To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Kiedy halny spod samiuśkich Tater wieje.....

Niedziela, 8 września 2013 · Komentarze(1)
...dzieje się oj dzieje.

Cześć dzielny kolarzu! Wszedłeś tu z ciekawości aby poczytać jak to było gdy wiało i było pod górę ?! Czy może wiesz jak było, jechałeś z nami i tylko szukasz potwierdzenia jak zajebiście jechałeś dzisiejszy etap ?! Uważaj proszę, bo możesz poczuć się albo pominiety albo bardzo niedowartościowany.
Nieważne jednak co Tobą kieruje, że tutaj wchodzisz - przeczytaj wszystko od deski do deski, a i tak dojdziesz do wniosku że Interkol jest zajebisty.

Spóźnienie! O tak, dzisiaj rano zaspałem. Gdyby tak do pracy się spóźnić, ale na rynek w Ostrowie w niedzielę ?! NIGDY! Jak najszybsze szykowanie się, jakieś śniadanie, zapakowałem batony, zalałem bidony i wyruszyłem. Nic ciekawego prawda ?! Wyjazd dopiero po 9:00, na początku dość leniwie, ale później dujący halny spod samiuśkich tater dał mi się we znaki. Ukręciłem do ostrowa 31kmh.

Wjazd na rynek, a tu tylko albo aż prezes. Po chwili jednak zebrała się cała grupa ok 20 chłopa i polecieliśmy Bazylową trasę - czyli znowu wycieczka w nieznane.

Od samego początku każdy się wymigiwał od wejścia na prowadzenie. Sporo km pod wiatr. Nikt nie chciał, ja tym bardziej. Poleciałem pod wiatr 30km, w głowie ciągle myśli że nie wiem gdzie jestem i ile tak na prawdę pozostanie do przejechania w drodze do domu. Wielu pewnie pomyśli że po co kalkulować, jedzie się ile się da, ale nie nie.. Nie w tej części sezonu, nie w tym tempie i nie pod taki wiatr.

Wyjazd z Ostrowa, szachy jak na zawodach, a tu tylko wspólny trening. Pierwsza górka pod kościół w Kotłowie padła łupem Przema. Ja wjechałem w czubie, ale bez ścigania. Dalej niby na Ostrzeszów, ale jednak nie - skręcamy w lewo i każdy tylko patrzy się na Bazyla bo nikt nie wie gdzie jechać. Trasa rzeczywiście bardzo urokliwa - same garby, dziurska i piach, otwarta przestrzeń, pola i mega wmordewind. Przez Bazylowy kawałek mało się dzieje. Raz próbował uciekać Grześ, dołączylem do niego z Robertem i się skonczyło. Później sytuacja! Grześ schodzi ze zmiany, chcę go wpuścić a on nie chce wejść. To nie. Później podkręcają kompani tempo, ja jadę swoje robi się więc dziura, Grześ zdziwiony spawa - taka tam zabawa.

Po kreceniu się w nieznanym, które nie zapadło mi bardziej w pamięci lecimy w koncu na Mikstat. Wiele rantów uszczupliło nam peleton. Kilka osób zdążyło zostać już na wietrze, a tu w planie jedna - ale dość porządna górka pod Maszt w Mikstacie. Jedziemy dość spokojnie, no to zaatakuję - pomyślałem sobie.
Niestety peleton nie dał szans. Jednak gdy czub poleciał do przodu, ja zostałem ciutkę z tyłu i podjechałem z Bazylem i Maciejem.

Chwila przerwy w Mikstacie na rynku - uzupełniamy płyny, jemy batoniki i jedziemy dalej. Kierunek Antonin. Tempo solidne, z wiatrem w plecy, wjazd do miasta, nagle wszyscy zaczynają sprint, a ja zdziwiony pytam Bazyla co oni robią - a no tak....tablica :] Grześ gubi telefon, chwilę czekamy. Rozpadł się na kilka kawałków, ale wyświetlacz cały.

Kolejny odcinek to kilka kilometrów do ronda ostrzeszowskiego przejechane dość spokojnie. Skręt w kierunku na Czarnylas/Odolanów/Krotoszyn i atakuję. Robię to z pewną rezerwą, nie jadę w trupa. Do tablicy Odolanów jeszcze ok 8km. Niestety po równej pracy dochodzi mnie reszta po ok 2-3 km. Daje radę załapać się na koło, mimo tego że nikomu w myśli nie było żeby zwolnić. Po chwili odpoczynku próbuję swojej szansy po raz drugi. Dobija do mnie Przemo i staramy się jechac równo po zmianach. Niestety nikt znowu nie odpuścił jak tydzień temu siku.

Do Odolanowa więc dojeżdżamy całą grupą, ja niestety jadąc na tyłach grupy nie mam szans dobić się do sprintujących już. Dojeżdżam w środku. Pożegnanie i jedziem do domu. Tempo stałe, spokojne, na rozkręcenie nogi - 33kmh z wiaterkiem.

Wyjeżdżam z Sulmierzyc, widzę idącego kolarza. Złapał gumę. Oferuję pomoc, bo przecież mam zapas. Niestety dziurawy ten mój zapas. Pogadalismy, pojechałem.

Dojechałem do domu i pierwsze co zrobiłem to zjadłem obiad, wypiłem hipertonika, zjadlem garść tabsów które nic nie dają i włączyłem Vueltę.

A więc dzielny kolarzu, miło mi że doczytałeś całą notatkę do końca. Cieszę się, że zainteresowały cię moje słowa. To tylko dzisiejszy trening ubrany w słowa - oczami jednego człowieka. Nie spodziewać się proszę obiektywizmu. To subiektywna ocena. Nie ma innej możliwości, może ktoś widział to wszystko inaczej?!

caD:85
przewyższenia: 633m

Kolarska rodzina Interkolowa :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

XoXo! Potrzeba wynory ;]

Środa, 4 września 2013 · Komentarze(0)
Kolejny raz moja przecudowna rundka. Od dni kilku wieje u nas jak skurczybyk.
Niemiłosierne wiatry doprowadzają do szaleństwa, a tylko taki Mati z CCC może być szczęśliwy bo wtedy czuje się jak ryba w wodzie.

Moim akwenem są górecki za Miliczem / pod Trzebnicą! Zdecydowanie najlepsze treningi wychodzą tylko tam! No ew. Mikstat, ale to za daleko już.

Po pracy ogarnąłem Fejsika, dziś już bez rewelacji, ale i bez wczorajszego pospiechu, zjadłem obiad i ruszyłem na szosę.

Coś na tej trasie nie mogę rozwinąć jednak bardziej skrzydeł i polecieć lepiej niż 2:17 - 2:20. No trudno bardzo, jeszcze znowu korba zaczęła skrzypieć czy coś... Grrry.. Bidulka wiele ze mną przejechała, ale to już raczej jej ostatni sezon. :)

Jutro powtórka, piątek może serwis korby, sobota to w końcu plan odebrania dyplomu z uczelni - zakupy - i może mała kawa........ :)

Do jutra! ;)

cad: 90
przewyższenia: 467m

Ekipa z Zawonii :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Ściganie z Interkolem na 102! :)

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(0)
Dokładnie tak. Dzisiaj prawie, że od startu do mety ściganie :) Czyli to co tygryski lubą najbardziej :) A jeszcze jak noga dobrze kręci to już w ogóle wyśmienicie.
Jednak to małe sprawozdanie zacznę od początku - jak na wszystkie prawidła przystało:)

Budzik dzwoni. Zrywam się z łóżka. Za szybko, lekko zaczyna kołysać - chwila stabilizacji i już. Można iść. Nogi po wczorajszym wyścigu dobrze przepalone. Ani nie ciężkie, ani jakoś wybitnie zajechane... Takie w sam raz na dziś. Dłuższa chwila w toalecie, zaliczone syte śniadanie i ubieram się.. Ciepło - zimno... Zimno! Zdecydowanie nastała już jesienna aura z chłodnymi porankami i wieczorami.

Wyjeżdżam tuż przed 9:00. Biorę na trasę imbusy, przy wyjeździe z Kroto poprawiam trochę ustawienie siodła i od tej chwili jadę równym tempem prawie 40km/h z wPLECYwindem ;) Jest ok. Nogi kręcą. Postój na przystanku na sik-stop.
Drugi postój na stacji w Ostrowie już i dolanie bidonów, tam Astra Krotoszyn z mojego miasta popija kawkę przed meczem z klubem w Czekanowie. Dojeżdżam na rynek, zbiera się ekipa i wyruszamy na moją trasę w kierunku Krośnic, Milicza i Krotoszyna.

Na początku bardzo spokojnie i zachowawczo. Wieje całkiem porządnie, nie chcemy nikogo gubić na pierwszych kilometrach. Do ok 30km nuda na tyle, że średnie tętno było w granicach 130ud/min.. No po prostu nic się nie działo.

Widać Grzegorza {prezesa} też to zdenerwowało i postanowił skoczyć, za nim Robert z Raszkowa i jeszcze jeden kolega.. W peletonie idzie myśl "jadą do przodu na siku"... Ehe.. No to pojechali, staram się przez ok 3-4 km gonić samotnie dwóch śmiałków, ale raz się zbliżam, raz jestem coraz dalej.. Zawieszony między dwoma grupami.. Odwracam się, widzę że grupa prowadzona przez Bazyla mnie powoli dochodzi. Czekam więc i dołączam się do pogoni. Jest nas 5.
Ja, Bazyl, Mateusz i dwóch kolegów których imion nie spamiętałem. Po ostrym tempie Bazyla zostajemy w końcu we trzech. Ja jadę dość asekuracyjnie bo jeszcze nic nie jadłem i boję się że mnie zaraz odetnie, zgaśnie prąd, wywalą bezpieczniki, puszczą zwieracze... Dzięki Bazylowi i Matiemu dajemy radę złapać Grzesia i Roberta, którzy całkiem długo uciekali.. Po czym w końcu się wysikaliśmy. Zjadłem swoje dwa batoniki, dostałem trzeciego od Bazyla... Głód zniknął... Jedziemy więc dalej :)

Powoli sobie dojeżdżamy do Krośnic, zaczynają się pierwsze górki. Przy wyjeździe z miasta atakuje Mateusz, pierwszy zaczyna podjazd pod kościółek w Wierzchowicach. Najpierw myślę żeby za nim skoczyć od razu, po chwili jednak naszła mnie myśl żeby zaczął najbardziej stromy odcinek i dopiero wtedy da się gazu. Zaczyna podjazd z przewagą ok. 150m. Szybko topnieje, jestem na zmianie, ciągnę ok 33km/h i z łatwością doganiam i przeganiam uciekiniera. Nie odpuszczam jadę dalej, jednak po chwili na małym wypłaszczeniu skacze Bazyl. Tutaj dociąga nas Grzegorz i znowu spokojnie jedziemy dalej. Gdy wszystko się złączyło byliśmy już na wyplaszczeniu i niedaleko do tablicy Milicz.

Tutaj próbuję 2-krotnie odjechać, jednak za pierwszym razem atakując z tyłu, Grzegorz krzyczy że uciekam i szybka reakcja peletonu i znowu jedziemy razem, wszyscy się rozjeżdzają, na przodzie jakies 100m przed wszystkimi wyjeżdża Zbigi z Mateuszem i jadą.. Próbuję po raz drugi, obok Zbigiego przelatuję ok 45km/h jednak peleton jest całkiem blisko i na tablicy Milicz wygrał Grześ, ja dojechałm drugi...

Chwila postoju w sklepie i lecimy dalej. Ostatnie górki na drodze do Krotoszyna, na jednej z nich dla sprawdzenia nogi czy jeszcze kręci znośnie podkręcam tempo. Odpada ktoś tam. Jest ok.

Dojeżdżamy do Zdun. Tutaj znowu chcę zaatakować na Krotoszyn. Na czele Bazyl, po chwili na zmianę wychodzi Grzegorz. Chcę skoczyć już przy wjeździe na rynek, ale tu widzę że przed nami jedzie auto i nie ma co ryzykować na krętej trasie. Jednak gdy auto skreca w lewo, dokręcam na zjeździe, Grzegorz hamuje na zakręcie, ja znając tą trasę lecę co sił i uciekam. Nikt za mną nie skacze, robi się całkiem fajna przewaga. Lecę 40kmh. Jest trudno, ale zagryzam zęby. Niestety na ok 1km do tablicy po współpracy peletonu dochodzą mnie. Uciekałem jakieś 4km.. Po chwili wszyscy się rozjeżdżają, ja staram się skoczyć raz jeszcze, nie oglądając się za siebie lecę 45kmh na tablicę, jednak reszta znowu była za mną i w sumie rozprowadziłem ich na finisz, który wygrał Grześ.

Pożegnaliśmy się ładnie, oni polecieli na Ostrów a ja na obiad do domu ;)

Fajnie noga kręci, oby tak dalej i będzie tylko lepiej. Szkoda że wszystkie zaplanowane wyścigi to jedna wielka niewiadoma...
Jedzie ktoś do Rajczy ?! Ja chcę, proszę o kontakt :)

caD: 83
przewyższenia: 329m

Wczoraj, na starcie wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii :)


A tu jedziemy w naszym grupetto, druga grupa goni pierwszych..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Korona Kocich Gór 2013 - Zawonia - Wyścig

Sobota, 31 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Na ten start czekałem już od jakiegoś czasu "Korona Kocich Gór" - brzmi dumniie :) . Gdy tylko o nim słyszałem powiedziałem sobie "musisz tam być" - w końcu aż żal opuścić fajną imprezę przy ruchu zamkniętym tak blisko domu, bo raptem od Zawoni dzieli mnie tylko 50km.

Od rana pobudka tuż po 6:00. Mała toaleta, spakowałem się, rower na dach i jazda!
Droga przebiegła spokojnie i sprawnie, dojeżdżając na miejsce czuć już kolarską atmosferę... Jeżdżacy ciągle Mavic, balony CCC, auta profi grup, TVP, wielu fotoreporterów... Można się poczuć jak profi! :) Znajduję fajne miejsce parkingowe praktycznie zaraz przy starcie.
Wychodzę z auta a tu obok stoi Karol Adamowski z Whirlpoola.. W ogóle dużo ich tu jakoś ;) Koło nas parkują dziewczyny z drużyny Atom Dzierżoniów.. Fajnie się pogadało, pośmiało, zrobiło kilka wspólnych fotek i ten tego no... Jak to z dziewczynami ;)

Przebrałem się, wciągnąłem jeszcze batonika i razem z Karolem lecimy się trochę rozgrzać i rozkręcić nogę. Na start zajeżdzamy o 9:35.. Chwilę przed nami startują właśnie kobiety, a my amatorzy dopiero po nich jakoś o 10:00... Tak mi przyszło z Karolem że ustawiliśmy się w pierwszym rzędzie, obok mnie jeszcze wszedł Rafał Wiatrak, za mną sam Whirlpool i jeszcze Fiołkowicz ;)

3....2....1.....StArT!

Ruszam praktyznie jako pierwszy, prowadzę grupę przez pierwsze 500m może...dziwne że nikt mnie jeszcze nie wyprzedził...trochę zwolniłem, wszedłem w środek peletonu.. Niewątpliwie to był wielki błąd.. Co chwile słynne już polskie "kur*a jak jedziesz" "ja pierd*le nie hamujcie" "ku*wa jedziecie jak pi*dy" - oczywiście narzekali tylko ci z tyłu co to na zmianę nie wyjdą aby tylko narzekać i z tyłu się wieźć potrafią..

Ja spokojnie jadę mniej więcej na 30 pozycji... Na ok 10km katastrofa...Asfalt lekko chropowaty i są garby w asfalcie.. Jednego razu tak mnie podbiło że skoczyłem na siodle i tylko słyszałem jakby coś się łamało, siodło od tej chwili miałem w nienaturalnej pozycji, jednak się trzymało.. Przez to straciłem kilkanaście miejsc w peletonie...

Jazda na pierwsze hopki, droga coraz węższa...probuję przechodzić na czoło peletonu bo to ważne żeby nie stracić za dużo a tu....no dupa.. tempo wcale nie jest zabójcze, jednak nie daje się przecisnąć prawie z końca peletonu do czuba.. Droga jeszcze przed prababką hopka ok 6% sprawia, że do czuba tracę jakieś 200m.. Próbuję gonić pod Prababkę.. Zaginam się po prawej, jest coraz bliżej.. Jednak gdy doszedłem do grupy, znowu dalej nie da się przecisnąć bo wszyscy jadą albo slalomem albo całą szerokością drogi! masakra!
No ale niestety czoło peletonu już odjechało.. Zostaje więc praktycznie samotna pogoń po bruku.. tutaj idzie o dziwo całkiem sprawnie, lecę poboczem.. dojeżdżam odpadniętych od peletonu, zjeżdżam na środek bruku jednak peleton już jest jakieś 500m przede mną.. Dupa blada! Jestem na czubie mojej grupy, staram się gonić ale nikt nie daje zmian, dochodzimy Daniela Stajszyczka z Fiołki i Rafała Wiatraka, od tej chwili jedziemy jakieś tam zmiany ale już zdecydowanie za późno żeby dogonić peleton..

No to jedziemy w grupie ok 20 osób, z czego może 5-6 daje zmiany.. Jakoś tam dojeżdżamy drugie okrążenie do podjazdów, staram się odjchać na jednym z nich, ale niestety nikt za mną nie pojechał więc znowu w całej grupie pokonujemy podjazd w Radłowie Prababkę.. Mimo tylko 20 osób jest tam zbyt tłoczno, znowu jestem przyblokowany, ale jakoś udaje się dojść do ludzi z czoła grupy i tak do mety praktycznie dojeżdżamy razem.

Na 5km przed metą na zjeździe zmianę daje kolega Wołodźko z Eski Team Wrocław praktycznie do samej mety, tuż przed zaczynają się ataki, kasuję jeden z nich, a tu raptem ok 700m do mety.. Daje radę jeszcze wyjść z koła kompanom z drużyny felta i na metę wjeżdzam chyba 3 ze swojje grupy...

Wynik to jakieś 2:50 minuty straty do zwycięzcy, czyli odjechali nam na jakiś 2km.. Miejsce to 21/109 startujących... Szkoda że nie udało się załapać z główną grupą, brakuje treningów w grupie w tym roku, wyścigów typowych w których startuje cały peleton razem.. brakuje umiejętności zachowania się i odpowiedniego ustawienia.. Nogi raczej nie brakło, jechało się dobbrze.. Ba.. Nawet ledwo to w nogach odczułem.. Fajne ściganie! Na pewno wrócę tu za rok :)

Szkoda że nie udalo się wywalczyć czegoś więcej, rower wciąż brudny - do umycia ;)

Gratulacje dla Whirlpooli którzy zgarnęli calutkie podium.. Szacun Panowie! :)

Siodło i uchwyt na szczęście całe! Przekrzyywiło się aby jarzemko które trzyma siodło...śrube jak dokręcałem i poprawialem ustawienie siodła to była praktycznie odkręcona.. Dobrze że dojechałem do mety :)

cad: 88
przewyższenia: 400m

Atomówki z Dzierżoniowa i Ja oraz Karol :-)

{fot. greten}

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Pod Koronę Kocich Gór 2013 :)

Wtorek, 27 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
To co ostatnio tylko ciut wolniej... Jutro myślę dołożyć porządnie do pieca :)
Teraz góreczki - bo w sobotę w Zawonii wyścig Korona Kocich Gór :) Już się nie mogę doczekać :)

Do tego pierwszy trening od dawna na nowych/starych kółkach :] Jupi! Zupełnie inna jazda :D

Dzisiaj wolniej o 5 minut niż ostatnio.. Cel na jutro to pojechać szybciej niż 2h 17min :)

A teraz zasiadam z Kasztelanem Niepasteryzowanym, milką i paczką laysów paprykowych na mecz Legii w eliminacjach LM :)

I chyba zapuszczam grzywkę :D A co mi tam, tak mi się jakoś same włosy ułozyły dzisiaj dziwnie i nawet się spodobało ;)

cad: 90
przewyższenia: 468m

Z Amber Road - start honorowy, a ja znowu wcinam ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

TTT Amber Road 2013 - Interkolowo ;-)

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Zapiek na bezdechu, wmordewind i 93km!

Do Gostynia ruszyliśmy chwilę po 8:00 z Krotoszyna. Po odebraniu mnie i Patersona z domów obraliśmy kierunek zawodów. Droga minęła łatwo i szybko, przyjeżdżając na miejsce parkujemy w cieniu, rozkładamy się, niektórzy wyciągają trenażery. Stojąc i rozmawiając obieraliśmy każdy możliwy temat, włącznie z tematem prosto z Venus! ;) Ciekawe spostrzeżenia i dobre rady kolegów już żonatych na pewno przydadzą się w życiu... Alee.. To nie miejsce i czas na takie rozważania więc zamykamy temat i mając jeszcze jakieś 1,5h do startu zaczynamy się przebierać i zapinać numery na sztycach dodatkowo oglądając statki jakimi przyjechały na zawody niektóre drużyny... Chwilę przed startem jedziemy się rozgrzewać, ostatnie wizyty w ToiToi i można ruszać na start honorowy. Po drodze spotkanych mnóstwo znajomych, Vuki z BikeStats jako kamerzysta i fotoreporter, Drużynę Szpiku, Artura Kozala z FTI, kolegów z Gostynia od orgów, Musasziego "z fejsbuka" etc.etc :) Z każdym chwila pogadanki i można startować.

Start honorowy i całkiem błyskotliwy Musaszi prowadzący całą imprezę. Kilka uśmiechów do kamery i aparatu, startujemy :) Najpierw powoli przez miasto do miejsca startu ostrego pod bazyliką. 3...2...1... START! :)

Pierwszy na zmianę wychodzi Michał M., ja chwilę później po nim i znowu on, ale po jakiś kilkuset metrach ustawiamy się w naszym szyku. Za nami startuje FTI&Ludora; Team z Arturem Kozalem, Łukaszem Rakoczym na czele z trzema zawodnikami. Wiedziałem że pewnie nas dość szybko dogonią, ale żeby już po 7km ? No kpina!

Pierwsze kilometry sporo pod wiatr.. Jedzie się ciężko, ale równym tempem. Ja i Michał odwalamy kawał najcięższej roboty, do tego dochodzi jeszcze Robert oraz ciutkę słabsi Błażej i Paterson. Jedziemy jednak całą piątką i trzymamy się jak najdłużej razem... Gdzieś po 35km w końccu zmiana kierunku jazdy i zaczęło wiać w plecy. Na 40km mieliśmy średnią prędkość 37,8km/h! Czyli całkiem nieźle..

Zjadam już jednego żela, połykam batonika, ale wciąż mało! Czuję delikatny głodzik, ale nie chcę się też zapchać. Na ok 55km wymieniam bidon, który wiezie nam dzielny motocyklista.. Kilka łyków soku z gumi-jagód i jest ciutke lepiej ;)

Lecimy sobie spokojnie jak na wojnie, każdy daje dobre zmiany na tyle ile potrafi, za sobą kilka razy słyszę żeby nie przyspieszać, nie urywać, no ale to jazda na czas...fakt..druzynowa ;)

W 5-ciu jedziemy gdzieś do 75km chyba.. Ja sobie pożeram ostatniego żelka dzisiaj. Jedzie się wyśmienicie, tutaj jednak narzekać zaczyna Michał że zaczynają dobierac się do niego skurcze! O kurcze! Daje krótsze i ciut wolniejsze zmiany, odpoczywa chwilę.. Ja ciągnę ile sił w nogach, jednak pod wiatr idzie to po prostu topornie.. Jazda sprawia niemiłosierny wysiłek i ból w nogach.. Na około 15km przed metą mamy średnią 40,3kmh.. Jednak końcowa jazda to raczej włóczenie się pod wiatr prędkością 31-35km/h...

Jednak do Gostynia już blisko, każdy dokręca co sił w nogach, ostatnie zakręty i meta! :) Dojechaliśmy w czterech - Ja, Michał, Błażej i Robert :) Artur kilka minut po nas ;)

Z wyniku można być zadowolonym. Średnia prędkość bardzo zbliżona to zeszłorocznej. Miejsce ciut gorrsze, ale też więcej drużyn wystartowalo w tegorocznej edycji. Było ciężko, ale było po prostu przednio!

Forma ? Chyba idzie w dobrym kierunku :) Dzisiejsze zmiany przebiły wszystko, nie myślałem że będzie tak dobrze a tu proszę, dawałem radę długo ciągnąć z dobrą prędkością.. Nie ominąłem żadnej zmiany, nie skróciłem żadnej, ani chwili nie odpoczywałem, po prostu 93km przejechane na maXa! Także mogę być dobrej myśli, nie jest jeszcze ze mną najgorzej :) Może uda się powalczyć w sobotę w Zawonii :)

Organizacyjnie wszystko na 5-iątkę! :) Wszystko cacy, dobre zabezpieczenia trasy, świetna obsługa, dobra oprawa, piwko i kiełbaska po zawodach! Super!
Brawo dla Orgów! :) Fryga i spółka dali radę ;)

Oficjalnie 20 miejsce. Straty do Interkolu nr1 mieliśmy 10 minut. Nad Interkolem nr3 była 7 minutowa przerwa. Ogólnie występ przyzwoity..

cad:89
przewyższenia: 211m

Ocieram pot z twarzy Prezesa! Wazeliny nigdy za mało, a nóż pojadę za rok w pierwszym składzie :p


Jedziemy po 20/53 miejsce :) Od lewej Błażej, Robert, Michał i ja po prawej :)


Wykres endomodno:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Na pełnym obrotach - po kraksie trochę lepiej...

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Noga obolała, kości obolałe, głowa niespokojna, ale wsiadłem i pojechałem po kraksie z krwawiącą nogą wyścig od początku...

Po czterech dniach od tego zdarzenia, gdzie w myślach stałem już u bram św. Piotra, postanowiłem pojeździć na pełnych obrotach. Tym razem wyszedłem wyspany po całości, wypoczety, jednak dalej z rwącą raną na biodrze. Niestety do tej pory boli i przykleja się do każdego opatrunku co niestety wymaga niezłego zagryzania zębów przy odrywaniu.

Trasą dzisiaj miała być moja ulubiona Milicko-Krośnicka pętelka. Górska pętelka po trochu bo głównie o to chodziło aby się ciutke wynorać i sprawdzić czas z tymi z początku sezonu gdzie jako taka forma była nawet wysoka.

Jazda spokojna, bez dokręcania, równa i mocna.. Po drodze oczekiwałem autobusu z moją myszką, która dzielnie pocinała PKSem Wołów do mojej norki w Krotoszynie ;)
Godziny praktycznie zbieżne, dość często mijał mnie ten autobus i prawie zawsze w jednym czasie wjeżdżaliśmy do miasta.. Tym razem jednak on się spóźnił 10 minut i jechał jeszcze przez jakieś wiochy dookoła..

Ja dzisiaj też pobiłem samego siebie i pojechałem szybciej niż zwykle, na w miarę spokojnym tętnie.. Bez spiny, choć na koniec już trochę mocy na jeszcze denerwującym sfrezowanym asfalcie brakowało.. ;)

W niedzielę Amber Road z Interkolem {2gi sklad} - ojj będzie się działo ;)
A za tydzień wyścig w Zawonii o Koronę Kocich Gór.. Tam się zadzieje jeszcze bardziej! :]

caD: 89
przewyższenia: 466

Kraksa:

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

ITT i kraksa z wozem transmisyjnym

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Kiedy dzień jest trudny na samym początku to może oznaczać tylko katastrofę całego zaplanowanego dnia, który niczym z góry określony plan miał być dniem przewidywalnym aż do przesady. Budzik nastawiony był dokładnie na 7:30 - i tu pierwsza sytuacja ponieważ "koło ucha lata mucha" - niestety nie była nią ponętna aktorka ani całkiem ładna MINISTRA... Była to bzycząca i denerwująca mucha - owad.
Po porannym ogarnięciu zjedzenie pełnej porcji śniadania przychodzi z wielkim trudem i nie należy to do najprzyjemniejszych czynności.. Nienawidzę jeść o tak wczesnej porze! Drugą sytuacją była dość nerwowa jazda w kierunku startu, którą urozmaicały traktory, kombajny i tir, który jechał wolno i nie dawał się długo wyprzedzić..

Jednak po dojeździe pod mikstacki maszt wszystko wydało mi się fraszką.. Wszystko zaczęło się wydawać znowu piękne i takie samo jak zawsze.
Przemili ludzie, przesympatyczni znajomi i wspierająca rodzina. Poszedłem odebrać numer startowy, uiścić stosowną opłatę i poszedłem się rozgrzać aby nie zatkać od razu organizmu wysiłkiem ponad wszelkimi progami.

Dzisiaj właśnie miał być ten dzień, w którym uwieczni się cała moja jazda. Tata kupił sobie nówkę sztukę kamerę FullHD i omówione mieliśmy proste sprawy: tata kieruje, Ada trzyma kamerę, wuja kibicuje, ale to wszystko odbywa się za mną..

3, 2, 1 start! Ruszam śmiało, mijam tatę, na liczniku bez większych problemów pokazuje się 53km/h i jedzie się dobrze. Patrzę co się dzieje, a tu tata zrównuje się ze mną, po chwili mnie wyprzedza.. Mówię sobie spoko, pojedzie do przodu.. poczeka, wyprzedzę go, i nagra się picuś glancuś.. A tu zdziwko, zakręt 90* i problem. Wyrzuca z niego bardzo, na drugą stronę szosy.. A mi kazano się zmieścić w tym samym pasie! O zgrozo.. W ogóle nie wiem co, ale miałem skręcić nagle i bardzo gwałtownie bo........tata na tym zakręcie zwolnił prawie do zera, nie odbił na lewy pas jak nim jechał tylko ściął mi drogę..no to co?! No to JEBS!

Srrrruuu.. Odbiłem się o bok samochodu i sromotnie upadłem. W pierwszej chwili wstaję i chcę jechać dalej, zaciśnięty hamulec daje się szybko odblokoować, ale patrząc na wygiętą klamkę załamało mi się serce. Na szczęście nie ucierpało nic, klamka się naprostowała i lekko obdarła.. Wracam więc na start z mega szlifami na łydce, udzie i biodrze.. Startuję więc jako ostatni..

Tutaj już jazda bez przygód i fajerwerków.. Ciężko się jedzie, czuć nogę, czuć łokieć, czuć mega rozbicie i totalną niemoc.. Zupełne przeciwieństwo pierwszego startu - zakończonego po ok 600m, ale już na starcie jechałem 4km/h wolniej :(

Na końcu wyszedł więc nieciekawy czas, oficjalnie 26m 41s, ale nie usprawiedliwiam się kraksą.. Jest jak jest, nie dość że czasówka to nie moja mocna strona to rok temu był czas jakiś 2 minuty lepszy.. Może przez kraksę? Nie wiem, już się nie dowiem.. Buu! ;)

Żyję, jutro planuję rozkręcić nogę, pulsuje jak cholera, szczypie niemiłosiernie, ale twardym trzeba być i nie pękać ;)

caD:88
przewyższenia: 121m

Jadę jadę i widzę co się święci, mina już nietęga i przygotowuję się na najgorsze.. Odbijam się o samochód BOKIEM! co najprawdopodobniej jest najłaskawszym wyrokiem dzisiaj.. Nie chciałbym widzieć ani roweru, ani siebie po uderzeniu prosto w bok auta..


Auuuuuuuuuua! Dobrze że klamka uderzyła o trawę.. O asfalt mogłaby się rozsypać..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Powoli, niespokojnie i szybko..

Piątek, 16 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Cieszyć się nie ma z czego. Dzisiejsza jazda troszkę smutna i nerwowa.

Zaraz po wyjeździe nogi jakoś takie ciężkie i przymulone, nie chciały się w ogóle rozkręcić więc z tego powodu skręciłem dość szybko na Krotoszyn.

Dwa skoki po kilometrze prawie 40km/h dały do myślenia że idzie zbyt ciężko - odpuściłem.. Dojeżdżając do Chachalni i kierując się już prosto na Krotoszyn 3km postanowiłem zacisnąć zęby i jadąc średnio 45kmh zrobiłem sobie mini czasówkę.
Tętno skoczyło do niebagatelnych cyfr a płuca nie nadążaly wymieniać powietrza..

Oj ciężko będzie poprawić rezultat z przed roku.

Dodatkowo wnerwiła dzisiaj bezsensowna wycieczka do BIkeSerwisu w Kaliszu.
Parę dni temu telefon, że koła są już do odbioru.. Przyjeżdżam, oglądam koła i...
Tylne koło całkiem nowe w nowej wersji kolorystycznej i innej strukturze karbonu, a przednie zostało stare. Oba koła są bez zacisków, nie ma też karty gwarancyjnej i faktury. Noo i koła zostają odesłane z powrotem.. Wnerw totalny..

caD: 82

Kici Kici! :D

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Po legalny doping testosteronem...

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Od rana nieciekawe prognozy pogody na każdym z portali nie nastrajały pozytywnie na dzisiejszy trening. W międzyczasie siedząc w biurze i wpatrując się w okno zauważam deszcz co potwierdzają nawet sekretarki! - chwila załamki, ale dobrze wiem że dzisiaj mimo wszystko pojadę - mam do dostarczenia przesyłeczkę do Trzebnicy ;)

Przepełniony radością wychodzę z pracy w pełnym słońcu, wsiadam na mojego miejsko - górskiego pomykacza i zasuwam w kierunku domowego zacisza. Chwilę jadę nawet "śmieszką rowerową" ale po chwili widzę niedużo szybciej jadące ode mnie ciężarówki... No to hop przez krawężnik, dokręcam co sił, łapię wiatr i 1/2 drogi do domu mija w tempie ekspresowym za jakimś vanem.

Szybki obiad, szybkie przebieranki, szybkie picie, szybkie życie, szybka śmierć... tfuu.. się zapędziłem ;)

Wyszedłem z szosą na szosę jeszcze przed 17:00 i obrałem kierunek południowy za cel mając dostarczenie tulipanka rafaello do mojej lubej, bo dzisiaj mamy małe wielkie święto rocznicę miesięcznicę.

Średnio denerwujący wiatr twarzowo-boczny utrudniał zadanie jak najszybciej znalezienia się na miejscu. Zakładana godzina przyjazdu była tak dokładna niczym w PKP. 18:30 wciąż widniało w mojej głowie jako możliwa do wykręcenia godzina. Jednak przedłużył się postój na jednym sik-stopie i Krisowa Lokomotywa dojechała o 18:33 pod sam dom. Chwila konsternacji, nikt nie otwiera, dzwonię na tel i jest reakcja! Akcja reakcja konsternacja... I co ja robię tu ?! ;)

Spędzone 15 minut razem, w międzyczasie wypita lodowa kawa, specjał przyrządzany wyśmienicie przez jej male rączki.. Małe naładowanie testosteronem na pożegnanie i się nie obejrzałem byłem w domu.

Po drodze kolejny sik-stop w celu ulżenia podjeżdżania wszystkich hopek i zrzucenie niepotrzebnego balastu. Z chwili na chwilę, z minuty na minutę, z obrotu koła na obrót koła robi się coraz chłodniej. Wieje na szczęście w plecy, termometr wskazuje ledwo 14,7*C więc w krótkim stroju robi się niekomfortowo..

Słońce zachodzi, Kriso z roweru schodzi i do mieszkania wchodzi! Idealnie w moment zrobiło się jeszcze zimniej i jeszcze ciemniej. Ma się to wyczucie, jest się zajebistym a co! ;)

Jedyne co nurtuje mnie i nie daje spać po nocy ani w pracy to niemożność określenia miejsca w jakim znajduje się moja forma.. Czy to już super mega giga HIper forma, czy jest w czarnej dupie u murzyna po czarnej kawie.. Trudno stwierdzić gdzie wlazła.. Czuję się co najmniej średnio na rowerze..

caD: 90
przewyzszenia: 575

W takich okolicznościach już udało się wrócić :)


Nie mogłem się nie pochwalić swoim MINI wycieńczonym ołówki po prawie 9 miesiącach pracy.. Nowy już czeka "firmowy" ;)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)