Zgrupka w sralpe i full lampa!
Sobota, 8 marca 2014
· Komentarze(0)
Kategoria 150km i więcej, Interkol, Ze zdjęciami
Zaskoczony dzisiejszą full lampą postanowiłem wsiąść na bajka by pojechać na zgrupkę do Ostrowa.
Zjedzone od rana węglowodany miały dać mi mega energie na cały trening i dały.
Pierwsze 30km przekręcone z wmordewindem w plecy i nieszablonowo mówiąc: jechało się fajnie.
Po fajnym dojeździe do chłopaków, którzy dzisiejszy trip zaplanowali od lewiatana, ruszyliśmy w kierunku dobrze nam znanych szos, które są niczym świecący z oddali księżyc: z Ziemi widoczny jako gładka biała kula, ale im bardziej się przypatrujesz tym większe kratery widzisz. Kierowcy w tych okolicach są przemili i jeżdżą bardzo bezpiecznie! Trąbią już z kilometra gdy tylko cie zauważą, a wyprzedzając bardzo blisko ciebie okazują ci nalezyty szacunek i chęć bliskości oraz osłonienia cię od wiatru!
Po drodze spotykamy kapral_szef'a z Kalisza. Jedze z nami, równo mocno i przyjemnie. Wjeżdzamy pod kościół Kotłowie zwany również Madonna di Cotłów.. Kolarze przyjeżdżający z różnych stron świata róznie go nazywają. Chcąc chwilę pojechać grupowo Interkolowo odbijamy w prawo na boczną szoskę i robimy podjazd trochę dookoła, na podjeździe głównym takie tłumy że nie szło jechać, w szczególności rozbrajająca zawsze jest pielgrzymka pieszo-rowerowa niczym na Col du Gliczaruf. Wjeżdżamy na ostatnie kilkaset metrów podjazdu i tam wyścigi. Nie wytrzymałem i podkręciłem tempo, na tyle żeby nie jechać już w tlenie, ale nie na tyle żeby znowu nie móc dokręcić jeszcze bardziej. Niestety zza mnie wyskoczył Przemo i Mati, wjechaliśmy jeden po drugim siedząc sobie na kole.
Sekunda przerwy, czekamy za Bazylem....Ten rujnuje moje plany na dzisiaj i nie zaliczamy podjazdów z Ostrzeszowa, nie jedziemy na Pola Odolanowskie i nie będzie sprintu niczym w Paryżu. Jedziemy prawie pod Kalisz. Czyli już wiecie skąd ten dzisiejszy dystans. To sprawka Bazyla! I trochę Błażeja Ś. który mu wtórował .... świnie.
Dalej trening to jedno wielkie siedzenie w siodle i lekkie przebieranie nogami, lewa prawa lewa prawa lewa lewa prawa....
Szału ni ma, Bazyl trzymał krótko cały peletonik i nie dał zgubić dzisiaj swojego szefa czyt.pracodawcy. Zero ścigania aż do czasu gdy Bazyli odbił do domu, nam zostało jakieś 20km i nagle tempo mocno wzrasta. Każdy coś tam od siebie dał i piorunem dojechaliśmy do łOstrowa... A ja jeszcze dalej do domu w Krotoszynie.
Dystans zupełnie nieplanowany, ale dobrze jednak że dzisiaj spokój bo po 5 dniach rege to nie było co szaleć :)
I jeszcze najlepsze, zupełnie bez spiny wpadł KOM na Stravie z Podjazdu Chełmce :D
caD: 83
przewyższenia: 636m
Zjedzone od rana węglowodany miały dać mi mega energie na cały trening i dały.
Pierwsze 30km przekręcone z wmordewindem w plecy i nieszablonowo mówiąc: jechało się fajnie.
Po fajnym dojeździe do chłopaków, którzy dzisiejszy trip zaplanowali od lewiatana, ruszyliśmy w kierunku dobrze nam znanych szos, które są niczym świecący z oddali księżyc: z Ziemi widoczny jako gładka biała kula, ale im bardziej się przypatrujesz tym większe kratery widzisz. Kierowcy w tych okolicach są przemili i jeżdżą bardzo bezpiecznie! Trąbią już z kilometra gdy tylko cie zauważą, a wyprzedzając bardzo blisko ciebie okazują ci nalezyty szacunek i chęć bliskości oraz osłonienia cię od wiatru!
Po drodze spotykamy kapral_szef'a z Kalisza. Jedze z nami, równo mocno i przyjemnie. Wjeżdzamy pod kościół Kotłowie zwany również Madonna di Cotłów.. Kolarze przyjeżdżający z różnych stron świata róznie go nazywają. Chcąc chwilę pojechać grupowo Interkolowo odbijamy w prawo na boczną szoskę i robimy podjazd trochę dookoła, na podjeździe głównym takie tłumy że nie szło jechać, w szczególności rozbrajająca zawsze jest pielgrzymka pieszo-rowerowa niczym na Col du Gliczaruf. Wjeżdżamy na ostatnie kilkaset metrów podjazdu i tam wyścigi. Nie wytrzymałem i podkręciłem tempo, na tyle żeby nie jechać już w tlenie, ale nie na tyle żeby znowu nie móc dokręcić jeszcze bardziej. Niestety zza mnie wyskoczył Przemo i Mati, wjechaliśmy jeden po drugim siedząc sobie na kole.
Sekunda przerwy, czekamy za Bazylem....Ten rujnuje moje plany na dzisiaj i nie zaliczamy podjazdów z Ostrzeszowa, nie jedziemy na Pola Odolanowskie i nie będzie sprintu niczym w Paryżu. Jedziemy prawie pod Kalisz. Czyli już wiecie skąd ten dzisiejszy dystans. To sprawka Bazyla! I trochę Błażeja Ś. który mu wtórował .... świnie.
Dalej trening to jedno wielkie siedzenie w siodle i lekkie przebieranie nogami, lewa prawa lewa prawa lewa lewa prawa....
Szału ni ma, Bazyl trzymał krótko cały peletonik i nie dał zgubić dzisiaj swojego szefa czyt.pracodawcy. Zero ścigania aż do czasu gdy Bazyli odbił do domu, nam zostało jakieś 20km i nagle tempo mocno wzrasta. Każdy coś tam od siebie dał i piorunem dojechaliśmy do łOstrowa... A ja jeszcze dalej do domu w Krotoszynie.
Dystans zupełnie nieplanowany, ale dobrze jednak że dzisiaj spokój bo po 5 dniach rege to nie było co szaleć :)
I jeszcze najlepsze, zupełnie bez spiny wpadł KOM na Stravie z Podjazdu Chełmce :D
caD: 83
przewyższenia: 636m