz po wyjściu na dwór {ohh, szlachta ;-)} zaczyna padać.. Przejechałem 200m myślę wracaj, hamuję... Jadę dalej! Biję się z myślami aż do momentu kiedy pierwszy raz dzisiaj wychodzi mi na drodze słońce i ogrzewa swoimi promieniami! Do 10km ciągle padało, mała mżawka, delikatne krople, jednak dość irytujące.. Od tej chwili jestem z siebie dumny że pobiłem swoje myśli i stłumiłem powstanie złych idei pozostania w łóżku.

Jazda w sama sobie nie przyniosła wielu atrakcji, jedynie barddzo się zdziwiłem że po ostatnich dniach noga podawała sto razy lepiej niż wczoraj. Dokrętki na góreckach i po płaskim dały mi się we znaki, ale dojechałem zupełnie spokojny do domu.

Po drodze jednak zdarzyło się coś czego długo nie zapomnę! Teraz sobie przypominam! Jadę sobie spokojnie z Milicza na Krośnice a tu z naprzeciwka widzę auto jedzie sobie jakieś 60kmh całkiem spokojnie.. wyprzedza jakiegoś rowerzystę, po środku kałuża wody! rowerzysta omija kałużę, auto wpada w nią, co jak się okazało nie było samą kałużą tylko potężną wyrwą w asfalcie! kierowca ledwo hamuje, traci jednak panowanie nad autem i wpada do rowu! :o
Zatrzymują się jeszcze dwa auta, kierowca i pasażerka wysiadają sami z auta, poduchy wywaliły, nic im nie jest, nie chcą wezwania policji ani karetki... dla rozluźnienia atmosfery dałem myśl "ma pan jakąś linke ? pomogę wyciągnąć auto na rowerze" ;) złapali bakcyla, troche się pośmialiśmy mimo tragicznie wyglądającego wypadku, pojechałem dalej a oni z obcymi sobie ludź walczyli i wyciągali auto..

Dalej na szczęście już bez większych przygód, "spokojnie" dojechałem do domu :)

Jutro wolne :)

caD:88
przewyższnia: 697m

Najpierw KRIS :)


Później mokra, aczkolwiek piękna leśna dróżka:


A tu jeszcze starałem się zrobić fotkę jadąc na rowerze, wyszło co wyszło ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

O tak dla siebie...

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Pierwsza jazda po powrocie z gór.. Ciężko było, wiało jakoś bardzo, ciągle w twarz [ :D ], noga nie kręciła jak myślalem że będzie..

Jednakże nie tyle co odpuszczam, co nie mam już w planach ważniejszych wyścigów w tym sezonie.. Niestety odpadło Road Trophy, ale to była świadomie podjęta decyzja i to dość trafna, z tego względu że forma nie pozwoliłaby walczyć o choćby powtórkę z Ustronia i całkiem dobrej jazdy.. No chyba że forma jeszcze wystrzeli :)

Dzisiaj jazda na Milickie górki, dwie moje ulubione rundki i kierunek dom. Nogi odczuły to nieźle po ostatnich 3 dniach laby.. :)

cad: 88
przewyższenia: 686m

Krowa z Karpacza :-)


Fotki z treningów w Zieleńcu :)


/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Training Camp Zieleniec - mała Ania :]

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria 100-150km
Mała Ania... Tak tak, to się będzie długo śniło i pamiętało..

Wstaliśmy sobie po 7 rano w Pensjonacie Bajka, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę. Podjechaliśmy sobie na start maratonu Klasyk Kłodzki - ruszyliśmy z byle jaką grupą, która okazała się dość słaba bo została nam tylko jedna dziewczyna..

No i tutaj się zaczęło.. Mała Ania - ubrana wybornie, nóżki wyrzeźbione, forma widać bardzo dopisuje.. Giant, kask i okulary rudego projecta.. Wyrózniała się na trasie.. Bardzo trudno było jej utrzymać koła, dokręcała na każdym podjeździe, zjeździe i po płaskim.. po prostu z Michałem za nią ledwo nadążaliśmy.. Po około 20km jednak się pożegnaliśmy zastanawiając się kimże ona jest.. Ona śmigała na mini, my na mega.. Zarzynać się na samym początku nie było sensu..

Później już dużo spokojniej, pokonując kolejne pagórki, góry i zjazdy..
Nikt nie był w stanie utrzymać nam koła, po zmianach dochodziliśmy sporo osób w bardzo przjemnej atmosferze.. Jednak znalazły się także szybsze jednostki.. Wyprzedziły nas może 2-3 osoby, a jedną grupkę odpuściliśmy przez konieczność dolewki wody na bufecie.. Na 70km mniej więcej doszliśmy Zbigiego, który startował jakieś 20 minut przed nami..

Mi jednak trochę zaczęło brakować paliwa i wody.. Zaczęła się walka z samym sobą.. Po rozjezdzie jeszcze przed bufetem stało jakieś małżeństwo i dolewało wody + polewało z garnuszka po głowie i karku - skorzystałem i troche odżyłem..
Jednak niestety zlapał mnie mały kryzys, z którym walczyłem ok 15km.
Po bufecie wszamałem banana, grześka, mojego batona i arbuza..
I tak jakoś na 100km znowu trochę odzyłem, tu jednak Michał mi już odjechał bo powiedziałem mu żeby nie czekał tylko jechał swoje {dołożył mi na ostatnich 15km około 5 minut}

Po przyjeździe na metę chwila pogadanki i lecimi do Bajki pod prysznic - ja patrzę jeszcze jaka to Ania z nami jechała i okazało się że była to wielokrotna medalistka przeróżnych mistrzostw - świata, Polski etc etc. - Anna Harkowska..
Bardzo bardzo miła, ale cholernie silna :D Trzeba się wziąć za siebie :p

Dzisiaj zjedzone i wypite:
6 bidonów 0,7l
7 batoników
5 kawałków arbuza
1 banan
1 grzesiek

A i tak mnie odcięło, nawet po sporym sniadaniu..

cad: 81
przewyższenia: 2437m
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Coffee Ride Trzebnica :))

Środa, 24 lipca 2013 · Komentarze(0)
Planowany trening dzisiaj miał mieć mniej więcej 100km :)

Połączyć więc przyjemne z pożytecznym jest wspaniale więc śmignąłem na chwilę do Trzebnicy po buziaka, małą kawę i mini-snickersa :]

Później szybko ruszyłem na Krotoszyn i do domu zajechałem już po zachodzie słońca ;)

Po wyjeździe w góry, jakoś te nasze górki stają się wypierdkami, do objechania prawie 40kmh - więc ja pytam co to za górki :D

W piątek kolejny wyjazd w góry - najpierw do Karpacza, a wieczorem nocleg i dwa dni spędzone w Zieleńcu :) Razem z Michałem robimy sobie kolejne dni rowerowo-górskie :)

cad: 88
przewyższenia: 573m

"Robi się" dla mnie kawa mrożona z lodami i bitą śmietaną w przerwie na treningu :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Szklarska Poręba: Etap 1

Piątek, 19 lipca 2013 · Komentarze(4)
Training Camp Szklarska Poręba 2013 Specialized Allez Comp

Do Szklarskiej Poręby zajechaliśmy w czwartek ok 23 po odwiedzinach Joty, która była nieźle zdziwiona razem z mężem naszymi odwiedzinami {Ja i Ada}. Chwila pogadanki, mały drink {dla niej} i ruszyliśmy dalej. Szybkie rozpakowanie się i obczajanie mieszkania i nie pozostało nic innego tylko iść spać.

Szybka pobudka już po 7:00. Łatwo ruszyć dupska na urlopie/"wakacjach" nie było no ale.. Chcę i potrzebuję tego jak tlenu. Wstaję więc, jem śniadanie, pakuję batoniki, zalewam bidony i ruszam. Piękna pogoda, piękniejsze widoki, najpiękniejsze góry. Najpierw czekał mnie zjazd do miasta, później płasko i zjazdy do samego Podgórzyna. Stamtąd można powiedzieć: SIĘ ZACZĘŁO!

Podjazd na Przełęcz Karkonoską przez Przesiekę. Najpierw dość "łatwo" te 4-5%, w miarę płynnie się jedzie. Nagle w Przesiece mijam stojącego przy mapie kolarza, kiwamy sobie cześć i jadę dalej. Po chwili słyszę całkiem mocne sapanie za sobą, troszeczkę zwalniam, widzę że to on. Zagaduje: Hi, do You speak english ?!.. Eeee.. Chwila konsternacji.. Yes yes, I can somethnig say..
I tak sobie jechałem z uwaga.. Francuzem :-) Ma żone Polkę z Zielonej Góry i przyjechali na wakacje. Pochodzi z miejscowości pod Mount Ventoux. Ma na imie Glen. Hmm.. To po chwili sobie myślę, że nie mam co z nim jechać bo pewnie góral wyśmienity. Mówił że chce jechać na Czechy.. No to go poprowadziłem przez najcięższy podjazd w Polsce - Przełęcz Karkonoską. Moje przypuszczenia okazały się błędne, na szczyt dojechałem ok 5-6 minut przed nim. Kadencja 45-50, niezłe przepychanie. Podjazd ciągle robi wrażenie.

Porobiliśmy sobie fotki i ruszyliśmy w kierunku Czech. Asfalt = bajka. Zero dziur, szeroko, do tego również spore pobocze. Po prostu to czego w Polsce na próżno szukać - a sam podjazd na Karkonoską mega dziurawy. Kiedyś zjeżdżając tam rozwaliłem sobie koło + złapałem gume po jednym z kraterów, zjeżdżając na zaciśniętych na maxa hamulcach lecąc i tak 50kmh.
Teraz jednak to był strzał w dziesiątkę. Ciągle rozmawiając z nowo poznanym kolegą Francuzem ruszyłem na Sprindleruv Mlyn i chcialem jechać od razu na Harrachov. Ale poleciałem za daleko na południe i dojechałem aż do Vrchlabi i dopiero tam w kierunki na granicę. Nadłożyłem gdzieś 20km, no ale ciul z tym ;-) Jechało się fajnie, przyjemnie, niestety tylko płasko trochę z jakimiś tam mini podjazdami - hopkami.

Dalej to podjazd do samej granicy w Jakuszycach, podjeżdżało się go dość topornie, ciągle wiał mocny wiatr w twarz co z 4-5% robiło mi 7-8% bez przerwy.

Następnie zjazd w kierunku Szklarskiej Poręby, podjazd prawie na Zakręt Śmierci i do domu :)

Tam czekała dziewczyna, która szczęśliwa nie była bo zapowiadałem 2-3h jazdy, a tu wyszlo prawie 4h :] Jednak jechało się tak zajebiście, że ani myślałem o jeszcze szybszym powrocie do domu.

Dalsza część dnia to szybki prysznic, obiad i kierunek KARPACZ - autem. W Karpaczu poszliśmy na wyciąg prowadzący do Kopy i na Śnieżkę już "z buta". Dalej zejście prawie 2h do miasta czerwonym szlakiem i z powrotem do domu.

I tu praktycznie koniec pierwszego dnia, dość napisać tylko jeszcze że spać to ja poszedłem gdzieś koło 2-3 nad ranem - a pobudka kolejna o 8 rano.

cad: 82
przewyższenia: 1804m

Pod Odrodzeniem:


Widoki z Odrodzenia:


Pod Odrdzeniem z kolegą z Francji:


Na jeziorze "Labska":


I jeszcze z tego dnia, spod Śnieżki:

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Po buziaka do Trzebnicy i z powrotem...

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(2)
Noc... Bajeczna Trzebnica. Zawsze miałem słabość do tego miasta, jednak głównie z rowerowych podbojów. Ostatnio zakochuję się w tym miescie z zupełnie niekolarskiej strony. Trzebnica to kobieta, Krotoszyn facet.. Więc zgranie idealne..
Dzięki Panowie że namówiliście mnie na kryterium w maju.. Sam wyścig wyszedł średnio, "podryw" jednak się udał ;-)

W ten sposób jest sytuacja. Sytuacja... Sytuacja której nie spodziewałbym się w najśmielszych snach. W końcu mam powód by jechać tam o każdej porze, szybciej, tylko tam i z powrotem. Dodatkowo Trzebnickie górki i Milickie wzgórza są bonusowo potężnym atutem tej trasy.

Dzisiaj więc po rozstaniu, pognałem do domu by wyjść na rower. A co! Ale trasa w głowie tylko jedna, przecież zdążę by po chwili znów ją zobaczyć, dotknąć i pocałować.

Rozumiałem także średnią w stronę Trzebnicy.. Przecież tak ważny powód nie może czekać. Wykręciłem średnią 34,9kmh - lekko, z bocznym sprzyjającym wiaterkiem.

Buzi, dolewka wody...

Powrót.. Pod wiatr, lekki, ale twarzowy. O dziwo nie zwalniam bardzo.. Jedzie się przyjemnie, mimo niewyspania czuję się mega świeży i zregenerowany. Górki przeskakiwałem jak sarenka, bez większego problemu. Jednak to nadal nie jest "moja forma" - mega giga super hiper Krisowa forma jeszcze przyjdzie. Czekam tylko na dzień 12-sty lipca. Bronię licencjatu i adios amigos ;)

I o dziwo przejechałem dzisiaj cały dystans bez zapasu dętki bo zapomniałem wziąć.. Obyło się bez gumy ;)

Czyli licząc dzisiejszy trening:

Pojazd: Rower Specialized
Silnik: 21 letni, napędzany 1-dnym koniem ludzkim
Spalanie na 100km: 4l wody/izotonika + 4 batony zbożowe

cad: 85
przewyższenia: 579m

I to wczorajszy, wieczorny grill.. Karkóweczka, boczek i kiełbaski ;)
MNiami! Sam rozpalalem! :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Elita na rynku, mega giga super hiper...

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
W tym roku takich dni jest jak na lekarstwo, więc trzeba się nie dość, że dobrze pokazać jeśli chodzi o formę, ale i o przygotowanie roweru i całego szeroko pojętego wizerunku kolarza. łańcuch więc wczoraj wyczyszczony i przesmarowany, rower ogólnie czyściutki i wycackany czyli śmiało można pokazać się z nim na rynku. Nogi ogolone, opalone, żyły widać, nie jest źle. Jedyne czego nie byłem to swojej formy, która obecnie stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Ale od rana wielki pośpiech i nerwówka czy w ogóle zdążę - obudziłem się o 8:00 mimo nastawionego budzika godzinę wcześniej. Szybkie śniadanie: 2 skibki chleba z serkiem + jogurt naturalny z dosypanymi rodzynkami i migdałami. Przed wyjazdem jeszcze garść bakalii do buzi i jedziemy. Jedzie się fajnie, z wiatrem więc mimo wyjazdu równo o 9;00 wiem że zdążę.. Droga minęła wiec pędzikiem - nie wlokłem się jak maruder w wyścigu pokoju ;-) W Ostrowie Wlkp. jeszcze chwila postoju na stacji orlen, pozwolili wprowadzić rower do środka, szybko dolałem wody do bidonu i jazda na rynek. Tu już czekał niezmordowany Błażej {który bagatela miał już 70km w nogach} i bliżej nieznany mi ktoś w stroju Interkolu. Dojechał także Adam zwany Bartoszkiem, Velodek, Michał Nawrocki oraz dwóch również bliżej nieznanych mi ludzi.

Sekunda namysłu i jedziemy w kierunku Odolanowa, Sośni, Goszcza, Milicza i Krotoszyna ;) Zmiany idą bardzo płynnie, w parach jedzie się fajnie i przyjemnie, jest czas na pogadanie, jest także czas na jazdę 40km/h.
Adamo zawraca w Odolanowie i zostajemy w 7. Po drodze później jeszcze gdzieś gubimy jednego z kompanów i jedziemy w 6.

Standardowo droga przebiegała dość spokojnie do pierwszych górek gdzie każdy chciał pokazać swą moc.. Ja nie ukrywam miałem ochotę na ściganie dzisiaj i sprawdzenie wlasnej nogi. Pierwsze hopki szły łatwo i przyjemnie... Też dokręciłem parę razy ale bez szału.

Aż tu nagle dojeżdżamy do Krośnic i zaraz miał się zaczynać podjazd w Wierzchowicach pod kościółek. Dość stromy - chociaż dzisiaj wjechany dość szybko. Wjeżdzamy do Krośnic, jestem na 3 pozycji, przede mną Błażej i prowadzi Michal.. Dokreca na góreczkach przed głownym podjazdem, po chwili zmiana i Błażej prowadzi. Jedzie mocno i równo... Ja za nim.. No to co... Przecież chciałem obadać nogę... Jest ok! Mijam Błażeja, za mną słyszę dojeżdża Michał i jeszcze Błażej wsiadł na koło.. Prędkość 35km/h daje się we znaki, Michał jeszcze wychodzi mi z koła i po podjeździe :] Jest ok! Bo przecież niedawno zostawałem za nimi, wypoczęty, potrenowany, jest mega giga super hiper! ;D

Na to do Milicza jedziemy spokojnie, czekamy aż dojadą maruderzy i przyspieszamy.. Michał na zmianie, tablica Milicz coraz bliżej... Rozkręca się 47kmh.. A co mi tam, wyjeżdzam z koła, sprint i 58km/h wjeżdżam pierwszy. CHwila postoju w sklepie, małe zakupy wody i jedziemy dalej. Do Zdun znów spokojnie w miarę...

W Zdunach nie byłbym sobą gdybym nie próbował skoczyć i wygrać na tablicę w Krotoszynie. Skaczę jeszcze przed serpentynkami, dwa trzy zakręty dobrze mi znane, później rynek objechany idealnie. Zrobiłem sobie bezpieczną przewagę myślę.. Ale kurde nie odpuszczają, gonią... Za zakrętem na ostatnią prostą do Krotoszyna i zaczynają się do mnie zbliżać, ja troszkę słabnę, choć i tak jest lepiej niż kiedykolwiek.. A tu masz ci los.. paręnaście metrów przed tablicą dojechali i wyprzedzili.. Grrr! :D

I to cały trening, bylo milo, syzbko i przyjemnie ;-)

Z tego co się dowiedziałem to już następuje hiszpańska inkwizycja w Ostrowie ;-) Będzie ciekawie! ;]

cad: 86
przewyższenia: 300

My bike :]


A Pan Włodek wygrał dzisiaj sprint na Krotoszyn! ^^


I w Ostrowie zrobili na rynku fontannę ;) Nie omieszkałem przejechać sobie, zajebiście ochładza :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)