Przede mną główny i chyba najcięższy cel.. utrzymać dobrą i równą formę ,oraz stopniowo ją polepszać.. Dzisiaj trasa Krotoszyn - Milicz - Sulmierzyce - Krotoszyn. Czyli taki mój standard. Do Milicz z wiatrem w plecy leciałem prawie cały czas 33-35kmh. Każdą górkę dzisiaj na maxa sprintem. Jak zaczął się wiatr ,zacząłem zwalniać. Fajnie dzisiaj dało się odczuć pomoc lasu.. Gdy zaczęło wiać w twarz ,przy wjeździe w las tętno spadało ,a prędkość rosła :) A tak trasa bez przygód i bez historii.. Zimno, zimniej niż w weekend.. Idę na relacje z Tireno Adriatico.. Aaa.. Po przyjeździe do domu wypiałem licznik i włożyłem do bluzy.. Bluzę po chwili do pralki.. Wyprałem swój licznik [sigma 1909] - na szczęście przeżył :D
Aby jeden postój na zrobienie zdjęć.. Myślę ,że warto było bo takiego ptactwa dawno nad głową nie miałem.. Aż się na niebie czarno zrobiło :D
Tam w oddali pow. lasu to nie bród, kurz na ekranie.. To chmara gęsi :D
Łojej.. Ale dzisiaj ciężko.. Zabrałem sobie jedzenia na ok 50km - bo taki docelowo miał być dzisiejszy dystans. Dość żwawa jazda, ciepełko i dobre samopoczucie skłoniło mnie na więcej. Niedługo później żałowałem. Gdy skończyło się jedzenie na ok 70-80km i picie ok 90km myślałem ,że już nie dojadę.. Też tak od ok 80km gdy zacząłem się robić głodny ,a i źródełko wysychało złapał kryzys.. Nie było z czego dołożyć do pieca.. Jazda na poziomie 24-26km/h i w głowie nie układało się dobrze.. Czarne myśli aby przychodziły i czarne chmury ! Zrobiło się zimniej i bardzo ponuro.. Wyjechalem dzisiaj w 3/4 spodniach i na siebie zarzuciłem jeszcze kamizelke przeciwwiatrową.. Pomogło :) W ogóle pomyliłem drogę dzisiaj. W Twardogórze zrobili jakiś dziwny objazd i pojechałem nie tam gdzie miałem.. Ale to nawet dobrze. Odkryłem ok 3km podjazd i to dość solidny ,a i skróciłem sobie trasę o ok 10km ,więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;) Ojjj było ciężko ,okropnie ,wielka męczarnia.. Ale dałem radę i to się liczy :) cad:88
No i w końcu ,na krótko ubrany wyszedłem na szosę :] Dzisiaj w ogóle nie miałem jechać ,ale skoro skończyłem zajęcia w szkole już po 13 to raz dwa do domu [50km z Kalisza przejechane w jakieś 40min] i zaraz na dwór.. Zjadłem coś ,ubrałem się i zatrudniłem fotografa :D Chwila zdjęć i w trasę. Spotkałem jednego kolarza na MTB. A taka dość długa.. 4-dniowa przerwa spowodowana jelitówką, przez to też pewnie jestem jeszcze osłabiony i wyskoczył taki dość wysoki puls przy małej średniej.. Choć dużo pod wiatr [ok 30km].. No.. Ostatnie dni to umierałem :D 21 stopni jak wyjeżdżałem, powrót przy 17.. No a w lesie to już piździło :D
Średnia cieniutka ,ale pierwsze 30km pod wiatr. Dzisiaj się wycwaniłem i pojechałem tak żeby powrót był z wiatrem :) Jechałem z założeniem [dzięki Virenque ;) ] nie wychodzenia poza strefe tlenową.. I udawało się to na dłuższą metę, aby pod wiatr było ciężej :p Kadencja 85-95 :] Średnia kadencja wyszła : 88 Zrobiłem sobie dzisiaj jeden sprint z 200m [stąd taki max puls i max prędkość]
Na trasie pojawił się taki znak: A powinni go postawić na wjeździe do Polski z tabliczką "nawierzchnia uszkodzona na 97% powierzchni kraju
Do Borku leciałem 30km z wiatrem, reszte 35km niestety wmordewind.. ciężko się jechało, a miała to być tylko lekka jazda ,taka coś ala regeneracyjna, ale żeby nie jechać 20kmh musiałem troszkę docisnąć. Wiatr dosłownie mi ostatnie płaskie 35km zrobił mi podjazd ok 3-4% ;D
Kolejny dzień piękna pogoda za oknem i kolejny dzień spędzony na szosie :) Zamówiony licznik z pulsometrem w jednym SIGMA 1909 dzisiaj doszedł i od razu wypróbowałem jego możliwości. Puls po lekkim nawilżeniu opaski złapał po kilku sekundach, ani razu nie zgubił sygnału - nie pokazywał chorych wartościu typu 220 czy 260 albo odwrotnie 40 czy 70 przy mocnym wysiłku. Kadencje i ruch koła łapie też błyskawicznie. Po prostu działa cudnie. Aby nie wiem jak, przełączył mi się język na "italiano" i po pewnym czasie ździwko - o kurde.. co to pokazuje :D Zatrzymałem się i poprawiłem ustawienia. W pewnym momencie na trasie pojawił się taki oto obrazek. Droga skuta lodem i pokryta śniegiem. Pojechałem kawałeczek po niej wypięty z bloków [w razie gleby] i podriftowałem ;) Dwa razy na trasie pogoniły mnie psy i w jednej z pogoni osiągnąłem właśnie taki puls max.
Było pięknie do czasu. Aż nie było trzeba wracać.. W pierwszą stronę z wiatrem ,a powrót pod wiatr. Ojj... Wiało ,a nie sory.. DMUCHAŁO !!! No o tym ,że jedzie się po prostu bajecznie na tym rowerze nie będę się już rozpisywał bo każdy to już wie kto czyta ten blog :D
W lesie jeszcze trochę śniegu leżało i rower troszku się pobrudził.. aż żal tego białego lakieru :p
Pierwsza przejażdżka na nowym rowerku. Wiało niemiłosiernie, z resztą, z choroby został jeszcze kaszel trochę więc nie forsowałem się ani to nie miał być żaden trening.. Od tylko taka przejażdżka.. Rama o wiele sztywniejsza od poprzedniczki meridy.. Klamkomanetki wraz z przerzutkami pracują idealnie.. Po prostu niebo do ziemi. Fotograf ,tata, oczywiście nie zawiódł ;) I ciągle bez pulsometra.. Ciągle czekam za nowym licznikiem.