To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Ściganie z Interkolem - sprinty i ucieiczki...

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Jak tlenu, jak powietrza, jak pieniędzy, jak szczęścia - brakowało mi jazdy w grupie z Interkolem... To jest taki element całej tej zabawy, na który czekasz czekasz i czekasz, a gdy już nadejdzie ten właściwy moment chcesz się pokazać z jak najlepszej strony bo wiesz, że wszyscy patrzą.. :)

Od samego rana wczesna pobudka.. Zaplanowane już wczoraj śniadanie, jeszcze skibeczka chleba do kieszonki co by przed wjazdem na rynek coś zjeść porządniejszego bo od ponad godziny już będę na rowerze - a jakieś 2-3 po zjedzeniu śniadania, które było jednak całkiem obfite - 4 skibki chleba + duży jogurt z dosypką rodzynek i płatków..

Wyjechałem jeszcze przed 9:00 i kierowalem się w pięknym słońcu ku uciesze mojej osoby na Ostrów.. Spokojnie, jednak dość szybko bo z mocnym i lekko chłodnym wiatrem w plecy.. Na rynku już stali i czekali kompani dzisiejszej wyprawy.

Po kilku minutach ruszyliśmy z kopyta. Na początku tempo luźne i spokojne, wszystko grało jak w dobrej orkiestrze. Wszyscy współpracowali i prowadzili konwersacje na przeróżne tematy, niekoniecznie o rowerach.

Ustaliliśmy jeszcze ilość tablic zielonych, na których miała znajdować się każdorazowo meta ucieczek i sprintów.. Koźmin Wlkp. - Krotoszyn - Sulmierzyce - Odolanów... No to jazda, ciągniemy coraz mocniej i szybciej..

Pierwszy sprint na Koźmin Wlkp... Pozycja do sprintu jedna z lepszych, jadę w drugiej parze po zewnętrznej stronie.. Tablica jakieś 300m przed nami - wyskakuję co sił, przyspieszam, myślę że może zaraz wygram ale nogi nagle zaczynają młucić i staję przy 56kmh i więcej nie mogę - nie zrzuciłem na mniejsze zębatki z tyłu więc młynek potężny - kadencja coś kolo 130rpm. Wyprzedził mnie Michał, ktory znany jest u nas z dobrego i szybkiego nagłego finiszu.

Dalej chwila rozjazdu i kierunek Krotoszyn. Tutaj myśleliśmy razem z Błażejem o ucieczce.. Widzimy tablicę że do Krota jeszcze 15km i chcemy się szykować za 4-5km na ucieczke, a tu Wojciech "lance" Kokosiński przejeżdża obok peletonu z prędkością pod wiatr w granicach 50kmh, pierwszy skaczę mu na koło, ale po chwili znowu cały peleton dojechał. Później jeszcze kolejne ataki też kasowałem bo chciałem wygrać na Krotoszyn. Ucieczke odpuściłem - teraz już tylko sprint.. Swoją zmiane robię szybko, ustawiam się prawie na koncu peletonu co bylo blędem..
Do tablicy jakieś 500m.. Przebijam się do przodu, już widzę że Grzegorz zaczyna sprint, do niego dojeżdża Błażej, ja ze środku peletonu przebijam się mega dobrze na 3 pozycji dojeżdżam na tablice.. Ahh.. Gdybym tylko był wyżej w peletonie przy początku sprintu..

Dalej to już Krotoszyn, chwila przerwy na stacji i jedziemy w kierunku Sulmierzyc i Odolanowa... Droga do Sulmierzyc minęła bardzo szybko. Tutaj znowu Kokoś chciał zaskoczyć. Dwa razy siadłem mu na koło pierwszy i nie dałem uciec. Peleton już porwany, tempo dość mocne, jednak na około 700m do tablicy próbuję swojego szczęścia i atakuję, za mną siada na koło Błażej, wychodzi na zmianę po czym tablica już tuż tuż, ale moje nogi niczym jak z waty uginają się pode mną po kilkudziesięciu metrach i nie ma mozliwości przyspieszenia.. Na "metę" swoją, wjeżdżam jako 4...

Tutaj puszczam całkowicie korby, myślę że jak w Krotoszynie poczekamy za resztą maruderów, ale tutaj zdziwienie totalne.. Chłopaki sobie pojechali.. Pojechałem do Odolanowa, chwile przed wjazdem do miasta dałem się jeszcze dogonić grupce za mną po czym skręciłem na lewo na Łąkociny.

Jadąc samemu już utrzymywałem tempo 33-37km/h w zależności jak zawiało..

Jadąc już w kierunku na Krotoszyn pędziłem co sił bo zbliżała się przeogromna czarna chmura.. Dojeżdżając do domu zaczyna kropić - wszedłem i zaczęło lać.. Miałem farta :)

W domu czekała już na mnie moja ukochana Mażoretka z Trzebnicy :) Przygotowała pyszną lazanie i teraz nic jak jeść i palce lizać ;)

Dzisiejszy dzień, mimo że się jeszcze nie skonczył - uważam za mega udany.
Forma jakaś tam jest, Kokosiowi żem nierówny ale jestem w stanie powalczyć, trzeba tylko spiąć tyłek i nie zamęczyć się bo teraz w sierpniu czekają mnie co weekend wyścigi...

cad: 87
przewyższenia: 324m

Iglica przed Halą Stulecia we Wro:


Nie ukrywam, że po wczorajszych imprezach we Wrocławiu wymagała dzisiejsza jazda większego nakładu sil ;)
Po 4 dopiero wracaliśmy, przed 5 rano spać :)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Czasem trzeba zwolnić...

Wtorek, 6 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Siedzisz osiem godzin w pracy. Księgujesz faktury, przewracasz papiery, klikasz non stop w kalkulator, zszywasz - rozszywasz, dziurkujesz, wklepujesz faktury do systemu, siedzisz, wstajesz, idziesz, wracasz, siadasz i siedzisz... i tak przez osiem godzin. Czasem myślę "to jest coś czego zawsze szukałem" - stała, pewna praca na miejscu 8h i nara.. Czasem jednak pojawia się myśl "cholera, wyrwij się stąd" przecież jestem pełen energii i chciałbym być w ciągłym ruchu..

Dwie sprzeczności, które walczą ze sobą :)

Jednak ta stała i pewna praca, trochę jednostajna praca...pozwala mi pewnie wyjść już przed 17:00 na rower.. Pozwala mi robić to co kocham, pozwala mi jeździć, ścigać się i rozwijać samego siebie w dziedzinie, która włada moim światem :)

A dzisiaj nadszedł piękny tydzień "regeneracyjny", w którym roweru jak na lekarstwo dodatkowo na zwolnionych obrotach...

Więc zaraz po pracy śmignąłem na rower w sumie pokręcić w rekreacyjnym tempie.
Cholernie się dłużyło, jazda nie sprawiała stuprocentowej przyjemności przez jakieś takie dziwne pstrykanie w ramie w okolicach suportu przy depnięciu..

cad: 87
przewyższenia: 154m

W całej okazalości :)


Ooooo, to znowu ja ?! :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Choć padało i było ślisko - Kris ruszył dupsko...

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Warto zacząć od małego zawodu jakim okazała się dzisiejsza jazda w grupie. Po prostu jej nie było.. A to wszystko przez bardzo zmienną i dynamiczną pogodę..

Jeszcze wczoraj nastawiłem budzik na 7:30 w celu wybrania się na ostrowski rynek żeby pojeździć ze znajomkami.. Wybiła planowana godzina, otwieram lewe oko, lewą ręką próbuję wyłączyć budzik, lewą nogą wstaję i... nie wierzę temu co widzę. W celu umocnienia wiary i polepszenia widzenia otwieram oko prawe - niestety nie zaskakuje mnie widok zbyt pozytywnie - błyskawice szaleją dookoła dodatkowo pogarszając odczucia pogodowe bo przecież z nieba jakby ktoś kurek z wanny odkręcił bo leje niemiłosiernie...

Tym razem już prawą ręką ustawiam budzik na 8:30 w celu odespania jeszcze godziny, z nadzieją na dynamiczną poprawę pogody którą ICM zapowiadał. Budzik dzwoni drugi raz oznajmiając czas ruszenia dupska z wyra co by zdążyć na 10:00 na ryneczek. Niestety pogoda nie uległa zmianie. Lekko zdegustowany, trzeci już raz nie włączając budzika przykrywam się kołdrą i zasypiam kolejny raz.

Budzę się wg. zegara biologicznego - czyli jak się w końcu wyspałem - przed 11:00. Prowadzę małe dochodzenie, chodzę po pokojach i z różnych perspektyw oceniam szansę wyjścia na rower. Decyzja zapada: jedziemy!

Czas więc przygotować sobie śniadanie, zjeść je i się ubrać, zalać bidony, zabrać kilka batoników i ruszyć do boju.. Mimo wielu chmur na niebie zaufałem pogodzie ICM że będzie z czasem coraz ładniej. Jednak w myślach pojawia się myśl: nie jedź, zmokniesz zaraz, patrz, tam na pewno pada deszcz!
Przez chwilę ta myśl przeważa i kładę się do łózka, by po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w wiatrak pomyśleć: noooo w morde jeża.. jedziesz! chcesz i musisz!

Pojechałem więc. Zaraz po wyjściu na dwór {ohh, szlachta ;-)} zaczyna padać.. Przejechałem 200m myślę wracaj, hamuję... Jadę dalej! Biję się z myślami aż do momentu kiedy pierwszy raz dzisiaj wychodzi mi na drodze słońce i ogrzewa swoimi promieniami! Do 10km ciągle padało, mała mżawka, delikatne krople, jednak dość irytujące.. Od tej chwili jestem z siebie dumny że pobiłem swoje myśli i stłumiłem powstanie złych idei pozostania w łóżku.

Jazda w sama sobie nie przyniosła wielu atrakcji, jedynie barddzo się zdziwiłem że po ostatnich dniach noga podawała sto razy lepiej niż wczoraj. Dokrętki na góreckach i po płaskim dały mi się we znaki, ale dojechałem zupełnie spokojny do domu.

Po drodze jednak zdarzyło się coś czego długo nie zapomnę! Teraz sobie przypominam! Jadę sobie spokojnie z Milicza na Krośnice a tu z naprzeciwka widzę auto jedzie sobie jakieś 60kmh całkiem spokojnie.. wyprzedza jakiegoś rowerzystę, po środku kałuża wody! rowerzysta omija kałużę, auto wpada w nią, co jak się okazało nie było samą kałużą tylko potężną wyrwą w asfalcie! kierowca ledwo hamuje, traci jednak panowanie nad autem i wpada do rowu! :o
Zatrzymują się jeszcze dwa auta, kierowca i pasażerka wysiadają sami z auta, poduchy wywaliły, nic im nie jest, nie chcą wezwania policji ani karetki... dla rozluźnienia atmosfery dałem myśl "ma pan jakąś linke ? pomogę wyciągnąć auto na rowerze" ;) złapali bakcyla, troche się pośmialiśmy mimo tragicznie wyglądającego wypadku, pojechałem dalej a oni z obcymi sobie ludź walczyli i wyciągali auto..

Dalej na szczęście już bez większych przygód, "spokojnie" dojechałem do domu :)

Jutro wolne :)

caD:88
przewyższnia: 697m

Najpierw KRIS :)


Później mokra, aczkolwiek piękna leśna dróżka:


A tu jeszcze starałem się zrobić fotkę jadąc na rowerze, wyszło co wyszło ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Korona Kocich Gór 2013

Sobota, 3 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Piekielny etap.. Moja ukochana trasa, moje ukochane górki, moje ukochane wsie i miasteczka..

Jednak dzisiaj założeniem była spokojna, aczkolwiek długa jazda. O ile na tych terenach da się spokojnie jechać to wszystko wyszło jak zaplanowałem :)

Wyruszyłem w trasę jeszcze przed 10 rano i wiedziałem, że czeka mnie mordercza walka z upałem, wiatrem i samym sobą.. Na początku bardzo spokojnie, w ogóle nie patrząc na średnią i czas jazdy, ale mając w głowie przeświadczenie, że żeby nie jechać zbyt długo potrzeba gdzieś do Zawonii wjechać ze średnią mniej więcej 32kmh. Wjechałem praktycznie 2 kmh wolniej. Totalnie sie tym nie przejmując wjechałem w "Kocie Góry" Trzebnicy :)

Tutaj zaczęło brakować już wody, a wiedziałem że kolejne 20km to totalne pustkowia i sklepu tutaj raczej nie uraczę. Wypite już praktycznie 3 bidony a tu ciągle mało! Chcę skręcać w stronę "Prababki" a tu widzę na ogrodzie jakaś przemiła pani lata z wężem ogrodowym i podlewa trawe i kwiatki.. Podjechałem, poprosiłem wody - dostałem minrelkę z lodówki + na własne życzenie opryskanie z węża...jednak po chwili już wyschnąłem.. :p Pogadałem sobie z nią chwile i poleciałem :) Z pewnością była to dla niej niecodzienna sytuacja :]]

Dalej to wjazd na Prababke, przejazd przez podjazd po bruku i niedługo później płyty betonowe, by znowu konczyła się woda - jadę dalej bo w myślach mój ulubiony sklepik rodem z PRLu. Tu jednak niemiłe zaskoczenie! Gość prowadzący sklep pojechał sobie na urlop. Jadę więc dalej, pół bidonu musi starczyć na około 20km do Trzebnicy. Podjechalem sobie na tamtejszy targ, dolałem wody i opryskałem sobie głowe i kark.. Niesamowite orzeźwienie i kierunek dom.

Jedzie się ciężko, topornie, nogi jak z waty. Wszystko staje się mega denerwujące - dupsko boli, stopy jakby napuchły i buty stały się za male i wszystko mnie bolało.. Jeszcze jeden przystanek po wodę w Miliczu i spokojnie do domu..

Dzisiejszy etap nieźle mnie wynorał.. Wejście w domu na wagę pokazało prawie 3 kg mniej niż przed wyjazdem - mimo picia wody... Trzeci raz z rzędu na rowerze, jutro czwarty.. Nogi już nie chcą kręcić, ale że to kocham to jadę ;) Miejscami może popadać co chyba nawet nie będzie przeszkadzać a nawet nieźle orzeźwi przy tych upalach..

cad: 85
przewyższenia: 1002m

Małe podsumowanie:
wypite: 8 bidonów 0,75l
zjedzone: 5 batoników + 0,5 drożdżówki
wylane: 2 bidony na głowe i kark
max temp: 43,7*C
min temp: 33,5*C

Prababka ciągle stoi :)


I kawalek nóżki..


Blisko a jednak daleko do Wrocławia!:)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

O tak dla siebie...

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Pierwsza jazda po powrocie z gór.. Ciężko było, wiało jakoś bardzo, ciągle w twarz [ :D ], noga nie kręciła jak myślalem że będzie..

Jednakże nie tyle co odpuszczam, co nie mam już w planach ważniejszych wyścigów w tym sezonie.. Niestety odpadło Road Trophy, ale to była świadomie podjęta decyzja i to dość trafna, z tego względu że forma nie pozwoliłaby walczyć o choćby powtórkę z Ustronia i całkiem dobrej jazdy.. No chyba że forma jeszcze wystrzeli :)

Dzisiaj jazda na Milickie górki, dwie moje ulubione rundki i kierunek dom. Nogi odczuły to nieźle po ostatnich 3 dniach laby.. :)

cad: 88
przewyższenia: 686m

Krowa z Karpacza :-)


Fotki z treningów w Zieleńcu :)


/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Training Camp Karpacz

Sobota, 27 lipca 2013 · Komentarze(1)
Piątek rano - wyjeżdżamy z Michałem w kierunku Karpacza na mały obóz kolarski.
W planach przejazd trasy Liczyrzepy i po południu wyjazd do Zieleńca żeby w sobotę jechać trasą maratonu mega i w niedziele także.. :)

No to pośmigaliśmy w Karpaczu. Było całkiem sympatycznie, jechaliśmy obok siebie większość dystansu sporo rozmawiając.. Na Przełęcz OKRAJ się pościgaliśmy na szczyt.. Było dobrze..

Po treningu poszliśmy na miasto do naleśnikarni na obiad + po chwili na dobre desery lodowe :]

Na głównej spotkana hostessa z Taurona, dostaliśmy z Michałem misia :]

cad: 86
przewyższenia 1231m
/1796231

Max %= 12%

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Coffee Ride Trzebnica :))

Środa, 24 lipca 2013 · Komentarze(0)
Planowany trening dzisiaj miał mieć mniej więcej 100km :)

Połączyć więc przyjemne z pożytecznym jest wspaniale więc śmignąłem na chwilę do Trzebnicy po buziaka, małą kawę i mini-snickersa :]

Później szybko ruszyłem na Krotoszyn i do domu zajechałem już po zachodzie słońca ;)

Po wyjeździe w góry, jakoś te nasze górki stają się wypierdkami, do objechania prawie 40kmh - więc ja pytam co to za górki :D

W piątek kolejny wyjazd w góry - najpierw do Karpacza, a wieczorem nocleg i dwa dni spędzone w Zieleńcu :) Razem z Michałem robimy sobie kolejne dni rowerowo-górskie :)

cad: 88
przewyższenia: 573m

"Robi się" dla mnie kawa mrożona z lodami i bitą śmietaną w przerwie na treningu :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Szklarska Poręba: Etap 3

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · Komentarze(0)
Training Camp Szklarska Poręba 2013 Specialized Allez Comp

Kolejny i ostatni dzień w górach. Serce ledwo biło, niewyspanie, zmęczenie i dało się odczuć to w rowerowej formie. Jednak dalej pojechałem na podjazd Szklarska - Jakuszyce.

Powrót do domku, pakowanie, wyjazd. Po drodze galeria w Jeleniej Górze {bidaaa!}, później Wrocław i tamtejsze Arkady.

Odwiezienie Ady do Trzebnicy, dojazd do domu, rozpakowanie, klapnięcie niezywym do łóżka spać!

Podsumowując wyjazd to było bosko. Przecudnie było pojeździć w górach, przecudnie było pochodzić po górach, przecudnie było odwiedzić Czechy.

cad: 81
przewyższenie: 1122

Panorama ze szczytu "Wysoki Kamień" 1058m npm


A tu już u siebie na nizinach... Na osiedlu wyrósł wielki zakaz... To tylko niech później się ludzie nie dziwią, czemu dzieci nie grają w piłkę, nie bawią się na świeżym potwietrzu i tylko żłopią piwsko i palą fajki...

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Szklarska Poręba: Etap 2

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(1)
Training Camp Szklarska Poręba 2013 Specialized Allez Comp

Buuuuuuuuuuuuuudzik! Godzina 8 rano. Ledwo udaje się zwlec z łóżka. W planach był wjazd na Okraj i po Czechach do domu. Jednak zweryfikowałem swoje plany na ten dzień. Zbyt dużo płaskiego w dojazdach skutecznie mnie odstraszyło.
Nie przyjechałem w góry jeździć po płaskim bądź po drodze 1-2%.

Plan więc taki: w te i we w tą - Szklarska Poręba = Harrachov.
Razem wyszło 6 podjazdów. Co tu dużo pisać. Dzisiaj już obyło się bez postojów, zdjęć i jazdy z kimkolwiek. Obiecałem dziewczynie, że tym razem się nie spóźnię i postarałem się dotrzymać słowa. Trasa bardzo prosta, do domu blisko i ciągle góra dół! Może nie jest to 7-10% ale starczy na ładne przekręcenie po górach i zrobienie fajnego przewyższenia.

Po powrocie do domu znowu szybki prysznic, obiad i kolejna wspinaczka z buta. Wejście na "Wysoki Kamień" w Szklarskiej. Podłoże nie dla moich adidasków z miekką podeszwą - odczułem każdy jeden kamień leżący na szlaku, a były ich tam miliardy.
Chwila na szczycie, w głowie ostatni etap TdF z ciężkim podjazdem na metę.
Schodzimy, w planie jazda do Czech w kierunku Nowego Mesta nad Smrkem.
Tam zrobiliśmy małe zakupy, wymieniliśmy w sklepiku PLNy na Korony i poszliśmy do restauracji. Tu ku mojemu zdziwieniu Tour de France ! Haha ! Zdążyłem na ostatnie 10km etapu. Do tego zjedliśmy sobie gorrrrący ser w panierce + frytki + warzywka + sok pomaranczowy..Po dzisiejszym górskim etapie wszamałem jeszcze deser lodowy i jedziemy do domu. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o trampolinę oraz "kolejkę" górską co nieźle zapierdala w dół :D

W Czechach kupiona obowiązkowo czekolada Studentska oraz piwko Złoty Bażant.

Poszliśmy spać koło 1-2 w nocy.

caD: 81
przewyższenia: 1641m

W restauracji w Czechach {na rogu na rynku w Nowe Mesto nad Smrkem} przy TdF:

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Szklarska Poręba: Etap 1

Piątek, 19 lipca 2013 · Komentarze(4)
Training Camp Szklarska Poręba 2013 Specialized Allez Comp

Do Szklarskiej Poręby zajechaliśmy w czwartek ok 23 po odwiedzinach Joty, która była nieźle zdziwiona razem z mężem naszymi odwiedzinami {Ja i Ada}. Chwila pogadanki, mały drink {dla niej} i ruszyliśmy dalej. Szybkie rozpakowanie się i obczajanie mieszkania i nie pozostało nic innego tylko iść spać.

Szybka pobudka już po 7:00. Łatwo ruszyć dupska na urlopie/"wakacjach" nie było no ale.. Chcę i potrzebuję tego jak tlenu. Wstaję więc, jem śniadanie, pakuję batoniki, zalewam bidony i ruszam. Piękna pogoda, piękniejsze widoki, najpiękniejsze góry. Najpierw czekał mnie zjazd do miasta, później płasko i zjazdy do samego Podgórzyna. Stamtąd można powiedzieć: SIĘ ZACZĘŁO!

Podjazd na Przełęcz Karkonoską przez Przesiekę. Najpierw dość "łatwo" te 4-5%, w miarę płynnie się jedzie. Nagle w Przesiece mijam stojącego przy mapie kolarza, kiwamy sobie cześć i jadę dalej. Po chwili słyszę całkiem mocne sapanie za sobą, troszeczkę zwalniam, widzę że to on. Zagaduje: Hi, do You speak english ?!.. Eeee.. Chwila konsternacji.. Yes yes, I can somethnig say..
I tak sobie jechałem z uwaga.. Francuzem :-) Ma żone Polkę z Zielonej Góry i przyjechali na wakacje. Pochodzi z miejscowości pod Mount Ventoux. Ma na imie Glen. Hmm.. To po chwili sobie myślę, że nie mam co z nim jechać bo pewnie góral wyśmienity. Mówił że chce jechać na Czechy.. No to go poprowadziłem przez najcięższy podjazd w Polsce - Przełęcz Karkonoską. Moje przypuszczenia okazały się błędne, na szczyt dojechałem ok 5-6 minut przed nim. Kadencja 45-50, niezłe przepychanie. Podjazd ciągle robi wrażenie.

Porobiliśmy sobie fotki i ruszyliśmy w kierunku Czech. Asfalt = bajka. Zero dziur, szeroko, do tego również spore pobocze. Po prostu to czego w Polsce na próżno szukać - a sam podjazd na Karkonoską mega dziurawy. Kiedyś zjeżdżając tam rozwaliłem sobie koło + złapałem gume po jednym z kraterów, zjeżdżając na zaciśniętych na maxa hamulcach lecąc i tak 50kmh.
Teraz jednak to był strzał w dziesiątkę. Ciągle rozmawiając z nowo poznanym kolegą Francuzem ruszyłem na Sprindleruv Mlyn i chcialem jechać od razu na Harrachov. Ale poleciałem za daleko na południe i dojechałem aż do Vrchlabi i dopiero tam w kierunki na granicę. Nadłożyłem gdzieś 20km, no ale ciul z tym ;-) Jechało się fajnie, przyjemnie, niestety tylko płasko trochę z jakimiś tam mini podjazdami - hopkami.

Dalej to podjazd do samej granicy w Jakuszycach, podjeżdżało się go dość topornie, ciągle wiał mocny wiatr w twarz co z 4-5% robiło mi 7-8% bez przerwy.

Następnie zjazd w kierunku Szklarskiej Poręby, podjazd prawie na Zakręt Śmierci i do domu :)

Tam czekała dziewczyna, która szczęśliwa nie była bo zapowiadałem 2-3h jazdy, a tu wyszlo prawie 4h :] Jednak jechało się tak zajebiście, że ani myślałem o jeszcze szybszym powrocie do domu.

Dalsza część dnia to szybki prysznic, obiad i kierunek KARPACZ - autem. W Karpaczu poszliśmy na wyciąg prowadzący do Kopy i na Śnieżkę już "z buta". Dalej zejście prawie 2h do miasta czerwonym szlakiem i z powrotem do domu.

I tu praktycznie koniec pierwszego dnia, dość napisać tylko jeszcze że spać to ja poszedłem gdzieś koło 2-3 nad ranem - a pobudka kolejna o 8 rano.

cad: 82
przewyższenia: 1804m

Pod Odrodzeniem:


Widoki z Odrodzenia:


Pod Odrdzeniem z kolegą z Francji:


Na jeziorze "Labska":


I jeszcze z tego dnia, spod Śnieżki:

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)