Kiedy halny spod samiuśkich Tater wieje.....
Niedziela, 8 września 2013
· Komentarze(1)
Kategoria 150km i więcej, Interkol, Ze zdjęciami
...dzieje się oj dzieje.
Cześć dzielny kolarzu! Wszedłeś tu z ciekawości aby poczytać jak to było gdy wiało i było pod górę ?! Czy może wiesz jak było, jechałeś z nami i tylko szukasz potwierdzenia jak zajebiście jechałeś dzisiejszy etap ?! Uważaj proszę, bo możesz poczuć się albo pominiety albo bardzo niedowartościowany.
Nieważne jednak co Tobą kieruje, że tutaj wchodzisz - przeczytaj wszystko od deski do deski, a i tak dojdziesz do wniosku że Interkol jest zajebisty.
Spóźnienie! O tak, dzisiaj rano zaspałem. Gdyby tak do pracy się spóźnić, ale na rynek w Ostrowie w niedzielę ?! NIGDY! Jak najszybsze szykowanie się, jakieś śniadanie, zapakowałem batony, zalałem bidony i wyruszyłem. Nic ciekawego prawda ?! Wyjazd dopiero po 9:00, na początku dość leniwie, ale później dujący halny spod samiuśkich tater dał mi się we znaki. Ukręciłem do ostrowa 31kmh.
Wjazd na rynek, a tu tylko albo aż prezes. Po chwili jednak zebrała się cała grupa ok 20 chłopa i polecieliśmy Bazylową trasę - czyli znowu wycieczka w nieznane.
Od samego początku każdy się wymigiwał od wejścia na prowadzenie. Sporo km pod wiatr. Nikt nie chciał, ja tym bardziej. Poleciałem pod wiatr 30km, w głowie ciągle myśli że nie wiem gdzie jestem i ile tak na prawdę pozostanie do przejechania w drodze do domu. Wielu pewnie pomyśli że po co kalkulować, jedzie się ile się da, ale nie nie.. Nie w tej części sezonu, nie w tym tempie i nie pod taki wiatr.
Wyjazd z Ostrowa, szachy jak na zawodach, a tu tylko wspólny trening. Pierwsza górka pod kościół w Kotłowie padła łupem Przema. Ja wjechałem w czubie, ale bez ścigania. Dalej niby na Ostrzeszów, ale jednak nie - skręcamy w lewo i każdy tylko patrzy się na Bazyla bo nikt nie wie gdzie jechać. Trasa rzeczywiście bardzo urokliwa - same garby, dziurska i piach, otwarta przestrzeń, pola i mega wmordewind. Przez Bazylowy kawałek mało się dzieje. Raz próbował uciekać Grześ, dołączylem do niego z Robertem i się skonczyło. Później sytuacja! Grześ schodzi ze zmiany, chcę go wpuścić a on nie chce wejść. To nie. Później podkręcają kompani tempo, ja jadę swoje robi się więc dziura, Grześ zdziwiony spawa - taka tam zabawa.
Po kreceniu się w nieznanym, które nie zapadło mi bardziej w pamięci lecimy w koncu na Mikstat. Wiele rantów uszczupliło nam peleton. Kilka osób zdążyło zostać już na wietrze, a tu w planie jedna - ale dość porządna górka pod Maszt w Mikstacie. Jedziemy dość spokojnie, no to zaatakuję - pomyślałem sobie.
Niestety peleton nie dał szans. Jednak gdy czub poleciał do przodu, ja zostałem ciutkę z tyłu i podjechałem z Bazylem i Maciejem.
Chwila przerwy w Mikstacie na rynku - uzupełniamy płyny, jemy batoniki i jedziemy dalej. Kierunek Antonin. Tempo solidne, z wiatrem w plecy, wjazd do miasta, nagle wszyscy zaczynają sprint, a ja zdziwiony pytam Bazyla co oni robią - a no tak....tablica :] Grześ gubi telefon, chwilę czekamy. Rozpadł się na kilka kawałków, ale wyświetlacz cały.
Kolejny odcinek to kilka kilometrów do ronda ostrzeszowskiego przejechane dość spokojnie. Skręt w kierunku na Czarnylas/Odolanów/Krotoszyn i atakuję. Robię to z pewną rezerwą, nie jadę w trupa. Do tablicy Odolanów jeszcze ok 8km. Niestety po równej pracy dochodzi mnie reszta po ok 2-3 km. Daje radę załapać się na koło, mimo tego że nikomu w myśli nie było żeby zwolnić. Po chwili odpoczynku próbuję swojej szansy po raz drugi. Dobija do mnie Przemo i staramy się jechac równo po zmianach. Niestety nikt znowu nie odpuścił jak tydzień temu siku.
Do Odolanowa więc dojeżdżamy całą grupą, ja niestety jadąc na tyłach grupy nie mam szans dobić się do sprintujących już. Dojeżdżam w środku. Pożegnanie i jedziem do domu. Tempo stałe, spokojne, na rozkręcenie nogi - 33kmh z wiaterkiem.
Wyjeżdżam z Sulmierzyc, widzę idącego kolarza. Złapał gumę. Oferuję pomoc, bo przecież mam zapas. Niestety dziurawy ten mój zapas. Pogadalismy, pojechałem.
Dojechałem do domu i pierwsze co zrobiłem to zjadłem obiad, wypiłem hipertonika, zjadlem garść tabsów które nic nie dają i włączyłem Vueltę.
A więc dzielny kolarzu, miło mi że doczytałeś całą notatkę do końca. Cieszę się, że zainteresowały cię moje słowa. To tylko dzisiejszy trening ubrany w słowa - oczami jednego człowieka. Nie spodziewać się proszę obiektywizmu. To subiektywna ocena. Nie ma innej możliwości, może ktoś widział to wszystko inaczej?!
caD:85
przewyższenia: 633m
Kolarska rodzina Interkolowa :)
Cześć dzielny kolarzu! Wszedłeś tu z ciekawości aby poczytać jak to było gdy wiało i było pod górę ?! Czy może wiesz jak było, jechałeś z nami i tylko szukasz potwierdzenia jak zajebiście jechałeś dzisiejszy etap ?! Uważaj proszę, bo możesz poczuć się albo pominiety albo bardzo niedowartościowany.
Nieważne jednak co Tobą kieruje, że tutaj wchodzisz - przeczytaj wszystko od deski do deski, a i tak dojdziesz do wniosku że Interkol jest zajebisty.
Spóźnienie! O tak, dzisiaj rano zaspałem. Gdyby tak do pracy się spóźnić, ale na rynek w Ostrowie w niedzielę ?! NIGDY! Jak najszybsze szykowanie się, jakieś śniadanie, zapakowałem batony, zalałem bidony i wyruszyłem. Nic ciekawego prawda ?! Wyjazd dopiero po 9:00, na początku dość leniwie, ale później dujący halny spod samiuśkich tater dał mi się we znaki. Ukręciłem do ostrowa 31kmh.
Wjazd na rynek, a tu tylko albo aż prezes. Po chwili jednak zebrała się cała grupa ok 20 chłopa i polecieliśmy Bazylową trasę - czyli znowu wycieczka w nieznane.
Od samego początku każdy się wymigiwał od wejścia na prowadzenie. Sporo km pod wiatr. Nikt nie chciał, ja tym bardziej. Poleciałem pod wiatr 30km, w głowie ciągle myśli że nie wiem gdzie jestem i ile tak na prawdę pozostanie do przejechania w drodze do domu. Wielu pewnie pomyśli że po co kalkulować, jedzie się ile się da, ale nie nie.. Nie w tej części sezonu, nie w tym tempie i nie pod taki wiatr.
Wyjazd z Ostrowa, szachy jak na zawodach, a tu tylko wspólny trening. Pierwsza górka pod kościół w Kotłowie padła łupem Przema. Ja wjechałem w czubie, ale bez ścigania. Dalej niby na Ostrzeszów, ale jednak nie - skręcamy w lewo i każdy tylko patrzy się na Bazyla bo nikt nie wie gdzie jechać. Trasa rzeczywiście bardzo urokliwa - same garby, dziurska i piach, otwarta przestrzeń, pola i mega wmordewind. Przez Bazylowy kawałek mało się dzieje. Raz próbował uciekać Grześ, dołączylem do niego z Robertem i się skonczyło. Później sytuacja! Grześ schodzi ze zmiany, chcę go wpuścić a on nie chce wejść. To nie. Później podkręcają kompani tempo, ja jadę swoje robi się więc dziura, Grześ zdziwiony spawa - taka tam zabawa.
Po kreceniu się w nieznanym, które nie zapadło mi bardziej w pamięci lecimy w koncu na Mikstat. Wiele rantów uszczupliło nam peleton. Kilka osób zdążyło zostać już na wietrze, a tu w planie jedna - ale dość porządna górka pod Maszt w Mikstacie. Jedziemy dość spokojnie, no to zaatakuję - pomyślałem sobie.
Niestety peleton nie dał szans. Jednak gdy czub poleciał do przodu, ja zostałem ciutkę z tyłu i podjechałem z Bazylem i Maciejem.
Chwila przerwy w Mikstacie na rynku - uzupełniamy płyny, jemy batoniki i jedziemy dalej. Kierunek Antonin. Tempo solidne, z wiatrem w plecy, wjazd do miasta, nagle wszyscy zaczynają sprint, a ja zdziwiony pytam Bazyla co oni robią - a no tak....tablica :] Grześ gubi telefon, chwilę czekamy. Rozpadł się na kilka kawałków, ale wyświetlacz cały.
Kolejny odcinek to kilka kilometrów do ronda ostrzeszowskiego przejechane dość spokojnie. Skręt w kierunku na Czarnylas/Odolanów/Krotoszyn i atakuję. Robię to z pewną rezerwą, nie jadę w trupa. Do tablicy Odolanów jeszcze ok 8km. Niestety po równej pracy dochodzi mnie reszta po ok 2-3 km. Daje radę załapać się na koło, mimo tego że nikomu w myśli nie było żeby zwolnić. Po chwili odpoczynku próbuję swojej szansy po raz drugi. Dobija do mnie Przemo i staramy się jechac równo po zmianach. Niestety nikt znowu nie odpuścił jak tydzień temu siku.
Do Odolanowa więc dojeżdżamy całą grupą, ja niestety jadąc na tyłach grupy nie mam szans dobić się do sprintujących już. Dojeżdżam w środku. Pożegnanie i jedziem do domu. Tempo stałe, spokojne, na rozkręcenie nogi - 33kmh z wiaterkiem.
Wyjeżdżam z Sulmierzyc, widzę idącego kolarza. Złapał gumę. Oferuję pomoc, bo przecież mam zapas. Niestety dziurawy ten mój zapas. Pogadalismy, pojechałem.
Dojechałem do domu i pierwsze co zrobiłem to zjadłem obiad, wypiłem hipertonika, zjadlem garść tabsów które nic nie dają i włączyłem Vueltę.
A więc dzielny kolarzu, miło mi że doczytałeś całą notatkę do końca. Cieszę się, że zainteresowały cię moje słowa. To tylko dzisiejszy trening ubrany w słowa - oczami jednego człowieka. Nie spodziewać się proszę obiektywizmu. To subiektywna ocena. Nie ma innej możliwości, może ktoś widział to wszystko inaczej?!
caD:85
przewyższenia: 633m
Kolarska rodzina Interkolowa :)