Ostatnimi czasy mam cholernie dziwne wrażenie, jak to wszyscy dookoła się lansują, szpanują i robią wszystko by.....nie byc sobą, ale być kimś lepszym. Lepszym od siebie ? Lepszym ode mnie ? Lepszym od wszystkich i się wyróżniać ? Dosłownie: praca, towarzystwo, spinning, kolarstwo, facebook...Życie to jakaś pseudo rywalizacja ostatnimi czasy, nie wchodząc już w wielką politykę czy walkę religii...
W towarzystwie priv. popisy, przekleństwa, chlanie bez granic, zero jakiegokolwiek sensu życia.. Na spinningu spotykasz jakiegoś debila, który drze się i wyśmiewa cię i cholera wie o co mu chodzi... W kolarstwo niektórzy dokręcają do granic możliwości parę kilometrów by być tylko lepszym i bardziej pochwalonym przez kumpli, zebrać o "dwa kudosy, dwa komentarze" więcej niż ty czy też byle pojawić się w lokalnej gazecie mimo braku osiągnięć jakichkolwiek. Na facebooku ludzie chcą być cool i wstawiają sobie francuskie flagi w profilowe - a ciulu nawet nie pomyślałeś by uczcić 11.11..... Niektórzy próbują cię ustawić, zmienić twoją pewność siebie w zarozumialstwo i bycie gburem, tłumacząc ci przy tym że ogół źle na to patrzy - bo nie jesteś skromny i pokorny. Jednym słowem ludzi popieprzyło i to zdrowo.. Mimo, że z nikim nie rywalizujesz, czujesz jak inni na siłę chcą być lepsi i wprowadzają niezdrową atmosferę...
A dzisiaj wsiadłem na trenażer, załamanie pogodowe na maXa. Leje, zimno, wieje... dramat! Jesień w 101%. Ale nie ta polska złota jesień. Godzina i nogi rozkręcone :) 4 pięciominutowe mocniejsze pociagnięcia z wyższym tętnem. Ogólnie szybko zleciało. Weekend bez imprezy, ale za to rowerowy i to mega pozytywnie :)
Co z tego, że 10*C na dworze, podczas gdy ciągle za oknem pada. Bez możliwości wyjścia poza cztery ściany postanowiłem dzisiaj odpalić, jak to co roku praktycznie o tej porze, pierwszego trenażerowego dnia! Wstałem więc z łóżka i lekko zniechęcony zjadłem śniadanie i długo nie czekając odpaliłem tą szatańską maszynę ;)
Wyciskacz potu....byłby....gdyby nie wiejący wiatrak prosto w twarz / na klatę. Jest dosłownie znacznie lepiej niż w fitness clubie gdzie leje się z ciebie pot strumieniami, bo klima ledwo dmucha i żadnego nawiewu. Ale i tak jest fajnie - będzie dopóki się nie odwodnię :D
Dzisiaj po tygodniowym szaleństwie na siłowni i rowerkach luźne i spokojne 2h równej jazdy. Trzeba mi było tylu godzin i takiego obciążenia żeby rozkręcić nóżki, żeby na spokojnie znowu zacząć trenować....bo przecież akumulator ładuje się najlepiej długo i niskim napięciem :)
Jedno mogę stwierdzić na pewno, że podjazdy w większości pewnie będę trzaskał na stojąco - a to zasługa "indoor cyclingu", gdzie praktycznie non stop się stoi...ale to i fajne, bo przecież także grzbiet się wzmacnia przez różne ćwiczenia i pozycje :)