To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Trenażer

Dystans całkowity:20064.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:649:54
Średnia prędkość:30.83 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:200 (158 %)
Maks. tętno średnie:173 (86 %)
Suma kalorii:427445 kcal
Liczba aktywności:535
Średnio na aktywność:37.50 km i 1h 13m
Więcej statystyk

Koncertowo zabawowo - jesiennie

Czwartek, 10 listopada 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Trenażer
Tak to już jest jesienią i zimą, że więcej wolnego czasu staram się jednak wykorzystywać do bólu.
Jutro miała być szosa, ale zdaje się że ma deszczyk padać czy śnieżek jakiś...
Pozostanie więc trenażer, może dwie godzinki.. Bo tak, trzeba już się szykować na dwa tysiące siedemnasty rok.
Jutro nie bo lubię, choć nic do niej nie mam, ale dlatego że mnie tam ciągną - jadę na koncert Sylwii Grzeszczak do Kalisza, a później do znajomej.. Albo na odwrót :-)
Weekend w ogóle zapowiada się ciekawie, aktywnie, rowerowo, spacerowo i teatralnie :-)

cad: 83

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Powrót do świata żywych...

Czwartek, 3 listopada 2016 · Komentarze(0)
W pierwszej myśli: umarł, zdechł, do wyrzucenia.
W drugiej myśli: może się uda uratować, damy radę, no hello?!
W trzeciej myśli: cholera nie idzie, zapytam na fejsie
W czwartej myśli: cholera dobra decyzja, dzięki chłopaki!

Przeżyłem chwilę grozy gdy Garmin się zwiesił, kazał czekać - godzinę, dwie i ciągle czekać... Straciłem cierpliwość.. A chciałem już pokręcić. Nie rzucałem o ścianę bo za drogi, szukałem w necie - nic nie znalazłem nawet po angielsku. Zapytałem na facebooku i znajomki powiedzieleli: MASTER RESET - wszystkie ustawienia out. A dlaczego to ? Bo zmieniliśmy godzinę i większość garminów wisiała... Szmelc ?! Nie.. W poprzednich latach tak nie było, dlaczego więc teraz ?! Cholera zastanawiające... Ale naprawione, przywrócone do świata żywych, ustawione ustawienia, przywrócone moje ekrany i potrzebne pola i można jeździć. Się okazuje jutro wolne od szosy i trenażera bo czekają mnie oficjalne występy pod krawatem. Ale się okazuje jutro dzień po - w sensie w sobotę tę - Prezes nie przyjeżdża więc setunia wpadnie bo i pogoda widzę pozwoli.. wciągnę ją nosem no chyba, ze coś się popsuje ale to będzie tragedia.

Dzisiaj trening z serii - coś pokręcę ale nie wiem sam co do końca.. jazda dla jazdy, byle przekręcić półtorej godzinki. W sumie fajnie, trzeba się powoli szykować.. Lubię zimę pod tym względem i systematyczne treningi, patrzeć jak rośnie forma :-)

Coś mi puka w lewym pedale! Nie ogarniam.

Dalej twierdzę, że wyrażanie swoich poglądów, przekonań i w ogóle wypowiadanie się i zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska na jakikolwiek temat jest wielce odważnym wyzwaniem.. Cholera ludzie są dziwni, nie szanują poglądów, mają w dupie twoje zdanie, ale swoje każą ci szanować.. Łatwo przez wypowiadane słowa, zachowania i inne takie szufladkują cię jako kogoś "mam go w dupie, niech se żyje, może się przyda" albo "gamoń, frajer, wypier***laj". Takie sobie o rozkminy o życiu.

Niektórzy sobie pomyśleli już, że jestem ich... Nie nie - nie jestem nigdy niczyj.. I możesz sobie myśleć co chcesz.

caD: 85

A tak zaczynałem przygodę z trenażerem lata temu :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Czołem dziubaski - zaczynamy !

Środa, 2 listopada 2016 · Komentarze(1)
Dłużej niż zwykle, bardziej niż ostatnimi laty - odpocząłem za wsze czasy. Koniec przerwy międzysezonowej i czas zacząć treningi i przygotowania do sezonu 2017. Cytując klasyka: "Lokalna gwiazda" wróciła na rower :-) Powoli, spokojnie, jak akumulator - zaczynamy w miarę luźno, już niedługo zahaczymy o siłownię.

cad:81

Ale... jeszcze korzystając z okazji luźnego treningu można napisać co tam jak tam przez dwa tygodnie minęło ;-)

Pierwszy weekend spędzony praktycznie w całości w Poznaniu. Dużo pracy było. Trochę się zwiedziło. Coś się zobaczyło. Tak było... Muzeum - sztuka przeróżna, wycieczka była z "przewodnikiem" więc trudno mi teraz powtórzyć co widziałem, zapamiętałem dwa nazwiska: Wyspiański i Malczewski. Wyjdę na ignoranta, ale zdaje się że coś tam kiedyś o nich na polskim słyszałem. Jakieś aktywne drzemki, w ciągu dnia dużo biegania i wszelakich aktywności poza rowerem. Niedziela też dość aktywna, w sumie więcej chodzenia i zwiedzania: Ostrów Tumski, koziołki... Żal dupsko ściskał, że piękna pogoda wszędzie a ja zamiast na rowerze to na nogach, że zacząłem przerwę a nie przygotowania..

Kolejne dnie dość leniwe. Rowerowe praktycznie wcale, zakupy ajfona, wycieczka i wieczór we Wrocławiu z ekipą... Znowu bieganie po mieście, kolejne niewyspanie, mijają minuty, godziny.......a tu Domino wraca do Kroto... jest Domino jest impreza... więc się bawimy, kulturalnie oczywiście, odwiedziny też u Kasi w Kaliszu i podziwianie syna Antka :-) Siedzenie do późnej nocy, niedziela spacerowa od rana, później spacerowa na mostek spotkań.. Długi weekend trwa w najlepsze... Ale zależy dla kogo.. Jedni mają wolne, inni muszą iść do pracy.. Święta takie, że trzeba się przyzwyczajać do piachu.. Wszędzie dookoła mokro, wieje, paskudnie.. na tyle paskudnie że z domu się wychodzić nie chce.. Kilka godzin spędzam w aucie, później znowu spacery, jakieś piwo, trzy piwa..  Niby nic się nie działo, a dzialo się wiele.. Niby nigdzie nie byłem, bo praktycznie wszystko już widziałem.. A byłem i widziałem z innej perspektywy.. Niby nuda, ale w towarzystwie wszystko nabiera innych barw.. Niby nic a wszystko! Po prostu szczęście w najczystszej postaci :-)

Było pięknie, było cudnie - trochę w aucie trochę w lesie ;-)


Ogrom piachu, dużo wody - pozazdroszczę tych widoków niektórym ! Chciałbym tam być choć kilka dni, a niektórzy mają całe życie :-)


Była impreza....


Był i garnitur oraz oficjalne wystąpienia :-)


No ale teraz zostaje już tylko rower :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Ciężki czas już się zbliża...

Środa, 12 października 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Trenażer
Kiedy kończy się sezon, a zbliza się przerwa...
Kiedy wyścigów już nie ma i czas przestawiamy...
Wtedy forma ucieka, trenażer już czeka...

Jutro ten dzien.. DEN, na którym muszę się pojawić, więc jeszcze w miarę fajna i ładna pogoda nie zostanie przeze mnie wykorzystana. Nóżki aż świerzbią ;-) Teraz szajba póki nie przestawimy zegarków.. w weekend ma być znośnie, a to sprzyja rowerowym wyprawom. Trzeba więc wykorzystać czas ku temu aby poszosować na maj bajku ;-)

Przyszły tydzień, tudzież weekend nie będzie rowerowy. Chociaż poniekąd, jakby niby rowerowy.. Trudno określić, jakby nie nazwać moich zajęć to będzie to "rowerowa randka".

Ogólnie chyba mi się włącza imprezowo / jesienno zimowy / tryb odpoczynkowy... Mimo, że chce mi sie jeździć to nie czuję się w poczuciu obowiązku. Któregoś tygodnia jednak bedzie trzeba odpocząć.

cad: 80

Ostatnio jestem zabiegany ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

SZOSA o TdF i Mont Ventoux...

Niedziela, 9 października 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Trenażer
Z braku laku - dobry kit. Od samego rana pada ulewny deszcz. Postanowiłem więc wejść na trenażer. Bardzo chce mi się jeździć. Nie pozostało mi nic innego jak to robić. Teraz już nie pada. Ale nie mam już czasu na jazdę rowerem. Wyszedłbym sobie teraz pojeździć, ale nie mogę. Cholera by wzięła... Na drogach robi się sucho. Nie ma prawie wiatru. Jest całkiem przyjemnie. A ja muszę iść "pracować" :x

cad: 89

Wczoraj kupiłem magazyn SZOSA. Dwumiesięcznik, najpoważniejszy magazyn o o kolarstwie. Jestem w bardzo miłym, ciężkim szoku :-)

Tour de France i Mont Ventoux ciąg dalszy...
Szanowny Panie Redaktorze,
Nie będzie dla Pana pewnie zaskoczeniem gdy napiszę, że czytając aktualne wydanie magazynu Szosa bardzo się zdziwiłem, zdecydowanie na plus, pozytywnie. To że macie świetne zdjęcia, super papier i bardzo ciekawe artykuły wiedziałem od samego początku. Teraz pokazaliście że macie też odwagę. Dlaczego ? Bo opublikowanie tego listu wbrew powszechnym hejtom wydaje się być szalone a napisanie go w ogóle sprawia wrażenie szaleństwa. To Polska, więc zrobienie czegoś inaczej niż tzw. masa wymaga twardej skóry.
Panie Redaktorze Miłoszu Sajnog - dziękuję serdecznie za bardzo miłe słowa wsparcia okazane tak po prostu na łamach największego kolarskiego magazynu w Polsce. Jest mi niezmiernie miło że osoba której nie znam bezinteresownie stanęła po mojej stronie i patrzy na całą sprawę chłodno, bez emocji i zbędnych złośliwości. To jak kocham kolarstwo i Tour de France wiedzą nieliczni. Nigdy nikomu bym krzywdy nie zrobił. Tylko, albo aż się przebieglem przy trasie, przy kraksie. Na miejscu stało tysiące ludzi i tak nikt nie pomógł "biednym" kolarzom ani nie oddał roweru Froomowi. Publika jednak znalazła swojego kozła ofiarnego winnego....nie wiadomo czego. Ale winnego. Łącznie z komentatorami których mimo wszystko dalej cenie i lubię.
Dlaczego przeprosilem ? Wtedy poczułem się winny.....Ale nie tego co sam zrobiłem....Tylko tego co się posypalo w hejcie między innymi na moją rodzinę. Czy ja sam się czuje czegoś winny ? Faktycznie powinienem im pomóc, byłbym bohaterem.... Dla mnie jednak radością było dopingowanie Majki który puścił oczko gdy przejezdzal obok mnie a zrobiłem dokładnie to samo tylko bez kamer - bieglem przy nim a on mnie serdecznie pozdrowil.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję za list. Nie znamy się osobiście ale mam nadzieję że będzie okazja uscisnac Pana rękę. Nie przestaje kibicować kolarzom, nie przestanę jeździć na zawody kolarskie, nie przestanę być sobą.



Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Francja - Tour de France - Mont Ventoux

Niedziela, 17 lipca 2016 · Komentarze(6)
Nadszedł czas na małe podsumowanie wycieczki do Francji, wycieczka bardzo udana, pełna emocji, wzruszeń i bardzo wielu wrażeń.

Do Francji ruszyliśmy we wtorek. Małym busem. Rowery zostały zamocowane na tylny bagażnik, pakunki do środka Renault Trafic. Przód dwa siedzenia, z tyłu jedno... Reszta to torby, pakunki, lodówka, leżanka na karimacie co by kierowcy mogli się choć trochę przespać. Wyjeżdżamy około 20-21 z Krotoszyna i czeka nas jakieś 14-15 godzin drogi. Zmieniamy się co 3-4h za kierownicą. Robimy postoje na siku i chwilę rozprostowania kości.. Raz stajemy już we Francji w McDonald's żeby zjeść coś ciepłego i zarazem znanego naszym żołądkom. Ani żaby ani ślimaki nie wchodziły w grę ;-)

Dzień pierwszy (środa)

Kiedy dojeżdżamy do docelowego miejsca - Carpentras i hotelu Prato Plage kawałek za miastem - wyłania się góra... wielka potężna monumentalna góra, która od tak sobie wyrosła w Prowansji. Jedna jedyna. Idziemy się zameldować, ale tu uwaga! kto jeszcze nie był we Francji, niech sobie przygotuje rozmówki jakieś, bo rzadko który z nich po angielsku mówi. Z panią recepcjonistką trzeba się kontaktować na migi, z innymi z resztą też. Moje oczy przykuwa nieduży basen i leżaczki, bardzo ładny hotel w ciekawym stylu, na uboczu. Rozpakowujemy się i idziemy na rekonesans tego co czeka nas jutro. Przebieranki, szybkie poprawki w rowerach i e wuala.  Wcześniej jeszcze od kolegi z Francji dostaję info, że skrócono etap.

Wjeżdżamy do miasta, jadąc pierwszy prowadzę kompletnie nieznaną mi drogą, na czuja.... Jak się okazało, wszystko szło dobrze, ale również na migi postanowiłem zapytać o drogę do Bedoin pewnego młodego Francuza. "A gosz"... "A wła"... i jedziemy dalej. Wiemy już gdzie. Po drodze mijam Niemców, zagaduje, jadą razem ze mną aż prawie do samego podjazdu. Mijamy też sympatycznego Belga z synami, ktory zdaje się zagadać i chwilę rozmawiamy.

Ja z plecakiem pełnym gadżetów i sprayów ruszam do góry - im wyżej tym zimniej i bardziej wieje, a to nie sprzyja za bardzo o tej porze(18-19:00). W głowie już sobie układam: do góry nie wjadę bo się nie da... skrócony etap więc trzeba zrobić napisy odpowiednio niżej. Wyszło 700m przed ostateczną metą. Dojeżdżam do góry, zostawiam rower przy sympatycznych Holendrach, rozmawiamy, jemy kiełbaskę świeżo usmażoną z ich grilla, popijamy sobie izotonikiem i wracam się w dół trzesąc się z zimna niemiłosiernie.

Wjeżdżam do Carpentras, trochę błądzę.. Nie mogę jechać jak wtedy gdyż są to drogi jednokierunkowe.. staram się jechać na czuja, ale średnio to wychodzi.. Przejeżdżam przez jakąś przeraźliwą muzułmańską dzielnicę, wracam do miasta, pytam o drogę i jakoś docieram do hotelu. Robię filmik: https://www.youtube.com/watch?v=wBiGhhLrIwQ i idę spać.

Dzień drugi (czwartek)

Wstaję, jem tosty, ubieram się i czekam na sympatycznego kolegę Francuza... Umówiliśmy się na wspólne kibicowanie etapowi TdF pod Mont Ventoux. Zadziwiająco przyjechał na rowerze do ITT, nic w tym złego gdyby nie to że jego przełożenia to były max 39x23... Stajemy więc kilka razy przy najcięższych momentach aby odpocząć, bo te przełożenia to go zabiły.

Podjeżdżamy sobie w tłumie kibiców, rowerzystów i kolarzy... Podjeżdżamy z dopingiem, oklaskami i wieloma pozdrowieniami... Dojeżdżamy do naszego miejsca docelowego - 700m przed metą, mój napis przetrwał noc, koledzy z Holandii dopilnowali aby nic moim malunkom się nie stało. Jesteśmy częstowani jedzeniem, izotonikami i innymi mocniejszymi izotonikami... atmosfera jest coraz fajniejsza. Odkładamy rowery za barierki pod namioty kolegów. Ja ściągam buty, mavicowskie do stania, chodzenia i kibicowania nie nadają się....coś niewygodne.. Biorę kamerkę na rękę i nagrywam filmiki, z czego wyszło to: https://www.youtube.com/watch?v=3bfBQkt7tb0 . Jedzie najpierw "caravane" z wieloma suvenirami, tańce, głośna muzyka, śmiechy, jedna wielka kolarska brać - bardzo pozytywna, międzynarodowa.. W naszej grupce byli też Australijczycy.. Świetni ludzie...

Nadjeżdża peloton... Emocje sięgają zenitu, żandarmeria całkiem spokojna, żartują razem z nami, ale pilnują porządku. Jest ich całkiem sporo więc nikt nic nie wywija złego.. Dojeżdża ucieczka, kolega z Australii startuje z kamerką w jakimś stroju czarnym, taranuje mnie, kilka innych osób i leci za kolarzami... Po chwili nadjeżdża Froome, Porte, Quintana... Jest bardzo ciasno.. Na zakręcie kibice nie ustępują motocyklowi miejsca ile trzeba i ten gwałtownie hamuje... 100m nade mną Porte wjeżdża w motocykl... chwilę po nim wpadają na nich kolarze Sky... Quintana, który jechał parę metrów za nimi przejeżdża obok mnie i mocno przyspiesza omijając całe zameiszanie... Ludzie tam u góry robią miejsce i można jechać.. Przede mną staje motocykl z kamerą, widać więc mój plakat, (o zgrozo!) biegnę przy motocyklu wzdłuż drogi i chwilę mnie widać w obiektywie.. Po czasie żałuję, że nie pomogłem jednemu czy drugiemu a biegłem do kamery.. Ale czasu już nie cofnę.. Tam jednak na miejscu totalnie nic się nie stało.. Po chwili jadą kolejne grupki, w tym Rafał Majka który serdecznie uśmiecha się słysząc doping dla niego....a to krzyczeli ze mną Francuzi i Holendrzy, których zaraziłem dopingowaniem polskiego kolarza. Po Rafale jadą jeszcze pojedynczy kolarze, wszyscy wszystkich popychają, kolarze sami "domagają się" dopingu róznymi gestami, śmieją się do nas i przybijają piątki.. Bardzo luzacko.

Wracamy do hotelu, droga przez mękę - zimno, zaczyna nawet coś kropić, pogoda się bardzo popsuła w jednej chwili.. Dojeżdżamy jednak bez problemów, kolega się pakuje do auta, wraca do domu a ja idę do pokoju... Otwieram internety, a tam hejt... hejt za "kibicowanie, bieganie i wstyd" ... Dowiaduję się jak skomentował to komentator na eurosporcie... Jestem tej myśli, że gdyby on nie użył takiej czy innej frazy, całej tej "oprawy" samego wydarzenia by nie było.. Ale stało się, co zostało zobaczone to się nie odzobaczy, co zostało usłyszane to się nie odsłyszy i tak dalej.. Mleko rozlane, trzeba wziąć wszystko na klatę i żyć dalej wyciągając odpowiednie wnioski oraz bardzo wnikliwie analizując swoją listę (bliskich) kolegów, koleżanek czy przyjaciół. Bywa.. życie toczy się dalej. Przeprosiłem za to że nie pobiegłem pomóc kolarzom a pobiegłem lansować się z flagą - faktycznie źle to zostało odebrane, nie taki był zamiar, więcej niestety zrobić nie mogę.

Dzień trzeci (piątek)

Wstajemy dość żwawo, dzisiaj "rest day" więc jedziemy autkiem zwiedzać Bedoin. Francuzi mają długi weekend ze względu na to że 14.07.2016 było święto narodowe "Bastille day" i w Avignion dodatkowo obchody teatralne... W miasteczku wiele pięknych uliczek, wąskich i starych, kościółek na górze, z której pięknie jest widać szczyt Mont Ventoux - cudownie. Wchodzimy do czegoś wyglądającego na "muzeum" kolarstwa, a tam faktycznie pełno starych rowerów, koszulek, historycznych gazet itd. Wybieramy także kierunek sklepy, restauracje, pamiątki... W jednej z restauracji wciągam pizzę, średnio taka, bez użycia słownika zamawiam coś z pieczarkami i oliwkami czyli rzeczami, które niekoniecznie lubię. Ale zjadam, nie najadam się za bardzo, ale ważne że coś tam na ruszt wrzucone. Wchodzę do sklepu jednego, wybieram pamiątki, na koniec słyszę że pani ekspedientka jest z Polski i od 30 lat siedzi tutaj we Francji, pochodzi z Zakopanego... Bardzo długo czekała żeby odezwać się po "naszemu". Wracamy do hotelu, odpoczywamy.... chillout.

Dzień czwarty (sobota)

Wstawanko jeszcze szybsze, lecimy do Bedoin żeby zrobić podjazd, bo w koncu jest ładna pogoda, co najważniejsze to po prostu nie wieje. Wjeżdżam w czasie niecałych 1h 40min - http://kris91.bikestats.pl/1490063,Podjazd-Mont-Ve... Do poczytania o podjeździe całym tutaj w oddzielnym wpisie :-) Wracamy do hotelu, pakujemy się i jedziemy do domu. GPS przypadkiem nas prowadzi przez centrum Lyonu...jedziemy chwilę w korkach...dużych korkach nawet na autostradzie.. Tam też na panelach wyświetlali antyterrorystyczne "Solidarni z Niceą"... Wracamy do Polski, kontrola graniczna, sympatycznie choć chwilę stresu przeżyłem.... możemy jechać dalej.

........................................

Podsumowując to z całego wyjazdu jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony. Francuzi to baaaaaaardzo otwarty naród, wyluzowany, życzliwy i w ogóle przyjazny..  Ludzie na podjeździe mega sympatyczni, wszyscy wyluzowani, piknikowali... Wszyscy biegali, robili sobie jaja... Kolarze też na wyciągnięcie ręki... Pierwszy raz zaznałem Europy (Francji) na własne oczy, na własnej skórze doświadczyłem... Może na wyrost... choć mnie też na wyrost oceniono, niesprawiedliwie hejtowano i opluwano, ale stwierdzam, że Polska to dziwny kraj... tutaj ludzie sobie wilkiem... jak się komuś noga powinie to reszta się cieszy... Jak to kolega napisał "pier... frajernie" , niestety mój klub nagle też się "odcina", niby kumple z zazdrości bycia tam pokazują swoje prawdziwe "ja", lokalne gazety szaleją, wciągane są oczywiście dodatkowo sprawy niezwiązane z moim "wygłupem"... A kto mnie dobrze zna, wie... że "ten typ tak ma". No cóż, nauczka na przyszłość że "jeśli nie potrafisz nie pchaj się na afisz" to prawda, ale czasem jak tutaj kamera sama cię szuka, bo akurat przypadkiem idealnie na twoich napisach wywracają się najwięksi kolarze świata i lecą biegiem na metę... koszmar ? pech czy szczęście ? Nie wiem, stało się i już.

Moje pamiątki z Francji i Mt. Ventoux :-) Upijam sie winem prosto z Prowansji :-)


Nasza kibicowska ekipa ! :-)  Holandia, Australia, Francja i Polska :-)



Po zjeździe z Mont Ventoux w koszulce pamiatowej ;-) Coffee break po dobrej wspinaczce :-)


Po tym  wielkim osiągnięciu żadna góra nie będzie mi straszna :-)


Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeest Mont Ventoux ;-)

Chillout ;-)


Pomnik zmarlego Toma Simpsona na Mont Ventoux podczas jednego z etapów..


Bedoin, piękna wioska :-)




Podjazd do Mont Ventoux od drugiej strony :-) I Alpy w tle :-)


"Expo" w Bedoin :-)





Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)