Pętla Beskidzka 2018 Wisła
Sobota, 30 czerwca 2018
· Komentarze(0)
Kategoria 150km i więcej, Zawody, Ze zdjęciami
Stanąłem na starcie jak rok temu, w pierwszym rzędzie bez żadnych kompleksów. Tych mogę się dopiero nabawić gdy spojrzę na wyniki i zorientuję się że straciłem jakieś 45 minut do pierwszego. Ale czy można być zadowolonym kręcąc taki czas jak ja? Można!
Pętla Beskidzka długie lata była dla mnie przeklęta: albo nie ukończyłem albo przyjechałem prawie na samym końcu. Ogólnie to była zawsze masakra, pętla pokonywała mnie zawsze, a ja mimo tego długie lata stawałem zawsze na najdłuższych dystansach chcąc pokazać, że potrafię z nią powalczyć.
FOTKI Z WYŚCIGU Pętla Beskidzka 2018 w Wiśle:
https://photos.google.com/share/AF1QipPwHcb02cPCvs...
Zdjęcia autorstwa Czesławy Kruczkowskiej :)
Tego roku, tak samo jak rok temu, pętla miała być tylko "treningiem" połączonym z fajnym weekendem w górach - Wiśle, Cieszynie i Szczyrku.
Od początku jazda praktycznie w pierwszym rzędzie, za samochodem. Ale gdy skończyło się płaskie, Wiesiek odjechał samochodem do przodu.... zaczął się podjazd pod "zameczek"... a ja zacząłem spływać. Nie miałem nawet zamiaru walczyć z najlepszymi bo to skończyłoby się katastrofą już po pierwszym podjeździe i umieraniem kilka kilometrów dalej. Wojciech pojechał do przodu... a mnie minęła całkiem spora grupa osób - ja jechałem swoim tempem i nikomu nie zamierzałem na siłę trzymać koła. Obok mnie jechał długo kolega Leopold, kilka JasKółek. i paru innych znajomych.
Na Zameczku Czesia robiła zdjęcia, tam jednak na szczyt wjechałem myślę pod koniec naszego "peletonu".
Kilka grupek odjechało, ja z dwoma kolegami zaczęliśmy współnie zjazdy, później kilka hopek itd. Gdy zaczynały się pierwsze sztajfy po 20% zauważyłem, że kończą je już inni kolarze, grupka jakiś 5-7 osób. Pomiędzy nami było jeszcze kilku pojedynczych kolarzy. Ale nie atakowałem, na spokojnie jechałem swoje. Gdy skończyły się podjazdy, zjechaliśmy z górek i był dość długi prawie płaski odcinek gdzie nieźle wiało. My w trzech pojechaliśmy go całkiem dobrze po mocnych zmianach, przed pierwszy bufetem na górce zaczęliśmy doganiać grupę przed nami. Oznajmiam kolegom, że na bufecie nie staję, ale łapię bidon z woda i banana.
Tym sposobem dojechałem do grupy przede mną. Fajnymi zmianami pojechaliśmy od bufetu do samego Szczyrku. Gdy zaczął się Salmopol grupa jakby trochę zwolniła, ja jechałem dalej swoje bo nogi całkiem dobrze kręciły i zrobiłem przewagę kilkuset metrów, podczas gdy nie miałem na myśli ataku. Dłuższą chwilę jechałem przed kolegami, ale w końcu mnie doszli i na szczyt, a później w dół jechaliśmy razem. Podjazd na rundę na Zameczek męczył mnie przeokropnie. Chłopaki trochę odjechali, a ja jeszcze musiałem się zatrzymać po izotonik na bufecie i zrobić siku - dzisiejsza temperatura sprawiła wzmożoną potrzebę.... Byliśmy umówieni że czekamy i stajemy... ale tak naprawdę złapali tylko bidony i banany i pojechali. Na zjeździe na szczęscie jednak udało mi się dogonić grupę, która nie zjeżdżała ani razu nigdzie zbyt szybko.
Kolejne kilometry przeszły bez echa na spokojnie podjeżdżaliśmy i jechaliśmy wspólnie grupą aż do samego Salmopolu.
Gdy tylko zaczął się właściwy podjazd i pierwsze większe procenty: 4-7% docisnąłem w siodle na pedały i zacząłem odjeżdżać znowy swojej grupie, która jechała trochę wolniej. Na spokojnie, z pewną rezerwą, pod progiem patrząc po tętnie, odjechałem im aż do mety. Długo utrzymywała się moja przewaga rzędu kilkuset metrów i co dłuższa prosta to się widzieliśmy. Ale w pewnym momencie pojawiło się przede mną dwóch, oddzielnie jadących zawodników. Pierwszy to Jaskółka, który starał się utrzymać mi na kole, ale w pewnym momencie poczułem, że mogę spokojnie jeszcze przyspieszyć, a później jakiś NoNameowy kolarz, którego złapałem dopiero na początku zjazdów.
Zjechaliśmy bardzo szybko razem, na chwili płaskiego w Wiśle wyciągnąłem i wypiłem puszkę coli,tam już jechaliśmy po zmianach. Ale praktycznie tylko do skrętu na podjazd pod Zameczek. Gdzie się okazało że kolega został. Udało mi się zrobić przewagę 300-400 metrów, ale nie mógł tego odrobić. Nie przyspieszałem, ale pilnowałem tempa zeby ciągle jechać na podobnym poziomie tętna.
Okazało się, że od podnóża Salmopolu wyszło mi jakieś 25 kilometrów samotnej ucieczki! Faktycznie był to atak po 23 miejsce open i 5 w kategorii A - do lat 30. Ale jestem zadowolony ze stylu w którym pojechałem końcówkę, bez większych kalkulacji, odjechałem. Po prostu byłem w stanie. Nad swoją grupą zrobiłem mniej więcej 2,5 - 3 minuty przewagi. Było chłoodno, może to w sumie dało też mi taki a nie inny wynik!
Na mecie czekała Czesia i robiła mi i innym zdjęcia. :*
Jestem bardzo zadowolony, jechalem jak nigdy, mądrze, pewnie, nie straciłem też tyle czasu co zwykle. Nadrobiłem w porównaniu do roku poprzedniego jakieś 15 minut. Było zacnie! Oby w końcu forma się pokazała na wyścigach, których mi faktycznie zależy :)
Pętla oczywiście bardzo dobrze zorganizowana. Wszystkie (na pierwszym) i prawie wszystkie (na drugim) skrzyżowania i newrlagiczne miejsca otoczone opieką strażaków, policji czy straży miejskiej! Do tego wozy serwisowe organizatora na trasie i motocykliści. Pyszny makaron i bezproblemowa dokładka. Szybka i sprawna dekoracja! Wszystko na tiptop! :) Polecam Road Maraton :)
cad: 78
Wjazd na metę:
Z Czesią :* Autorką wspaniałych zdjęć na Pętli Beskidzkiej 2018
Jeszcze w tym roku obok podium, ale coraz bliżej.... ;-)
Pętla Beskidzka długie lata była dla mnie przeklęta: albo nie ukończyłem albo przyjechałem prawie na samym końcu. Ogólnie to była zawsze masakra, pętla pokonywała mnie zawsze, a ja mimo tego długie lata stawałem zawsze na najdłuższych dystansach chcąc pokazać, że potrafię z nią powalczyć.
FOTKI Z WYŚCIGU Pętla Beskidzka 2018 w Wiśle:
https://photos.google.com/share/AF1QipPwHcb02cPCvs...
Zdjęcia autorstwa Czesławy Kruczkowskiej :)
Tego roku, tak samo jak rok temu, pętla miała być tylko "treningiem" połączonym z fajnym weekendem w górach - Wiśle, Cieszynie i Szczyrku.
Od początku jazda praktycznie w pierwszym rzędzie, za samochodem. Ale gdy skończyło się płaskie, Wiesiek odjechał samochodem do przodu.... zaczął się podjazd pod "zameczek"... a ja zacząłem spływać. Nie miałem nawet zamiaru walczyć z najlepszymi bo to skończyłoby się katastrofą już po pierwszym podjeździe i umieraniem kilka kilometrów dalej. Wojciech pojechał do przodu... a mnie minęła całkiem spora grupa osób - ja jechałem swoim tempem i nikomu nie zamierzałem na siłę trzymać koła. Obok mnie jechał długo kolega Leopold, kilka JasKółek. i paru innych znajomych.
Na Zameczku Czesia robiła zdjęcia, tam jednak na szczyt wjechałem myślę pod koniec naszego "peletonu".
Kilka grupek odjechało, ja z dwoma kolegami zaczęliśmy współnie zjazdy, później kilka hopek itd. Gdy zaczynały się pierwsze sztajfy po 20% zauważyłem, że kończą je już inni kolarze, grupka jakiś 5-7 osób. Pomiędzy nami było jeszcze kilku pojedynczych kolarzy. Ale nie atakowałem, na spokojnie jechałem swoje. Gdy skończyły się podjazdy, zjechaliśmy z górek i był dość długi prawie płaski odcinek gdzie nieźle wiało. My w trzech pojechaliśmy go całkiem dobrze po mocnych zmianach, przed pierwszy bufetem na górce zaczęliśmy doganiać grupę przed nami. Oznajmiam kolegom, że na bufecie nie staję, ale łapię bidon z woda i banana.
Tym sposobem dojechałem do grupy przede mną. Fajnymi zmianami pojechaliśmy od bufetu do samego Szczyrku. Gdy zaczął się Salmopol grupa jakby trochę zwolniła, ja jechałem dalej swoje bo nogi całkiem dobrze kręciły i zrobiłem przewagę kilkuset metrów, podczas gdy nie miałem na myśli ataku. Dłuższą chwilę jechałem przed kolegami, ale w końcu mnie doszli i na szczyt, a później w dół jechaliśmy razem. Podjazd na rundę na Zameczek męczył mnie przeokropnie. Chłopaki trochę odjechali, a ja jeszcze musiałem się zatrzymać po izotonik na bufecie i zrobić siku - dzisiejsza temperatura sprawiła wzmożoną potrzebę.... Byliśmy umówieni że czekamy i stajemy... ale tak naprawdę złapali tylko bidony i banany i pojechali. Na zjeździe na szczęscie jednak udało mi się dogonić grupę, która nie zjeżdżała ani razu nigdzie zbyt szybko.
Kolejne kilometry przeszły bez echa na spokojnie podjeżdżaliśmy i jechaliśmy wspólnie grupą aż do samego Salmopolu.
Gdy tylko zaczął się właściwy podjazd i pierwsze większe procenty: 4-7% docisnąłem w siodle na pedały i zacząłem odjeżdżać znowy swojej grupie, która jechała trochę wolniej. Na spokojnie, z pewną rezerwą, pod progiem patrząc po tętnie, odjechałem im aż do mety. Długo utrzymywała się moja przewaga rzędu kilkuset metrów i co dłuższa prosta to się widzieliśmy. Ale w pewnym momencie pojawiło się przede mną dwóch, oddzielnie jadących zawodników. Pierwszy to Jaskółka, który starał się utrzymać mi na kole, ale w pewnym momencie poczułem, że mogę spokojnie jeszcze przyspieszyć, a później jakiś NoNameowy kolarz, którego złapałem dopiero na początku zjazdów.
Zjechaliśmy bardzo szybko razem, na chwili płaskiego w Wiśle wyciągnąłem i wypiłem puszkę coli,tam już jechaliśmy po zmianach. Ale praktycznie tylko do skrętu na podjazd pod Zameczek. Gdzie się okazało że kolega został. Udało mi się zrobić przewagę 300-400 metrów, ale nie mógł tego odrobić. Nie przyspieszałem, ale pilnowałem tempa zeby ciągle jechać na podobnym poziomie tętna.
Okazało się, że od podnóża Salmopolu wyszło mi jakieś 25 kilometrów samotnej ucieczki! Faktycznie był to atak po 23 miejsce open i 5 w kategorii A - do lat 30. Ale jestem zadowolony ze stylu w którym pojechałem końcówkę, bez większych kalkulacji, odjechałem. Po prostu byłem w stanie. Nad swoją grupą zrobiłem mniej więcej 2,5 - 3 minuty przewagi. Było chłoodno, może to w sumie dało też mi taki a nie inny wynik!
Na mecie czekała Czesia i robiła mi i innym zdjęcia. :*
Jestem bardzo zadowolony, jechalem jak nigdy, mądrze, pewnie, nie straciłem też tyle czasu co zwykle. Nadrobiłem w porównaniu do roku poprzedniego jakieś 15 minut. Było zacnie! Oby w końcu forma się pokazała na wyścigach, których mi faktycznie zależy :)
Pętla oczywiście bardzo dobrze zorganizowana. Wszystkie (na pierwszym) i prawie wszystkie (na drugim) skrzyżowania i newrlagiczne miejsca otoczone opieką strażaków, policji czy straży miejskiej! Do tego wozy serwisowe organizatora na trasie i motocykliści. Pyszny makaron i bezproblemowa dokładka. Szybka i sprawna dekoracja! Wszystko na tiptop! :) Polecam Road Maraton :)
cad: 78
Wjazd na metę:
Z Czesią :* Autorką wspaniałych zdjęć na Pętli Beskidzkiej 2018
Jeszcze w tym roku obok podium, ale coraz bliżej.... ;-)