To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Interkol

Dystans całkowity:21197.93 km (w terenie 40.43 km; 0.19%)
Czas w ruchu:662:50
Średnia prędkość:31.98 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:83164 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:188 (94 %)
Suma kalorii:432360 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:102.90 km i 3h 13m
Więcej statystyk

PRO przejażdżka kończąca sezon 2013

Niedziela, 27 października 2013 · Komentarze(0)
Koniec koniec koniec. Jednak notatki to dopiero początek. Usiądź się więc wygodnie, weź do ręki piwo i zagryzaj sobie czekoladą milką karmelową, tak aby zrobiło Ci się błogo. Postaraj się tylko nie zasnąć, bo dzisiaj wiele się wydarzyło, wiele się przejechało i w ogóle to ostatni trening zaliczający się pod sezon 2013.

Od jakiegoś czas umawiałem się z Mateuszem z CCC na wspólny, niedzielny trening z Interkolem. Dzisiaj nadszedł taki czas, że on jest już na finiszu wyścigowego sezonu i ma więcej czasu w weekendy. Zapowiadana świetna pogoda na cały dzień nie mogła więc przejść mi koło nosa. Wsiadłem rano na rower i pojechałem w stronę Ostrowa, po drodze zabierając Matiego prawie spod domu.

Dojeżdżając na rynek, ku mojemu zdziwieniu, jak nigdy - wielki tłok i zawody biegowe. Nieco zdezorientowani jednak jedziemy na nasze miejsce zbiórki. Tam może koło 10 ludzi. Niechętni na moją propozycję zrobienia 100km i więcej. Jedziemy jednak kawałek na Odolanów razem. Tu razem z Mateuszem dajemy zmianę z... hmm...5-6km ? Masakra, pod wiatr..

W Odolanowie na szczęście razem ze mną i Mateuszem odbija również Błażej W. i jeden nowy kolega{chyba Michał jak dobrze pamiętam]. Jedziemy w czwórkę spokojnym tempem, najpierw całkiem sporo pod wiatr. W Twardogórze zmieniamy kierunek jazdy i nagle jedzie się kilkukrotnie razy bardziej przyjemnie i swobodnie. Tempo nagle wzrosło. Chwilka na sik-stop.

Wciąż w dobrych humorach i ciągle rozmawiając jedziemy spokojnie aż do pierwszej większej hopki przez Miliczem - wjazd pod kościółek w Wierzchowicach. Tutaj staram się atakować, odjeżdżam na kilka[naście] metrów, ale Mateusz nie daje szans i bardzo łatwo bez większego wysiłku dojeżdża do mnie i poprawia. Błażej ledwo wytrzymał mu na kole, a ja po chwili dojechałem bo po tamtym skoku nie sposób było już usiąść pod górę na kole. Czekamy chwilę za nowym kolegą i jedziemy dalej.

W Miliczu mała przerwa pod sklepem, dotankowanie bidonów dzięki Matiemu i puszka oszronionej - zimnej - lodowatej CocaColi i można jechać dalej.

Do Zdun spokój. Tu nie byłbym sobą jakbym nie próbował zaatakować. Niestety, z czym na salony... Mateusz kontroluje wszystko, z resztą spodziewałem się że tak będzie. Na rondzie jednak jedzie jakoś inaczej dziwnie dookoła rynku i chcąc to wykorzystać z Błażejem odjeżdzamy dosłownie na chwilę bo nie sposób było uciec.

Tutaj Mati znowu poprawił i mnie zerwał, Błażej do niego jeszcze dołączył, ale ten już znacząco zwolnił. Co to zawodowstwo robi z człowiekiem....ma taką nogę, że nic tylko pozazdrościć.

Wjeżdzamy do Krotoszyna, czekamy za naszym czwartym kolegą i nic.. kilka dobrych minut na pierwszym rondzie i kolegi nie widać. Chłopaki pojechali już do domów w kierunku Ostrowa, a ja pojechałem zobaczyć co tam z nim się dzieje, bo gdzieś po drodze musi się znaleźć. A ten na wlocie do Krotoszyna stał z rowerem na poboczu i dzwonił po tatę bo nie wiedział gdzie jest i gdzie jechać. Odprowadziłem go więc na wylotówkę na Ostrów i tam już na tatę poczekał.

Sam poleciałem do domu! Masakra! Piękne zakończenie sezonu, pięknie weszło w nogi. Teraz 4 dni przerwy, teraz "święta" trochę będą przedłużały weekendy więc się na spokojnie przekręci. Bo po pracy ?! Nie ma szans :/

A więc do zobaczyska w piątek! Trenażer albo szosa. Zależy od pogody.

Cya!

caD: 84
przewyższenia: 394m

Elo elo! :] Piękną wiosnę mamy tej jesieni :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Keep calm and ride! Interkol :)

Niedziela, 6 października 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Miało być dzisiaj porwanie się na przebicie w końcu 10.000km, ale gdy na powrocie zaczęło wmordewindem dmuchać, gdy zaczęło się chmurzyć i zaszło słońce....

Ale najpierw wybrałem się na ostrowski rynek by odbyć kolejny wspólny trening. W założeniu miałem spokojną jazdę i dokrętkę po wspólnej jeździe. Niestety patrząc przez pryzmat moich planów pojawili się kozacy, którym tylko skoki, ucieczki i ranty w głowie. Szybko więc zweryfikowałem swoje plany na ten dzień.

Wiedziałem że może być ciężko, a samotna dokrętka jeszcze 90km będzie samobójstwem, stwierdziłem więc BASTA i starczy.

Ucieczkowy trend zaczął dzisiaj Grzegorz. Dokręcił na Sulmierzyce, skoczyłem za nim.. Póxniej co chwile ktoś skakał. Za Sulmierzycami "chwila" spokoju, wychodzę ze Zbyszkiem na zmianę, Zbyszek już schodzi ja dokręcam i prowokuję kolejne akcje, sprint na tablicę Krotoszyn i w sprincie Grzegorz jest niepodważalnie szybszy. Dalej przejazd przez miasto i w miarę spokój aż do Raszkowa. Tutaj dokręca bardzo Błażej robi się mała wyrwa, Grzegorz spawa i jeszcze wychodzi z koła, ja z Błażejem "walczę" o drugą pozycje. Znowu chwila spokoju i do Ostrowa zostaje 10km. Postanowiłem po ostatnich tylko spawach sam poatakować. Niestety kilkukrotne próby spełzły na niczym bo ciągle reszta dociągała. Sprint na Ostrów znowu wygrywa Grzegorz który ostatnie kilometry wiózł się na kole. Fajna zabawa ale energochłonna. Stwierdziłem że nie ma sensu dzisiaj jechać 200km :)

caD: 85
przewyższenia: 259m

Ot taki sobie ja ;)


I {nie}cała nasza grupa. Pani fotograf obcięła dwóch kolegów, a jeszcze jeden pojechał do domu.

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Spokojne kręcenie :)

Niedziela, 29 września 2013 · Komentarze(1)
Jesteś normalnym człowiekiem ? Co robisz gdy wstajesz o 7:00 w niedzielę, otwierasz rolety i widzisz na termometrze 3*C ?! Kładziesz się spać dalej czy idziesz na rower ?

Ja poszedłem na rower.

W Krotoszynie zimno, ale przynajmniej nie ma mgły, wiatru i niczego co by potęgowało uczucie chłodu. Jednak im blizej Ostrowa tym większa mgła, tym zimniej, tym bardziej mokro - przebijając się we mgle, która dawała widoczność max 100m, mokłem jakbym jechał w deszczu.

Dojeżdzając na rynek spodziewałem się jednak wielu ludzi. Niestety koniec sezonu i wielu już odpuszcza. Jednak niezniszczalny Zbigi przywitał mnie radośnie, po chwili zjechała się jeszcze 4 Interkolowców. Chciałem trochę dzisiaj dlużej polatać, ale w sumie dobrze wyszło.

Pojechaliśmy na jakieś tam Tarchały, Odolanów, Sulmierzyce i do Krotoszyna.

Do Sulmierzyc powoli i spokojnie, równe zmiany w dwójkach, rozmowy, śmichy chichy i w ogóle świetna atmosfera którą można spotkać chyba tylko jesienią gdzie już nie ma tego spięcia. W Sulmierzycach "atakuję" po chodniku, inni telepią się po kostce. Chcę się pobawić i uciekać.. Niesety.. Długo nie widze nikogo za sobą, w końcu zwątpiłem i zawróciłem i o zgrozo na tej nierównej kostce komuś nawaliły hamulce.

No to po chwili spotkałem resztę kompanów i już spokojnie pojechaliśmy na Krotoszyn. Tutaj też mala zabawa i sprint na Krotoszyn, ale bez większych emocji....tak myślalem!...bo nagle zza pleców wyskoczył mi Zbigi :D

Odprowadziłem ich w Krotoszynie na kierunek Raszków a sam poleciałem do domu, na obiad i Mistrzostwa Świata :)

cad: 85
Błażej i ja, Ja i Błażej :D Na ryneczku :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Zakonczenie Lata 2013 Mikstat

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(0)
Po wczorajszym ściganiu nie nastawiałem się na nic wielkiego. Nie wiedziałem jak Namysłowski Klasyk odbije się na formie i ostatnio małej liczbie treningów. Jednak widocznie odpocząłem trochę i wczoraj dobrze się zregenerowałem :)

Co tu dużo pisać.. Ciekawe ściganie, jak to zawsze z Interkolem, Whirlpoolem i Fiołką + wielu sympatyków. Pierwsze kółko 10km zapoznawcze i powolne.
Ustawiamy się do startu ostrego i wio!

Od początku w sumie nie miał kto prowadzić, rwalo się trochę jak już ktoś próbował uciekać. Pierwsze km z góry i z wiatrem. Później skręt w prawo i ostro pod wiatr twarzowo boczny. Niezłe ranty tam szły, dwa razy wylądowałem na poboczu, ale jakoś Bóg nade mną czuwał i nie złapałem gumy i dałem radę wyjść z tego bez problemów. Kolejny skręt w prawo, lekka hopka na której również były ranty bo wiało wmordewindem.. Tam często jechaliśmy szybciej niż po płaskim. Kolejny skręt w prawo i 300-400m do finiszu.

Najważniejsze w sumie ostatnie kółko. Jak non stop siedziałem w środku peletonu tak teraz wiedzialem że trzeba się trzymać z przodu maksymalnie. Zjazd z masztu pokonany na pierwszej / drugiej pozycji także zakręt nie przysporzył problemów. Później rant pod wiatr i też w miare jadę w czubie. Skręt w prawo i przychodzi ostatnie 4km wyścigu. Hopka + wiatr = wolne tempo. Najbardziej denerwowało to Macieja Owczarka, który dał potężną zmianę i bardzo naciągnął peleton. U mnie skonczyły się kalkulacje i pod wiatr cisnąłem lewą stroną żeby tylko nie puścić kooła czsami. Stety niestety zapłacił za to słono...

Do "szczytu" hopki jeeszcze jakieś 500m i atakuje Krzysiek z Whirlpoola, jeszcze jedna pralka jest na jego kole + Przemko Mocek. Na zmianę wychodzi Michał Nawrocki i dociąga grupkę do nich... Tuż tuż skręt w prawo i 500m finisz!

W zakręt wchodzę gdzieś na 5-6 pozycji. Udaje się wyprzedzić tych co za wcześnie weszli w zakręt, niestety zostaję wyyprzedzony także przez Michała z Milicza. Ostatniecznie OPEN przyjeżdżam na 4m. a w kategorii do 23lat 3m. Tuż tuż za mną Michał Michalski i Przemko Mocek z mojej kategorii. Ogólnie w szóstce było 5 z kat.A.

Fajne ściganie, dawno nie dojechała do mety cała grupa, finisz z peletonu. Najważniejsze to było wejść w ostatni zakręt na max 5 pozycji aby dobrze móc zafiniszować bo do mety aby 500m niecałe. :)

Podsumowanie weekendu:
sobota 4m Open - 2m kat.A
niedziela 4m Open - 3m kat.A

Jest dobrze, jest forma :)

cad: 81
przewyższenia: 425m

Przyjeżdzamy - przebieramy :)


Chwila rozgrzewki z Chris1990accent :)


Ustawiamy się do wyscigu start ostry:


Wjazd na metę, zaraz za mną z lewej Michał i po prawej Przemo. Młodzi górą! :)


Eeee... Zrobiłem co chcialem ;]


Podium kat.A: 1m. Michał Nawrocki, 2m. Michał Małecki {milicz} 3m. ja :)


Wspólna fotka:

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Namysłowski Klasyk 2013

Sobota, 21 września 2013 · Komentarze(0)
Sceptycznie podchodziłem do wyścigu organizowanego przez drużynę Fiołka Trans. Przekładanie terminów, pierwszy ich organizzowany wyścig... Jeszcze od poniedziałku trochę chorowałem i w ogóle nie byłem pewny startu.

Jednak razem z Przemkiem oraz w ostatniej chwili z Robertem pojechaliśmy na wyścig. Chwila na zapisy, malutka rozgrzeweczka i odprawa. Ludzi z 15 może 20 staje na starcie. W sumie wyszło ciekawe starcie bo liczyło się głównie 3 z Whirlpoola, 3 z Fiołki i nasza 3-ójka z Interkolu.

Pierwsze okrążenie dość spokojne za autem ok. 35-40kmh. Pierwsza kostka - lecą bidony. Druga kostka, trzęśie w pizdu i troche bardziej, do tego to podjazd.

Drugie kółko już wyścigowe więc kostka daje się znać we znaki jeszcze bardziej. Trace do czuba kilkadziesiąt metrów - na szczęście udaje się dojść czym prędzej do czuba. Po jakimś czasie ucieka Arek Tecław. Dogania go ktoś z Fiolki, probuje po chwili dojść Przemko od nas, ale Robert Rasała już go nie puszcza mimo mocnej próby. Uciekczka dojeżdża do mety, a my jedziemy kolejne dwa okrążenia z kilkoma niezrzeszonymi. Tempo porządne. Bardzo rwane, co chwila Whirlpool naszrpie do prozdu ale nie dajemy im odjechać.

Trzecie kółko, które podobało mi się najbardziej to dla mnie subiektywnie najciekawsze okrążenie. Kostka przejechane w peletonie, później niby nic ciekawego, ale jednak dzialo się. Whirlpool szarpie, ja spawam, próbuję sam odjechać. W jakimś czasie odjeżdża Artur Gacek na kilkadziesiąt metrów, przede mną jedzie Daniel z Fiolki i w ogóle nie goni. Widzę po jego twarzy że już cienko wygląda. Ktoś szarpnął pod górę i dojechalismy w grupie do Artura, odwracam się i widzę Daniela {kategoria A} jakieś 10-15m za grupą.
Podjeżdzam więc do Przema i mówię że kategoria A odpada i trzeba depnąć. No to wio! Pociągnąłem co sily, Przemo poprawil bo mnie chyba zrozumiał i odjechaliśmy.
Później skręt w prawo, remont drogi, jeszcze traktor przed nami blokuje drogę. Jadę pierwszy w peletonie - objeżdżam poboczem traktor, Artur jeszcze jedzie ze mną i ktoś w czerwonym stroju. Atakuję - bo kto komu nie każe jechać w czubie. Uciekamy w trójkę, po chwili skręt w prawo i tutaj mało nie doszło do kraksy. Bardzo chyba rozkojarzony Artur jedzie prosto, uderza we mnie, ledwo utrzymuję równowagę, zwalniam prawie do zera - on przestrzelił zakręt a mnie zwolnił. Dobijam do czerwonego zawodnika, ale zaraz za mną był Robert z calą grupą. Dalej to już jazda na finisz, proba ataki jednego z Fiołki. Skręt w lewo na drużkę która prowadzi 500m na metę pod górkę. Próbuję atakować, ale Robert nie odpuszcza. Po chwili w peletonie male uspokojenie, atakuje Artur Gacek, nie odpuszczam, na 300m do mety jedzie peleton, zaczyna się finałowa hopka, atakuje Przemko, ja jestem prawie na koncu grupy znowu... Udaje się dojechać na jego kole i prześcignąć całą grupę...

Przemo dojeżdża na 3m OPEN a ja 4m.

Ściganie fajne, tempo dobre, słabe oznakowanie kredą, ale Marcin Fiołka jechał przed i czasem za nami i blokował główniejsze drogi tak że można było śmiało lecieć. Impreza godna polecenia. Na pewno przyjadę za rok :)

caD: 84
przewyższenia: 279m

Wyszło tak, że Przemko zajął 1m w kat. A , ja byłem 2m. w kat. A oraz Robert zdobył 3m. w kat. C

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Kiedy halny spod samiuśkich Tater wieje.....

Niedziela, 8 września 2013 · Komentarze(1)
...dzieje się oj dzieje.

Cześć dzielny kolarzu! Wszedłeś tu z ciekawości aby poczytać jak to było gdy wiało i było pod górę ?! Czy może wiesz jak było, jechałeś z nami i tylko szukasz potwierdzenia jak zajebiście jechałeś dzisiejszy etap ?! Uważaj proszę, bo możesz poczuć się albo pominiety albo bardzo niedowartościowany.
Nieważne jednak co Tobą kieruje, że tutaj wchodzisz - przeczytaj wszystko od deski do deski, a i tak dojdziesz do wniosku że Interkol jest zajebisty.

Spóźnienie! O tak, dzisiaj rano zaspałem. Gdyby tak do pracy się spóźnić, ale na rynek w Ostrowie w niedzielę ?! NIGDY! Jak najszybsze szykowanie się, jakieś śniadanie, zapakowałem batony, zalałem bidony i wyruszyłem. Nic ciekawego prawda ?! Wyjazd dopiero po 9:00, na początku dość leniwie, ale później dujący halny spod samiuśkich tater dał mi się we znaki. Ukręciłem do ostrowa 31kmh.

Wjazd na rynek, a tu tylko albo aż prezes. Po chwili jednak zebrała się cała grupa ok 20 chłopa i polecieliśmy Bazylową trasę - czyli znowu wycieczka w nieznane.

Od samego początku każdy się wymigiwał od wejścia na prowadzenie. Sporo km pod wiatr. Nikt nie chciał, ja tym bardziej. Poleciałem pod wiatr 30km, w głowie ciągle myśli że nie wiem gdzie jestem i ile tak na prawdę pozostanie do przejechania w drodze do domu. Wielu pewnie pomyśli że po co kalkulować, jedzie się ile się da, ale nie nie.. Nie w tej części sezonu, nie w tym tempie i nie pod taki wiatr.

Wyjazd z Ostrowa, szachy jak na zawodach, a tu tylko wspólny trening. Pierwsza górka pod kościół w Kotłowie padła łupem Przema. Ja wjechałem w czubie, ale bez ścigania. Dalej niby na Ostrzeszów, ale jednak nie - skręcamy w lewo i każdy tylko patrzy się na Bazyla bo nikt nie wie gdzie jechać. Trasa rzeczywiście bardzo urokliwa - same garby, dziurska i piach, otwarta przestrzeń, pola i mega wmordewind. Przez Bazylowy kawałek mało się dzieje. Raz próbował uciekać Grześ, dołączylem do niego z Robertem i się skonczyło. Później sytuacja! Grześ schodzi ze zmiany, chcę go wpuścić a on nie chce wejść. To nie. Później podkręcają kompani tempo, ja jadę swoje robi się więc dziura, Grześ zdziwiony spawa - taka tam zabawa.

Po kreceniu się w nieznanym, które nie zapadło mi bardziej w pamięci lecimy w koncu na Mikstat. Wiele rantów uszczupliło nam peleton. Kilka osób zdążyło zostać już na wietrze, a tu w planie jedna - ale dość porządna górka pod Maszt w Mikstacie. Jedziemy dość spokojnie, no to zaatakuję - pomyślałem sobie.
Niestety peleton nie dał szans. Jednak gdy czub poleciał do przodu, ja zostałem ciutkę z tyłu i podjechałem z Bazylem i Maciejem.

Chwila przerwy w Mikstacie na rynku - uzupełniamy płyny, jemy batoniki i jedziemy dalej. Kierunek Antonin. Tempo solidne, z wiatrem w plecy, wjazd do miasta, nagle wszyscy zaczynają sprint, a ja zdziwiony pytam Bazyla co oni robią - a no tak....tablica :] Grześ gubi telefon, chwilę czekamy. Rozpadł się na kilka kawałków, ale wyświetlacz cały.

Kolejny odcinek to kilka kilometrów do ronda ostrzeszowskiego przejechane dość spokojnie. Skręt w kierunku na Czarnylas/Odolanów/Krotoszyn i atakuję. Robię to z pewną rezerwą, nie jadę w trupa. Do tablicy Odolanów jeszcze ok 8km. Niestety po równej pracy dochodzi mnie reszta po ok 2-3 km. Daje radę załapać się na koło, mimo tego że nikomu w myśli nie było żeby zwolnić. Po chwili odpoczynku próbuję swojej szansy po raz drugi. Dobija do mnie Przemo i staramy się jechac równo po zmianach. Niestety nikt znowu nie odpuścił jak tydzień temu siku.

Do Odolanowa więc dojeżdżamy całą grupą, ja niestety jadąc na tyłach grupy nie mam szans dobić się do sprintujących już. Dojeżdżam w środku. Pożegnanie i jedziem do domu. Tempo stałe, spokojne, na rozkręcenie nogi - 33kmh z wiaterkiem.

Wyjeżdżam z Sulmierzyc, widzę idącego kolarza. Złapał gumę. Oferuję pomoc, bo przecież mam zapas. Niestety dziurawy ten mój zapas. Pogadalismy, pojechałem.

Dojechałem do domu i pierwsze co zrobiłem to zjadłem obiad, wypiłem hipertonika, zjadlem garść tabsów które nic nie dają i włączyłem Vueltę.

A więc dzielny kolarzu, miło mi że doczytałeś całą notatkę do końca. Cieszę się, że zainteresowały cię moje słowa. To tylko dzisiejszy trening ubrany w słowa - oczami jednego człowieka. Nie spodziewać się proszę obiektywizmu. To subiektywna ocena. Nie ma innej możliwości, może ktoś widział to wszystko inaczej?!

caD:85
przewyższenia: 633m

Kolarska rodzina Interkolowa :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Ściganie z Interkolem na 102! :)

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(0)
Dokładnie tak. Dzisiaj prawie, że od startu do mety ściganie :) Czyli to co tygryski lubą najbardziej :) A jeszcze jak noga dobrze kręci to już w ogóle wyśmienicie.
Jednak to małe sprawozdanie zacznę od początku - jak na wszystkie prawidła przystało:)

Budzik dzwoni. Zrywam się z łóżka. Za szybko, lekko zaczyna kołysać - chwila stabilizacji i już. Można iść. Nogi po wczorajszym wyścigu dobrze przepalone. Ani nie ciężkie, ani jakoś wybitnie zajechane... Takie w sam raz na dziś. Dłuższa chwila w toalecie, zaliczone syte śniadanie i ubieram się.. Ciepło - zimno... Zimno! Zdecydowanie nastała już jesienna aura z chłodnymi porankami i wieczorami.

Wyjeżdżam tuż przed 9:00. Biorę na trasę imbusy, przy wyjeździe z Kroto poprawiam trochę ustawienie siodła i od tej chwili jadę równym tempem prawie 40km/h z wPLECYwindem ;) Jest ok. Nogi kręcą. Postój na przystanku na sik-stop.
Drugi postój na stacji w Ostrowie już i dolanie bidonów, tam Astra Krotoszyn z mojego miasta popija kawkę przed meczem z klubem w Czekanowie. Dojeżdżam na rynek, zbiera się ekipa i wyruszamy na moją trasę w kierunku Krośnic, Milicza i Krotoszyna.

Na początku bardzo spokojnie i zachowawczo. Wieje całkiem porządnie, nie chcemy nikogo gubić na pierwszych kilometrach. Do ok 30km nuda na tyle, że średnie tętno było w granicach 130ud/min.. No po prostu nic się nie działo.

Widać Grzegorza {prezesa} też to zdenerwowało i postanowił skoczyć, za nim Robert z Raszkowa i jeszcze jeden kolega.. W peletonie idzie myśl "jadą do przodu na siku"... Ehe.. No to pojechali, staram się przez ok 3-4 km gonić samotnie dwóch śmiałków, ale raz się zbliżam, raz jestem coraz dalej.. Zawieszony między dwoma grupami.. Odwracam się, widzę że grupa prowadzona przez Bazyla mnie powoli dochodzi. Czekam więc i dołączam się do pogoni. Jest nas 5.
Ja, Bazyl, Mateusz i dwóch kolegów których imion nie spamiętałem. Po ostrym tempie Bazyla zostajemy w końcu we trzech. Ja jadę dość asekuracyjnie bo jeszcze nic nie jadłem i boję się że mnie zaraz odetnie, zgaśnie prąd, wywalą bezpieczniki, puszczą zwieracze... Dzięki Bazylowi i Matiemu dajemy radę złapać Grzesia i Roberta, którzy całkiem długo uciekali.. Po czym w końcu się wysikaliśmy. Zjadłem swoje dwa batoniki, dostałem trzeciego od Bazyla... Głód zniknął... Jedziemy więc dalej :)

Powoli sobie dojeżdżamy do Krośnic, zaczynają się pierwsze górki. Przy wyjeździe z miasta atakuje Mateusz, pierwszy zaczyna podjazd pod kościółek w Wierzchowicach. Najpierw myślę żeby za nim skoczyć od razu, po chwili jednak naszła mnie myśl żeby zaczął najbardziej stromy odcinek i dopiero wtedy da się gazu. Zaczyna podjazd z przewagą ok. 150m. Szybko topnieje, jestem na zmianie, ciągnę ok 33km/h i z łatwością doganiam i przeganiam uciekiniera. Nie odpuszczam jadę dalej, jednak po chwili na małym wypłaszczeniu skacze Bazyl. Tutaj dociąga nas Grzegorz i znowu spokojnie jedziemy dalej. Gdy wszystko się złączyło byliśmy już na wyplaszczeniu i niedaleko do tablicy Milicz.

Tutaj próbuję 2-krotnie odjechać, jednak za pierwszym razem atakując z tyłu, Grzegorz krzyczy że uciekam i szybka reakcja peletonu i znowu jedziemy razem, wszyscy się rozjeżdzają, na przodzie jakies 100m przed wszystkimi wyjeżdża Zbigi z Mateuszem i jadą.. Próbuję po raz drugi, obok Zbigiego przelatuję ok 45km/h jednak peleton jest całkiem blisko i na tablicy Milicz wygrał Grześ, ja dojechałm drugi...

Chwila postoju w sklepie i lecimy dalej. Ostatnie górki na drodze do Krotoszyna, na jednej z nich dla sprawdzenia nogi czy jeszcze kręci znośnie podkręcam tempo. Odpada ktoś tam. Jest ok.

Dojeżdżamy do Zdun. Tutaj znowu chcę zaatakować na Krotoszyn. Na czele Bazyl, po chwili na zmianę wychodzi Grzegorz. Chcę skoczyć już przy wjeździe na rynek, ale tu widzę że przed nami jedzie auto i nie ma co ryzykować na krętej trasie. Jednak gdy auto skreca w lewo, dokręcam na zjeździe, Grzegorz hamuje na zakręcie, ja znając tą trasę lecę co sił i uciekam. Nikt za mną nie skacze, robi się całkiem fajna przewaga. Lecę 40kmh. Jest trudno, ale zagryzam zęby. Niestety na ok 1km do tablicy po współpracy peletonu dochodzą mnie. Uciekałem jakieś 4km.. Po chwili wszyscy się rozjeżdżają, ja staram się skoczyć raz jeszcze, nie oglądając się za siebie lecę 45kmh na tablicę, jednak reszta znowu była za mną i w sumie rozprowadziłem ich na finisz, który wygrał Grześ.

Pożegnaliśmy się ładnie, oni polecieli na Ostrów a ja na obiad do domu ;)

Fajnie noga kręci, oby tak dalej i będzie tylko lepiej. Szkoda że wszystkie zaplanowane wyścigi to jedna wielka niewiadoma...
Jedzie ktoś do Rajczy ?! Ja chcę, proszę o kontakt :)

caD: 83
przewyższenia: 329m

Wczoraj, na starcie wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii :)


A tu jedziemy w naszym grupetto, druga grupa goni pierwszych..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

TTT Amber Road 2013 - Interkolowo ;-)

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Zapiek na bezdechu, wmordewind i 93km!

Do Gostynia ruszyliśmy chwilę po 8:00 z Krotoszyna. Po odebraniu mnie i Patersona z domów obraliśmy kierunek zawodów. Droga minęła łatwo i szybko, przyjeżdżając na miejsce parkujemy w cieniu, rozkładamy się, niektórzy wyciągają trenażery. Stojąc i rozmawiając obieraliśmy każdy możliwy temat, włącznie z tematem prosto z Venus! ;) Ciekawe spostrzeżenia i dobre rady kolegów już żonatych na pewno przydadzą się w życiu... Alee.. To nie miejsce i czas na takie rozważania więc zamykamy temat i mając jeszcze jakieś 1,5h do startu zaczynamy się przebierać i zapinać numery na sztycach dodatkowo oglądając statki jakimi przyjechały na zawody niektóre drużyny... Chwilę przed startem jedziemy się rozgrzewać, ostatnie wizyty w ToiToi i można ruszać na start honorowy. Po drodze spotkanych mnóstwo znajomych, Vuki z BikeStats jako kamerzysta i fotoreporter, Drużynę Szpiku, Artura Kozala z FTI, kolegów z Gostynia od orgów, Musasziego "z fejsbuka" etc.etc :) Z każdym chwila pogadanki i można startować.

Start honorowy i całkiem błyskotliwy Musaszi prowadzący całą imprezę. Kilka uśmiechów do kamery i aparatu, startujemy :) Najpierw powoli przez miasto do miejsca startu ostrego pod bazyliką. 3...2...1... START! :)

Pierwszy na zmianę wychodzi Michał M., ja chwilę później po nim i znowu on, ale po jakiś kilkuset metrach ustawiamy się w naszym szyku. Za nami startuje FTI&Ludora; Team z Arturem Kozalem, Łukaszem Rakoczym na czele z trzema zawodnikami. Wiedziałem że pewnie nas dość szybko dogonią, ale żeby już po 7km ? No kpina!

Pierwsze kilometry sporo pod wiatr.. Jedzie się ciężko, ale równym tempem. Ja i Michał odwalamy kawał najcięższej roboty, do tego dochodzi jeszcze Robert oraz ciutkę słabsi Błażej i Paterson. Jedziemy jednak całą piątką i trzymamy się jak najdłużej razem... Gdzieś po 35km w końccu zmiana kierunku jazdy i zaczęło wiać w plecy. Na 40km mieliśmy średnią prędkość 37,8km/h! Czyli całkiem nieźle..

Zjadam już jednego żela, połykam batonika, ale wciąż mało! Czuję delikatny głodzik, ale nie chcę się też zapchać. Na ok 55km wymieniam bidon, który wiezie nam dzielny motocyklista.. Kilka łyków soku z gumi-jagód i jest ciutke lepiej ;)

Lecimy sobie spokojnie jak na wojnie, każdy daje dobre zmiany na tyle ile potrafi, za sobą kilka razy słyszę żeby nie przyspieszać, nie urywać, no ale to jazda na czas...fakt..druzynowa ;)

W 5-ciu jedziemy gdzieś do 75km chyba.. Ja sobie pożeram ostatniego żelka dzisiaj. Jedzie się wyśmienicie, tutaj jednak narzekać zaczyna Michał że zaczynają dobierac się do niego skurcze! O kurcze! Daje krótsze i ciut wolniejsze zmiany, odpoczywa chwilę.. Ja ciągnę ile sił w nogach, jednak pod wiatr idzie to po prostu topornie.. Jazda sprawia niemiłosierny wysiłek i ból w nogach.. Na około 15km przed metą mamy średnią 40,3kmh.. Jednak końcowa jazda to raczej włóczenie się pod wiatr prędkością 31-35km/h...

Jednak do Gostynia już blisko, każdy dokręca co sił w nogach, ostatnie zakręty i meta! :) Dojechaliśmy w czterech - Ja, Michał, Błażej i Robert :) Artur kilka minut po nas ;)

Z wyniku można być zadowolonym. Średnia prędkość bardzo zbliżona to zeszłorocznej. Miejsce ciut gorrsze, ale też więcej drużyn wystartowalo w tegorocznej edycji. Było ciężko, ale było po prostu przednio!

Forma ? Chyba idzie w dobrym kierunku :) Dzisiejsze zmiany przebiły wszystko, nie myślałem że będzie tak dobrze a tu proszę, dawałem radę długo ciągnąć z dobrą prędkością.. Nie ominąłem żadnej zmiany, nie skróciłem żadnej, ani chwili nie odpoczywałem, po prostu 93km przejechane na maXa! Także mogę być dobrej myśli, nie jest jeszcze ze mną najgorzej :) Może uda się powalczyć w sobotę w Zawonii :)

Organizacyjnie wszystko na 5-iątkę! :) Wszystko cacy, dobre zabezpieczenia trasy, świetna obsługa, dobra oprawa, piwko i kiełbaska po zawodach! Super!
Brawo dla Orgów! :) Fryga i spółka dali radę ;)

Oficjalnie 20 miejsce. Straty do Interkolu nr1 mieliśmy 10 minut. Nad Interkolem nr3 była 7 minutowa przerwa. Ogólnie występ przyzwoity..

cad:89
przewyższenia: 211m

Ocieram pot z twarzy Prezesa! Wazeliny nigdy za mało, a nóż pojadę za rok w pierwszym składzie :p


Jedziemy po 20/53 miejsce :) Od lewej Błażej, Robert, Michał i ja po prawej :)


Wykres endomodno:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

ITT i kraksa z wozem transmisyjnym

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Kiedy dzień jest trudny na samym początku to może oznaczać tylko katastrofę całego zaplanowanego dnia, który niczym z góry określony plan miał być dniem przewidywalnym aż do przesady. Budzik nastawiony był dokładnie na 7:30 - i tu pierwsza sytuacja ponieważ "koło ucha lata mucha" - niestety nie była nią ponętna aktorka ani całkiem ładna MINISTRA... Była to bzycząca i denerwująca mucha - owad.
Po porannym ogarnięciu zjedzenie pełnej porcji śniadania przychodzi z wielkim trudem i nie należy to do najprzyjemniejszych czynności.. Nienawidzę jeść o tak wczesnej porze! Drugą sytuacją była dość nerwowa jazda w kierunku startu, którą urozmaicały traktory, kombajny i tir, który jechał wolno i nie dawał się długo wyprzedzić..

Jednak po dojeździe pod mikstacki maszt wszystko wydało mi się fraszką.. Wszystko zaczęło się wydawać znowu piękne i takie samo jak zawsze.
Przemili ludzie, przesympatyczni znajomi i wspierająca rodzina. Poszedłem odebrać numer startowy, uiścić stosowną opłatę i poszedłem się rozgrzać aby nie zatkać od razu organizmu wysiłkiem ponad wszelkimi progami.

Dzisiaj właśnie miał być ten dzień, w którym uwieczni się cała moja jazda. Tata kupił sobie nówkę sztukę kamerę FullHD i omówione mieliśmy proste sprawy: tata kieruje, Ada trzyma kamerę, wuja kibicuje, ale to wszystko odbywa się za mną..

3, 2, 1 start! Ruszam śmiało, mijam tatę, na liczniku bez większych problemów pokazuje się 53km/h i jedzie się dobrze. Patrzę co się dzieje, a tu tata zrównuje się ze mną, po chwili mnie wyprzedza.. Mówię sobie spoko, pojedzie do przodu.. poczeka, wyprzedzę go, i nagra się picuś glancuś.. A tu zdziwko, zakręt 90* i problem. Wyrzuca z niego bardzo, na drugą stronę szosy.. A mi kazano się zmieścić w tym samym pasie! O zgrozo.. W ogóle nie wiem co, ale miałem skręcić nagle i bardzo gwałtownie bo........tata na tym zakręcie zwolnił prawie do zera, nie odbił na lewy pas jak nim jechał tylko ściął mi drogę..no to co?! No to JEBS!

Srrrruuu.. Odbiłem się o bok samochodu i sromotnie upadłem. W pierwszej chwili wstaję i chcę jechać dalej, zaciśnięty hamulec daje się szybko odblokoować, ale patrząc na wygiętą klamkę załamało mi się serce. Na szczęście nie ucierpało nic, klamka się naprostowała i lekko obdarła.. Wracam więc na start z mega szlifami na łydce, udzie i biodrze.. Startuję więc jako ostatni..

Tutaj już jazda bez przygód i fajerwerków.. Ciężko się jedzie, czuć nogę, czuć łokieć, czuć mega rozbicie i totalną niemoc.. Zupełne przeciwieństwo pierwszego startu - zakończonego po ok 600m, ale już na starcie jechałem 4km/h wolniej :(

Na końcu wyszedł więc nieciekawy czas, oficjalnie 26m 41s, ale nie usprawiedliwiam się kraksą.. Jest jak jest, nie dość że czasówka to nie moja mocna strona to rok temu był czas jakiś 2 minuty lepszy.. Może przez kraksę? Nie wiem, już się nie dowiem.. Buu! ;)

Żyję, jutro planuję rozkręcić nogę, pulsuje jak cholera, szczypie niemiłosiernie, ale twardym trzeba być i nie pękać ;)

caD:88
przewyższenia: 121m

Jadę jadę i widzę co się święci, mina już nietęga i przygotowuję się na najgorsze.. Odbijam się o samochód BOKIEM! co najprawdopodobniej jest najłaskawszym wyrokiem dzisiaj.. Nie chciałbym widzieć ani roweru, ani siebie po uderzeniu prosto w bok auta..


Auuuuuuuuuua! Dobrze że klamka uderzyła o trawę.. O asfalt mogłaby się rozsypać..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)