To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Interkol

Dystans całkowity:21197.93 km (w terenie 40.43 km; 0.19%)
Czas w ruchu:662:50
Średnia prędkość:31.98 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:83164 m
Maks. tętno maksymalne:207 (104 %)
Maks. tętno średnie:188 (94 %)
Suma kalorii:432360 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:102.90 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Bomba jakich mało. dauphine libere 2014

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Zasnąć o 2 nad ranem, by wstać po 7 i jechać na szosę o 9 :)

W planach był na dzisiaj dystans, ale nie taki. Śniadanie zjadłem więc nieplanowanie zbyt małe aby dać sobie możliwość jazdy non stop na wysokich obrotach.

Wyjazd do Ostrowa tuż przed 9:00 i niespodziewanie jechało się całkiem przyjemnie. Słoneczko praży, ptaszki ćwierkają, żar z nieba zaczyna się lać. Dojeżdzam, siadam i czekam. Bo coś jechało się właśnie zbyt dobrze - 15 minut szybciej.
Nagle wszyscy się zjechali, niestety nie było aprobaty na mój plan trasy, czyli w miarę krótko, wg. mojego planu na 100-110km ino żeśmy pyrknęli sobie gdzieś tam daleko po Bazylowych terenach. Niby fajnie, ale zbyt dużo kiszkowatego asfaltu, po którym po prostu nie sposób było jechać niekiedy. Jak na dobre drogi dookola to ja podziękuję za takie trasy wyjęte z Paris-Roubaix bo to bez sensu.

O tyle się starałem oszczędzać bo wiedziałem że będzie dużo KaeMów. Niestety dwie skibeczki chlebka z dżemikiem i 4 batoniki które zabrane zostały na max 110km......nie dały rady. Mniej więcej od tego momentu już zaczęło mnie wszystko denerwować. Ręce już obolałe, dłonie - bo bez rękawiczek - obolałe, dupsko obolałe, stopy spuchnięte i obolałe. Istny armagedon. Zaczęło mi coraz bardziej brakować energii. Mały przystanek w Kobylej - dał się we znaki i pozwolił wrócić chwilowo na nogi. Nie na długo. A najbardziej zacząłem się irytować gdy chłopaki zaczęli skakać, a ja tylko chciałem jechać stałym tempem... ehh

Koniec końców, nadszedł czas na dojazd do domu samemu z Odolanowa. Katorga niewyobrażalna, 22km istnej męczarni i jazdy 26-31km/h.... Po prostu bomba, po prostu ciach i odcięli prąd... No ale co zrobisz jak nic nie zrobisz. Jakoś się doczołgałem :]

A w domku, obiad, kawa, lody, snickersik..... Ojoj... Ale jeszcze można i wręcz trzeba nadrobić kalorii :)
A zaraz dauphine libere 2014 ! Michał Kwiatkowski i inni.. Fajno, są Polacy będą EMOcje :)
I tak się dłużyło że aż telefon mi się rozładowal w Odolanowie - moja bomba jego bombą - odcięło nas od zasilania :)
No bo też ten upał, wypiłem 5 bidonów, pół pepsi, dwa bidony wylałem na siebie... kosmos.
A jak się zjarałem, masakra :x Jeszcze podciągnąłem rękawki, zobaczymy czy coś trochę się wyrówna i będzie jakieś przejście niczym gradient :D

cad: 84
przewyższenia: 604m


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Wyścig Rozpoczęcie Lata 2014

Niedziela, 11 maja 2014 · Komentarze(0)
Yes Yes Yes... 4-ty wyścig 4-te podium :) Mogę być zadowolony, ale nie ze stylu jazdy dzisiaj.
Na szczęście nie za styl jazdy, a za rezultaty rozlicza się kolarza.
Wyścigi wygrywa się nie tylko siłą i dobrą dyspozycją, ale przede wszystkim taktyką i umiejętnym dysponowaniem własnymi mozliwościami, po prostu myśleniem.

Wstałem sobie z samego rana, wyspany, zjadłem co nieco - nieco za mało. Nie wystarczyło.
Pojechałem po Martę i jazda, kierunek Mikstat. Przyjeżdżając na miejsce witamy się z już obecnymi, rozmawiamy , a w międzyczasie zjeżdża się całkiem spory peleton, w tym Mati Nowak z CCC, który jedzie z nami, ale bez klasyfikacji.

Od samej rozgrzewki czuję już, że nie ma tego co było, a stwierdzenie "nie czuję łańcucha"  na dzisiejszy dzień było zdecydowanie na wyrost. Jednak od samego początku ostre tempo, po pierwszym podjeździe i niezłym gazie zostaje nas już praktycznie "główna" grupa, która będzie walczyła o podium. Cały wyścig przejechałem praktycznie w czubie, ale nie czułem się na tyle dobrze, żeby dawać konkretnie mocne zmiany. Po drodze konkretne zaciągi co rusz uszczuplały nam peleton, jedna kraksa chłopaków ktorzy wlecieli do rowu też od razu wyeliminowała dwóch kolarzy, ktoś złapał gumę, ktoś został na rancie po silnym wietrze itd.itd
Mi jednak na dzisiaj starczyło sił aby utrzymać koła. Na trzecim okrążeniu nastąpiła największa selekcja i podział na grupki.
Bardzo mocne tempo zostało nadane pod finisz w Mikstacie, spora góra więc kto słabszy ten od razu odpadł.
Zostało nas może 10 os. w tym 4-ech z kategorii A. Na zjeździe zaatakował Błażej W. który jechał razem z Mateuszem Nowakiem z CCC co później zostało zauważone przez ludzi na trasie mówiących że jechali po zmianach. 
U nas w pogoń ruszył Rafał Oleś z Rafałem Majem z ekipy Fiołka Trans. Odjechali tak aż do mety, na kolejnych hopach został Przemko Mocek, w taki oto piękny sposób podium było już zapewnione. Zostaliśmy później już tylko we czterech - Ja, Bazyl, MichalN. i Błażej Ś.

Swoich sił użyłem mocno pod podjazd pod kościółek w celu zobaczenia czy może akurat ktoś odpadnie. A tu dupa! Kolejny raz atakowałem już na finałowym podjeździe pod Maszt, jednak za pierwszym atakiem tylko podmęczyłem Błażeja, a za drugim razem urwałem już i Błażeja i Bazyla. Przycisnąłem bardzo mocno, utrzymując tempo i jest! pękli! :D
MichałN. jednak trzymał się na kole i w swoim stylu wygrał finisz, tym samym pierwsze miejsce w kategorii A - do 25lat :)

Wyścig mega trudny, sporo podjazdów, ale to akurat bardzo mi przypasowało. Niestety dzisiaj nie był mój dzień, a jednak udało się mimo braku sił i dobrej nogi wywalczyć 2-gie miejsce. Mały wielki sukces :)
Jak na dzisiejszą dyspozycję, ogromny sukces, noga w ogóle nie kręciła jak chciałem...
Z resztą zauważono nawet później na mecie, że zaczynam zmieniać kolory, bardziej do bladości podobne, po prostu - za malo dzisiaj zjedzone...

cad: 83
przewyższenia: 648m

Przyłapany :)

Foto Marta Sawicka

Przed, luźne gadki :)


Na starcie, w pierwszym rzędzie :)


Od początku ciągle w czubie :)


Przespalem moment w którym moglem Michała zaatakować raz jeszcze... To on zaatakował mnie i wygrał :] Graty! Wjazd na metę.


I najważniejsze - podium kategorii A - do 25lat :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Żądło Szerszenia 2014 - 2m w M2

Sobota, 26 kwietnia 2014 · Komentarze(10)
Wyniki OPEN Żądła Szerszenia 2014 dystans MEGA


Na koniec grudnia pisząc sobie "plany" do zrealizowania na rok 2014 nie myślałem o tym aż tak realistycznie jak faktycznie jest. Był to mój wrodzony optymizm. Obecnie - trzeci wyścig - trzecie podium, tym razem 2 miejsce! :) Plan był ambitny jeśli chodzi o pierwszą część sezonu. Plan "W Trzebnicy być minimum w pierwszej 5-tce w kategorii" i co?! jest jeszcze lepiej, w kategorii drugie miejsce, a OPEN 4. 

Piękny maraton, super widoki, cudna organizacja, świetna atmosfera - wszystko tylko u Szerszeni. :) Trasa dobrze oznakowana choć raz mieliśmy chwilę zawahania. Malownicza trasa, super kiełbaska, grochówka i chlebek :)
Szerszenie spisały się na medal! :) Na puchar! Wszystko OK :)

Ale od początku! Wczorajsze losowanie nie było zbyt łaskawe, bo w grupie nie było nikogo z kim można by było powalczyć o lepszy czas, ale zaraz za mną dwie minuty startował zeszłoroczny {i jak się okazuje tegoroczny również} zwycięzca wyscigu Zbyszek Gucwa.
Plan był prosty, jechać od początku swoje, nie zarzynać się i kręcić dla rozgrzania mięśni i przygotowania organizmu na większy wysiłek.

Pierwsze 10km przejechane więc baaardzo lajtowo, nawet aż za bardzo, ale jechałem z kilkoma pomocnikami Zbyszka, ktorzy zmian za bardzo nie dawali....reszta też nie kwapiła się do wytężonej pracy. Gdy doszedł do nas Zbyszek tempo od razu się zwiększyło. Jechał z kolejnym gregario i tak oto przez dobre kilkanaście km pracowali oni we dwoje nie dopuszczając praktycznie reszty, jechali drużynowo w 6 osób chyba. Później umowa że pracują wszyscy ale do pracy wzięli się oprócz mnie z grupy 20 os. chyba jeszcze ze dwie/trzy osoby. Jeden drugi mocny zaciąg Zbyszka i kolegów i zostaje nas mniej. Ostro pojechali też pierwszy podjazd gdzie z grupy zostało nas 5-ciu.
Ja, Zbyszek i dwoch jego gregario + anonimowy. Niedługo później doganiamy mojego kolegę z teamu Rafała Olesia i kręcimy dalej.

Po drodze podłączają się co rusz na chwilę jacyś ludzie, ale każdy mocniejszy zaciąg aby zgubić balast - działa. Od 80km jedziemy praktycznie we trzech. Mocne rowne zmiany. Stajemy na bufecie, umowa że czekamy, dolewam jeden bidon wody, robię szybkie siku i lecimy ile sił w nogach. Tych niestety coraz mniej i mimo regularnego jedzenia i picia czuję się trochę słabiej. Trudno było dawać w tym samym tempie zmiany co Zbyszek, który odwalał kawał dobrej roboty. Dalej to tereny góra dół góra dół... Udaje się trzymać równe i mocne tempo.. Dojeżdżamy razem do podjazdu "Prababki" i tam ze Zbyszkiem się żegnamy. Widzę go tyle co się po nim zakurzyło i tyle. Jakoś się przeczołgałem pod górę i gitara. Dalej już jedziemy we dwoje z Rafalem aż do samej mety. Po drodze mijamy Bodnara z kimś z ActiveJetu oraz Woodiego :)

Przyjeżdżam na metę, padam nieżywy... Wiem że czas będzie dobry, ale nie że aż tak! Wyniki są boskie! Drugie miejsce w kategorii wiekowej i czwarte open! Niesamowite :) Jednak dobrze została przepracowana moja zima i wszyscy Ci którzy mowili że robilem coś źle...eee...no :) 3ci wyścig i 3cie podium :) Yes Yes Yes! :] Lepiej być nie mogło, na Zbyszka nie było mocnych, choć od Prababki do mety odjechał raptem 3y minuty. Uhaha ;]

cad: 90
przewyższenia: 996m


Krisso przed startem :)



Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(10)

5 Etap. Trzech muszkieterów K+M+B

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Dzisiaj już 5-ty z rzędu dzień treningowy. Nogi coraz bardziej zmęczone, ale jakoś dziwnie daję radę. Wspaniały czas. Na Trzebnicę będzie forma :) A najbardziej szykuję się na Mikstat i Ustroń. Wszystko pod te dwa wyścigi będzie teraz podporządkowane :)

A może pod wyjazd w Alpy ? Plany są, pomyślimy i się zobaczy ! :]

Ostatnie 5 dni to:

Dystans: 466km
Czas: 14,5h
Przewyższenia: 2467m
Kalorie: 10 221kcal
--------------------------------------------

A dziś:

Jazda do Ostrowa. po drodze zabrany Kamil z Biadek. Fajna ekipa na rynku, ale większość jedzie na skróty od razu przez Odolanów na Krotoszyn - Ja MichałN i BłażejW. polecieliśmy razem z Kamilem na Domasławice - Krośnice - Milicz i Krotoszyn. Bardzo mocne, ale równe tempo. Było super, Kamil co rusz zostawał na hopkach więc go zostawiliśmy na 15km przed Kroto. Ogólnie trening na plus i jako równi w miarę trzej muszkieterowie K+M+B daliśmy radę :)

cad: 86
przewyzszennie: 435

Chyba jeszcze wyjdę dokręcić 34km do równej sumki :D

Kriss na tronie :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Etap.4. "zajonc", jajko i siła...

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · Komentarze(3)
Wczoraj, dzisiaj....poszedłem spać jakoś koło 3 w nocy..  ale podnieść się z łóżka po niecałych 6h snu...nie napawało optymizmem na cały trening..

Wchodzę czym prędzej na ICM i jeszcze bardziej się załamuję przez zapowiedź jazdy 30km samemu pod wiatr do samego Ostrowa...

Ale ruszyłem, noga jakoś kręci - a nie powinna! - co się dzieje... Źle nie jest, ale średnia do Ostrowa nie powala... kosmiczne 28kmh, ale przynajmniej nie dojechałem zajechany. Dotankowałem na orlenie wody bo coś jej dzisiaj za dużo i za szybko zeszło... I kierunek rynek!
Jadę sobie spokojnie, przede mną auto... nagle gość staje i otwiera drzwi.. niedużo miałem do powiedzenia, trzymając się za klamkomanetki robię odruchowy unik, jednak nie udaje się w zupełności ominąć auta i trafiam ręką w gościa lusterko.. usłyszałem ode mnie parę słów, gorzkich słów, - nie było żadnej wzmianki o świętach - choć i tak, wyszedł gorzej na tym manewerze niż ja bo ja mam zdarte i zakrwawione kostteczki u prawej ręki, małą dziurkę w rękawiczce - a gość ciutkę poniszczone lusterko..no...

Dojeżdzam na rynek, tam tylko Mati, stoimy, gadamy, focimy, zjeżdżają się kompani do dalszej jazdy i już, trasa obmyślona i wio.
Najpierw dość spokojnie, ja jakimś cudem na zmianie pod mocny wiatr prawie do samego skrętu na Strzyżew.. Później jakoś leci. Był w miarę spokój aż do czasu gdy tempo lekko podkręcił kolega, który odwiedził nas z Ośki Warszawa. Skręt w prawo na taki ciekawy skrót wydłużający trasę o jakieś 2km.. Tam ja trochę podkręcam tempo.. Zostaje nas 4-ech, ja Błażej, Ośka i RobertK. Po tym jednak jak jeszcze Błażej podkręcił tempo pod wiatr zostałem razem z Robertem jakieś 100m za nimi. Wyjazd na główną i próba dojścia do nich pod kościółek "prawie" udana ;) Stwierdziłem że noga całkiem dobrze kręci, mimo że jest dziś 4-ty dzień treningowy z rzędu.

Wjazd do Mikstatu... droga wiedzie już raczej tylko w dół, po płaskim i z wiatrem.. Co chwilę skoki i ranty.. Ale było fajnie. Do Antonina wjeżdżamy grupą i sprint na tablicę wygrywa MichałN, ja chyba drugi i reszta dalej...
Sam próbowałem do Odolanowa uciekać ze dwa razy, ale za każdym to kolejnym dokręcając mocno do 46-48kmh reszta nie odpuszczała...  Nikt dzisiaj nie poszalał w ucieczce. Sprint na Odolanów, każdy dokręca ile sił w nogach, BłażejW i Przemko chcą rozprowadzić BłażejaŚ. na sprint na tablicę, ale tu widać braki i z koła wychodzi MichałN i ja.. Nie daje się jednak już dzisiaj objechać go i znowu na tablicę przyjeżdżam drugi.

W Odolanowie rozjazd, część śmiga na Ostrów, a ja i 4 bestów jedzie na Krotoszyn. Spokojna jazda, dobre tempo... A tu nie byłbym sobą gdybym kolejny raz nie spróbował na Krotoszyn, ale jednak samemu uciekać 5km do tablicy to jednak już nie dzisiaj. Nogi zamulone, nogi zakwaszone i chłopaki doszli mnie spokojnym tempem, bo nawet nie tyle co oni przyspieszyli co ja po jakimś kilometrze na zmarszczkach opadłem z sił.. Do Krotoszyna już spoko jazda na luzie w 5.

Trening dzisiaj na wielki plus! Dawno tak fajnie nie było, sporo ludzi, dobra zabawa i udany trening. Nogi bolą, ale oto chodzi! Jutro etap.5. I regeneracja do Trzebnicy, którą w zależności od wylosowanej grupy będzie trzeba potrakować albo ścigancko albo treningowo.
 Noga kręci, już się nie mogę doczekać na wyścigi w Mikstacie i Puchar Równicy w Ustroniu :) ajajaj! :D


cad:85
przewyższenia: 360m

Jajjjjjjjooooooo :D


I trzy "zajonce" :D Fajne kumple :]


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Wyścig ITT - 3m. kat.A

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
Wczorajsze lekkie rozkręcenie nóżek przed dzisiejszym wyścigiem zdecydowanie przyczynilo się znacznie do dzisiejszej predyspozycji. Niby bolące plecy wprawiające mnie w niezłe rozgoryczenie i wnerw nie nastawiały zupełnie na cokolwiek, a to jeszcze ITT które moim konikiem nie jest w żadnym calu.

Wstałem więc dzisiaj, tak jak ostatnie dni dość delikatnie i aby tylko nie nadwyrężać się za bardzo. Stękając jak starszy pan o dziwo daję radę wepchnąć w siebie 3 kromki chleba i zjeść płatki z mlekiem. Z odruchami wymiotnymi pakuję manatki, zabieram rower i trenażer, wychodzę, pakuję rower i wio! Najpierw jeszcze po Martę i już...i już można cieszyć się z wyjazdu.

Docieramy na miejsce, a tam niektórzy już się rozgrzewają.. ja powoli i niechętnie przez brak słońca na niebie, które znikło gdzieś pomiędzy chmurami zabieram się za opłacenie wpisowego, za przebieranie się i rozgrzewkę. Niecałe 20-30 minut kręcenia na trenażerze, wypinam rower, zmieniam koło i czas sprawdzić czy wszystko działa i gra wg mojego widzi mi sie :)

Staję na starcie, w głowie tylko "poniżej 10min" i jazda. Pod ten wiatr to bylby calkiem dobry wynik. Początek zdecydowanie za mocny! O tak, za mało sobie pary zostawiłem na końcowe 500m które dają w kość bo góra/trudność rośnie z czasem - im dalej tym trudniej. Ale chcąc jechać na maXa nie było wyjścia. I patrząc po czasie i patrząc wtedy na czas sądzę że 10s uciekło na samym podjeździe :/

Ale zjeżdżam na dół, tam czeka miła wiadomość - 3m. :) Noga jako taka, udało się pobić zeszłoroczny wynik, który był chyba z lekkim wiatrem w plecy czy coś, a tu dzisiaj się okazało......że mimo że wynik jaki jest taki jest, ale najważniejsze że zbliżyłem się do wielu rywali, a kilku niespodziewanie pokonałem :)  Czyli niby czas niewiele lepszy {przez wiatr} ale relatywnie wypadłem lepiej :)

Zjeżdżając w dół odczułem plecy, owiało mnie.. ale teraz już po cudnej gorącej kąpieli jest lepiej :)

Sialalalalala... drugi wyścig i drugie podium - drugie trzecie miejsce :)

cad:89

1m Przemo, 2m Blażi, 3m Krissssssss :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Ślężański Mnich 2014 - wyścig MAXI

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · Komentarze(3)
Niczym rażony piorunem od samego rana wstaję czym prędzej obudzony sms'em od chłopaków, że jadą już do Krotoszyna. Była to godzina 6:15. Ustawiony budzik na 5:45 zdawał się nie słyszeć co dało mi błogosławione 30 minut niezaplanowanego snu więcej. Wstając więc, a raczej wyskakując z łóżka, pierwszy raz uszykowałem się w tak krótkim czasie do wyjścia. Znacie pewnie to uczucie, że jedną ręką myjecie zęby, drugą obmywacie twarz, a trzecią.... zaraz...przecież nie ma trzeciej ręki.. No tak. Uszykowane wczoraj kanapki wg. planu jednak nie zostały uszykowane, było więc trzeba znowu podzielić się na kilka frontów: jedna ręka jadła, druga smarowała chleb z dżemem, a trzecia by zalewała izotonik - przez brak tej trzeciej zrobiłem to chwilę później. Ubieranie się wyglądało podobnie, tu na szczęście nie było już żadnego problemu, wrzuciłem na siebie to co akurat było pod ręką i schodzimy na dół.  Michał z dziewczyną i Przemo już czekają. Pakujemy się i jedziemy do Sobótki. Nastroje dopisują, pogoda z chwili na chwilę się poprawia, jest ok!

Dojeżdżając na miejsce czuć już typowo kolarską atmosferę, czuć że w powietrzu unosi się zapach kolarskiego święta. Niemrawo wystawiając nosy zza drzwi rozgrzanego w środku auta udajemy się po "pakiety startowe". Przyzwyczajony doświadczeniem amatorskich maratonów zdaje się mysleć o czymś co może wyglądać jak paczka z prezentami. Tu jednak o takie suveniry trzeba nieźle powalczyć, bo przecież w życiu nie ma nic za darmo. Odbieram numer, wracamy razem do auta, chwila rozmów, szykowanko i jedziemy się rozgrzewać..Co chwilę ktoś podchodzi się przywitać, "a tam jechaliśmy razem, pamiętasz?" etc. etc. bardzo to miłe i sprawia przeogromną frajdę gdy spotyka się kompanów z innych wyścigów. Rozgrzewka rozgrzewką, a nawet raczej rozgrzewką tego nazwać nie wolno przez wiejący zimny wiatr, zachmurzone niebo i w ogóle chłodne powietrze.

Przyjeżdżając na start witam się z Fiołkowiczami którzy również przyjechali ścigać się na Ślężańskim Mnichu. Tu niestety wielga NAGANA dla organizatorów, którzy nie stanęli na wysokości zadania przez co powstał wielki harmider przy ustawianiu się w sektorach. Różne sprzeczne informacje, zero konkretów, po chwili konsternacji i wielkiego zamieszania udaje się dojść do ładu i znajdujemy sobie miejsce w szeregu. Kiedy przychodzi czas startu stoję w pierwszym rzędzie z jakimiś CCCyckami a kumplami z Fiołki. Niestety nie wiem jeszcze, że tak na prawdę startując z kilku rzędów dalej miałbym lepszy czas przez pomiar czipowy, a nie kto pierwszy na mecie ten najlepszy. Bez sensu totalnie! No ale, sędzia gwiżdże - trzeba jechać.

Ruszyłem zupełnie bez pardonu, jak do dobrego wyścigu, nie ma startu honorowego więc co się będę certolił... Zrobiła się wyrwa bo reszta coś niezbyt chętnie ruszyła do przodu. Spokojnie za nimi czekając starałem się jednak nie popełnić błędu z wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii 2013 gdy również ruszyłem pierwszy, a później poprzez spłynięcie w peletonie i ogólne zamieszanie straciłem szanse na walkę o wygraną. Tutaj cały wyścig jechałem ciągle w czubie!

Na początku niesamowite tempo, zapiek totalny, płuca rozrywają a mięśnie w nogach chcą stanąć obok i umrzeć! W kilka minut dogoniliśmy grupę mastersów startujących przed nami. Zrobiło się niezłe zamieszanie, ale dało radę ciągle być w czubie unikając tzw. efektu gumy gdy jedziesz na końcu stawki. W tym momencie tempo troszkę przygasło, jedzie się jakby lepiej, a psychika ciągle podpowiada JEDŹ! No to co, pierwsze okrążenie przetrwane, na górkach zero problemu z utrzymaniem tempa, jest po prostu OK!
Zakręt na linię start/meta i wiem już że przetrwam cały wyścig, przejeżdżam tutaj gdzieś na 5-10 miejscu DOPINGOWANY przez znajomych dobrych kumpli z klubu w MILICZU! Dzięki chłopaki, nie widziałem bo zapiek maXymalny ale słyszałem i poznałem !
Czekam jednak za całą grupą co okazało się być błędem gdyż z amatorów odjechało bodajże 4 kolarzy o czym zupełnie nie wiedziałem a przemknęli mi widocznie koło nosa! :/

Drugie okrążenie to nasza, moja i Przema, a raczej tylko Przema próba ataku do którego się podczepiłem, ale Przemo dał taką zmianę pod górę że w zasadzie jak poprosił o zmianę po chwili to nie byłem w stanie dokręcić i chwilę jechaliśmy tym samym tempem, a z resztą na zmianach się nie dokręca :xx Peleton jednak nie spuścił z tonu i zostaliśmy "zjedzeni". Dalej to ciągle mordercze tempo i ciągłe ranty. Po skręceniu w pewnym momencie w lewo odwraca się nam wiatr i na tym odcinku ok 5km do mety słyszę z czuba "eeeej, amator ucieka! gonić!" Troszkę spłynąłem i tylko podniosłem się z siodełka i patrzę - Przemo! Zdobył jakieś 300-400 metrów przewagi ale nie był w stanie odjechać, ja czym prędzej przechodzę na 10-15 pozycje i czekam na ostatnią górę na finiszu.

Skręt w lewo i zaczyna się! Przemo stanął, a peleton jakby zacyzna się czarować trochę, staram się z prawej strony dołożyć do pieca i jechać po prostu swoje, ale koła utrzymało zaraz za mną 7-8 kolarzy i wyprzedziło mnie na sam finisz, ale nikt więcej już nie dał rady.
Ucieczka dojechała, więc moje miejsce open to na pewno około 15. Tutaj niestety mała poprawka i czip mierzący mój czas przesuwa mnie na 22miejsce i 3m w kategorii. Ciekawe czy byłbym wjeżdżając na metę pierwszy w swojej kategorii wiekowej?! Raczej tak...
No i odejmując tak znane nazwiska z pierwszych miejsc jak byli zawodowcy, to na prawdę jest dobrze :)

Po tym już tylko oczekiwanie na wyniki i jest! Będzie dekoracja :)

Podsumowując dzisiejszy dzień, było bombowo. Sprawdzenie formy na wielki + ! Jest nieźle :) Bardzo podbudował mnie ten start, bo nie jechałem pasywnie, spawałem co trzeba, chwilę uciekałem, i forma co najważniejsze dla mnie - pod górę ! jest super :)

A za tydzień jazda indywidualna na czas z Interkolem :) Strzyżew :) Koło Mikstatu! Ojj będzie się dzialo, ale jako ITT nie jest moim konikiem w ogóle się nie spinam :)

Pulsometr nie zadziałał :/ A ciekawe jakie tętno by było... :/


cad: 87
przewyższenia: 391m

Wyniki:
Kat.u-24: 3/25
OPEN: 22/250

Kris na 3m podium :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Wiosenny chłód i słońce, ciepło i bezchmurne niebo.

Niedziela, 30 marca 2014 · Komentarze(4)
Chłodnym dzisiejszym porankiem przywitany zostałem dnia ostatniego szosowego w marcu. Kolejna okazja by wyrwać kartkę z kalendarza i zacząć nowy miesiąc. Jednak rozmyślając o przeróżnych fantastycznie układających się rzeczach, zostałem w łóżku około 15 minut po obudzeniu przez budzik. Otwierając oczy, odkładając na bok kołdrę i wysuwając nogi spoza łóżka wstaję by odbyć wszystkie poranne czynności, które konieczne są do normalnego funkcjonowania. Ciągle mrużąc jedno oko budzę się dopiero po uderzeniu zimnej wody w twarz. Udając się do kuchni rozmyślam o konieczności zjedzenia czegokolwiek by tylko starczyło energii na dłużej niż dojazd rowerem do Ostrowa. W żołądku czując niestrawność wciskam w siebie kilka skibek chleba i popijam mlekiem z płatkami.

Lekko kręcąc nosem na samego siebie wskakuję w rowerowe ciuchy i wypinając rower z trenażera mogę udać się na trening. Ubierając się na krótko miałem nadzieję, że szeroko rozumiana FULL LAMPA to nie tylko ostro świecące słońce, ale i ciepło otulających promieni. Niestety po wyjściu z domu doznałem lekkiego zdziwienia i szoku, że włosy chcą wyjść spod skóry i wszystkie które na rękach zostały dziś odsłonięte stanęły dęba.

Ruszenie graniczyło z cudem gdyż przymarzłem do klamki od drzwi. Jednak gdy to już przezwyciężyłem wiedziałem że może być tylko łatwiej. Patrząc co rusz na termometr i godzinę, doszedłem do wniosku że przez prawie godzinę drogi, temperatura zmieniała się bardzo równo bo 0,9*C / 15 minut. W Ostrowie spotkany Zbyszek nie mógł zrozumieć jak mogłem popełnić taki błąd.. A ja już pod Ostrowem byłem na prawdę rozgrzany i było w miarę ciepło.

Na rynku zebrało się około 15 kolarzy. Każdy witając się rzucał kilka słów do rozmowy grupy i tak oto wyruszyliśmy chwilę po 10:00. Niemrawo ruszając z miejsca w dobrych humorach przemierzamy wyjazd z Ostrowa i później już tylko cudne równe i spokojne tempo.

Do czasu pierwszej górki gdzie MichałN. docisnął siedząc w siodle ostało się nas na szczycie trzech, bo tą pierwszą dokrętkę dojechał w czubie jeszcze BlażejW. Jako ostatni kawalerzysta w Interkolowym gronie napedzał peleton całkiem żwawo i mocno. W Domasławicach Maciej O. rzuca propozycję trasy i jakiegoś bliżej nam nieznanego kółeczka, po którym spodziewałem się przynajmniej dobrego asfaltu, jednak przez odcinek ok. 2km gdzie asfaltu to ze świecą szukać. Po przejechaniu Maciejowego odcinka, kolegów zaczęły swędzieć nogi i pierwszy nie wytrzymał Przemko, ale dzielnie jadąc po zmianach w dobrym tempie dogoniliśmy jego ucieczkę bez zbędnej spiny i zaginki. Kolejny skok Przemka też na początku został bardzo odpuszczony jednak po chwili zaczęliśmy go gonić wspólnie, po uprzednim urwaniu kilku ludzi przez mocny zaciąg MichałaN i BłażejaW. Było więc 5 na 1. Jednak zupełny brak współpracy i miliardy skoków Michała i Błażeja rozbiły nam pogoń bo nie była to równa jazda, tylko hop hop hop...

Ja dzisiaj na spokojnie nie dałem się porwać emocjom i spawałem każdy jeden skok, nie dokręcając jednak później, bo ledwo co dokręciliśmy i jechaliśmy razem, kolejny skok stawał się faktem. Przemko tym sposobem dojechał sobie do Odolanowa, my byliśmy już blisko, ale chlopaki woleli się pobawić w gumę... Pożegnaliśmy się więc na rozdrożu, ja pojechałem w kierunku upragnionego od 3 godzin domu! Droga minęła na tyle sprawnie, że ani się nie obejrzałem i jadłem obiad.

Wspaniały dzisiejszy dzień wykorzystany w 100%! Niesamowicie było jechać znów na krótko po zimie, niesamowcie było przekręcić już mocniej z chłopakami, koniec z tlenem:))

caD: 82
przewyższenia: 324

Może to nie Grecja....Ale też jest zajebiście :)


Ahh jak przyjemnie :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Zgrupka w sralpe i full lampa!

Sobota, 8 marca 2014 · Komentarze(0)
Zaskoczony dzisiejszą full lampą postanowiłem wsiąść na bajka by pojechać na zgrupkę do Ostrowa.
Zjedzone od rana węglowodany miały dać mi mega energie na cały trening i dały.

Pierwsze 30km przekręcone z wmordewindem w plecy i nieszablonowo mówiąc: jechało się fajnie.
Po fajnym dojeździe do chłopaków, którzy dzisiejszy trip zaplanowali od lewiatana, ruszyliśmy w kierunku dobrze nam znanych szos, które są niczym świecący z oddali księżyc: z Ziemi widoczny jako gładka biała kula, ale im bardziej się przypatrujesz tym większe kratery widzisz. Kierowcy w tych okolicach są przemili i jeżdżą bardzo bezpiecznie! Trąbią już z kilometra gdy tylko cie zauważą, a wyprzedzając bardzo blisko ciebie okazują ci nalezyty szacunek i chęć bliskości oraz osłonienia cię od wiatru!

Po drodze spotykamy kapral_szef'a z Kalisza. Jedze z nami, równo mocno i przyjemnie. Wjeżdzamy pod kościół Kotłowie zwany również  Madonna di Cotłów.. Kolarze przyjeżdżający z różnych stron świata róznie go nazywają. Chcąc chwilę pojechać grupowo Interkolowo odbijamy w prawo na boczną szoskę i robimy podjazd trochę dookoła, na podjeździe głównym takie tłumy że nie szło jechać, w szczególności rozbrajająca zawsze jest pielgrzymka pieszo-rowerowa niczym na Col du Gliczaruf. Wjeżdżamy na ostatnie kilkaset metrów podjazdu i tam wyścigi. Nie wytrzymałem i podkręciłem tempo, na tyle żeby nie jechać już w tlenie, ale nie na tyle żeby znowu nie móc dokręcić jeszcze bardziej. Niestety zza mnie wyskoczył Przemo i Mati, wjechaliśmy jeden po drugim siedząc sobie na kole.

Sekunda przerwy, czekamy za Bazylem....Ten rujnuje moje plany na dzisiaj i nie zaliczamy podjazdów z Ostrzeszowa, nie jedziemy na Pola Odolanowskie i nie będzie sprintu niczym w Paryżu. Jedziemy prawie pod Kalisz. Czyli już wiecie skąd ten dzisiejszy dystans. To sprawka Bazyla! I trochę Błażeja Ś. który mu wtórował .... świnie.

Dalej trening to jedno wielkie siedzenie w siodle i lekkie przebieranie nogami, lewa prawa lewa prawa lewa lewa prawa....
Szału ni ma, Bazyl trzymał krótko cały peletonik i nie dał zgubić dzisiaj swojego szefa czyt.pracodawcy. Zero ścigania aż do czasu gdy Bazyli odbił do domu, nam zostało jakieś 20km i nagle tempo mocno wzrasta. Każdy coś tam od siebie dał i piorunem dojechaliśmy do łOstrowa... A ja jeszcze dalej do domu w Krotoszynie.

Dystans zupełnie nieplanowany, ale dobrze jednak że dzisiaj spokój bo po 5 dniach rege to nie było co szaleć :)
I jeszcze najlepsze, zupełnie bez spiny wpadł KOM na Stravie z Podjazdu Chełmce :D

caD: 83
przewyższenia: 636m


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Policja - uważaj będzie draka!!!!

Niedziela, 2 marca 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W zeszłym roku gdy zbieraliśmy się w niedzielę na rynku w Ostrowie każdy wiedział, że może nie nadążyć i że będzie po prostu ogień...
W zeszłym roku NIGDY nie było takiej frekwencji jak jest teraz, a to zapewne sprawka przepięknej lampy niczym w Sralpe Polska ....

No to pojechałem i dzisiaj mimo bolących nóżek i ogólnego zmęczenia, bo jakże sobie można odpuścić jazdę z tymi waryjotami. Do Ostrowa więc ruszyłem zaraz po śniadaniu, niestety pod wiatr, cisnąłem niczym Froome na rozjeździe po pięciokrotnym wjechaniu pod Etnę... Dojeżdżam na rynek i oczom nie wierzę, Zbigi na szosie, Piotr w gotowości bojowej, młodzi przyjeżdżają, robi się fajny peleton, nawet nasz Miłosz Muzykant wpadł pojeździć... Trasa już obmyślona, na Kotłów, Mikstat, Ostrzeszów i Kobylą Górę...

Pierwszy lepszy podjazd, Piotr daje zmianę śmierci, Miłosz i kilku innych spływa poprzez selekcję naturalną, Zbigi zostaje mimo że mógłby jechać, ale zostaje w eskorcie dla brata. I tak oto na szczyt wjeżdżamy spokojnie, ale zostaje nas z około 20 ludzi jakieś może pół... Skręcamy sobie dalej w Mikstacie na Ostrzeszów, takie tam pitu pitu i nie ma o czym pisać, gadka szmatka, śmichy chichy i w ogóle luzik. Nikt nas nie goni, oprócz czasu który biegnie nieubłaganie.. W Ostrzeszowie kolejny rezygnuje i zmyka prosto na Szklarkę, a my ciśniemy dalej na Kobylą Górę.. Stajemy chwilę na czymś jakby rynku i na spokojnie czekamy za wszystkimi aż dojadą bo na górkach się trochę rozciągnęliśmy.. Tutaj mamy niby jechać Bazylową rundkę, ale większość chłopaków jedzie krócej, ja się długo nie zastanawiałem i trochę kręcąc nosem i marudząc wybieram krótszą opcję, która i tak ma razem ponad 130km !!!

Tutaj to już totalne pitu pitu do kwadritu ;) Do CzarnegoLasu jedziemy sobie spokojnie, rozmawiamy, zajmujemy całą szerokość naszego pasa... A tu nagle słyszymy z megafonu "proszę jechać osobno, porozmawiacie sobie później" odwracamy się ze zdziwieniem a to POLICJA ! Niezła beka, jedziemy więc gęsiego, ja będąc parę metrów przed chlopakami odwracam się coś tam mówię do nich gestykulując a tu znowu "kolarzu jedź i nie odwracaj się bo jak się przewrócisz to będzie niezła draka" :D Ot taka PRZEmiła sytuacja, git majonez policja miała dzisiaj dobry humor i mogąc nam wlepić mandaty postanowili zachować się bardzo w porządku!

Przy wyjeździe z mieściska Przemko ruszył w ucieczkę aż do Odolanowa. Ja najpierw za nim mocno pociągnąłem, dojechał Błażej i KrzysiekL. ale nie dojechaliśmy do niego, ja przed Odolanowem starałem się jeszcze mocno dokręcić ale ni chu chu bo był już za daleko... Błażi po każdym moim zrywie siedział tylko na kole, a wyszedł na tablice gdzie już zupełnie odpuściłem!

Chwila postoju w Odolanowie na wjeździe, czekamy za dwoma naszymi kompanami i rozjeżdzamy się do domów :]]

caD: 82
przewyższenia: 534

Giganty ! Od lewej Trek Madonka Błażi, Specialized Allez Cristiny i Merida Przema Mocarza oraz ??? a także Trek :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)