Ślężański Mnich 2014 - wyścig MAXI
Niedziela, 6 kwietnia 2014
· Komentarze(3)
Kategoria 0-50km, Interkol, Zawody, Ze zdjęciami
Niczym rażony piorunem od samego rana wstaję czym prędzej obudzony sms'em od chłopaków, że jadą już do Krotoszyna. Była to godzina 6:15. Ustawiony budzik na 5:45 zdawał się nie słyszeć co dało mi błogosławione 30 minut niezaplanowanego snu więcej. Wstając więc, a raczej wyskakując z łóżka, pierwszy raz uszykowałem się w tak krótkim czasie do wyjścia. Znacie pewnie to uczucie, że jedną ręką myjecie zęby, drugą obmywacie twarz, a trzecią.... zaraz...przecież nie ma trzeciej ręki.. No tak. Uszykowane wczoraj kanapki wg. planu jednak nie zostały uszykowane, było więc trzeba znowu podzielić się na kilka frontów: jedna ręka jadła, druga smarowała chleb z dżemem, a trzecia by zalewała izotonik - przez brak tej trzeciej zrobiłem to chwilę później. Ubieranie się wyglądało podobnie, tu na szczęście nie było już żadnego problemu, wrzuciłem na siebie to co akurat było pod ręką i schodzimy na dół. Michał z dziewczyną i Przemo już czekają. Pakujemy się i jedziemy do Sobótki. Nastroje dopisują, pogoda z chwili na chwilę się poprawia, jest ok!
Dojeżdżając na miejsce czuć już typowo kolarską atmosferę, czuć że w powietrzu unosi się zapach kolarskiego święta. Niemrawo wystawiając nosy zza drzwi rozgrzanego w środku auta udajemy się po "pakiety startowe". Przyzwyczajony doświadczeniem amatorskich maratonów zdaje się mysleć o czymś co może wyglądać jak paczka z prezentami. Tu jednak o takie suveniry trzeba nieźle powalczyć, bo przecież w życiu nie ma nic za darmo. Odbieram numer, wracamy razem do auta, chwila rozmów, szykowanko i jedziemy się rozgrzewać..Co chwilę ktoś podchodzi się przywitać, "a tam jechaliśmy razem, pamiętasz?" etc. etc. bardzo to miłe i sprawia przeogromną frajdę gdy spotyka się kompanów z innych wyścigów. Rozgrzewka rozgrzewką, a nawet raczej rozgrzewką tego nazwać nie wolno przez wiejący zimny wiatr, zachmurzone niebo i w ogóle chłodne powietrze.
Przyjeżdżając na start witam się z Fiołkowiczami którzy również przyjechali ścigać się na Ślężańskim Mnichu. Tu niestety wielga NAGANA dla organizatorów, którzy nie stanęli na wysokości zadania przez co powstał wielki harmider przy ustawianiu się w sektorach. Różne sprzeczne informacje, zero konkretów, po chwili konsternacji i wielkiego zamieszania udaje się dojść do ładu i znajdujemy sobie miejsce w szeregu. Kiedy przychodzi czas startu stoję w pierwszym rzędzie z jakimiś CCCyckami a kumplami z Fiołki. Niestety nie wiem jeszcze, że tak na prawdę startując z kilku rzędów dalej miałbym lepszy czas przez pomiar czipowy, a nie kto pierwszy na mecie ten najlepszy. Bez sensu totalnie! No ale, sędzia gwiżdże - trzeba jechać.
Ruszyłem zupełnie bez pardonu, jak do dobrego wyścigu, nie ma startu honorowego więc co się będę certolił... Zrobiła się wyrwa bo reszta coś niezbyt chętnie ruszyła do przodu. Spokojnie za nimi czekając starałem się jednak nie popełnić błędu z wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii 2013 gdy również ruszyłem pierwszy, a później poprzez spłynięcie w peletonie i ogólne zamieszanie straciłem szanse na walkę o wygraną. Tutaj cały wyścig jechałem ciągle w czubie!
Na początku niesamowite tempo, zapiek totalny, płuca rozrywają a mięśnie w nogach chcą stanąć obok i umrzeć! W kilka minut dogoniliśmy grupę mastersów startujących przed nami. Zrobiło się niezłe zamieszanie, ale dało radę ciągle być w czubie unikając tzw. efektu gumy gdy jedziesz na końcu stawki. W tym momencie tempo troszkę przygasło, jedzie się jakby lepiej, a psychika ciągle podpowiada JEDŹ! No to co, pierwsze okrążenie przetrwane, na górkach zero problemu z utrzymaniem tempa, jest po prostu OK!
Zakręt na linię start/meta i wiem już że przetrwam cały wyścig, przejeżdżam tutaj gdzieś na 5-10 miejscu DOPINGOWANY przez znajomych dobrych kumpli z klubu w MILICZU! Dzięki chłopaki, nie widziałem bo zapiek maXymalny ale słyszałem i poznałem !
Czekam jednak za całą grupą co okazało się być błędem gdyż z amatorów odjechało bodajże 4 kolarzy o czym zupełnie nie wiedziałem a przemknęli mi widocznie koło nosa! :/
Drugie okrążenie to nasza, moja i Przema, a raczej tylko Przema próba ataku do którego się podczepiłem, ale Przemo dał taką zmianę pod górę że w zasadzie jak poprosił o zmianę po chwili to nie byłem w stanie dokręcić i chwilę jechaliśmy tym samym tempem, a z resztą na zmianach się nie dokręca :xx Peleton jednak nie spuścił z tonu i zostaliśmy "zjedzeni". Dalej to ciągle mordercze tempo i ciągłe ranty. Po skręceniu w pewnym momencie w lewo odwraca się nam wiatr i na tym odcinku ok 5km do mety słyszę z czuba "eeeej, amator ucieka! gonić!" Troszkę spłynąłem i tylko podniosłem się z siodełka i patrzę - Przemo! Zdobył jakieś 300-400 metrów przewagi ale nie był w stanie odjechać, ja czym prędzej przechodzę na 10-15 pozycje i czekam na ostatnią górę na finiszu.
Skręt w lewo i zaczyna się! Przemo stanął, a peleton jakby zacyzna się czarować trochę, staram się z prawej strony dołożyć do pieca i jechać po prostu swoje, ale koła utrzymało zaraz za mną 7-8 kolarzy i wyprzedziło mnie na sam finisz, ale nikt więcej już nie dał rady.
Ucieczka dojechała, więc moje miejsce open to na pewno około 15. Tutaj niestety mała poprawka i czip mierzący mój czas przesuwa mnie na 22miejsce i 3m w kategorii. Ciekawe czy byłbym wjeżdżając na metę pierwszy w swojej kategorii wiekowej?! Raczej tak...
No i odejmując tak znane nazwiska z pierwszych miejsc jak byli zawodowcy, to na prawdę jest dobrze :)
Po tym już tylko oczekiwanie na wyniki i jest! Będzie dekoracja :)
Podsumowując dzisiejszy dzień, było bombowo. Sprawdzenie formy na wielki + ! Jest nieźle :) Bardzo podbudował mnie ten start, bo nie jechałem pasywnie, spawałem co trzeba, chwilę uciekałem, i forma co najważniejsze dla mnie - pod górę ! jest super :)
A za tydzień jazda indywidualna na czas z Interkolem :) Strzyżew :) Koło Mikstatu! Ojj będzie się dzialo, ale jako ITT nie jest moim konikiem w ogóle się nie spinam :)
Pulsometr nie zadziałał :/ A ciekawe jakie tętno by było... :/
cad: 87
przewyższenia: 391m
Wyniki:
Kat.u-24: 3/25
OPEN: 22/250
Kris na 3m podium :)
Dojeżdżając na miejsce czuć już typowo kolarską atmosferę, czuć że w powietrzu unosi się zapach kolarskiego święta. Niemrawo wystawiając nosy zza drzwi rozgrzanego w środku auta udajemy się po "pakiety startowe". Przyzwyczajony doświadczeniem amatorskich maratonów zdaje się mysleć o czymś co może wyglądać jak paczka z prezentami. Tu jednak o takie suveniry trzeba nieźle powalczyć, bo przecież w życiu nie ma nic za darmo. Odbieram numer, wracamy razem do auta, chwila rozmów, szykowanko i jedziemy się rozgrzewać..Co chwilę ktoś podchodzi się przywitać, "a tam jechaliśmy razem, pamiętasz?" etc. etc. bardzo to miłe i sprawia przeogromną frajdę gdy spotyka się kompanów z innych wyścigów. Rozgrzewka rozgrzewką, a nawet raczej rozgrzewką tego nazwać nie wolno przez wiejący zimny wiatr, zachmurzone niebo i w ogóle chłodne powietrze.
Przyjeżdżając na start witam się z Fiołkowiczami którzy również przyjechali ścigać się na Ślężańskim Mnichu. Tu niestety wielga NAGANA dla organizatorów, którzy nie stanęli na wysokości zadania przez co powstał wielki harmider przy ustawianiu się w sektorach. Różne sprzeczne informacje, zero konkretów, po chwili konsternacji i wielkiego zamieszania udaje się dojść do ładu i znajdujemy sobie miejsce w szeregu. Kiedy przychodzi czas startu stoję w pierwszym rzędzie z jakimiś CCCyckami a kumplami z Fiołki. Niestety nie wiem jeszcze, że tak na prawdę startując z kilku rzędów dalej miałbym lepszy czas przez pomiar czipowy, a nie kto pierwszy na mecie ten najlepszy. Bez sensu totalnie! No ale, sędzia gwiżdże - trzeba jechać.
Ruszyłem zupełnie bez pardonu, jak do dobrego wyścigu, nie ma startu honorowego więc co się będę certolił... Zrobiła się wyrwa bo reszta coś niezbyt chętnie ruszyła do przodu. Spokojnie za nimi czekając starałem się jednak nie popełnić błędu z wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii 2013 gdy również ruszyłem pierwszy, a później poprzez spłynięcie w peletonie i ogólne zamieszanie straciłem szanse na walkę o wygraną. Tutaj cały wyścig jechałem ciągle w czubie!
Na początku niesamowite tempo, zapiek totalny, płuca rozrywają a mięśnie w nogach chcą stanąć obok i umrzeć! W kilka minut dogoniliśmy grupę mastersów startujących przed nami. Zrobiło się niezłe zamieszanie, ale dało radę ciągle być w czubie unikając tzw. efektu gumy gdy jedziesz na końcu stawki. W tym momencie tempo troszkę przygasło, jedzie się jakby lepiej, a psychika ciągle podpowiada JEDŹ! No to co, pierwsze okrążenie przetrwane, na górkach zero problemu z utrzymaniem tempa, jest po prostu OK!
Zakręt na linię start/meta i wiem już że przetrwam cały wyścig, przejeżdżam tutaj gdzieś na 5-10 miejscu DOPINGOWANY przez znajomych dobrych kumpli z klubu w MILICZU! Dzięki chłopaki, nie widziałem bo zapiek maXymalny ale słyszałem i poznałem !
Czekam jednak za całą grupą co okazało się być błędem gdyż z amatorów odjechało bodajże 4 kolarzy o czym zupełnie nie wiedziałem a przemknęli mi widocznie koło nosa! :/
Drugie okrążenie to nasza, moja i Przema, a raczej tylko Przema próba ataku do którego się podczepiłem, ale Przemo dał taką zmianę pod górę że w zasadzie jak poprosił o zmianę po chwili to nie byłem w stanie dokręcić i chwilę jechaliśmy tym samym tempem, a z resztą na zmianach się nie dokręca :xx Peleton jednak nie spuścił z tonu i zostaliśmy "zjedzeni". Dalej to ciągle mordercze tempo i ciągłe ranty. Po skręceniu w pewnym momencie w lewo odwraca się nam wiatr i na tym odcinku ok 5km do mety słyszę z czuba "eeeej, amator ucieka! gonić!" Troszkę spłynąłem i tylko podniosłem się z siodełka i patrzę - Przemo! Zdobył jakieś 300-400 metrów przewagi ale nie był w stanie odjechać, ja czym prędzej przechodzę na 10-15 pozycje i czekam na ostatnią górę na finiszu.
Skręt w lewo i zaczyna się! Przemo stanął, a peleton jakby zacyzna się czarować trochę, staram się z prawej strony dołożyć do pieca i jechać po prostu swoje, ale koła utrzymało zaraz za mną 7-8 kolarzy i wyprzedziło mnie na sam finisz, ale nikt więcej już nie dał rady.
Ucieczka dojechała, więc moje miejsce open to na pewno około 15. Tutaj niestety mała poprawka i czip mierzący mój czas przesuwa mnie na 22miejsce i 3m w kategorii. Ciekawe czy byłbym wjeżdżając na metę pierwszy w swojej kategorii wiekowej?! Raczej tak...
No i odejmując tak znane nazwiska z pierwszych miejsc jak byli zawodowcy, to na prawdę jest dobrze :)
Po tym już tylko oczekiwanie na wyniki i jest! Będzie dekoracja :)
Podsumowując dzisiejszy dzień, było bombowo. Sprawdzenie formy na wielki + ! Jest nieźle :) Bardzo podbudował mnie ten start, bo nie jechałem pasywnie, spawałem co trzeba, chwilę uciekałem, i forma co najważniejsze dla mnie - pod górę ! jest super :)
A za tydzień jazda indywidualna na czas z Interkolem :) Strzyżew :) Koło Mikstatu! Ojj będzie się dzialo, ale jako ITT nie jest moim konikiem w ogóle się nie spinam :)
Pulsometr nie zadziałał :/ A ciekawe jakie tętno by było... :/
cad: 87
przewyższenia: 391m
Wyniki:
Kat.u-24: 3/25
OPEN: 22/250
Kris na 3m podium :)