To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

100-150km

Dystans całkowity:27157.10 km (w terenie 36.00 km; 0.13%)
Czas w ruchu:888:57
Średnia prędkość:30.55 km/h
Maksymalna prędkość:83.00 km/h
Suma podjazdów:114758 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:549883 kcal
Liczba aktywności:226
Średnio na aktywność:120.16 km i 3h 56m
Więcej statystyk

Górski trening na nizinach :)

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · Komentarze(0)
Chyba było szybciej, ale czujnik prędkości przy Garminie coś zaszwankował po ok 80 km.

Plan dzisiaj był taki by razem z Mosiną polecieć na nasze hopki. W końcu już w sobotę Klasyk Kłodzki :)
Ja giga-misja 166km a Tomek jedzie na swoją giga-misję 66km. Więc trzeba dzisiaj było ostatni raz zrobić mocny trening przed Zieleńcem. W dodatku zrobić konkretny i długi trening by sobie przypomnieć jak to jest dłużej siedzieć w siodle :)

Po wczorajszej czasówce cos tam w nóżkach zostalo, ale każda hopa mocno przycisnięta. Raczej sobie nie żałowałem :)
Czy mogę być zadowolony ? Tak, z treningu - jak zawsze, świetnie :) Ale forma ciut niższa niż jakiś czas temu. Trudno było wbić się na wyższe tętno dzisiaj.
Jak przejadę ten dystans w Zieleńcu to już będzie wygrana, każdy pucharek będzie niezłym zwieńczeniem "pierwszej" części sezonu :)

Reszta danych z dzisiejszego treningu oprócz czasu pochodzi jedynie z 80km zarejestrowanych przez garmina.

caD: 78

Przyjechałem tu wygrać ?! Nieeee...dobrze się bawić ;) ^^


Na starcie też niezbyt przejmowałem się wynikiem :)


Ale odliczanie...5..4..3..2..1.....start.. wprowadziło lekką nerwowość :)


I standardowo jak już sie ruszyło to chciało się osiągnąć dobry wynik :) Na chęciach się skończyło :D


Tylu nas było, a nawet trochę więcej :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Góry Górki Górecki z Tomaszem :)

Niedziela, 12 lipca 2015 · Komentarze(1)
Dzisiaj przy przepięknej pogodzie razem z Tomkiem udaliśmy się do Pieszyc - koło Biedry - by pośmigać po górkach. On pierwszy raz, ja już kolejny, bynajmniej nie pierwszy :) Założenie więc, że jadę z nim by nie było smutno podjeżdżać samemu bo i poziomy różne, ale fajny trening można zrobić i tak.

No to najpierw jedziemy na Bielawę, ale nieeee....zerwali asfalt... zawracamy i jedziemy na Przeł. Jugowską. Pierwsze podjazdy, fajnie mija, rozgrzeweczka. Do tego dołącza do nas jakiś starszy Pan i jest ciekawa rozmowa. Później zjeżdżamy, niestety sam zjazd katastrofalny, dziura na dziurze... Ale spoko, dalej lecimy na Nową Rudę i do granicy na Tłumaczow. Fotki, krótki nawrót i.....pierwszy podjazd który daje w kość bo ciągnie się całe 2km z nachyleniem ok 15%. Daliśmy radę! Tomek bez problemów spokojnie wjechał - szacun :) Zjazd do Radkowa i lecimy na Wolibórz i Jodłownik - ostatni na naszej trasie większy podjazd - bo jak to w górach po drodze wyrastały jakieś hopki :) Tam potrafiłem troche przycisnąć i pojechałem przed Tomaszem - by po drodze zrobić kilka fotek ;)

Później zjazd i przez Dzierżoniów do Pieszyc :) Koniec ! :D

Było bombowo, każdy podjazd mimo że wolniej - mijał mi szybciej. Po prostu przejechany trening w super atmosferze. Bardzo fajny. Pierwszy sprawdzian dla Tomka - zaliczony na 5 ! :) Będzie chleb z tej mąki ;)

Ja sam też zadowolony, dla mnie wyszedł spokojny długi trening w upale :) Tętno max chyba trochę przekłamane... :)

cad: 73

https://www.strava.com/activities/344668740


Na granicy Polska - Czechy :)


I Tomano na trasie ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Gorąca wynora :)

Sobota, 4 lipca 2015 · Komentarze(0)
W ogóle nie zregenerowany, bez zapasów glikogenu, wyruszyłem już o 8 rano żeby uniknąć największych upałów. W planie była co najmniej stówka.

Najpierw więc poleciałem za Milicz, na górki....zupełnie spokojnie. Bez szarpania, byle przejechać :) Nogi znowu szybko zabolały, jakoś tak albo za dużo roweru albo buty stały się niewygodne - no chyba że jeszcze to po prostu ten upał. Ale dobrze, no w końcu ciepło :)
Przy wyjeździe z Milicza korzystam z okazji i na stacji kupuję Oshee. Koniecznie z lodówki :)

Powrót na Krotoszyn z wiatrem - całkiem szybko :) Ale to jednak ciągle nie była stówka. Wjeżdżam więc do Krotoszyna, jadę na rynek ochłodzić się w fontannie i już wiem co robię dalej: jadę na Koźmin, Borek i Pogorzelę :)

W Koźminie wjeżdżam na stację orlenu - proszę o dolanie wody z kranu, po czym słyszę że nie skoro nie zamierzam niczego kupić to nie ma szans. To wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. W głowie już myślę o kolejnej stacji "no name" i tam zupełnie inaczej: wchodzę, dostaję bez problemu zimną wodę z kranu i rabat na pepsi w puszce 0,5l - w kieszonce jedynie 2,50zł zostało a pepsi kosztowało 3,10zł. Pan na stacji stwierdził, że nie ma problemu, oddam kiedyś przy okazji, a napić się muszę przed kolejnymi kilometrami, których około 50 do domu :)

Z chwili na chwilę gorzej, jakby pod wiatr, ciężej mimo niezbyt wysokiego tętna - zupełny brak glikogenu odczuwalny.

Po przyjeździe kąpiel w zimnej wodzie, wyjście na basen - zdecydowana ulga dla piekących mięśni, teraz pizza, piwo i leżing :)

cad: 83

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Niedzielny dystans :)

Niedziela, 14 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Postanowiłem się dzisiaj wybrać na trening do Ostrowa. Bardzo dawno mnie tam nie było, a to ze względu na wyścigi / studia / działalność polityczną. Tak bywa, że czasem nie ma czasu :)

Pojechałem zobaczyłem i wróciłem. Po ponad miesiącu przerwy zobaczyłem na rynku sporo nowych osób. Nieznanych mi osób. Ale żeby ich wszystkich zobaczyć, musialem najpierw 30km przejechać. Dojechałem o ok 30 minut za wcześnie. Tak dobrze mi się z wiatrem jechało, że nawet nie zauważyłem a byłem już w Ostrowie :)

Po chwili siedzenia w słoneczku zaczęli się zjeżdżać kolarze. Niestety dla mnie "wygrała" propozycja Bazyla na trasę treningu. Okazała się być dla mnie nie do zrealizowania bo wyszło by mi około 180km - paranoja, nie do przejechania dzisiaj, nie do zrobienia. Dojechałem więc z grupą ok 20km do Czarnegolasu i zawróciłem do domu. Pojechałem na Odolanów, Sulmierzyce i tam na Milicz i Krotoszyn.

Do samego Milicza ostro pod wiatr, nieźle się znorałem, bolało bardzo, ale zrobiłem sobie trochę wytrzymałości siłowej dzięki tymże podmuchom. Po nawrocie w kierunku Krotoszyna wiatr wiał bocznie sprzyjająco i tak oto ani się nie zorientowałem i przeskoczyłem przez hopki, pokonałem długie proste i byłem w domu. Na wyjeździe jeszcze z Milicza wstąpiłem na stacje by dokupić Oshee... Tak się pić chciało. :) Tak było gorąco :)

Starym zwyczajem polansowałem się jeszcze przez miasto, pojechałem przez rynek i skorzystałem z tryskającej z ziemi fontanny i tak sobie ochłodziłem trochę glowę :)

Później dom, kąpiel, obiad i piffko :) Orzeźwiony, najedzony i ciutkę zregenerowany siedzę teraz i oglądam Douphine Liebere :)

Garmin Edge 500 gra i buczy :) Hula aż miło ! :D

caD: 82

Mniami ! :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Maraton Jastrzębi Łaskich 2015

Niedziela, 7 czerwca 2015 · Komentarze(3)
W ogóle nieplanowany start na Maratonie w Łasku przypadał właśnie na dzisiaj. Okazało się, że wczoraj nie mogłem startować nigdzie ze względu na przesunięty egzamin z prawa. Pojechałem na uczelnię więc, a nie się ścigać. Można powiedzieć, że Łask uratował mi ścigancki weekend.

Razem z rodzinką Zbigiego wybraliśmy się więc z samego rana do Łasku by wziąć udział w organizowanym tam maratonie. Dystans mega, pogoda mega, wiatr mega, asfalty mega....ogólnie wszystko świetnie.

Po dojeździe na miejsce parkujemy auto, odbieramy numery startowe, robimy siku, przebieramy się :) Razem ze Zbigim lecimy na rozgrzewkę. Dwa kółeczka w centrum miasta i już, chwila do startu, ostatnie poprawki i lecimy. Nie zapowiada mi się jakiś super wynik, nie znam ludzi z którymi mam startować.. Zaraz po starcie chłopaki coś się nie spieszą, ale dojeżdżają do mnie. Ktoś spiął dupsko i doprowadził grupę do mnie, bo nie ukrywam, że wystrzeliłem jak z procy. No cóż, dobre samopoczucie i zwyżkowa forma idą w parze :)

Lecimy po zmianach, dościgamy maruderów z grup MTB mega. Dwóch z nich podłącza się do nas i przejeżdża z nami resztę trasy dodatkowo dając całkiem sensowne i mocne zmiany. Wielki szacun! Pierwsze kilometry w dół i z wiatrem, średnia po ok. 30km była chyba w granicach 43kmh. Równe zmiany, mocne zmiany, okazało się że dobrzy pomocnicy razem ze mną wystartowali. Tylko przez ich mniejsze doświadczenie zastanawiałem się, na ile starczy im sił ?!

No, a na 30km mniej więcej pojawia się hopka, znak ustąp pierwszeństwa za 150m, ostry zakręt w prawo po zjeździe.. i tu tak na prawdę mogłem skończyć nieszczęśliwie swój maraton. Zamiast lekko zwolnić i spokojnie przejechać owy zakręt, puszczam hamulce i próbuję się złożyć do zakrętu........szczęście w nieszczęściu, że dość szybko zrozumialem, jak głupi byl to pomysl i jak bardzo on nie ma prawa bytu. Chcąc przy tej prędkości wejść w zakręt nie miałem szans by wyrobić. Szybko wypinam lewego buta, dupa z tyłu siodła, hamuję jak najbezpieczniej się da by koło nie uciekło, lewym blokiem szoruję asfalt, wylatuję z drogi i lecę do rowu....prawie...kończę na piasku, nie wywracam się, jadę dalej :D Cieszę się że żyję :)

Później już tylko równe zmiany. Dobre zmiany. Ciężkie zmiany. Pod wiatr, sporo hopek, w upale. Było ciężko.

Na pierwszym orkażeniu łapię wodę, dolewam do bidonów, jest gitara. W międzyczasie jem żelki i batoniki. Czuję się świetnie.

Drugie okrążenie jest jeszcze cięższe. Zmiany wszystkich jakby słabsze. Co chwile odpada z naszej ok 10os grupki jakaś osoba.

Niestety na 15km do mety podbija mnie na jakiejś nierówności, kolanem znooooooooooowu wybijam licznik, szybko się wracam. Próbuję gonić. No szkoda, nie udało się, chłopaki pojechali. Przez chwilę wkrada się nerwówka, bo zdaje soibie sprawę że wynik jest na prawdę na pewno świetny, że szkoda byłoby to stracić przez jakąś głupotę.
Ja tym samym tracę o kilka sekund 2-gie miejsce. Dojechałem chwilę po nich na szczęście na metę :)

Na mecie własnie dowiaduje się o swoim wyniku, jestem bardzo zadowolony, przebieram się, idziemy jeść. Później lecimy na lody, dekoracja i losowanie sporo się przedłuża. Ale w końcu dostajemy pucharki, jedziemy do domu :)

Zbigi także 3m w swojej kategorii i 25 open.
P. Ewa 3m w kategorii i Monika 4 miejsce w kategorii + wylosowane okulary w loterii :D

Sam maraton ?! Baza w bardzo dobrym miejscu, dużo parkingów, sporo toi-toiów, dodatkowo w szkole prysznice, toalety, baza maratonu. Świetny plecaczek na pamiątkę. Loteria z ciekawymi nagrodami. Co najważniejsze, przepiękne asfalty na całej trasie. Świetna pogoda, trochę dokuczał wiatr, no ale za to org już nic nie może ;) Po maratonie kiełbaska i dobra zupka, możliwośc zakupu piffka. Dokładka kiełbasy. Jedynie przedłużona ceremonia dekoracji i loterii. Dekoracja trochę w chaosie. Ale wszyscy wszystko dostali. Pucharek ładny. Maraton na 4 z wielkim plusem ! Było super, ale kilka rzeczy do poprawy odnośnie wyników i dekoracji :)

Brawo Jastrzębie :)

cad: 86

Ogólnie jestem bardzo zadowolony ze swojej formy. Jest bardzo dobrze. Ani jednego kryzysu na trasie, a na koncu dałem z siebie jeszcze 110% przy pogoni. Forma rośnie, ale obecnie trzeba się stopować niestety. Jestem zmuszony zająć się nauką na obronę pracy magisterskiej w lipcu.

http://www.strava.com/activities/320641006/

Kriso na podium :) uff ! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Maraton Klasyk Radkowski 2015

Sobota, 16 maja 2015 · Komentarze(5)
Długo zastanawiałem się jaki czas wpisać na bloga - wypadło na ten z licznika :)

W sumie długo oczekiwany start, pierwsze przetarcie w górach gdzie liczyłem na dobry wynik i ciekawe zawody.

Do Radkowa jedziemy w składzie: Robert Kierzek, Zbigi i ja. W aucie poruszane sprawy ważne i ważniejsze, wiadomo - jest o czym rozmawiać :) Nie bylo takiego tematu, który byłby ominięty. Podczas podróży jem dwie bułki, bo wyjazd dość wcześnie - już o 3:00 było trzeba wstawać by o 4 wyjechać z Ostrowa. Dzięki praktycznie uszykowaniu się już dzień wcześniej jest to możliwe do zrealizowania.

Z chwili na chwilę robi się coraz cieplej, ale wciąż jest to w granicach 5-7*C. Wiem, że jeśli taka pogoda się utrzyma i temperatura drastycznie nie wzrośnie to na pewno zmarznę gdyż byłem przekonany o co najmniej 15-20*C. Przed startem Robert pożycza mi swoje rękawki czym na pierwszych kilometrach i zjazdach ratuje mi tyłek, bo z początku klepało niemiłosiernie :)

Start w grupie z wygrywającym ten wyścig open rok temu, w tym roku z resztą też nie wróżył nic dobrego. Utrzymane koło do ok 18km, ale z cyborgami nie ma szans. Bardziej przyziemnie było mi jechać w grupie z pozostałymi moimi kompanami, w tym ze Zbigim, który ma formę bardzo dobrą i cały czas jechał mi niedaleko za plecami w odległości kilkudziesięciu metrów.

Kolega miszczu rozerwał nam grupę, każdy spływał po kolei z jego koła, mi się jednak "udało" stworzyć małe grupetto i cały czas jechaliśmy z kolegą Piotrem Borszlakiem (nr 42) pseudo "żółty" oraz Sławomirem Wągrowskim (nr 54) pseudo "pomaranczowy ccc".

Zostałem minięty przez pierwsze okrążenie chyba tylko raz, jechało mi się super, każda hopka przejechana bez większego problemu. Najlepiej podjeżdżało mi się "finalowy" podjazd pod Karłów. Równe 5% praktycznie cały czas, ładny asfalt i można było po złapaniu swojego rytmu tam poszaleć - również na zjazdach, gdzie za każdym razem odjeżdżałem swoim grupkom.

Jechało się tak dobrze, aż do momentu kiedy na ok 90km po ostrym zjeździe, dziurawym zjeździe złapałem gumę, a podbiło mnie też tak że kolanem wypchnąłem licznik. Szczęście w nieszczęsciu, że stało się to w tym a nie innym miejscu: po złapaniu kapcia podszedł do mnie pewien pan, który mieszkał "obok" czy może kompresor by mi się nie przydał do napompowania oponki. Szybka zmiana więc dętki, dobiliśmy kompresorem do 8 atmosfer i leciałem dalej (ciut bardziej ostrożnie) ówcześnie wracając się i parę minut szukając w rowie licznika. Ufff... odnalazł się :) Dogania mnie przez to i wyprzedza Robert Kierzek, który startował jakieś 8 minut po mnie. No cóż. Dupa blada myślę sobie. Teraz już pewnie ani pudła ani dobrego wyniku nie będzie.

Jadę sobie sam, morale spadły, wiatr wieje konkretnie w twarz i po prostu boli: chwila kryzysu psychicznego połączona z tym fizycznym. Ale podczas gdy ja cierpię, dojeżdża do mnie grupka 3 osób, do której się dołączam. Jedziemy po zmianach chwilę, ale gdy zaczyna się podjazd zostaję tylko z jednym kolegą którego niestety numeru nie zapamiętałem. Jesteśmy praktycznie na podobnym poziomie bo jedziemy sobie po zmianach równo. Przed bufetem wcinam swojego żela Isostara (wspaniała sprawa!), popijam później kubeczkiem wody z bufetu i chwila zjazdu przez miasto i "finalowy podjazd". Równe tempo, 15-17km/h. Dojeżdżamy do tych ludzi, którzy wyprzedzili mnie podczas zmiany dętki, oczywiście nie wszystkich. Tworzy nam się znowu grupka, ale nikt nie daje zmian.

Na zjeździe odjeżdżam wszystkim bo jakby bali się składać w zakręty, a te nie były ani wymagające, ani strome czy niebezpieczne. Na mecie się okazuje że na tym zjeździe zyskałem około 45s nad moją grupką z którą jeszcze na szczycie jechałem razem :)

Wjeżdżam na metę, przez chwilę nawet jestem drugi w kategorii.......a finalnie dowiaduje się, że zdobyłem 3m w kategorii M2szosa oraz 17m OPEN. Wynik kozacki, jak na złapaną gumę to jestem szczęsliwy z pudła. Gdyby gumy nie było to byłbym drugi, bo róznica czasów orga i mojego licznika to dokładnie 12min 30s co dało by mi miejsce w pierwszej dziesiątce :) Jednak patrzę na to z innej perspektywy: gdyby nie pan z kompresorem to pompując dętkę ręcznie straciłbym trzecie miejsce ponieważ czwarty przyjechał po mnie dokładnie 48s :D Ufff. Szczęście w nieszczęściu, tyle emocji :) Odbieramy pucharki, dyplomy i jedziemy do domu.

Roberto zdobył 2 miejsce w kategorii M4szosa i 10m open, a Zbigi Zbigi złapał dwie gumy i zdobył 6 miejsce w kategorii M5szosa oraz 35 OPEN. Zbigi gdyby nie te dwie gumy, najprawdopodobniej zdobyłby drugie miejsce w kategorii wiekowej. No ale, gdyby gdyby gdyby... Nie ma lekko. Srednio każdy z nas złapał jedną gumę ;)

Droga powrotna przebiegła bardzo sprawnie, mega pozytywnie i fajnie, znowu rozprawiając o ciekawych sprawach :)

Podsumowując to chce się rzec: można by lepiej, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony swoją dyspozycją. Wytrzymałość jest bardzo dobra. Nie zdażyło się jeszcze żebym to ja nadawał calkiem mocne tempo na podjazdach i prowadził grupkę bez żadnych problemów, a nawet lepiej bo to było moje tempo które moglem sobie kontrolować. Hmm.. wyszło super!

Trasa bardzo fajna, ciekawa i z ładnymi widokami, jednak o zbyt przerażająco dużej ilości dziur w asfalcie. Totalna masakra i szwajcarski ser. Jednak ten ryż na mecie, pomarańcza, cukierki i inne smakołyki spowodowały że można udzielić orgom rozgrzeszenia ;) Dzięki!

Oficjalnie:
Kategoria M2szosa: 3/6
Open: 17/78
Czas orga: 4h 57min 18s

cad: 83

Link do stravy: https://www.strava.com/activities/305788729

Nasza wyjazdowa ekipa :)


Dyplom i pucharek :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Trening z Maciejem Paterskim CCC Sprandi

Niedziela, 3 maja 2015 · Komentarze(6)
Do ostatniej chwili wczoraj miałem zupelnie inne plany na dzisiejszy dzień. Najpierw miałem jechać do Koła na wyścig, ale okazalo się że bez licencji i oświadczenia od lekarza żem zdolny do jazdy nie da rady. No to dupa. Pierwszy plan poszedł się.......gonić ;)

Drugi plan to jazda do Żmigrodu, żeby zobaczyć chwilę zawody ITT i zrobić kółeczko przez Rawicz do Krotoszyna. Ostatnie chwile na fb wczoraj przed snem, pojawiło mi się wydarzenie na tablicy, że.....w Dobrzycy chłopaki z druzyny MrBike.pl Pleszew organizują trening z Maciejem Paterskim :) Więc jak tu nie skorzystać ? Lecimy na północ :)

Przyjechałem za wcześnie, pokręciłem się po okolicy i tak oto gdy zebrali się wszyscy w tym Robert Kierzek z Interkolu ruszyliśmy na przeciw Macieja. Chwila spóźnienia, ale ma dla nas dobrą wiadomość - Bartłomiej Matysiak wraz z grupą z Kalisza jedzie do nas i mamy się spotkać. To tak sobie powoli z nóżki na nóżkę lecimy na Raszków żeby spotkać się z Mistrzem Polski :)

Dojechaliśmy w mega fajnej i pozytywnej atmosferze, chwila pogaduch na stacji, fotki z naszymi mistrzami i jedziemy gdzieś w kierunku Kalisza. Z samymi uśmiechami na twarzach jedziemy na kole Macieja i Bartka. Robimy sobie zdjęcia, rozmawiamy i śmiejemy się.
W peletonie Jacek z Bikeserwisu, Włodek z GilickiBike i oczywiście znajomi chłopacy z Kalisza, Mikstatu, Pleszewa (MrBike.pl) itd.

Później nasza grupa odbija w kierunku Dobrzycy, chłopacy z Kalisza jadą w kierunku swojego miasta. Z nóżki na nóżkę, po chwili jakieś tam mocniejsze chwile tempo, ale z wiatrem, mimo wszystko dalej w grupie, rozmawiamy o nowym rowerze z prezesem klubu i sklepu mrbike.pl :)

Dalej jedziemy na Dobrzycę, jakąś kostką, tam Pawłowi Lisowi odkręca się jedna czy druga śrubka, pitu pitu, lajtu lajtu....a kilometry lecą :)
Robert Kierzek odbija do domu, a my jedziemy grupowo na kawkę do Dobrzycy z Maciejem Paterskim :) Słynny Patera z mega formą niedługo zaczyna wyscig Giro d'Italia. Teraz po takim treningu musi mu dobrze pójść. Fajna atmosfera, wszyscy bardzo pozytywni, pijemy kawkę i gawędzimy :)

W końcu gdzieś tam się rozjeżdżamy wszyscy do domów, życzymy Paterze powodzenia i wio! :)

Po drodze oczom nie wierzę, spotykam rodziców na rowerkach. Małe wycieczki i rowery bardzo im się spodobały ;)

Dzisiaj więc nie było jakiegoś mega super tempa i wyczerpującego treningu, była spokojna jazda w świetnym towarzystwie, zacnym towarzystwie, z pogadankami, tego mi bylo trzeba ;]

https://www.strava.com/activities/29730937

cad: 81

Maciej Paterski - ja - Bartłomiej Matysiak :) Mega w porządku chlopaki :) Trzymamy kciuki na Giro :)


Jadę z Mistrzami :) Poznajecie tych panów ? :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Ahh jak przyjemnie :))

Sobota, 4 kwietnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Interkol, 100-150km
Uczestnicy
Oj brakowało mi ostatnio takiego długiego i fajnego treningu. Od początku na spokojnie dojechałem do Ostrowa rowerem by później wspólnie z chłopakami potrenować.

Ruszyliśmy spod Lewiatana na Przygodzice, Topolę i Odolanów, Sulmierzyce w kierunku Milicza i na Krotoszyn.

Z zalożenia miało być spokojnie, ale im wiecej testosteronu się zbierze razem tym tempo jest szybsze i bardziej rwane.
W Sulmierzycach odbija Grześ, niedaleko Milicza zawraca Michał........a po chwili bez słowa znikają Przemo i Błażej Ś....dziwne.. Krzysiu decyduje się dzwonić do nich, ale bezskutecznie....no to jedziemy dalej. Fajnie i w równym tempie, ja Blażej W., Krzysiek L i Kuba L.

Ostatnie 6km ze Zdun do Krotoszyna pomyślałem sobie, że zrobię fajny konkretny interwał i dam jedną długą zmianę. I tak bylo, 6km równego tempa od Tablicy do tablicy. Pod koniec już ledwo dawałem radę i stąd mój dzisiejszy Hr Max... No i już, koniec.... :)

Chłopacy pojechali na Ostrów, a ja czym prędzej do domu:)

Świetny trening, jakby co....jutro o ile pogoda pozwoli o 11:00 powtórka na rynku w Ostrowie Wlkp.:)

cad: 85

https://www.strava.com/activities/278948027/

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Kto ma EPO ?!

Sobota, 21 marca 2015 · Komentarze(5)
Kategoria 100-150km, Interkol
Uczestnicy
Wczoraj odebrałem wyniki krwi i stwierdzam dwie rzeczy: albo ciut za dużo treningów i potrzeba odpoczynku albo potrzebne mi epo ;)
Krew słaba - dosłownie, rzadka jak barszcz. Ale mimo tego "jakoś" jadę z tymi co wyniki krwi mają na drugiej granicy normy.

I to chyba cały dzień siedziało mi w głowie, albo faktycznie ciut zmęczony byłem. Totalnie nie szło. Chociaż, pierwsze 30km myślałem że mam mega moc, a to się okazało tylko przyjemnym wiaterkiem w plecy. No cóz. Chłopaki dzisiaj nie szaleli nawet za bardzo, ale nogi były moje niczym z żeliwa i strasznie piekły na każdym przyspieszeniu i przy każdej zmianie. Totalnie nie mój dzień.

W Kobylej Górze ocknąłem się, że gdy pojadę z nimi na Ose, Międzybórz i Sośnie to wyjdzie mi dodatkowo jakieś 30km...a może i więcej.
Zdrowy rozsądek wygrał dzisiaj. Nie dość, że nie czułem się najlepiej, tak jeszcze dystansu pod 160-180km mi w ogóle nie potrzeba. A obecnie jedyne co to wymagać mogę od siebie odpoczynku ;)

I tak się stało, że ze mną w Kobyłce skręcił Mati Szukowski. Miałem więc z kim jechać, cały czas przy sobie, wspólnie kręcąc z nóżki na nóżkę i rozmawiając o wielu wielu sprawach :)

cad: 84

https://www.strava.com/activities/271667541/

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Samotnie w górach.

Środa, 18 marca 2015 · Komentarze(2)
No co. Jak sam to sam. Długo się umawialiśmy z chłopakami na dzisiejszy wyjazd, ale jednemu coś wypadło, drugi mówi że dzisiaj wyjazd odpuszcza. Jako, że urlop miałem zaklepany na ten dzień już któryś dzień - pojechalem sam. Finansowo wcale dużo więcej nie wyszło, moja mazda spaliła wszakże niecałe 5,9 litra, a czasem na trasie pędzilem dość znacznie.

Ale od początku. Z samego rana pobudka, bez żadnej spiny. Spakowałem się, wziąłem rower i pojechałem - oczywiście autem. Super się jechało. Droga praktycznie pusta, aby przed Wrocławiem trochę się zakotłowało. Dojazd na miejsce pod biedrę w Pieszycach chwilę po 10, a przed 11 byłem już na rowerze.

Kierunek?! Nowa Ruda, granica państwa....zabawa :) Pierwszy podjazd z Jodłowników na Wolibórz. Rozkręcenie nóżki nastąpiło poprawnie. Od szczytu jechało się już mega dobrze. Pojechałem więc przez Bielawę w kierunku Nowej Rudy - tam pokręciłem się chwilę po mieście, na ryneczku i przez bardzo fajne i atrakcyjne wąskie dróżki. Później skierowałem się na Tłumaczów by pojawić się na granicy z Czechami. Plan zrealizowany :) Stamtąd skierowalem się na Radków przez mega stromy podjazd: jakieś 2km 13% ciągle by później przez kilometr było jeszcze ok 7%. Fajnie fajnie, ale na zjeździe chwilami brakowało asfaltu. Na szczęście nigdzie się dzisiaj nie spieszyłem i bez spiny przetrwałem i to :)

Z Radkowa postanowiłem wrócić na Nową Rudę, tam małe hopki, przeleciałem po jakimś płaskim terenie i wróciłem przez kilka stromizm w Nowej Rudzie na Wolibórz i Jodlowniki.... Podjazd od drugiej strony trochę bardziej stromy, ale krótszy- mimo to dalej tak samo fajny :) Stamtąd kierunek Pieszyce i  bieda. Chwila w aucie - zjadłem awaryjną kanapkę, popiłem jeszcze magicznym płynem i kierunek -> Przełęcz Jugowska :)

Przełęcz Jugowska dzisiaj pokonana 3 razy. W końcu powiedziałem sobie: bez co najmniej 2500m przewyższeń nie wracaj: wyszło nawet ciutkę więcej. Wyjechalem się konkretnie :) Na dole ok 11,5*C ,a na szczycie ledwo 3 - 5*C. Zjazdy były ciężkie ze względu na chłód, ale każdy kolejny podjazd rozgrzewał mnie prawie do czerwoności, chociaż wcale za bardzo nie szalałem :)

Zjazd do auta, pakowanko, chwila na orlenie - kawa, hotdog i snickers - powrót do domu. Ulice dość puste, nie było problemu z przepustowością :]

Podsumowanie ?! Ano takie, że wytrzymałościowo jest super, podjeżdża się coraz łatwiej. Interwały wchodzą coraz ladniej :)
Coś chyba jakby forma powoli jakaś pukała do drzwi :) No. W przyszłym tygodniu powtórka. Ktoś chętny ?! ;)

cad: 78
przewyższenia: 2546
max %: 15%
temp. min.: 3,7*C

https://www.strava.com/activities/270305882


Taki widoczek w Nowej Rudzie :)


Ryneczek w Nowej Rudzie :)


Niedaleko było do granicy. Postanowiłem podskoczyć :) A co mi tam :]


A później na Radków :) Ale najpierw focia :]


No a na szczycie Przełęczy Jugowskiej leży jeszcze tyle śniegu :)


Ha. No i jeszcze sweet focia :) Ah :]

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)