To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Interkol

Dystans całkowity:21197.93 km (w terenie 40.43 km; 0.19%)
Czas w ruchu:662:50
Średnia prędkość:31.98 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:83164 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:188 (94 %)
Suma kalorii:432360 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:102.90 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Wyścig (trening) Leśnica - Góra Św. Anny :)

Sobota, 30 maja 2015 · Komentarze(2)
No cóż. Można powiedzieć, że luźne gadki 4 :/ No znowu pana! Na dwudziestym kilometrze.

Rano do Ostrowa, wyjazd od Zbigiego razem z Robertem i Piotrem Lisem. Fajna ekipa, kupa śmiechu, ciekawe tematy, tak jak powinno być :]
Po dojeździe do Leśnicy szybko znajdujemy fajny parking, idziemy odebrac pakiety startowe, zrobić siku, zjeść ostatnie batoniki i przypiąć numery. Przed startem chwila małej rozgrzewki. Po kilku zrywach już czuję, że będzie dobrze. Jest dobrze.
Zjeżdżam na start, wchodzę w pierwszy rząd, ale po chwili jeszcze się zebrało mnóstwo ludzi i wychodzi że startuje gdzieś z 50 miejsca.

Na początku lekka nerwówka, wszyscy jeszcze pełni sił, dużo nas....podjazd pod Górę Św. Anny.....pikuś, nawet go nie zauważam, tętno mega spokojne, a jadę w samym czubie ;) Cieszy to bardzo, pierwszy zjazd, przejazd przed metę i wio, drugie okrążenie, tym razem ze słynną ścianką "AlpenStrasse" :) Udaje się zrzucić przed zakrętem z blatu na małą tarczę (bo różnie z tym bywa :D ) i o dziwo mimo sztywności podjeżdżam ze "spokojem" i mam ze 3 ząbki zapasu. Jestem ciągle w grupie chyba 30-50 pierwszych kolarzy....Zjazd....

I koniec wyścigu :( Tylne koło zaczyna pływać, hamuję czym prędzej bo czuję że uchodzi powietrze z opony :/ Klnę i krzyczę sobie dla odreagowania bardzo głośno....Już po wyścigu. A tak dobrze mi się jechało nie czując prawie zmęczenia. Lekko załamany powoli sobie zmieniam dętkę. Mija mnie Robert Kierzek, Zbigi Kowalczyk i inni znajomi. - Pozdrawiam Macieju, brawo za kolejny udany w Twoim wykonaniu wyścig - rozkręcasz się co start coraz lepiej :)

No, założyłem koło, pojechałem. Jadę lekko załamany, zjadam żela.....i se myślę, że teraz już tylko pozostaje potrenować. No cóż. Ścigać nie mam się już o co :/ Wszelkie grupy odjechały. Mijam pojedynczych kolarzy, z tyłu czuję niedobór powietrza. A zeszło pewnie przez niezauważenie progu zwalniającego na pierwszym kółku i jak przywaliłem tyłem (przód zdążyłem podnieść) to może powoli  sobie schodzilo :/ Szlag!

Ale co, łykam kolejnych kolarzy, trochę się podbudowuję, że ta forma co mam pewnie pozwoliłaby mi na zajęcie wysokiego miejsca, może na dojazd w głównej grupie (ale, gdyby, może, to sobie mogę między bajki wsadzić). Czułem się po prostu wyśmienicie.

Na chyba 50km dogania mnie pierwsza grupa i pierwszy raz w życiu zaliczam dubla :/ Ale....tu się z chłopakami powiozłem od początku podjazdu pod Górę Św. Anny do samej mety, z tym że ja dymałem jeszcze jedno kółko. Łeee...

Ostatnie kółko już praktycznie smutne. Przegoniłem aby dwóch kolarzy, morale spadly do zera. Tylne koło ciągle pływa, dupa boli, nie chce się już jechać.... Ale dojechałem. Na mecie spotkałem przeszczęsliwego Macieja, podjechaliśmy na bufecik, zjedliśmy ciastka, napiliśmy się i oddaliśmy numery startowe. Później już spakowałem rower, zjedliśmy z chlopakami makaron i wróciliśmy do domu :)

Podsumowując wyjazd, to mogę powiedzieć tylko że na mega wielki plus. Trasa świetna, pode mnie - lubię takie.
Forma jest, szczęscia trochę brak. Zbigi w gazie, Robert na swoim wysokim poziomie, Piotrek super.

cad: 83
max %: 15

Twitter:  https://twitter.com/Krzysztof_Kubik/status/6046706...

https://www.strava.com/activities/315035487

Jest ekipa jest zabawa :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Maraton Klasyk Radkowski 2015

Sobota, 16 maja 2015 · Komentarze(5)
Długo zastanawiałem się jaki czas wpisać na bloga - wypadło na ten z licznika :)

W sumie długo oczekiwany start, pierwsze przetarcie w górach gdzie liczyłem na dobry wynik i ciekawe zawody.

Do Radkowa jedziemy w składzie: Robert Kierzek, Zbigi i ja. W aucie poruszane sprawy ważne i ważniejsze, wiadomo - jest o czym rozmawiać :) Nie bylo takiego tematu, który byłby ominięty. Podczas podróży jem dwie bułki, bo wyjazd dość wcześnie - już o 3:00 było trzeba wstawać by o 4 wyjechać z Ostrowa. Dzięki praktycznie uszykowaniu się już dzień wcześniej jest to możliwe do zrealizowania.

Z chwili na chwilę robi się coraz cieplej, ale wciąż jest to w granicach 5-7*C. Wiem, że jeśli taka pogoda się utrzyma i temperatura drastycznie nie wzrośnie to na pewno zmarznę gdyż byłem przekonany o co najmniej 15-20*C. Przed startem Robert pożycza mi swoje rękawki czym na pierwszych kilometrach i zjazdach ratuje mi tyłek, bo z początku klepało niemiłosiernie :)

Start w grupie z wygrywającym ten wyścig open rok temu, w tym roku z resztą też nie wróżył nic dobrego. Utrzymane koło do ok 18km, ale z cyborgami nie ma szans. Bardziej przyziemnie było mi jechać w grupie z pozostałymi moimi kompanami, w tym ze Zbigim, który ma formę bardzo dobrą i cały czas jechał mi niedaleko za plecami w odległości kilkudziesięciu metrów.

Kolega miszczu rozerwał nam grupę, każdy spływał po kolei z jego koła, mi się jednak "udało" stworzyć małe grupetto i cały czas jechaliśmy z kolegą Piotrem Borszlakiem (nr 42) pseudo "żółty" oraz Sławomirem Wągrowskim (nr 54) pseudo "pomaranczowy ccc".

Zostałem minięty przez pierwsze okrążenie chyba tylko raz, jechało mi się super, każda hopka przejechana bez większego problemu. Najlepiej podjeżdżało mi się "finalowy" podjazd pod Karłów. Równe 5% praktycznie cały czas, ładny asfalt i można było po złapaniu swojego rytmu tam poszaleć - również na zjazdach, gdzie za każdym razem odjeżdżałem swoim grupkom.

Jechało się tak dobrze, aż do momentu kiedy na ok 90km po ostrym zjeździe, dziurawym zjeździe złapałem gumę, a podbiło mnie też tak że kolanem wypchnąłem licznik. Szczęście w nieszczęsciu, że stało się to w tym a nie innym miejscu: po złapaniu kapcia podszedł do mnie pewien pan, który mieszkał "obok" czy może kompresor by mi się nie przydał do napompowania oponki. Szybka zmiana więc dętki, dobiliśmy kompresorem do 8 atmosfer i leciałem dalej (ciut bardziej ostrożnie) ówcześnie wracając się i parę minut szukając w rowie licznika. Ufff... odnalazł się :) Dogania mnie przez to i wyprzedza Robert Kierzek, który startował jakieś 8 minut po mnie. No cóż. Dupa blada myślę sobie. Teraz już pewnie ani pudła ani dobrego wyniku nie będzie.

Jadę sobie sam, morale spadły, wiatr wieje konkretnie w twarz i po prostu boli: chwila kryzysu psychicznego połączona z tym fizycznym. Ale podczas gdy ja cierpię, dojeżdża do mnie grupka 3 osób, do której się dołączam. Jedziemy po zmianach chwilę, ale gdy zaczyna się podjazd zostaję tylko z jednym kolegą którego niestety numeru nie zapamiętałem. Jesteśmy praktycznie na podobnym poziomie bo jedziemy sobie po zmianach równo. Przed bufetem wcinam swojego żela Isostara (wspaniała sprawa!), popijam później kubeczkiem wody z bufetu i chwila zjazdu przez miasto i "finalowy podjazd". Równe tempo, 15-17km/h. Dojeżdżamy do tych ludzi, którzy wyprzedzili mnie podczas zmiany dętki, oczywiście nie wszystkich. Tworzy nam się znowu grupka, ale nikt nie daje zmian.

Na zjeździe odjeżdżam wszystkim bo jakby bali się składać w zakręty, a te nie były ani wymagające, ani strome czy niebezpieczne. Na mecie się okazuje że na tym zjeździe zyskałem około 45s nad moją grupką z którą jeszcze na szczycie jechałem razem :)

Wjeżdżam na metę, przez chwilę nawet jestem drugi w kategorii.......a finalnie dowiaduje się, że zdobyłem 3m w kategorii M2szosa oraz 17m OPEN. Wynik kozacki, jak na złapaną gumę to jestem szczęsliwy z pudła. Gdyby gumy nie było to byłbym drugi, bo róznica czasów orga i mojego licznika to dokładnie 12min 30s co dało by mi miejsce w pierwszej dziesiątce :) Jednak patrzę na to z innej perspektywy: gdyby nie pan z kompresorem to pompując dętkę ręcznie straciłbym trzecie miejsce ponieważ czwarty przyjechał po mnie dokładnie 48s :D Ufff. Szczęście w nieszczęściu, tyle emocji :) Odbieramy pucharki, dyplomy i jedziemy do domu.

Roberto zdobył 2 miejsce w kategorii M4szosa i 10m open, a Zbigi Zbigi złapał dwie gumy i zdobył 6 miejsce w kategorii M5szosa oraz 35 OPEN. Zbigi gdyby nie te dwie gumy, najprawdopodobniej zdobyłby drugie miejsce w kategorii wiekowej. No ale, gdyby gdyby gdyby... Nie ma lekko. Srednio każdy z nas złapał jedną gumę ;)

Droga powrotna przebiegła bardzo sprawnie, mega pozytywnie i fajnie, znowu rozprawiając o ciekawych sprawach :)

Podsumowując to chce się rzec: można by lepiej, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony swoją dyspozycją. Wytrzymałość jest bardzo dobra. Nie zdażyło się jeszcze żebym to ja nadawał calkiem mocne tempo na podjazdach i prowadził grupkę bez żadnych problemów, a nawet lepiej bo to było moje tempo które moglem sobie kontrolować. Hmm.. wyszło super!

Trasa bardzo fajna, ciekawa i z ładnymi widokami, jednak o zbyt przerażająco dużej ilości dziur w asfalcie. Totalna masakra i szwajcarski ser. Jednak ten ryż na mecie, pomarańcza, cukierki i inne smakołyki spowodowały że można udzielić orgom rozgrzeszenia ;) Dzięki!

Oficjalnie:
Kategoria M2szosa: 3/6
Open: 17/78
Czas orga: 4h 57min 18s

cad: 83

Link do stravy: https://www.strava.com/activities/305788729

Nasza wyjazdowa ekipa :)


Dyplom i pucharek :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Trening z Maciejem Paterskim CCC Sprandi

Niedziela, 3 maja 2015 · Komentarze(6)
Do ostatniej chwili wczoraj miałem zupelnie inne plany na dzisiejszy dzień. Najpierw miałem jechać do Koła na wyścig, ale okazalo się że bez licencji i oświadczenia od lekarza żem zdolny do jazdy nie da rady. No to dupa. Pierwszy plan poszedł się.......gonić ;)

Drugi plan to jazda do Żmigrodu, żeby zobaczyć chwilę zawody ITT i zrobić kółeczko przez Rawicz do Krotoszyna. Ostatnie chwile na fb wczoraj przed snem, pojawiło mi się wydarzenie na tablicy, że.....w Dobrzycy chłopaki z druzyny MrBike.pl Pleszew organizują trening z Maciejem Paterskim :) Więc jak tu nie skorzystać ? Lecimy na północ :)

Przyjechałem za wcześnie, pokręciłem się po okolicy i tak oto gdy zebrali się wszyscy w tym Robert Kierzek z Interkolu ruszyliśmy na przeciw Macieja. Chwila spóźnienia, ale ma dla nas dobrą wiadomość - Bartłomiej Matysiak wraz z grupą z Kalisza jedzie do nas i mamy się spotkać. To tak sobie powoli z nóżki na nóżkę lecimy na Raszków żeby spotkać się z Mistrzem Polski :)

Dojechaliśmy w mega fajnej i pozytywnej atmosferze, chwila pogaduch na stacji, fotki z naszymi mistrzami i jedziemy gdzieś w kierunku Kalisza. Z samymi uśmiechami na twarzach jedziemy na kole Macieja i Bartka. Robimy sobie zdjęcia, rozmawiamy i śmiejemy się.
W peletonie Jacek z Bikeserwisu, Włodek z GilickiBike i oczywiście znajomi chłopacy z Kalisza, Mikstatu, Pleszewa (MrBike.pl) itd.

Później nasza grupa odbija w kierunku Dobrzycy, chłopacy z Kalisza jadą w kierunku swojego miasta. Z nóżki na nóżkę, po chwili jakieś tam mocniejsze chwile tempo, ale z wiatrem, mimo wszystko dalej w grupie, rozmawiamy o nowym rowerze z prezesem klubu i sklepu mrbike.pl :)

Dalej jedziemy na Dobrzycę, jakąś kostką, tam Pawłowi Lisowi odkręca się jedna czy druga śrubka, pitu pitu, lajtu lajtu....a kilometry lecą :)
Robert Kierzek odbija do domu, a my jedziemy grupowo na kawkę do Dobrzycy z Maciejem Paterskim :) Słynny Patera z mega formą niedługo zaczyna wyscig Giro d'Italia. Teraz po takim treningu musi mu dobrze pójść. Fajna atmosfera, wszyscy bardzo pozytywni, pijemy kawkę i gawędzimy :)

W końcu gdzieś tam się rozjeżdżamy wszyscy do domów, życzymy Paterze powodzenia i wio! :)

Po drodze oczom nie wierzę, spotykam rodziców na rowerkach. Małe wycieczki i rowery bardzo im się spodobały ;)

Dzisiaj więc nie było jakiegoś mega super tempa i wyczerpującego treningu, była spokojna jazda w świetnym towarzystwie, zacnym towarzystwie, z pogadankami, tego mi bylo trzeba ;]

https://www.strava.com/activities/29730937

cad: 81

Maciej Paterski - ja - Bartłomiej Matysiak :) Mega w porządku chlopaki :) Trzymamy kciuki na Giro :)


Jadę z Mistrzami :) Poznajecie tych panów ? :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Rozpoczęcie Lata 2015

Piątek, 1 maja 2015 · Komentarze(7)
Długo oczekiwany przeze mnie start, swoiste sprawdzenie i wyznacznik formy. Trudno mi bylo się ostatnio wbić w jakiś treningowy reżim, wiedziałem więc, że będzie ciężko - prosta sprawa. Ale jeśli nie możesz wyścigu wygrać super formą to przecież nic nie stoi na przeszkodzie by bardziej tego dnia pracowała głowa - prosta sprawa. Nie wygrałem, ale byłem w czubie ;-)

Od samego rana wybrałem się ciut za szybko na miejsce zbiórki pod maszt radiowy w Mikstacie. Bardzo dlugo nikt się nie pojawiał, aż w końcu "na ostatnią" chwilę przyjechało ponad 50 zawodników. Oznaczalo to tylko jeszcze większe cierpienia na trasie, przede wszystkim jeśli wiesz z kim przychodzi ci rywalizować, bo większość tego peletonu jest ci dobrze znana.

Bardzo dlugo zwlekałem z przebraniem się, za co zapłaciłem frycowe jak jakiś gówniarz amator - ale o tym później. Podjechalem na start, posłuchałem co do powiedzenia ma prezes i wio, ruszyliśmy. Od samego początku mocne tempo.Jadę sobie gdzieś tam w środku peletonu, ale gdy przychodzi pierwszy podjazd nagle tempo wzrasta - ufff, udaje się utrzymać w grupie. Jadę sobie dalej gdzieś tam, z tylu......przychodzi drugi podjazd pod kościółek i skręt w lewo i dupa. Grupa się rwie, pierwsi już zjeżdżają, a ja przechodzę tych co odpadli. Sam więc odpadlem i straciłem kontakt z grupą. Chwila niepokoju w głowie bo gdyby odjechali, to by już nie bylo szans ich dojść. Ale formuje nam się grupka 4, później już tylko 3 goniących i tak oto po kilku dobrych kilometrach pogoni dojeżdżamy przed podjazdem pod Mikstat, chwila odpoczynku, w pośpiechu zjedzony żel energetyczny. I tak oto zapłaciłem za dwie rzeczy mega utratą energii: jazda z tyłu grupy i totalny brak rozgrzewki i speeeeeed od początku.

Chwila rozmowy z Rafałem, że trzeba odpocząc bo zaraz będzie jeszcze mocniej, chwila rozmowy z kolegą z Fiołki, w sumie jego pytania i moje tylko kręcenie glową bo musiałem zlapać oddech.....I tak sobie myślę, od tej chwili trzeba już trzymać się pierwszych miejsc bo nie można przez nieuwagę odpaść.

Tak w sumie trochę później drugie kółko w miarę równe i wcale nie takie mocne, no bo poszła ucieczka, nie bylo komu gonic.

Trzecie kółko to niezła nerwówka, co chwila skoki, ranty i ucieczki, duży peleton (jak nigdy!) na tej trasie. Ale jadę z przodu, ostateczny podjazd pod maszt.....Tu nerwowo z kolegą z Fiołki, ale po chwili wielki luz i uśmiechy, wiadomo jak to w peletonie :) Ktoś liznąl Grzegorzowi koła, bach leży. Chwila zwolnienia, konsternacji kto pierwszy nie wytrzyma i skoczy..... cały czas peleton prowadzi Blażej Wojciechowski....pierwsi chyba poszli Grzegorz z kimś z Fiołki, później my.... jadę sobie po prawej stronie drogi, miejsca malo, przede mną luka, wyprzedzam i zaczyna się mega zapiek i sprint, jadę przy samej krawędzi jezdni, a po chwili z tyłu czuję rękę na sobie i slowa coś w stylu "eeee Kris odsuń się"... ni chu chu :) Jadę więc pewnie dalej ignorując co się za plecami dzieje, a po chwili ów kolega liznął koło, nie zmieścił się już na drodze i bach - leży. Ja ostatecznie zaciskam zęby i na metę wjeżdżam chyba jakoś 6 albo 7 OPEN i drugi w kategorii A do 25 lat :) 

Na mecie wielkie nerwy, że najlepiej dyskwalifikacja, że zajechałem komuś drogę....a jeśli ja chcę kogoś wyprzedzić to jasne że muszę go najpierw ominąć, a nie zepchnąć z drogi, a jeśli ktoś jedzie z tylu musi uważać na to co się dzieje. Proste? Proste :) No, bo na takim choćby tegorocznym Amstel Gold Race to ale by musiało być dyskwalifikacji za "zajeżdżanie" drogi innym, albo w innych wyścigach :) Paranoja. Kolega wyrzucił mnie nawet ze znajomych na fejsie. Chyba już nie jest moim kolegą, bo nie dalem się objechać. Ehh.. :)

Później czekamy za resztą peletonu, chłopaków którzy odpadli. Dojeżdża też cały i zdrowy kolega Tomasz z Krotoszyna :) Ukończył - a nie jak inni zjechał z trasy. Pogadaliśmy chwilę i rozjechaliśmy się do domu :) Niektórzy obrażeni na cały świat, inni szczęśliwi - no cóż, takie życie. :)

Moja forma ?! Jaka jest taka jest, najważniejsze że chce się dalej walczyć i wraca pewien "instynkt" jaki był w zeszłym roku :)
Kolejny pucharek do kolekcji, całkiem ładnie się prezentuje :D  Pogoda dopisała, po wyścigu się akurat rozpadało :)

cad: 83

https://www.strava.com/activities/295969244

Razem z Tomaszem Mosińskim z Krotoszyna :) Szczęsliwi na mecie! :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(7)

IX Żądło Szerszenia 2015 Trzebnica

Sobota, 25 kwietnia 2015 · Komentarze(4)
Już po wczorajszym "losowaniu" grup startowych wiedziałem, że o podium pewnie nawet nie zahaczę. Ale pojechałem zobaczyłem i teraz mogę napisać co mi w głowie siedzi :) Grupy startowe jakoś tak się dziwnie ustawiły, że praktycznie wiedziałem kto wygra, kto będzie się liczył i walczył o czołowe pozycje :) Mi trafiło się na starcie pojawić w prawie ostatniej grupie o 8:42. Przede mną tylko kolega Fafuła, w grupie nikt specjalnie znajomy mocarz (bez urazy panowie ;-) ), za mną też nikogo kto by miał szybko dojść i pociągnąć.

No to pojechaliśmy, tak sobie kręciliśmy, długo ze średnią 40km/h, co dawało na kolejnych pomiarach czasu 60km: 3min straty, 90km: 7min straty, Prababka: 15 min straty i na mecie 25min straty do zwycięzcy.

Grupa w sumie fajna, wyrównana, jechaliśmy sobie jakoś miło po zmianach. No ale nijak miało sie to do tempa z zeszłego roku gdzie wręcz nie było czasu na batonika, a tu dla porownania zjadłem ich chyba 5 + żela.

Jazda praktycznie bez większej historii, bo co tu opisywać :)

Na jedno mam aby wielki żal do kolegów z grupy: pytałem kilka razy czy stajemy na bufetach ?! tak, na drugim stajemy się umawiamy.... NIKT nie stanął, kilku ludzi się wyrżnęlo bo jeden skręcał, drugi jechał prosto a trzeci i inni w nich wpadli... ja wlewam szybko dwa bidony wody i wio....razem z jednym kolegą próbujemy gonić, sił coraz mniej - pojechało :/ I tak do samej mety jechaliśmy te 50km praktycznie sami, stąd strata do mojej grupy prawie 7 minut :/

Pogoń za grupą dobrych kilka kilometrów gdzie widzieliśmy ich i krzyczeliśmy nawet bo byli najpierw jakieś 500m przed nami, ale pod wiatr nie szło ich dogonić :/ Oni równe zmiany, a my nieźle ujechani aż w końcu jechaliśmy już luźniej.

Po drodze złapani najpierw koledzy z Krotoszyna, później Adrian Jurek i później dwa razy Kuba - z którym spotkałem się na bufecie, odjechał z moją grupą, a później chwilę za Prababką. Trzymał w miarę koło, do czasu aż mu nie spadł łańcuch :/

Przez tą cholerną pogoń za grupką długi czas straciliśmy wiele sil. Mnie zaczęły lapać skrucze przed samą Premią Górską pod Prababkę. Pewnie z niezłym grymasem na twarzy, ale wjechalem i dało radę pokonać ból w lewym podudziu.

I to cały maraton, równa długa i mocna jazda. Śmialo mogę napisać, że jako nie udało się nic wywalczyć - wyszedł z tego niezły trening :D

Kategoria M2: 9/23
OPEN: 42/224

cad: 84

https://www.strava.com/activities/292349520


Z Patersonem, Zbigim (zwycięzcą kat. M5 mini) na mecie z flagą Krotoszyna :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Ahh jak przyjemnie :))

Sobota, 4 kwietnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Interkol, 100-150km
Uczestnicy
Oj brakowało mi ostatnio takiego długiego i fajnego treningu. Od początku na spokojnie dojechałem do Ostrowa rowerem by później wspólnie z chłopakami potrenować.

Ruszyliśmy spod Lewiatana na Przygodzice, Topolę i Odolanów, Sulmierzyce w kierunku Milicza i na Krotoszyn.

Z zalożenia miało być spokojnie, ale im wiecej testosteronu się zbierze razem tym tempo jest szybsze i bardziej rwane.
W Sulmierzycach odbija Grześ, niedaleko Milicza zawraca Michał........a po chwili bez słowa znikają Przemo i Błażej Ś....dziwne.. Krzysiu decyduje się dzwonić do nich, ale bezskutecznie....no to jedziemy dalej. Fajnie i w równym tempie, ja Blażej W., Krzysiek L i Kuba L.

Ostatnie 6km ze Zdun do Krotoszyna pomyślałem sobie, że zrobię fajny konkretny interwał i dam jedną długą zmianę. I tak bylo, 6km równego tempa od Tablicy do tablicy. Pod koniec już ledwo dawałem radę i stąd mój dzisiejszy Hr Max... No i już, koniec.... :)

Chłopacy pojechali na Ostrów, a ja czym prędzej do domu:)

Świetny trening, jakby co....jutro o ile pogoda pozwoli o 11:00 powtórka na rynku w Ostrowie Wlkp.:)

cad: 85

https://www.strava.com/activities/278948027/

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Kto ma EPO ?!

Sobota, 21 marca 2015 · Komentarze(5)
Kategoria 100-150km, Interkol
Uczestnicy
Wczoraj odebrałem wyniki krwi i stwierdzam dwie rzeczy: albo ciut za dużo treningów i potrzeba odpoczynku albo potrzebne mi epo ;)
Krew słaba - dosłownie, rzadka jak barszcz. Ale mimo tego "jakoś" jadę z tymi co wyniki krwi mają na drugiej granicy normy.

I to chyba cały dzień siedziało mi w głowie, albo faktycznie ciut zmęczony byłem. Totalnie nie szło. Chociaż, pierwsze 30km myślałem że mam mega moc, a to się okazało tylko przyjemnym wiaterkiem w plecy. No cóz. Chłopaki dzisiaj nie szaleli nawet za bardzo, ale nogi były moje niczym z żeliwa i strasznie piekły na każdym przyspieszeniu i przy każdej zmianie. Totalnie nie mój dzień.

W Kobylej Górze ocknąłem się, że gdy pojadę z nimi na Ose, Międzybórz i Sośnie to wyjdzie mi dodatkowo jakieś 30km...a może i więcej.
Zdrowy rozsądek wygrał dzisiaj. Nie dość, że nie czułem się najlepiej, tak jeszcze dystansu pod 160-180km mi w ogóle nie potrzeba. A obecnie jedyne co to wymagać mogę od siebie odpoczynku ;)

I tak się stało, że ze mną w Kobyłce skręcił Mati Szukowski. Miałem więc z kim jechać, cały czas przy sobie, wspólnie kręcąc z nóżki na nóżkę i rozmawiając o wielu wielu sprawach :)

cad: 84

https://www.strava.com/activities/271667541/

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Lifefitness club - mega fun :)

Wtorek, 17 marca 2015 · Komentarze(6)
Dzisiaj razem z Damianem, Krzysiem i wieloma innymi szalonymi rowerzystami / kolarzami poszaleliśmy na Spinningu u Ani w Lifefitnessclubie. Najpierw godzinka fajnych interwałów, by później zainkasować mniej więcej godzinkę tabaty. Oj weszło w nogi mimo kontrolowanego oszczędzania sił, których musi jeszcze wystarczyć na jutro i czwartek ;)

Po treningu wpadł zestaw kebabowy i mały shake truskawkowy w McDonaldzie z ekipą z Krotoszyna :D Wyszedł bardzo ale to bardzo pozytywny wyjazd :)

Czasowo w strefach to wyszło chyba mniej więcej;

Strefa 3: 30min
Strefa 4: 80min
Strefa 5: 10min


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Pitu pitu lajtu lajtu :)

Niedziela, 8 marca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 100-150km, Interkol
Uczestnicy
Kolejny dzień, kolejny trening, kolejne ściganko.... Było super, w dobrym towarzystwie, z dobrymi humorami.

Pojechalim razem z Arturem prosto na Ostrów. Przeciągnąłem go całe 30km :] Jechało się przyjemnie, lajtowo, bez zmęczenia. Na szczęście udało się zregenerować po wczorajszej szajbie. Ustaliliśmy trasę na Dobrzycę, Koźmin Wlkp. i Krotoszyn.
Płasko płasko i jeszcze raz płasko... Nuda! A gdzie tam, wyszło fajne kręcenie długo w tlenie.

Jedyna szajba wyszła na prostej Koźmin - Krotoszyn gdzie zaczęli wszyscy skakać. Ja już miałem nogi ubite po wczorajszym, każdy kto świeższy więc szarpał. Ja tylko siadałem na kole. Po tym jak zaatakował Przemko - Błażej W. zaciągnął dość mocno, a tu wyprzedza nas jakaś mini cysterna czy coś. Zwolnila bo nie miała jak wyprzedzić Przema......to usiedliśmy jej na kole i trochę nas podciągneła pod Krotoszyn. W sumie tablicę zdobył Rafał który najdlużej się za nią utrzymał, a drugi Bazyl który poprawil się sporo po płaskim a ja trzeci.

Po tym ja już chciałem jechac do domu, ale dałem się namowić na jazdę jeszcze w kierunku Sulmierzyc, jednak w połowie drogi skręciłem na Chachalnię i tam prosto do domu. Odezwał się glos rozsądku - przecież jutro mam niby jechać w góry, no to rozkręciłem powoli nóżkę przez co średnia trochę poleciała w dół.

Wyszedł świetny trening :) Kto nie był niech żałuje ;)

caD: 83
przewyższenia 279m

https://www.strava.com/activities/264840509

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Za długo, za daleko, za szybko...

Sobota, 7 marca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria 100-150km, Interkol
Uczestnicy
Pojechałem sobie dzisiaj pod Lewiatan na Grabowskiej z myślą, że po kilku dniach laby będzie trzeba sobie spokojnie pojeździć i nie dawać w palnik.

No niestety, wyszło jak zwykle. Szybko, długo i z rwaniem. Sam coś tam dwa razy prowokując chciałem tylko sprawdzić nóżki.
Raz pod kościółek przed Miliczem i aż do samego Milicza mocna jazda. Poszło w miarę fajnie, serducho trochę szybciej zabiło.
Drugi raz przy swojej zmianie do Sulmierzyc dokręcając najpierw do 40kmh pod górkę, a później do tablicy do 55kmh. Zabolało, ale chłopaki sobie zrobili fajny finisz, bo ja już nie byłem w stanie jeszcze wstać i przydusić.
Poza tym to tylko jeszcze po ataku Przemka na górkę przed Domasławicami. Ogólnie cały czas w czubie ;)
Forma chyba nie jest zła. Wytrzymałość już na pewno jest. Teraz jeszcze jutro i w poniedziałek długie trasy, a później już krócej i intensywniej z odpowiednimi interwałami.

Patrząc po dzisiejszej nocnej delikatnej imprezce, późnym spaniu, alkoholu i ogólnie niewyspaniu to tragedii nie było :] Ale pojechałem też głodny - jedzenie za bardzo z rana nie wchodziło i ogólnie zmęczony.

cad: 83

https://www.strava.com/activities/264288957

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)