Niestety dalej nogi dość ciężkie po sobotniej "Liczyrzepie" - widać ile mnie ten wyścig kosztował i że dałem z siebie po prostu wszystko :)
Dzisiaj chciałem poćwiczyć sprinty pod górę i wszystko się udało, wszystko poszło po mojej myśli. Standardowo wybrałem się za Milicz w celu uraczenia jakichkolwiek podjazdów. Tempo w tą stronę bylo zabójcze - 25-29kmh przez niezły "wmordewind", a że chciałem ćwiczyć sprinty odpuściłem jakiekolwiek dbanie o tempo i średnią ;)
Pojechałem sobie na swój podjazd który ma 9% przez 150m i 5% przez 200m, czyli idealnie na sprinty ;) No to zaliczyłem go trzy razy i nogi już byly jak z waty, bo po drodze na pagórkach też przyspieszałem :)
Droga powrotna to dopiero była niezła frajda i niesamowita zabawa :D Najpierw górki i niezłe szarpanie, by w Miliczu po płaskim dogonił mnie starszy pan na skuterze, ktoremu usiadłem na koło - śmigał jakoś 45km/h więc idealnie dla mnie, 3x wyszedłem mu z koła osiągając na płaskich sprintach ok 60km/h. Niestety później skręcił w lewo na Jutrosin a ja musiałem jechać prosto...
No to znowu za sobą słyszę charakterystyczne wycie silnika ze skutera, oglądam się i widzę jakieś dziewczyny, zwolniłem trochę, siadłem na koło, pasażerka się odwraca po czym macham a ona przesyła buziaka śmiejąc się ;)
Po chwili jednak miłe się skończyło, nie zapomniałem po co je mam [nie w celach matrymonialnych :p ] i zaczął się praktycznie ostatni ostrzejszy podjeździk jakiś kilometr. Siedzę im na kole, lecą 55km/h na tym podjeździe masakra, nogi już pieką, ale mimo wszystko wychodzę im z koła sprint na szczyt 100-200metrów około 60km/h, po czym zostaję i już ich nie widzę jak mnie mineły, od tej chwili chciałem już jechać ze spokojem, ale....
W Zdunach złapałem tira, śmigałem za nim jakieś 1,5km i odpusciłem go, ale jak zwolniłem do 60km/h zrobiłem jeszcze 200 metrów sprintu :)
masakryczny dzisiaj ciężki trening :) uh i ah..
I niestety się nie zapowiada na to żebym jutro i w czwartek mógł wyjść na szosę, prognoza pogody nie jest łaskawa i ICM zapowiada całodniowe i całonocne deszcze/ulewy.. może lekko trenażer dla rozkręcenia nóg po dzisiejszej harówie ;)
cad: 83 przewyższenia: 463m
ps. polecam piosenkę którą podczas Vuelty wspominali komentatorzy :) http://www.djoles.pl/mp3/pobierz/895701,roman-kolakowski-wyscig-wieloetapowy.html
Dzisiaj bardzo spokojnie, bez dokręcania, bo dawno tak nie miałem okrutnie zajechanych nóg.. Cięzkie bardzo, teraz trzeba sie jak najszybciej zregenerować i zacząć treningi do najprawdopodobniej ostatniego wyścigu w Mikstacie "Zakończenie Lata" na rundach :) Krzywy - Virenque = zapraszam ;)
Po maratonie jestem zadowolony, wiem już co trzeba poprawić, wiem że jest coraz lepiej, w sumie jak na moj wiek 20 lat jeszcze to chyba całkiem dobrze :]
cad: 86
A tutaj jeszcze zdjęcia z Maratonu Liczyrzepa 2012, ale z tego co widzę jeszcze nie wszystkie bo jeszcze w 2/3 miejscach więcej robili fotki :)
Dst: 128km Czas: 4h 21m 53s ŚrV: 27,72 kmh Miejsce OPEN: 34/169 Miejsce w KAT: 13/26 Premia gorska: 44m 49s :)
Do Przesieki gdzie mieliśmy nocleg zajechaliśmy wczoraj po zmroku, koło godziny 22:00. Szybka kolacja, zakwaterowanie, pogadaliśmy z drugą częścią ekipy, która już tam była od popołudnia i uszykowaliśmy się do spania.
Artur startował o 7:00 w pierwszej grupie GIGA, ja startowałem równo 2h później też w pierwszej grupie ale MEGA. Zajeżdżam na start, tam reszta naszej ekipy która nie nocowała tylko wyjeżdżała na maraton wcześnie rano. Pogadalismy chwilę i ja ruszyłem na start. Telepalem sie niemiłosiernie, bo wystartowalem na krótko. Przed naszym startem zaczęło padać.. Resetuję licznik, włączam endomondo i wio !
Szybki start, po kilometrze chyba zostaje nas trójka kolarzy, jadę z "tutejszymi" więc wiem, że będzie trudno. Jadę do 6km na kole, po czym pojawia się ścianka - oni jadą swoje, a ja zwalniam, dalej zjazdy i mi odjechali na dobre. Teraz w wynikach patrzę, że ta dwójka dojechała 2 i 3 OPEN i są pierwsi w swoich kategoriach :) wow! faktycznie trudno im było usiedzieć na kole ;)
Po drodze zmokłem 10x i wyschnąłem 9x, ulewa goniła ulewę, po chwili byłem cały mokry, na podjazdach nie bylo zimno, na zjazdach tylko chwilę.
Na 35km mija mnie Virenque z kolegą z grupy, siedzę im chwile na kole, rozmawiamy sekund kilka i żegnam ich bo to nie moje tempo - od tej chwili nikt więcej mnie nie minął ;)
Dalej to wjazd na Okraj, na ktorym policzylem sobie że tracę do Virenque jakoś 7min już, na Okraju chwila dezorientacji nie wiem gdzie jechać i jakaś Pani krzyczy z wozu że w dół, no to jadę ;) Mijam się z kolegami z Interkolu, wiem że jest dobrze bo nie odrobili nic, albo jak odrobili to kilkanaście sekund :]
W tej chwili czuję przypływ sił, cały czas regularnie pije i jem, uzmysławiam sobie że żeby do mnie moi nie odrobili, musze mocniej depnąć na pedały, a teraz już nie ma wielkich podjazdów, jedynie hopki + sporo płaskiego + wiatr.
Dalej nic szczególnego się nie dzieje, śmigam co sił w nogach, dojeżdza do mnie dwóch kolarzy którzy startowali odpowiednio 5 i 10min po mnie, i ostatnie 10km do mety jedziemy razem :)
Na mecie oczywiście długie pogaduchy przy ryżu, makaronie i wodzie z ludźmi z BS i forum szosowego :] Pozdro dla wszystich Was ! :)
Z Interkolu przyjechałem 3 na metę i 3 podjechałem na czasowkę okraj :D I Maciej mi nie wsadził, a ja jemu 3 minuty :D Grzegorz pomylił trasę, Lukasz złapał panę, Bazyl zapierdzielał aż miło, Marek trochę słabo jak na niego, Zbigi z Adamem całkiem całkiem jak na siebie, ale mogło być lepiej :)
I jedyne zażalenie do Artura S. z którym miałem nadzieję startować, ale nie przybył na start :((
przewyższenia: 2056m ilość podjazdów: 45km czas podjazdów: 2h 19m śrV podjazdów: 19,5 km/h max nachylenie: 15%
Dzisiaj jazda bardzo odpoczynkowa, pełny regen przed sobotnim wyścigiem, jutro trochę i czwartek, choć teraz patrzę że jutro niepewne przez zapowiadajacy się deszcz.... no i w piątek wyjazd do Jeleniej na Liczyrzepe ;)
Dzisiaj sporo górek z Interkolem, na początku bardzo nieładny asfalt, później wyjechaliśmy na lepsze tereny.. Pod Ostrzeszów uciekaliśmy / jechaliśmy mocniejszym tempem w 4 [cała druga drużyna Interkolu z Amber Road ;) ] i dojechaliśmy, na finiszu zza pleców wyskocył mi Przemo i nie dało rady go poprawić..
Dalej to już płasko i sprint pod Odolanów, tam znowu poszła ucieczka, ale tym razem się nie załapałem, a nie ukrywam że byłem mocno zmęczony - wczoraj dałem sobie nieźle w kość :]
No i dzisiaj przekroczylem w tym sezonie 10 tyś KM :] super! :) oby tak dalej, a może uda się zrobić koło 13/14 tyś ;)
Górkowo dziś, 3x jeden podjazd 2km, później drugi podjazd 4 razy { przez 150m 9%, przez 350m 5%} Bardzo mocno wszystko pojechane, można powiedzieć że wręcz później ledwo trzymalem jakieś tempo do domu.. Co potwierdza średnia, ilość przewyższeń jak na moje tereny oraz średnie tętno :)
Bardzo fajny trening dziś, ale coś mi jednak nie pasuje.. Jakoś dziwnie się czuję, coś przeszkadza, może to pierwsze oznaki nadchodzącej jesieni ? Może potrzeba już przerwy - końca sezonu ? Chyba tak...
Za tydzień będę w Jeleniej Górze na maratonie - dystans mega 130km :) A formy jakoś wybitnej nie widać... No mowie, jakoś tak, nie wiem co ale coś mi przeszkadza, w głowie za dużo myśli chyba...
Dzisiaj spotkana z naprzeciwka jedna kolarka!, całkiem ładna była i aż chciałem się wracać, ale wolałem jechać do domu, zaraz po spotkaniu kiwające dzieci i krzyczące "dzien dobry kolarzu" dodały sił :))