Supermaraton Gryfland Nowogard - giga
Sobota, 29 kwietnia 2017
· Komentarze(2)
Kategoria 150km i więcej, Interkol, Zawody, Ze zdjęciami
3*C, ulewny deszcz od startu do mety, niekiedy grad, bardzo mocny wiatr. Tak w kilku słowach można opisać dzisiejsze zmagania na trasie maratonu....
OPEN: 3
M2s: 1! :)
Od rana razem z Czesią obieramy kierunek Nowogard, droga mija szybko i sprawnie. Dojeżdżamy na start, przebieramy się i ruszamy na start. Na szczęście wszystko planowo rusza i chwilę po godzinie 9:00 jesteśmy na trasie. W kieszonki biorę batoniki, żele i kurtkę przeciwdeszczową bo przecież taki pro jak ja założy ją bez mrugniecia okiem gdy będzie tego trzeba no i zdejmie gdy się zrobi niepotrzebna. Nic bardziej mylnego, nie dało się jej w ogóle założyć...po starcie niedługo zaczęło mocno padać, i kurtka wylądowała z powrotem w tylnej kieszonce.
Było niebywale zimno, mokro i wietrznie. W butach po chwili po mimo ochraniaczy zrobiła się breja, w zębach piach a wiatrówka zdała się nie chronić już przed wiatrem. Wychłodzenie totalne, coś nam te zmiany nie ida i po około 30km dojeżdża nas grupa startująca zraz po nas. Jedziemy od tego czasu wspólnie, dojeżdżamy grupę przed nami i już jest praktycznie po wyścigu.. W pewnym momencie zrobiła się sporawa grupa kolarzy... ale tutaj kilka mocniejszych zaciągów na małych hopkach czy pod wiatr i wystarczyło by zredukować towarzystwo do kilku pracujących mocno osób.
Zostajemy może w siedmiu, ale stopniowo z każdym kilometrem ubywa nam kompanów do jazdy aż w końcu zostajemy we czterech: Ja, Bętlewski Henryk, Paterek Artur, Cieśla Arek... i tak sobie kręciliśmy prawie całe drugie kółeczko razem.
Dojeżdżając do Nowogardu mijamy się z Czesią która zaczynała dopiero drugie kółko. Miło było zobaczyć uśmiech i serdeczne pozdrowienia.
Tu jednak po chwili Arek zostaje kilkadziesiąt metrów za grupką, więc żeby zając trzecie miejsce open chociaż to musiałem go zostawić i objechać na finiszu. Tu jednak spokojnie narobiłem z minutę nad nim i wuala. Zmarznięty, przemoczony aczkolwiek szczęśliwy. Tylko teraz jestem ciekaw jakiej choroby mogę się spoziewać po dzisiejszych warunkach.
Po maratonie poszedłem na zupę, gorącą herbatę i kawę - dziękuję orgom za miłą gościnę bo byłem sinoblady :)
Jedyne niedociągnięcia to słabe strzałki i oznakowanie w samym Nowogardzie, także czasem na trasie były chwile zwątpienia.
Dziękuję kolegom z trasy za wspólne kręcenie kilometrów :)
Po dojściu do siebie ruszyłem jednak dalej w trasę wypatrywać mojego słoneczka....dzielnie walczącej na trasie Czesi... Szacun dla niej bo pokonała ten dystans w 10 godzin!!! A niektórzy nawet nie dotarli do mety albo zjechali na megę :)
Dziś najważniejsza była głowa, trasa spoko, tempo ok....ale czasem chciało się po prostu schować pod kocyk...
cad: 86
Od lewej Artur, Ja, Arek Cieśla i Henryk Bętlewski :)
Z Czesią! Dzielną supermaratonką na mecie :)
OPEN: 3
M2s: 1! :)
Od rana razem z Czesią obieramy kierunek Nowogard, droga mija szybko i sprawnie. Dojeżdżamy na start, przebieramy się i ruszamy na start. Na szczęście wszystko planowo rusza i chwilę po godzinie 9:00 jesteśmy na trasie. W kieszonki biorę batoniki, żele i kurtkę przeciwdeszczową bo przecież taki pro jak ja założy ją bez mrugniecia okiem gdy będzie tego trzeba no i zdejmie gdy się zrobi niepotrzebna. Nic bardziej mylnego, nie dało się jej w ogóle założyć...po starcie niedługo zaczęło mocno padać, i kurtka wylądowała z powrotem w tylnej kieszonce.
Było niebywale zimno, mokro i wietrznie. W butach po chwili po mimo ochraniaczy zrobiła się breja, w zębach piach a wiatrówka zdała się nie chronić już przed wiatrem. Wychłodzenie totalne, coś nam te zmiany nie ida i po około 30km dojeżdża nas grupa startująca zraz po nas. Jedziemy od tego czasu wspólnie, dojeżdżamy grupę przed nami i już jest praktycznie po wyścigu.. W pewnym momencie zrobiła się sporawa grupa kolarzy... ale tutaj kilka mocniejszych zaciągów na małych hopkach czy pod wiatr i wystarczyło by zredukować towarzystwo do kilku pracujących mocno osób.
Zostajemy może w siedmiu, ale stopniowo z każdym kilometrem ubywa nam kompanów do jazdy aż w końcu zostajemy we czterech: Ja, Bętlewski Henryk, Paterek Artur, Cieśla Arek... i tak sobie kręciliśmy prawie całe drugie kółeczko razem.
Dojeżdżając do Nowogardu mijamy się z Czesią która zaczynała dopiero drugie kółko. Miło było zobaczyć uśmiech i serdeczne pozdrowienia.
Tu jednak po chwili Arek zostaje kilkadziesiąt metrów za grupką, więc żeby zając trzecie miejsce open chociaż to musiałem go zostawić i objechać na finiszu. Tu jednak spokojnie narobiłem z minutę nad nim i wuala. Zmarznięty, przemoczony aczkolwiek szczęśliwy. Tylko teraz jestem ciekaw jakiej choroby mogę się spoziewać po dzisiejszych warunkach.
Po maratonie poszedłem na zupę, gorącą herbatę i kawę - dziękuję orgom za miłą gościnę bo byłem sinoblady :)
Jedyne niedociągnięcia to słabe strzałki i oznakowanie w samym Nowogardzie, także czasem na trasie były chwile zwątpienia.
Dziękuję kolegom z trasy za wspólne kręcenie kilometrów :)
Po dojściu do siebie ruszyłem jednak dalej w trasę wypatrywać mojego słoneczka....dzielnie walczącej na trasie Czesi... Szacun dla niej bo pokonała ten dystans w 10 godzin!!! A niektórzy nawet nie dotarli do mety albo zjechali na megę :)
Dziś najważniejsza była głowa, trasa spoko, tempo ok....ale czasem chciało się po prostu schować pod kocyk...
cad: 86
Od lewej Artur, Ja, Arek Cieśla i Henryk Bętlewski :)
Z Czesią! Dzielną supermaratonką na mecie :)