To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Francja - Tour de France - Mont Ventoux

Niedziela, 17 lipca 2016 · Komentarze(6)
Nadszedł czas na małe podsumowanie wycieczki do Francji, wycieczka bardzo udana, pełna emocji, wzruszeń i bardzo wielu wrażeń.

Do Francji ruszyliśmy we wtorek. Małym busem. Rowery zostały zamocowane na tylny bagażnik, pakunki do środka Renault Trafic. Przód dwa siedzenia, z tyłu jedno... Reszta to torby, pakunki, lodówka, leżanka na karimacie co by kierowcy mogli się choć trochę przespać. Wyjeżdżamy około 20-21 z Krotoszyna i czeka nas jakieś 14-15 godzin drogi. Zmieniamy się co 3-4h za kierownicą. Robimy postoje na siku i chwilę rozprostowania kości.. Raz stajemy już we Francji w McDonald's żeby zjeść coś ciepłego i zarazem znanego naszym żołądkom. Ani żaby ani ślimaki nie wchodziły w grę ;-)

Dzień pierwszy (środa)

Kiedy dojeżdżamy do docelowego miejsca - Carpentras i hotelu Prato Plage kawałek za miastem - wyłania się góra... wielka potężna monumentalna góra, która od tak sobie wyrosła w Prowansji. Jedna jedyna. Idziemy się zameldować, ale tu uwaga! kto jeszcze nie był we Francji, niech sobie przygotuje rozmówki jakieś, bo rzadko który z nich po angielsku mówi. Z panią recepcjonistką trzeba się kontaktować na migi, z innymi z resztą też. Moje oczy przykuwa nieduży basen i leżaczki, bardzo ładny hotel w ciekawym stylu, na uboczu. Rozpakowujemy się i idziemy na rekonesans tego co czeka nas jutro. Przebieranki, szybkie poprawki w rowerach i e wuala.  Wcześniej jeszcze od kolegi z Francji dostaję info, że skrócono etap.

Wjeżdżamy do miasta, jadąc pierwszy prowadzę kompletnie nieznaną mi drogą, na czuja.... Jak się okazało, wszystko szło dobrze, ale również na migi postanowiłem zapytać o drogę do Bedoin pewnego młodego Francuza. "A gosz"... "A wła"... i jedziemy dalej. Wiemy już gdzie. Po drodze mijam Niemców, zagaduje, jadą razem ze mną aż prawie do samego podjazdu. Mijamy też sympatycznego Belga z synami, ktory zdaje się zagadać i chwilę rozmawiamy.

Ja z plecakiem pełnym gadżetów i sprayów ruszam do góry - im wyżej tym zimniej i bardziej wieje, a to nie sprzyja za bardzo o tej porze(18-19:00). W głowie już sobie układam: do góry nie wjadę bo się nie da... skrócony etap więc trzeba zrobić napisy odpowiednio niżej. Wyszło 700m przed ostateczną metą. Dojeżdżam do góry, zostawiam rower przy sympatycznych Holendrach, rozmawiamy, jemy kiełbaskę świeżo usmażoną z ich grilla, popijamy sobie izotonikiem i wracam się w dół trzesąc się z zimna niemiłosiernie.

Wjeżdżam do Carpentras, trochę błądzę.. Nie mogę jechać jak wtedy gdyż są to drogi jednokierunkowe.. staram się jechać na czuja, ale średnio to wychodzi.. Przejeżdżam przez jakąś przeraźliwą muzułmańską dzielnicę, wracam do miasta, pytam o drogę i jakoś docieram do hotelu. Robię filmik: https://www.youtube.com/watch?v=wBiGhhLrIwQ i idę spać.

Dzień drugi (czwartek)

Wstaję, jem tosty, ubieram się i czekam na sympatycznego kolegę Francuza... Umówiliśmy się na wspólne kibicowanie etapowi TdF pod Mont Ventoux. Zadziwiająco przyjechał na rowerze do ITT, nic w tym złego gdyby nie to że jego przełożenia to były max 39x23... Stajemy więc kilka razy przy najcięższych momentach aby odpocząć, bo te przełożenia to go zabiły.

Podjeżdżamy sobie w tłumie kibiców, rowerzystów i kolarzy... Podjeżdżamy z dopingiem, oklaskami i wieloma pozdrowieniami... Dojeżdżamy do naszego miejsca docelowego - 700m przed metą, mój napis przetrwał noc, koledzy z Holandii dopilnowali aby nic moim malunkom się nie stało. Jesteśmy częstowani jedzeniem, izotonikami i innymi mocniejszymi izotonikami... atmosfera jest coraz fajniejsza. Odkładamy rowery za barierki pod namioty kolegów. Ja ściągam buty, mavicowskie do stania, chodzenia i kibicowania nie nadają się....coś niewygodne.. Biorę kamerkę na rękę i nagrywam filmiki, z czego wyszło to: https://www.youtube.com/watch?v=3bfBQkt7tb0 . Jedzie najpierw "caravane" z wieloma suvenirami, tańce, głośna muzyka, śmiechy, jedna wielka kolarska brać - bardzo pozytywna, międzynarodowa.. W naszej grupce byli też Australijczycy.. Świetni ludzie...

Nadjeżdża peloton... Emocje sięgają zenitu, żandarmeria całkiem spokojna, żartują razem z nami, ale pilnują porządku. Jest ich całkiem sporo więc nikt nic nie wywija złego.. Dojeżdża ucieczka, kolega z Australii startuje z kamerką w jakimś stroju czarnym, taranuje mnie, kilka innych osób i leci za kolarzami... Po chwili nadjeżdża Froome, Porte, Quintana... Jest bardzo ciasno.. Na zakręcie kibice nie ustępują motocyklowi miejsca ile trzeba i ten gwałtownie hamuje... 100m nade mną Porte wjeżdża w motocykl... chwilę po nim wpadają na nich kolarze Sky... Quintana, który jechał parę metrów za nimi przejeżdża obok mnie i mocno przyspiesza omijając całe zameiszanie... Ludzie tam u góry robią miejsce i można jechać.. Przede mną staje motocykl z kamerą, widać więc mój plakat, (o zgrozo!) biegnę przy motocyklu wzdłuż drogi i chwilę mnie widać w obiektywie.. Po czasie żałuję, że nie pomogłem jednemu czy drugiemu a biegłem do kamery.. Ale czasu już nie cofnę.. Tam jednak na miejscu totalnie nic się nie stało.. Po chwili jadą kolejne grupki, w tym Rafał Majka który serdecznie uśmiecha się słysząc doping dla niego....a to krzyczeli ze mną Francuzi i Holendrzy, których zaraziłem dopingowaniem polskiego kolarza. Po Rafale jadą jeszcze pojedynczy kolarze, wszyscy wszystkich popychają, kolarze sami "domagają się" dopingu róznymi gestami, śmieją się do nas i przybijają piątki.. Bardzo luzacko.

Wracamy do hotelu, droga przez mękę - zimno, zaczyna nawet coś kropić, pogoda się bardzo popsuła w jednej chwili.. Dojeżdżamy jednak bez problemów, kolega się pakuje do auta, wraca do domu a ja idę do pokoju... Otwieram internety, a tam hejt... hejt za "kibicowanie, bieganie i wstyd" ... Dowiaduję się jak skomentował to komentator na eurosporcie... Jestem tej myśli, że gdyby on nie użył takiej czy innej frazy, całej tej "oprawy" samego wydarzenia by nie było.. Ale stało się, co zostało zobaczone to się nie odzobaczy, co zostało usłyszane to się nie odsłyszy i tak dalej.. Mleko rozlane, trzeba wziąć wszystko na klatę i żyć dalej wyciągając odpowiednie wnioski oraz bardzo wnikliwie analizując swoją listę (bliskich) kolegów, koleżanek czy przyjaciół. Bywa.. życie toczy się dalej. Przeprosiłem za to że nie pobiegłem pomóc kolarzom a pobiegłem lansować się z flagą - faktycznie źle to zostało odebrane, nie taki był zamiar, więcej niestety zrobić nie mogę.

Dzień trzeci (piątek)

Wstajemy dość żwawo, dzisiaj "rest day" więc jedziemy autkiem zwiedzać Bedoin. Francuzi mają długi weekend ze względu na to że 14.07.2016 było święto narodowe "Bastille day" i w Avignion dodatkowo obchody teatralne... W miasteczku wiele pięknych uliczek, wąskich i starych, kościółek na górze, z której pięknie jest widać szczyt Mont Ventoux - cudownie. Wchodzimy do czegoś wyglądającego na "muzeum" kolarstwa, a tam faktycznie pełno starych rowerów, koszulek, historycznych gazet itd. Wybieramy także kierunek sklepy, restauracje, pamiątki... W jednej z restauracji wciągam pizzę, średnio taka, bez użycia słownika zamawiam coś z pieczarkami i oliwkami czyli rzeczami, które niekoniecznie lubię. Ale zjadam, nie najadam się za bardzo, ale ważne że coś tam na ruszt wrzucone. Wchodzę do sklepu jednego, wybieram pamiątki, na koniec słyszę że pani ekspedientka jest z Polski i od 30 lat siedzi tutaj we Francji, pochodzi z Zakopanego... Bardzo długo czekała żeby odezwać się po "naszemu". Wracamy do hotelu, odpoczywamy.... chillout.

Dzień czwarty (sobota)

Wstawanko jeszcze szybsze, lecimy do Bedoin żeby zrobić podjazd, bo w koncu jest ładna pogoda, co najważniejsze to po prostu nie wieje. Wjeżdżam w czasie niecałych 1h 40min - http://kris91.bikestats.pl/1490063,Podjazd-Mont-Ve... Do poczytania o podjeździe całym tutaj w oddzielnym wpisie :-) Wracamy do hotelu, pakujemy się i jedziemy do domu. GPS przypadkiem nas prowadzi przez centrum Lyonu...jedziemy chwilę w korkach...dużych korkach nawet na autostradzie.. Tam też na panelach wyświetlali antyterrorystyczne "Solidarni z Niceą"... Wracamy do Polski, kontrola graniczna, sympatycznie choć chwilę stresu przeżyłem.... możemy jechać dalej.

........................................

Podsumowując to z całego wyjazdu jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony. Francuzi to baaaaaaardzo otwarty naród, wyluzowany, życzliwy i w ogóle przyjazny..  Ludzie na podjeździe mega sympatyczni, wszyscy wyluzowani, piknikowali... Wszyscy biegali, robili sobie jaja... Kolarze też na wyciągnięcie ręki... Pierwszy raz zaznałem Europy (Francji) na własne oczy, na własnej skórze doświadczyłem... Może na wyrost... choć mnie też na wyrost oceniono, niesprawiedliwie hejtowano i opluwano, ale stwierdzam, że Polska to dziwny kraj... tutaj ludzie sobie wilkiem... jak się komuś noga powinie to reszta się cieszy... Jak to kolega napisał "pier... frajernie" , niestety mój klub nagle też się "odcina", niby kumple z zazdrości bycia tam pokazują swoje prawdziwe "ja", lokalne gazety szaleją, wciągane są oczywiście dodatkowo sprawy niezwiązane z moim "wygłupem"... A kto mnie dobrze zna, wie... że "ten typ tak ma". No cóż, nauczka na przyszłość że "jeśli nie potrafisz nie pchaj się na afisz" to prawda, ale czasem jak tutaj kamera sama cię szuka, bo akurat przypadkiem idealnie na twoich napisach wywracają się najwięksi kolarze świata i lecą biegiem na metę... koszmar ? pech czy szczęście ? Nie wiem, stało się i już.

Moje pamiątki z Francji i Mt. Ventoux :-) Upijam sie winem prosto z Prowansji :-)


Nasza kibicowska ekipa ! :-)  Holandia, Australia, Francja i Polska :-)



Po zjeździe z Mont Ventoux w koszulce pamiatowej ;-) Coffee break po dobrej wspinaczce :-)


Po tym  wielkim osiągnięciu żadna góra nie będzie mi straszna :-)


Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeest Mont Ventoux ;-)

Chillout ;-)


Pomnik zmarlego Toma Simpsona na Mont Ventoux podczas jednego z etapów..


Bedoin, piękna wioska :-)




Podjazd do Mont Ventoux od drugiej strony :-) I Alpy w tle :-)


"Expo" w Bedoin :-)





Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Podjazd Mont Ventoux

Niedziela, 17 lipca 2016 · Komentarze(1)
Jeden z najcięższych podjazdów na świecie zaliczony - po prostu Mont Ventoux w Prowansji - Francja. (piszę, jakby ktoś nie wiedział ;-) )

Podjazd od najsłynniejszej strony - z Bedoin przez Chalet Reynard aż na szczyt pod wieżę Mont Ventoux.

Góra wiatrów ? Gigant Prowansji ? Tak, zdecydowanie się wszystko zgadza. Potwierdzam, doświadczone na własnej skórze.

Podjazd zaczyna się dość niewinnie.. Od pięknego, bardzo malowniczego miasteczka Bedoin. Po przejeździe przez centrum miasta i skręcie o 180* w prawo pojawia się tablica Mont Ventoux - start - km 0. Od tego momentu zaczyna się zabawa. Najpierw można by powiedzieć jak na polskiej Przełęczy Jugowskiej - 4-6%. Nie tak strasznie, nie tak stromo... całkiem miło. Droga pnie się coraz bardziej w górę, patrzysz w przepaście, patrzysz na krajobrazy... Widoczki są po prostu pięknie.. W końcu jest ta jedna góra.. i długo długo nic w okolicy.

Kręcąc dalej i pokonując kolejne kilometry, nie dość że mijasz dziesiatki i setki kolarzy to jeszcze jedziesz po Pro Tour'owych napisach i co chwilę słyszysz i mówisz sympatyczne "bonżiur" rozmawiając z ludźmi jak tu ciężko. Jedna wielka kolarska i przyjazna rodzina. 

Podjeżdżając dalej zastanawiasz się jak długo do końca, jak daleko jeszcze do tej magicznie położonej wieży.. Nie możesz myśleć ile już za Tobą....Ostry skręt w prawo, "jakieś wąsy" na asfalcie... duuuuuużo procentów, im ciaśniej wchodzisz tym trudniej przepchnąć..

Kilka kilometrów dużego nachylenia, po drodze mijamy ciągle widniejące napisy dopingujące także naszych polskich kolarzy i powoli dojeżdżamy do końca osłoniętego przez las odcinka - Chalet Reynard. Chwila "wypłaszczenia" - jeśli możemy tak nazywać 3-5% podjazdu i... mijamy owe miejsce i wjeżdżamy w kosmiczny krajobraz - niezalesione skały, gołe góry, piękne widoki, świetne wspinanie się....jeśli tylko nie ma przemocnego wiatru. Inaczej czasami jest to albo ryzykowne, albo po prostu głupie, albo jedno i drugie połaczone z szaleństwem.

Ale dzisiaj mamy piękne okno pogodowe. Jedzie mi się świetnie, po prostu noga jest, kręci jak powinna. Zakręty, zakręcone, zakrętami się zakręcają.. Dłuży się, ale może bardziej czuję już zniecierpliwienie i chęć dotarcia, odkrycia tejże góry.

Gdy dojeżdżam do "mety" moim oczom ukazuje się świetny widok, mnóstwo kolarzy na szczycie... Ubieram się jak najszybciej bo zaczyna wiać zimnym wiatrem i nie chcę być chory..

Ubieram się na tyle ciepło że na zjeździe jest mi nawet w porzadku. Rozpędzam rower, trochę ścinam między samochodami, pędzę ile akurat w danej chwili można  -  i choć już po TdF w tym miejscu tak miejsca na drodze do swobodbnego zjeźdżania brakuje.

Góra sama w sobie aż tak straszna nie jest... jest długa, trzyma dość mocno praktycznie cały czas aż do szczytu. Jak zawsze wiadomo - to nie góra jest straszna sama w sobie tylko tempo którym chce się ją podjechać.

Pierwsza z mitycznych gór na świecie zaliczona.. Może niedługo jakaś inna ? :-)
Wjazd do czas: 1h 40min - myślę że czas mogę spokojnie kiedyś bardzo poprawić gdyż jechałem na takie 3/4 gwizdka

cad: 70

https://www.strava.com/activities/642572266

To zdjęcie muszę kupić w oryginale :-)


Zrobione :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Mont Ventoux - dzień 1

Środa, 13 lipca 2016 · Komentarze(0)
Wielka impreza ! It's a big party here on Mont Ventoux ! I must start today with english translation for new friends from climbing, painting and some more.

Film z Mont Ventouxj: https://youtu.be/wBiGhhLrIwQ

https://www.strava.com/activities/639981418

Dojeżdżamy w końcu do hotelu po wielu godzinach w trasie... Przebieranie no i co ? Jedyna możliwość to jazda on top ! jazda na szczyt Mont Ventoux. Wjeżdzamy do Carpentras, w sumie nie wiemy gdzie jechać bo chłopakom nie dzialają tracki na sigmie. Pytam o drogę, później spotykam dwóch kolarzy się okazało Niemców - i również, się okazuje że też jadą na szczyt. Rozmawiamy i jedziemy wspólnie.  Wszyscy świetnie życzliwi, bardzo otwarci i gadatliwi.

Wyjezdżamy w końcu z Carpentras w kierunku Bedoin i.... moim oczom okazuje się "Olbrzym Prowansji", Góra Wiatrów - on - Mont Ventoux..
Na jednym z rond dołącza się do naszego peletoniku kolejna grupka - sympatyczny Belg z dwoma synami i jakimiś innymi ludźmi..  Powiedział, że będzie czekał pod metą, tą nową metą - prawie 7km do szczytu.  Żegnamy się i Belg jedzie w Bedoin do hoteliku, a ja z Niemcami na szczyt... Ale! Oczywiście pod tablicą ze startem , kilometrem zero, musi być fotka! Pamiątka must be! :-)
Robimy więc sobie wzajemnie i ... koledzy jadą dalej a ja czekam na Tomka i Carlosa, chwilę rozmawiamy i każdy startuje swoim tempem.

No to wio! Jadąc z plecakiem pełnym sprejów i innych gadżetów było ciut ciężej niż by miało być, ale dzielnie jadę, doganiam Niemców, dołącza się do mnie...inny Niemiec.. i tak rozmawiamy aż do momentu...kiedy staję wysmarować asfalt :-)

Sam podjazd, nie mówiąc przesadnie, trudny nie jest, choć wszystko zależy od tempa.. Ale chwilę przed wyjazdem dowiaduję się od kolegi z Avignion, że jutro skracają etap! dobrze że napisał, bo po co na 3 kilometry malować po asfalcie, jak meta będzie na 6-7 km przed szczytem.

Widziany TdF Devil, mega doping, ale ale.. super, po prostu od samego dołu czuć mega atmosferę wyścigu - nie do spotkania nigdzie indziej. Temperatura na szczycie mocno spada. Nawet te 7km do mety jest dużo chlodniejsze. Staję i zaczynam malować, odzywają się Holendrzy i Francuzi, którzy umieją coś po angielsku powiedzieć.. Fajnie się to robi w takiej atmosferze, super luz, rozmawiamy o euro 2016, rozmawiamy o kolarstwie, śmiejemy się wspólnie żartując... koledzy mający rozpalonego grilla i piwo w rękach... częstują mnie kiełbaską i piwem, malujemy wspólnie, Majka - OTR - Kris91 - PL... fajnie fajnie.

Przez chwilę myślałem żeby może jechać na szczyt....ale za późno, za zimno, za wietrznie. Zakładam kamizeleczkę, zapinam się, żegnam z kolegami - "We will see tommorow!" :-) Jak dobrze pójdzie to sami "znajomi" tam będą :D

Zjazd, świetny! Bombowy! Piękny i szeroki asfalt pozwalał polatać, ale nie pozwoliła trzęsąca się ręka i całe ciało z zimna... Może next day, może... W piątek ma nie wiać i licze na zdobycie Mont Ventoux do samego końca.

I będzie też filmik z dzisiaj z jazdy, podjazdu i zjazdu. W Carpentras zgubiłem trochę drogę powrotna...ale jakoś wróciłem...mimo tego że żaden z Francuzów nie mówił kompletnie po angielsku - masakra ! Ale zrozumiałem co do mnie mówili i pokazywali rękoma... :-)

Jutro atakujemy szczyt, będę na pewno jakieś 700m do mety ! patrzcie na asfalt, patrzcie na drogę :-) Na pewno przede mną będzie dużo pomarańczowego. :-)

cad: 75

Będzie zabawa ! :-)


Le Mont Ventoux :-)


Sympatyczni Holendrzy, jutro tam wracam do chłopaków :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Szosowy Klasyk 2016 Szklarska Poręba

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(0)
Edit:  https://youtu.be/MZb_j-BQIbw film  z wyścigu :-) 

Dzisiaj uczestniczyłem w Szosowym Klasyku w Szklarskiej Porębie. Po wczorajszych prawie trzystu kilometrach wziąłem ze sobą kamerkę i nagrywałem nasze zmagania, zupełnie odpuszczając ściganie.

Jazda na samym początku w czubie peletonu na zjeździe do startu ostrego. Później chwila szajby i zabawa w ucieczkę, ale jak mnie chłopaki dojechali, to już nie było co zbierać. Później poczekałem za chłopakami z Interkolu i wspólnie jadąc i dopingując do mocniejszej jazdy dojechaliśmy prawie wspólnie do mety.

Etap nie był wcale taki ciężki, kilka ścianek stosunkowo krótkich, dłuższe podjazdy miały mniejsze nachylenie.
Ciepełko, pogoda bardzo dopisała. Fajnie dzisiaj było. Dobra atmosfera, fajne jedzenie na mecie..

Perfekcyjna organizacja, sprawne dekoracje, na bogato i na tip top! :-)

Fajna zabawa dzisiaj wyszła, choć nogi mega zamulone, to jakos się jechało i mogło się pomóc :-)

cad: 82

Idę robić filmik z zawodów :-)  Link wkleję / dokleję niedługo :-)

Meta :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wolsztyn - maraton 270km - podium

Sobota, 9 lipca 2016 · Komentarze(1)
Ogólnie nie wiem co napisać ! Życiówka ! Rekord ! I to jeszcze drugie miejsce w kategorii na Giga :-)

Link do Dzisiejszej Stravy: https://www.strava.com/activities/635553812

Od rana o 4:00 wyjeżdzamy do Wolsztyna z Arturem. Po drodze spotykamy wesołe autko Kuby Latajki i chlopaków z Ostrowa.
Rejestrujemy się, przebieramy, szykujemy.... i czas na start. Stoimy którąś minutę i nic się nie dzieje, jakieś motocykle nie dojechały. Start honorowy. Dojeżdżamy na start ostry a panowie mowią do nas "jedzcie już sobie" - bo grupa przed wami pojechała już jakieś 7 minut temu.. a miało być co 3 minuty.

Jedziemy równo, po chwili zostajemy we 4 osoby. Dwa razy przez jednego i tego samego kolegę mijamy się z prawidłową drogą, ale za każdym razem staję na posterunku. Po kilkudziesięciu kilometrach doganiają nas Arek Robak i Artur Paterek ze swoją grupą, ciśniemy dalej mocno....ale koło 100km dogania nas reszta grup giga. Kategorie mam pozamiataną, bo ktoś mnie właśnie dogonił o 6 minut.. ale wiem że jestem już drugi, może być.

Szczerze mówiąc że od złapania przez nasz peleton pierwszej grupki  - nic się nie działo.

Znaczy się tak: byłoby kilka kraks przez kilku ludzi, co chwilę ktoś robił dziurę w grupie i było trzeba szarpać się i spawać.

Jedynie co to ostatnie 30km było już szybkie i konkretne. Mocne zmiany całego peletonu (większości), i finisz na kreskę na którą wjechałem jako pierwszy z grupy, ale oficjalnie w wynikach:
Open: 14
Kat. M2: 2

Myślałem że będą skurcze, ale obyło się bez. Super rozmowy z ludzmi podczas jazdy, to nie wyścig...to maraton. Ogólnie luz pod tym względem. Można spokojnie zjeść i wypić. Żaden problem. Chłopacy jedynie nie pozwolili się wysikać, a od 90km jechałem z totalnie pełnym pęcherzem. Uwierzcie, że o niczym innym nie myślałem tylko jak się wysikać. Ale niestety nie było jak i kiedy. Zjadłem dwie kanapeczki z serem i szynką, które były świetną alternatywą dla batoników żeli i bananów.  Świetna pogoda - w sensie wiatr wkurzający, ale nie aż tak dokuczliwy jakby mógł być, lekko czasem pokropiło, słonce za chmurami... nie wiem czy przy 30*C bym dał radę. Dziś było idealnie.

Jutro czeka mnie wyścig w Szklarskiej Porębie - który chce tylko przejechać.

A dzisiaj organizacyjnie kompletna klapa. Kilka niewidocznych strzałek na drodze, pucharki tylko dla zwycięzców, przerwana dekoracja przez zamieszanie z wynikami - odwołana dekoracja mega i giga bo nie moga dojść do ładu z czasami. Mała obstawa na trasie. Ohydna gzika z pyrami na mecie, jedyny plus za chlebek ze smalcem.

Dzisiaj Interkol pojechał rewelacyjnie:
Zbigi podium na MINI - 3 miejsce kategoria
Ewa podium na MINI - 2 miejsce kategoria
Piotrek podium na MINI - 3 miejsce kategoria
KRIS podium na GIGA - 2 miejsce kategoria
Kuba podium na GIGA - 1 miejsce kategoria
Artur podium na GIGA - 3 miejsce kategoria
No i we wtorek jadę na Tour de France do Francji na etap Mont Ventoux (szczyt, meta) - będziemy widoczni na pewno :-)

cad: 85

Część naszego peletonu na giga :-)


Po wszystkim chociaż dla własnej satysfakcji zrobiłem sobie foto :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Lajcikowo przed weekendem...

Czwartek, 7 lipca 2016 · Komentarze(0)
Miał być rower wczoraj - były sprawy zawodowe i z resztą deszczowo było. Był więc dzisiaj, jutro jeszcze odpoczywamy.
W sobotę startuję na wyścigu w Wolsztynie....pierwszy raz spotykam się z sytuacją, że mamy już start o 7 rano. Masakra.

Ja rozumiem że te 270km pojedzie się prawie 9h, ale no.. 7 rano to trochę wcześnie. Mam nadzieję, że się obudzę i że noga będzie "jakoś" podawała. Trzeba tak jechać żeby wygrać, choć moja grupa za mocna nie jest, tak wiem już że wszyscy moi przeciwnicy z M2 startują przede mną więc to ja będę gonił. Ale to dopiero w sobotę. Start ten jest mega luzacki, sukcesem będzie już pokonanie tego dystansu... dystansu dla mnie iście z kosmosu.

Żeby tego było mało, następnego dnia jadę do Szklarskiej Poręby na Szosowy Klasyk - ale raczej tylko "się przejechać" bo po takiej "rozgrzewce" raczej nie będzie lekko.

Przyszły tydzien zapowiada się za to na prawdę fantastycznie, jak z bajki pod tytułem "spełniamy marzenia". Francja. Mont Ventoux. Tour de France. Więcej szczegółów w niedzielę ! :-)

A dzisiaj takie pitu pitu, lekko, luźno i przyjemnie :-) Kilka strzałów, ale bez większych wrażeń :D




Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Ustawka z Interkolem

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komentarze(0)
Pojechałem dzisiaj do Ostrowa Wlkp. na ryneczek żeby pojeździć z Interkolem. Dawno mnie tam nie było, albo wyjazdy, albo wystąpienia, albo wyścigi czy górskie treningi i tak nie było wcześniej okazji....

https://www.strava.com/activities/628533091

No to wstaję dzisiaj o 8 rano.....po trzech godzinach snu, niezłym ognisku i fajnej zabawie do 3:30 rano... było fajnie, ale postawiłem sobie cel wczoraj, który chciałem bezwzględnie wykonać.. Ciężko się wstawało, w głowie krążyły myśli "a weź idź spać dalej"... ale z drugiej strony najzwyczajniej w świecie było mi żal czasu, pogody i samego treningu wspólnego.

Na szczęście do Ostrowa było z mocnym wiatrem, więc dojazd nie stanowił problemu. Jazda na czczo - tak, nic mi nie weszło prócz bananów na trasie - nie jest najlepszym pomysłem, ale najważniejsze że jakoś się dojechało. Na rynku już czekali ludzie gotowy na "wolny i spokojny, krótki trening". Jak się okazało Piter miał faktycznie rację, tutaj znaczenia tych słów się po prostu nie zna... Plany: 60km do Odolanowa i Sulmierzyc... No to spoko.. Tempo nie było zawrotne, w Sulmierzycach mijamy Bartka z Krotoszyna który zawraca i jedzie z nami pierwszy raz.  Moje plany też się zmieniają, rozmawiamy żeby jechać jeszcze dalej do Raszkowa, bo Bartek ma dopiero kilka kilometrów.  Ścigamy się trochę na tablicę w Krotoszynie, czekamy chwilę za tymi co odpadli.

Kierunek Raszków, miało być spokojnie, a tam znowu tempo pod 50kmh i skoki, ataki i ranty.  Ostatecznie Kokoś dojechał pierwszy, drugi ja po sprincie na tablicę z Grzesiem. Tam znowu chwilę czekamy, rozmawiamy bla bla bla. Dostaję pozdrowienia z Wisły, ktoś tam się o mnie pytał.. miło i sympatycznie że o mnie i tam pamiętają :-)

Gdy po chwili znowu ruszamy, rozstajemy się z grupą, jedziemy koło domu naszego skarbnika klubowego Roberta, na Łąkociny, i główną do domu. Nie dojadłem, a pod wiatr już jechało się bardzo ciężko. Dobrze, że był Bartek bo bym psychicznie się chyba załamał i zsiadł. Głodny, zmęczony, niewyspany......ale szczęsliwy bo na rowerze :-)  Dojeżdżamy do Krotoszyna, żegnamy się i jedziemy w swoje strony.
W domu rosołek :-)

Ogólnie super! Nie spodziewałem się że moje tłuszczowe odłogi są tak spore, że mogę tyle pokolarzować, ścigać się i uciekać nawet na czczo. Ale więcej się tak żyłować nie będę, bynajmniej nie celowo ;-)

cad: 83

Zwiedzamy ryneczki w pobliskich powiatach :-) Ostrów Wielkopolski ;-)


Było nas trochę dzisiaj :-)


Dzisiaj idealną motywacją był poniższy filmik:
https://www.youtube.com/watch?v=O2MMqTRYhGo&featur...


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Pitu pitu.

Sobota, 2 lipca 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj lekkie kręcenie po wczorajszym górskim treningu. Jak sie uda to jutro do Ostrowa na ryneczek na ustawkę ;-)

cad: 75

Szczęśliwy, pokolarzony w pięknych terenach :)


Walim. A gdzie dalej ? :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Góry z Tomkiem :-)

Piątek, 1 lipca 2016 · Komentarze(0)
O 8:30 umówilismy się z Tomkiem że wyjeżdżamy w kierunku południowym: góry, podjazdy, biedronka Pieszyce. Droga minęła całkiem spokojnie. Szybko pod sklepem się przebraliśmy i wio! Jedziemy rozgrzewkowo na Przełęcz Jugowska. Wspinamy się razem, ja na ostatnim kilometrze mocno przyspieszyłem bo jest segment..  Daje w kość, ale KOMa nie ma, 30s czy trochę więcej zabrakło...dużo na kilometrze.

Strava: https://www.strava.com/activities/62683511

Dalej zjeżdżamy na spokojnie, jakieś psy wyskakują i ledwo daję rady uniknąć kraksy... Jedziemy na Tłumaczów...Ale nie, ostatnio zauważyłem fajną górkę w prawo od naszej trasy. Ciekaw co tam jest zaproponowałem Tomkowi by dzisiaj to sprawdzić. No to hop. Chwilami chcemy wracać, ciężko, asfalt nie najlepszy.. Ale jedziemy. No co tam, zwiedzamy. Turyści, robimy zdjęcia. Jedziemy na jakieś Dworki.. mega widoczki, trudny podjazd, tutaj chyba też największe nachylenie.. Zjeżdżamy z nadzieją powrotu na starą trasę, ale jak teraz patrzę na mapę - jedziemy w zupełnie innym kierunku. Widzę jednak tablicę na Sokolec - pamiętam że był tam fajny podjazd.. No to jedziemy. Ciągnął się dzisiaj oj ciągnął, długi był i równo trzymał. Tam na szczycie fotki, fajne tereny, jakieś trasy narciarskie zjazdowe stoki.. No mega.

Jedziemy dalej, dojeżdżamy do Walimia, tam skręcamy na podjazd po kosteczce, ale po szczycie zawracamy by tam gdzies jechać na Dzierżoniów. Zjeżdżamy najpierw źle na Wałbrzych, zawracamy, a później na Glinno...tam fajne sztajfy, ale robimy kółeczko i 3 raz podjezdżamy do Walimia.. Kminimy w nawigacji, pytamy człowieków.. Wychodzi na to że po prostu muusimy znoooowu podjechać po kosteczce i tam zjechać i będą Pieszyce :-)

Jak się okazało to był strzał w 10! Ja podjechałem dość mocno, ostatni kilometr prawie maX bo to był ostatni dzisiejszy podjazd. Myśleliśmy by jechać jeszcze raz Przeł. Jugowską ale pomysł został na szczycie i nie został wcielony ;-) Przejeżdżamy Pieszyce, bo nawet nie zauważamy że już jestesmy na miejscu.. Zawracamy pod biedronkę, jedziemy do domu.

Pogoda idealna, ciepełko, nawet wiatru mocnego nie było, kilka chmurek na niebie, bez deszczu. Świetna atmosfera, choć chwilowo dosłownie trochę zagubieni... Było pitu pitu, było mocne tempo, były góry były zjazdy, płaskiego zabrakło, ale tego ci u nas dostatek ;-)

cad: 74

Tam będziemy jechać. Tam po kosteczce...


Sokolec, zmęczenie, widoczki, słoneczko, wynora :-)


Kościółek k. Glinna :-)


Kosteczka na Walim :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Nowy strój ! :-)

Środa, 29 czerwca 2016 · Komentarze(3)
Dzisiaj wybraliśmy się z Tomkiem na górki za Miliczem. Standard... ale nie, od początku mocny wiatr w twarz i ciężko szło. Na każdej hopce mocno...,ale bez nogi dobrej to sobie mocno nie pojeździłem. Czuć lekkie zmęczenie dalej. Jutro przez pogodę odpoczywamy dalej :-)

Było tak miło, że nawet nie zauważyłem kiedy zrobiliśmy ponad 100km, ani razu nie spojrzałem na licznik..

Może góry w piatek :-)

cad: 79 - to też najlepsze u mnie, im lepsza forma tym szybciej się kręci... :)

Taki o nowy strój do kolarzowania po okolicach ;-)


Takie widoczki ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)