To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:17725.93 km (w terenie 43.43 km; 0.25%)
Czas w ruchu:554:43
Średnia prędkość:31.95 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:115078 m
Maks. tętno maksymalne:210 (105 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:359064 kcal
Liczba aktywności:165
Średnio na aktywność:107.43 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Wyścig: II Maraton w Obornikach Wlkp.

Sobota, 22 kwietnia 2017 · Komentarze(1)
Nie lubię wiatru - to raz. Nie umiem pod wiatr jeździć, pewnie dlatego więc go nie lubię - to dwa. Nie lubię zimna - to trzy. Deszczu chyba nie lubi nikt - cztery. A tu w Obornikach kumulacja....

Od samego rana z Arturem śmigamy do Obornik Wlkp. Trasa przemija dość żwawo, szybko i w dobrych, ale i bojowych nastrojach. Znajdujemy piękne miejsce na parkingu pod szkołą - zaraz przy samym wejściu do biura zawodów. Szybkie załatwianie formalności i przebieranki. Artur jedzie na start, ja chwilę później i startuję o 8:57.

Na samym początku mocne tempo. Powiedziałbym, że aż zbyt mocne. Za bardzo się męczę.. Wyszła mi wczorajsza wycieczka do Warszawy, spacery i późne pójście spać...oraz totalny brak rozgrzewki.. Początek jednak przetrwany, dawałem nawet ":jakieś tam" zmiany... ale były one słabsze od niektórych kolegów.

Kiedy zaczynało się normować, tempo się ustabilizowało....stało się coś bardzo niedobrgo.. zawodnik który jechał gdzieś na 4-5 miejscu w grupce nagle wystrzelił w lewo.. w bok!....zostałem zepchnięty z drogi na trawkę..prawie do rowu... hamowanie prawie do zera, wyzywanie.... i wracam na drogę.. Ale tętno sięgnęło zenitu przy próbie pogoni... A wiatr wiał przeokropnie w bok, niesprzyjająco... Widziałem tylko jak grupka odjeżdża na 100.....200....500...1000 metrów. Niestety od tej pory jechałem tylko z tym co nas zepchnął z drogi, bo oprócz mnie inni też mieli problem. Dzięki kolego za popsucie jazdy w fajnej grupce..

Później już jazda bez historii... Łapiemy jakiś maruderów po drodze. No i nie ma to jak na pierwszym międzyczasie być czwartym open...i spaść dalej.. na...aa szkoda gadać.. Później jak już jechałem z kimkolwiek to wyglądało to coś w sposób taki: ja zmiana 3km, ktoś 500m... niestety...

Przed metą wiało trochę bardziej w plecy, dzięki temu mogłem trochę przyspieszyć a jechało mi się na prawdę całkiem dobrze.
Wjazd do Obornik bardzo mocny, na metę też :)

Kat. M2: 4/13
OPEN: 12/112

cad: 86

Zmęczony, śpiący już, ale mimo czwartego miejsca zadowolony :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Ślężański Mnich 2017 Sobótka

Niedziela, 9 kwietnia 2017 · Komentarze(8)
Kto nie był na Mnichu ten sezonu kolarskiego w Polsce nie rozpoczął... To porzekadło od lat kilku biorę do siebie i startuję w wyścigu w Sobótce. Jest to wyścig nie tyle ciężki ze względu na samą trasę czy dystans, ale na tempo - przez to że każdy jest jeszcze świeży, mocny i każdy ma głód ścigania.

Od samego rana przyjeżdżają po mnie prezes Grzegorz i Damian Michalski. Wspólnie ruszamy na Wrocław i do Sobótki! Droga przebiega bardzo sprawnie i szybko, w super atmosferze.Na początku ruszamy po pakiety startowe, kolejka jak za PRLu.....ale zupełnie niepotrzebna. Każdy stał przed wejściem a w środku kilka stanowisk praktycznie zupełnie pustych. Odbieramy numery startowe, wracamy się przebrać i ruszamy na małą rozgrzewkę. Pojechaliśmy zobaczyć "sztajfę" na trasie wyścigu i wróciliśmy. Chwila pogawędki i trzeba się ustawiać w sektorze prawie już pół godziny przed startem jeśli nie chce się z wyciągniętym jęzorem gonic grupy już na starcie.
3.....2.....1....start... i od początku zapiek w nogach i płucach. Podjazd pod Strzegomiany zaliczony, pierwsza runda bardzo spokojna.. ciągle na samym początku peletonu. Nie przejmowałem sie naciągającą grupą czy także jakimiś strzelającymi ludźmi... Na wietrze grupa trochę zwalniała, jechało się miło i przyjemnie.. Jedynie mocnym akcentem chyba był przejazd przez linię start mety gdzie było niezłe tempo.. i tu stało się coś niedobrego.. na zjeździe coś zjechałem na tył peletonu....Bo w peletonie jak się nie przesuwasz do przodu to spadasz mocno i szybko w tył grupy.. No, to tak się jakoś stało... Że dwa razy na drugiej rundzie musiałem porządnie, mocno i długo gonić... Na szczęście zjechało się na prostej, płaskiej drodze pod wiatr. Trzecia runda to już mocna i równa jazda, raczej w tym roku wyścig był pozbawiony wielkich akcji i ucieczek.. Ostatnią rundę jechałem uważnie, przed sztajfą przesunąłem sie czym prędzej w górę.. Sztajfa przejechana w czubie, następnie krótki zjazd a w lewoooooo juz prosta na metę! :) Tutaj już nie było szans, wjechałem gdzies na nią na 30-40 miejscu, zabrakło żeby wspiąć się jeszcze wyżej i szybciej.

No i co.. Kolejny wyścig za mną, mega świetne ściganie! porządne przetarcie, super interwały.. Dobra jazda i mimo mega bolącej nogi (jutro do chirurga i rtg!) całkiem dobry wynik. Patrząc na poziom do mega podskoczył, jeszcze 3-4 lata temu stałem tam na podium ze średnią V około 37-38kmh... Forma jakaś tam jest, kolejna walka to maraton w Obornikach za dwa tygodnie. :) Może jakieś podium w końcu?! :)

OPEN: 68/714
M2: 22/109

caD: 87

Z Grzesiem jeszcze przed wyścigiem :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(8)

Kryterium w Kaliszu

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · Komentarze(0)
Po ITT Prolog w Strzyżewie udałem się do Kalisza by wziąć udział w kryterium ulicami miasta.

Wyścig organizowany został przy okazji Hellena Tour - Wyścig Szlakiem Bursztynowym Kalisz - Konin.

Czekało nas 30 minut ścigania + 1 okrążenie po upływie tego czasu. Sprawa prosta, wyszło 11 okrążeń, ogień non stop.

Niestety w pewnym momencie ucieczka odjechała i to oni się bili o zwycięstwo - sami byli zawodnicy elity i Adi... No cóż, trudno..

Ja cały czas czujnie w czubie peletonu, czasem coś pospawałem, ale nie wychylałem nosa za bardzo...

Z peletonu finisz zrobiłem na drugim miejscu :)

Forma jest chyba raczej dobra, przyszła w dobrym momencie, ITT i Kryterium odpalone w całkiem dobrym stylu.
Na kryterium ani razu mnie nie przytkało. Fajna zabawa, ale przede wszystkim dobre ściganie! Dobry trening na interwały, bo było non stop 20-40... 30-50... ciągłe skoki i ranty, ataki po zakrętach..

Mega ciepełko.. Wiało okropnie, było więc trzeba się pilnować by nie odpaść. Średnia V na każdym okrążeniu ponad 40!!!

cad: 84

A auto parkowałem tak :) Razem z PROsami :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

ITT Prolog Strzyżew

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · Komentarze(3)
Dzisiaj odbył się pierwszy wyścig w sezonie 2017 - ITT w Strzyżewie, zwanym Prologiem... 5,5km jazdy indywidualnej na czas pod górę..

W ITT najlepszy nie jestem, ale udało mi się osiągnąć całkiem sympatyczny wynik, pokonać ludzi, którym przeważnie w ITT ulegałem.

Od startu jechało mi się dobrze, mocno w korbach na początku, cały czas pod wiatr więc było trzeba rower rozbujać. Im bliżej mety tym bardziej pod górę. Przed sobą widziałem ciągle postać Kuby, który startował minutę przede mną, nie dogoniłem, ale chociaż była motywacja do ścigania przez co i może całkiem spoko jak na mnie czas. W końcu 14 miejsce na 38 kolarzy to nie jest tragedia, bo jedni zawodowcy, inni mają pseudo Apteka, a jeszcze kolejni lubią ITT... Ja nie należę do żadnej z tych grup. Na zwykłym rowerze, bez lemondki... Jakoś się przejechało :) Jestem zadowolony ze swojej postawy :)

Staty tętna są obłędne. Pojechane na maXa! Chociaż mam wyrzuty, bo mogłem końcówkę pojechać ciut lepiej...

cad: 83

Czasy w ITT Prolog, w których brałem udział :) W tym roku było mocno w twarz.

2010r. 10m 40s
2013r. 10m 10s.
2014r. 10m 06s
2015r. 10m 01s
2017r. 10m 32s

Wszyscy my :)
W

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Zimowe Ostatki - zajechany :)

Niedziela, 5 marca 2017 · Komentarze(0)
Ostatni! Ostatni! No wreszcie ostatni zryw na MTB w tym okresie. Dalej już tylko szosa!

https://www.strava.com/activities/888797634

Dzisiaj był w Topoli Małej pod Ostrowem Wlkp. wyścig mtb organizowany przez OTR Interkol. Nie mogło mnie zabraknąć, ale moja obecność jakby była tylko i wyłącznie w duchu rekreacyjnym aniżeli sportowym. Piątek, sobota...to były ciężkie i długie treningi. Dały się we znaki.

Od samego rana śniadanko, szykowanko i pojechałem rowerem na miejsce zbiórki. Jechało się cudnie, z wiatrem w plecy, w pełnym słońcu.. Bajecznie. Gdy dojechałem do lasu na leśny parking wszyscy już się przygotowywali, jeździli rozgrzewkowe okrążenia.... a ja wpadłem przypiąć numer i w sumie po chwili było trzeba jechać na linię start / meta przy szlabanie po drugiej strony ulicy.

Najpierw czekało nas okrążenie rozgrzewkowe, ale tu jakby już niektórzy się ścigali.... a ja czułem że to nie będzie mój dzień. Nogi po prostu puste. Dodatkowo odkręcony blok SPD w butach, który non stop się przekręcał, aż podczas wyścigu odpadła śrubka mocująca i już było jakby cała stopa latała jak chciała. Ale stanąłem dziarsko na starcie i po chwili WIO! Jak zawsze na starcie chwila zawiechy i straty bo nie idzie się wpiąć w pedał... Ale jakoś poszło i.... ruszyłem...ale.... nic się nie wydarzyło..

Wyprzedziłem kilku maruderów, ale i dziś ja się okazałem maruderem dla innych. Ale na szczęście nie zawalidrogą, bo Przemo dorwał mnie dopiero gdy wjeżdżał już na metę. Na trzecim kółku na zakręcie 90* wywinąłem orła.. Taka moja technika jazdy po lesie. Ostatnio był albo trenażer albo długie szosowe proste treningi. Cały wyścig przejechany praktycznie w towarzystwie Bartka z Kroto i Rafała Wasilewskiego. Dodatkowo dopingowali mnie siostra, mój chrześniak Kacper i szwagier.. No, to pooglądali moje cierpienia.

Trudno to nazwać dla mnie wyścigiem. Nie składałem się jak należy w zakrętach, sprzęt pozostaje wiele do życzenia, nogi dziś też odmówiły posłuszeństwa. Ale dobrze, forma mi teraz niepotrzebna. Także Damianq odzywaj się dopiero gdy będziesz miał coś mądrego do powiedzenia. Później Adam mi poprawił blok w bucie! Dzięki stary bo bym nijak nie dojechał do domu :) Do tego oczywiście przepyszne kiełbaski, czyli cały sens tego wydarzenia xD

Fajny trening wyszedł. Powrót również rowerem, pod wiatr.. oj co się namordowałem to moje. Ale fajnie, bolą mnie cholernie nogi.. ale lubię to uczucie. Trudno się od tego odzwyczaić. I od jutra chyba zabieram się chociaż hantlami za bicki.. bo te jak były tak są niespecjalnie imponujące, ale mniejsza z tym.. Po prostu po tych kilku dniach dziś czułem, że ledwo trzymam kierownicę. Trzeba się trochę wzmocnić :)

W garminie na czas wyścigu włączyłem okrążenie. Max tętno z wyścigu 179 najprościej w świecie świadczy o wykończeniu organizmu treningami :) Czyli jest ok! Nie szło się wbić na wyższe obroty.

Jutro basenik, odpoczynek, recovery, rest day! We wtorek też w sumie, trzeba teraz odpocząć... Ale oj brakowało mi takiego weekendu :)

Na tę chwilę jedyne zdjęcie z wyścigu, z kiełbaskami ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Strzała Topoli OTR Interkol 2016

Niedziela, 4 grudnia 2016 · Komentarze(0)
Wyścig Strzała Topoli w Topoli koło Ostrowa Wielkopolskiego w roku 2016 już za nami. 04.12.2016 przywitał nas lekkim mrozikiem, ale za to piękną bezchmurną i bezwietrzną aurą. Od samego rana pakuję więc rower do auta i lecimy w kierunku trasy wyścigu. Jakies 35km do miejsca docelowego. MTB nie lubię, ale jest to jakaś forma odskoczni od treningów na trenażerze. Fajne urozmaicenie na długie jesienno - zimowe dni.. Mój sprzęcior GIANT do lasu jest jak znalazł - ale jak to określił Prezes Przeniczka - na wypady wycieczkowo piknikowe z dziewczyną, a nie na "poważne" ściganie. Tak samo z resztą lubię wjeżdżać do lasu rowerem jak i on to właśnie przedstawił.

Ale przyjechałem, przebrany już i gotowy do startu, odebrałem numerek startowy - 3 - i pojechałem sobie przejechać trasę. Zrobiłem kółeczko czy dwa i po chwili stawiliśmy się na starcie. W tym roku trasa była ciut rozszerzona o jakieś 400m przez las i jak to Michał powiedział "dwa wąwozy", które okazały się być sporymi rowami.

Po pierwszym kółku rozgrzewkowym stawiliśmy się przed szlabanem wjazdowym do lasu na start ostry. Pierwsze to kilkudziesięcio / kilkuset metrowa prosta, która ustawia po trochu już wyścig gdyż jak wystartujesz tak mniej więcej przyjedziesz na metę, a ci co tam uciekną to ich już raczej nie dogonisz. Na początku moim jedynym zmartwieniem były bloki i pedały spd. Wepną się czy nie ?!

3...2......1..... start.. po chwili walki ze skomplikowaną technologią udało się wpiąć i ruszyć, ale już na starcie zostałem chwilę, co nieco udało się nadgonić.. pierwsze kółko pokonane bardzo sprawnie, kogo trzeba wyprzedziłem i przejeżdżając przez pierwszą linię start - meta słyszę - dziewiąty! sobie mówię że na 52 kolarzy to chyba nieźle.. Ale później to już tylko technologiczna tragedia.. Jechaliśmy sobie tam jakąś drugą grupką... aż tu nagle na stromym podjeździe wstaję z siodełka...i wypina mi się blok z spd.. no to zostaje podbiegać, kilku chłopkaów odjeżdża, próbuję gonić a tu dupa.. po chwili wypina się pedał kolejny raz pod kolejne górki gdy wstaję.. tak się złożyło że zostałem dogoniony przez kilku którzy jechali za mną, no życie.. od tego czasu już nie wstaję z siodła i wszystko podjeżdżam na siedząco.. Jest ciężej ale przynajmniej nie tracę, Michał czy Bartek już pojechali do przodu i nie udaje się dojść bo dobrych kilka chwil straciłem przez walkę z wpięciem bloków podczas zjazdów..  Nie łamiąc się jedynie staram się nie dać dogonić i wyprzedzić tym co za mną.. Ostatni większy podjazd już prawie do mety i znowu nawet już na siedząco - noga się zsuwa i już nie starając się nawet wpinać buta jakoś kręcę - udaje się dojechać do mety chyba na 15 miejscu dokładnie...

Trasa fajna, bardzo interwałowa, kilka mocnych - stromych hopek, które trzeba przepchnąć - więc i najlepiej wstać. Trasa bardzo techniczna i łatwo o glebę albo spotkanie z drzewem czy korzeniem i wywrotkę.. To trzeba lubić.. I trenować. A u mnie ani sprzętu ani treningów leśnych więc wyścigi MTB - raptem trzy w roku - traktuję jako dobrą zabawę, kiełbaskę i ognisko po tym są uwieńczeniem tych morderczych zmagań.. Rywalizacja oczywiście zawsze się wkrada, tóż to wyścig i pięćdziesiąt osobników z buzującym testosteronem więc nie ma lekko. Jedni goniąc czołówkę zrywają przerzutki - a szkoda bo mogli bić się o podium, ja rok temu zerwałem łańcuch... takie życie.

Ja z formy chyba mogę być zadowolony, choć tętno jakieś kosmiczne. Jedyne co się mogę pocieszyć to tylko tym że teraz mi jakakolwiek forma potrzebna nie jest. Teraz jest czas na jej szlifowanie do wiosennych i letnich wyścigów i maratonów. Ogólnie jest fajnie i nie zmienią tego żadne  niby śmieszkowe przytyki partyjne od ludzi, którzy mówią że z polityką nie chcą mieć nic wspólnego.  Żarty czy rozmowy w dobrym tonie niektórzy mają i to można nawet podyskutować i się pośmiać. Ale jakieś granice dobrego smaku są...

Kolejne zmagania na MTB chyba w Bagateli i jeszcze raz w Topoli na zimowe ostatki.. no ale.. zobaczymy.. Na razie wracam od jutra znów na trenażer ponieważ kolejne dwa weekendy rowerowe na 100% nie będą :-)

cad : ?! nie było czujnika :-)

Pierwsze kółeczko :)


Najlepsza kiełbaska po ściganiu :-)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

ULTRAmaraton w Rewalu.

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(1)
Zrobiłem to ! Pierwszy raz w życiu pokonałem dystans ponad trzystu kilometrów na rowerze - dokładnie 303km..

W piątek przyjeżdżamy wieczorem do Rewala, rozpakowujemy się szybko i póki widno lecimy na miasto. Spotykamy się ze Zbigim i żoną oraz Krystianem Bałamąckiem ze Skalmierzyc i idziemy na kolację. Ja zamawiam pizzę i w czasie oczekiwania na jedzenie lecę się wykąpać w morzu, fajne fale...woda zimna, ale kąpałem się już w zimniejszej. Trochę popływałem i się potaplałem i było trzeba wracać jeść. Pizza była nie do przejedzenia.. Ale całkiem dobra. Później idziemy do domku spać...

Budzik na 5:00 rano. Wstać się nie chce, za oknem nic nie widać, mgła, jeszcze ciemno, zimno!!! Jeść się nie da, o tej porze za dużo w siebie nie wciskam - bułka, parówka i rogalik.. Tyle tego na ultra dystans. No nic, zjem na trasie.. Coś tam jeszcze w drodze na start.
Grupa zapowiada się fajna. Spotykamy się znowu z Panią Anią Kruczkowska czy np. Henrykiem Bętlewskim. Grupa patrząc po znajomych twarzach całkiem fajna, taka która może powalczyć. Startuję jeszcze fajnie z Interkolem Arturem.

Od startu tempo dość mocne, rozkręcamy z chłopakami porządnie żeby się rozgrzać, bo zaczynamy w 11*C - nie zdziwię się jak jutro poleżę sobie z gorączką albo innym przeziębieniem. Z godziny na godzinę jednak wschodzące słońce coraz bardziej otula nas swoimi promieniami a wiatr rozgania gęste mgły rozlane niczym mleko.

Zostajemy w 6os... Pracujemy w pięciu - Artur przez 2,5 okrążenia nie daje praktycznie żadnej zmiany i wiezie się na kole, za co nawet nikt nie ma do niego pretensji. My ciśniemy porządnie, bardzo mocne zmiany napawają optymistycznie na dobry wynik w open. Coś tam czasem zgarniamy maruderów z mega, mini, ale nikt się na stałe nie utrzymuje. Po pierwszym okrążeniu mieliśmy prędkość średnią 38.1kmh, drugie przejechane również mocno ze średnią 37kmh a na trzecim już trochę wszystkim siadlo i przejechaliśmy około 35,5kmh. Czwarte to prędkość 35km/h mniej więcej, ale to już inna historia.

Zabieramy czasem wodę na bufetach, ja dodatkowo miałem w kieszonce Oshee które uratowało mi życie no i bułkę którą zjadłem na 160km. Pierwsze dwa kółka to była szajba i równa mocna walka ramię w ramię z grupą trzecią, ale trzecie kółko nam siadło, a ich usktrzydliło gdy zabrali się z grupa mini ze Stargardu gdzie zasuwali pod 45km/h non stop. Dogonili nas na chwilę przed nawrotem na mecie i od tej chwili jechaliśmy w 5-6 osób. Reszta peletoniku przysnęła na rondzie i została. A do nas doszło z 6:20 dwóch kolarzy Paweł Sojecki (aktualny lider) oraz Marcin Sierant. Zostało jeszcze dwóch od nas z grupy, Henryk Bętlewski wykorzystał zamieszanie i nas postój na bufecie i przejechał solo całe okrażenie uciekając nam na prawie pięć minut.

My chcemy jechać po zmianach, choć mnie powoli zaczyna odcinać bo pracowałem mocno cały dystans.. zjadam kilka dobrych rzeczy.. no i wio.. Ci co nas doszli jadą obok siebie, za nimi Artur, ja i białoczerwony kolega który też już eweidentnie miał dość po mocnej pracy przez ostatnie 230km. Wpuszczamy więc najbardziej wypoczętego Artura przed nas, chcemy odpocząć żeby zebrać choć trochę sił na ostatnie kółko...ale on zdaje się tego nie rozumieć i robi kilka razy kilkuset metrowe przerwy... raz pospawałem sam ale dojechali i oni.. Za którymś tam razem puścił korby kompletnie, zaczęło się dłubanie w nosie... Ale widać że ma siły bo skoczył dwa / trzy razy i kazał nam wyjść na zmianę, no ale jak się robi dziurę to i trzeba ją samemu pospawać.. Po chwili jednak zrobiła się dość sporawa przewaga kilkuset metrów, wszyscy w grupce naszej puścili korby.... To skoczyłem za Pawłem i Marcinem... udało mi się ich dojść, ledwo ale jednak i od tej pory współpraca układała się wyśmienicie. Jechaliśmy z założeniem spokojnej jazdy podczas której każdy pracuje ile może, gonimy uciekiniera... Widzę, że z tyłu też chwilowa pogoń, ale odjechaliśmy..  No i pytanie jak ktoś nie dający zmian może mieć pretensje że chcesz trochę odpocząć na kole ?! :-)

Całe czwarte kółko przejechaliśmy razem dając na prawdę mocne zmiany. Chwilami bałem się o skurcze ale...nic z tych rzeczy ;-)
Tempo solidne i równe, fajna jazda.. Uskrzydla mnie wizja coraz bliższego morza i kąpieli.. Na bufecie zostaje Marcin który musiał się zatrzymać, a my z Pawłem Sojeckim dojechaliśmy do mety wykręcając pierwszy i czwarty czas open. Mojej grupce odjechalem z nim na ponad 8 minut zajmując:

OPEN: 4 miejsce
Kat. M2: 1 miejsce

Organizacja maratonu całkiem dobra, choć start aż za wczesny we mgle, w zimnie i lekko niebezpieczny - tylko jeden punkt kontrolny i zdecydowanie szło mocno skracać no i te grupy startowe niekonieczne sprawiedliwie "wyłonione" na mega i mini.  Strzałek dużo, zgubić się nie dało. Asfalty jak najbardziej OK. Bufety - spoko ;-)

Po maratonie czekają na mnie koledzy z Interkolu - wspólne foto, idę się przebierać i schłodzić się do morza. Popływałem, powariowałem i wracamy do Krotoszyna.

Dzisiaj jak tydzień temu w Karpaczu miałem nogę konia - w sumie wychodzi na to, że i mam okres konia - tak jak zaplanowałem że końcówka sezonu ma być dobra - tak też jest :-) Kolejny raz mogę powiedzieć, że wygrywam dzięki samemu sobie, a nie jakiejś czy innej sytuacji. Z wyniku jestem bardzo zadowolony, mocna praca przez cały dystans, ucieczka.. Po prostu tak miało być ;-)

cad: 86

Zaraz po przyjeździe na metę razem z Pawłem Sojeckim - liderem klasyfikacji supermaratonów i zwycięzcą open w Rewalu.
Zmęczeni ale szczęśliwi ;-)


I zmarnowany Kris z mewami kąpiący się w Bałtyku zaraz po maratonie :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Wygrany wyścig w Karpaczu - Liczyrzepa 2016

Sobota, 3 września 2016 · Komentarze(1)
Dzisiaj był dzień konia, wspaniały dzień, kumulacja, dzień w którym udaje się (prawie) wszystko.

https://www.strava.com/activities/699205336

Od samego rana wyjazd do Karpacza.. Wylosowane grupy, już wiadomo kto jak gdzie i o której.. Wiadomo kto mnie i kogo ja będę ścigać. Jest wielka motywacja. Idziemy odebrać pakiety, jemy ostatnie banany, szykujemy się i wuala - powoli trzeba stawać na starcie.
Ciutkę zimno, ale jedziemy na krótko....na 168 km :-)

Od startu mocne tempo, nie ma co się opieprzać, jeden teamu JasKółki z M2 startował przede mną piętnaście minut....jeden z jaskółek startował ze mną... dwóch jeszcze po mnie z M2... także trzeba gonić, uciekać i jeszcze raz uciekać Od samego początku mimo, że jakoś tak ciężko było, tak nadalismy na prawdę mocne tempo...zostało nas chyba pięciu. Jaskółka praktycznie zmian nie dawała... widziałem że przy mocniejszych zaciągach trochę zostaje... Wszyscy jakoś podjechaliśmy Sztajfę Drogą Głodu - nie targaliśmy jakoś strasznego tempa.. Później zjazdy i jakieś hopki... Na podjeździe pod Okraj trochę zaatakowałem, postanowiłem sprawdzić nogę i kto za mna pojedzie. Tempo było wręcz chwilowo spacerowe.. Chłopaki po chwili się zebrali i dojechali do mnie...

Wjazd na kółko dla mega i giga - doganiamy grupę z mega która robi całkiem dobrą robotę. Po zmianach cisniemy naprawdę niemożebnie. Kosmos.. Podjeżdżamy sztajfę drugi raz....bardzo mocne tempo gdzie strava pokazała prawie 1200VAM i zostaje kilka osób które się opieprzały podczas zmian, w tym jaskółka.. Widząc to dokręcam jeszcze mocniej, na zjeździe staram się dokręcać by czasem nikt nie dojechał... Po chwili dojechał tylko jeden chłopak który robił tez dobrą robotę na zmianach.

Nie zwalniamy tempa, pod Okraj tempo takie że aż dopytuję kiedy się kończy... Jedyne co to powoli woda.. Zjeżdżamy jednak razem, jedziemy razem... aż do sztajfy.. tam znowu mordercze tempo.. zostaję z dwoma kolegami jakieś 400-500m za grupą...no i dupa.. nie udaje się ich już dojść ani na zjazdach ani na hopkach, ani na podjazdach. Ani widu ani słychu.. Na szczęście jednak po drodze bufet, biore dwie butelki, jedna wypada...drugą wlewam do bidonu.. jem żela i jest idealnie. Pod podjazdem pod Okraj żona jednego z kolegów daje nam zimne CocaCole - poczułem się jak PROs :D A coca cola dała niezłego kopa i orzeźwienie.

Ostatnie kilometry to zjazd z Okraju, chwila prostej przez Kowary i podjazd do Karpacza... Po prostu było bosko. Ciągle w czubie, na zmianach i nadający tempo. Po prostu wszystko idealnie, wspaniały dzień.

Wpadam na metę razem z jednym kolegą, z którym już jechałem raz w Wolsztynie... Dostaję medal, okazuje się że mam całkiem dobry czas.. prawie dogoniłem grupę która startowała 10 minut przede mną. Okazało się po chwili, że w myślach jadąc po drugie miejsce, bo dla mnie faworyt w M2 był jeden, że wyniki mnie bardzo zaskoczyły... Pojechałem na czwarte miejsce open, pierwsze w swojej kategorii wiekowej... Ogólnie nigdy koledze nie dołożyłem, a tu dzisiaj aż 5 minut ! :-)

Organizacja mimo małego zamieszania w biurze zawodów i późne otwarcie bardzo dobra ! Dużo wyraźnych strzałek, bardzo dobry makaron z mięsem na mecie... Profesjonalna firma z wynikami... Ładne pucharki :-)

Podsumowując, pojechałem dla mnie wręcz niesamowicie - jestem zadowolony, pojechałem w górach tak jak nigdy :-) To efekty dobrych i odpowiednich ostatnich treningów :-) Jest super ! :-) Widzimy się za tydzień w Rewalu :-)

1 miejsce w Kategorii do lat 30 - M2 szosa
4 miejsce w OPEN Giga na 52 kolarzy :-)
cad: 81
Jest po prostu pięknie :-)


Na mecie od razu dostawałeś piękny pamiątkowy medal ;-) Od pięknej Pani ;-)


Giga Ekipa :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Maraton "Don Kichota" w Nietążkowie

Sobota, 27 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Maraton "Don Kichota" w Nietążkowie - czyli jak udało się prawie wszystko - nie udało się wygrać.... 49s.

Grupy rozlosowane w taki sposób, że od samego startu spokojnie wskazałem zwycięzców tego maratonu. Myślałem jednak że będzie przepaść między nami, a tu bardzo miłe zaskoczenie. Mnie los zestawił z Jakubem Latajką z Interkolu i dwoma w miarę znanymi mi ludźmi Henrykiem Bętlewskim i kolegami z Ambit Racing Teamu. Ja ze swojej grupy goniłem kolegów z M2, którzy startowali w najlepszej grupie.

Zaraz po starcie nadaliśmy bardzo mocne tempo, zostajemy w 4 - nasza grupa to były trzy kobiety, starszy pan i jak widać nikt więcej mocny, w sumie od startu jechaliśmy bardzo mocno we dwóch, Kuba się nie rozgrzał i go paliło w sercu, płucach i nogach, a tętno skakało ponoć zbyt wysoko, kolega który się z nami utrzymał dawał zmiany o kilka oczek niższe, więc jedynie taki pożytek że się chwilę dłużej odpoczęło. Tempo było doprawdy zawrotne, nie wiedziałem że mogę tak fajnie i długo dawać mocne zmiany :-)

Doszliśmy kilka grup które jechały przed nami, w sumie wszystkie możliwe poza grupą "faworytów". I co ? Nie zwalniamy tempa, gdy tylko doganiamy ostatnich, dajemy dalej mocną zmianę, dobrą zmianę, by tylko pojechać o open... A nóż się uda..

W pewnym momencie, Heniowi Bętlewskiemu i jego koledze Piotrkowi Chmielewskiemu ze Stargardu odbija i zaczynają wszystkich wyzywać bardzo niekulturalnie.. Że nie dajemy zmian, że te zmiany są złe, że nas roz*ebie, zahamuje i wyj*ebie, że tylko spróbojemy się ścigać na kreskę, ba....nawet zwykłych rowerzystów na trasie wyzywali żeby wypier*alać...  w takiej atmosferze jaką oni stworzyli jeszcze nie jechałem w tym naszym amatorskim peletonie. Henio później próbował uciekać, namówił kolegę żeby go nie gonić, podjeżdżał do wszystkich i mówił że on ucieka i żeby go nie gonić, bo te dwa Interkole są najgorsze, zaraza.... No to uciekł, pewnie myślał że pojadę z nim, do mety jakieś 60km... wiatr wiał... gorąco było... bez jakiejkolwiek pogoni, równym tempem, po zmianach, każdy tyle ile chciał i mógł - dojechaliśmy do niego z nóżki na nóżkę - zdaje się nikt go nie chciał słuchać :-)

Zmiany każdy dawał, inaczej też byśmy nie doszli żadnej z grup, kiedy kilku chłopkaów, w tym ja z naszego peletonu wcześniej jeszcze stanęło na bufecie - oni pojechali i zaatakowali, goniłem kawał drogi z jedną butelką w ręcę i drugą w zębach... Oni cisnęli spinę w cholerę, a my z innymi spokojnie rozmawiając się poznawaliśmy, ale dalej po zmianach pykaliśmy kilometry.

Później na kilka kilometrów przed metą odjechała nam dwójka kolegów z peletoniku... nikt za nimi nie ruszył i to był jak się okazało na mecie wielki błąd, ale o tym zaraz... Dojeżdżamy do Nietążkowa, Henryk Bętlewski wychodzi na przód i widzę że chce wjechać pierwszy na kreskę, ale jakoś tak się stało, że objechałem go i jego kolegę i wjechałem jeszcze 5s przed nimi. Kuba dojechał z nami cały i zdrowy...  Upał dawał się we znaki niemiłosiernie, bolała głowa, nie szło się nawodnić.. masakra, ciągle w pełnym słońcu :) Ale w sumie wolę to niż deszcze ;-)

Na mecie porównujemy czasy z Arturem z liczników... wychodzi na to że wszystko jest na styku, że może nawet wygrywamy open... Ale... jednak nie! brakuje 49s ! :( Wróćmy do akapitu poprzedniego gdzie odjechali nam dwaj koledzy - nadrobili nad nami 1min 40s... Więc gdybym pojechał z nimi, albo byśmy po prostu przyspieszyli i wszyscy razem pojechali tym tempem, mielibyśmy wygraną w open na tym maratonie. Ehh...A była jeszcze moc i mozliwość... Gdyby człowiek wiedział :/ No właśnie, gdyby gdyby :) Ale nie jest źle....

2 miejsce w kategorii wiekowej M2
6/47 miejsce OPEN

cad: 85

Jak zawsze uśmiechnięty, zadowolony i w ogóle chyba faktycznie w dobrej formie :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

ITT Górska Mikstat

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Zawody ITT czasowka górska w Mikstacie. 15.5 km. Dwie górki. Mocny wiatr. Czas. 25min 8sek. 5 miejsce w kategorii.

Dałem z siebie wszystko. Czas lepszy od tego roku temu o pięć sekund. Ale to za mało by dziś stanąć na podium. Mimo wszystko jestem zadowolony. Jak zawsze pozytywnie z wariatami


2012: 24:54,84
2013: 26:41,26
2014: 25:23,76
2015: 25:13,00
2016: 25:08;xx

cad: 82

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)