To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:17725.93 km (w terenie 43.43 km; 0.25%)
Czas w ruchu:554:43
Średnia prędkość:31.95 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:115078 m
Maks. tętno maksymalne:210 (105 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:359064 kcal
Liczba aktywności:165
Średnio na aktywność:107.43 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Pętla Beskidzka 2012 - GIGA

Sobota, 7 lipca 2012 · Komentarze(5)
Pierwszy podjazd pod Salmopol :))


Oficjalnie:
Dystans: 132km
Czas: 5h 15m 19s
Śr.V: 25,2km/h
Open: 76/137
Kategoria: 21/37

Tegoroczna pętla beskidzka nie różniła się prawie niczym od poprzednich edycji: pod górę, w dół, gorąco i fajnie :)

Start o 10:00 w kategorii wiekowej "A" - od startu organizator nadał nam niemałe tempo, autem śmigał coś ponad 50km/h, ale później zwolnił. Od początku ogień w nogach, najpierw troszkę płasko i zaczął się po chwili podjazd pod Salmopol. Najpierw trzymam się z czołówką, ale na 2km przed szczytem puszczam koło bo nie jestem w stanie jechać z grupą. Resztę podjazdu pokonuję sam, myślę że w całkiem dobrym tempie..

Na zjeździe z Salmopolu dogania mnie czołówka kategorii B - zjeżdżają jak szaleni, później po płaskim i małych hopkach udaje się jechać w ich grupie nie męcząc się zbytnio w środku stawki. Jednak gdzieś na 40km idzie niezłe tempo pod górę i muszę uznać ich wyższość nad sobą.. Czekam też na pozostałych Interkolowców, myślałem że dojdą mnie dużo szybciej, a tu się zdziwiłem bo złapali mnie dopiero na podjeździe na 53km. Pozdrowienia i pojechali ;)

Podjeżdżało się całkiem dobrze, cały czas równym "moim mocnym" tempem żeby się nie zajechać, ale też żeby nie tracić.. Bałem się, że mogę nie ukończyć wyścigu, bo w zeszłym roku sie nie udało.. Później przyszedł podjazd pod Kubalonkę, na którym trochę cierpiałem, jazda w upale 39*C i w pełnym słońcu mi nie służyła i była tam istna masakra dla mnie.. Dalej zjazdy do Wisły gdzie ciąłem niemiłosiernie, poszalałem jak tylko umiałem i mogłem, minąłem sporo ludzi na zjeździe..

Później przyszły dwie pętle pod Zameczek, pierwsza pętla pokonana z nieświadomością co mnie czeka - więc jechałem dość zachowawczo, miejscami 11-13%, średnio też dość ostro, ale kibice dodawali sił i otuchy. Później znowu zjazd jak z Kubalonki, jechałem jeszcze szybciej bo już zupełnie byłem pewny siebie bo znałem już ten zjazd. Drugi podjazd pokonany praktycznie na maxa, nie oszczędzałem się i tu się też trochę zdziwiłem - że tak powiem, miałem "zaczątki" skurczów.. Łapał mnie w lewej nodze od spodu w udzie i w prawej łydce.. To było jakoś na 500m do szczytu... Zwolniłem troche, rozprostowałem nogi na stojąco na rowerze i dojechałem znowu na zjazdy ;)

Dalej do już podjazd ostatni na Salmopol, tu się dziwię bo mijam kolegę Krzyśka z Nowego Sącza, który śmigał od początku w czołówce i nadawał mocne tempo.. Jedzie mi się bosko, noga kręci tak jakbym chciał, na Salmopolu mijam sporą ilość kolarzy, od jednego dostaję całą ZIMNĄ butelkę wody - piję, polewam głowę i kark = odżywam i wjeżdżam na metę, tu o dziwo padam na trawe i leżę jak nieżywy nabierając przeróżne kolory. Po 15minutach dochodzę do siebie i zjeżdżam do bazy ;)

Bufety były bardzo udane, arbuzy boskie, pomarańcza również - woda nawet jakby chłodna :D

Wyścig zaliczam do udanych, przejechałem dystans GIGA ! Jestem z siebie zadowolony, progres jest, wytrzymałość lepsza, jazda po górach średnia nadal - tu chyba trzeba jeszcze mocniej potrenować..

Wieczorem piwkowanie, chipsy, pizza.. Czyli typowa dieta kolarza :D

A tu cyferki z licznika:

Dystans: 132km
Czas: 5h 10m 23s
Średnia V: 25,6km/h
Max V: 72km/h
Śr.kadencja: 79
Max kadencja: 126
Czas w I strefie: 11m 40s
Czas w II strefie: 2h 46m 21s
Czas w III strefie: 2h 07m 24s
Max temperatura: 39*C
Przewyższenia: 2472m
Dst. podjazdów: 52km
Czas podjazdów: 3h 6m
Śr.V. podjazdów: 16,9kmh
Śr % podjazdów wszystkich: 6%
Max % : 13%

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Czasówka Sieroszewice

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, Zawody
Co tu dużo pisać.. Nie poszło tak jak chciałem, ale jak na mnie nie czasowca to i tak i nie.. Choć na tą formę co jest, spodziewałem się lepszego wyniku ;)

cad: 89

01.07.2012 odbyła się III Czasówka o Puchar Wójta Gminy Sieroszewice. Dzięki naszym sponsorom SHIMANO Polska oraz ActivLab z Ostrowa Wlkp. każdy zawodnik w obliczu bogatego „pakietu startowego” był mile zaskoczony. Dopisała pogoda, frekwencja oraz pozytywnie nastawieni ludzie, a także telewizja.
Do Strzyżewa na start przyjechało 75 zawodników z całego kraju. Od samego rana można było się rejestrować i pobierać pakiety startowe, w których od ActivLab z Ostrowa Wlkp. znalazły się izotonik, baton energetyczny oraz napój „BCAA Xtra Drink”. Później każdy udawał się z powrotem do swoich samochodów i rowerów by dopełnić wszystkich przedstartowych czynności. Obowiązkowo przypięty numer na kierownicy, sprawny licznik, przykręcona „lemondka”. Po ubraniu się i zalaniu bidonów można było ruszać na rozgrzewkę. W ten jakże upalny dzień potrzebne było dobre nawodnienie, które zapewnił ActivLab sponsorując izotoniki. Po przyjechaniu na linię start-mety każdy po kolei był wyczytywany z imienia i nazwiska oraz miał odliczany czas do startu. Start zawodników odbywał się sprawnie i w dwu-minutowych interwałach. W powietrzu można było wyczuć, oprócz „duchoty”, coraz bardziej nerwową atmosferę. Trasa czasówki liczyła 17,5km i miała po drodze kilka małych pagórków, które skutecznie wytrącały z szybkiego rytmu pedałowania. Także dość silny wiatr utrudniał jazdę. Na trasie nie było mowy na chociaż chwilę odpoczynku. Pot lał się strumieniami, a termometr w liczniku pokazywał ponad 40*C. Ważne było aby, nawet na tak krótkiej trasie, uzupełniać tracone przez kolarza wodę i minerały.
Po ukończeniu trasy, która była bardzo bezpieczna dzięki asyście strażaków z OSP Sieroszewice każdy udawał się do biura zawodów po pamiątkowy medal z zawodów. Wszyscy zmęczeni zawodnicy mogli liczyć na ciepły poczęstunek, słodycze oraz ciasto. Jednak najbardziej zbawienny okazał się napój „BCAA Xtra Drink” od ActivLab, który pomógł się nawodnić i lepiej zregenerować zaraz po czasó1)ce. Niedługo po przyjeździe na metę ostatniego zawodnika odbyła się dekoracja najlepszych i wręczanie nagród. Tutaj imprezę organizowaną przez OTR Interkol można zaliczyć do najwyższej polskiej półki, gdyż nagrody ufundowane przez SHIMANO Polska zaskoczyły wszystkich. Kilka słów zawodnicy usłyszeli także od Wójta gminy Sieroszewice, który zapraszał na inne zawody sportowe organizowane na tym terenie, a także zaprosił kolarzy na następny rok. A wszystko to zarejestrowały kamery telewizji lokalnej ProArt, która uwieczniła zmagania kolarzy, dobrą organizację, a także bogaty sponsoring od ActivLab Ostrów Wlkp. oraz SHIMANO.
Można szczerze powiedzieć, że zawody organizowane przez OTR Interkol były bardzo udane. Dopisali sponsorzy, władze, a także pogoda, która postarała się aż za bardzo. Przypuszczam, że w przyszłym roku zjawi się jeszcze więcej kolarzy na starcie czasówki, a niektórzy przyjadą na nowo „zdobytym” napędzie ufundowanym przez SHIMANO Polska.

zredagował Krzysztof Kubik [Kriso]

Na razie jedna fotka, więcej jutro.. Teraz czas na mecz!

El Pistolero pokaże siłę dopiero w górach! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Wyścig w Lesznie - dalej dalej, proszę leć, proszę gnaj ! ;-)

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(8)
Od samego rana wyjazd z - Michałem - - kierunek Leszno :) Szybko dołączamy do kolumny samochodów Interkolu i już razem w grupie jedziemy na wyścig. Dojazd do bazy, odbieramy numerki, załatwiamy co trzeba i szykujemy się. Po wszystkich jedziemy na start..

Na starcie wymieszaliśmy się trochę, ja startuję obok Michała i Błażeja niestety gdzieś w drugiej połowie peletonu. Zaraz po starcie grupa z przodu daje ostro gazu i niestety zostaję daleko za głównym peletonem.. Próbuję sam gonić, ale nie daję rady.. Obracam się za siebie, a tam ok 300m za mną jedzie jakaś grupka, w której dominują zawodnicy MTB.. Poczekałem jednak bo samemu bym nie doszedł, a tylko bym się bardziej wynorał.. I tak goniliśmy peleton jakieś 15km od samego startu, jadąc po zmianach, ale w końcu dołączyliśmy.. Na szczęście uspokoiło się w peletonie i dało radę chwilę odpocząć chociaż...

Jechałem od tego czasu gdzieś na tyłach peletonu, gdzie była cholerna nerwówka i co chwila hamowanie prawie do zera.. Postanowiłem się czym prędzej z tamtąd wynosić bo ile można tak jechać w peletonie.. Gdy dojechałem do czuba słyszę "że trzeba ich gonić, dalej dalej, hop hop hop" Nagły zryw peletonu gdzieś na 20/25km i tak patrzę a z przodu ucieka dwójka Interkolowców - Artur i Grzegorz, jednak długo tak nie pojechali bo peleton nie odpuszczał..

Gdy tylko do nich dojechaliśmy, jakoś mi się lekko jechało, dobra prędkość, dobre przełożenie, trochę z górki i dokręciłem, spróbowałem swojej szansy i uciekłem.. Jechałem kilkaset metrów przed peletonem przez kilka minut, ale niestety mnie nie puścili. Po jakimś czasie dołączył do mnie z VTeam kolega Kolenda i kilku innych kolarzy, myślałem że pójdziemy większą ucieczką, ale peleton był już tuż tuż a u nas nie miał kto dawać zmian.. Szkoda, nie udało się.. Dalej już trzymałem się czuba i starałem się niżej nie schodzić, co chwila mnóstwo ataków które po chwili były kasowane..

Dookoła kilka wypadków, sam raz bym leżał bo jeden zawodnik przede mną ominął zajebistą dziurę nie licząc się z konsekwencjami, a ja jadąc zaraz przy nim wjechałem na pobocze gdzie była kupa piachu, grząski teren, przy ponad 40km/h myślałem że zaraz się wyłożę bo koła się zakopywały już, ale czym prędzej udało się stamtąd zjechać.. Uff !
Na prostych kilka osób się wyłożyło, niezbyt przyjemny odgłos upadającego kolarza i zgrzytu spotykającego się asfaltu i roweru.. Auu ! Najlepsze było przy rozjeździe na mini i mega - dwóch jechało na mini prosto, jeden kolarz skręcał w lewo i się spotkali nieprzyjemnie - jebs o asfalt.. KOlejna ciekawa sytuacja była na jednym takim terenie gdzie było kilka ostrzejszych zakrętów - jeden koleżka wychodził z rowu, musiał pojechać prosto na zakręcie.. :D

Starałem się jeść regularnie, popijając sporą ilością wody, której troszeczkę brakło [tak z 4/5 łyków dosłownie] więc nie było nieoczekiwanego odcięcia prądu.

Gdzieś na 75/80km znowu postanowiłem spróbować swojej szansy w ucieczce, zaatakowałem, za mną skoczył jeden "pomarańczowy" kolega i tak miałem cichą nadzieję, że nas puszczą bo dlugo nie mogli nas dojść.. Uciekaliśmy sporo we dwójkę, ale po kilku kilometrach peleton już nas "skasował" podziękowaliśmy sobie i zjechaliśmy do grupy.. Od tamtego momentu pilnowałem już tylko czuba i nie atakowałem, pospawałem kilka razy naszą grupę co nie było łatwe w sumie ;)

Było na trasie kilka górek, które bez jakiegokolwiek problemu pokonywałem, przeskakiwałem maruderów, bo sporo osób odpadało pod te niewielkie wzniosy..

No i w sumie do samej mety nie działo się już nic nowego, ciągle ktoś próbowałem skakać i uciekał, ale na metę wpadł peleton ;)

Jakiś kilometr przed kreską skapłem się że to już czas, starałem się przechodzić jak najbardziej na wyższe pozycje i udało się minąć sporą ilość kolarzy, ale było bardzo bardzo ciasno, wszyscy się rozjechali na całą szerokość drogi, po chwili na swoich plecach czuję rękę i słyszę "jadę lewą jadę lewą" - to sobie powiedziałem, nigdzie k... nie pojedziesz.. nie ustąpiłem, no bo bez przesady na finiszu jeszcze.. po chwili usłyszałem jedynie za sobą znowu ten nieprzyjemny zgrzyt roweru spotykającego asfalt, kilka osób się wyłożyło, jeden kolega ponoć złamał bark i zabrała go karetka..
Ja się starałem zafiniszować, ale jednak było zbyt ciasno i nie chciałem też dalej ryzykować.. W sumie i tak dobre miejsce wywalczyłem.. ;)

OPEN: 19/189
KAT: 7/35

Jest dobrze, jak na praktycznie płaski maraton, przyjechałem w czubie.. Zrobiłem prawie co miałem bo pozostał mały niedosyt. :)
Jako drużyna INTERKOL pojechał świetnie, sporo osób od nas na czołowych miejscach.

I no dalej moja forma jest boska, nigdy się nie spodziewałem że tak dobrze pojadę taki maraton, rok temu pewnie nawet na tych pierwszych 15km odpuściłbym peleton z braku sił, a teraz daję radę walczyć z najlepszymi :)

A tak jeszcze o tytule, to cały czas prawie nuciłem sobie przebój ENEJa - Skrzydlate Ręce i najbardziej ten kawałek "dalej dalej, proszę leć, proszę gnaj" :D Pomogło ;)

Kolejny poważny wyścig to górski Maraton w ISTEBNEJ,a tydzień po tym wyjazd na TdP amatorów :)

Fotka z finiszu, jadę po prawej stronie najbardziej, troszkę z tyłu zdjęcia ;)


Finisz:


cad:87

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(8)

2 miejsce w kategorii, 3 miejsce OPEN ! jest świetnie ! :D

Niedziela, 20 maja 2012 · Komentarze(6)
To ci dopiero wynora no ;)

Kategoria: 2/7
Open: 3/21

Od samego rana wyjazd z Krotoszyna - kierunek Mikstat i wyścig "selekcjonerka" czyli 3 okrążenia z dwoma fajnymi podjazdami ;)

Jak już przyjechałem na miejsce to jeszcze nawet nikogo nie było, później po kolei przyjeżdżali Prezes, Wiceprezes i reszta :D Szybkie przywitanie, odebrałem numerek startowy i poszedłem się szykowąc :) Bidony zalane, jedzenie zapakowane, kask zapięty - można jechać ;)
Gdy przyszedł czas startu o godzinie 11 jeszcze mi się siku zachciało, najpierw 5km dojechaliśmy do lini "startu ostrego" i tam jeszcze zrobiłem co trzeba ;)

Od startu było mocno, tempo wysokie, ale nikt jak zawsze nie chciał prowadzić, po szybkich zmianach przejechaliśmy parę KM i nagle mocniej zaciągnął jeden z przyjezdnych i tak jechał przez dobre 10-20 minut 100m przed peletonem ;) Namęczył się niepotrzebnie, no ale to jego sprawa ;)

Gdy przyszedł podjazd, na którym usytuowana była meta, zaatakował Błażej, do którego doszedł Bazyl i tak razem uciekli. Wszyscy myśleliśmy, że Bazyl nie będzie wychodził Błażejowi na zmiany, no ale ten go dociągnął prawie do mety,..

Drugie kółko przejechane bez historii, kilka mocnych zaciągów Przemka, ale wszystko kontrolował przyjezdny z ekipy "Lampre" i nie pozwalał mu odjechać..
Tutaj też na jednym stromym podjeździku myslałem że już nie dam rady, troszkę mnie odcięło i zaczęli mnie inni mijać po bokach, a tu nagle słysze rozmowę "ej kris już nie może, już zdycha" czy coś w ten deseń.. No to mnie tak wpieniło, że zacisnąłem zęby - bo najlepszą motywacją dla mnie jest, gdy ktoś mi mówi że czegoś nie mogę, nie potrafię..

Trzecie kółko było decydujące - ostatnie ;) Tam już pilnowałem koła porządnie, pod podjazdy kontrolowałem stawkę, nie dawałem może jakiś wielkich zmian, ale no cóż ;) Na tym stromym podjeździe mijamy Bazyla, którego poprawił Błażej i mu uciekł i ostatecznie wygrał wyscig..
Wcześniej też odpadli prawie wszyscy przyjezdni, został aby kolega z "lampre", który nagle zaczął coś mielić, zaczęły mu przeskakiwać przerzutki i pożegnaliśmy go.. Dalej jechaliśmy już tylko w ekipie INTERKOLOWEJ i tak dojechaliśmy do mety...

Na finałowym podjeździe zaatakował Michał ,za nim jechał Grzegorz i Maciej, myslałem że za nim pojadą, ale go puścili i niestety dupa, bo już sam go nie ścigałem.. Jadąc w grupie pilnowałem końca gdyż przeczuwałem ataki innych kolegów, ale nic się nie działo..

No to sam skoczyłem do przodu :D I dobrze zrobiłem, na jakiś chyba kilometr przed metą pojechałem w tzw. "trupa" i zapitalałem nieźle, widziałem że skoczył chyba za mną Przemek, ale nie dał rady już, a gdyby mi dali jeszcze ze 100-200metrów to i doszedłbym Michała i był drugi open ;)

Wyścig rozegrany przeze mnie dobrze, forma jest mega, co tu dużo pisać :D

HRmax osiągnięty na finałowym podjeździe przy atakowaniu ;) Po przyjeździe myslałem że po prostu puszczę pawia..;)

cad: 86



Jest podium !


Z kolegami którzy jadą z Barcelony do Sycowa ! Zobacz to sam -> wycieczka barcelona syców
i barca syców na FB: KLIKNIJ i lajknij na FB ;) ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Klasyk Radkowski 2012 !

Sobota, 5 maja 2012 · Komentarze(4)
Było zimno i ciepło, wcześnie i późno, szybko i trochę wolniej... Ale od początku!

Z Krotoszyna wyjeżdżamy z Arturem jakoś o 4:15 rano. Czyli snu było tyle co kot napłakał bo zbyt wcześnie nie zasnę.. Planowo chwilę po 7:00 wjeżdżamy nad zalew w Radkowie, odbieramy numery i szykujemy się do maratonu.. Co jest najlepsze wtedy było około 7-10*C i zalegała spora mgła..
Gdy Artur pojechał na start [startował w pierwszej grupie] ja się spokojnie jeszcze szykowałem bo miałem jeszcze prawie 20 minut.. Wszystko popakowane w kieszonki, bidony zalane, więc można jechać na mini rozgrzewkę.. Podjeżdżam na chwilę na start i spotykam travisb - kolega z ForumSzosowego. Na starcie miał prawie kompletnie pusty bidon - to wlałem mu swojego picia, a sam pojechałem po chwili dolać sobie wody :) Spotykam Virenque, chwilę rozmawiamy i jadę na start.

Gdy przychodzi 8:20 równo wyjeżdżamy w trasę. W grupie wydaje się być kilku mocnych ludzi, jest także jedna bardzo ładna pani - ale tutaj bez sentymentów :D
Od samego początku mocno cisnę i pod pierwsze ostre wzniesienie jeszcze nad zalewem zostaje nas raptem dwóch.. Jedziemy tak kilkaset metrów po kostce a tu nagle przestaje działać licznik.. Znowu przesunął się magnesik na szprysze i musiałem szybko poprawić.. Tracę kilka cennych sekund, przegania mnie cała grupa moja, ja musze gonić i w sumie tracę też trochę sił...
Gdy doganiam grupę chwilę odpoczywam, ale tempo jest tak niskie po płaskim i na tym zjeździe, że dokręcam i to sporo żeby wielu się nie utrzymało i znowu ten sam kolega za mną skoczył.. A więc jedziemy tak kilka dobrych kilometrów sami by dogonił nas kolega, który miał sttartować z nami ale się spóźnił na start [okazało się później, że pojechał i wygrał dystans MINI] ale tak jedziemy tylko do pierwszej góry.. Kolega narzucił takie tempo, że w sumie stwierdziłem że wyjechanie się na pierwszej górze to będzie niezbyt dobry pomysł i po 2-3km puściłem koło..

Dalej to tylko i wyłącznie walka z samym sobą, mijanie sporej ilości ludzi przy czym mnie znowu minęło tylko kilku kolarzy.. Pierwszy podjazd pokonany dość żwawo i gdy przyszło do zjazdu to się załamałem.. Może tragedii nie było ale to taka GRUSZECZKA trzebnicka i to na zjeździe.. Czyli dziura pogania dziurę, łata na łacie, mega nierówno.. Gdy przyszło do drugiego podjazdu moim oczom ukazuje się świetna ścianka gdzieś pewnie ze 20%, krótko ale stromo.. :) Przychodzi kolejny zjazd w samotności, dość kręty i z kilkoma serpentynami, ale po jakimś czasie jest bufet, tam daję do napełnienia bidon - uciekam w krzaczki na siku i po chwili jadę znowu dalej.. Robi się coraz cieplej, licznik pokazuje 23*C - podciągam rękawy, rozpinam wiatrówkę i koszulkę i zaczynam wspinaczkę na Karłów..
Jedzie się świetnie, tempo myślę że niezłe mijam kilku kolarzy, a tu nagle gdzieś tak za połową mija mnie Virenque, który startował za mną 10 minut..
Propozycja koła ?! Nie dzięki ;) Wolę swoim tempem, ja się jeszcze wytrenuję!

Na razie chyba będę celował w "klasyki" czyli płasko płasko, stroma górka, płasko górka i meta, z rantami i sprintem... Tu na razie upatruję swoich szans.. W Trzebnicy byłoby sto razy lepiej tylko, że za szybko od początku i troszku zdechłem ;)

Ale wróćmy do KR2012 - po tym uświadamiam sobie, że jednak tempo moje jest niewystarczające i trochę przyspieszam.. Ale po chwili mija mnie jeszcze jeden kolega Bartek - jako że to już powoli koniec podjazdu staram się mieć go w polu widzenia, między nami jadą jescze jacyś kolarze i razem zjeżdżamy z Karłowa na serpentynach.. I tu niestety trochę mi uciekli, chyba jechałem zbyt asekuracyjnie, w sumie łatwo o wypadek, a ja mistrzem w zjazdach nie jestem.. Nie ścigam się o złote gacie więc wole mieć wszystkie kości całe ;)

Po tym zjeździe znowu przychodzi czas na "pierwszy podjazd" a w sumie już czwarty.. Doganiam jakiegoś kolegę z którym jadę sporo czasu po zmianach, gdy pojawia się góra on coś mocno zwalnia a ja jadę za nim, pytam się go czemu nie zmieni z blatu na małą tarczę i tu słyszę "na dziurach coś przerzutka przestała działać" xD No masakra, ciekawe jak gościu docisnął do mety, chyba "trochę" podprowadzał jakieś kawałki bo z tyłu mówił że ma max 25zębów.. :/

Od niego więc uciekam, dojeżdżam do kolejnego nieznajomego mi osobnika i tu się znowu zadziwiam bardzo pozytywnie i wywiązuje się taki oto dialog:
Krzysztof ? - Tak.. - Kubik ? - Tak.. A co ? - Kris91 z bikestats ? - No tak, ale o co chodzi ? - A bo ja pracuję w Gazecie Wrocławskiej, z miłą chęcią zawsze czytam Twojego bloga, świetnie piszesz.. Dzięki kolego! :) I aż się chce jechać, aż się chce jeździć maratony ;)
Ale niestety zostawiam go również [ale ja mocny jestem :D ] i dalej to znowu samotna jazda aż do kolejnego bufetu.. ZNowu daję bidon do napełnienia u ciekam w krzaczki, po chwili startuję i jadę od kolarza do kolarza, na podjeździe co rusz widzę kogoś przed sobą i celem oczywistym jest dojechanie do niego i prześcignięcie.. Ale jeden kolega się nie dał - Dojechałem do niego, przejeżdżam obok, a tu naglę słyszę sapanie na plecach :D Przyspieszam trochę bardziej, ciągle słyszę sapanie, no to już się pogodziłem z tym że będzie siedział na kole, na końcu podjazdu już podjeżdża do mnie i dziękuje że dałem mu koła bo sam to by jechał z jakieś 10-15 minut dlużej chyba i moje tempo było za szybkie dla niego, ale dał radę.. :) Dalej "szaleję" na zjazdach gdyż już wiem co mnie może czekać - skręt w lewo nad zalew i mała góreczka cisnę ostro, kolega już sotaje i słyszę "ałaaaa skurcz", ja cisnę tak mocno, że nie daję rady wykręcić na metę i niemal wpadam na samochody, od zera znowu lecę na metę.

Wpadam szczęśliwy, dostaję medal i karteczkę na jedzienie, po chwili dojeżdża mój kolega i dziękuje za jazdę wspólną.

Dalej to już miłe pogaduchy i żarty z Krzywy'm z bikestats, Virenque, i paroma innymi ziomkami..

Z maratonu jestem bardzo zadowolony, wiem gdzie moje miejsce w peletonie "górskim". Jeszcze trochę mi brakuje do czołówki, sam chciałem skończyć ten maraton jakoś 20minut szybciej, ale wyszło jak wyszło.. Nie cisnąłem za mocno bo bałem się o skurcze - tętno niby mniejsze niż w Trzebnicy, ale nogi jakoś bardziej wyjechane...

Oficjalne wyniki:
Czas: 05h 02m 02s
Miejsce OPEN: 21/93
Miejsce KAT: 7/12

Był na mecie pyszny gulasz z ryżem - zjadłem chyba ze 3 albo 4 porcje.. Mniami! :)

Pojechałem na tyle ile mogłem i cieszy to że jest to do tej pory w sumie mój najszybszy górski maraton, cieszy więc na pewno widoczny progres. Nie złapały skurcze, nie brakło ani picia ani jedzenia.. Więc przejechałem cały maraton "normalnie" :)

cad:86

A tu jeszcze zdjęcia z Trzebnicy:

Zapitalam na "premii górskiej"



Zdjęcie z samolotu, kto dojrzy dwa rozłożone ciała Interkolowców ?! ja to ten po prawej ;D W pobliżu białego busa..

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

VI Maraton Trzebnicki ! SUKCES ! :)

Sobota, 28 kwietnia 2012 · Komentarze(6)
Ale się działo :)

W sobotę z samego rana wyjazd z domu po Artura i razem jedziemy na Trzebnicę ;)
Przyjazd na miejsce około godziny 7:30 i dzięki temu był czas na spokojne odebranie pakietu startowego i zamocowanie numerków na kierownicy i sztycy.
Później czas na przebieranie się, zalanie bidonów izotonikiem oraz pójście do toalety.. Wiadomo ;)

Dalej już czekanie na start :) Od samego początku słońce praży wręcz i zapowiada się masakra.. Umawiamy się z Grzegorzem, który startuje 4 minuty przede mną, że za mną poczeka, gdyż moja grupa jest o wiele mocniejsza i razem pojedziemy bo i tak to nadrobi...

Na starcie przywitanie się oraz wymiana kilku zdań z Arturem Kozalem [wygrał rok temu] i czas na start. Od startu istna rzeź.. Tempo jakieś 40km/h jeszcze w Trzebnicy, górka czy płasko ostre ciśnienie.. Gdy motocyklista nas puścił przed siebie byłem na zmianie i gdy tylko zszedłem z niej zauważyłem, że jedzie nas raptem czterech.. No masakra..
Moja taktyka na ten wyścig ? Trzymać się na kole Artura i liczyć na to, że dam radę.. I dobrze zrobiłem, gość jest niesamowity, na płaskim jedziemy 50km/h po czym on nie wiadomo skąd przyspiesza do 55km/h.. Od startu moje tętno wahało się od 170-185 i niżej nie schodziło do gdzieś tak 110km.
Ale każde jego mocniejsze pociągnięcie kontrolowałem gdyż zawsze go miałem przed sobą i mogłem szybko zareagowac i doskoczyć..

Na 29km przestaje działać licznik, wypada pełen bidon izotoniku.. Przez chwilę pojawiła się myśl: zatrzymaj się i wracaj po bidon.. Ale tempo było tak kosmiczne, że nigdy w życiu bym sam tak nie pojechał i nie miał bym szans na jakikolwiek wynik.. Na jednym kawałku byłe tak masakryczne nierówności, że niestety pożegnałem mój bidon.. Teraz trzeba zamówić nowe..

Dalej to już jazda tylko z pomiarem kadencji i pulsu, bez prędkości i liczby przejechanych kilometrów.. Musiałem się pytać ludzi, na którym kilometrze jesteśmy..

Na 50km - pierwsze wzniesienie był prawdziwy pokaz mocy, Grzegorz zszedł ze zmiany, na podjeździe prowadził Wiatrak, a za nim jechał Artur Kozal i ja.. Nigdy jeszcze tak szybko tam nie wjechałem.. Artur poprawił Wiatraka... Jako, że trzymałem się Artura, od razu za nim skoczyłem i zrobiła się wyrwa gdzieś z 300m, ale niestety się załatała bo potem bym zjazd..

Dalej to jazda po płaskim i bez problemu jeszcze dawałem zmiany tak do 90km..
Później brakło trochę jedzenia, sporo czasu wcześniej jechałem prawie o "suchym pysku" przez stratę bidonu.. I nie szło tego nadrobić..

Od 90km czułem, że mój czas już nadchodzi, żeby się z chłopakami powoli żegnać..
Nie dawałem już praktycznie zmian, od razu się chowałem do peletonu za Artura.. No nie szło po prostu.. I niestety na kolejnej górce ok 100-110km puściłem koło przed tą stromizną.. Puls szalał, by później spaść do ok 150-160, ale na wyższy już nie szło wejść.. Płyty jednak przejechane bez najmniejszych problemów i w miarę żwawo, tam jeszcze widziałem Grzegorza i 2 innych z grupy, którzy tez nie utrzymali koła Arturowi i Wiatrakowi.. Ale później już bekło..

Za szybki początek trochę.. I tak oto w międzyczasach widać, że przez 30km ostatnich straciłem równo 20 pozycji !
Gdy pojawiła się tablica Trzebnica to był nagły przypływ energii i rura..

Cieszę się i w sumie uznaję ten wynik za wielki sukces, forma jest MEGA MEGA i jeszcze raz MEGGA ! Taki wynik brałbym w ciemno od startu.. BYło ciężko, co jakiś czas głowa mówiła "puść koło już, po co tak się zarzynasz" ? Ale jechałem dzielnie dalej..

Jest wielka moc i bardzo się cieszę na kolejne wyścigi [5 maj górski w Radkowie].
Dzięki chłopaki za jazde, Szerszeniom za maraton i Bogu za wspaniałą, wręcz ognistą pogodę..

A moje spostrzeżenia ? Szybkość jest, moc jest.. Brakuje jeszcze jednak trochę wytrzymałości, do tych 100-120km jest idealnie, później się zaczyna mały problem, w sumie zależy też od tempa, a to od samego początku było zabójcze.. Praktycznie od startu do mety się mocno zakwaszałem.. I co najważniejsze, dowaliłem kilku interkolowcom ;]


Oficjalne wyniki:

Kategoria M2: 10/35
OPEN: 29/300
150km w 4h 22m 41s


I pierwsze zdjęcie na mecie:

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Indywidualna jazda na czas - prolog Interkol! :)

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · Komentarze(5)
Kategoria Zawody, Interkol
dokładnie 5km i 8m 3s ! ;)

wiało jak cholera, deszcz padał przez cały czas, było ledwo 6*C.. ale było warto ;) czas lepszy o prawie 30s niż w poprzednim sezonie gdy też wiało baaardzo mocno..

i oto 3 miejsce zajęte :) jeśli takie rozpoczęcie sezonu - to tak trzeba do końca już ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Tylko czwarty... Albo aż czwarty.. Czyli bardzo szybki wyścig...

Niedziela, 25 września 2011 · Komentarze(3)
Dzisiejszy wyścig w Mikstacie to istna masakra.. 6 rund po 10km z czego pierwsza miała być spokojna ze startem "honorowym".. Później się zatrzymaliśmy i poszedł "start ostry".. Każde okrążenie punktowane do klasyfikacji o miano "najaktywniejszego zawodnika" :)

Pierwsze okrążenie dość spokojne aby właśnie na kreske był skok.. Później co rusz ktoś starał się skakać ,ale ja nie łatałem specjalnie ,"pilnowałem czuba" ;) ale nie rwałem się za bardzo.. Z okrążenia na okrążenie coraz mocniejsze tempo ,ale nie dawałem się urwać.. Co chwila ktoś odpadał i robiła się z okrązenia na okrążenie mniejsza grupa.. No.. Na trasie była jedna taka bardziej stroma hopka i tam jechaliśmy szybciej niż na zjeździe..
Zaraz po tym był skręt w prawo na metę - 350 metrów prostej drogi... Finisz pod wiatr..
Na ostatnim okrążeniu chciałem własnie na tej hopce skoczyć ,ale jak zauważyłem ,że złapali w kilka sekund mocniejszego ode mnie kolegę to sobie darowałem, z resztą tempo było tak duże ,że nie miałbym raczej szans żeby odjechać..

Zakręt na metę był najbardziej kluczowy, kto jak w niego wjechał takie miał praktycznie miejsce.. Ja wjechałem gdzieś na 9-10 pozycji ,udało się przeskoczyć 2 czy 3 zawodników ,ale nie wystarczyło to do zajęcia choćby 3 miejsca w kategorii :/
Wjeżdżając na metę jednak byłem święcie przekonany ,że owe miejsce zdobyłem ,ale jednak.... Nie zauważyłem ,że z przodu jechał jeszcze inny, mi nieznajomy zawodnik "whirpool" no i dupa..


OPEN:
1. Ciechomski Kamil 1:21:31
2. Wojciechowski Błażej 60 s
3. Rasał Robert
4. Nawrocki Michał
5. Tecław Arkadiusz
6. Stasiak Paweł
7. Kubik Krzysztof
8. Grosz Zbigniew
9. Łukasik Marek
10. Bogdajewicz Grzegorz
11. Mocek Przemysław
12. Grzesiek Łukasz
13. Ratajczyk Piotr
14. Kolenda Michał
15. Owczarek Maciej 1min 20s
16. Ratajczyk Paweł
17. Kleczewski Piotr
18. Kowalczyk Zbigniew 8 min 15 s
19. Bartoszek Adam
20. Kubiak Damian
21. Michalski Michał DNS


Kurde !!! Ostatni wyścig w sezonie, forma jest mega, byłem dobrze przygotowany... Wszystko szło po mojej myśli ,ale widać jeszcze muszę trochę poczekać.. "gdybym był na lepszej pozycji przy wyjściu z zakrętu" :(

Hr Max wykręcony na finiszu...

Przedstartowa głupawka:


Co najlepsze, na wyścig zapomniałem wziąć kasku, pożyczyłem więc od niestartujących kibiców.. Uff.. Dzięki !


Na trasie:



Wjeżdżając na metę, byłem przekonany ,że mam 3 miejsce.. jednak brakło tylko i aż 100 metrów, źle wyszedłem z zakrętu :(


Z kolegą Diabełkiem :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Amber Road - drużynowa jazda na czas 100km

Sobota, 27 sierpnia 2011 · Komentarze(6)
Wszystko działo się tak szybko ,że aż trudno opisać :)

Ja jadę akurat na 5 pozycji..


Od samego rana gdy tylko się obudziłem i zobaczyłem kołyszące się na boki drzewa - wiedziałem ,że coś się dzieje ! To wiatr! Niestety jak był w Krotoszynie ,to spodziewałem się go również w Gostyniu. I moje prognozy się sprawdziły...

Dojeżdżając na miejsce zawodów ,które znajdowało przed pięknym klasztorem koło 9 jeszcze parking był pusty i tylko wiatr dudnił w uszach - cicho wszędzie, głucho wszędzie ! Ale jak dojechał Interkol - no to co mogło nastąpić, jak nie wybuch energii i w każdym obudził się poliglota. Kawały szły jeden za drugim, ustalanie taktyki na czas jazdy i wspólne zdjęcia... W końcu poszliśmy odebrać numerki na kierownicę i koszulki. Tam zostaliśmy obsłużeni przez miłe panie ,które z uśmiechem na ustach wypytały mnie czym golę nogi :D

Później bez pośpiechu poprzypinaliśmy numerki, zarezerwowaliśmy sobie motocyklistę i daliśmy mu zapasowe bidony. Chwila rozgrzewki i było trzeba ruszać na start.. Musaszi odliczał nam sekundy do startu... 3, 2, 1, start !
Na początku zamieszanie, Przemo z Bazylem ruszyli ,a my zostaliśmy bo Artur i Michał nie mogli się wpiąć w pedały.. I już kilka sekund straty.. Chwila z wiatrem i jakoś szło.. Niespodziewanie naszym oczom ukazały się podjazdy, na których niestety nasza drużyna się dzieliła ponieważ dzielny ,ale niedysponowany na podjazdach Artur zostawał kilkadziesiąt metrów robiąc przerwę między zawodnikami.. Gdy przejechaliśmy najgorsze dla nas momenty i zaczęliśmy wspólnie pracować, mijaliśmy co rusz pojedynczo jadących kolarzy.. Wielu łatało dętki albo nawet już zawracało.. Kręcenie z kilometra na kilometr szło coraz ciężej ,ekipa mimo ,że w miarę zgrana to jednak podzielona na [hipotetycznie] słabszych i mocniejszych.. Mój kryzys nastąpił na 45km i trwał do 55km. Czyli całe 10km.
Było już tak źle ,że w pewnym momencie puściłem koło jadąc na piątej pozycji i odjechali mi koledzy na jakieś 100-200 metrów.. Po czym podjechał do mnie motocyklista i zaczął dopingować żebym nie robił siary, żebym się postarał i dołożył ile fabryka dała - co jak co ,ale pomogło.. Udało się doskoczyć do druzyny ,ale 2-3 zmiany musiałem odpocząć... Wziąłem zapasowy bidon ponieważ jeden już się skończył.. Gdzieś na właśnie 55km minęliśmy Husarie Szosową Wrocław ,która niespodziewanie stała na poboczu czekając na nie wiadomo co ?!
Ok 60km odżyłem na dobre.. Reszcie zaczynało odcinać prąd ,brakować wody.. Podczepili się pod naszą grupę jacyś maruderzy ,ale nie przeszkadzali gdy ktoś schodził ze zmiany i nie rozbijali peletonu.. Od tej pory dawałem najmocniejsze zmiany ,czasami po kilometr albo dłużej, po prostu jechało mi się bajkowo, aby co chwila słyszałem "zwolnij, do lewej, do prawej, dawaj".. Jak chcieli mi dać zmianę to mówiłem ,że nie trzeba bo jedzie mi się bombowo.. W sumie na końcu już tylko JA, Bazyl oraz Michał dawaliśmy zmiany.. Przemo był schowany daleko w peletoniku, Artur zbyt osłabiony żeby coś pomóc..

I tak szczęśliwie dojechaliśmy razem w 5 do mety ,chyba jako nieliczni właśnie w całym składzie.. Na mecie czekało piwo, kiełbaska oraz grochówka :)
Jedna z lepiej zorganizowanych kolarskich imprez amatorskich w Polsce !
Trasa pięknie oznakowana, zabezpieczona przez Strażaków i Policję, jazda z pilotem, w pakiecie startowym woda - koszulka kolarska - pomiar czasowy - piwo :)
Nasze miejsce ? 13 :)

cad:94
Pozdrawiam i polecam :)

ps. Pierwsza ekipa Interkolu zdobyła 3 miejsce tracąc do drugich tylko 40s ,a do pierwszych TGV około 4 minut..
ps.2. Upał i wiatr zniszczył i wynorał wszystkich ! Ale było warto i jeśli będzie ta impreza za rok ,to z chęcią tu wrócę :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Fotki z Tour de Pologne ! :)

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · Komentarze(4)
Premia górska na czwartkowym etapie !


Trójka wymiataków ;)


Z panem Szurkowskim:


Przymierzałem się do Saxo Banku ,ale wolę nasz Interkol:


Nowy kolega.. Niezły byku nie ?


Widoczki:


Jadziemy na start, ja jeszcze wcinam bułkę:


Przedstartowa głupawka:


I już po starcie:


Z kolegą już w bazie wyścigu po przyjeździe:


Z Bodnarem:


Z Maryczem:


Z chłopakami z CCC: [tak nieprzyjaznych ludzi "gwiazd za dyche" jeszcze nie widziałem, zdjęcie z łaską]


Z chyba najbardziej obecnie znanym w PL - Kurkiem:


I z Paterskim-ucieszył się gdy usłyszał ,że jestem z Krotoszyna [on się tu urodził] i jeździmy czasem tą samą pętlę :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)