To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Pętla Beskidzka 2018 Wisła

Sobota, 30 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Stanąłem na starcie jak rok temu, w pierwszym rzędzie bez żadnych kompleksów. Tych mogę się dopiero nabawić gdy spojrzę na wyniki i zorientuję się że straciłem jakieś 45 minut do pierwszego. Ale czy można być zadowolonym kręcąc taki czas jak ja? Można!

Pętla Beskidzka długie lata była dla mnie przeklęta: albo nie ukończyłem albo przyjechałem prawie na samym końcu. Ogólnie to była zawsze masakra, pętla pokonywała mnie zawsze, a ja mimo tego długie lata stawałem zawsze na najdłuższych dystansach chcąc pokazać, że potrafię z nią powalczyć.

FOTKI Z WYŚCIGU Pętla Beskidzka 2018 w Wiśle:

https://photos.google.com/share/AF1QipPwHcb02cPCvs...

Zdjęcia autorstwa Czesławy Kruczkowskiej :)

Tego roku, tak samo jak rok temu, pętla miała być tylko "treningiem" połączonym z fajnym weekendem w górach - Wiśle, Cieszynie i Szczyrku.

Od początku jazda praktycznie w pierwszym rzędzie, za samochodem. Ale gdy skończyło się płaskie, Wiesiek odjechał samochodem do przodu.... zaczął się podjazd pod "zameczek"... a ja zacząłem spływać. Nie miałem nawet zamiaru walczyć z najlepszymi bo to skończyłoby się katastrofą już po pierwszym podjeździe i umieraniem kilka kilometrów dalej. Wojciech pojechał do przodu... a mnie minęła całkiem spora grupa osób - ja jechałem swoim tempem i nikomu nie zamierzałem na siłę trzymać koła. Obok mnie jechał długo kolega Leopold, kilka JasKółek. i paru innych znajomych.

Na Zameczku Czesia robiła zdjęcia, tam jednak na szczyt wjechałem myślę pod koniec naszego "peletonu".

Kilka grupek odjechało, ja z dwoma kolegami zaczęliśmy współnie zjazdy, później kilka hopek itd. Gdy zaczynały się pierwsze sztajfy po 20% zauważyłem, że kończą je już inni kolarze, grupka jakiś 5-7 osób. Pomiędzy nami było jeszcze kilku pojedynczych kolarzy. Ale nie atakowałem, na spokojnie jechałem swoje. Gdy skończyły się podjazdy, zjechaliśmy z górek i był dość długi prawie płaski odcinek gdzie nieźle wiało. My w trzech pojechaliśmy go całkiem dobrze po mocnych zmianach, przed pierwszy bufetem na górce zaczęliśmy doganiać grupę przed nami. Oznajmiam kolegom, że na bufecie nie staję, ale łapię bidon z woda i banana.

Tym sposobem dojechałem do grupy przede mną. Fajnymi zmianami pojechaliśmy od bufetu do samego Szczyrku. Gdy zaczął się Salmopol grupa jakby trochę zwolniła, ja jechałem dalej swoje bo nogi całkiem dobrze kręciły i zrobiłem przewagę kilkuset metrów, podczas gdy nie miałem na myśli ataku. Dłuższą chwilę jechałem przed kolegami, ale w końcu mnie doszli i na szczyt, a później w dół jechaliśmy razem. Podjazd na rundę na Zameczek męczył mnie przeokropnie. Chłopaki trochę odjechali, a ja jeszcze musiałem się zatrzymać po izotonik na bufecie i zrobić siku - dzisiejsza temperatura sprawiła wzmożoną potrzebę.... Byliśmy umówieni że czekamy i stajemy... ale tak naprawdę złapali tylko bidony i banany i pojechali. Na zjeździe na szczęscie jednak udało mi się dogonić grupę, która nie zjeżdżała ani razu nigdzie zbyt szybko.

Kolejne kilometry przeszły bez echa na spokojnie podjeżdżaliśmy i jechaliśmy wspólnie grupą aż do samego Salmopolu.

Gdy tylko zaczął się właściwy podjazd i pierwsze większe procenty: 4-7% docisnąłem w siodle na pedały i zacząłem odjeżdżać znowy swojej grupie, która jechała trochę wolniej. Na spokojnie, z pewną rezerwą, pod progiem patrząc po tętnie, odjechałem im aż do mety. Długo utrzymywała się moja przewaga rzędu kilkuset metrów i co dłuższa prosta to się widzieliśmy. Ale w pewnym momencie pojawiło się przede mną dwóch, oddzielnie jadących zawodników. Pierwszy to Jaskółka, który starał się utrzymać mi na kole, ale w pewnym momencie poczułem, że mogę spokojnie jeszcze przyspieszyć, a później jakiś NoNameowy kolarz, którego złapałem dopiero na początku zjazdów.

Zjechaliśmy bardzo szybko razem, na chwili płaskiego w Wiśle wyciągnąłem i wypiłem puszkę coli,tam już jechaliśmy po zmianach. Ale praktycznie tylko do skrętu na podjazd pod Zameczek. Gdzie się okazało że kolega został. Udało mi się zrobić przewagę 300-400 metrów, ale nie mógł tego odrobić. Nie przyspieszałem, ale pilnowałem tempa zeby ciągle jechać na podobnym poziomie tętna.

Okazało się, że od podnóża Salmopolu wyszło mi jakieś 25 kilometrów samotnej ucieczki! Faktycznie był to atak po 23 miejsce open i 5 w kategorii A - do lat 30. Ale jestem zadowolony ze stylu w którym pojechałem końcówkę, bez większych kalkulacji, odjechałem. Po prostu byłem w stanie. Nad swoją grupą zrobiłem mniej więcej 2,5 - 3 minuty przewagi. Było chłoodno, może to w sumie dało też mi taki a nie inny wynik!

Na mecie czekała Czesia i robiła mi i innym zdjęcia.  :*

Jestem bardzo zadowolony, jechalem jak nigdy, mądrze, pewnie, nie straciłem też tyle czasu co zwykle. Nadrobiłem w porównaniu do roku poprzedniego jakieś 15 minut. Było zacnie! Oby w końcu forma się pokazała na wyścigach, których mi faktycznie zależy :)

Pętla oczywiście bardzo dobrze zorganizowana. Wszystkie (na pierwszym) i prawie wszystkie (na drugim) skrzyżowania i newrlagiczne miejsca otoczone opieką strażaków, policji czy straży miejskiej! Do tego wozy serwisowe organizatora na trasie i motocykliści. Pyszny makaron i bezproblemowa dokładka. Szybka i sprawna dekoracja! Wszystko na tiptop! :) Polecam Road Maraton :)

cad: 78

Wjazd na metę:


Z Czesią :* Autorką wspaniałych zdjęć na Pętli Beskidzkiej 2018


Jeszcze w tym roku obok podium, ale coraz bliżej.... ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Via Dolny Śląsk 2018 Milicz

Niedziela, 17 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Po Żmigrodzie do Czesi - a od Czesi, z Czesią rano do Milicza. Kolejny etap, kolejne ściganie, kolejny zapowiadający się dobry dzień!

Dojeżdżamy wcześnie nad zalew w Miliczu. Szykujemy się, jemy, ubieramy... Start jak wczoraj - kostka brukowa, meta po ostrym zakręcie 90* na tą kostkę właśnie. Ale najpierw banan, rozgrzewka.. Dojeżdżam na start, wchodzę w sektor, staję w pierwszym rzędzie tym razem, razem z Tomkiem z Cieszkowa i Marcinem Szenderskim z Fiołki. Niedaleko stoją strefasportu i Piotrek Lis... Zauważam również FTI z szefem Arturem Kozalem na czele.

Od startu wiedziałem już że będzie ciężko - ruszyliśmy z jakimś wielkim pędem, od startu starali się inni rozerwać peleton, bardzo mocno szarpiąc od startu. Jeden wielki kilkukilometrowy interwał. Ale nie udalo się nikomu odjechać.

Po kilku kolejnych kilometrach zawiązała się jakaś ucieczka. Najbardziej próbował gonić Mikołaj Jurkowlaniec, kilka razy wychodzę na zmianę, ale później spływam na tył. Było trzeba się jednak pooszczedzać.  Nie wiedziałem jak się do końca czuję, jak moje nogi będą dalej pracowały. W końcu dzisiaj 6x 16km.. Na swoim trzecim kółku dojechaliśmy do Czesi, która jechała bardzo ładnie i zgrabnie ;-)

Z tyłu peletonu było calkiem przyjemnie, pogadałem z Piotrem Lisem, pogadaliśmy i pośmialismy się z innymi. Ale i przyszedł czas na ciężką pracę... no może przesadzam, ale Piotr dał sygnał do gonienia ucieczki i dałem dwie mocne zmiany i już mieliśmy ich na widelcu - bo inni też dali po jakiejś zmianie i już!

Na szóstym kółku jechałem od początku z samego przodu. Finisz znowu był bardzo trudny techniczny. Ale kolejny raz zabrałem się w ucieczkę.... co? ja? No tak! Jechało mi się nadzwyczaj dobrze! Myśleliśmy przez chwilę, że nas chłopaki puszczą... Było kilka mocnych nazwisk w naszej grupce, ale niestety się nie udało i po jakimś czasie peleton nas zjadł. Na 3-4 kilometry do mety poszła ucieczka, która dojechała do mety. Ja zacząłem się wtedy pilnować i byle jechać na pierwszych miejscach. Zakręt w prawo, zakręt w lewo i zakręt w lewo na kostkę finiszową....

.....i wjeżdżam na czwartym miejscu w kategorii M2 i 12 open! Niby fajnie, ale pozostaje wielki niedosyt! Mogłem stanąć na podium. Mogłem, ale nie stanąłem. Brakuje jeszcze trochę cwaniactwa i umiejętności rozpoznania, szukania okazji w takim wyścigu. Ale na wszystko przyjdzie czas!

Czesi czas za to już nadszedł i zdobyła 3 miejsce! :)

Mi się jechało bardzo dobrze, po prostu świetnie. Jestem zadowolony po tym weekendzie i trochę się odbudowałem jeśli chodzi o głowę i obecnie także zajmuje dobre, czwarte miejce w generalce :)

Później kilka godzin na plaży nad jeziorem :) opalanko i pływanie :D

cad: 81

Najpierw był finisz :)


Już bliżej wody ;-)


A na koniec plażing, smażing i relax :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Via Dolny Śląsk 2018 Żmigród

Sobota, 16 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Z wielką niecierpliwością oczekiwałem weekendu, w którym przyjdzie mi ścigać się w Dolinie Baryczy. W sobotę odbywał się etap w Żmigrodzie, niedziele spędzaliśmy nad zalewem w Miliczu (ale o tym w kolejnym wpisie).

Do Żmigrodu przyjechałem już z samego rana, dobre 1,5h przed startem. Huzar doskonale pomyślał z jednym: jesteś zapisany, opłacony i masz już od dawna swój numer startowy - pakiety odbieramy po ściganiu - dla wszystkich starczy! Więc trzeba tylko przyjechać na start gotowym do jazdy. Najpierw mały spacer po rynku, pogadanki z samym Bartkiem, Marianem Kołodziejskim i już na parkingu z ekipą ze strefysportu.pl. Ubieranie się, szykowanie i jadę na rozgrzewkę. Start o 9:30, jest jeszcze chwila. Start oczywiście w sektorach starowych, 5x18km. Finisz na rynku, po kostce zaraz za ostrym zakrętem.

Od samego startu chciałem być z przodu, choć ustawiłem się chyba w trzecim rzędzie, tak od razu przeciskałem się do czuba. Cały etap praktycznie wyglądał co okrążenie tak samo: próby ucieczek, dojazd peletonu, chwila spokoju itd.

Wszystko kontrolowali i najczęściej skakali chlopaki ze strefysportu.pl, Piotrek Lis i kilku innych.. Niespodziewanie trochę i ja spróbowałem swoich sił w odjeździe, ale także nie udało się za daleko pojechać. Śmiało mogę powiedzieć, że nie jechałem jak zwykle... A czując się naprawdę dobrze postanowiłem spróbować. Mimo wszystko także udawało mi się jechać z przodu peletonu. Czasem zdarzał się zjazd na sam koniec by chwilę odpocząć.

Gdy wyścig powoli dojeżdżał do mety, na jakieś 3-4km do kreski pomyślałem, że na ten barrdzo techniczny finisz i bardzo kręty odcinek trzeba się za wczasu przecisnąć jak najbardziej do przodu. Niestety na to było już trochę za późno i mimo wszystko nie udało mi się zrobić już tego co chciałem. Ale zafiniszowałem z grupy na 7 miejscu w M2 oraz 17 OPEN.

Zjedzony raptem jeden banan, jeden żelek i wypita mała coca-cola. Ze swojej dyspozycji byłem mega zadowolony, nie oszczędzałem się, jechałem aktywnie a i nawet próbowałem ataku. A jutro przecież ściganie w Miliczu.

Po całym etapie nie czułem się jakoś bardzo zmęczony. Może to już forma?! :)
caD: 79

Jedno z okrążeń :)


Zakręt do mety ;-)


Finisz, wyszło nawet dobrze! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wygrana - Supermaraton Jastrzębi Łaskich 2018

Niedziela, 10 czerwca 2018 · Komentarze(5)
Kolejny supermaraton z cyklu Supermaratony.PL. - Maraton Jastrzębi Łaskich w .... Łasku.  Od dawna planowany i zapłacony, ale jak łatwo po kraksie w Radkowie mogły się plany pozmieniać.. Oj! Jak wiele od nas nie zależy. Masakra!

Ale w Łasku bez problemów pojawiam się chwilę przed 6 rano... bo start jest o 7:03! No i co? Dekoracje od razu, wyjazd z boiska bo festyn i takie tam. Zacznijmy jednak jeszcze raz:

Jem ostatki makaronu, który standardowo ledwo przechodzi mi przez gardło. Odbieram numery startowe....okazuje się w biurze, że dzisiaj bedę dzierżył szczęsliwą 13 ! Szybka wizyta w toalecie i przygotowania Treka do jazdy. Niby nic, bo tylko 211km.

Jadę na krótką rozgrzewkę i melduję się punktualnie na starcie. Od startu chłopaki gazują, ja jadę z rezerwą. Boli mnie kolano, bolą mnie biodra i lędźwie po upadku w Radkowie - tak, ciągle mi doskwierają. Największe pretensje o to miał oczywiście ten, który.... w Radkowie nie chciał dawać zmian by później uciekać no a finalnie nawet nie ukończyć gigi.

Ale jechaliśmy całkiem spoko, po trochę ponad godzinie jazdy doszła nas grupa jadąca trzy minuty za nami. Grupa więc się nam lekko powiększyła i paradokslanie - było nas więcej ale jechało się trudniej. Ale równa i mocna jazda dużo dawała. Przejeżdżaliśmy kolejne kilometry bardzo sprawnie. Na drugim kółku popracowałem, by na trzecim walczyć już samemu ze sobą - plecy zaczęły boleć jak nigdy.

Na kilka kilometrów do mety uciekł nam Henryk Bętlewski... a nasze grupetto już mocno uszczuplone zabierało się za walkę na finiszu. Tam wbrew wszystkiemu - nie odzyskałem sił, tam po prostu dałem z siebie 101% i wygrałem 1m w M2 oraz 8m Open.
Takie już jest kolarstwo, czasem można się powozić... W zeszłym roku dawałem sam często koło innym maruderom, ale dzisiaj byłem flak. Dodatkowo wykonczyła mnie pogoda, nie samo gorąco ale giga ciężkie powietrze.

Wody wystarczyło w sam raz przez wziętą butelkę w kieszeń wraz z cocacolą. Na trasie zjadłem raptem 3 żele i jednego banana. Przyjechałem mega głodny, ale totalnie nic nie wchodziło....a kolejny żelek to już bym chyba zwrócił na koniec.

Organizacja maratonu w Łasku na wielki plus! Motocykliści na trasie i sędziowie, profesjonalny pomiar czasu time2win! , obstawa na każdym skrzyżowaniu, szybka i w miarę sprawna dekoracja. Maraton na najwyższym poziomie.

A ja, mimo że wygrałem wcale nie jestem zadowolony.  Moja forma i obecna dyspozycja są gdzieś dwa mery pod ziemią i pzyklepane.
Mam nadzieję, że w najbliższy weekend coś powalczę :)

cad: 81


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Ultramaraton Piękny Zachód 2018

Piątek, 8 czerwca 2018 · Komentarze(1)
Może w samym maratonie udziału nie biorę, ale jeśli chłopaki jechali przez Krotoszyn, to czemu się nie spotkać?

Od samego startu śledziłem kozaków z dystansów 1900 i 1000km... Po małych obliczeniach doszedłem do wniosku.....że w moich okolicach będą mniej więcej między 16 a 19 w piątek - dzisiaj po mojej pracy.

No to wychodząc z pracy dałem gazu, w domu tylko szybkie szykowanko, banany, cocacola w kieszonki i kasa no i jazda im naprzeciw...

Pierwszy w Kobylinie pojawił się Paweł Sojecki jadący 1900km. Widać po nim zmęczenie, ale jedzie cały czas równo ale już około 19-23 km/h. Morderczy dystans. Poczęstowałem Pawła colą, pojechałem obok niego urządzając małą pogawędkę aż do Krotoszyna, przeprowadziłem przez miasto i zawróciłem... Kupiłem kolejne puszki słodkiego napoju i po chwili minęli mnie Zdzisław Kalinowski wraz z koleżanką Agatą. Wyglądali również bardzo dobrze, pogadaliśmy chwilę i wróciłem sobie na stację... Patrzę a tu już tysiaki nadjeżdżają....

Kolega Pikuła, Kosma Szafraniak i w Kobylinie są już Zbigi Kreft oraz Marian Kołodziejski. To kupiłem jeszcze po zimnej coli i wyjechałem im naprzeciw. Spotkaliśmy się jakieś 7km przed Krotoszynem i jechaliśmy razem do Milicza :)

Zawróciłem, miałem pod wiatr... doczłapałem się do domciu. Z planowanych 30-40km wyszlo prawie stooo :)

Jechało się już dużo lepiej niż ostatnie dwa razy. W ogóle było fajnie spotkać znajomych na trasie, na swoich terenach :)

cad: 79

Zbigniew i Marian :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

X Koźmiński Maraton Rowerowy

Niedziela, 3 czerwca 2018 · Komentarze(1)
Po tygodniu przerwy, zapisany od dawna na ten miniMaraton, stawiłem się dzisiaj w Koźminie Wielkopolskim koło Krotoszyna.

Dystans do przejechania niezbyt wielki, ale i również forma leży, bo od tygodnia do góry brzuchem leżę... Leżę i dogorywam, odpoczywam i dochodzę do siebie bo kraksie w Radkowie. Pojechaliśmy z Czesiulkiem od samego rana, raptem dziesięć minut na start, noo i tak to ja mogę jeździć na wyścigi ;-) Od rana makaron, jakaś kanapka i banan.

Maraton zorganizowany wręcz perfekcyjnie, a inni orgowie często mogą się od chłopaków z AGK Koźmin Wlkp. uczyć!
Świetnie oznakowana trasa strzałkami, obstawiona strażakami i innymi służbami na KAŻDYM skrzyżowaniu, szybkie i sprawne wydawanie numerów startowych, BARDZO NISKIE WPISOWE (30zł!), pyszna grochówka i placek do oporu, cukierki, banany, woda... losowanie nagród i puchary oraz piękne medale pamiątkowe!

Co do samego wyścigu, to tak naprawdę nie mam o czym pisać, dupa totalna. Od początku jedziemy we czterech, później już tylko we trzech praktycznie do samej mety. Ja po kraksie i tygodniu "regeneracji" ledwo trzymam się na kole i daje marne zmiany, nie mogę utrzymać tempa, a tętno też nie takie jak powinno być. Cały ciężar pracy na pleecy wziął Damian Michalski z Interkolu, z którym idealnie rozegraliśmy finisz i Interkol w M2 zajął 2 i 3 miejsce :)

Czesiulek pojechała najlepiej ever! Średnia taka, że hohoho klękajcie narody. Wróciliśmy do domu z dwoma pucharami ;-)

cad: 83

Z Czesią na starcie :D


Takie podium ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Klasyk Radkowski 2018 kraksa

Sobota, 26 maja 2018 · Komentarze(1)
Bo przecież nie jest aż tak byle jak (No nie, bo przecież żyję i się ruszam, koślawo ale jednak)
Wczoraj świat był nasz (Przed przed wczoraj, bo wczoraj już nie)
A teraz byle być, byle trwać (Dokładnie! Byle przeżyć, byle dotrwać....)
Byle jak odliczam końca dnia (Ano... Jak śpię, jak da się spać...to mniej boli)
Do nocy by doczekać gwiazd (Byle spać, byle wstać...)
Ooo, ooo
Nie aż tak byle jak
Ooo, ooo

https://youtu.be/rOi9_4pqPU8

Tak w skrócie teraz mogę opisać swój start w Radkowie. Nic od początku nie zapowiadało tragedii, która nastąpiła na sam koniec wyścigu. Start o 8:08... Grupa całkiem spoko, jedziemy po zmianach oprócz kolegi Arka Cieśli, który rzekomo musiał się rozkręcić. By później atakować na 40-50km kiedy chwile jechaliśmy razem, bo trzymałem mu się na kole na podjeździe

Pierwszy podjazd pokonany całkiem sprawnie, podjeżdżamy praktycznie razem z drugim interkolem i... kończy się wspólna jazda na zjeździe. Coś się boję zjeżdżać, myślałem że lepiej mi to idzie, ale chyba zbyt asekuracyjnie. W międzyczasie dogania nas Remik oraz kolega z M2 Łaszczuk. Dojeżdżają do Artura, który to się do nich podczepia, ja jadę swoje żeby się nie zarżnąć. Okazało się że niepotrzebnie. Mogłem nadrobić, ale odpuściłem i to na w miarę płaskim kawałku. No cóż.. Od tego czasu praktycznie jadę już sam...

Niestety na jakimś 80/90km czyli drugim kółku łapie mnie jakiś giga kryzys. Rozłożył mnie na łopatki podjazd w pełnym słońcu pod Batorów. Wyprzedzają mnie wszyscy, którym dawno temu odjechałem. Życie! Ale jadę dalej i sie nie poddaje.

Tempo troszeczkę się polepsza na przedostatnim podjeździe pod Karłów do Radkowa. Doganiam tych co mi odjechali. Okazuje się, że dojeżdżam ludzi z M2, którzy mi odjechali.. Okazało się że bardzo duża ilość osób wogóle nie dojechała do mety.. Udaje się utrzymać "dobre tempo". Pod ostatni podjazd podjeżdżam z dobrym myśleniem. Wiem, że tracę na pewno dużo.. No ale to nie mój dzień.

Okazało się, że to faktycznie totalnie nie mój dzień....  na zjeździe do Radkowa na prostej drodze przewracam się..... przy około 60km zostaję "muśnięty" lusterkiem, na szerokiej prostej drodze zostałem uderzony lusterkiem, niestety wielki szok, staram się zapanować nad rowerem, ale ten wpada w "turbulencje" i nie udaje mi się wyjść z tego cało.. Znaczy się, lepiej tak niż się połamać... Minimalizacja strat w pełni... ręką chronię głowę, upadam niestety na lewe biodro, w oczach widzę skaczący po asfalcie rower, wypadnięte bidony i po chwili zaczyna wszystko piec. Teraz uwaga... Typ który to zrobił po prostu pojechał dalej.. Ja zostałem podniesiony przez kierowców, którzy nadjechali za mną po dłuższej chwili zatrzymując się. Bardzo serdecznie dziękuję za pomoc! Pani z samochodu wyciąga jakiś spray odkażający, ale w tej chwili nawet nie boli... Dotaczam się do mety... Siadam na start / mecie... Nie wiem jakim cudem wystrzeliwują dętki w oponach, które aż zeszły z obręczy.

Koledzy z pomiaru czasu i orgowie doprowadzają mnie do karetki. Tam przesympatyczna ekipa mnie odkaża, oczyszcza rany i opatruje. I choć myślałem przez chwile o morderstwie tak teraz dziękuję za te długie chwile cierpienia bo rany są czyste i myślę kwestia czasu aż się zagoją.

Jacek Glina zbiera mnie z karetki i wraz ze swoją Mamą opiekują się mną trochę przy aucie. W sumie nawet bardzo! Za co serdeczne podziękowania.

Co najlepsze udaje się ukończyć ten wyścig. Udaje się zdobyć 1 miejsce w Kat M2. Ale w pucharze polski ciężko będzie powalczyć jeśli tracę po tym maratonie prawie 50minut do podium open. Trzeba będzie ostro spiąć poślady i dać z siebie nawet 110%. i odrabiać, o ile więcej już nie tracić.

Tętno średnie z wyścigu śmiesznie niskie ;/ Później nie mogłem już się zmotywować...

Jeśli chodzi o organizację to nie ma się do czego przyczepić. Pan Andrzej Smalec i ekipa KKZK dają radę! Świetne zabezpieczenie trasy od początku do końca, świetny ryż z warzywami zaraz po. Ogólnie spoko! Oprócz kilku zjazdów to polecam serdecznie Klasyk Radkowski :)

No i Czesiulek druga OPEN! Na maratonie i w Pucharze Polski u Kobiet. Giga wynik mimo złapanej gumy! :D

cad: 75

Najpierw było tak....


Na podium też było spoko...


Ogólnie wyścig kończę tak...





Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Gatta Bike Race Road Maraton w Zduńskiej Woli

Sobota, 19 maja 2018 · Komentarze(0)
Dzisiaj razem z Grzegorzem i Robertem pojechaliśmy do Zduńskiej i ścigaliśmy się w mocno obsadzonym wyścigu.

Po dojeździe na miejsce było się trzeba najpierw zapisać i zapłacić, co wszystkich od jakiegoś czasu dziwiło, bo normą jest już od lat że można zaposywać się online i płacić przelewem. Dlatego dziś kolejka była całkiem spora, no ale... Udało się.

Pojechaliśmy na krótką rozgrzewkę i na start. Tam ustawianie w sektorach, udało mi się ustawić z samego przodu i w sumie tak prawie cały wyścig też jechałem. Ale.... zaraz po starcie jadę za pilotem na motocyklu, który...UWAGA !!! Nie znał trasy ewentualnie się zagotował zestresowany i poprowadził nas na rondzie w prawo... Część chłopaków co znała trasę pojechała dobrze... Na szczęście zostali zwolnieni do czasu aż nie dołączymy. Później już było spoko.

Od początku staram się trzymać w czubie grupy. Udaje się to robić i mimo kosztów energii jakie trzeba ponieść przez mocniej wiejący wiatr na początku...tak korzystam na tym że nie zaciągam z tyłu co chwilę na każdym zakręcie.

No... Nogi jakoś fajnie się kręciły, nadążało serducho i głowa była całkiem luźna. Aż tak dobrze, że przy drugiej próbie ataku kolegi Damiana Mieli z Wro poszedłem za nim, ale.... albo nie widział we mnie towarzysza ucieczki, albo jednak odpuścił...bo peleton też nie dawal za wygraną. Pojechaliśmy chwilę przed peletonem, mi tętno wyskoczylo konkretnie, Damian to jakiś fenomen ostatnio. No ale.. Dałem kilka zmian takich jakie mogłem, Damian poprawiał... ale po chwili peleton nas zjadł.

Później ja już jechałem trochę spokojniej, na luzie utrzymywałem się z całą grupą z przodu gdzie było przednie towarzystwo i humor :D Po jakimś czasie Damian znowu odjeżdża na solo, jedzie tak kilkanaście dobrych kilometrów..Ale ani peleton nie odpuszcza na dłuższy dystans i w końcu słabnie i ostatecznie ścigamy się wszyscy na kreskę.

Na czwartym ostatnim już kółku staram się przejść wyżej, żeby tylko dobrze wejść na ostatnią prostą znajdującą się po 90* zakręcie w prawo. Niestety tempo peletonu jest już konkretne, ja jadę trochę zablokowany z każdej strony... No i na spokojnie już, ale dalej mocno wjeżdżam na metę 7 w kategorii M2 oraz 19 open! Trasa wcale nie była płaska: kilka mocnych hopek, były chwile pod wiatr.

Cały wyścig przejechany bez jakichkolwiek problemów! Dobre towarzystwo sprawiło, że ten wyścig był po prostu bezpieczny. Może oprócz jednego kolegi na biało ubranego który na swoim Planet X nie umiał za bardzo jechać. No i jedna kraksa gdzie gość wpadł w dziurę na środku drog, ześlizgnęła mu się ręka z kierownicyi i.... wykatapultowało go do rowu :o

Ogólnie wyścig na wielki plus! Jestem bardzo zadowolony, noga dzisiaj dobrze kręciła. Fajnie się jechało.

cad: 82


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Kryterium w Trzebnicy

Sobota, 12 maja 2018 · Komentarze(0)
Wyjazd z Wrocławia rowerem na północ, na kryterium w Trzebnicy. Dojechałem dość szybko, o dwie godziny za wcześnie.

Zapisy, pogaduchy, śmiechy.... i powoli czas rozgrzewki i startu.

Pierwszy wyścig na którym nic się mi w tym roku nie działo, bez kraksy, defektu i bez problemów. Dojechałem więc 5 open i 3 w kategorii do 30 lat. Sporo stromych hopek, ale dobrze sobie na nich radziłem. Chyba lepiej niż w górach na bardziej płaskich ale dłuższych podjazdach...  Wyścig bardzo szybki i dynamiczny. Praktycznie sami swoi :)

Później powrót do domu z pucharem w kieszonce :)

cad: 77

Pucharek, drugi w tym roku :)

Nasze podium :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)