To co już za mną:

Wyścig w Lesznie - dalej dalej, proszę leć, proszę gnaj ! ;-)

Niedziela, 27 maja 2012 · Komentarze(8)
Od samego rana wyjazd z - Michałem - - kierunek Leszno :) Szybko dołączamy do kolumny samochodów Interkolu i już razem w grupie jedziemy na wyścig. Dojazd do bazy, odbieramy numerki, załatwiamy co trzeba i szykujemy się. Po wszystkich jedziemy na start..

Na starcie wymieszaliśmy się trochę, ja startuję obok Michała i Błażeja niestety gdzieś w drugiej połowie peletonu. Zaraz po starcie grupa z przodu daje ostro gazu i niestety zostaję daleko za głównym peletonem.. Próbuję sam gonić, ale nie daję rady.. Obracam się za siebie, a tam ok 300m za mną jedzie jakaś grupka, w której dominują zawodnicy MTB.. Poczekałem jednak bo samemu bym nie doszedł, a tylko bym się bardziej wynorał.. I tak goniliśmy peleton jakieś 15km od samego startu, jadąc po zmianach, ale w końcu dołączyliśmy.. Na szczęście uspokoiło się w peletonie i dało radę chwilę odpocząć chociaż...

Jechałem od tego czasu gdzieś na tyłach peletonu, gdzie była cholerna nerwówka i co chwila hamowanie prawie do zera.. Postanowiłem się czym prędzej z tamtąd wynosić bo ile można tak jechać w peletonie.. Gdy dojechałem do czuba słyszę "że trzeba ich gonić, dalej dalej, hop hop hop" Nagły zryw peletonu gdzieś na 20/25km i tak patrzę a z przodu ucieka dwójka Interkolowców - Artur i Grzegorz, jednak długo tak nie pojechali bo peleton nie odpuszczał..

Gdy tylko do nich dojechaliśmy, jakoś mi się lekko jechało, dobra prędkość, dobre przełożenie, trochę z górki i dokręciłem, spróbowałem swojej szansy i uciekłem.. Jechałem kilkaset metrów przed peletonem przez kilka minut, ale niestety mnie nie puścili. Po jakimś czasie dołączył do mnie z VTeam kolega Kolenda i kilku innych kolarzy, myślałem że pójdziemy większą ucieczką, ale peleton był już tuż tuż a u nas nie miał kto dawać zmian.. Szkoda, nie udało się.. Dalej już trzymałem się czuba i starałem się niżej nie schodzić, co chwila mnóstwo ataków które po chwili były kasowane..

Dookoła kilka wypadków, sam raz bym leżał bo jeden zawodnik przede mną ominął zajebistą dziurę nie licząc się z konsekwencjami, a ja jadąc zaraz przy nim wjechałem na pobocze gdzie była kupa piachu, grząski teren, przy ponad 40km/h myślałem że zaraz się wyłożę bo koła się zakopywały już, ale czym prędzej udało się stamtąd zjechać.. Uff !
Na prostych kilka osób się wyłożyło, niezbyt przyjemny odgłos upadającego kolarza i zgrzytu spotykającego się asfaltu i roweru.. Auu ! Najlepsze było przy rozjeździe na mini i mega - dwóch jechało na mini prosto, jeden kolarz skręcał w lewo i się spotkali nieprzyjemnie - jebs o asfalt.. KOlejna ciekawa sytuacja była na jednym takim terenie gdzie było kilka ostrzejszych zakrętów - jeden koleżka wychodził z rowu, musiał pojechać prosto na zakręcie.. :D

Starałem się jeść regularnie, popijając sporą ilością wody, której troszeczkę brakło [tak z 4/5 łyków dosłownie] więc nie było nieoczekiwanego odcięcia prądu.

Gdzieś na 75/80km znowu postanowiłem spróbować swojej szansy w ucieczce, zaatakowałem, za mną skoczył jeden "pomarańczowy" kolega i tak miałem cichą nadzieję, że nas puszczą bo dlugo nie mogli nas dojść.. Uciekaliśmy sporo we dwójkę, ale po kilku kilometrach peleton już nas "skasował" podziękowaliśmy sobie i zjechaliśmy do grupy.. Od tamtego momentu pilnowałem już tylko czuba i nie atakowałem, pospawałem kilka razy naszą grupę co nie było łatwe w sumie ;)

Było na trasie kilka górek, które bez jakiegokolwiek problemu pokonywałem, przeskakiwałem maruderów, bo sporo osób odpadało pod te niewielkie wzniosy..

No i w sumie do samej mety nie działo się już nic nowego, ciągle ktoś próbowałem skakać i uciekał, ale na metę wpadł peleton ;)

Jakiś kilometr przed kreską skapłem się że to już czas, starałem się przechodzić jak najbardziej na wyższe pozycje i udało się minąć sporą ilość kolarzy, ale było bardzo bardzo ciasno, wszyscy się rozjechali na całą szerokość drogi, po chwili na swoich plecach czuję rękę i słyszę "jadę lewą jadę lewą" - to sobie powiedziałem, nigdzie k... nie pojedziesz.. nie ustąpiłem, no bo bez przesady na finiszu jeszcze.. po chwili usłyszałem jedynie za sobą znowu ten nieprzyjemny zgrzyt roweru spotykającego asfalt, kilka osób się wyłożyło, jeden kolega ponoć złamał bark i zabrała go karetka..
Ja się starałem zafiniszować, ale jednak było zbyt ciasno i nie chciałem też dalej ryzykować.. W sumie i tak dobre miejsce wywalczyłem.. ;)

OPEN: 19/189
KAT: 7/35

Jest dobrze, jak na praktycznie płaski maraton, przyjechałem w czubie.. Zrobiłem prawie co miałem bo pozostał mały niedosyt. :)
Jako drużyna INTERKOL pojechał świetnie, sporo osób od nas na czołowych miejscach.

I no dalej moja forma jest boska, nigdy się nie spodziewałem że tak dobrze pojadę taki maraton, rok temu pewnie nawet na tych pierwszych 15km odpuściłbym peleton z braku sił, a teraz daję radę walczyć z najlepszymi :)

A tak jeszcze o tytule, to cały czas prawie nuciłem sobie przebój ENEJa - Skrzydlate Ręce i najbardziej ten kawałek "dalej dalej, proszę leć, proszę gnaj" :D Pomogło ;)

Kolejny poważny wyścig to górski Maraton w ISTEBNEJ,a tydzień po tym wyjazd na TdP amatorów :)

Fotka z finiszu, jadę po prawej stronie najbardziej, troszkę z tyłu zdjęcia ;)


Finisz:


cad:87

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(8)

Komentarze (8)

Faktycznie wyscig super , biore w nim udział po raz trzeci . Forma wyscigu ze startu wspólnego jest znacznie lepsza niz te z poprzednich lat - start co minuta po kilka osób troche niesprawiedliwe jak dla mnie - sprawa do dyskusji ! . Co do samego wyscigu w tym roku miałem troche pecha dwie kraksy - 1- przy rozjezdzie mini mega - nie zdecydowany kolarz zjechał na mega ,poczym zmienił zdanie i pojechał na mnini trafjając mnie kiedy rozpedzony skrecałem na mega - efekt lądowanie w rowie :/ . Niestety kosztowało troche sił zeby dogonic peleton ale sie udało z kolega który tez został z tyłu . 2 - kraksa na finiszu bardziej bolesna - jakies 300m przed metą - duza nerwówka - któryś z kolarzy zmienił nagle tor jazdy udeżajac w moje koło, szybkie spotkanie z asfaltem (jechałem po lewej stronie ) i efekt domina za mną . rezultat starałem sie jechac swoim torem jazdy fakt chciałem sie wybic do przodu ale nie za wszelką cene !!! niestety skonczyło sie na niezłym potłuczeniu i szlifach kolarskich oraz uszkodzeniem sprzętu - koło przednie opona kierownica widelec klamkomanetki itd . W sumie i tak moge mówic o duzym szczesciu bo moge szybko wrócic do jazdy na szosie troche kasy i rower bedzie zył ,niestety inni raczej mieli wiekszego pecha i maja sezon z głowy :/ .
ps . szybiego powrotu do zdrowia oraz pozdr dla wszystich uczestników Leszczynskiego Maratonu :)

G..... 17:44 wtorek, 29 maja 2012

Gratulacje! Jechałeś całkiem spoko :-) Koledzy z teamu również - widać, że sobie pomagacie:) Pozdrowionka i do następnego

WinSho 18:58 poniedziałek, 28 maja 2012

ja byłbym za tym aby zrobić swoje własne żądło w którąś sobotę .. zaprosić najsilniejszych z okolicy i w grupce 20-30 pojechać start wspólny

Trasa żądła z upgrade-ami .. za Domanowicami w prawo [ powrót mini od Gruszki ] a potem żeby ominąć gruszkę na Milicz [ albo jakoś podobnie ] .. ew po prostu umawiamy się, że na Gruszce jest przerwa xD

Reszta trasa żądła bez białego błota .. będzie ok 120 km .. jak sobie życzy Mikołaj .. finish mógłby być nie w Trzebnicy ale w Piersnie [ nie zjeżdżamy po hoopach w lewo na głuchów mały ale finish na szczycie hoopki w piersnie

Jednakże na finish byśmy pewni wjeżdżali pojedynczo ;p ..

G0re 11:31 poniedziałek, 28 maja 2012

No z tymi bufetami to prawda, nie było opcji z nich skorzystać :) Trzebnica powinna mieć dystans 120 km i start wspólny - to takie moje marzenie - wtedy można by było powalczyć :) No i jeszcze finisz pod górę hehe

Virenque 06:28 poniedziałek, 28 maja 2012

Świetna relacja, super się czyta :)
Pozdro :)

oki 06:03 poniedziałek, 28 maja 2012

Virenque, no jak ktoś został choć troche z tyłu to miał już po finiszu. Ja byłem gdzieś w 3 rzędzie a i tak to za daleko bylo.. start wspólny w Trzebnicy? Kuuurde, super by było bo przecież tam by miały szanse jakiekolwiek ucieczki na górkach.. Ale.. Krótszy dystans by sie przydal bo na bufet nie ma jak zjechac z taka grupa..

Gość, szkoda ze sie nie przedstawisz ;) nie wiem czy uda sie taka forme utrzymać jeszcze tak długo, moze sie uda poprawić, a moze sie pogorszyć, zobaczymy za miesiąc ;)

kris91 05:09 poniedziałek, 28 maja 2012

do zobaczenia w Istebnej,trzeba sprawdzić tą "boską" formę;)

Gość 21:31 niedziela, 27 maja 2012

Super wyścig... poproszę taką formę startu w Trzebnicy, idealnie w peletonie po płaskim i potem nic tylko atakować na górkach :)
Mi niestety te zgrzyty na finiszu nie pozwoliły na skuteczną jazdę, a bardziej na dokładną eskplorację rowu :)
Do zobaczenia w Istebnej !!

Virenque 17:27 niedziela, 27 maja 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zymni

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]