To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Klasyk Annogórski - Wyścig w Leśnicy Road Maraton

Sobota, 6 maja 2017 · Komentarze(0)
Od początku wiedziałem, że dzisiejszy dzień będzie tym z trudniejszych, a wyścig należeć będzie do jednych z tych bardziej wymagających. Wybieramy się z samego rana z Grzesiem w kierunku Leśnicy... Droga coś nam poszła krótko mówiąc "ciekawie". Pozwiedzaliśmy to i owo....choć nieplanowanie... GPS tak nas dziwnie prowadził, że w pewnej chwili dojechaliśmy do drogi z zakazem wjazdu gdzie pod spodem wisiała tabliczka "nie dotyczy pojazdów rolniczych". Jakby się uprzeć to myślę, że MONDEO można do ciągników i "wielkich krów" podciągnąć :) Po różnych przebojach dotarliśmy na parking koło rynku. Tam już impreza na całego, poszliśmy odebrać swoje pakiety startowe - hehe, numer na kierownicę i trzy żelki...

Ruszyliśmy na małą rozgrzewkę i wróciliśmy na start. Tutaj się ustawiliśmy w sektorach....i dowiedzieliśmy się że ze względu na nasze bezpieczeństwo... policja wstrzymuje start wyścigu... opóźnienia było jakieś pół godziny, a z nieba kapał deszczyk, było zimno i wiało... Ogólnie nastroje nie były zbyt pozytywne... No ale, po różnych tłumaczeniach ruszyliśmy...

Najpierw za samochodem Wieśka... którego wyprzedzać nie wolno...ale też nie idzie bo gość daje nieźle w palnik.... rozgrzewka była ale prawie godzinę przed startem i wszyscy byli wychłodzeni oczekiwaniem na start... Ja ruszyłem dość żwawo stojąc na samym początku sektora.. Walka o pozycje nie należała do najtrudniejszych bo i tempo nie było zabójcze... Wiedzac jednak co się niedługo święci, mając też w głowie chęć po prostu ukończenia wyścigu (rok i dwa lata temu dwie gumy!!!) i zrobienia dobrego treningu: wyszedłem na czoło grupy, odjechałem nawet na kilkaset metrów......i będą fajne fotki jeśli fotograf robił zdjęcia... bo to w końcu była próba pierwszej ucieczki xD Po chwili dojechał do mnie jakiś iksiński i zawołał, że uciekamy razem... ehe..pod wiatr i pod górę koło autostrady...

Peleton raczej nie odpuścił i skasował nas po kilku chwilach. Wróciłem grzecznie do peletonu i przejechałem podjazd pod kościół w grupie. Zjazd był trochę nerwowy, znalazłem się na tyłach grupy.. Ale dojechałem i zaczynaliśmy na dole drugie kółko.. Niedługo po nawrotce było pierwsze, słynne Alpenstrasse....no... i tu jakby mi nogi i głowa powiedziały "dość" - dzisiaj dalej nie pojedziesz... no jakaś blokada mi się włączyła i jakieś nieświeże nogi.. Albo po prostu brak odpowiednich treningów siły czy coś.. Chyba - tfu, na pewno trzeba potrenować górki!!! Po sztajfie widziałem grupę najpierw 50, później 100.... i jeszcze jakieś 200m przede mną.. ale odjechali.. w siną dal.. w pizdu.. no, i od teraz mogłem sobie jechać treningowo i przyjemnie..

Dojechała do mnie grupka maruderów... i sam stałem się maruderem.. przez spikera nazywani "dużą drugą grupą" przy przejeździe na szczycie... Hehe.. Nasze tempo dalekie było od najszybszych.. Ale były w miarę równe i mocne zmiany.. To było dzisiaj wszystko na co mnie było stać... I teraz nie wiem czy "bo góry", czy raczej "bo interwały"... czy troche jedno trochę drugie.. Ale to nie był mój dzień... do zwycięzcy strata 13 minut..wynikowa klapa, ale bez większej spiny.. W końcu Road Maraton to jeden z najmocniej obsadzanych cykli w Polsce :) Jest dużo do poprawienia... No chyba, że się przestawiłem bardziej już na bycie maratończykiem: gigi, ultry.. i te sprawy.. A ciul wie, idę zjeść czekoladę! Mogę nawet cztery! :) Jutro znowu jakiś trening.. :)

Najpierw padało, później wyszło słonce. Jechało się całkiem ok, ale nie ma formy do jazdy z najlepszymi. Za mało też miałem do jedzenia. Chłopaki z Interkolu: Grześ 4 minuty za mną a Kubuś 11 minut za mną. Ogólnie ok! :)

OPEN: 83/~230
Kat.A: 32/47

cad: 85

Nasza ekipa jeszcze przed startem :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Święto Flagi :)

Wtorek, 2 maja 2017 · Komentarze(4)
Dzisiaj pogoda pozwoliła na krótki rozjazd po wyścigu w Nowogardzie. Nogi bolą, jakies dziwne zakwasy. Dalej mrowienie w palcach od rąk i zaczynam się zastanawiać czy to aby faktycznie odmrożone czy coś mi nie tak z kręgosłupem...

Spokojna i luźna przejażdżka, z wiatrem, pod wiatr i z bocznym... Dzisiaj po 8 latach użytkowania popsuła się kamizelka (przeciw)wiatrowa! A konkretnie to zamek jest do wymiany bo się dzisiaj zagotował i wyzionął ducha. Po powrocie szybka kąpiel i reszta przygotowań do DNIA FLAGI.

Dzisiaj organizowałem jak przewodniczacy Krotoszyńskiego Stowarzyszenia Rodzin uroczyste obchody Święta Flagi w naszym mieście. Wszystko się pięknie udało! :)

Jestem szczęśliwym facetem! :)

cad: 86

Taki Org ze mnie :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Supermaraton Gryfland Nowogard - giga

Sobota, 29 kwietnia 2017 · Komentarze(2)
3*C, ulewny deszcz od startu do mety, niekiedy grad, bardzo mocny wiatr. Tak w kilku słowach można opisać dzisiejsze zmagania na trasie maratonu....

OPEN: 3
M2s: 1! :)

Od rana razem z Czesią obieramy kierunek Nowogard, droga mija szybko i sprawnie. Dojeżdżamy na start, przebieramy się i ruszamy na start. Na szczęście wszystko planowo rusza i chwilę po godzinie 9:00 jesteśmy na trasie. W kieszonki biorę batoniki, żele i kurtkę przeciwdeszczową bo przecież taki pro jak ja założy ją bez mrugniecia okiem gdy będzie tego trzeba no i zdejmie gdy się zrobi niepotrzebna. Nic bardziej mylnego, nie dało się jej w ogóle założyć...po starcie niedługo zaczęło mocno padać, i kurtka wylądowała z powrotem w tylnej kieszonce.

Było niebywale zimno, mokro i wietrznie. W butach po chwili po mimo ochraniaczy zrobiła się breja, w zębach piach a wiatrówka zdała się nie chronić już przed wiatrem. Wychłodzenie totalne, coś nam te zmiany nie ida i po około 30km dojeżdża nas grupa startująca zraz po nas. Jedziemy od tego czasu wspólnie, dojeżdżamy grupę przed nami i już jest praktycznie po wyścigu.. W pewnym momencie zrobiła się sporawa grupa kolarzy... ale tutaj kilka mocniejszych zaciągów na małych hopkach czy pod wiatr i wystarczyło by zredukować towarzystwo do kilku pracujących mocno osób.


Zostajemy może w siedmiu, ale stopniowo z każdym kilometrem ubywa nam kompanów do jazdy aż w końcu zostajemy we czterech: Ja, Bętlewski Henryk, Paterek Artur, Cieśla Arek... i tak sobie kręciliśmy prawie całe drugie kółeczko razem.


Dojeżdżając do Nowogardu mijamy się z Czesią która zaczynała dopiero drugie kółko. Miło było zobaczyć uśmiech i serdeczne pozdrowienia.

Tu jednak po chwili Arek zostaje kilkadziesiąt metrów za grupką, więc żeby zając trzecie miejsce open chociaż to musiałem go zostawić i objechać na finiszu. Tu jednak spokojnie narobiłem z minutę nad nim i wuala. Zmarznięty, przemoczony aczkolwiek szczęśliwy. Tylko teraz jestem ciekaw jakiej choroby mogę się spoziewać po dzisiejszych warunkach.

Po maratonie poszedłem na zupę, gorącą herbatę i kawę - dziękuję orgom za miłą gościnę bo byłem sinoblady :)

Jedyne niedociągnięcia to słabe strzałki i oznakowanie w samym Nowogardzie, także czasem na trasie były chwile zwątpienia.

Dziękuję kolegom z trasy za wspólne kręcenie kilometrów :)

Po dojściu do siebie ruszyłem jednak dalej w trasę wypatrywać mojego słoneczka....dzielnie walczącej na trasie Czesi... Szacun dla niej bo pokonała ten dystans w 10 godzin!!! A niektórzy nawet nie dotarli do mety albo zjechali na megę :)

Dziś najważniejsza była głowa, trasa spoko, tempo ok....ale czasem chciało się po prostu schować pod kocyk...

cad: 86

Od lewej Artur, Ja, Arek Cieśla i Henryk Bętlewski :)


Z Czesią! Dzielną supermaratonką na mecie :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Rozjazd po wyścigu

Niedziela, 23 kwietnia 2017 · Komentarze(0)
Wczoraj była niezła wynora, dzisiaj postanowiłem więc na spokojnie rozjechać nogi bo za tydzień riplej.... :)

Dzisiaj udało się nie zmoknąć, jechać w słoneczku i znow z mocnym wiatrem i pod mocny wiatr.. Spokojnie, bez szarpania, czysta przyjemność :) Nogi bolą :x

cad: 83

Kilka zdjęć z wczoraj:

Start/meta - zaczynamy drugie kółko :) Pozbierałem maruderów :)


Tu jeszcze w pierwotnej grupie... Później się posypało :/


Z gigaMaratończykami - Arkiem Robakiem i Arturem :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wyścig: II Maraton w Obornikach Wlkp.

Sobota, 22 kwietnia 2017 · Komentarze(1)
Nie lubię wiatru - to raz. Nie umiem pod wiatr jeździć, pewnie dlatego więc go nie lubię - to dwa. Nie lubię zimna - to trzy. Deszczu chyba nie lubi nikt - cztery. A tu w Obornikach kumulacja....

Od samego rana z Arturem śmigamy do Obornik Wlkp. Trasa przemija dość żwawo, szybko i w dobrych, ale i bojowych nastrojach. Znajdujemy piękne miejsce na parkingu pod szkołą - zaraz przy samym wejściu do biura zawodów. Szybkie załatwianie formalności i przebieranki. Artur jedzie na start, ja chwilę później i startuję o 8:57.

Na samym początku mocne tempo. Powiedziałbym, że aż zbyt mocne. Za bardzo się męczę.. Wyszła mi wczorajsza wycieczka do Warszawy, spacery i późne pójście spać...oraz totalny brak rozgrzewki.. Początek jednak przetrwany, dawałem nawet ":jakieś tam" zmiany... ale były one słabsze od niektórych kolegów.

Kiedy zaczynało się normować, tempo się ustabilizowało....stało się coś bardzo niedobrgo.. zawodnik który jechał gdzieś na 4-5 miejscu w grupce nagle wystrzelił w lewo.. w bok!....zostałem zepchnięty z drogi na trawkę..prawie do rowu... hamowanie prawie do zera, wyzywanie.... i wracam na drogę.. Ale tętno sięgnęło zenitu przy próbie pogoni... A wiatr wiał przeokropnie w bok, niesprzyjająco... Widziałem tylko jak grupka odjeżdża na 100.....200....500...1000 metrów. Niestety od tej pory jechałem tylko z tym co nas zepchnął z drogi, bo oprócz mnie inni też mieli problem. Dzięki kolego za popsucie jazdy w fajnej grupce..

Później już jazda bez historii... Łapiemy jakiś maruderów po drodze. No i nie ma to jak na pierwszym międzyczasie być czwartym open...i spaść dalej.. na...aa szkoda gadać.. Później jak już jechałem z kimkolwiek to wyglądało to coś w sposób taki: ja zmiana 3km, ktoś 500m... niestety...

Przed metą wiało trochę bardziej w plecy, dzięki temu mogłem trochę przyspieszyć a jechało mi się na prawdę całkiem dobrze.
Wjazd do Obornik bardzo mocny, na metę też :)

Kat. M2: 4/13
OPEN: 12/112

cad: 86

Zmęczony, śpiący już, ale mimo czwartego miejsca zadowolony :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Nad morzem :)

Wtorek, 18 kwietnia 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Od jakiegoś czasu chcieliśmy wspólnie pojeździć. Tu i tam padało, raz sypał śnieg, raz było zimno... Nie brałem roweru no bo i po co.. A tu nagle Święta Wielkanocne zapowiadające się całkiem słonecznie dają tę możliwość. Giant wszedł więc w auto i jedziemy w daleka wyprawę...przez pół (w sumie 3/4) Polski... Nad Morze Bałtyckie :)

Mi to idealnie pasuje po całym tygodniu ciężkich treningów, odpocząć od roweru czasem też trzeba. Odpoczywamy więc także w sobotę, no bo pogoda nie sprzyjała. Była więc możliwość pozwiedzać..zjeść gofra...pospacerować...zażywać jodu.  Nawet i wcześniej zrobić świenconkę i iść do kościoła.

Niedziela to obfite śniadanie, mile spędzone chwile nad morzem... gofty, lody i słońce :) Później rowerami do Mrzeżyna , trochę po plaży w piasku, po wodzie co dało niespodziewanie przeogromną radość, dziecięcą radość :D

Fajna jazda, nawet nie taka wolna jak mi mówiono że będzie.... Skarbek nawet pod wiatr mocno cisnął! :)

cad: ?! xD

Byłem widziałem - wrócę.




Pyszne gofry! Tylko nad morzem :)


Tego dnia było tak :)


Następnego rowerowo :)


Pojeżdżone..



Piękna niedziela! :)


Tacy my :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Hopeczki

Wtorek, 18 kwietnia 2017 · Komentarze(0)
Najważniejsze wydarzenie dzisiejszego dnia: WIATR, Wicher, Huragan! No tak jakby... najpierw w plecy... Poprawiłem więc KOM'a i tak oto 1km pod górę 2% zrobiłem w 1min 17sek. Był ogień, bo i tętno wywaliło konkretne... Garmin pokazał prawie 700W - Strava w sensie.. Później już spokojnie, luźno..

Po nawrocie pod wiatr czasem ledwo 20km/h.... a przez pierwsze dwajścia było ze średnią prawie 40km/h :)

cad: 82

https://www.strava.com/activities/947818542/segmen...

Poprawiony mój własny KOM :)


Kołobrzeskie gołębie

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Interkolowo, na długo, paskudnie!

Wtorek, 11 kwietnia 2017 · Komentarze(0)
Dzisiaj praktycznie to samo co wczoraj, ale jakże, całkowicie inaczej!

W stroju klubowym, długim stroju... nogawki, rękawiczki długie, jesienna bluza i koszulka długa termoaktywna.. ocieplacze na stopy, ciepła czapka i wiatrówka.. No wiało dzisiaj przepotężnie... Przed Miliczem spotykam Piotra Małeckiego, najpierw sobie kiwamy i zwalniamy żeby pogadać...chcę zawrócić, a tu za mną zapitala i wyprzedza tjr...jak sie odwróciłem jak się wystraszyłem, jak się prawie przewróciłem.... tak Piotr na szczęscie miał wolną drogę i zawrócił... Od tej pory jechało się już przyjemnie rozmawiając o wszystkim :) Po drodze wpadliśmy na wzgórze Joanny i zrobiliśmy trzy powtórzenia... Spokojnie obraliśmy kierunek północny na Milicz i Krotoszyn..

Kawałek za Miliczem się rozstaliśmy, Piotr wrócił do Milicza, a ja powoli pyrkałem do Krotoszyna... Bez żadnych niespodziewanek, trening bardzo przyjemny i dość wymagający. Tempo może nie wskazuje trudności, ale wiało dzisiaj niebywale..

Nogi już bolą, nie było w sumie odpoczynku po Sobótce.. Ale nie wiem jak to będzie teraz z pogodą i chcę wykorzystać na maXa póki można.,..no bo i święta nie będą w tym roku zbytnio kolarskie. Ale o tym później :)

Trochę nas na podjazdach zmoczyło, ale taki epizod że nawet nie opłacało się wyciągać znajdującej się w tylnej kieszonce pelerynki przeciwdeszczowej :)

cad: 81

Z jednej strony piękna pogoda:


Z drugiej strony zaś chmury, deszcz i wiatr:

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Na różowo, na krótko, wiosennie!

Poniedziałek, 10 kwietnia 2017 · Komentarze(0)
Dzisiaj, zaraz po pracy i to bez obiadu, pojechałem na szosę póki widno, ciepło i wiosennie... Prawa noga ciągle boli, do chirurga nie dało rady dziś, ale na spokojnie w środę albo coś..

Po wczorajszym wyścigu całkiem dobre samopoczucie, postanowiłem więc polatać, prawa noga nie dała możliwości robienia interwałów na maXa co chwilę, ale były dłuższe równie konkretne. Moja pętla, najpierw pod wiatr.. i tak do samego Milicza... później na spokojnie 3x Joanna ale i potężna zadycha.. Za trzecim razem już, nagle, nie wiem skąd... całe niebo zrobilo się ciemne i ponure... Zaczęło się huraganowe podwiewanie, kierunek się zmienił..  Trudno było rower utrzymać w pionie.. Istna masakra..

Dodatkowo wpadło kilka interwałów - sprintów za traktorami, nie były to stare traktorki ledwie pyrkające a całkiem żwawo pomykające nowe maszyny.

Było wręcz różowo, fajnie.. przyjemnie.. Jutro już zimno i deszczowo :(

cad: 81

Sztajfa za Miliczem :) No dobra, może nie widać :D


Opalenizna coraz lepsza :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Ślężański Mnich 2017 Sobótka

Niedziela, 9 kwietnia 2017 · Komentarze(8)
Kto nie był na Mnichu ten sezonu kolarskiego w Polsce nie rozpoczął... To porzekadło od lat kilku biorę do siebie i startuję w wyścigu w Sobótce. Jest to wyścig nie tyle ciężki ze względu na samą trasę czy dystans, ale na tempo - przez to że każdy jest jeszcze świeży, mocny i każdy ma głód ścigania.

Od samego rana przyjeżdżają po mnie prezes Grzegorz i Damian Michalski. Wspólnie ruszamy na Wrocław i do Sobótki! Droga przebiega bardzo sprawnie i szybko, w super atmosferze.Na początku ruszamy po pakiety startowe, kolejka jak za PRLu.....ale zupełnie niepotrzebna. Każdy stał przed wejściem a w środku kilka stanowisk praktycznie zupełnie pustych. Odbieramy numery startowe, wracamy się przebrać i ruszamy na małą rozgrzewkę. Pojechaliśmy zobaczyć "sztajfę" na trasie wyścigu i wróciliśmy. Chwila pogawędki i trzeba się ustawiać w sektorze prawie już pół godziny przed startem jeśli nie chce się z wyciągniętym jęzorem gonic grupy już na starcie.
3.....2.....1....start... i od początku zapiek w nogach i płucach. Podjazd pod Strzegomiany zaliczony, pierwsza runda bardzo spokojna.. ciągle na samym początku peletonu. Nie przejmowałem sie naciągającą grupą czy także jakimiś strzelającymi ludźmi... Na wietrze grupa trochę zwalniała, jechało się miło i przyjemnie.. Jedynie mocnym akcentem chyba był przejazd przez linię start mety gdzie było niezłe tempo.. i tu stało się coś niedobrego.. na zjeździe coś zjechałem na tył peletonu....Bo w peletonie jak się nie przesuwasz do przodu to spadasz mocno i szybko w tył grupy.. No, to tak się jakoś stało... Że dwa razy na drugiej rundzie musiałem porządnie, mocno i długo gonić... Na szczęście zjechało się na prostej, płaskiej drodze pod wiatr. Trzecia runda to już mocna i równa jazda, raczej w tym roku wyścig był pozbawiony wielkich akcji i ucieczek.. Ostatnią rundę jechałem uważnie, przed sztajfą przesunąłem sie czym prędzej w górę.. Sztajfa przejechana w czubie, następnie krótki zjazd a w lewoooooo juz prosta na metę! :) Tutaj już nie było szans, wjechałem gdzies na nią na 30-40 miejscu, zabrakło żeby wspiąć się jeszcze wyżej i szybciej.

No i co.. Kolejny wyścig za mną, mega świetne ściganie! porządne przetarcie, super interwały.. Dobra jazda i mimo mega bolącej nogi (jutro do chirurga i rtg!) całkiem dobry wynik. Patrząc na poziom do mega podskoczył, jeszcze 3-4 lata temu stałem tam na podium ze średnią V około 37-38kmh... Forma jakaś tam jest, kolejna walka to maraton w Obornikach za dwa tygodnie. :) Może jakieś podium w końcu?! :)

OPEN: 68/714
M2: 22/109

caD: 87

Z Grzesiem jeszcze przed wyścigiem :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(8)