To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

150km i więcej

Dystans całkowity:15551.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:507:26
Średnia prędkość:30.65 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:91393 m
Maks. tętno maksymalne:210 (103 %)
Maks. tętno średnie:173 (85 %)
Suma kalorii:285220 kcal
Liczba aktywności:72
Średnio na aktywność:215.99 km i 7h 02m
Więcej statystyk

Wytrzymałościowo

Sobota, 24 marca 2018 · Komentarze(0)
Powoli, spokojnie, ale długo... Nie do końca tak spokojnie bo kilka interwałów porzadnie mnie wymęczyło i dało w kość na resztę trasy.

Nie mogę się coś wkręcić jak co niektórzy i robić nie wiadomo jak wysokiej średniej, ale to chyba mi wystarczyć musi. Ogólnie trening patrząc po tętnie wyszedł całkiem spokojny.  Ale przy tym przewyższeniu jak na nasze okolice, nie byłbym w stanie pojechać jeszcze mocniej i jeszcze szybciej.

Kilka razy podjechana Aśka.. kilka kółek i kręciołków koło Milicza i Krośnic... Wymęczyłem się dzisiaj, ale przecież właśnie o to chodzi :)

Czasem pod wiatr, czasem z wiatrem..  Czasem po błotku, śniegu... Czasem po suchych asfaltach :)

Zapomniałem naładować telefonu i garmina. Dojeżdżając do domu miałem odpowiednio 7% i 3% baterii. Na styk!

cad: 79


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Porządny trening!

Niedziela, 11 marca 2018 · Komentarze(0)
Od dłuższego czasu gdy tylko zobaczyłem prognozę pogody na dzisiejszą niedzielę stwierdziłem: "muszę tu być".
Tu - czyli w Ostrowie Wlkp. - na Rynku o 10:00 - z ekipą OTR Interkol i przyjaciółmi.

Każdy przyjechał pochwalić się nowym rowerem, sprawdzić swoją formę, porozmawiać albo po prostu przejechać kilka(dziesiąt) kilometrów na rowerze. Ja ruszyłem już przed 9:00... Było pod wiatr, a "miało nie wiać". Ale o dziwo nie wlokłem się, a wcale dwa poprzednie treningi nie wpłynęły negatywnie na moją dzisiejszą jazdę. Nie zrywałem tempa, ale też nie było ono niskie.

Na rynku stawiło się jakieś CZTERDZIEŚCI chłopa :) Peleton, że hoho... Ruszyliśmy gdzieś tam na Strzyżew, Kotłów, Mikstat jakimiś bocznymi dróżkami.. A później pierwsze mocniejsze tempo pod kościółek... Zjazd do Mikstatu, czekamy za innymi i wio na Ostrzeszów... Tam się trochę porwało, ktoś zaatakował, ktoś spawał, ktoś finiszował... Fajne ściganie i zabawa. Później kilka mocniejszych pociągnięć przez Kobylą Górę - postój pod sklepem (czynnym!) i na Szklarkę i Czarnylas - Odolanów. Na Odolanów oczywiście szajba.. Ataki i ucieczki. Zdecydowanie stwierdzam, że forma jest po prostu... OK :) Później jeszcze do Ostrowa i spokojnie z wiaterkiem już samotnie do domu :)

cad: 80

Jedna z części peletonu na rynku ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Coś więcej niż Tren...

Sobota, 17 lutego 2018 · Komentarze(1)
Kategoria 150km i więcej
Dzisiaj zdecydowanie dłużej, zdecydowanie bardziej wytrzymałościowo i spokojnie, zdecydowanie bardziej Lubię To :)

W końcu zgrało się kilka rzeczy, które pozwoliły mi poszoszuszoszawać :D 

Pogoda i Czas....

Jechało się ciężko jakoś... Wiało trochę bardzo nawet aż za...

Ostatnio się wszystko układa! Wszystko! No dobra, aby z ubezpieczalnią się kopię o własną kasę :x No ale, wszystko co ważne układa się na sto dwa...

Jutro chciałbym do Ostrowa... Co by z kimś pojeździć, zobaczyć w sumie na jakim poziomie aktualnie stoję... Tak o.

cad: 80

Dzisiaj bez zdjęcia. Ale jako, że wyjazd sponsorowany przez BOVSKĘ to sobie ją wkleję.

Papaparapapaparara :D Póki czas, taki los... Ja chcę być z Tobą i nie bać.... się na gloś piosenki śpiewać :D


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

#festive500 Rapha 2017 Day3

Wtorek, 26 grudnia 2017 · Komentarze(3)
Day3 - Last Day. Dodatkowo: lubię jak bikestats pyta mnie czy czasem ten dystans który wpisuje to nie pomyłka ;-)

Dzień trzeci, ostatni dla mnie kręcenia typowo pod Rapha Festive500 :) Mega motywacja do ruszenia dupska. No bo chodząc spać kilka dni pod rząd grubo po północy, wstając po 6 (lub jak dziś: 5:45) aby tylko wyjść pojeździć.... No to musi się chcieć :)

Rapha Rapha i po Raphie :) Jutro już normalnie do pracy :)

Strava: https://www.strava.com/activities/1327924829

Dzisiaj praktycznie ta sama trasa, ale na odwrót jechana. Od rana raptem 1 stopień na plusie... Stwierdziłem więc póki się nie ociepli pod wiatr nie chcę jechać. Podjechany Kotłów, masz Mikstat, hopki na Ostrzeszów i inne takie przed Krośnicami etc.

Jechało się.... powoli.... Nie szarpałem się nigdzie: równa spokojna jazda. Wiatr kolejny dzień jednak rozdawał karty. Średnia prędkość o ponad jeden km/h niższa niż wczoraj... Ale to pokłosie kolejnych dwustu, no i imprezy :) Moje nogi nadają się teraz tylko do wyciągnięcia i leżenia... :) Cały się czuję (nie ma co ściemniać, że jest inaczej) zajechany tymi świętami :D A w sumie jeszcze w sobotę przecież jeździłem! Dużo wyszło kilometrów w ten dłuuuugi weekend ;-) Teraz na pewno odpoczynek :)

Od setnego kilometra nie wiedziałem już jak siedzieć, jak stać i jak układać stopy... Zaczynało mnie wszystko drażnić... Nawet całkiem wygodne siodełko. Po prostu to już ten stan, w którym mówi się stop :) Ale, był cel, cel zrealizowany :)

I jaka cudna pogoda dzisiaj.. Choć rano marzłem bo tylko 1*C, ale gdy tylko słonko wstało zrobiło się cudnie. Lazurowe niebo, nawet do 12*C! W sumie wyszedłem o wschodzie i wróciłem przy zachodzie słońca :) Nie zatrzymywałem się na zdjęcia... Grozilo to przemarznięciem i brakiem chęci do dalszej jazdy :D To poniżej już "na mecie" :)

cad: 79

Rapha Festive500 Challenge COMPLETED :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

#festive500 Rapha 2017 Day2

Poniedziałek, 25 grudnia 2017 · Komentarze(4)
Dzisiejsza pobudka była trochę trudniejsza niż poprzednia, znowu późne spanie i do tego krótsze... a wypita ilość wina też nie posłużyła zdrowotnie na tyle, żeby było lżej... W Święta ludzie jedzą, tyją, piją, a ja i kilku (kilkadziesiąt tysięcy na świecie) wariatów jeździ na rowerach.

I ważne info na dziś, najważniejsze: pykło mi dzisiaj na liczniku właśnie ponad 14 000km w tym roku 2017 !!! :)

https://www.strava.com/activities/1326837016

Rapha Festive500 odslona druga, dzień drugi, przedostatni...Jeśli więc jesteś choć trochę domyślny albo masz więcej inteligencji niż usmażony karp na stole to zorientujesz się, że jutro szykuje się podobne kręcenie! Bo na to jest jeszcze sześć dni! A ja planuję jutro dokręcić do mety :)

Dzisiaj wiatr ciut ciut lżejszy, ale tylko ciut. Zazdroszczę tym co mogą sobie kręcić w słońcu, ciepełku i tak se o... Tutaj w sumie gdyby spadł śnieg byłoby dużo trudniej to wykręcić... No bo co? Na mtb? W mrozie? W błocie? Na lodzie? Także i tego roku mimo wszystko pogoda nas w Polsce rozpieszcza :)

Poleciałem sobie jedną rundkę, a gdy chciałem już jechać do domu pomyślałem że pokręcę jeszcze trochę dalej i "zawróciłem" jadąc w odwrotną stronę, nie, nie do domu... Kolejne kółko po innej trasie i licząc w myślach średnią prędkość, godzinę, i ile KM zostało mi do dwustu to stwierdzilem, że może być ciężko.. Ale wjeżdżając do Krotoszyna wiedziałem, że wystarczy tylko trochę dokręcić i będzie ladny dystansik.

Ostrzeszowskie hopki bardzo fajne cały czas, dawno mnie tam nie było.. Ogólnie jazda spoko, ale gdzieś między 110 a 150km miałem mały kryzys.. Jedzenia ledwo starczyło, za mało wziąłem i pół drogi byłem głodny... A głodny Kris to zły Kris :D I marudny o czym nieliczni mieli okazję się już przekonać.. No więc marudziłem sobie pod nosem: na wiatr, na za mało ciśnienia w oponach, na to że ledwo widzę co na liczniku itepe itede ;-)

Tempo spokojne, nie zrywałem ani razu, nie podkręcam, nie cisnę.. Jadę sobie powoli z nóżki na nóżkę... :)

cad: 80

Czuję nogi oj czuję :) Jutro będzie ciężko :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Giga? Wycieczkowo :)

Sobota, 9 września 2017 · Komentarze(0)
Czy nie ma formy? Czy coś mnie bolało? Czy co to się stało, że z taką średnią prędkością się pojechało? A no na południe jechałem, a z południa dmuchało! Oj jaki to był wiatr niemożliwy... Totalna masakra. Dobrze, że chociaż nie przeszkadzało nic innego, bo z nieba piękne słońce otulało wszystkich ciepłymi promieniami.

Wyjechałem dość wcześnie rano z jedną myślą! Dojechać do Wrocławia :) No to pojechałem, na Ostrów, na Goszcz, na Krośnice i Milicz...Tam kilka rundek, dwa razy Prababka i rundka z Kocich Gór i dopiero wtedy poleciałem na Wrocław. Po drodze zamknięta droga po płytach betonowych przez jakiś rajd samochodowy i odcinek specjalny na mojej trasie.... Ciekawe! Ale jakoś trafiłem i nawet do sklepu na rogu w Boleścinie :) Jak miło, że Pan Właściciel mnie pamięta i zawsze zamieni kilka słów :)

Później na Łozinę i kierunek Wrocław. Tam na "piątkę" i w kierunku Bielan... Pojechałem jakoś dookoła, ale dotarłem do celu :)

Okazuje się, że jadąc przez Wrocław, wielkie miasto pod względem obszaru i ludzi - nie jestem anonimowy, tu mi ktoś macha, tu mnie zaczepiają, a na końcu kolega napisał, że mnie widział "na dzielni" ;-) W sumie fajnie :-)

W ogóle to przez jakieś 200km wiało mi perfidnie mocno w twarz. Totalny zgon, nie siłowalem się więc z wiatrem, nie miało to sensu. Trening stał się więc po prostu przejażdżką, odkrywaniem nowych dróg, terenów i podjazdów. Nawet kostka burkowa prawie 5km nowo odkryta dawno położona mi się trafiła. Mega dobry dzień spędzony na rowerze. A jaki wieczór! Ajć ;-)

.............................
I takie małe spostrzeżenie :) Jakie śmieszne wydaje się być zachowanie niektórych osób, które przez lata twierdziły, że wszystko co robię jest złe i niepotrzebne: polityka, blog, selfiacze i opisywanie tutaj wszystkiego łącznie z prywatnym życiem... A czemu? Bo teraz robią identycznie to samo albo dopominają się pieśni pochwalnych w gazetach będąc totalnymi ignorantami, małymi ludźmi często mimo nadprogramowych kilogramów różnej płci i sporego wzrostu... Niestety razem z tym rozumu nijak nie dodało.. Po co ci ta polityka? Bach, po jakimś czasie startują na radnych.... Po co ci ten blog? Bach, po jakimś czasie strava, endomonda, milion wpisów na fb i grupach... Po co ci te artykuły w gazetach? Fuck! Źle o mnie napisano albo nic? Twoja wina Ty zły człowieku! Eh... Nie pozostało mi nic tylko się cieszyć z tego, że ja sobie radzę, a inni są marną podróbą albo tylko kiepskimi naśladowcami. I tak pozostanie, na wieki wieków AMEN :-) No a skromność to moje drugie imię, dla malkontentów elo!

Zagryzasz zęby i jedziesz! Jakie to proste :) Paris - Roubaix :)



Polecam ten sklepik na trasie niedaleko Prababki, płyt betonowych i Trzebnicy... Boleścin? :)




Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Jakaś GIGA musi być :)

Sobota, 19 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Coś ostatnio żadnych dystansów GIGA nie ma na maratonach więc postanowiłem sam sobie zrobić indywidualnie zrobić ;-)

Od kiedy się dzisiaj obudziłem pomyślałem, że przejechałbym się trochę dalej....trochę dalej niż zwykle, niż ostatnio...

Mając cel jedzie się całkiem przyjemnie, ba - zupełnie inaczej. No to go obrałem i pojechałem. Do Czesi z wizytacją, a gdzie? No we Wrocławiu... A że Wrocław lubię, to przy okazji zahaczyłem w drodze powrotnej o jakieś tam inne cuda...

Na początek wiadomo: prosto do Milicza, Trzebnicy i na Wrocław... Główną... No bo tak najprościej... Na początku na Psim Polu wjazd na drogę numer 5 i długo długo nią.. Ha! Jaki fajny Wrocław.. Kilka dobrych kilometrów po ścieżce rowerowej z prawdziwego zdarzenia. Beton, asfalt, szeroka, czysta...  Nic tylko korzystać, auta z daleka ode mnie. Niestety im bliżej centrum tym więcej kostki brukowej na śmieszkach rowerowych... Stanowią one jednak tam jakąś logiczną całość.

W pewnym momencie miałem jechać dalej "piątką"....no ale... na jakimś dużym skrzyżowaniu nie wiem po co skręciłem w lewo w ul. Grabiszyńską i wylądowałem prawie pod Sky Tower. Skończyła mi się ścieżka... no i trochę zgłupiałem.. Ale jakoś mój wewnętrzny kompas wyprowadził mnie po jakimś czasie na dobrą drogę i dotarłem do celu..

Małe buzi...i wracamy! Wracamy, ale najpierw kierunek centrum! Rynek! Bez GPSa, jadąc na "czuja" całkiem dobrą drogą dojechałem już prawie do rynku gdy.... na mojej drodze pojawił się bardzo pozytywny, z mega dobrym przesłaniem....... Marsz ku chwale Jezusa! Maszerowali młodzi, starzy, czarni, żółci, biali... Po prostu wszyscy.. Takie to było.. Po prostu fajne.. Popieram tego typu akcje, tego typu inicjatywy są bardzo nam w obecnych czasach potrzebne. Podczas gdy ludzie w Europie Zach. boją się wyjść na ulice, sama w sobie Europa przeżywa pewien kryzys wartości (chrześcijańskich - bo na tych opiera się nasza cywilizacja) to w Polsce nie ma ani strachu, ani chwili zastanowienia... Brawo za inicjatywę! :)

Dotarłem więc na Rynek, zrobiłem fotki, zrobiłem je sobie, jakimś ludziom którzy prosili o zdjęcie (nie, nie ze mną xD ) i ruszyłem w kierunku Krotoszyna. Się okazało, że bez żadnej pomyłki szybko znalazłem dobrą drogę, prostą drogę na północ :) jazda po Wrocławiu o tyle męcząca, że co chwile start-stop. Co wkurzające to zbyt dużo świateł...

Jadąc sobie z wiaterkiem na szczęście (w pierwszą stronę było bocznie niesprzyjająco w twarz) i dojeżdżając powoli do Milicza spojrzałem na licznik...a tam jakieś 160-170km... to już wiedziałem, że mi wyjdzie coś koło dwustu, ale nie przekroczy. To skręciłem w prawo na Krośnice, poleciałem między stawami groblą na Sulmierzyce i do Krotoszyna :)

Jechało się miło, przyjemnie i jakoś tak...lajtowo :D Praktycznie mój właściwy sezon dobiegł końca... Jestem z niego zadowolony, w Pucharze Polski już nic się nie zmieni. Zostały dwa maratony na dystansach MEGA... jak się uda jakiś pucharek jeszcze zdobyć to będzie fajnie, jak nie to też dobrze, bo powoli nie ma gdzie ich kłaść :-)

caD: 81

Tylko dla wtajemniczonych, KISS :**


Zacna inicjatywa!


Jaś i Małgosia....i Krzyś :D


Dla ochłody w ten gorący dzień fajnie byłoby się tam zamoczyć :D


Wrocław jest fajny! :)


Mosty, mosty... wszędzie mosty :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Tour de Pomorze 711km non stop!

Sobota, 29 lipca 2017 · Komentarze(14)
Tour de Pomorze - czyli zawody kolarskie, maraton, ULTRAmaraton rowerowy - pierwsze takie ULTRA za mną. Dokładnie 711,5km. Licznik pokazał mi prawie 730km (nie zabładziłem) a Strava pokazuje 718km - czas jazdy jednak jest taki jak widać tu i tam. Czas od organizatora (z postojami) to 24h 54min! :) Ale od początku...

Strava: https://www.strava.com/activities/1112158171
Fotogaleria z imprezy Czesi Kruczkowskiej: https://photos.google.com/share/AF1QipPLdIpvDIhom1...
Film z jazdy z mojej kamerki: https://youtu.be/c3WJ0rpUprA

Kat. OPEN: 3 miejsce/ 108 uczestników w DEBIUCIE na ULTRA! :)

W piątek obowiązkowo wziąłem w pracy urlop, aby udać się do Świnoujścia. Rano przyjechała Czesia do Krotoszyna skąd ruszyliśmy w drogę jakoś przed 11:00. Nie było to spokojne tempo i te ponad 300km Mondziakiem pokonaliśmy.....ze średnim spalaniem prawie 9l/100km - spieszyło się, odprawa o 17:00, a do 16:30 chyba było trzeba się zarejestrować. Więc gaz do dechy i lecimy, oczywiście bezpiecznie i w granicach rozsądku! A że ja rozsądnym młodym  człowiekiem (jeszcze) jestem, to nie zauważyliśmy, a już znajdowaliśmy się na promie Krasibór. Tam już było czuć kolarską atmosferę - spotkany Zbyszek Kreft, Arek Robak i fajowa Gryfusowa ekipa. Wszyscy w tym samym kierunku, w tym samym celu.....po zwycięstwo! po chwałę!  No dobra, trochę odleciałem....ale każdy chciał się zmierzyć z tym wymagającym dystansem. Dojechaliśmy do biura zawodów znajdującego się w sąsiedztwie naszego noclegu i odebraliśmy pakiety. Z domu wczasowego "Bryza" do naszego schroniska młodzieżowego były aż dwa / trzy kroki. Świetni, mili i uprzejmi ludzie w biurze zawodów, wesoły org Czarek i reszta ekipy KS Uznam i wolontariusze. Gdy poszliśmy w kierunku naszego pokoju, okazalo się, że reszta ekipy już jest.... Ale jakiej ekipy?! Przecież się nie znamy... No bo pomysł na udział w tym starcie wpadł mi tak późno, że było trzeba się przespać z kimkolwiek, byle taniej - jedna noc i tak poza noclegiem, jak się okazało niektórzy i na drugą nie wrócili z rowerów... No więc, Arek, Jan i Agata już byli... Przywitaliśmy się, poznaliśmy i pojechaliśmy na odprawę. Dwoma słowami: "stres urus". Nagle lunęło deszczem, start honorowy więc odpuściłem, ale odprawa dość ciekawa...dużo ważnych rzeczy się dowiedziałem: np. nie sikać na punktach w krzakach bo będą karne minuty - są toalety. Pojechaliśmy do domu z Czesią, zjedliśmy uszykowany przez nią pyszny makaron i ja poszedłem spać, a ona pojechała z kolegą Wawrzynem do Trzebiatowa.

I oto nadszedł moment by opisać ten docelowy dzień, to wydarzenie, które zaczęło się dla mnie o 8:50 w sobotę 29 lipca 2017 roku!

No ale najpierw wstałem.. szybka toaleta, szybkie jedzenie, wczoraj już wszystko przygotowałem, więc dzisiaj tylko się ubrać. Jadę na krótko, coś tam w przepaki wrzuciłem. Zarzuciłem przepaki na plecy i razem z Arkiem jedziemy na Prom Bielik! Na promie kolarze oczywiście, więcej Gryfusów, innych przyjemnych ludzi Gosia Tyburcy... Paulina Kusajda, Paweł Chajda i reszta zwariowanych ludzi...

Docieramy do naszego promu, idziemy montować GPSy, tam już czeka na mnie moja ekipa startowa, chwilę rozmawiamy....i nawet się nie zorientuję jak już zostały sekundy do startu! Masakra!

1) Start - PK1 Świerzno ~63km
Start o 8:50, chwilę przed zdjęcia i rozmowy, jest ciepło, jest jasno, trochę czasem coś z nieba kapnie na nos.. Są kibice, jest doping... Jest świetnie! Czuję się bardzo dobrze, jadę więc od startu mocno.. Wyprowadzam chłopaków z grupy ze Świnoujścia... GPS działa! Jest sukces... Po chwili słyszę z tyłu "wolniej", "weź odpuść bo się zajedziesz" albo inne "nie tak szybko".. Nauczony raczej do żwawych startów ruszyłem po prostu jak do każdego innego wyścigu. Przecież gdzie nie startuję - zawsze jadę wygrać.. Mimo tego, że tutaj startowałem z główną myślą - po prostu przejechać. Trasa ruchliwa, ale dobry i szeorki asfalt. Jedziemy równymi zmianami, startowałem z: Marianem Kołodziejskim, Mariuszem Staszakiem, Zbigniewem Kreftem, Szymonem Koziatkiem oraz Kubą Latajką. Na prawdę świetna ekipa, za którą jestem wdzięczny: Bogu / losowi / Czarkowi (nieprawdziwe skreślić). Tempo nie jest zabójcze, jest tak w ogóle bardzo spokojne. Tętno niskie, daję radę coś tam ponagrywać. Dojeżdżamy do pierwszego punktu, który z pośród wszystkich był chyba jedynym "polowym". Nie było sensu robić większego skoro to taki wczesny kilometr. Szybkie pieczątki, mili ludzie, dobre wafelki, banany i inne... Śmigamy po chwili dalej..

2) Świerzno - PK2 Ustronie Morskie ~ 126km
Po drodze do kolejnego punktu zlewa nas deszcz, ale szybko w słońcu i ciepełku oraz wietrze schniemy. W Trzebiatowie przemiła niespodziewanka w postaci Czesi dopingującej z całego serca / z całym sercem :) Robi się przeogromnie miło, bo fajnie jest widzieć, że ktoś ci kibicuje i że masz na kogo liczyć na trasie w razie czego. Czesia zrobiła zdjęcia wszystkim, więc stała tam dobre dwie godziny. Do Ustronia Morskiego wjeżdżamy czym prędzej do "Skansenu Chleba" gdzie miała czekać na nas pajda chleba - jak zakładałem ze smalcem... Nic jednak takiego, była buła w folii.. No niestety, ale ważne i to.. Wody nawet nie wlewam bo niedużo ubyło.. Rozsiadamy się i jemy.. Może tak trzeba sobie myślę, a skoro chłopaki nie jadą to ja sam sobie nie poradzę myślę sobie - i tak sobie jeszcze raz pomyślałem, że w sumie fajnie się jedzie, ale to dopiero niecałe 130km..

3) Ustronie Morskie - PK3 Bobolin ~ 186km
Nic ciekawego się nie dzieje, równe (nie-za-)mocne zmiany. Zbliżamy się i jeździmy drogą między Ustroniem, a Dąbkami i Darłowem czyli tam, gdzie spędzałem z rodzicami w mojej młodości wakacje nad morzem. Są jakieś hopki, zaczyna się robić ciepło... Szukamy gospody "Obora" gdzie czeka na nas makaron bolognese, woda z cytryną etc. szybka wizyta w toi-toiu i jedziemy dalej. Jedzenie na stojąco, wolę nie siadać póki nie jestem zmęczony za bardzo żeby nogi się nie odzwyczaiły.

4) Bobolin - PK4 Polanów ~ 243km
Spotykamy na punkcie w Bobolinie kolegę z Supermaratonów Henryka Bętlewskiego, który jedzie sobie kawałek z nami. Rozmawiamy, śmiejemy się...jest czas na wszystko. Tutaj zmienił się wiatr, do tej pory lecieliśmy praktycznie z wiatrem, a teraz w twarz bądź boczny niesprzyjający. Dojeżdżamy do Polanowa - punkt taki sobie, gdzieś tam w mieście rozstawiony namiot. Wlewam tylko wody, jem bułkę i tyle.. Po chwili ruszamy w dalszą drogę

5) Polanów - PK5 Szczecinek ~ 300km PRZEPAK 1
Co dalej? No dalej jedziemy, jest długi czas odcinek z kostki brukowej, pod górę nawet było... Wypadają mi z kieszonki moje okulary takie "na codzień".. na szczęscie nikt mi ich nie rozjechał, szybki nawrót i od tej pory pilnowałem bardziej. Wieje w twarz czy coś. Totalnie nie czuję uciekających kilometrów, bo po maratonie z PP w Świnoujściu na mecie po 350km czułem się zajechany tempem. Tutaj jest inaczej. Dojeżdżamy na przepak - te czekają już na nas przy wyjściu, szybko uzupełniam bidony izotonikami. Wypijam colę, biorę obiad w postaci ryżu i potrawki - przepyszne żarełko! Była jeszcze zupa i spaghetti. Pyszne! Mniami! Org Czarek osobiście nas przywitał, Był też Krzysiu Łańcucki, któremu się spieszyło już w dalszą drogę...My na spokojnie bez pospiechu za to.. zadzwoiłem do Czesi, wtedy mieliśmy jeszcze około 5 minut przewagi nad Arkiem Robakiem i Jerzym Pikułą... nasmarowałem łańcuch, zjadłem witaminy i magnez... Biorę kamizelkę z przepaka wiatrówkę i wkładam ją pod koszulkę bo jeszcze ciepło. Przemiłe panie obsługiwały ten punkt, jeden z najlepszych pod względem atmosfery. Pogadaliśmy chwilę i pojechaliśmy dalej.

6) Szczecinek - PK6 Mirosławiec ~ 373km
Zaczyna się powoli ściemniać. Czas powoli włączać lampki, tracimy prowadzenie powoli... Zbyt długo spędzamy czas na PK... Po drodze kibicuje nam kolega Szymona Koziatka ubrany w strój BBT1008km, rozmawiamy sobie o GPS i rozwiązaniach technicznych. Mijamy gdzieś tam Krzysia Łańcuckiego, na którego na punkcie czeka żona - pomagająca i obslkugująca nas z niezwykłą troską :) Dzięki! Bardzo miło się tam siedzi, ale czas ucieka! Meta czeka! Wyjeżdżając z miasta mamy jakiś doping od tutejszej młodzieży która pewnie szła gdzieś na jakieś balety jak normalni ludzie. Zakładam kamizelkę wiatrówkę - zaczyna się ściemnać i robi się chłodniej.

7) Mirosławiec - PK7 Choszczno ~433km
Zrobiło się już ciemno. Na punkt zjeżdżamy po 23. Przyznam szczerze, że nie pamiętam prawie totalnie nic z tego odcinka. Oprócz dobrego asfaltu z maratonu w Choszcznie. Na punkcie obsługa z maratonu z Supermaratonów... Jedziemy dalej aż do przepaka!

8) Choszczno - PK8 Myślibórz ~488km PRZEPAK 2
Jedziemy dalej w ciemności. Kuba gubi lampkę, druga mu nie świeci, moje są dobrze przywiązane i przeklejone taśmą izolacyjną więc nie ma szans by coś odpadło. Jedzie się fajnie, zero ruchu prawie, ciemność z tymi lampkami nie przeszkadza, drogi są spoko więc nie wpadamy w dziury żadne. Szymon Koziatek kieruje nas do Domu Harcerskiego gdzie znajduje się punkt. Pan Czarek - org - już tu jest. Dopinguje nas, znowu rozmawiamy :) Tutaj jakaś pieczeń i ziemniaczki w sosie z surówką oraz jakaś zupka. Wyciągam batoniki, kręcę filmiki, przebieram spodenki i...idę na chwilę dłużej do kibelka. Gdy wychodzę i dalej spokojnie łażę, okazuje się, że chłopaki sobie pojechali. Wybiegam czym prędzej po schodach z rowerem i biegnę do furtki....gdzie okazuje się, że widzę zbyt dobrze... mam na nosie nie te okulary co trzeba!!! tamte zostąły w środku więc wracam i po chwili gonię ich dobrych kilka chwil, na szczęscie jednak nie jechali jeszcze zbyt szybko. udało się też nie zgubić!
Nikt nie pytał "jak zawszE" czy wszyscy są,po prostu poszli i pojechali... Najadlem się stresu, ale wszystko było dalej pod kontrolą.

9) Myślibórz - PK9 Moryń ~543km
Tutaj Szymon Koziatek znowu popisuje się dobrą znajomością trasy - szacun dla Ciebie! Trasa ta mija bardzo szybko, punkt całkiem blisko od przepaka. Dojeżdżając dowiadujemy się "ciiiicho, Cieśla poszedł spać" - solista, który się trochę na początku zajechał. Punkt w urzędzie miasta czy coś, ciepła herbata, bułka,.... mam pełny brzuch, ale jestem głodny... nie mogę nic wcisnąc, ale i wycisnąć! Zaczyna mnie przymulać i zaczynam trochę pływać na rowerze. Bulka pyszna, PEPSI!!!!! ciasto!!!! Punkt na wypasie! Fajni ludzie... Wjechaliśmy tu około 3:40 rano... Nieźle się musieliśmy zastanawiać jednak. Dziury straszne w jednym momencie w lesie, totalnie gdzieś na zadupiach czegokolwiek droga... Nie jeden raz sprawdzaliśmy czy dobrze jedziemy,

10) Moryń - PK10 Szczecin Podjuchy ~610km
Wstaje słońce, robi się ciepło, zaczyna razić bo na nosie okulary z żółtymi szkłami ( na starcie i całą sobotę były chmury i niezbyt przejrzyście). Jedziemy już chyba tylko siłą woli. Kryzysu jako takiego nie mam, ale dalej nie mogę nic zjeść. Wciskam więc tylko w siebie coca-colę, którą miałem i wziąłem z przepaka w Myśliborzu. Była jak znalazł. Całkiem sporawy ruch drogowy w mieście. Nie jedzie się zbyt przyjemnie. Umawiamy się, że na metę jedziemy wspólnie, nikt nie ma atakować...bo i po co skoro tyle KM jechaliśmy razem..... Nasza grupa już wie że nie wygra, bo chłopaki Robak i Pikuła mają sporą przewagę...

11) Szczecin - PK11 Stępnica ~660km
Po drodze mija nas szalony Scenic z Czesią i kolegą Wawrzynem na pokładzie... Robią zdjęcia i kibicują :)
Ostatni punkt kontrolny, myślałem ze tylko będzie szybkie siku i pieczątki - i rura do mety... Się okazało, że wszyscy znowu się rozsiedli. Czesia z Wawrzynem na punkcie, rozmawiamy chwilę... Okazało się, że kolega jeden - Cezary Urzyczyn sobie pojechał.. Zanim się skapliśmy to on już byl kilka KM przed nami... Miał straty do nas 5 minut... Kuba zarządził pogoń, ja zaalarmowałem kolegów, ale usłyszałem "e tam", "jak jesteś mocny to jedź" - to pojechałem rrazem z Kubą latajką...

12) Stępnica - META Świnoujście 711km
Goniliśmy aż do samego Świnoujścia, ale niestety nie udało się nam dogonić.. Po drodze za Wolinem hopki nas znorały porządnie, istna masakra, jak niewielkie wzniosy robiły nam krzywdę.. gdzie normalnie się leci dużo dużo szybciej, a tutaj raptem po siedmiuset kilometrach ledwo się pod nie kręci. Nas za to dogonili Marian z Mariuszem i razem wjechaliśmy na metę gdzie czekała Czesia robiąc "lajfa" na "fejsie" :) Wreszcie mogłem się zatrzymać już na dobre! Wyłączyli nam GPSy i byliśmy wolni! Wolni od rowerów, od jazdy... Ale byliśmy w fazie, pełni adrenaliny i endorfin. Po chwili dojechali Zbyszek i Szymon trochę źli na nas, ale jak jeden uciekł i nadrobił jeszcze nad nami 3 minuty, no to mówiliśmy że gonimy!

Po mecie pojechaliśmy do pokoju, miałem zaburzone postrzeganie rzeczywistości, czasu i pory dnia.. Było dość wcześnie rano.. Poszliśmy więc później do McD, na plażę, na lody....na wszystko co dobre, niezdrowe i kaloryczne :) Później jeszcze raz udaliśmy się na metę by dopingować Gosię Kubicką, Jacka Ilmera, Marcina Trzaskę i wielu wielu innych.... Komary nas pogryzły wtedy! :) Było super!

Następnego dnia (poniedziałek) o godzinie 13:00 odbyło się uroczyste zakończenie maratonu. Wcześniej jednak poszliśmy do baru Pierożek gdzie było pyszne jedzenie w ramach uczestnictwa w maratonie. W ośrodku kultury w Świnoujściu wręczano puchary i nagrody. Tutaj wg. mnie jeden (niestety wielki) minus dla organizatora....za zamieszanie...
Na metę pierwszy wjechali Pikuła i Robak z idealnie tym samym czasem - drugi wjechał Cezary, a trzecia była nasza czteroosobowa grupka. Byliśmy pogodzeni więc, że mamy równo czwarte miejsce - bo tak się nagradza w przypadku dwóch pierwszych miejsc, że nie ma następnego - drugiego, a jest dopiero trzecie. Trzeci miał być Czarek. Tak wczoraj mówili nam na mecie. Na dekoracji okazało się, że dwóch pierwszych zostalo nagrodzonych, drugi puchar przypadł Czarkowi, a....... Kuba Latajka zdobył trzecie miejsce - bo mu najpierw wyłączyli GPSa, a nie wedle tego kto przyjechał - a z resztą przyjechaliśmy jak pierwsza dwójka - razem, wspólnie, po ponad 24h jazdy razem... A tymczasem nagradzają jednego z nas.... Nie chodzi o pucharek, poszedłem się zapytać jak to... No i po jakiś kilku chwilach ORG się zorientował... Przeprosił i powiedział, że coś nam dośle... Ciekawy jestem co, bo jedynym sprawiedliwym byłby puchar taki sam jak ma Kuba i poprawienie oficjalnych wyników. Po prostu zrobiło mi się smutno, że ktoś mnie pominął.. Tak o, po prostu..

Ale zmierzając już do końca::

PODSUMOWANIE :)

+
I) Ultramaraton na najwyższym poziomie. Fajnie, że mogli nas śledzic na stronie na żywo postronni kibice. Dobrze, że były takie świetne punkty żywieniowe i kontrolne. Szacun za jeszcze lepiej zorganizaowane przepaki! gdy my dojeżdżaliśmy one już na nas czekały. Fajna organizacja i  trzydniowa impreza. Pyszne jedzenie, miła obsługa, Dobre asfalty.

II) Zadziałało wszystko! Przede wszystkim głowa - żadnych kryzysów, bez przerwy jedzenie. Nie chciałem zsiadać z roweru. Lampki ideolo, GPS w garminie czasem szwankował i wyłączał ślad, ten w telefonie pewnie spoko, ale bez okularów ledwo coś widziałem. Torby i sakiewki ideolo! Powerbanki wystarczyły, zostało w nich nawet sporo energii więc tym lepiej. kabelek do ładowania garmina idealnie zadziałał i się sprawdził

III) Forma jakaś była, taki wynik normalnie brałbym w ciemno przed startem, bo plany były około 26-28h...a tu wyszło dużo lepiej.

_
I) Wyniki! Smutno mi, że chociaż nas razem nie wyczytano skoro prrzyjechaliśmy razem. I że nie zadeklarowano się, że nam się te puchary przyśle albo poda przy okazji.

II) Zbyt długie nasze postoje. Zwycięzcy jechali wolniej od nas, ale na PK spędzili trochę ponad 1h, my za to prawie 2,5h... masakra!

III) Dupsko boli, wszystko boli... Trzeba poprawić mięśnie na plecach i brzuchu. Trzeba chyba też wziąć maść na tyłek i kupić szersze buty bo.....zaraz mi zejdzie paznokieć bo mi za bardzo ucisnęło...

To chyba tyle. Macie jakieś pytania? Dawajcie! Na pewno odpowiem :)

Normanie ten wynik brałbym w ciemno jeszzcze w piątek....dziś czuję niedosyt. Kwalifikacja a BBT 1008km 2018r jest! A teraz jak na debiut na ULTRA to chyba mogę uznać za udany... Spokojne tempo całą drogę, bez szarpania.. Chyba to polubiłem :)

Gratuluję Panu Czarkowi i klubowi KS Uznam za organizację tego wspaniałego wydarzenia. Polecam bardzo serdecznie - świetna atmosfera i dobra organizacja. Mały minus za te wyniki. Ale poza tym wszystko na prawdę na tip-top :)

cad:  81
temp.max: 31*C
temp.min: 14*C

Nie wiem czy o czymś zapomniałem, jakby co to dopiszę. Myśli ogrom, wspomnień sporo, wszystko super! :)

FILM Z MARATONU BĘDZIE NIEDŁUGO!!!!

Odbieramy pakiety:


Machamy kibicom w Trzebiatowie :**


Trzebiatów i Czesiowe zdjęcie :)


Medal za uczestnictwo :)


Na mecie byłem zmęczony....ale pospałem dopiero po kilku godzinach na plaży opalając się w pelnym słońcu. Nie czuję się jakoś strasznie zmęczony. Dziwne! Bolą mnie tylko nogi...


Kris Czesława i Wawrzyn czyli ekipa wesołego scenica :) w pokoju po dotarciu zaraz po mecie :)


No i w prezencie, od przyjaciół ze Szczecina dostałem koszulkę -- dziękuję :) Bez Was chyba bym nawet ttu nie startował :)


Z Mondziem na promie:))




I na koniec! Puchar za 3 miejsce: MÓJ, Kuby Latajki, Mariana Kołodziejskiego i Mariusza Staszaka! Należy się również przy całym tym zamieszaniu i wspólnej pracy oraz jeździe ponad 650km razem Szymonowi Koziatkowi i Zbigniewowi Kreftowi!

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(14)

Supermaraton "Don Kichota" 2017 w Nietążkowie

Sobota, 8 lipca 2017 · Komentarze(9)
Jak wygrywać to uczciwie, jak przegrywać to z honorem... Rozwinięcie myśli na koniec wpisu!

Razem z Czesią udaliśmy się w piątkowe popołudnie do Nietążkowa. Tak tak, godzina drogi od Krotoszyna a ja śpię tam w internacie. Masakra! Ale w sumie fajnie było, także dobrze że Czesia mnie namówiła na nocleg......ale tylko jeden! :D Dojechaliśmy, poszliśmy po numerki i na odprawę..oraz podegustować egzotyczne żelki energetyczne z Dextro Energy. Jednego na próbę kupiłem z podwójną dawką kofeiny o smaku kawy. Poszliśmy do naszego apartamentu, zjedliśmy kolację i gdy chcemy iść spać... no cóż, nigdy nie owijam w bawełnę to i teraz nie będę i nie napiszę "ktoś"....a tu ekipa gryfusów ze Szczecina urządza sobie imprezkę do późnych godzin nocnych w bardzo głośny sposób. Jakbym spał na dole i mial ich drzwi w drzwi to byłbym zszedł albo dzwonił po dozorcę..na szczęście spaliśmy na piętrze i wystarczył zabieg zamknięcia drzwi na korytarzu. Inni maratończycy niestety sobie nie pospali komfortowo.... bo skoro cisza nocna jest od 22 to szanujmy to że śpimy w "miejscu publicznym" i inni zza ściany niekoniecznie chcą tego słuchać. Nam na szczęście udaje się jakoś zasnąć i rano budzimy się nawet przed budzikami!

Zapowiadają deszcze, burze i wichury.... ale to nic, tak czy siak jadę na krótko... w miarę wysoka temperatura to i letnie ciuszki wystarczą.. Startujemy w całkiem fajnej grupie (na papierze), ale jak się okazuje do tych przed nami dopisują się rano inni mocni zawodnicy więc nasza przestaje być jakąś "szczególną". Jak się później okazało lider pucharu polski czeka na grupę za nim, a do nich dołącza zawodnik elity Przemko z Ostrowa bez numerka... Więc na początku moje i nasze 40km/h było niczym w stosunku do ich 45km/h. Goniliśmy długo goniliśmy mocno...Niestety po pierwszym pomiarze czasu tracimy coś ponad 3 minuty... Minęliśmy się na drodze zaraz za pomiarem po nawrocie więc nie trudno było to sobie w głowie obliczyć. Motywacja była silna, ale zabrakło szczęścia i trochę lepszej nogi dzisiejszego dnia. Moja grupa w skrócie: Krzyś Łańcucki łapie po kilku kilometrach gumę, Szymon Koziatek najmocniejszy, ale po Pierścieniu 610km i zmęczony, Marcin Sierant w formie, ale mimo wszystko brakuje trochę mocy. Czasem do nas dołączają kobiety z szosy, czasem rowery inne?! Tempo trochę siadło, bo i każdy się umęczył gonitwą.. Później już jechaliśmy z myślą żeby dużo nie stracić, co kurde też nie wyszło.

Ja złapałem Czesię, mnie złapała ulewa - albo dwie.. Z Czesią mijamy się jeszcze gdzieś tam na trasie. Łapiemy maruderów, ale czasem tylko ktoś siada na koło ale albo nie za wiele pomaga albo spada z koła po chwili...

Na metę wpadamy 20 minut po Heniu i 15 minut po grupie przed nami... Niestety nam nikt niezgodnie z regulaminem nie pomógł. To nie ból dupy, ale jak wygrywać to uczciwie, a jak przegrywać to i tak o tym napisać.....bo ostatnich relacji nie uraczysz. W sumie cieszę się, że bardziej kogoś boli przegrana ze mną, niż przerżnięcie w kategorii xD ni ma tematu. Czekamy na wtorek xD

Moja dyspozycja dzisiaj daleka od najlepszych. Albo nie odpocząłem po Wiśle i tamtejszych treningach, albo forma jak to u mnie przeważnie w lipcu bywało leci na łeb na szyję. W generalce niestety straciłem dzisiaj swoją górkę i teraz ja muszę gonić! Jak się okazuje cholera faktycznie: im trudniej tym lepiej.. Samo życie. Za dwa tygodnie jedziemy wspinać się w Zieleńcu i dalej walczyć!

Na trasie całkiem spoko dwie/trzy hopki.. dobre oznakowanie trasy, nawet największe dziury były oznakowane. Bufety spoko, ale było trzeba się zatrzymać. Jedynie co to trochę słaba obstawa trasy przez policję czy straż - na kilku skrzyżowaniach w lewo zero zabezpieczenia. Jedzonko na mecie standardowo kotlet - ale przepyszny :)

Czesia dojechała znowu z szaloną wysoką średnią. Coraz lepiej jej idzie....jedzie :D

Nasze podium GIGA M2 szosa :) Drugi Piotrek Szudra a trzeci Jacek Ilmer. Świetna ekipa, świetni ludzie! Dziękuję za wspólną rywalizację :)
Na

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(9)

Pętla Beskidzka 2017

Sobota, 1 lipca 2017 · Komentarze(0)
Po latach wróciłem do Wisły. Były rachunki do wyrównania standardowo na najdłuższej trasie. Zawsze Pętla mnie pokonywała, zawsze łamała mi psychę i ledwo ją kończyłem, raz nawet jej nie ukończyłem. Stanąłem więc dzielnie na starcie sobotniego wyścigu. Tak! Wyścigu, nie maratonu, nie jakiegoś innego dziwnego tworu - jednego z najcięższych wyścigów w Polsce - Pętli Beskidzkiej.

Stanąłem bez kompleksów, a co mi tam, pierwszy rząd - z później jak się okazało - zwycięzcą wyścigu, ale i innymi kolegami z którymi miałem przyjemność wzajemnie mijać się nie jeden raz i nawet jechać kilkadziesiąt kilometrów razem.

Ruszyłem całkiem żwawo, dopóki było w miarę płasko trzymałem się za autem Wieśka Legierskiego. Gdy wyjechaliśmy z centrum - stała Czesia i pstrykała fotki :) Wtedy jeszcze jechałem w czubie... Jak to ja ;-) Po skręcie w stronę zameczku organizator przyspieszył, peleton został z tyłu i  to jedyne co mi się pewnie znowu udało - to będą fajne fotki... Wyjechałem przed powoli jadący peleton... I tyle..

Gdy skręciliśmy na główną część podjazdu pod Zameczek pokaz siły ze strony rywali był nie do zniesienia... Tętno skoczyło całkiem mocno i szybko, do głosu doszli Adrian Jurek, Wojtek Kokosiński i inni walczący o zwycięstwo open.. No, ja powoli spływałem w peletonie.. Udało się znaleźć całkiem fajną grupkę jadącą podobnym do mnie tempem. Jadąc sobie powoli i rozmawiając dojechaliśmy na szczyt. Chwila zjazdów, później sztajfy po 21%, kilkanascie kilometrów wypłaszczenia i lekkich hopek. Stajemy na bufecie, uzupełniamy bidony, jemy życiodajne arbuzy i lecimy dalej. Czuję się "świetnie" - jak na siebie...  Prowadzę grupę, spawam czasem jakieś dziury, jest ok, jem i piję na bieżąco.

Zjeżdżamy do Szczyrku i powoli zaczyna się podjazd na Salmopol. I tu... W połowie gdzieś, staje się coś czego nie potrafię sobie wytłumaczyć.. W głowie, w nogach, w brzuchu, w kolanach...w pazokciach i włosach.. po prostu wszędzie! Jakiś mega kryzys, nie wiem skąd, nie wiem po co i gdzie i co i jak i w ogóle siadła mi psycha... Zaczęło boleć kolano, albo starałem się znaleźć wymówkę żeby zrezygnować?! Wypiłem colę, niestety nic mi to nie pomogło, nawet humoru nie poprawiło. Dojechałem do Wisły, skręciłem na Zameczek i....jechałem.. W sumie "jechałem" to za dużo powiedziane, umierałem i ledwo przepychałem korbami.. A to była dopiero połowa trasy.. Humor popsuła jeszcze ulewa, która towarzyszyła mi przez cały ten podjazd...

Dojechałem do "mety", stanąłem i rozprostowałem nogi, chciałem już kończyć, ale na mini przepisać się nie można, nie byłem ostatni i spiker wygonił mnie na drugie kółko. Po chwili stanąłem na bufecie, zjadłem chyba pół arbuza... wypiłem izotoniku i ruszyłem dalej. Ktoś mnie dogonił, kogoś ja minąłem... Jechałem.. Odżyłem gdzies dopiero za tymi sztajfami 21% nachylenia. Ogólnie poczułem się ciut lepiej. Ale drugie kółko pokonałem praktycznie w samotności. Może i nawet lepiej mi się jechało aniżeli w tamtej grupie.

Przed Salmopolem zjadłem ostatniego żelka....ale ten nie dał mi praktycznie żadnego spodziewanego kopa.. Po prostu kręciłem jak kręciłem. Później zjechałem, skręciłem na Zameczek - ostatni podjazd i próba zamachu na moje życie.. heh.. Skręcając w lewo chciałem ściąć zakręt i wziąć wysepkę z lewej a tu auto, jak zahamowałem i mi koło rzuciło to ledwo wyrobiłem, ale nieźle.. Czesia stała i robiła zdjęcia.. Zaczęło tu znowu lać jak z cebra! No znowu, znowu tu pada.. Po prostu było to idealne podsumowanie mojego występu..

Dojeżdżając do mety dogania mnie jeszcze jeden kolarz, ale nie daje się na finiszu przegonić i wygrywam o jakieś sekundy...
Zjeżdżam do Wisły, oddaje numer i jem obiad no i lecę do "domu". Mycie, ogarniamy się i lecimy w trójkę do Cieszyna na smażony syr ;-)

Michał pojechał calkiem dobrze na 80km, Czesia przejechała też ten dystans, wszyscy zadowoleni pojechaliśmy na wycieczkę.

Ja średnio zadowolony z formy, myślałem, że pójdzie mi znacznie lepiej.. Rzadko zdaża się abym nie zdążył nawet na dekoracje. Ale pierwszy wykręcili jakieś kosmyczne czasy poniżej pięciu godzin i lekko powyżej pięciu. Masakra!

Jechałem tu z planem potrenowania w górach i plan zrealizowałem. Przejechałem dystans, choć psycha w połowie siadła.. Niby jechałem nie chcąc nawet wielce rywalizować, ale jak to zawsze bywa to samo się włącza gdy staje się na starcie :)


Organizacja na wielki plus! Pierwsze kilometry za policją i autem orga, później zamknięta droga.. Ale jak już zostałem w grupetto to między autami. Bufety pełen wypas! Arbuzy przecudowne! Dalej to oznakowanie i obstawione skrzyżowania - wszystko było na wysokim poziomie! W pełni profesjonalizm! Do tego na mecie dobry makaron. Po prostu polecam tę imprezę! :) Szacun dla organizatorów, bo nie ma się nawet do czego przyczepić :)

OPEN: 42/56
Kat. A (do lat 30): 9/11
DNF: 5 os.

cad: 81

Świetnej jakości i pięknej urody zdjęcie od Pani Barbary Dominiak (https://www.facebook.com/barbara.dominiak.foto/) :) Gdzieś tam na trasie :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)