Strzała Topoli OTR Interkol 2016
Niedziela, 4 grudnia 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, Interkol, Mtb, Zawody, Ze zdjęciami
Wyścig Strzała Topoli w Topoli koło Ostrowa Wielkopolskiego w roku 2016 już za nami. 04.12.2016 przywitał nas lekkim mrozikiem, ale za to piękną bezchmurną i bezwietrzną aurą. Od samego rana pakuję więc rower do auta i lecimy w kierunku trasy wyścigu. Jakies 35km do miejsca docelowego. MTB nie lubię, ale jest to jakaś forma odskoczni od treningów na trenażerze. Fajne urozmaicenie na długie jesienno - zimowe dni.. Mój sprzęcior GIANT do lasu jest jak znalazł - ale jak to określił Prezes Przeniczka - na wypady wycieczkowo piknikowe z dziewczyną, a nie na "poważne" ściganie. Tak samo z resztą lubię wjeżdżać do lasu rowerem jak i on to właśnie przedstawił.
Ale przyjechałem, przebrany już i gotowy do startu, odebrałem numerek startowy - 3 - i pojechałem sobie przejechać trasę. Zrobiłem kółeczko czy dwa i po chwili stawiliśmy się na starcie. W tym roku trasa była ciut rozszerzona o jakieś 400m przez las i jak to Michał powiedział "dwa wąwozy", które okazały się być sporymi rowami.
Po pierwszym kółku rozgrzewkowym stawiliśmy się przed szlabanem wjazdowym do lasu na start ostry. Pierwsze to kilkudziesięcio / kilkuset metrowa prosta, która ustawia po trochu już wyścig gdyż jak wystartujesz tak mniej więcej przyjedziesz na metę, a ci co tam uciekną to ich już raczej nie dogonisz. Na początku moim jedynym zmartwieniem były bloki i pedały spd. Wepną się czy nie ?!
3...2......1..... start.. po chwili walki ze skomplikowaną technologią udało się wpiąć i ruszyć, ale już na starcie zostałem chwilę, co nieco udało się nadgonić.. pierwsze kółko pokonane bardzo sprawnie, kogo trzeba wyprzedziłem i przejeżdżając przez pierwszą linię start - meta słyszę - dziewiąty! sobie mówię że na 52 kolarzy to chyba nieźle.. Ale później to już tylko technologiczna tragedia.. Jechaliśmy sobie tam jakąś drugą grupką... aż tu nagle na stromym podjeździe wstaję z siodełka...i wypina mi się blok z spd.. no to zostaje podbiegać, kilku chłopkaów odjeżdża, próbuję gonić a tu dupa.. po chwili wypina się pedał kolejny raz pod kolejne górki gdy wstaję.. tak się złożyło że zostałem dogoniony przez kilku którzy jechali za mną, no życie.. od tego czasu już nie wstaję z siodła i wszystko podjeżdżam na siedząco.. Jest ciężej ale przynajmniej nie tracę, Michał czy Bartek już pojechali do przodu i nie udaje się dojść bo dobrych kilka chwil straciłem przez walkę z wpięciem bloków podczas zjazdów.. Nie łamiąc się jedynie staram się nie dać dogonić i wyprzedzić tym co za mną.. Ostatni większy podjazd już prawie do mety i znowu nawet już na siedząco - noga się zsuwa i już nie starając się nawet wpinać buta jakoś kręcę - udaje się dojechać do mety chyba na 15 miejscu dokładnie...
Trasa fajna, bardzo interwałowa, kilka mocnych - stromych hopek, które trzeba przepchnąć - więc i najlepiej wstać. Trasa bardzo techniczna i łatwo o glebę albo spotkanie z drzewem czy korzeniem i wywrotkę.. To trzeba lubić.. I trenować. A u mnie ani sprzętu ani treningów leśnych więc wyścigi MTB - raptem trzy w roku - traktuję jako dobrą zabawę, kiełbaskę i ognisko po tym są uwieńczeniem tych morderczych zmagań.. Rywalizacja oczywiście zawsze się wkrada, tóż to wyścig i pięćdziesiąt osobników z buzującym testosteronem więc nie ma lekko. Jedni goniąc czołówkę zrywają przerzutki - a szkoda bo mogli bić się o podium, ja rok temu zerwałem łańcuch... takie życie.
Ja z formy chyba mogę być zadowolony, choć tętno jakieś kosmiczne. Jedyne co się mogę pocieszyć to tylko tym że teraz mi jakakolwiek forma potrzebna nie jest. Teraz jest czas na jej szlifowanie do wiosennych i letnich wyścigów i maratonów. Ogólnie jest fajnie i nie zmienią tego żadne niby śmieszkowe przytyki partyjne od ludzi, którzy mówią że z polityką nie chcą mieć nic wspólnego. Żarty czy rozmowy w dobrym tonie niektórzy mają i to można nawet podyskutować i się pośmiać. Ale jakieś granice dobrego smaku są...
Kolejne zmagania na MTB chyba w Bagateli i jeszcze raz w Topoli na zimowe ostatki.. no ale.. zobaczymy.. Na razie wracam od jutra znów na trenażer ponieważ kolejne dwa weekendy rowerowe na 100% nie będą :-)
cad : ?! nie było czujnika :-)
Pierwsze kółeczko :)
Najlepsza kiełbaska po ściganiu :-)
Ale przyjechałem, przebrany już i gotowy do startu, odebrałem numerek startowy - 3 - i pojechałem sobie przejechać trasę. Zrobiłem kółeczko czy dwa i po chwili stawiliśmy się na starcie. W tym roku trasa była ciut rozszerzona o jakieś 400m przez las i jak to Michał powiedział "dwa wąwozy", które okazały się być sporymi rowami.
Po pierwszym kółku rozgrzewkowym stawiliśmy się przed szlabanem wjazdowym do lasu na start ostry. Pierwsze to kilkudziesięcio / kilkuset metrowa prosta, która ustawia po trochu już wyścig gdyż jak wystartujesz tak mniej więcej przyjedziesz na metę, a ci co tam uciekną to ich już raczej nie dogonisz. Na początku moim jedynym zmartwieniem były bloki i pedały spd. Wepną się czy nie ?!
3...2......1..... start.. po chwili walki ze skomplikowaną technologią udało się wpiąć i ruszyć, ale już na starcie zostałem chwilę, co nieco udało się nadgonić.. pierwsze kółko pokonane bardzo sprawnie, kogo trzeba wyprzedziłem i przejeżdżając przez pierwszą linię start - meta słyszę - dziewiąty! sobie mówię że na 52 kolarzy to chyba nieźle.. Ale później to już tylko technologiczna tragedia.. Jechaliśmy sobie tam jakąś drugą grupką... aż tu nagle na stromym podjeździe wstaję z siodełka...i wypina mi się blok z spd.. no to zostaje podbiegać, kilku chłopkaów odjeżdża, próbuję gonić a tu dupa.. po chwili wypina się pedał kolejny raz pod kolejne górki gdy wstaję.. tak się złożyło że zostałem dogoniony przez kilku którzy jechali za mną, no życie.. od tego czasu już nie wstaję z siodła i wszystko podjeżdżam na siedząco.. Jest ciężej ale przynajmniej nie tracę, Michał czy Bartek już pojechali do przodu i nie udaje się dojść bo dobrych kilka chwil straciłem przez walkę z wpięciem bloków podczas zjazdów.. Nie łamiąc się jedynie staram się nie dać dogonić i wyprzedzić tym co za mną.. Ostatni większy podjazd już prawie do mety i znowu nawet już na siedząco - noga się zsuwa i już nie starając się nawet wpinać buta jakoś kręcę - udaje się dojechać do mety chyba na 15 miejscu dokładnie...
Trasa fajna, bardzo interwałowa, kilka mocnych - stromych hopek, które trzeba przepchnąć - więc i najlepiej wstać. Trasa bardzo techniczna i łatwo o glebę albo spotkanie z drzewem czy korzeniem i wywrotkę.. To trzeba lubić.. I trenować. A u mnie ani sprzętu ani treningów leśnych więc wyścigi MTB - raptem trzy w roku - traktuję jako dobrą zabawę, kiełbaskę i ognisko po tym są uwieńczeniem tych morderczych zmagań.. Rywalizacja oczywiście zawsze się wkrada, tóż to wyścig i pięćdziesiąt osobników z buzującym testosteronem więc nie ma lekko. Jedni goniąc czołówkę zrywają przerzutki - a szkoda bo mogli bić się o podium, ja rok temu zerwałem łańcuch... takie życie.
Ja z formy chyba mogę być zadowolony, choć tętno jakieś kosmiczne. Jedyne co się mogę pocieszyć to tylko tym że teraz mi jakakolwiek forma potrzebna nie jest. Teraz jest czas na jej szlifowanie do wiosennych i letnich wyścigów i maratonów. Ogólnie jest fajnie i nie zmienią tego żadne niby śmieszkowe przytyki partyjne od ludzi, którzy mówią że z polityką nie chcą mieć nic wspólnego. Żarty czy rozmowy w dobrym tonie niektórzy mają i to można nawet podyskutować i się pośmiać. Ale jakieś granice dobrego smaku są...
Kolejne zmagania na MTB chyba w Bagateli i jeszcze raz w Topoli na zimowe ostatki.. no ale.. zobaczymy.. Na razie wracam od jutra znów na trenażer ponieważ kolejne dwa weekendy rowerowe na 100% nie będą :-)
cad : ?! nie było czujnika :-)
Pierwsze kółeczko :)
Najlepsza kiełbaska po ściganiu :-)