To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Interkol

Dystans całkowity:21197.93 km (w terenie 40.43 km; 0.19%)
Czas w ruchu:662:50
Średnia prędkość:31.98 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:83164 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:188 (94 %)
Suma kalorii:432360 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:102.90 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Licencjat zdany na 5 ! Trzebnica ,Wrocław, WSB i Interkol

Niedziela, 14 lipca 2013 · Komentarze(0)
Zacznijmy więc od początku ;) W rytmie "Bonney M - Sunny" w głośnikach zaczynam tą notkę...

Tydzień posuchy na blogu, wiem wiem - mi też serce krwawi ale czasem są ważniejsze sytuacje. We wtorek wyjazd do Trzebnicy, spędzone 2 dni na nauce i róznych innych takich tam czynnościach :) Powrót w czwartek po południu gdyż w piątek od rana w Kaliszu obrona "licencjatu".

Nerwów co niemiara, stres i zgrzytanie zębów.. Ale gdy tylko tam wszedłem i wylosowałem pytania cały stres nagle ze mnie spłynął. "Popyt i podaż - czynniki je determinujące" z ekonomii oraz "aktywa i pasywa a przychody i koszty" z rachunkowości + pyt. do pracy "jak wygląda dokumentacja księgowa w jednostce budżetowej" Gicior, zdane na 5 !!!

W sobotę więc ze specjalnym zaświadczeniem żem już po obronie i że na dyplomie pojawi się "5" wyruszyłem do WSB we Wrocławiu. Zostawilem papiery, zarejestrowałem się i od soboty jestem studentem WSB we Wrocławiu na kierunku Finanse i Rachunkowość {spec. analityk finansowy}. Cały dzień spędzony miło we Wrocławiu, powrót do domu.

Niedziela to Interkolowe zmagania na szosie w grupie z rynku. Mega zakwasy po piątkowej siłce uniemozliwiały mocniejsze docisnięcie w pedały. Umówiony na 13:00 w Krotoszynie zrezygnowałem z treningu w całości z Interkolem. Dodatkowo TBF - totalny brak formy po tygodniu niejeżdżenia. I drugie dodatkowo to trasa Bazylowa wybrana przez większość. Czyli kierunek przeciwny niż do domu, trasa ok 100km + moje ~60km i miałbym trening pod 160-170km. Nie dzięki.
Odłączyłem się więc na rondzie ostrzeszowskim i niespokojnie jechałem do domu. Wiatr nieźle hulał, ale prędkość trzymalem calkiem spoko. Zrobiłem sobie jeszcze kilka interwałw i dojechałem na czas - wszędzie zdążyłem :)

Popołudnie to relaksik przed TV i 'oglądanie' wyscigu TdF i Mount Ventoux + później kręgle, bilard i cymbergaj :] Full fun! :D

cad: 81

Student WSB we Wrocalwiu :D


Ku chwale powiedzenia Zbycha - we Wrocławiu otworzyli pub "siwy dym" ;-)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Kiepsko i zajebiście ;-)

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, Interkol, Zawody
Zawody w Sieroszewicach, czyli w skrócie = ITT :)

Nigdy czasowcem nie byłem, ale to słabe usprawiedliwienie - kto ma nogę ten jedzie.
U mnie nogi jednak brak, nie mam ostatnio głowy do treningów, jadę bo jadę i oto widać efekt. Czas gorszy o pół minuty niż rok temu..

Nie zacząłem z grubej rury, początek raczej dość asekurancko. Na 8km mija mnie pierwszy, a na 11km drugi zawodnik startujący po mnie. No cóż, ewidentnie nie mój dzień. Ostatni nie byłem, za wynikami oficjalnymi jeszcze czekam, ale raczej "pilnowałem tyłów" jak to się mówi.

Miło było spotkać dzisiaj KRZYWEGO vel Marcina K. :] Przyjechał taki z gór na czasówkę po płaskim i dolożył mi konkretnie ;) Poczekaj no! Odbiję to sobie w górach jeśli złapię formę przez niecały miesiąc na Liczyrzepie! :D

Dziś za to sukces na uczelni. Praca Licencjacka zaakceptowana, wpis do indeksu zrobiony, teraz aby drukować pracę na czysto i oprawić oraz oddać do dziekanatu ;-) Można śmiało się zacząć uczyć na obronę - ale to od jutra ;)

Dzisiaj czeka mnie ważniejsza sprawa, no może nie ważniejsza, ale dość istotnie mieszająca w moim zyciu na plus, ale jednak mieszająca ;) Wycieczka do Trzebnicy i powrót do domu jutro po pracy.

Treningi teraz oczywiście schodzą na drugi plan. Czas ucieka, obrona coraz bliżej a obiad stygnie - a ja siedzę i piszę notkę :D

Tak więc bajo, myślę że może do wtorku/środy - gdzie uda się coś wyskoczyć.

W planach bardzo oczekiwana wycieczka w góry - 19-20-21 planuję być w górach. Nie wiem czy sam, czy ktoś się ze mną zalapie, ale chce jechać i pojadę.!
Odpocząć od nauki, wyjeździć kilometry w górach bo przecież ROAD TROPHY czeka :)
I może 26-27-28 powtórzę wycieczkę. Bardzo tego chce, nic nie może stanąć na przeszkodzie.

caD: 86
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Elita na rynku, mega giga super hiper...

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
W tym roku takich dni jest jak na lekarstwo, więc trzeba się nie dość, że dobrze pokazać jeśli chodzi o formę, ale i o przygotowanie roweru i całego szeroko pojętego wizerunku kolarza. łańcuch więc wczoraj wyczyszczony i przesmarowany, rower ogólnie czyściutki i wycackany czyli śmiało można pokazać się z nim na rynku. Nogi ogolone, opalone, żyły widać, nie jest źle. Jedyne czego nie byłem to swojej formy, która obecnie stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Ale od rana wielki pośpiech i nerwówka czy w ogóle zdążę - obudziłem się o 8:00 mimo nastawionego budzika godzinę wcześniej. Szybkie śniadanie: 2 skibki chleba z serkiem + jogurt naturalny z dosypanymi rodzynkami i migdałami. Przed wyjazdem jeszcze garść bakalii do buzi i jedziemy. Jedzie się fajnie, z wiatrem więc mimo wyjazdu równo o 9;00 wiem że zdążę.. Droga minęła wiec pędzikiem - nie wlokłem się jak maruder w wyścigu pokoju ;-) W Ostrowie Wlkp. jeszcze chwila postoju na stacji orlen, pozwolili wprowadzić rower do środka, szybko dolałem wody do bidonu i jazda na rynek. Tu już czekał niezmordowany Błażej {który bagatela miał już 70km w nogach} i bliżej nieznany mi ktoś w stroju Interkolu. Dojechał także Adam zwany Bartoszkiem, Velodek, Michał Nawrocki oraz dwóch również bliżej nieznanych mi ludzi.

Sekunda namysłu i jedziemy w kierunku Odolanowa, Sośni, Goszcza, Milicza i Krotoszyna ;) Zmiany idą bardzo płynnie, w parach jedzie się fajnie i przyjemnie, jest czas na pogadanie, jest także czas na jazdę 40km/h.
Adamo zawraca w Odolanowie i zostajemy w 7. Po drodze później jeszcze gdzieś gubimy jednego z kompanów i jedziemy w 6.

Standardowo droga przebiegała dość spokojnie do pierwszych górek gdzie każdy chciał pokazać swą moc.. Ja nie ukrywam miałem ochotę na ściganie dzisiaj i sprawdzenie wlasnej nogi. Pierwsze hopki szły łatwo i przyjemnie... Też dokręciłem parę razy ale bez szału.

Aż tu nagle dojeżdżamy do Krośnic i zaraz miał się zaczynać podjazd w Wierzchowicach pod kościółek. Dość stromy - chociaż dzisiaj wjechany dość szybko. Wjeżdzamy do Krośnic, jestem na 3 pozycji, przede mną Błażej i prowadzi Michal.. Dokreca na góreczkach przed głownym podjazdem, po chwili zmiana i Błażej prowadzi. Jedzie mocno i równo... Ja za nim.. No to co... Przecież chciałem obadać nogę... Jest ok! Mijam Błażeja, za mną słyszę dojeżdża Michał i jeszcze Błażej wsiadł na koło.. Prędkość 35km/h daje się we znaki, Michał jeszcze wychodzi mi z koła i po podjeździe :] Jest ok! Bo przecież niedawno zostawałem za nimi, wypoczęty, potrenowany, jest mega giga super hiper! ;D

Na to do Milicza jedziemy spokojnie, czekamy aż dojadą maruderzy i przyspieszamy.. Michał na zmianie, tablica Milicz coraz bliżej... Rozkręca się 47kmh.. A co mi tam, wyjeżdzam z koła, sprint i 58km/h wjeżdżam pierwszy. CHwila postoju w sklepie, małe zakupy wody i jedziemy dalej. Do Zdun znów spokojnie w miarę...

W Zdunach nie byłbym sobą gdybym nie próbował skoczyć i wygrać na tablicę w Krotoszynie. Skaczę jeszcze przed serpentynkami, dwa trzy zakręty dobrze mi znane, później rynek objechany idealnie. Zrobiłem sobie bezpieczną przewagę myślę.. Ale kurde nie odpuszczają, gonią... Za zakrętem na ostatnią prostą do Krotoszyna i zaczynają się do mnie zbliżać, ja troszkę słabnę, choć i tak jest lepiej niż kiedykolwiek.. A tu masz ci los.. paręnaście metrów przed tablicą dojechali i wyprzedzili.. Grrr! :D

I to cały trening, bylo milo, syzbko i przyjemnie ;-)

Z tego co się dowiedziałem to już następuje hiszpańska inkwizycja w Ostrowie ;-) Będzie ciekawie! ;]

cad: 86
przewyższenia: 300

My bike :]


A Pan Włodek wygrał dzisiaj sprint na Krotoszyn! ^^


I w Ostrowie zrobili na rynku fontannę ;) Nie omieszkałem przejechać sobie, zajebiście ochładza :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Po mojemu z Interkolem :))

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(1)
No to dzisiaj uwieńczenie tygodnia. Dobrze, że trafił się "długi weekend" bo bym prawdopodobnie pojechał tylko raz bądź dwa. Wczorajszy dzień w całości spędzony we Wrocławiu i rower poszedł w odstawkę - było więc trochę czasu na regenerację, choć sporo łażenia po mieście nie sprzyja odpoczynkowi.

Wypoczęty tako jako nastwiłem budzik na 7:30, szybka pobudka, treściwe śniadanie, szybkie ubranie i wio. Kilometry do Ostrowa ciągnęły się niemilosiernie. Jak w czwartek szło latwo z wiatrem, tak dziś pogoda spłatała figla i zawiewało prosto w twarz. 30km, 1h, w miarę spokojnie, o ile można tak napisać. Na wjeździe zaliczony jeszcze Orlen i dolewka wody bo 3/4 bidonu już wychlapałem. Po chwili z domu wyjeżdża Zbigi i razem wjeżdżamy na rynek.

Tutaj już Bazyl namawia Grzesia na "swoją" trasę, wtrącam tym razem swoje 3 grosze i udaje się namówić grupę na mój wariant jazdy na Cieszyn/Goszcz/Krośnice/Milicz. Trochę kręcenia nosem bo niektorym się spieszy, ale w końcu padła decyyzja i ruszyliśmy.

Na początku w miarę spokojnie, podwójne zmiany, pogaduchy.. Taka jazda ok 35kmh. Standardowo pierwsza hopka i podkręcanie tempa. Później już po wyjeździe na ładny asfalt w Goszczu pojedyncze zmiany i zaczyna sie lekko pagórkowaty teren. Tu znowu do głosu dochodzi Błażej, który ma kopyto i dość mocno zaciąga. Dzielnie trzymam się na kole dając też jakies tam zmiany, ale oszczędzając siły na później. Nagle pojawiamy się na krzyżówce, prosto na Krośnice albo w lewo trasą maratonu. Krzyczę ze środka peletonu że w lewo, lewo lewo! Echo się odbija i chłopaki leca jak powiedziałem. Tutaj nagle zwolnienie i konsternacja że będzie dłużej ble ble ble.. Ale fajniej ! :)

Jedziemy więc między lasami, skręt w prawo i zaczynają się "podjazdy". Staram się trochę poprowadzić grupę, zmiany idą dość ładnie, na jednej z nich Bazyl zaciąga co sił, po nim podkręca Błażej o 2/3 oczka, skaczę - siadam na koło. Lekki zakręt w lewo lekkie wypłaszczenie i poprawka, Błażej dokręca, ja zostaje. Po chwili na kolejnej krzyżówce czekamy na resztę żeby się nie pogubili, lecimy prosto! Tutaj już nie ma wielkiego tempa, hopki mniejsze.

Nagle mój zjazd, dokręcam jak zawsze, robi się wyrwa , dojeżdża jedynie Grześ, skręcamy w prawo na główną w kierunku Milicza. Uciekamy! Prowadzi Grześ, wychodzę na zmianę i stajemy, bo reszta właśnie dojechała. Po chwili na kolejnym podjeździe dokręca Błlażej, staram się trzymać koła ale "nie dziś". Brak pary w nogach, a myślach już Krotoszyn. Po chwili dojeżdża do mnie Maciej "Cancellara" Owczarek prowadząc grupkę z Bazylem i Zbigim. Siadam na koło, po chwili na podjeździe Bazyl macha ręką żebym go wyprzedził, oni zostają a ja z Maciejem gonimy pierwsza grupę która jest w zasięgu wzroku i jest coraz bliżej! Po zmianie Macieja trzymam prędkość pod górę, po chwili wyplaszczenie on jeszcze poprawia, ile razy bym nie chciał dać zmiany tyle razy nagle podkręcał. W końcu odpuściłem i jechałem na kole spokojnie. Ten zrobił sobie czasówkę i gdyby tablica "Milicz" była z kilometr albo i dwa dalej to pewnie byśmy spokojnie dojechali, albo zblizyli się na kilka metrów bo tam z przodu dość wcześnie zaczęli się czarować.

Chwila postoju na stacji i jedziemy dalej na Krotoszyn. W sumie do Zdun spokojnie po zmianach. Wjeżdżamy do Zdun, w myślach piłowany co trening zjazd na rynku. Kilka ostrych zakrętów a przewagę można sobie zrobić. Przede mną tylko Błażej, ja jadę swoje, nie atakuję. Wyjeżdżamy z rynku, a tu widze zrobiła się niezła przerwa, no to gaz do dechy. Jedziemy razem z Błażejem na Krotoszyn. Za nami dociągnął Przemko. Jedziemy we trzech! Do tablicy już tylko 6km. Jednak w polowie dociąga i reszta. Tutaj mały rozjazd. Nogi już pieką niemiłosiernie. Po chwili odjeżdża Przemko, nikt nie goni, ja czekam. Po chwili jednak skacze Bazyl. Znowu nikt nie goni to żeby nie stracić szansy na finisz w ogóle, ciągnę pareset metrów co sił i dociągam Błażeja i Grzesia za sobą. Tu jednak wiem, że jesli ktoś poprawi to koniec. No i niestety Grześ z Błażejem skaczą na tablicę, staram się skoczyć na koło, ale.... Ale to już za dużo...

Taki oto dzisiaj aktywny, długi i wspólny trening. Oby więcej takich.
Niestety jednak do połowy lipca nie pojawię się raczej na rynku.. Znowu rower idzie w niebyt, trzeba się uczyć na 3 egzaminy w ten weekend + pytania do obrony pracy.

Totalny brak formy, znaczy coś tam jeszcze jest, ale przez ten miesiąc będzie tylko gorzej. Treningi raczej sporadyczne, krótkie.. Jak nie wpadnę w depresje przez to, to będzie git majonez bo już załamuję nogi jak widzę swoją jazdę, niby tragedii nie ma, ale chce lepiej, mógłbym lepiej... Ale pieprzonych studiów mi się zachciało i teraz mam, ale nauka troszku wazniejsza :D Ehh :]

Średnia z treningu z Interkolem oscylowała ok. 35,9 km/h.

caD:82
przewyższenia: 452m
max % podjazdu: 7% :)

Wytrzymać z Wami jest ciężko, ale bez Was jeszcez bardziej :D Do zoabczyska za 1,5 miesiąca :)


Traska z dzisiaj:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Błyskawicznie, ulewnie i Interkolowo.

Czwartek, 30 maja 2013 · Komentarze(2)
Pomysł wyjazdu urodził się wczoraj po wiadomości Błażeja. Po stokroć zapomniałem o spotkaniu na rynku i planowałem trasę wczorajszą z dwoma "górskimi" okrążeniami.
Jednak plany uległy zmianie o 180* i nastawiłem sobie budzik aby wstać odpowiednio wcześniej, wszamać śniadanie i wyruszyć.
Na termometrze raptem 15*C, niebo zachmurzone, ICM zapowiada ulewy ok 14-15 więc trzeba się sprężać. Do Ostrowa łatwo i przyjemnie, średnia oscylowała w granicach 34kmh ze śniadaniowym tętnem.

Na rynku pojawiłem się przez to dość wczesnie, więc było czasu trochę na fotkę, banana i mini odpoczynek. Równo o 10:00 ruszyliśmy, kierunek Mikstat, Ostrzeszów etc. Mały peletonik, bo raptem 6-10 chłopa, a tu nagle przy wyjeździe z Ostrowa mijamy grupę ze Schleckiem, którzy bez wahania dołączają w nasze szeregi. Peletonik całkiem fajny. Od samego poczatku widac kogo dzisiaj nosi, na górkach Bazyl dokreca co sił w nogach, ja też sobie skaczę kontrolnie, Błażej nie próżnuje.. Ale to początek więc nikt nie szarpie.

Ściganko zaczęło się od skrętu w prawo na polne asfalty na drodze pod kościółek z prologu. Małe hopki ustawiły grupę. Gdy znowu pojawiliśmy się na głównej, bliżej kościółka - podjazd! ale tu procesja, msza jakaś, szpaler ludzi na podjeździe, przejeżdżamy środkiem czując się jak na Alpe d'Huez ;) Zaraz za tym co.. Nosi mnie! No to rura! Za mną skoczył Przemo, przejechał po chwili! Błażej również dogonił i przegonił - jednak dwa tygodnie nierowerowe robią swoje.

Chwile czekamy za resztą w Mikstacie i kierujemy się na górki pod Ostrzeszowem. Tutaj znowu grupa się porwała przez szalone tempo Bazyla i Błażeja na zmianę. Tu mnie lekko przytkało i raz zdarzyło mi się puścić korbę, ale dojechalem dzielnie, bo koledzy również się zagotowali. Ostatnia górka przed Ostrzeszowem, na parę metrów odjeżdża Bazyl - spawa Grześ, mały rozjazd i na tablicę skacze i dojeżdża Przemko.

Tutaj znowu zwolnienie tempa i czekamy za resztą. Ale co to! Nie kierujemy się jak zawsze na Szklarke/Czarnylas/Odolanów tylko Bazylowymi dróżkami objeżdzamy górki. Skaczę na każdej! Jedna skończyła się sukcesem :D W Ostrzeszowie skoczył za mną tylko Przemo ale trochę za późno i dojechałem na szczyt pierwszy a było to 5% przez dobre set metów. Kolejne ataki spełzy na niczym. A już zupełnie dzień mi popsuł Zbigi! Atak pod dość stromą ale krótką górkę, pędze co sił, za mną nikogo nie ma.. No to jadę dość mocno, ale z chwili na chwilę zaczyna mi brakować.. A tu nagle jak TGV w stosunku do PKP przemknął obok mnie Zbyszek. Zaskoczył wszystkich! Siebie chyba też ;)

Dalej to już trochę spokojniej, gdzieś tam jeszcze postój na zakupy - tu uratował mnie Krzysiek-Salk który podzielił się $$$ i dzięki niemu nie brakło mi wody ani jedzenia.

Po chwili do Szklarki znowu szaleństwo, co chwilę ktoś atakuje. Jedzie się coraz ciężej, widzę po minach ze nie tylko mi więc tragedii nie ma. Po mocnych zmianach dojeżdżamy na spokojnie do Świecy przed Odolanowem i zaczynają się akcje zaczepne na tablicę w Odolanowie. Raz mocno zaatakował Bazyl, za nim ruszył Przemo i nagle przerwa... Dociągnałem resztę do grupy.. Po chwili kolejny atak, staję w korbach, uspokojenie.. Tu Bazyl mówi że wypadła mi pompka z kieszonki! A kilometr , góra dwa - zostaje do tablicy gdzieś.. No cóż, koniec marzeń o finałowym sprincie i zawracam bo swojej pompki tak nie zostawię..
A tu się okazuje, że dobroduszny Zbigi zatrzymal się i podniósł ją i bezpiecznie do mnie doholował. Do Odolonaowa wjeżdżamy więc spokojnie, żegnamy się i kazdy jedzie w swoim kierunku.

I od tego momentu zaczęła się katorga. Nie dość że wiatr boczny niesprzyjający, to zaczyna mi kropić deszcz. Sobie mówię, jak kropi to luz! Nie spinałem się zbytnio.. No a tu zonk! Dojezdżam do Sulmierzyc i ściana wody! Jakby ktoś wiadrem wody chlusnął w twarz. Totalne oberwanie chmury! Pięć sekund i jestem cały mokry, jadę dalej! Wiatr coraz mocniejszy no ale co zrobisz..
Po chwili jednak zaczyna się totalna masakra! Burza! Pioruny szaleją dookoła mnie, istne załamanie pogody. Dobrze że było chociaz w miarę ciepło.
W butach powódź, ja mokry od stóp do głowy, w myślach tylko ciepła herbata, koc i obiad. Dojeżdżam do domu, przestaje padać.

Stety, niestety - dzisiejsze zmoknięcie i napotkana ulewa winą jeynie Bazyla :D Gdyby jechać standardowo to nikt by nie zmókł :p No ale co tam :] Było fajnie :p

Dzisiejszy etapik bardzo udany, forma jaka jest taka jest, gorsza, ale tego można się było spodziewać. Na szczęście coś tam się zapisało na twardym dysku i nie ma problemu z utrzymaniem koła, zmianami etc. Tragedii nie ma, zobaczymy po 12-stym Lipca!

cad: 85
przewyższenia: 515m


Licencjat: 5
Rower: 2
Siłka: 2

Ogarnięte kolejne pytania:
7. Modele struktur rynku.
8. Optimum technologiczne i optimum produkcyjne przedsiebiorstwa.


Dzisiaj Boże Ciało :) Ołtarz na rynku w Osw.


Starałem się zakamuflować, ale wszyscy jednak na trasie byli czujni! ;)



/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Kryterium w Trzebnicy - zabawa na sto dwa!

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(0)
Od dawna chodziło za mną to kryterium i pojechałem się pościgać na krętych rundach z dwoma sztywnymi hopkami :) Jednak po wczorajszym wiedziałem, że będzie niewątpliwie problem utrzymać się z czołówką więc podchodziłem do startu bardziej "zabawowo".

Nigdy nie startowałem w kryterium. Bardzo kręto, technicznie i szybko... To nie dla mnie ;) Stanowczo wolę "maratony" i wyścigi o dłuższym dystansie na jednej rundzie ciągiem...

Pojechałem więc dzisiaj z rana do Trzebnicy, droga minęła dość szybko mimo wolnego tempa przez próbę "oszczędności" paliwa ;) I auto przez 110km spaliło 6,7l co jak na benzynę 1,6 jest chyba dobrym wynikiem. Zajechałem na miejsce, wjechalem na parking jakieś 200m od startu bo nie chcieli mnie panowie policjanci dalej wpuścić. Poszedłem się więc zapisać, a tu Grzegorz. Przywitaliśmy się i pogadaliśmy i poszedłem oddać 15zł w zamian za prawo startu ;) Wróciłem szybkim krokiem do auta, wypakowałem rower i przebrałem się dość sprawnie.

Nagle podjeżdża ekipa z Whirlpoola i razem z Krzyśkiem jadę zrobić dwa kółka na małą rozgrzewkę trasą wyścigu. Masakrycznie kręto i technicznie. Po powrocie idziemy na start, staję sobie w pierwszym rzędzie i podchodzi do mnie pani z mikrofonem i kamerą :] Udzielony krótki wywiad i do tego zapowiedź kolejnego po przyjeździe.

Szybkie odliczanie i WIO! Start całkiem spoko, jadę na pierwszych pozycjach, ale pierwsze skręty i spływam. Po chwili jesteśmy na głównej, skręt w lewo na pierwszy podjazd. Przechodzę bliżej pierwszych po czym nagle Marcin z Fiołki robi klasyczną "rybkę" i koleś za nim smyra mu koło i jazgot porządny upadającego sprzętu. Ja jadę praktycznie zaraz za nimi i udaje mi się odbić szybko w lewo. Przede mną jeszcze Robert Rasała, który też cudem uniknął wjazdu na przewróconego.
Po szczycie szybki i kręty zjazd, jest ok, tempo zwolniło. Nogi jednak pieką niemiłosiernie. Nie zdążyłem się jednak zregenerować po wczorajszym.
Kolejna runda, kolejny podjazd... Nie odpuszczam, jadę w peletonie... Ale przychodzą kolejne zakręty, zamykają mnie na jednym z nich, hamuję praktycznie do zera i mam już całkiem sporą stratę... Zostaje też Przemko z Interkolu i staramy się razem gonić. Nic z tego, na kolejnych zakrętach Przemo daje rade, ja nie ryzykuję i jadę swoje.
Po jakimś czasie dojeżdżają do mnie na zjeździe Fiołki i kilku NoNameów i jedziemy razem. pytam się aby kontrolnie czy to już dubel i ucieczka czy tylko grupetto. Jest grupetto! Więc jadę z nimi, pod górę wychodzę na prowadzenie, na zjazdach znowu trochę tracę. Raz nie wyrobiłem i musialem podskoczyć z całym rowerem na chodnik! Próg był całkiem spory i dobrze że nikt tam nie stał bo była by niezła gleba.

Doganiam moich kompanów, jedziemy razem, po chwili wyjeżdżamy z ulicy Leśnej spod mostku, skręt ostry w lewo, ja się ładnie składam i lecę w kierunku ronda, a za mną porządny wypierdziel. Jak się później okazało był to Daniel Stajszczyk, z którym wczoraj dzielnie zawalczyłem w Ustroniu. Poocioerany nieźle, ze złamaną prawą klamką. Odwracam się i tam widzę już jak strażacy biegną ku pomocy. My jednak jedziemy dalej, ostatnie okrązenie.

Staram się przyspieszyć na pierwszej ostrej hopce, ale nic z tego, wszyscy siedzą na kole. Po chwili na drugim podjeździe atakuje ktoś z Eski, my jednak jedziemy dalej swoim tempem. Odjeżdża nam koleś na jakieś 500m, dochodzimy go powoli, ale tutaj nagle skręt w prawo i prosta na metę. Lekko pod górę i pod wiatr... Cisnę 45kmh na prowadzeniu, po chwili jednak objeżdżają mnie i z prawej i z lewej sprintem.. udaje się jeszcze usiąść na kole, doganiamy uciekiniera i walczymy z drugim kolegą z Fiołki.. Tu już nie daję rady podnieść dupska z siodełka i lecę ile fabryka dała w siodle, on jeszcze dowalił trochę do pieca i zgasł zaraz za metą o koło przede mną.

Po chwili podbiega do mnie miła Pani z mikrofonem i kamerą, pyta o kilka rzeczy.. Jak znajdę reportaż to na pewno się pochwalę :p

i tak oto kolejny wyścigowy dzień za mną. traktowałem to jako dobrą zabawę i tak też było, fajny trening.. chcialem dojechać z czołówką ale nie dałem rady dzisiaj. na świeżo byłoby zupełnie inaczej, chociaż na zjazdach i w zakrętach traciłem nie przez niedyspozycję ale przez brak odpowiednich umiejętności.

Forma jest dobra, żałuję jedynie że starty mi się kończą na ten okres :/ może Srebrna Góra?! Ale to nic pewnego, Istebna ?! Może, ale będzie ciężko..

Fajnie dzisiaj było, warto było pojechać choćby tak "for fun" ;)
I co najważniejsze, załapałem dzisiaj konkretną kolarską opaleniznę. W końcu! :D

cad: 95
przewyższenia: 255m

Ekipa Interkolu na dzisiejszym wyścigu:


Dzisiejsza trasa:/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Shut up legs! Wyścig: 1 miejsce.

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Jeśli ktoś jeszcze wątpi, że forma {jakakolwiek by względem kogoś nie była} moja jest dobra, to dzisiaj ma potwierdzenie ;) Chociaż pewnie maruderzy i malkontenci znajdą łyżkę dziegdziu i włożą ją do mojej beczki z miodem.

Jechałem z nastawieniem jakiegokolwiek jeszcze w sobie nie miałem. Niewątpliwie miał też swój wkład do tego album AC/DC "The Razors Edge".

Gdy przyjechałem na start było jeszcze całkiem dużo do mety więc na spokojnie było można pogadać z Łukaszem, który też już tam byl ;) Po chwili zaczęła się zjeżdżać reszta ekipy, Fiołka Team, Whirpool i oczywiscie Interkol :)

Sprawne zapisy, szybkie przebieranie, ostatni odsłuchany kawałek "Thunderstruck" i jade na start. Tam mała zawierucha - brakuje dwóch z Whirpoola, jeszcze nie dojechali.. na szczęście teraz tylko start honorowy więc mogą wystartować 10km dalej. Oni już na nas czekają, brakuje Krzyśka z Whirpoola znowu - i kurde dupa, wszyscy już są, a ten sobie czeka pod masztem - szybka decyzja całej grupy, startuje ale bez klasyfikacji. Szkoda...

Praktycznie zaraz po starcie na przód ruszył Przemko Mocek - ucieczka. Leci kilkanascie kilometrów, ale Whirpoole trzymały go dzielnie na kilkaset metrów, w tym nawet Interkolowcom niektórym zdarzyło się być dłużej na mocniejszych zmianach. Przemka dorwaliśmy na podjeździe pod Maszt, ten już zajechany więc nawet się na koło nie złapał bo poszedł mocny zaciąg.

Dalej to jazda trochę bez historii, co rusz ktoś mocno z Whirpoola zaciąga, ale jeszcze trzyma się cała grupa. Jednak zrobili to co chcieli. Najpierw po płaskim dali dwóch do ucieczki na odstrzał. Jednak doprowadziliśmy do nich całą grupę i się w całości niektórzy już wypstrykali - a tu pod górę poszedł zaciąg dwójki mocniejszych jeszcze i odjechali do samej mety. W sumie wyścig się skonczył.

Po tym to już tylko szarpanie na górkach i co rusz z koła spadali kolejni zawodnicy. Najbardziej dało się to odczuć na przedostatnim podjeździe pod maszt {drugie kółko} - grupa rozerwała się na dwie części. Ja spokojnie zahaczyłem się na kole Michała Kolendy więc byłem na dość dobrej pozycji. Na zjeździe dokręciliśmy jeszcze bardziej, ale po chwili Whirpoole sie opamiętały i przestali gonić swoich uciekinierów. Po chwili patrzę, że dojechała tamta grupa.

Mi to zupełnie nie pasowało bo byli tam rywale z kat.A. Ale byłem spokojny że na kolejnym podjeździe znowu zostaną skoro już teraz mieli problemy. Tak też się stało, w sumie ledwo zaczęła się górka za kościółek i skręt w lewo na główną - wszyscy spływali. Trudno więc, trzeba przeskakiwać wyżej. Z Interkolu jedziemy już tylko we trzech - Ja, Bazyl i Łukasz Grzesiek. Reszta zdecydowanie słabsza.
Do tego dołożyć piątkę z Whirpoola i Błażeja oraz Marcina z Fiołka Trans i mamy peletonik. Jedziemy równo już, mocno, mocniej i ani się nie spostrzegłem byliśmy już na prostej prowadzącej pod Maszt!

Rozglądam się po całej grupie, oglądam się za siebie i nic nie widzę i dociera do mnie że jeśli nagle nie stanie się katastrofa mam pierwsze miejsce w kat. A ! :)

Zginęły nagle wszystkie myśli, poczułem że odwaliłem kawał dobrej roboty. Utrzymałem koła dopóki jechaliśmy równo i mocno, ale gdy na jakieś 500m do mety, zaczęli się ścigać pod górę odpuściłem - bo i po co dymać jeśli nie trzeba.

Wjazdem na metę postanowilem standardowo rozerwać "publiczność" i jest OK! :)

No co, 10m OPEN, przyjazd w pierwszej grupie, nie raz dociągałem bo Maciej odstawał na górkach, nie raz byłem w samym czubie - w szczególności gdy popękało. 1m. w kategorii napawa optymizmem ;)

O dziwo na wszystko znalazł się czas - zjeść, napić się, pogadać na trasie.. Jakoś tak, było trudno ale warto zacisnąć zeby i powiedzieć nogom SHUT UP LEGS ! i jechać dalej. W sumie nie było momentu w którym chciałbym dzisiaj odpuścić, w którym miałem dość, w którym poczułbym że odpadam. Dziś było idealnie.
Wpadł nawet Mateusz Nowak na moje zaproszenie, niestety nie zdążył na start. Więc pogadalismy chociaż na mecie :)

Mam nadzieję na fotkę z mety, ciekawe jak wyszła poza na Sagana :D

W myślach kawałek AC/DC - Thunderstruck:

"Said yeah, it's alright
We're doing fine
Yeah, it's alright
We're doing fine"

Pojechałem jak rażony piorunem ;)

cad:89
przewyższenia:598
podjazdy: 20km
max %: 6%
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Miało być górskie El-Dorado...

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
... a było El-Zimnawo.

Specjalnie dzisiaj planowaliśmy wyjazd za Dzierżoniów na Przeł. Jugowską żeby tam jeździć na podjeździe. Plan był prosty: góra/dół/góra/dół itd. Planowane 5-6 powtórzeń niestety się nie udały.

Zajechaliśmy na miejsce, biedronka w Piszeycach, niepewne wyjście poza auto i tysiące myśli - wśród nich: powrót do ciepłego auta. Chociaż nie przejechałem ponad 150km żeby posiedzieć w aucie. Przebraliśmy się więc i jedziemy w lekkiej mżawce na Jugów.

Im wyżej, tym gorzej. To tak w skrócie, a tak rozwijając temat to picuś glancuś.
7*C i pod górę jedzie się całkiem przyjemnie, opadająca mgła nie przeszkadza, jedziemy i rozmawiamy, jest miło przyjęcie i nawet zdarzyło się trochę zgrzać.

Do góry coraz bliżej, im bliżej tym zimniej, im zimniej tym bardziej mokro, a im bardziej mokro tym bardziej dość... Chwila postoju na wspólną fotkę i batonika i jedziemy w dół.. Zapiąłem się jak najszczelniej mogłem, "szaliczek" zaciągnąłem na pół twarzy bo zimno!

Ale gdy zacząłem się trząść z zimna to już nie były przelewki, z kół leci breja, w butach powódź, istna masakra. Zjechaliśmy na dół i znowu sekunda postoju i myślimy co tu zrobić.. Ja z Michałem umawiamy się, że jedziemy ostatni raz bo po pierwsze szkoda sprzętu, a po drugie zdrowia...

Po prostu leje i piździ ;-)

No to teraz w górę lecimy tyle ile sił w nogach {no prawie}. Michał z Błażejem na chwilę odjeżdżają, ja jadę z tętnem 180 co jest 90% maxa czyli jeszcze mogę mocniej, ale się nie zmuszam. Na górę wjeżdżam jakoś minutę po chłopakach i lecimy znowu w dół..

Ja z Michalem już do auta, a Błażej z p. Włodkiem zostali i kręcili dalej {5-6 powtórzeń}. W sumie od przyajzdu do auta zaczęła się najlepsza część tego wyjazdu. Po tym jak się przebraliśmy, wyczyściliśmy moimi szmatami { ;) } rowery i wsiadamy do auta coś zjeśc i trochę się rozgrzać. Po godzinie siedzenia zaczęlo się nudzić.. Jedziemy zwiedzać miejscowość. Zauważam kebaba, ale tu nagle wyskakuje orlen! Jedziemy na hot-dogi i kawę + kupilismy ciasteczka.
Minęła jakoś kolejna godzina. Dalej wracamy do auta i pozeramy ciastka, z chwili na chwilę smakują lepiej... Po jakimś czasie pierwszy wraca p. Włodek, później Błażej.. Chwilę rozmawiamy i jedziemy do domu...

Tak więc podsumowując to wyjazd udany tak średnio. Chciałem pojeździć jak najwięcej, ale pogoda wygrała. Więc nie przejechałem 60-80km a tylko 40km. masakra! Górę podjeżdżało sie w miarę lekko i sprawnie. Jest dobrze :)

caD: 82
przewyższenia: 843m
max % podjazdu: 6%

Na dole bylo znośnie i nie padalo, rozpakowujemy się!


Na górze istna masakra, zimno, pada deszcz i jest mgliście!


I znowu, na dole jest ciepło i miło!


Orlen przyjął nas bardzo serdecznie ;)


A to już w Kroto, trzeba było wyszorować rower ;)


Mapka z dzisiaj:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Maraton Trzebnica - Żądło Szerszenia 2013

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Na początek: zabrakło mocnej i wyrównanej grupy. Tyle...

Dystans: 150km
Czas: 4h 28min 43s
Miejsce open: 43/249
Miejsce kat. M2: 10/30

Jako, że start przypadał dość wcześnie to w miarę szybko było trzeba wyjechać do Trzebnicy. Pobudka o 5:45, zrobiłem co trzeba i ani się nie obejrzałem a już byłem pod Trzebnicą. Parking pod Bricomarche okazał się strzałem w dziesiątkę - do bazy maratonu mieliśmy raptem 50m na drugiej stronie ulicy...

Gdy tylko przyjechaliśmy na miejsce poszliśmy odebrać numery startowe, poszlismy za potrzebą i czas na przebieranki. Ja jeszcze wszamałem trochę makaronu i picuś glancuś jest jak ma być. Bardzo łatwo znalazł mnie TravisB oraz Vuki, a także po chwili maciej1986. Tak sobie rozmawialiśmy, ja w tym czasie się szykowałem.. Przyjechali też chłopaki z Fiołka Team i również pozdrowili ;)

Moi Interkolowcy ruszyli na start, a ja miałem jeszcze ponad 40min. Razem z travisb pojechaliśmy na małą rozgrzewkę, do sklepu po batonika i na orlen do toalety. Po chwili ruszyliśmy na start. Tam zdążyłem jeszcze wszamać jednego banana i włączylem endomondo i jeszcze szybko za ToiToia siku bo do środka mega kolejka.

Nadchodzi godzina 8:52! To czas startu. Gwizdek i jedziemy, nie znam nikogo z grupy oprócz Adama {travisB} więc kicha, nie wiadomo czego się spodziewać.
Pierwsza gorka jeszcze w Trzebnicy jadę zaraz za motocyklistą, oglądam się za siebie i co widzę ? Jestem kilkanaście metrow przed innymi, a została nas już tylko 5-os grupa. Gdy tylko motocklista pozwolił się wyprzedzić ogień!
Rozkręcam do 45kmh, jedzie się świetnie, ale kompani coś niemrawi.. Efekt jest tego taki, że próbuję się odłączyć od grupy na 15km już bo dołączyli do nas jacyś maruderzy jeszcze. Niestety nikt za mną nie skoczył i tylko trochę rozerwała się grupka.

Od tej pory jadę spokojniej bo przecież nie mam się co szarpać skoro i tak nie ma z kim jechać. Spokojne zmiany, niestety zbyt spokojne. Po chwili patrzę i nie widzę Travisa! To zły znak, bo mieliśmy przecież jechać razem aż do samej mety.

Na 45km mniej więcej punkt żywieniowy i kontrolny, nie stajemy po nic, w sumie po co, został jeszcze jeden pełny bidon! Po chwili zaczyna się odcinek sławetnej gruszeczki. Jedziemy w 5!

Jak rozmawialiśmy z chłopakami w aucie w drodze na maraton, najlepiej wyjść na prowadzenie i jechać swoim tempem i mieć wszystkie dziury na widoku. Tak też robię, przyspieszam gdzieś do 35kmh i lecę ile sił w nogach. Przełączam przerzutki na twardo i jedzie się jeszcze lepiej. Biedne cosmici! Raz musialem też poprawić bidony bo mnie mocno podbiło. Leciałem mocno, w połowie odcinka zorientowałem się, że jadę już sam, a za mną kilkadziesiąt metrów próbuje dołączyć ktoś, kogo już zdążyłem wyprzedzić. 100m do końca i widzę stojącego na poboczu Macieja z Interkolu, rozwalił oponę, a zostalo tak niewiele!

Wjazd na piękny nowy asfalt i wielka ulga + niekontrolowany okrzyk radości. W myśli "pojechałeś jak cancellara na parix-roubaix" ;-) Pierwszy podjazd, jest ok... Bez historii przejechany w samotności. Od Gruszeczki aż do mety cisnąłem praktycznie sam! Dalej to bardziej płaskie odcinki z malutkimi hopkami. Co chwila mijam jakiś odpadniętych maruderów. Jeden się dołączył i jechaliśmy po zmianach. Moja 35kmh, jego 30kmh. Zostawilem go.

Drugi bufet! Staję tylko żeby wlali mi wody, szybko pakuję banana do kieszeni. Jedzie grupa! Fuck, nikt nie stanął! Nie dojechałem już do nich. Po chwili patrzę jedzie "odpadnięty" wcześniej TravisB. Miał farta i zalapał się do nich do grupki i nadrobił sporo czasu. Gonię go jakieś 10km aż w końcu dorwałem drania! Jakiś czas jedziemy razem... Travis stwierdza "muszę siku" - ja jadę dalej. Po czasie na 2km dalej położonej Gruszeczce widać, że siku zajęło mu mniej więcej 1min. Wjazd pod Prababkę - premia górska. Zrzucam na małą tarczę i jedzie mi się elegancko. Najpierw w siodle, od połowy stójka i jest mega noga.
54s ! Dla porównania Travisowi zajęła ona dokładnie 1min 3sek.

Po chwili podjazd po bruku, tu małe spięcie. Jedzie sobie ktoś, proszę go aby się trochę przesunął z wąskiej dróżki trawy, ale słyszę "spie***j"... Poszlo kilka epitetów z mojej strony również po czym słyszę za sobą "ja cie k***a znajdę zaraz", na co mi się mordka uśmiechła i tylko parsknąłem "najpierw mnie dogoń".. EOT!

Karkołomne zjazdy aż do płyt, tam mijam kolejnych luudzi, po nich na ok 15km do mety dojeżdża do mnie koleś ubrany w strój reprezentacji Polski, rower cacko, żółte buty. Za nim wóz serwisoy BMW z rowerem i zapasowymi kołami na dachu. Mówię sobie pewnie kozak. A gdzie tam... Daję lepsze zmiany od niego, pod górę on ma problem trzymać mi koło. Jego wóz serwisowy pięknie obstawia nam drogę, podają mu bidony i jedzenie z okna. Fajnie miał ;-)

Wjazd do Trzebnicy, prowadzę, rondo, prowadzę, dojeżdżamy do mety i on zaczyna sprint, no to się nie dałem i wskoczyłem mu na kolo.

TYLE!

Obecnie siedzę przed kompem i patrzę na międzyczasy. Wielka strata po płaskich odcinkach jazdy ze słabą grupą i odkąd zacząłem jechać sam też niezbyt, a byłoby tylko gorzej! No niestety każdy kto jechał w grupie miał sto razy łatwiej, wystarczył ktokolwiek równy kto dawał podobne zmiany. No niestety obecnie cykl SuperMaratony.org to jedna wielka loteria. Masz fajną grupę wygrasz choć możesz być bez formy, masz cienką grupę to sam nic nie zwojujesz.

Jedyne co mnie cieszy to fakt, że na Prababkę wjechalem bardzo dobrze oraz przede wszystkim fakt nadrabiania czasu za Premią Górską. Nadrobiłem na podjazdach jadąc samemu praktycznie 16 pozycji: 3 minuty do Grzegorza {Interkol}, 5 minut do Artura {Interkol}, 4 minuty do TravisB ;-) Forma na górkach jest, kto wie co by było gdyby grupa była mocniejsza..

Tętno niższe o 5 ud/min w porównaniu do roku ubiegłego. Mogłem mocniej teraz... Mogłem... ;)

Kolejny wyścig gdzie zadowolenie przeplata się z goryczą... No ale muszę z tym żyć! ;-) Jeśli moja forma jest taka jak myślę, to mogę się dobrze pokazać już w następną niedzielę na wyscigu gdzie podjazdów nie brakuje.

Niestety ten sezon jest jakiś dziwny, forma o miesiąc do tyłu przez zimę, studia, sesja, pisanie pracy i w lipcu jej obrona licencjatu.

cad: 89
przewyższenia: 1006m

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(11)

Whirpool, Szerszenie i Interkol razem :)

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Planowany trening odbył się idealnie i w idealnych warunkach i z idealnymi ludźmi.

Zgadaliśmy się na forum szosowym na wspólny trening trzech ekip: Whirpool, Szerszenie i my - Interkol. Mieliśmy objechać wspólnie trasę maratonu trzebnickiego Żądło Szerszenia. Chłopaki startowali z Trzebnicy o 11:00 i jechali po trasie maratonu, my mieliśmy się z Arturem dołączyć za Miliczem koło Gruszeczki i dalej jechać z nimi. Spotkaliśmy się więc we dwoje z Markiem {keram.bikestats.pl} na stacji w Miliczu o 12:15. Po przywitaniu ruszyliśmy praktycznie od razu na miejsce gdzie mieliśmy spotkać zapowiadany 30os. peleton.

Wyszło praktycznie idealnie, po chwili postoju, siku i zjedzenie spokojnie batonika pojawiły się Szerszenie, ale oni skrócili trochę trasę i odłączyli się od głównej mocnej grupy. No to ja mówie stop, bo nie z nimi się umawiałem a oni bardziej turystycznie jechali. Po chwili wyłonili się ściganci z Whirpoola i już ruszliśmy z nimi.

Niestety nie był to 30os. peleton, a tylko raptem 10os. bo bardzo się porwali na rantach - nie próżnowali i się scigali.

Po dołączeniu się do grupy ruszyliśmy więc na docelowy trening, równo po zmianach, mocnych zmianach. Mocno zaciągaliśmy pod górę i nie ukrywam, że po wczorajszym wyścigu nogi niezbyt świeże. Było więc trochę trudno, ale na szczęście udało się nogi rozruszać, rozjechać i jechało się bombowo.
Był czas na ściganie się na górkach po mocnych zaciągach Artura Gacka i Roberta Rasały. Ciągle wjeżdżałem w czubie i ani chwili nie zostałem z tyłu.

Dojechaliśmy tym sposobem do Zawoni, gdzie zarządziliśmy przerwę na zakupy w markecie DINO. Kupione oshee i 1,5l wody uratowało mi tyłek bo w sumie razem wypilem 6 bidonów 0,75l.

Po małej przerwie trochę się rozjechaliśmy, chłopaki ruszyli do domów, a z nami pojechał tylko chris1990accent, z ktorym przyszło mi się pościgać na górkach - Pod Prababkę - Pod Bruk - Pod Płyty i inne mniejsze i bezimienne. Było super mieć z kimś równym pojechać po górkach.

Dalej Krzysiek pojechał do domu, a ja poczekałem za moimi kompanami. Artur co rusz zostawał na górkach, Keram też troszkę nie nadążał, ale poczekaliśmy na wszyskich i ruszyliśmy do domu. Ja z Arturem na Krotoszyn, a Marek z Trzebnicy prosto na Rawicz.

Do domu prawie całe 50km jechało się pod wiatr i lekko boczny, prowadziłem przez jakieś 75% powrotnej trasy bo Artura zaczęło boleć kolano no i nie ma też sam przejechany za dużo kilometrów w tym roku.

Ogólnie podsumowując to tak:
- forma jest świetna
- pod górę jest świetnie
- wyszedł super trening wytrzymałościowy z elementami siłowymi
- czas odpoczywać :)

Jestem pełen nadziei na Żądło Szerszenia. Jest bardzo dobrze, teraz aby muszę odpocząć i odmulić nogi i będzie gites. :)

cad: 85
przewyższenia: 1288m
max % podjazdu: 14%

Fottka z roku 2012 - zaginam pod Prababkę.


Mapka z dzisiejszego dnia. W sumie wyszło godzinę dłużej przez chwile czekania na grupę z Wrocławia, na Marka, postój na siku, w sklepie etc. etc. :)
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)