Dzisiaj to co kiedyś tam ostatnio przed świętami - siłka pełną gębą ;) Że aż nogi bolą, ale o to własnie chodzi. Jedynie tyle że dzisiaj nie szlo aż tak siłowo jechać po godzinie przerzucania żelastwem. Po siłowni chwilę ponad godzinny trening siły na trenażerze i wuala :) Coraz bliżej celu..
Jutro będzie riplej. Najpierw siłka, później siła :) Ino aby żeby tylko zdrowie chciało dopisać, kaszel coś mnie znowu męczy, identyczna historia jak rok temu o tej samej porze, gdzie w nowy rok wchodziłem znowu z kaszlem, katarem i wkurzony na swoją (nie)odporność, a wydaje się że robie już chyba wszystko byle nie zachorować, ale i tak się nie udaje :/
W planach było zupełnie coś innego - taka sobie setunia jak ostatnio do Ostrowa, na Bagatelę i powrót...
Obudziłem się o 7:30 po dzwonieniu budzika, ale....po analizie wiatru, po analizie samopoczucia i zdrowia stwierdziłem, że nie warto wystawiać organizmu na próbę kolejnego przewiania. Po ostatnich dwóch razach lekko się gorzej poczułem. Niestety, ale jazda ponad 1h dwa razy do domu mnie nie dość że wykonczyła psychicznie to jeszcze dała się we znaki zdrowotnie.
Postanowiłem więc w miarę jakoś przekręcić godzinę na trenazerze. Tętno szalało, organizm chyba jest ciut zawirusowany. Jutro ma już tak nie wiać, więc jak zdrowie pozwoli to wyjadę na rower, ale już nie do Ostrowa, a samotnie pośmigam sobie na MTB w moich okolicach, może na Trafary ? :)
cad: 85
I niestety, ale dobicie do 13 000km staje się coraz bardziej trudniejszym planem do wykonania. Zostaje do przekręcenia 268km w praktycznie 5 dni. Jak zdrowie pozwoli to dam radę :) Wychodzi na to, że żeby dojechać do 13kkm musiałbym kręcić teraz codziennie po 54km :)
Trening najpierw na siłowni, później trening siłowy na trenażerze :)
Dzisiaj trochę lżej niestety, bo jak wygooglałem, to zaczął mnie boleć prostownik palucha... Nie dość, że ledwo się udaje chodzić prosto, to wduszać gaz w aucie czy hamować stanowi nie lada wyzwanie.....do tego przy ciężarach i na rowerze też bolało gdy tylko trochę bardziej pięta szła w dół... ała.
Jutro przerwa, a potem jedziemy dalej ;) I czwartek i piątek zapowiada się całkiem przyjemnie, a co najważniejsze - po prostu bez deszczu :)
Po prostu najpierw godzina mega wynory na siłowni, gdzie wchodzenie po schodach sprawia nie lada kłopot. Mięśnie chcą wyjść z siebie, boli, piecze....ale myślę że warto tak się poświęcić żeby w sezonie prezentować jeszcze lepszą formę niż w roku 2014 :)
A po siłowni 1h trenażera, dorobienie siły na rower, kolejny konkret który tylko jeszcze bardziej ubił nogi.
Dzisiaj na urodziny sprawiłem sobie prezent w postaci 2h na trenażerze, lekko, spokojnie, w tlenie albo i poniżej, byle się nie przemęczyć, a przekręcić ku lepszej wytrzymałości :)
Dzisiaj typowo spokojna jazda wytrzymałościowa, wytrzymałościowa nie tylko fizycznie ale i psychicznie... Kto próbował trenażera ten wie czym to pachnie ;)