Choć padało i było ślisko - Kris ruszył dupsko...
Niedziela, 4 sierpnia 2013
· Komentarze(3)
Kategoria 100-150km, Ze zdjęciami
Warto zacząć od małego zawodu jakim okazała się dzisiejsza jazda w grupie. Po prostu jej nie było.. A to wszystko przez bardzo zmienną i dynamiczną pogodę..
Jeszcze wczoraj nastawiłem budzik na 7:30 w celu wybrania się na ostrowski rynek żeby pojeździć ze znajomkami.. Wybiła planowana godzina, otwieram lewe oko, lewą ręką próbuję wyłączyć budzik, lewą nogą wstaję i... nie wierzę temu co widzę. W celu umocnienia wiary i polepszenia widzenia otwieram oko prawe - niestety nie zaskakuje mnie widok zbyt pozytywnie - błyskawice szaleją dookoła dodatkowo pogarszając odczucia pogodowe bo przecież z nieba jakby ktoś kurek z wanny odkręcił bo leje niemiłosiernie...
Tym razem już prawą ręką ustawiam budzik na 8:30 w celu odespania jeszcze godziny, z nadzieją na dynamiczną poprawę pogody którą ICM zapowiadał. Budzik dzwoni drugi raz oznajmiając czas ruszenia dupska z wyra co by zdążyć na 10:00 na ryneczek. Niestety pogoda nie uległa zmianie. Lekko zdegustowany, trzeci już raz nie włączając budzika przykrywam się kołdrą i zasypiam kolejny raz.
Budzę się wg. zegara biologicznego - czyli jak się w końcu wyspałem - przed 11:00. Prowadzę małe dochodzenie, chodzę po pokojach i z różnych perspektyw oceniam szansę wyjścia na rower. Decyzja zapada: jedziemy!
Czas więc przygotować sobie śniadanie, zjeść je i się ubrać, zalać bidony, zabrać kilka batoników i ruszyć do boju.. Mimo wielu chmur na niebie zaufałem pogodzie ICM że będzie z czasem coraz ładniej. Jednak w myślach pojawia się myśl: nie jedź, zmokniesz zaraz, patrz, tam na pewno pada deszcz!
Przez chwilę ta myśl przeważa i kładę się do łózka, by po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w wiatrak pomyśleć: noooo w morde jeża.. jedziesz! chcesz i musisz!
Pojechałem więc. Zaraz po wyjściu na dwór {ohh, szlachta ;-)} zaczyna padać.. Przejechałem 200m myślę wracaj, hamuję... Jadę dalej! Biję się z myślami aż do momentu kiedy pierwszy raz dzisiaj wychodzi mi na drodze słońce i ogrzewa swoimi promieniami! Do 10km ciągle padało, mała mżawka, delikatne krople, jednak dość irytujące.. Od tej chwili jestem z siebie dumny że pobiłem swoje myśli i stłumiłem powstanie złych idei pozostania w łóżku.
Jazda w sama sobie nie przyniosła wielu atrakcji, jedynie barddzo się zdziwiłem że po ostatnich dniach noga podawała sto razy lepiej niż wczoraj. Dokrętki na góreckach i po płaskim dały mi się we znaki, ale dojechałem zupełnie spokojny do domu.
Po drodze jednak zdarzyło się coś czego długo nie zapomnę! Teraz sobie przypominam! Jadę sobie spokojnie z Milicza na Krośnice a tu z naprzeciwka widzę auto jedzie sobie jakieś 60kmh całkiem spokojnie.. wyprzedza jakiegoś rowerzystę, po środku kałuża wody! rowerzysta omija kałużę, auto wpada w nią, co jak się okazało nie było samą kałużą tylko potężną wyrwą w asfalcie! kierowca ledwo hamuje, traci jednak panowanie nad autem i wpada do rowu! :o
Zatrzymują się jeszcze dwa auta, kierowca i pasażerka wysiadają sami z auta, poduchy wywaliły, nic im nie jest, nie chcą wezwania policji ani karetki... dla rozluźnienia atmosfery dałem myśl "ma pan jakąś linke ? pomogę wyciągnąć auto na rowerze" ;) złapali bakcyla, troche się pośmialiśmy mimo tragicznie wyglądającego wypadku, pojechałem dalej a oni z obcymi sobie ludź walczyli i wyciągali auto..
Dalej na szczęście już bez większych przygód, "spokojnie" dojechałem do domu :)
Jutro wolne :)
caD:88
przewyższnia: 697m
Najpierw KRIS :)
Później mokra, aczkolwiek piękna leśna dróżka:
A tu jeszcze starałem się zrobić fotkę jadąc na rowerze, wyszło co wyszło ;)
Jeszcze wczoraj nastawiłem budzik na 7:30 w celu wybrania się na ostrowski rynek żeby pojeździć ze znajomkami.. Wybiła planowana godzina, otwieram lewe oko, lewą ręką próbuję wyłączyć budzik, lewą nogą wstaję i... nie wierzę temu co widzę. W celu umocnienia wiary i polepszenia widzenia otwieram oko prawe - niestety nie zaskakuje mnie widok zbyt pozytywnie - błyskawice szaleją dookoła dodatkowo pogarszając odczucia pogodowe bo przecież z nieba jakby ktoś kurek z wanny odkręcił bo leje niemiłosiernie...
Tym razem już prawą ręką ustawiam budzik na 8:30 w celu odespania jeszcze godziny, z nadzieją na dynamiczną poprawę pogody którą ICM zapowiadał. Budzik dzwoni drugi raz oznajmiając czas ruszenia dupska z wyra co by zdążyć na 10:00 na ryneczek. Niestety pogoda nie uległa zmianie. Lekko zdegustowany, trzeci już raz nie włączając budzika przykrywam się kołdrą i zasypiam kolejny raz.
Budzę się wg. zegara biologicznego - czyli jak się w końcu wyspałem - przed 11:00. Prowadzę małe dochodzenie, chodzę po pokojach i z różnych perspektyw oceniam szansę wyjścia na rower. Decyzja zapada: jedziemy!
Czas więc przygotować sobie śniadanie, zjeść je i się ubrać, zalać bidony, zabrać kilka batoników i ruszyć do boju.. Mimo wielu chmur na niebie zaufałem pogodzie ICM że będzie z czasem coraz ładniej. Jednak w myślach pojawia się myśl: nie jedź, zmokniesz zaraz, patrz, tam na pewno pada deszcz!
Przez chwilę ta myśl przeważa i kładę się do łózka, by po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w wiatrak pomyśleć: noooo w morde jeża.. jedziesz! chcesz i musisz!
Pojechałem więc. Zaraz po wyjściu na dwór {ohh, szlachta ;-)} zaczyna padać.. Przejechałem 200m myślę wracaj, hamuję... Jadę dalej! Biję się z myślami aż do momentu kiedy pierwszy raz dzisiaj wychodzi mi na drodze słońce i ogrzewa swoimi promieniami! Do 10km ciągle padało, mała mżawka, delikatne krople, jednak dość irytujące.. Od tej chwili jestem z siebie dumny że pobiłem swoje myśli i stłumiłem powstanie złych idei pozostania w łóżku.
Jazda w sama sobie nie przyniosła wielu atrakcji, jedynie barddzo się zdziwiłem że po ostatnich dniach noga podawała sto razy lepiej niż wczoraj. Dokrętki na góreckach i po płaskim dały mi się we znaki, ale dojechałem zupełnie spokojny do domu.
Po drodze jednak zdarzyło się coś czego długo nie zapomnę! Teraz sobie przypominam! Jadę sobie spokojnie z Milicza na Krośnice a tu z naprzeciwka widzę auto jedzie sobie jakieś 60kmh całkiem spokojnie.. wyprzedza jakiegoś rowerzystę, po środku kałuża wody! rowerzysta omija kałużę, auto wpada w nią, co jak się okazało nie było samą kałużą tylko potężną wyrwą w asfalcie! kierowca ledwo hamuje, traci jednak panowanie nad autem i wpada do rowu! :o
Zatrzymują się jeszcze dwa auta, kierowca i pasażerka wysiadają sami z auta, poduchy wywaliły, nic im nie jest, nie chcą wezwania policji ani karetki... dla rozluźnienia atmosfery dałem myśl "ma pan jakąś linke ? pomogę wyciągnąć auto na rowerze" ;) złapali bakcyla, troche się pośmialiśmy mimo tragicznie wyglądającego wypadku, pojechałem dalej a oni z obcymi sobie ludź walczyli i wyciągali auto..
Dalej na szczęście już bez większych przygód, "spokojnie" dojechałem do domu :)
Jutro wolne :)
caD:88
przewyższnia: 697m
Najpierw KRIS :)
Później mokra, aczkolwiek piękna leśna dróżka:
A tu jeszcze starałem się zrobić fotkę jadąc na rowerze, wyszło co wyszło ;)