Klasyk Annogórski - Wyścig w Leśnicy Road Maraton
Sobota, 6 maja 2017
· Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Ze zdjęciami
Od początku wiedziałem, że dzisiejszy dzień będzie tym z trudniejszych, a wyścig należeć będzie do jednych z tych bardziej wymagających. Wybieramy się z samego rana z Grzesiem w kierunku Leśnicy... Droga coś nam poszła krótko mówiąc "ciekawie". Pozwiedzaliśmy to i owo....choć nieplanowanie... GPS tak nas dziwnie prowadził, że w pewnej chwili dojechaliśmy do drogi z zakazem wjazdu gdzie pod spodem wisiała tabliczka "nie dotyczy pojazdów rolniczych". Jakby się uprzeć to myślę, że MONDEO można do ciągników i "wielkich krów" podciągnąć :) Po różnych przebojach dotarliśmy na parking koło rynku. Tam już impreza na całego, poszliśmy odebrać swoje pakiety startowe - hehe, numer na kierownicę i trzy żelki...
Ruszyliśmy na małą rozgrzewkę i wróciliśmy na start. Tutaj się ustawiliśmy w sektorach....i dowiedzieliśmy się że ze względu na nasze bezpieczeństwo... policja wstrzymuje start wyścigu... opóźnienia było jakieś pół godziny, a z nieba kapał deszczyk, było zimno i wiało... Ogólnie nastroje nie były zbyt pozytywne... No ale, po różnych tłumaczeniach ruszyliśmy...
Najpierw za samochodem Wieśka... którego wyprzedzać nie wolno...ale też nie idzie bo gość daje nieźle w palnik.... rozgrzewka była ale prawie godzinę przed startem i wszyscy byli wychłodzeni oczekiwaniem na start... Ja ruszyłem dość żwawo stojąc na samym początku sektora.. Walka o pozycje nie należała do najtrudniejszych bo i tempo nie było zabójcze... Wiedzac jednak co się niedługo święci, mając też w głowie chęć po prostu ukończenia wyścigu (rok i dwa lata temu dwie gumy!!!) i zrobienia dobrego treningu: wyszedłem na czoło grupy, odjechałem nawet na kilkaset metrów......i będą fajne fotki jeśli fotograf robił zdjęcia... bo to w końcu była próba pierwszej ucieczki xD Po chwili dojechał do mnie jakiś iksiński i zawołał, że uciekamy razem... ehe..pod wiatr i pod górę koło autostrady...
Peleton raczej nie odpuścił i skasował nas po kilku chwilach. Wróciłem grzecznie do peletonu i przejechałem podjazd pod kościół w grupie. Zjazd był trochę nerwowy, znalazłem się na tyłach grupy.. Ale dojechałem i zaczynaliśmy na dole drugie kółko.. Niedługo po nawrotce było pierwsze, słynne Alpenstrasse....no... i tu jakby mi nogi i głowa powiedziały "dość" - dzisiaj dalej nie pojedziesz... no jakaś blokada mi się włączyła i jakieś nieświeże nogi.. Albo po prostu brak odpowiednich treningów siły czy coś.. Chyba - tfu, na pewno trzeba potrenować górki!!! Po sztajfie widziałem grupę najpierw 50, później 100.... i jeszcze jakieś 200m przede mną.. ale odjechali.. w siną dal.. w pizdu.. no, i od teraz mogłem sobie jechać treningowo i przyjemnie..
Dojechała do mnie grupka maruderów... i sam stałem się maruderem.. przez spikera nazywani "dużą drugą grupą" przy przejeździe na szczycie... Hehe.. Nasze tempo dalekie było od najszybszych.. Ale były w miarę równe i mocne zmiany.. To było dzisiaj wszystko na co mnie było stać... I teraz nie wiem czy "bo góry", czy raczej "bo interwały"... czy troche jedno trochę drugie.. Ale to nie był mój dzień... do zwycięzcy strata 13 minut..wynikowa klapa, ale bez większej spiny.. W końcu Road Maraton to jeden z najmocniej obsadzanych cykli w Polsce :) Jest dużo do poprawienia... No chyba, że się przestawiłem bardziej już na bycie maratończykiem: gigi, ultry.. i te sprawy.. A ciul wie, idę zjeść czekoladę! Mogę nawet cztery! :) Jutro znowu jakiś trening.. :)
Najpierw padało, później wyszło słonce. Jechało się całkiem ok, ale nie ma formy do jazdy z najlepszymi. Za mało też miałem do jedzenia. Chłopaki z Interkolu: Grześ 4 minuty za mną a Kubuś 11 minut za mną. Ogólnie ok! :)
OPEN: 83/~230
Kat.A: 32/47
cad: 85
Nasza ekipa jeszcze przed startem :)
Ruszyliśmy na małą rozgrzewkę i wróciliśmy na start. Tutaj się ustawiliśmy w sektorach....i dowiedzieliśmy się że ze względu na nasze bezpieczeństwo... policja wstrzymuje start wyścigu... opóźnienia było jakieś pół godziny, a z nieba kapał deszczyk, było zimno i wiało... Ogólnie nastroje nie były zbyt pozytywne... No ale, po różnych tłumaczeniach ruszyliśmy...
Najpierw za samochodem Wieśka... którego wyprzedzać nie wolno...ale też nie idzie bo gość daje nieźle w palnik.... rozgrzewka była ale prawie godzinę przed startem i wszyscy byli wychłodzeni oczekiwaniem na start... Ja ruszyłem dość żwawo stojąc na samym początku sektora.. Walka o pozycje nie należała do najtrudniejszych bo i tempo nie było zabójcze... Wiedzac jednak co się niedługo święci, mając też w głowie chęć po prostu ukończenia wyścigu (rok i dwa lata temu dwie gumy!!!) i zrobienia dobrego treningu: wyszedłem na czoło grupy, odjechałem nawet na kilkaset metrów......i będą fajne fotki jeśli fotograf robił zdjęcia... bo to w końcu była próba pierwszej ucieczki xD Po chwili dojechał do mnie jakiś iksiński i zawołał, że uciekamy razem... ehe..pod wiatr i pod górę koło autostrady...
Peleton raczej nie odpuścił i skasował nas po kilku chwilach. Wróciłem grzecznie do peletonu i przejechałem podjazd pod kościół w grupie. Zjazd był trochę nerwowy, znalazłem się na tyłach grupy.. Ale dojechałem i zaczynaliśmy na dole drugie kółko.. Niedługo po nawrotce było pierwsze, słynne Alpenstrasse....no... i tu jakby mi nogi i głowa powiedziały "dość" - dzisiaj dalej nie pojedziesz... no jakaś blokada mi się włączyła i jakieś nieświeże nogi.. Albo po prostu brak odpowiednich treningów siły czy coś.. Chyba - tfu, na pewno trzeba potrenować górki!!! Po sztajfie widziałem grupę najpierw 50, później 100.... i jeszcze jakieś 200m przede mną.. ale odjechali.. w siną dal.. w pizdu.. no, i od teraz mogłem sobie jechać treningowo i przyjemnie..
Dojechała do mnie grupka maruderów... i sam stałem się maruderem.. przez spikera nazywani "dużą drugą grupą" przy przejeździe na szczycie... Hehe.. Nasze tempo dalekie było od najszybszych.. Ale były w miarę równe i mocne zmiany.. To było dzisiaj wszystko na co mnie było stać... I teraz nie wiem czy "bo góry", czy raczej "bo interwały"... czy troche jedno trochę drugie.. Ale to nie był mój dzień... do zwycięzcy strata 13 minut..wynikowa klapa, ale bez większej spiny.. W końcu Road Maraton to jeden z najmocniej obsadzanych cykli w Polsce :) Jest dużo do poprawienia... No chyba, że się przestawiłem bardziej już na bycie maratończykiem: gigi, ultry.. i te sprawy.. A ciul wie, idę zjeść czekoladę! Mogę nawet cztery! :) Jutro znowu jakiś trening.. :)
Najpierw padało, później wyszło słonce. Jechało się całkiem ok, ale nie ma formy do jazdy z najlepszymi. Za mało też miałem do jedzenia. Chłopaki z Interkolu: Grześ 4 minuty za mną a Kubuś 11 minut za mną. Ogólnie ok! :)
OPEN: 83/~230
Kat.A: 32/47
cad: 85
Nasza ekipa jeszcze przed startem :)