To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Pierwsza seta w 2013r. ! :)

Niedziela, 10 lutego 2013 · Komentarze(4)
Trasa prawie identyczna jak wczoraj, z tym że zrobiłem sobie dwa kółeczka mojego okrążenia górkowatego i wyszło co wyszło. Jechało się świetnie, noga po wczorajszym kręciła bosko.

Od początku do końca ładne tempo, z jednym postojem na chwilę odpoczynku, zdjęć, banana ;)

Co prawda miałem wpaść na rynek do Ostrowa na zbiórkę, ale nie dość że Michał zadzwonił zaraz jak wstałem, że jednak go nie będzie to połozylem się dalej spać. Obudziłem się jakoś 1h później i wyruszyłem w swoją trasę :)

Jako że na nawrocie szło dalej super i bez większego zmęczenia - postanowiłem przekręcić sobie jeszcze jedno kółeczko +/- 20km z fajnymi wzniosami.

Za to na ten tydzień planowana jeszcze mocniejsza siła ;) W środe wolne i meczyk Real vs Manchester. Weekend znowu wolny dzięki zdanym egzaminom w pierwszym terminie :D W innych sprawach chyba na razie nie ma co oczekiwać wyjazdu na Kalisz, no chyba że coś się zmieni za jej sprawą, bo ostatnio jest zadziwiająca...

cad: 86
przewyższenia: 781m
max podjazd: 6% [ok 200m]

Kilka zdjęć z dzisiaj, uwaga bo głupie :D

Jak się dorwę do banana....


Ale co to ?! :D


You will be next !


Dzisiejsza trasa:
/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

Euforia pomiędzy nogami... ;))

Sobota, 9 lutego 2013 · Komentarze(1)
Tak tak.. Zgadza się! Euforia, żeby nie napisać bardziej dobitnie ;) Pierwszy raz od łohoho i trochę można było mnie zobaczyć na szosie :D
Nie ukrywam, że to było to czego mi brakował ;) Tyle chomikowania, że było dzisiaj sobie trzeba to wynagrodzić. Wyjechałem na swoje pagórkowate kółeczko - lekko je modyfikując zaliczając w ten sposób dodatkowo dwa podjazdy.

Na początku trochę zimnawo -2*C ale główne drogi już rozjeżdżone i nie ma mowy o lodzie czy czymkolwiek śliskim więc jechało się "stabilnie" ;) Dodatkowo, z czasem oczywiście coraz cieplej, bo temperatura doszła aż do +0,5*C :D

Wczorajsza decyzja o braku treningu jednak dość słuszna, wyjazd na wieczór do Kalisza, który przyniósł zupełnie inny efekt niż miał - ale sprawdzają się moje podejrzenia {KMWTW - kto ma wiedzieć ten wie :D

Dalej, to wielkie zdziwienie z przysłanych wyników z Rachunkowości Podatkowej :D Oceny: teoria -> 4, ćwiczenia -> 5 :D A byłem święcie przekonany, że albo nie zdam albo góra dostanę naciągane trzyyyyyyyyy :D

A teraz co, siedzę i zajadam się słonecznikiem/migdałami/rodzynkami popijając winem za tatowe urodziny ;)

przewyższenia: 630m
cad: 84

Po drodze jeszcze zachował się "koks" z maratonu w Trzebnicy :D Musiałem się zatrzymać i trochę wciągnąć ;)


No i żeby nie było, rower sam tam nie dojechał ;)


A wczorajszy wyjazd do Kalisza sponsorował przebój:

Opening Skies With Your Broken Keys.....


/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Podsumowanie sezonu 2012

Niedziela, 30 grudnia 2012 · Komentarze(8)
Kategoria Ze zdjęciami
A tak sobie spędziłem sobotnie popołudnie:


Zacznę może od najnowszych wieści ode mnie: nieźle rozkłada mnie przeziębienie/grypa i po piątkowym graniu w piłkę na hali taka oto diagnoza: skręcenie stopy i pęknięcie kości śródstopia oraz zerwany staw piętowo-sześcienny.

Także rok 2012 kończę w mega mega mega dobrym nastroju i w ogóle jest zajebiście.. No ale mam co chciałem, Virenque - miałeś rację... Przestaję chyba już rypać w piłkę co piątek no i muszę się jak najszybciej kurować żeby forma nie uciekła w siną dal.. Mam nadzieję, że na koniec tygodnia wsiądę choćby na trenażer, chociaż znowu nie wiem czy stopa pozwoli, bo o ile ponoć obejdzie się bez gipsu to boli jak cholera i mogę nawet nie dopiąć buta, ale cóż...

Teraz właściwa treść tego wpisu, ponieważ w tym roku nie przekręcę już na rowerze ani centymetra więcej zabieram się za podsumowanie jakże obfitego sezonu - udanego sezonu :)
-----------------------------------------------------------------------------------------

Styczeń: upłynął bardzo burzliwie. Do połowy miesiąca zabijanie czasu na trenażerze i basenie z pojedynczymi wyskokami na szosie. W połowie miesiąca zauważyłem pęknięcie na lakierze karbonowego widelca, oddany rower na reklamacje i odebrany dopiero na początku lutego. Styczeń to przejechane
681km/24h i przebiegnięte ze 30km podczas przerwy od roweru.

Luty: w lutym wrócił rower. Dalsze katowanie trenażera, granie w piłkę na hali oraz basenik. Spędzone kilka razy po 2h oraz 3h na trenażerze. Koniec lutego to już przeważnie wielki ból w siedzeniu i kręceniu w miejscu, tak było i tego roku, jednak były plany, które było trzeba porządnie realizować. Luty był bardzo obfity:
1027km/29,5h.

Marzec: w marcu po chorobie [jak co roku! :/] pierwsza jazda na nowym rowerze. Nowy model ramy przyslali z reklamacji o wiele sztywniejszy, szybszy i jeszcze ładniejszy :) Marzec obfitował w długie treningi po 3/4h. Po pracy niestety trudno było znaleźć więcej czasu, którego w 2013r. pewnie będzie jeszcze mniej. Dodatkowo znowu jazda na rowerze bardzo cieszyła, mocne treningi wg. planów treningowych, które przynosiły efekty bardzo podbudowywały i było czuć coraz większą parę w nogach. Co z resztą potwierdzi
1340km i 42h spędzone na rowerze. Baza jak się patrzy :)

Kwiecień: pierwsze starty w zawodach. Niezłe przeciążenia na treningach i zostawałem na prostej drodze za peletonem. Pamiętam jak dziś samonty powrót w Wielkanoc w śniegu bo zostałem na 15km przed Krotoszynem. Bardzo bolało, ale jak się później okazało przyniosło to zamierzone efekty. Później tylko odpoczynkowe jazdy i pierwszy wyścig 15.04.2012r. i pierwsze podium, które niezmiernie ucieszyło. Dwa tygodnie później przyszedł start na Maratonie w Trzebnicy. Bardzo mocna grupa i obawiałem się czy dam radę. Dałem do pewnego momentu, dałbym do końca gdybym nie jechal przez kilkanaście km bez łyka wody - wypadł pełen bidon. Zostałem niestety gdzieś na górkach, niezly wynik do 3/4 trasy, ale później przez odcięcie prądu o dobrym wyniku mogłem zapomnieć. Niby wynik i tak całkiem w porządku, ale chciałem czegoś więcej.. Kwiecień to następujące liczby:
1340km i 40h.

Maj: już 05.05.2012r. wyścig w Radkowie. Niestety tu zweryfikowano moją górską formę i przygotowanie do sezonu na podjazdach. Nie wypadłem zbyt korzystnie. Pod koniec maja przychodzi zdecydowanie jeszcze lepsza forma. Interkolowy wyscig "Selekcjonerka" i wiem, że jest dobrze.. Do tej pory w głowie mam słowa Marka do Grzegorza "Ejj, Kris już nie daje rady..." po czym dostałem mega mega kopa mówiąc sobie "ja wam jeszcze pokażę" :) Na metę wpadam 3 Open i 2 Kat., podjazd pod maszt szedł wyjątkowo łatwo. Tydzień później przyszło ściganie w Lesznie. Wyścig ze startu wspólnego kilkuset osób. Ustawiłem się gdzieś na tyłach i przez 10/15km goniłem grupę. Jechało mi się świetnie, uciekałem, goniłem, na sprint zabrakło trochę cwaniactwa. Bardzo dobry wynik i forma.
1281km/40h

Czerwiec: upłynął bez ścigania. Za to był czas na bardzo długie i mocne treningi na mojej trasie z częściową jazdą na trasie trzebnickiego maratonu. Sporo takich treningów pozwoliło na poprawienie wytrzymałości.
1400km/42h

Lipiec: rozpoczął się od fatalnego występu na czasówce w Sieroszewicach. Nieźle zmęczony długimi treningami nie miałem siły kręcić na maxa na dystansie czasówki. Tydzień później wyjazd do Wisły na maraton Pętla Beskidzka. Wynik nie powalał na kolana, ale już wiedziałem że jest lepiej w górach gdyż znacznie zbliżyłem się do Interkolowych kolegów. I znowu: tydzień później kolejny wyścig, TDP Amatorów i zatrucie pokarmowe. Ledwo stałem na nogach, ale pojechałem na trasę i ukończyłem wyścig. Ciekawe co by było gdybym był w dobrej formie i bez problemów żołądkowych.. Lipiec to także odwiedziny Krzywego i wspólna jazda po moich terenach, nowe koła Mavic Cosmic Carbone SL :)
1240km/39,5h

Sierpień: w połowie miesiąca start w Górskiej Czasówce Interkolu. W koncu mogłem być z siebie zadowolony. Minimalna przegrana, ale jak na mnie nie-czasowca wynik super. Było to dobrym przetarciem przed czasówką druzynową w Gostyniu. Wynik poprawiony o kilka minut, ale miejsce gorsze bo przed nas wcisnęli się byli zawodowcy. Forma dalej rośnie! :)
1574km/47h

Wrzesień: to ukazanie się na liczniku ponad 10 000km. Pozdrowienia z Eurosportu od komentatorów podczas Vuelty oraz maraton w podgórzynie "liczyrzepa". Wynik całkiem dobry, cały wyścig w deszczu, w koncu doceniony i zadowolony. Wrzesień to również czas ostatniego wyścigu: pożegnania lata z interkolem. Wynik bardzo dobry, 2 w kategorii i 5 w open. Do końca broniłem się przed atakiem Michała na podium w rankingu klubowym. Walka na ostatnich metrach z nim sprinterem - wygrana! Niezly ogień w nogach ale i lepsze samopoczucie :)
1281km/41h.

Październik: to spokojne jazdy i roztrenowanie. Kolejna choroba - przeziębienie i tydzień bez roweru. Zakupiony rower MTB - Giant Revel 2 Disc.
729km/24,5h

Listopad: to zmiana miejsca pracy i godzin też. Obecnie od 8-16 co nie sprzyja rowerowym wyjazdom. Rowerowe dojazdy do pracy, początek gry w pilkę nożną na hali i pierwszy wyścig na MTB w Osiecznej. Początek basenu, spokojnego trenażera i ogólnie luźny czas przed początkiem mocnych treningów.
515km/18h

Grudzień: początek pisania pracy licencjackiej co idzie dość topornie. Początek mocnych treningów do sezonu 2013r. Kolejny wyścig przełajowy w Kluczborku. Przewaga trenażera z kilkoma akcentami szosowymi. Bardzo ciężkie siłowe treningi. No i niestety obecnie choroba, która mam nadzieję, że wszystkiego nie zaprzepaści. Kontuzja o której napisałem na samym początku, ogólne rozbicie na koniec roku, ale...rok temu dałem radę to i teraz dam! :)
Jedyne co to nie wiem jak to będzie w przyszłym roku bo muszę pisać pracę licencjacką i ją później obronić.

Sezon 2012 w pigułce:

Wszystkie kilometry: 13042.50 km (w terenie 18.00 km, 0%)
Czas aktywności: 435:24
Średnia prędkość: 29.95 km/h
Suma podjazdów: 36037 m
Suma kilokalorii: 292 971 kcal
Wycieczek: 224
Średnio na wycieczkę: 58.23 km i 01:57 godz.

Postanowienia na rok 2012 były:
- przejechać ponad 10 000km = przejechane 13 043km
- samemu zrobić co najmniej 250km = niewykonane
- TdP amatorów skończyć w 50 OPEN i ok 30 w kategorii = niewykonane
- dobrze przejechać Pętlę Beskidzką = jak dla kogo, ja jestem zadowolony dst. giga
- pojawić się na maratonie w Radkowie i stanąć na podium = pojawiłem się tylko na maratonie, podium daleko
- wiosną jechać w góry na "obóz treningowy" = niewykonane
- wygrać w kategorii [open też fajnie ;)] 2-3 interkolowe wyścigi :) = stanąłem na podium 3x, do pierwszych miejsc ciutkę brakowało.

POSTANOWIENIA NA ROK 2013:
- przejechać co najmniej 12 000km
- wygrać 2 Interkolowe wyścigi i stanąć na podium górskiej czasówki
- wiosną wziąć tydzień wolnego i wyjechać w góry z rowerem
- samemu zrobić co najmniej 300km jednorazowo
NAPISAĆ I OBRONIĆ PRACĘ LICENCJACKĄ!

Rok 2013 będzie niezmiernie trudny. Praca nie ułatwi jeżdżenia, szkoła z resztą też, terminy gonią, egzaminy za egzaminami i do początku lipca na pewno będzie trudno znaleźć wolny weekend i dopasować jakoś do maratonów, ale chciałbym jeśli pojadę:

- w Trzebnicy być w pierwszej piątce w kategorii
- w Lesznie powalczyć nawet o podium
- Radków/Istebna/TdP/Liczyrzepa ?! Znacznie poprawić ubiegłoroczne wyniki

Bywajcie zdrowi! Szczęśliwego i ZDROWEGO Nowego Roku 2013!

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(8)

Klubowo Klubowe Święta Rowerowe ;))

Środa, 26 grudnia 2012 · Komentarze(1)
Dosłownie jak w tytule.. Klubowo klubowe ?! Najpierw klub, impreza i %% by później jechać z klubem Interkol na rower..

Ciężkie takie życie, dodatkowo nie można być w pełnej dyspozycji w każdej z takich aktywności :xx A niby święta to odpoczynek {chyba od normalnego życia, jakie do tej pory prowadziłem} :D

Jutro do pracy, trzeba się w końcu wyspać, bo weekend też lepszy nie będzie ;D Już się boję, no ale dopóki jestem piękny i młoooody.. ;))

A dzisiaj trening nie był zbyt przyjemny jeśli myśleć o dyspozycji, ale za to już towarzysko bombowo :D Musiałem dziś też trochę odpuścić bo na ten moment za mocno, jestem w innym miejscu zimowego treningu :] A Michał ma nowy rower i efekt placebo działa :D Myśli, że jest teraz Niballim..tfuu.. Basso :D

cad: 87
przewyższenia: 151m


Ps. Zapraszamy na wyścig Trzech Króli do lasu w Topoli 06.01.2012r. na ściganko i później grilla :D
Oficjalny plakat imprezy mojego dzieła :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Świętujemy po kolarsku :))

Wtorek, 25 grudnia 2012 · Komentarze(1)
Uhaha.. Uhaha.. Święta już od długiego czasu można spędzić po kolarsku.. Dawno nie było śniegu i śśmiało można kręcić :)

Temperatura jak najbardziej sprzyjająca, chociaż mogło być nawet chłodniej bo nie wiem jak się ubrać, tak za ciepło, inaczej za zimno i człowiek w kropce jest :D

Dzisiaj moja jedna z ulubionych tras z "górską" pętelką za Miliczem..

Ledwo co wsiadłem na rower poczułem się jak na innej planecie, zupełnie nie umiałem się przez pierwsze chwile odnaleźć - jednak trenażer "ogłupia" :D
Im dalej w miasto tym większe zaskoczenie, na wylotówce na Zduny/Wrocław zrobili piękny nowiutki asfalt i...ścieżkę rowerową przez dobry kilometr :/ No to już wnerw na cały świat i w dodatku 30km czeka mnie pod wiatr..

Ale dojeżdżam do Milicza i nagle zostaję otrąbiony, ale w taki bardziej pozytywny sposób [da się to wyczuć] przez jadącą parę młodą.. Co najlepsze, podczas treningu spotykamy się jeszcze 3 razy i za każdym razem "awaryjne" i trąbienie z machaniem przez szybę :D

Im dalej w głąb Milicza tym większy stres - na całej długości oczywiście śmieszka rowerowa i szybsze bicie serca, przez to że nie tylko przyspieszam byle szybciej wyjechać, ale żeby tylko mnie policja nie zatrzymała - no i tym razem się to stało.. Na szczęście nie zatrzymali, ale tylko pouczyli z radiowozu, a nawet tylko z uśmiechem na twarzy usłyszałem "bliżej krawędzi panie kolarzu, bliżej pobocza", na co sam się uśmiechnąłem, odparłem "dobrze, wesołych świąt" i pojechali ! uff... :D

Po drodze spotkanych jeszcze 4 kolarzy w tym 3 na MTB i jeden szosowy z Interkolu, Arturo vel Paterson :D Przy wjeździe do miasta pozdrowienia od grupy biegaczy, oczywiście odmachałem :)

bardzo pozytywnie dzisiaj, dawno nie siedziałem na szosie.. spaliłem wczorajszą wieczerzę przynajmniej :D No i z czystym sumieniem można iść obżerać się dalej :D:D:D

cad: 83
przewyższenia: 508m

I tak było w moich okolicach, a miejscami nawet gorzej przez lód na całej szer. drogi i było trzeba prowadzić rower, za Miliczem, na górkach w lesie :))


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Futsal :)

Piątek, 7 grudnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Ze zdjęciami
Miałem coś pojeździć na trenażerze, ale musiałem zweryfikować swoje plany głównie chyba przez zmęczenie. Mianowicie zaspałem dzisiaj do pracy i to całkiem sporo, nie słyszałem budzika [i co najmniej 2 drzemek] - na telefonie było pokazane że dzwoniło pieruństwo, więc stwierdziłem że organizm domaga się choć trochę odpoczynku...

Dzisiaj za to po pracy odpoczynek, a później piłka nożna halowa - jak co tydzień w piątki :) Dzisiaj bardzo fajna gra, bardzo techniczna ! [w końcu było z kim grać!] Pobiegałem, interwały porobiłem :) Teraz za to czekają mnie dwa dni szkoły - raczej zupełnie wolne robie od wysiłku fizycznego ;) Po prostu może braknąć czasu :]

No to bywajcie przyjaciele... :D

Ps. Genialnie się wchodzi autem w zakręty na ręcznym :D Jednak ten śnieg nie jest taki zły :p

pozdro! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wyścig przełajowy w Kluczborku

Sobota, 1 grudnia 2012 · Komentarze(7)
IV Przełajowy Wyścig Kolarski Blyss Polska „O Puchar Burmistrza Kluczborka”

Nie wiem co mnie ostatnio napadło na mtb/przełaje i ściganie się zimą, ale chyba zaczynam to lubić. Mimo ciężkich warunków jest satysfakcja. Wynik nie powala - czego się spodziewałem i na niego nie liczyłem ,ale się pościgałem..
Oczywiście nawet jechałem w czubie - na starcie i jak mnie dublowali :D Ale od początku...

Pomysł wyjazdu urodził się w mojej głowie już około 2 tygodnie temu, zobaczyłem info na stronie supermaraton.org i podzwoniłem po kolegach = dwóch wyraziło chęci - Michał i Paweł[w dalszej części Bazyl :D] No to nic tylko szykować się na terenowe ściganko...

Start w kategorii masters na moim drugim wyścigu na MTB w życiu nie wróżył nic dobrego, ale co tam :D

Gdy tylko przyjechaliśmy na miejsce, poszliśmy odebrać numerki, gadka szmatka i chłopaków z Interkolu już słychać i organizatorzy oraz dziewczyny znają nas w kilka sekund.

Wracamy do auta, nie przebieramy się i szybko jedziemy objechać trasę.. Tu się bardzo zaskoczyłem :D Mimo lajtowego początku [okrążenie 2,4km] nagle po 400m ktoś rzuca nam kłody pod nogi i usypuje górę z piachu.. No to rower na plecy i dygamy.. Dalej świetne ostre zjazdy, kręto wąsko - bardzo technicznie = zupełnie nie mój świat.. Niezłe zaskoczenie trasą, która w dalszej części jest trochę łatwiejsza technicznie, choć z jeszcze jedną kłodą którą trzeba przeskoczyć..

Powrót do "bazy" i zaczynamy przebieranki, tutaj ratuje mnie Bazyl! Na wyścig wziąłem nogawki, znaczy jedną nogawkę bo druga została w domu, dziwnie bym wyglądał w jednej, a jechać bez to trochę za zimno.. A Bazyl pożyczył mi swoje dlugie spodnie! Szybkie ubieranie i jedziemy na rozgrzewkę.. Wpadamy później jeszcze na chwilę do auta i let's go na start ;)

Tam ku naszemu zaskoczeniu zostajemy przywitani przez sędziego ,który pewnie organizuje też maraton o beczułkę miodu. Niestety miejsce startowe zgodne z miejscem zajmowanym w jakimś tam rankingu polskiego kolarstwa przelajowego więc zostajemy ustawieni zupełnie na tyłach..

Gdy tylko ruszyliśmy.. No właśnie, ci z początku już ruszyli, a my jeszcze stalismy.. Ale szybko udało się trochę podgonić i od początku gaz gaz gaz ! Z Interkolowców jechałem jako trzeci, Michał wystrzeił jak z procy, za nim Bazyl starał się siedzieć na kole i ja parę metrów za nimi.. Do pierwszego podbiegu...

Tam trochę tłoczno, dygam mój rower na plecy i jazda.. Szybki pierwszy wbieg, ale piachu w blokach tyle że nie idzie się wpiąć, lecę bez wpiętych butów w pedaly, telepie na zjeździe porządnie, dalej techniczne odcinki idą bardzo topornie... Nie umiem sobie za bardzo poradzić bo z techniką na MTB jest widocznie kiepsko, mijają mnie harpagany a ja się wlokę i nazywam się w myślach pieprzonym maruderem :D

Gdy tylko kończy się techniczny odcinek lecę ile fabryka dała, udalo się w końcu wpiąć w pedały i lecimy.. No nie na długo, gdy tylko się wpiąłem najechałem na jakiś korzeń i zaliczyłem glebę, kolejni mi odjeżdżają, ale staram się szybko pozbierać.. Po chwili dojeżdża do mnie Bazyl, który też miał kraksę.. Podzielił trochę moje losy w butach szosowych ale i z blokami szosowymi - nie mógł się wpiąc i na jednym ostrym wąskim zjeździe tak go popodbijało że nie wyrobił w zakręt i wleciał w krzaki - tak daleko że koło niego przejechałem i nie widziałem go w ogóle!

Jedziemy razem, zaczynamy drugie kółko, zaczyna się znowu ten straszny podbieg, Bazyl wbiega pierwszy i staje, ja lecę dalej.. Nie był w stanie dalej jechać, lepiej nie ryzykować zdrowiem gdy nie pozwala ci na to 'awaria' sprzętu..

Ja od tej pory ścigam się ciągle z 2/3 tymi samymi osobami, oni doganiają i przeganiają mnie na technicznych zjazdach i serpentynach, a ja dojeżdżam i odjeżdżam im na prostych.. I tak do mety..

Po drodze zdublowany przez czołówkę, no niestety nie wypadłem za dobrze, ale ani mój "turystyczny" rower na to nie pozwalał, ani zerowa technika jazdy na MTB, ani dziwne pedały/bloki które nie chciały się wpiąć od nadmiaru piachu..

Wyjazd uważam za bardzo udany, Michał zajął 3m. w kategorii i stanął na pudle, Bazyl nie ukończył przez defekt, ja ukończyłem na 15/19m.. Ale cóż, MTB czy przełaj to zupełnie inna bajka, ja też jestem na innym poziomie obecnie niż w środku sezonu, obecne ściganie traktuję jako dobre przygotowanie do seoznu 2013 - tak jak pisali to bracia Banach = łatwiej będzie mi w czasie dla mnie ważnym na szosie :)

W drodze powrotnej rozkminianie przeróżnych tematów, kolarskich i innych... Ogólnie bardzo pozytywnie spędzony dzień! A jutro do lasu do Topoli pojeździć z chłopakami po ścieżkach, na których też będę się ścigał jeszcze tej zimy :)

Przewyższenie wyjdzie przekłamane, bo sigma nie liczy podbiegów z rowerem na plecach, to samo max % wzniesienia które było nie do podjechania, ale ze 40% miało pewnie :D

Przewyższenia: 137m
Max %: 14%
Czas HR w strefie 1: 1m 0s
Czas HR w strefie 2: 0m 30s
Czas HR w strefie 3: 45m 30s


Zdjęcie nie z wyścigu, jechałem oczywiście bez lampek :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(7)

Górski jesienny etap :D

Niedziela, 18 listopada 2012 · Komentarze(3)
Kolejny dzień z serii tych rowerowych :) Przepiękna pogoda nie pozwala nie wsiąść na rower.. Zapowiadali na dzisiaj słoneczny dzień, ale zimniejszy od wczorajszego.. Wyjeżdżając od rana faktycznie było zimno, a z czasem zacząłem się przegrzewać ;)

W Miliczu spotkani Rafał Wiatrak z Piotrem Małeckim = VTeam Jamis nie śpi zimą i ostro trenuje :D Chociaż nie tak ostro jeszcze jak jechali sobie spokojnie śmieszką rowerową :D

W drodze powrotnej spotkany też Paterson - kolega z Krotoszyna ;)

Widać kazdy wykorzystuje piękną pogodę :)

cad: 85
przewyższenia: 495m
max % wzniesienia: 9%

I taka fotka, przypomnienie z TdP amatorów '12 :))


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Pod Bazylikę Świętogórską w Gostyniu :)))

Sobota, 17 listopada 2012 · Komentarze(2)
Jak tylko zacząłem jeździć na jednej trasie przez Borek Wlkp. i Pogorzelę tak od tamtej pory nie mogłem się wybrać do Gostynia, a sporo drogowskazów na Gostyń właśnie po drodze stoi :))

Wydawała mi się to zawsze niezdobyta, bardzo oddalona miejscowość, okryta legendą podjazdu pod Bazylikę Świętogórską. Jednak żeby tam się dostać trzeba z Krotoszyna pokonać prawie 50km ! Pagórków tam nie brakuje po drodze, wszystko takie nowe jeszcze - nieodkryte rowerowo..

Do Gostynia pomykałem aż miło, z wiatrem szło błyskawicznie i bez większej spiny, do tego doszła sytość ze śniadania i było też z czego kręcić.. Było przyjemnie, słońce mimo 5-6*C wręcz grzało...

Bazylikę w Gostyniu widać już z odległości 6-7km więc wiedziałem dokładnie gdzie jadę! Kto jeździ Amber Road ten wie o czym mówię :)) W końcu wzniesienie ma jakieś 300m stale 8% - więc jest gdzie się zmęczyć :)

W Gostyniu podjechałem sobie 2x ten podjazd, stanąłem na zdjęcia i siku i było trzeba wracać.

Ojj.. Nagle uffff, nagle uhhhh, nagle dmuch - jak mi zawiało w twarz tak szybko zrozumiałem, że do domu będę wracał troooochę dłużej. W lesie jechalo się o wiele przyjemniej - wiatr zatrzymywał się na drzewach i było można przyspieszyć ;)
Tętna też się nie trzymałem bo bym chyba wracał te 50km ponad 2h! :D

I tak sobie spokojnie dojechałem nucąc swoje ostatnio ulubione przeboje ;)


Ale ogólnie pozytyw... Oooooooooooooooppan gangnam style ;))

cad: 85
przewyższenia: 270m
max %: 8%

Przód Bazyliki w Gostyniu:


Robi niesamowite wrażenie:


Podjazd bardzo bardzo spłaszczony na zdjęciu..


Panoramka Gostynia i Bazyliki z odległości 6km od miasta :)


Po wykresie endomondo widać doskonale w którą stronę jak wiało :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Wyscig w Osiecznej :))

Niedziela, 11 listopada 2012 · Komentarze(1)
Organizacja na piątkę, wyścig super zabezpieczony, później ciepła herbatka i medal... Ale od początku:

Od rana spokojne szykowanie się do wyścigu, każda czynność starannie zaplanowana więc obyło się bez żadnych komplikacji, koledzy przyjechali wcześniej niż mieli i w ten sposób na start zajechaliśmy wcześniej...

Zapłaciliśmy wpisowe, odebraliśmy numerki i poszliśmy się przygotowywać do wyścigu.. Każdy jadł, pił i zażywał co się dało żeby tylko pomogło :D

Pojechaliśmy na start, tam chwila czekania, odśpiewany HYMN POLSKI z okazji 11.11 i w drogę! Spora grupa wystartowała razem, od początku ostre tempo bo 40-50kmh nie schodziło z licznika.. Czułem się świetnie, od początku w czubie peletonu...

Mimo ciężkiego roweru szło całkiem gładko, niekktórzy startowali na szosówkach, przełajówkach czy MTB z oponami typu slick więc pewnie było im łatwiej jechać po asfalcie, ale nie patrzyłem na to, tylko na siebie :)

Górka nie górka, tempo ostre, ale gdy zaczęło się pierwsze poważniejsze wzniesienie zaczął się dramat.. Mimo jechania w czubie to w takim tłoku istna masakra.. Wzniesienie dość spore bo sigma pokazała 6% i tak ciągnęło się kilkaset metrów.. No ale.. Jak już wspomniałemm - wielki tłok to i sporo dziwnych ludzi.. Nagle zaczęło sporo osób po prostu spływać, a ja nie miałem jak wyprzedzać.. Niestety też spłynąłem razem z maruderami, gdy tylko zrobiło się luźniej próbowałem gonić, przez chwilę byłem zawieszony między peletonem a grupetto, ale oni odjeżdżali a grupetto jechało moim tempem więc nie było co szarżować..

Puściłem korby i postanowiłem poczekać za resztą.. Wjechaliśmy na szuter - dziury, woda, błoto, korzenie i kamienie i nieźle mnie wytrzęsło.. Zablokowany amortyzator [bo 75% trasy to asfalt] i uh ah! Z chwili na chwilę zostawałem z tyłu - po prostu mało doświadczenia w tak niewygodnej jeździe i trochę odpuszczałem...

Niestety stał się kolejny dramat, jadąc na końcu peletoniku zgubiłem bidon! Jako że do mety jeszcze calkiem sporo postanowiłem się wrócić - straciłem zupełnie kontakt nawet z nimi...

Minęło mnie pare pojedynczych osób i gdy tylko znów wyjechaliśmy na asfalt pospawałem ich i goniliśmy razem.. Pod górę byli słabi - zostawiałem ich za każdym wzniesieniem.. Dogoniło nas jeszcze jedno gruppetto z tyłu i pogoń ruszyła bardziej z kopyta..

Na tym samym wzniesieniu kilkusetmetrowym 6% postanowiłem skoczyć do przodu żeby czasem nie ponowiła się sytuacja z pierwszego kółłka - odjechałem całkiem sporo i poczekałem za nasilniejszymi żeby doskoczyli i znów razem gonilismy...

Na jakiś kilometr do mety wjazd do miasta pod górę, cisnę co sił, zostawiam kompanów za sobą i widzę grupetto za którym zostałem przez zgubiony bidon! Doganiam przed finałowym podjazdem i finiszuję jako pierwszy z grupy...

Miejsce?! Jakieś może pięćdziesiąte.. Nie wiem dokładnie :]

Było bardzo fajnie, gdyby nie mój błąd że dałem się zepchnąć w peletonie, na pewno byłoby lepiej.. Zgubiony bidon też nie pomógł, ale na drugim okrążeniu już pomyślałem i przed szutrem bidon wylądował pod koszulką :]]

Extra! Ale MTB to inny świat zupełnie :] Głupi odcinek 4km lasu a przeszkadzał mi niewyobrażalnie :D Trzeba się nauczyć ścigać po takich terenach :D

Podobało mi się po stokroć :] Za rok na pewno też tam zawitam! Było bombowo, jak to u orgów z Leszna zawsze bywa! :)) Dzięki!

Przewyższenia: 178m
Max podjazd: 6%
Czas w I strefie tętna: 6s
Czas w II strefie tętna: 10s
Czas w III strefie tętna: 47m 8s

Na pierwszym poważniejszym wzniesieniu gdzie sigma pokazywała 6%, staram się omijać maruderów i przechodzić wyżej grupy po zewnętrznej, ale już za późno na pogoń głównej grupy :(


Uciekam wolniejszym, gonię szybszych... Zawieszony między peletonem a jakimiś grupetoo:


No i bardzo mocny finisz pod górę!


Zz Pauliną i chłopakami z Interkolu! :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)