Tour de Pomorze 711km non stop!
Strava: https://www.strava.com/activities/1112158171
Fotogaleria z imprezy Czesi Kruczkowskiej: https://photos.google.com/share/AF1QipPLdIpvDIhom1...
Film z jazdy z mojej kamerki: https://youtu.be/c3WJ0rpUprA
Kat. OPEN: 3 miejsce/ 108 uczestników w DEBIUCIE na ULTRA! :)
W piątek obowiązkowo wziąłem w pracy urlop, aby udać się do Świnoujścia. Rano przyjechała Czesia do Krotoszyna skąd ruszyliśmy w drogę jakoś przed 11:00. Nie było to spokojne tempo i te ponad 300km Mondziakiem pokonaliśmy.....ze średnim spalaniem prawie 9l/100km - spieszyło się, odprawa o 17:00, a do 16:30 chyba było trzeba się zarejestrować. Więc gaz do dechy i lecimy, oczywiście bezpiecznie i w granicach rozsądku! A że ja rozsądnym młodym człowiekiem (jeszcze) jestem, to nie zauważyliśmy, a już znajdowaliśmy się na promie Krasibór. Tam już było czuć kolarską atmosferę - spotkany Zbyszek Kreft, Arek Robak i fajowa Gryfusowa ekipa. Wszyscy w tym samym kierunku, w tym samym celu.....po zwycięstwo! po chwałę! No dobra, trochę odleciałem....ale każdy chciał się zmierzyć z tym wymagającym dystansem. Dojechaliśmy do biura zawodów znajdującego się w sąsiedztwie naszego noclegu i odebraliśmy pakiety. Z domu wczasowego "Bryza" do naszego schroniska młodzieżowego były aż dwa / trzy kroki. Świetni, mili i uprzejmi ludzie w biurze zawodów, wesoły org Czarek i reszta ekipy KS Uznam i wolontariusze. Gdy poszliśmy w kierunku naszego pokoju, okazalo się, że reszta ekipy już jest.... Ale jakiej ekipy?! Przecież się nie znamy... No bo pomysł na udział w tym starcie wpadł mi tak późno, że było trzeba się przespać z kimkolwiek, byle taniej - jedna noc i tak poza noclegiem, jak się okazało niektórzy i na drugą nie wrócili z rowerów... No więc, Arek, Jan i Agata już byli... Przywitaliśmy się, poznaliśmy i pojechaliśmy na odprawę. Dwoma słowami: "stres urus". Nagle lunęło deszczem, start honorowy więc odpuściłem, ale odprawa dość ciekawa...dużo ważnych rzeczy się dowiedziałem: np. nie sikać na punktach w krzakach bo będą karne minuty - są toalety. Pojechaliśmy do domu z Czesią, zjedliśmy uszykowany przez nią pyszny makaron i ja poszedłem spać, a ona pojechała z kolegą Wawrzynem do Trzebiatowa.
I oto nadszedł moment by opisać ten docelowy dzień, to wydarzenie, które zaczęło się dla mnie o 8:50 w sobotę 29 lipca 2017 roku!
No ale najpierw wstałem.. szybka toaleta, szybkie jedzenie, wczoraj już wszystko przygotowałem, więc dzisiaj tylko się ubrać. Jadę na krótko, coś tam w przepaki wrzuciłem. Zarzuciłem przepaki na plecy i razem z Arkiem jedziemy na Prom Bielik! Na promie kolarze oczywiście, więcej Gryfusów, innych przyjemnych ludzi Gosia Tyburcy... Paulina Kusajda, Paweł Chajda i reszta zwariowanych ludzi...
Docieramy do naszego promu, idziemy montować GPSy, tam już czeka na mnie moja ekipa startowa, chwilę rozmawiamy....i nawet się nie zorientuję jak już zostały sekundy do startu! Masakra!
1) Start - PK1 Świerzno ~63km
Start o 8:50, chwilę przed zdjęcia i rozmowy, jest ciepło, jest jasno, trochę czasem coś z nieba kapnie na nos.. Są kibice, jest doping... Jest świetnie! Czuję się bardzo dobrze, jadę więc od startu mocno.. Wyprowadzam chłopaków z grupy ze Świnoujścia... GPS działa! Jest sukces... Po chwili słyszę z tyłu "wolniej", "weź odpuść bo się zajedziesz" albo inne "nie tak szybko".. Nauczony raczej do żwawych startów ruszyłem po prostu jak do każdego innego wyścigu. Przecież gdzie nie startuję - zawsze jadę wygrać.. Mimo tego, że tutaj startowałem z główną myślą - po prostu przejechać. Trasa ruchliwa, ale dobry i szeorki asfalt. Jedziemy równymi zmianami, startowałem z: Marianem Kołodziejskim, Mariuszem Staszakiem, Zbigniewem Kreftem, Szymonem Koziatkiem oraz Kubą Latajką. Na prawdę świetna ekipa, za którą jestem wdzięczny: Bogu / losowi / Czarkowi (nieprawdziwe skreślić). Tempo nie jest zabójcze, jest tak w ogóle bardzo spokojne. Tętno niskie, daję radę coś tam ponagrywać. Dojeżdżamy do pierwszego punktu, który z pośród wszystkich był chyba jedynym "polowym". Nie było sensu robić większego skoro to taki wczesny kilometr. Szybkie pieczątki, mili ludzie, dobre wafelki, banany i inne... Śmigamy po chwili dalej..
2) Świerzno - PK2 Ustronie Morskie ~ 126km
Po drodze do kolejnego punktu zlewa nas deszcz, ale szybko w słońcu i ciepełku oraz wietrze schniemy. W Trzebiatowie przemiła niespodziewanka w postaci Czesi dopingującej z całego serca / z całym sercem :) Robi się przeogromnie miło, bo fajnie jest widzieć, że ktoś ci kibicuje i że masz na kogo liczyć na trasie w razie czego. Czesia zrobiła zdjęcia wszystkim, więc stała tam dobre dwie godziny. Do Ustronia Morskiego wjeżdżamy czym prędzej do "Skansenu Chleba" gdzie miała czekać na nas pajda chleba - jak zakładałem ze smalcem... Nic jednak takiego, była buła w folii.. No niestety, ale ważne i to.. Wody nawet nie wlewam bo niedużo ubyło.. Rozsiadamy się i jemy.. Może tak trzeba sobie myślę, a skoro chłopaki nie jadą to ja sam sobie nie poradzę myślę sobie - i tak sobie jeszcze raz pomyślałem, że w sumie fajnie się jedzie, ale to dopiero niecałe 130km..
3) Ustronie Morskie - PK3 Bobolin ~ 186km
Nic ciekawego się nie dzieje, równe (nie-za-)mocne zmiany. Zbliżamy się i jeździmy drogą między Ustroniem, a Dąbkami i Darłowem czyli tam, gdzie spędzałem z rodzicami w mojej młodości wakacje nad morzem. Są jakieś hopki, zaczyna się robić ciepło... Szukamy gospody "Obora" gdzie czeka na nas makaron bolognese, woda z cytryną etc. szybka wizyta w toi-toiu i jedziemy dalej. Jedzenie na stojąco, wolę nie siadać póki nie jestem zmęczony za bardzo żeby nogi się nie odzwyczaiły.
4) Bobolin - PK4 Polanów ~ 243km
Spotykamy na punkcie w Bobolinie kolegę z Supermaratonów Henryka Bętlewskiego, który jedzie sobie kawałek z nami. Rozmawiamy, śmiejemy się...jest czas na wszystko. Tutaj zmienił się wiatr, do tej pory lecieliśmy praktycznie z wiatrem, a teraz w twarz bądź boczny niesprzyjający. Dojeżdżamy do Polanowa - punkt taki sobie, gdzieś tam w mieście rozstawiony namiot. Wlewam tylko wody, jem bułkę i tyle.. Po chwili ruszamy w dalszą drogę
5) Polanów - PK5 Szczecinek ~ 300km PRZEPAK 1
Co dalej? No dalej jedziemy, jest długi czas odcinek z kostki brukowej, pod górę nawet było... Wypadają mi z kieszonki moje okulary takie "na codzień".. na szczęscie nikt mi ich nie rozjechał, szybki nawrót i od tej pory pilnowałem bardziej. Wieje w twarz czy coś. Totalnie nie czuję uciekających kilometrów, bo po maratonie z PP w Świnoujściu na mecie po 350km czułem się zajechany tempem. Tutaj jest inaczej. Dojeżdżamy na przepak - te czekają już na nas przy wyjściu, szybko uzupełniam bidony izotonikami. Wypijam colę, biorę obiad w postaci ryżu i potrawki - przepyszne żarełko! Była jeszcze zupa i spaghetti. Pyszne! Mniami! Org Czarek osobiście nas przywitał, Był też Krzysiu Łańcucki, któremu się spieszyło już w dalszą drogę...My na spokojnie bez pospiechu za to.. zadzwoiłem do Czesi, wtedy mieliśmy jeszcze około 5 minut przewagi nad Arkiem Robakiem i Jerzym Pikułą... nasmarowałem łańcuch, zjadłem witaminy i magnez... Biorę kamizelkę z przepaka wiatrówkę i wkładam ją pod koszulkę bo jeszcze ciepło. Przemiłe panie obsługiwały ten punkt, jeden z najlepszych pod względem atmosfery. Pogadaliśmy chwilę i pojechaliśmy dalej.
6) Szczecinek - PK6 Mirosławiec ~ 373km
Zaczyna się powoli ściemniać. Czas powoli włączać lampki, tracimy prowadzenie powoli... Zbyt długo spędzamy czas na PK... Po drodze kibicuje nam kolega Szymona Koziatka ubrany w strój BBT1008km, rozmawiamy sobie o GPS i rozwiązaniach technicznych. Mijamy gdzieś tam Krzysia Łańcuckiego, na którego na punkcie czeka żona - pomagająca i obslkugująca nas z niezwykłą troską :) Dzięki! Bardzo miło się tam siedzi, ale czas ucieka! Meta czeka! Wyjeżdżając z miasta mamy jakiś doping od tutejszej młodzieży która pewnie szła gdzieś na jakieś balety jak normalni ludzie. Zakładam kamizelkę wiatrówkę - zaczyna się ściemnać i robi się chłodniej.
7) Mirosławiec - PK7 Choszczno ~433km
Zrobiło się już ciemno. Na punkt zjeżdżamy po 23. Przyznam szczerze, że nie pamiętam prawie totalnie nic z tego odcinka. Oprócz dobrego asfaltu z maratonu w Choszcznie. Na punkcie obsługa z maratonu z Supermaratonów... Jedziemy dalej aż do przepaka!
8) Choszczno - PK8 Myślibórz ~488km PRZEPAK 2
Jedziemy dalej w ciemności. Kuba gubi lampkę, druga mu nie świeci, moje są dobrze przywiązane i przeklejone taśmą izolacyjną więc nie ma szans by coś odpadło. Jedzie się fajnie, zero ruchu prawie, ciemność z tymi lampkami nie przeszkadza, drogi są spoko więc nie wpadamy w dziury żadne. Szymon Koziatek kieruje nas do Domu Harcerskiego gdzie znajduje się punkt. Pan Czarek - org - już tu jest. Dopinguje nas, znowu rozmawiamy :) Tutaj jakaś pieczeń i ziemniaczki w sosie z surówką oraz jakaś zupka. Wyciągam batoniki, kręcę filmiki, przebieram spodenki i...idę na chwilę dłużej do kibelka. Gdy wychodzę i dalej spokojnie łażę, okazuje się, że chłopaki sobie pojechali. Wybiegam czym prędzej po schodach z rowerem i biegnę do furtki....gdzie okazuje się, że widzę zbyt dobrze... mam na nosie nie te okulary co trzeba!!! tamte zostąły w środku więc wracam i po chwili gonię ich dobrych kilka chwil, na szczęscie jednak nie jechali jeszcze zbyt szybko. udało się też nie zgubić!
Nikt nie pytał "jak zawszE" czy wszyscy są,po prostu poszli i pojechali... Najadlem się stresu, ale wszystko było dalej pod kontrolą.
9) Myślibórz - PK9 Moryń ~543km
Tutaj Szymon Koziatek znowu popisuje się dobrą znajomością trasy - szacun dla Ciebie! Trasa ta mija bardzo szybko, punkt całkiem blisko od przepaka. Dojeżdżając dowiadujemy się "ciiiicho, Cieśla poszedł spać" - solista, który się trochę na początku zajechał. Punkt w urzędzie miasta czy coś, ciepła herbata, bułka,.... mam pełny brzuch, ale jestem głodny... nie mogę nic wcisnąc, ale i wycisnąć! Zaczyna mnie przymulać i zaczynam trochę pływać na rowerze. Bulka pyszna, PEPSI!!!!! ciasto!!!! Punkt na wypasie! Fajni ludzie... Wjechaliśmy tu około 3:40 rano... Nieźle się musieliśmy zastanawiać jednak. Dziury straszne w jednym momencie w lesie, totalnie gdzieś na zadupiach czegokolwiek droga... Nie jeden raz sprawdzaliśmy czy dobrze jedziemy,
10) Moryń - PK10 Szczecin Podjuchy ~610km
Wstaje słońce, robi się ciepło, zaczyna razić bo na nosie okulary z żółtymi szkłami ( na starcie i całą sobotę były chmury i niezbyt przejrzyście). Jedziemy już chyba tylko siłą woli. Kryzysu jako takiego nie mam, ale dalej nie mogę nic zjeść. Wciskam więc tylko w siebie coca-colę, którą miałem i wziąłem z przepaka w Myśliborzu. Była jak znalazł. Całkiem sporawy ruch drogowy w mieście. Nie jedzie się zbyt przyjemnie. Umawiamy się, że na metę jedziemy wspólnie, nikt nie ma atakować...bo i po co skoro tyle KM jechaliśmy razem..... Nasza grupa już wie że nie wygra, bo chłopaki Robak i Pikuła mają sporą przewagę...
11) Szczecin - PK11 Stępnica ~660km
Po drodze mija nas szalony Scenic z Czesią i kolegą Wawrzynem na pokładzie... Robią zdjęcia i kibicują :)
Ostatni punkt kontrolny, myślałem ze tylko będzie szybkie siku i pieczątki - i rura do mety... Się okazało, że wszyscy znowu się rozsiedli. Czesia z Wawrzynem na punkcie, rozmawiamy chwilę... Okazało się, że kolega jeden - Cezary Urzyczyn sobie pojechał.. Zanim się skapliśmy to on już byl kilka KM przed nami... Miał straty do nas 5 minut... Kuba zarządził pogoń, ja zaalarmowałem kolegów, ale usłyszałem "e tam", "jak jesteś mocny to jedź" - to pojechałem rrazem z Kubą latajką...
12) Stępnica - META Świnoujście 711km
Goniliśmy aż do samego Świnoujścia, ale niestety nie udało się nam dogonić.. Po drodze za Wolinem hopki nas znorały porządnie, istna masakra, jak niewielkie wzniosy robiły nam krzywdę.. gdzie normalnie się leci dużo dużo szybciej, a tutaj raptem po siedmiuset kilometrach ledwo się pod nie kręci. Nas za to dogonili Marian z Mariuszem i razem wjechaliśmy na metę gdzie czekała Czesia robiąc "lajfa" na "fejsie" :) Wreszcie mogłem się zatrzymać już na dobre! Wyłączyli nam GPSy i byliśmy wolni! Wolni od rowerów, od jazdy... Ale byliśmy w fazie, pełni adrenaliny i endorfin. Po chwili dojechali Zbyszek i Szymon trochę źli na nas, ale jak jeden uciekł i nadrobił jeszcze nad nami 3 minuty, no to mówiliśmy że gonimy!
Po mecie pojechaliśmy do pokoju, miałem zaburzone postrzeganie rzeczywistości, czasu i pory dnia.. Było dość wcześnie rano.. Poszliśmy więc później do McD, na plażę, na lody....na wszystko co dobre, niezdrowe i kaloryczne :) Później jeszcze raz udaliśmy się na metę by dopingować Gosię Kubicką, Jacka Ilmera, Marcina Trzaskę i wielu wielu innych.... Komary nas pogryzły wtedy! :) Było super!
Następnego dnia (poniedziałek) o godzinie 13:00 odbyło się uroczyste zakończenie maratonu. Wcześniej jednak poszliśmy do baru Pierożek gdzie było pyszne jedzenie w ramach uczestnictwa w maratonie. W ośrodku kultury w Świnoujściu wręczano puchary i nagrody. Tutaj wg. mnie jeden (niestety wielki) minus dla organizatora....za zamieszanie...
Na metę pierwszy wjechali Pikuła i Robak z idealnie tym samym czasem - drugi wjechał Cezary, a trzecia była nasza czteroosobowa grupka. Byliśmy pogodzeni więc, że mamy równo czwarte miejsce - bo tak się nagradza w przypadku dwóch pierwszych miejsc, że nie ma następnego - drugiego, a jest dopiero trzecie. Trzeci miał być Czarek. Tak wczoraj mówili nam na mecie. Na dekoracji okazało się, że dwóch pierwszych zostalo nagrodzonych, drugi puchar przypadł Czarkowi, a....... Kuba Latajka zdobył trzecie miejsce - bo mu najpierw wyłączyli GPSa, a nie wedle tego kto przyjechał - a z resztą przyjechaliśmy jak pierwsza dwójka - razem, wspólnie, po ponad 24h jazdy razem... A tymczasem nagradzają jednego z nas.... Nie chodzi o pucharek, poszedłem się zapytać jak to... No i po jakiś kilku chwilach ORG się zorientował... Przeprosił i powiedział, że coś nam dośle... Ciekawy jestem co, bo jedynym sprawiedliwym byłby puchar taki sam jak ma Kuba i poprawienie oficjalnych wyników. Po prostu zrobiło mi się smutno, że ktoś mnie pominął.. Tak o, po prostu..
Ale zmierzając już do końca::
PODSUMOWANIE :)
+
I) Ultramaraton na najwyższym poziomie. Fajnie, że mogli nas śledzic na stronie na żywo postronni kibice. Dobrze, że były takie świetne punkty żywieniowe i kontrolne. Szacun za jeszcze lepiej zorganizaowane przepaki! gdy my dojeżdżaliśmy one już na nas czekały. Fajna organizacja i trzydniowa impreza. Pyszne jedzenie, miła obsługa, Dobre asfalty.
II) Zadziałało wszystko! Przede wszystkim głowa - żadnych kryzysów, bez przerwy jedzenie. Nie chciałem zsiadać z roweru. Lampki ideolo, GPS w garminie czasem szwankował i wyłączał ślad, ten w telefonie pewnie spoko, ale bez okularów ledwo coś widziałem. Torby i sakiewki ideolo! Powerbanki wystarczyły, zostało w nich nawet sporo energii więc tym lepiej. kabelek do ładowania garmina idealnie zadziałał i się sprawdził
III) Forma jakaś była, taki wynik normalnie brałbym w ciemno przed startem, bo plany były około 26-28h...a tu wyszło dużo lepiej.
_
I) Wyniki! Smutno mi, że chociaż nas razem nie wyczytano skoro prrzyjechaliśmy razem. I że nie zadeklarowano się, że nam się te puchary przyśle albo poda przy okazji.
II) Zbyt długie nasze postoje. Zwycięzcy jechali wolniej od nas, ale na PK spędzili trochę ponad 1h, my za to prawie 2,5h... masakra!
III) Dupsko boli, wszystko boli... Trzeba poprawić mięśnie na plecach i brzuchu. Trzeba chyba też wziąć maść na tyłek i kupić szersze buty bo.....zaraz mi zejdzie paznokieć bo mi za bardzo ucisnęło...
To chyba tyle. Macie jakieś pytania? Dawajcie! Na pewno odpowiem :)
Normanie ten wynik brałbym w ciemno jeszzcze w piątek....dziś czuję niedosyt. Kwalifikacja a BBT 1008km 2018r jest! A teraz jak na debiut na ULTRA to chyba mogę uznać za udany... Spokojne tempo całą drogę, bez szarpania.. Chyba to polubiłem :)
Gratuluję Panu Czarkowi i klubowi KS Uznam za organizację tego wspaniałego wydarzenia. Polecam bardzo serdecznie - świetna atmosfera i dobra organizacja. Mały minus za te wyniki. Ale poza tym wszystko na prawdę na tip-top :)
cad: 81
temp.max: 31*C
temp.min: 14*C
Nie wiem czy o czymś zapomniałem, jakby co to dopiszę. Myśli ogrom, wspomnień sporo, wszystko super! :)
FILM Z MARATONU BĘDZIE NIEDŁUGO!!!!
Odbieramy pakiety:
Machamy kibicom w Trzebiatowie :**
Trzebiatów i Czesiowe zdjęcie :)
Medal za uczestnictwo :)
Na mecie byłem zmęczony....ale pospałem dopiero po kilku godzinach na plaży opalając się w pelnym słońcu. Nie czuję się jakoś strasznie zmęczony. Dziwne! Bolą mnie tylko nogi...
Kris Czesława i Wawrzyn czyli ekipa wesołego scenica :) w pokoju po dotarciu zaraz po mecie :)
No i w prezencie, od przyjaciół ze Szczecina dostałem koszulkę -- dziękuję :) Bez Was chyba bym nawet ttu nie startował :)
Z Mondziem na promie:))
I na koniec! Puchar za 3 miejsce: MÓJ, Kuby Latajki, Mariana Kołodziejskiego i Mariusza Staszaka! Należy się również przy całym tym zamieszaniu i wspólnej pracy oraz jeździe ponad 650km razem Szymonowi Koziatkowi i Zbigniewowi Kreftowi!