To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:17725.93 km (w terenie 43.43 km; 0.25%)
Czas w ruchu:554:43
Średnia prędkość:31.95 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:115078 m
Maks. tętno maksymalne:210 (105 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:359064 kcal
Liczba aktywności:165
Średnio na aktywność:107.43 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Gorzowski Maraton Rowerowy Supermaratony 2015 - Racław - wyścig

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(9)


Nieplanowany start w pierwszych planach wyścigowych tego sezonu, miała być przecież jutro Sobótka. Że niby mistrzostwa, że niby start wspólny....że niby takie ochy i achy. Niestety już jakiś czas temu się dowiedziałem, że na Sobótkę nie pojadę. Początkowo "odpuszczony" od wyścigów weekend, na końcu jednak ostatnio podejrzałem info o Gorzowskim Maratonie Rowerowym :) Interkole kręcili nosem, pojechałem więc sam :)

Pobudka kolejny raz po 3 w nocy, jakby już w ogóle nie stanowiła problemu. Szybkie wciągnięcie porcji makaronu i w drogę. Jadę. Kilkaset kilometrów, żeby przejechać się na rowerze. Wariat - ktoś sobie pomyśli, wariaci - bo przecież tak robi kilkaset / kilka tyś ludzi kolarzy amatorów w Polsce , a na świecie miliony.

Dojechałem jakoś o 8 rano, na pierwszy rzut oka: świetna miejscówka. Jakaś świetlica wiejska, prysznic zorganizowany przez strażaków, wiele przestrzeni, ławki, kibelki, full wypas. Parkuję koło zakręconych ludzi z Trzebnicy! Zdecydowanie dzięki Wam dalo się poczuć wyścigową atmosferę. :)

Idę po pakiet - calkiem bogaty, izotonik, banan, jakieś tabletki węglowodanowe. Szwędam się tu i ówdzie... Jem ostatni makaron, zaczynam się przebierać. Spotykam chłopaków z grupy, gadamy i lecimy na start. Nie znam grupy. Startujemy honorowo po centrum. Później na start ostry. Chłopaki się obijają.....to podkręcam maX tempo i zostaje nas chyba 5. Od tej chwili lecimy bardzo mocno, równe zmiany.... łapiemy wszystkie grupy, które startowały przed nami...nawet gigowców którzy wypuszczeni byli prawie godzinę przed nami!
Średnia po pierwszych 77km 39,7kmh. Pierwsza część trasy z wiatrem, później nawrót i pod wiatr - zmiany jakby słabsze. Gdzieś na 15km do mety, są trzy cztery hopki i mega pod wiatr - tu może się porwać jakby nas było za dużo myślę sobie w ciszy.

Zaczynamy drugie kółko, łapiemy ostatnią grupę mega - wiem że wynik będzie kozacki na pewno, choć z tą chwilą jakby trochę wszyscy się rozluźnili i zmiany w ogóle się nie układały, średnia spadała, a my przecież do końca nie wiedzieliśmy jak jadą ci co startowali za nami. Później to już bufety - ani razu nie udaje mi się złapać wody, zapomnij o bananie. Tyle z tego maratonu mam, że nawet nie ma czasu zwolnić. Na drugim kółku powoli i dramatycznie kończy się picie, zjadłem ostatniego żela na 30km do mety. A po bufecie gdy sięgnąłem po bidon, napiłem się....i.... tu znowu moja niezdarność ostatnich czasów....nie trafiłem do koszyczka.... a tam są moje ostatnie łyki wody, a tam ten bidon warty jest ok 80zł....a to jest moje i nie chce tego głupio stracić.....no... Czym prędzej wracam się po bidon, grupa odjeżdża na kilkaset metrów... Panika w oczach.... wiem że tu nie ma mi kto pomóc... Cisnę co sił... tętno skacze maksymalnie do góry, ja się pocę przez 2-3 kilometry jadąc na maxa chyba pod 50kmh i w końcu dojeżdżam do grupy. No udało się! Jak nie licznik to bidon - fuck!

Trochę odpoczywam, później zmiany jak zawsze, wyzywam kolegę w "białym" ze Szczecina, że co chwila na zmianie dokręca o 5 oczek do góry, próbuję ustawiać ludzi, ale bezskutecznie.. nie umieją się zachowywać w peletonie.

Zostaje ok 15km do mety. Ja już zmordowany, jadę na rzęsach, na oparach... Znów zaczyna się hopka pod mega wiatr... I co ?! Kolega ze Szczecina na zmianie podkręca o nie 5, a prawie 10 oczek... widoczny atak! - Tadeusz Przybylak z M5 (szacun za formę!) Utrzymuje mu koła najpierw rywal z m2 Karasiński Kamil, a po chwili dojeżdżam do nich ja....i reszta grupy... Tadeusz utrzymuje tempo, a po chwili podkręca jeszcze bardziej na kolejnej hopce.... Kamil odpada, a ja Tadkowi na koło.. Patrzymy się za siebie, reszta grupy jedzie raczej pojedynczo i się rozjeżdża - nie ma kto gonić! Po chwili kolejne hopki i odcinki pod wiatr...jedziemy po konkretnych równych zmianach.

Czuję się jak zawsze - padnięty, ale jadę jak nigdy - i to w ucieczce! Wiem, że jadąc z Tadeuszem mam wygrane tak na prawdę bo złapałem jego grupę startującą przed nami 3 minuty. Jedziemy więc do konca razem. Niby coraz słabsi, ale na tyle mocni, że nikt już nas nie dogania. I tak oto nad drugim  open (z mojej grupy) nadrabiamy 32s a nad kolejnymi 1,5min i 3min etc :) Pracując całe 140km i uciekając końcowe 15km dałem z siebie 100%, ba..nawet 101% :) Jestem z siebie bardzo zadowolony :) Jest w końcu z czego, bo i obstawa była całkiem mocna!

Później pyszna zupka, chlebek i drożdżówki. Szybka dekoracja. Bardzo sprawna impreza. Dobrze zorganizowana :) Bez większych zastrzeżeń :) Trasa bardzo dobrze oznakowana, obstawiona na większości skrzyżowań, choć na jednym wyjeździe na "główną" bez obstawy i zmiótł by naszą grupę tir. Poza tym jednym incydentem wszystko ok! Polecam za rok :)

A jutro na rozkręcenie nóżek 15km rajd rodzinny - rowerowy :D

cad: 83

Podium dystansu MEGA kat.M2 :)


Było również nagradzane miejsce 1 OPEN na dystansach, mój MEGA :)


I jeszcze nagroda wręczona od Pani Senator z notabene...platformy o....jakiejś tam ;)



Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(9)

Korona Kocich Gór Trzebnica 2015

Sobota, 20 czerwca 2015 · Komentarze(2)
Mój jeden z ulubionych wyścigów w sezonie, na który zawsze się nastawiam żeby go wygrać, a nigdy się nie udaje :D

Planowany od dawna, zapłacony niedawno, pojechany dzisiaj :)

Wyspałem się dzisiaj bardzo dobrze, 3 dni praktycznie leniuchowania od roweru miały mi dać świeżość, moc i mega power. Wczoraj nie poszedlem na rozkręcenie bo było zimno i bardzo niepewnie i nieprzyjemnie, wygrał ciepły koc :D
Dzisiaj za to co chwilę padał deszcz. W kulminacyjnym momencie ok godziny 14:00 już w samej Trzebnicy mega oberwanie chmury. Pojechalem dość wcześnie by na spokojnie się wyszykować i pokibicować zawodowcom :)

Około godziny 15 zaczynam się na spokojnie szykować. Zjadłem ostatni makaron, ubralem się, pojechałem na krótką rozgrzewkę i wio na start!

Pierwszy raz na tym wyścigu startowaliśmy z podziałem na grupy wiekowe i dystanse. W sumie nieźle, ale o równej walce w Open zapomnij bo nigdy nie wiesz jak jadą ci za tobą. Ustawiłem się w pierwszej linii. START!

Od początku ruszyłem mocno i przez Trzebnicę przeprowadziłem całą grupę, aż do pierwszego podjazdu gdzie poszedł atak dwóch byłych pro zawodników. I tak sobie jechali przez jakieś 60km przed peletonem, a peleton nie mógł dojść. No kurde, trochę nie fair jak tacy kolarze niby amatorzy wygrywają z prawdziwymi "trzepakami". Ale, mniejsza....

Pierwszy podjazd i już czuję zapiek w nogach, ogień w płucach i ogólnie jest źle. Tętno chyba szaleje, ale ani myślę choćby spojrzeć na licznik. Nie chcę się przestraszyć. Uff, podjeżdżam w grupie bez problemu. Później chwila zjazdów i odpoczynek, i podjazdy na PRABABKĘ. Bo w sumie trudno powiedzieć że to jeden podjazd bo składa się całość na kilka kilometrów i dość ciężkie hopy. Tutaj pilnuję czuba, by nie jak zwykle zostać gdzieś z tylu. Na szczęście też nie ma takiego tloku jak co roku. Dobre rozwiązanie ten start w kategoriach. Udaje się podjechać całość tych hopek z grupą, kostka jakoś poszła. Później lecimy na Cerekwicę, pod wiatr, idą ranty, Fiołki co chwilę atakują i trzeba gonić.Dajemy radę. Pierwszy przejazd przez metę i zaczynamy drugie okrążenie.

Kolejny podjazd dość ciężki na wyjeździe z Trzebnicy, daje się już we znaki. Ale dzielnie jadę Tętno rośnie do ok 183ud/min. Zaciskam zęby. Uff..Chwila zjazdów, mam czas by zjeść żelka. Jak nigdy po nim - nie czuję w ogóle przypływu energii. Zero, null, nic totalnie. Popijam i jadę dalej. Nagle znowu wyrastają hopki przed prababką, jakby cięższe, jakby ktoś tam dodał kilka procent. Na prababce kibice i fotoreporterzy w postaci niezmordowanej Greten z Szerszenii - no to nie można zostać, trzeba jechać jak to przystało na mnie :) Niestety ktoś zasłonił chyba obiektyw gdy przejeżdżałem obok niej. Jakiś inny kolarz - eh., jak nie podium to chociaż fajne zdjęcie bym chcial :D
Na kostce brakuje trochę pary w nogach, ale mija mnie Rafał Maj chyba i kurde, muszę też dać radę. Ale nie daję, zostaje kilka metrów za grupką, na szczęście nie sam i we dwóch gonimy peleton przez chwilę. Dojeżdżamy, ale czuję się słabiej. Szybki "odpoczynek" i jazda znowu pod Cerekwicę. Tutaj kolejne strzały, ktoś co chwile jakby skacze. Bezsensu. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Jedziemy kolejne kółko, ostatnie! No fajnie, w końcu. Czuje się już znorany, czuję się już na prawdę zeszmacony, ale to dobry objaw chyba. Ma być ciężko, jestem prawdziwym amatorem i sobie jeżdżę dla siebie. O. Podjazd w Trzebnicy ledwo utrzymane koło grupie, wiem że będzie z chwili na chwilę jeszcze ciężej. Ojj.. Źle się dzieje. Cierpię, ale nie odpuszczam. Zjeżdżamy w kierunku Prababki - staram się przepchnąć trochę do przodu, ale to nic nie daje. Jak prababka była ok, tak już kostka po niej - zawaliłem. Pojechałem prawą stroną, noga slabsza, nie było się kogo uczepić, trochę spłynąłem, ktoś z przodu dodatkowo puszcza koło. Peszek, zostałem. Ale, znowu. Nie sam :) Długo gonimy, ale tym razem grupa nawet nie zwalnia na chwilę. Jedziemy, gonimy, ale na nic się to zdaje. Tracimy raptem 100-300 metrów, ale pod wiatr i Cerekwicę nie dajemy rady dogonić. Robimy swój sprint o ogórka i 34 miejsce. Ktoś liże koło, przewraca się uderzając mnie z całym impetem, ledwo utrzymuję rower w pionie. Ale udaje się zafiniszować na drugim miejscu z naszej grupki.

Tym samym pierwszy raz na tym wyścigu jestem z siebie zadowolony, nic nie wygrałem, ale w końcu nie mam sobie nic do zarzucenia, po prostu bylem słabszy :) Objechałem Roberta o 1,5 sekundy, Grzesia o 7 minut, a Kokoś wlożył mi 2 minuty :) Nie jest źle. Spodziewałem się gorszego wyniku :D Może.... Może do 4 razy sztuka ?!

Po ściganiu przebieram się. Idziemy z Robertem i Piotrem jeść, odebrać fanty, oddać numery itd :)
Piotr Lis wygrał wyścig w kategorii a o sobie na stronie sportimed pisze tak: 14-krotny medalista Mistrzostw Polski w kolarstwie torowym i szosowym (w tym 4 tytuły Mistrza Polski). Ehh... No weź z nim wygraj :x
Jechał też sobie i zajechał wysoko Damian Miela: Damian Miela – "kolejny młody zawodnik przenosi się do Francji, tym razem jest to 20-latek , reprezentant klubu TC Chrobry Felt Głogów. Zasili skład ekipy Normandii VC Evreux." Niedawno skończył z byciem PRO i stał się amatorem.

https://www.strava.com/activities/329452602

Impreza na 102! Świetna organizacja, super trasa, super trudna trasa, ciągle z obstawą i wyłączonym ruchem, po prostu bajka. Polecam każdemu :)


M1  do 30 lat: 13/35
OPEN: 34/150

cad: 80
Wyliczona średnia moc z wyścigu przez stravę: 271W

A przed startem wyczaiłem jeszcze Pana Czesława Langa, porozmawialiśmy chwilę, stał autem obok mnie. W porządeczku gość!
Pozdrawiam :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Maraton Jastrzębi Łaskich 2015

Niedziela, 7 czerwca 2015 · Komentarze(3)
W ogóle nieplanowany start na Maratonie w Łasku przypadał właśnie na dzisiaj. Okazało się, że wczoraj nie mogłem startować nigdzie ze względu na przesunięty egzamin z prawa. Pojechałem na uczelnię więc, a nie się ścigać. Można powiedzieć, że Łask uratował mi ścigancki weekend.

Razem z rodzinką Zbigiego wybraliśmy się więc z samego rana do Łasku by wziąć udział w organizowanym tam maratonie. Dystans mega, pogoda mega, wiatr mega, asfalty mega....ogólnie wszystko świetnie.

Po dojeździe na miejsce parkujemy auto, odbieramy numery startowe, robimy siku, przebieramy się :) Razem ze Zbigim lecimy na rozgrzewkę. Dwa kółeczka w centrum miasta i już, chwila do startu, ostatnie poprawki i lecimy. Nie zapowiada mi się jakiś super wynik, nie znam ludzi z którymi mam startować.. Zaraz po starcie chłopaki coś się nie spieszą, ale dojeżdżają do mnie. Ktoś spiął dupsko i doprowadził grupę do mnie, bo nie ukrywam, że wystrzeliłem jak z procy. No cóż, dobre samopoczucie i zwyżkowa forma idą w parze :)

Lecimy po zmianach, dościgamy maruderów z grup MTB mega. Dwóch z nich podłącza się do nas i przejeżdża z nami resztę trasy dodatkowo dając całkiem sensowne i mocne zmiany. Wielki szacun! Pierwsze kilometry w dół i z wiatrem, średnia po ok. 30km była chyba w granicach 43kmh. Równe zmiany, mocne zmiany, okazało się że dobrzy pomocnicy razem ze mną wystartowali. Tylko przez ich mniejsze doświadczenie zastanawiałem się, na ile starczy im sił ?!

No, a na 30km mniej więcej pojawia się hopka, znak ustąp pierwszeństwa za 150m, ostry zakręt w prawo po zjeździe.. i tu tak na prawdę mogłem skończyć nieszczęśliwie swój maraton. Zamiast lekko zwolnić i spokojnie przejechać owy zakręt, puszczam hamulce i próbuję się złożyć do zakrętu........szczęście w nieszczęściu, że dość szybko zrozumialem, jak głupi byl to pomysl i jak bardzo on nie ma prawa bytu. Chcąc przy tej prędkości wejść w zakręt nie miałem szans by wyrobić. Szybko wypinam lewego buta, dupa z tyłu siodła, hamuję jak najbezpieczniej się da by koło nie uciekło, lewym blokiem szoruję asfalt, wylatuję z drogi i lecę do rowu....prawie...kończę na piasku, nie wywracam się, jadę dalej :D Cieszę się że żyję :)

Później już tylko równe zmiany. Dobre zmiany. Ciężkie zmiany. Pod wiatr, sporo hopek, w upale. Było ciężko.

Na pierwszym orkażeniu łapię wodę, dolewam do bidonów, jest gitara. W międzyczasie jem żelki i batoniki. Czuję się świetnie.

Drugie okrążenie jest jeszcze cięższe. Zmiany wszystkich jakby słabsze. Co chwile odpada z naszej ok 10os grupki jakaś osoba.

Niestety na 15km do mety podbija mnie na jakiejś nierówności, kolanem znooooooooooowu wybijam licznik, szybko się wracam. Próbuję gonić. No szkoda, nie udało się, chłopaki pojechali. Przez chwilę wkrada się nerwówka, bo zdaje soibie sprawę że wynik jest na prawdę na pewno świetny, że szkoda byłoby to stracić przez jakąś głupotę.
Ja tym samym tracę o kilka sekund 2-gie miejsce. Dojechałem chwilę po nich na szczęście na metę :)

Na mecie własnie dowiaduje się o swoim wyniku, jestem bardzo zadowolony, przebieram się, idziemy jeść. Później lecimy na lody, dekoracja i losowanie sporo się przedłuża. Ale w końcu dostajemy pucharki, jedziemy do domu :)

Zbigi także 3m w swojej kategorii i 25 open.
P. Ewa 3m w kategorii i Monika 4 miejsce w kategorii + wylosowane okulary w loterii :D

Sam maraton ?! Baza w bardzo dobrym miejscu, dużo parkingów, sporo toi-toiów, dodatkowo w szkole prysznice, toalety, baza maratonu. Świetny plecaczek na pamiątkę. Loteria z ciekawymi nagrodami. Co najważniejsze, przepiękne asfalty na całej trasie. Świetna pogoda, trochę dokuczał wiatr, no ale za to org już nic nie może ;) Po maratonie kiełbaska i dobra zupka, możliwośc zakupu piffka. Dokładka kiełbasy. Jedynie przedłużona ceremonia dekoracji i loterii. Dekoracja trochę w chaosie. Ale wszyscy wszystko dostali. Pucharek ładny. Maraton na 4 z wielkim plusem ! Było super, ale kilka rzeczy do poprawy odnośnie wyników i dekoracji :)

Brawo Jastrzębie :)

cad: 86

Ogólnie jestem bardzo zadowolony ze swojej formy. Jest bardzo dobrze. Ani jednego kryzysu na trasie, a na koncu dałem z siebie jeszcze 110% przy pogoni. Forma rośnie, ale obecnie trzeba się stopować niestety. Jestem zmuszony zająć się nauką na obronę pracy magisterskiej w lipcu.

http://www.strava.com/activities/320641006/

Kriso na podium :) uff ! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Wyścig (trening) Leśnica - Góra Św. Anny :)

Sobota, 30 maja 2015 · Komentarze(2)
No cóż. Można powiedzieć, że luźne gadki 4 :/ No znowu pana! Na dwudziestym kilometrze.

Rano do Ostrowa, wyjazd od Zbigiego razem z Robertem i Piotrem Lisem. Fajna ekipa, kupa śmiechu, ciekawe tematy, tak jak powinno być :]
Po dojeździe do Leśnicy szybko znajdujemy fajny parking, idziemy odebrac pakiety startowe, zrobić siku, zjeść ostatnie batoniki i przypiąć numery. Przed startem chwila małej rozgrzewki. Po kilku zrywach już czuję, że będzie dobrze. Jest dobrze.
Zjeżdżam na start, wchodzę w pierwszy rząd, ale po chwili jeszcze się zebrało mnóstwo ludzi i wychodzi że startuje gdzieś z 50 miejsca.

Na początku lekka nerwówka, wszyscy jeszcze pełni sił, dużo nas....podjazd pod Górę Św. Anny.....pikuś, nawet go nie zauważam, tętno mega spokojne, a jadę w samym czubie ;) Cieszy to bardzo, pierwszy zjazd, przejazd przed metę i wio, drugie okrążenie, tym razem ze słynną ścianką "AlpenStrasse" :) Udaje się zrzucić przed zakrętem z blatu na małą tarczę (bo różnie z tym bywa :D ) i o dziwo mimo sztywności podjeżdżam ze "spokojem" i mam ze 3 ząbki zapasu. Jestem ciągle w grupie chyba 30-50 pierwszych kolarzy....Zjazd....

I koniec wyścigu :( Tylne koło zaczyna pływać, hamuję czym prędzej bo czuję że uchodzi powietrze z opony :/ Klnę i krzyczę sobie dla odreagowania bardzo głośno....Już po wyścigu. A tak dobrze mi się jechało nie czując prawie zmęczenia. Lekko załamany powoli sobie zmieniam dętkę. Mija mnie Robert Kierzek, Zbigi Kowalczyk i inni znajomi. - Pozdrawiam Macieju, brawo za kolejny udany w Twoim wykonaniu wyścig - rozkręcasz się co start coraz lepiej :)

No, założyłem koło, pojechałem. Jadę lekko załamany, zjadam żela.....i se myślę, że teraz już tylko pozostaje potrenować. No cóż. Ścigać nie mam się już o co :/ Wszelkie grupy odjechały. Mijam pojedynczych kolarzy, z tyłu czuję niedobór powietrza. A zeszło pewnie przez niezauważenie progu zwalniającego na pierwszym kółku i jak przywaliłem tyłem (przód zdążyłem podnieść) to może powoli  sobie schodzilo :/ Szlag!

Ale co, łykam kolejnych kolarzy, trochę się podbudowuję, że ta forma co mam pewnie pozwoliłaby mi na zajęcie wysokiego miejsca, może na dojazd w głównej grupie (ale, gdyby, może, to sobie mogę między bajki wsadzić). Czułem się po prostu wyśmienicie.

Na chyba 50km dogania mnie pierwsza grupa i pierwszy raz w życiu zaliczam dubla :/ Ale....tu się z chłopakami powiozłem od początku podjazdu pod Górę Św. Anny do samej mety, z tym że ja dymałem jeszcze jedno kółko. Łeee...

Ostatnie kółko już praktycznie smutne. Przegoniłem aby dwóch kolarzy, morale spadly do zera. Tylne koło ciągle pływa, dupa boli, nie chce się już jechać.... Ale dojechałem. Na mecie spotkałem przeszczęsliwego Macieja, podjechaliśmy na bufecik, zjedliśmy ciastka, napiliśmy się i oddaliśmy numery startowe. Później już spakowałem rower, zjedliśmy z chlopakami makaron i wróciliśmy do domu :)

Podsumowując wyjazd, to mogę powiedzieć tylko że na mega wielki plus. Trasa świetna, pode mnie - lubię takie.
Forma jest, szczęscia trochę brak. Zbigi w gazie, Robert na swoim wysokim poziomie, Piotrek super.

cad: 83
max %: 15

Twitter:  https://twitter.com/Krzysztof_Kubik/status/6046706...

https://www.strava.com/activities/315035487

Jest ekipa jest zabawa :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Maraton Klasyk Radkowski 2015

Sobota, 16 maja 2015 · Komentarze(5)
Długo zastanawiałem się jaki czas wpisać na bloga - wypadło na ten z licznika :)

W sumie długo oczekiwany start, pierwsze przetarcie w górach gdzie liczyłem na dobry wynik i ciekawe zawody.

Do Radkowa jedziemy w składzie: Robert Kierzek, Zbigi i ja. W aucie poruszane sprawy ważne i ważniejsze, wiadomo - jest o czym rozmawiać :) Nie bylo takiego tematu, który byłby ominięty. Podczas podróży jem dwie bułki, bo wyjazd dość wcześnie - już o 3:00 było trzeba wstawać by o 4 wyjechać z Ostrowa. Dzięki praktycznie uszykowaniu się już dzień wcześniej jest to możliwe do zrealizowania.

Z chwili na chwilę robi się coraz cieplej, ale wciąż jest to w granicach 5-7*C. Wiem, że jeśli taka pogoda się utrzyma i temperatura drastycznie nie wzrośnie to na pewno zmarznę gdyż byłem przekonany o co najmniej 15-20*C. Przed startem Robert pożycza mi swoje rękawki czym na pierwszych kilometrach i zjazdach ratuje mi tyłek, bo z początku klepało niemiłosiernie :)

Start w grupie z wygrywającym ten wyścig open rok temu, w tym roku z resztą też nie wróżył nic dobrego. Utrzymane koło do ok 18km, ale z cyborgami nie ma szans. Bardziej przyziemnie było mi jechać w grupie z pozostałymi moimi kompanami, w tym ze Zbigim, który ma formę bardzo dobrą i cały czas jechał mi niedaleko za plecami w odległości kilkudziesięciu metrów.

Kolega miszczu rozerwał nam grupę, każdy spływał po kolei z jego koła, mi się jednak "udało" stworzyć małe grupetto i cały czas jechaliśmy z kolegą Piotrem Borszlakiem (nr 42) pseudo "żółty" oraz Sławomirem Wągrowskim (nr 54) pseudo "pomaranczowy ccc".

Zostałem minięty przez pierwsze okrążenie chyba tylko raz, jechało mi się super, każda hopka przejechana bez większego problemu. Najlepiej podjeżdżało mi się "finalowy" podjazd pod Karłów. Równe 5% praktycznie cały czas, ładny asfalt i można było po złapaniu swojego rytmu tam poszaleć - również na zjazdach, gdzie za każdym razem odjeżdżałem swoim grupkom.

Jechało się tak dobrze, aż do momentu kiedy na ok 90km po ostrym zjeździe, dziurawym zjeździe złapałem gumę, a podbiło mnie też tak że kolanem wypchnąłem licznik. Szczęście w nieszczęsciu, że stało się to w tym a nie innym miejscu: po złapaniu kapcia podszedł do mnie pewien pan, który mieszkał "obok" czy może kompresor by mi się nie przydał do napompowania oponki. Szybka zmiana więc dętki, dobiliśmy kompresorem do 8 atmosfer i leciałem dalej (ciut bardziej ostrożnie) ówcześnie wracając się i parę minut szukając w rowie licznika. Ufff... odnalazł się :) Dogania mnie przez to i wyprzedza Robert Kierzek, który startował jakieś 8 minut po mnie. No cóż. Dupa blada myślę sobie. Teraz już pewnie ani pudła ani dobrego wyniku nie będzie.

Jadę sobie sam, morale spadły, wiatr wieje konkretnie w twarz i po prostu boli: chwila kryzysu psychicznego połączona z tym fizycznym. Ale podczas gdy ja cierpię, dojeżdża do mnie grupka 3 osób, do której się dołączam. Jedziemy po zmianach chwilę, ale gdy zaczyna się podjazd zostaję tylko z jednym kolegą którego niestety numeru nie zapamiętałem. Jesteśmy praktycznie na podobnym poziomie bo jedziemy sobie po zmianach równo. Przed bufetem wcinam swojego żela Isostara (wspaniała sprawa!), popijam później kubeczkiem wody z bufetu i chwila zjazdu przez miasto i "finalowy podjazd". Równe tempo, 15-17km/h. Dojeżdżamy do tych ludzi, którzy wyprzedzili mnie podczas zmiany dętki, oczywiście nie wszystkich. Tworzy nam się znowu grupka, ale nikt nie daje zmian.

Na zjeździe odjeżdżam wszystkim bo jakby bali się składać w zakręty, a te nie były ani wymagające, ani strome czy niebezpieczne. Na mecie się okazuje że na tym zjeździe zyskałem około 45s nad moją grupką z którą jeszcze na szczycie jechałem razem :)

Wjeżdżam na metę, przez chwilę nawet jestem drugi w kategorii.......a finalnie dowiaduje się, że zdobyłem 3m w kategorii M2szosa oraz 17m OPEN. Wynik kozacki, jak na złapaną gumę to jestem szczęsliwy z pudła. Gdyby gumy nie było to byłbym drugi, bo róznica czasów orga i mojego licznika to dokładnie 12min 30s co dało by mi miejsce w pierwszej dziesiątce :) Jednak patrzę na to z innej perspektywy: gdyby nie pan z kompresorem to pompując dętkę ręcznie straciłbym trzecie miejsce ponieważ czwarty przyjechał po mnie dokładnie 48s :D Ufff. Szczęście w nieszczęściu, tyle emocji :) Odbieramy pucharki, dyplomy i jedziemy do domu.

Roberto zdobył 2 miejsce w kategorii M4szosa i 10m open, a Zbigi Zbigi złapał dwie gumy i zdobył 6 miejsce w kategorii M5szosa oraz 35 OPEN. Zbigi gdyby nie te dwie gumy, najprawdopodobniej zdobyłby drugie miejsce w kategorii wiekowej. No ale, gdyby gdyby gdyby... Nie ma lekko. Srednio każdy z nas złapał jedną gumę ;)

Droga powrotna przebiegła bardzo sprawnie, mega pozytywnie i fajnie, znowu rozprawiając o ciekawych sprawach :)

Podsumowując to chce się rzec: można by lepiej, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony swoją dyspozycją. Wytrzymałość jest bardzo dobra. Nie zdażyło się jeszcze żebym to ja nadawał calkiem mocne tempo na podjazdach i prowadził grupkę bez żadnych problemów, a nawet lepiej bo to było moje tempo które moglem sobie kontrolować. Hmm.. wyszło super!

Trasa bardzo fajna, ciekawa i z ładnymi widokami, jednak o zbyt przerażająco dużej ilości dziur w asfalcie. Totalna masakra i szwajcarski ser. Jednak ten ryż na mecie, pomarańcza, cukierki i inne smakołyki spowodowały że można udzielić orgom rozgrzeszenia ;) Dzięki!

Oficjalnie:
Kategoria M2szosa: 3/6
Open: 17/78
Czas orga: 4h 57min 18s

cad: 83

Link do stravy: https://www.strava.com/activities/305788729

Nasza wyjazdowa ekipa :)


Dyplom i pucharek :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Rozpoczęcie Lata 2015

Piątek, 1 maja 2015 · Komentarze(7)
Długo oczekiwany przeze mnie start, swoiste sprawdzenie i wyznacznik formy. Trudno mi bylo się ostatnio wbić w jakiś treningowy reżim, wiedziałem więc, że będzie ciężko - prosta sprawa. Ale jeśli nie możesz wyścigu wygrać super formą to przecież nic nie stoi na przeszkodzie by bardziej tego dnia pracowała głowa - prosta sprawa. Nie wygrałem, ale byłem w czubie ;-)

Od samego rana wybrałem się ciut za szybko na miejsce zbiórki pod maszt radiowy w Mikstacie. Bardzo dlugo nikt się nie pojawiał, aż w końcu "na ostatnią" chwilę przyjechało ponad 50 zawodników. Oznaczalo to tylko jeszcze większe cierpienia na trasie, przede wszystkim jeśli wiesz z kim przychodzi ci rywalizować, bo większość tego peletonu jest ci dobrze znana.

Bardzo dlugo zwlekałem z przebraniem się, za co zapłaciłem frycowe jak jakiś gówniarz amator - ale o tym później. Podjechalem na start, posłuchałem co do powiedzenia ma prezes i wio, ruszyliśmy. Od samego początku mocne tempo.Jadę sobie gdzieś tam w środku peletonu, ale gdy przychodzi pierwszy podjazd nagle tempo wzrasta - ufff, udaje się utrzymać w grupie. Jadę sobie dalej gdzieś tam, z tylu......przychodzi drugi podjazd pod kościółek i skręt w lewo i dupa. Grupa się rwie, pierwsi już zjeżdżają, a ja przechodzę tych co odpadli. Sam więc odpadlem i straciłem kontakt z grupą. Chwila niepokoju w głowie bo gdyby odjechali, to by już nie bylo szans ich dojść. Ale formuje nam się grupka 4, później już tylko 3 goniących i tak oto po kilku dobrych kilometrach pogoni dojeżdżamy przed podjazdem pod Mikstat, chwila odpoczynku, w pośpiechu zjedzony żel energetyczny. I tak oto zapłaciłem za dwie rzeczy mega utratą energii: jazda z tyłu grupy i totalny brak rozgrzewki i speeeeeed od początku.

Chwila rozmowy z Rafałem, że trzeba odpocząc bo zaraz będzie jeszcze mocniej, chwila rozmowy z kolegą z Fiołki, w sumie jego pytania i moje tylko kręcenie glową bo musiałem zlapać oddech.....I tak sobie myślę, od tej chwili trzeba już trzymać się pierwszych miejsc bo nie można przez nieuwagę odpaść.

Tak w sumie trochę później drugie kółko w miarę równe i wcale nie takie mocne, no bo poszła ucieczka, nie bylo komu gonic.

Trzecie kółko to niezła nerwówka, co chwila skoki, ranty i ucieczki, duży peleton (jak nigdy!) na tej trasie. Ale jadę z przodu, ostateczny podjazd pod maszt.....Tu nerwowo z kolegą z Fiołki, ale po chwili wielki luz i uśmiechy, wiadomo jak to w peletonie :) Ktoś liznąl Grzegorzowi koła, bach leży. Chwila zwolnienia, konsternacji kto pierwszy nie wytrzyma i skoczy..... cały czas peleton prowadzi Blażej Wojciechowski....pierwsi chyba poszli Grzegorz z kimś z Fiołki, później my.... jadę sobie po prawej stronie drogi, miejsca malo, przede mną luka, wyprzedzam i zaczyna się mega zapiek i sprint, jadę przy samej krawędzi jezdni, a po chwili z tyłu czuję rękę na sobie i slowa coś w stylu "eeee Kris odsuń się"... ni chu chu :) Jadę więc pewnie dalej ignorując co się za plecami dzieje, a po chwili ów kolega liznął koło, nie zmieścił się już na drodze i bach - leży. Ja ostatecznie zaciskam zęby i na metę wjeżdżam chyba jakoś 6 albo 7 OPEN i drugi w kategorii A do 25 lat :) 

Na mecie wielkie nerwy, że najlepiej dyskwalifikacja, że zajechałem komuś drogę....a jeśli ja chcę kogoś wyprzedzić to jasne że muszę go najpierw ominąć, a nie zepchnąć z drogi, a jeśli ktoś jedzie z tylu musi uważać na to co się dzieje. Proste? Proste :) No, bo na takim choćby tegorocznym Amstel Gold Race to ale by musiało być dyskwalifikacji za "zajeżdżanie" drogi innym, albo w innych wyścigach :) Paranoja. Kolega wyrzucił mnie nawet ze znajomych na fejsie. Chyba już nie jest moim kolegą, bo nie dalem się objechać. Ehh.. :)

Później czekamy za resztą peletonu, chłopaków którzy odpadli. Dojeżdża też cały i zdrowy kolega Tomasz z Krotoszyna :) Ukończył - a nie jak inni zjechał z trasy. Pogadaliśmy chwilę i rozjechaliśmy się do domu :) Niektórzy obrażeni na cały świat, inni szczęśliwi - no cóż, takie życie. :)

Moja forma ?! Jaka jest taka jest, najważniejsze że chce się dalej walczyć i wraca pewien "instynkt" jaki był w zeszłym roku :)
Kolejny pucharek do kolekcji, całkiem ładnie się prezentuje :D  Pogoda dopisała, po wyścigu się akurat rozpadało :)

cad: 83

https://www.strava.com/activities/295969244

Razem z Tomaszem Mosińskim z Krotoszyna :) Szczęsliwi na mecie! :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(7)

IX Żądło Szerszenia 2015 Trzebnica

Sobota, 25 kwietnia 2015 · Komentarze(4)
Już po wczorajszym "losowaniu" grup startowych wiedziałem, że o podium pewnie nawet nie zahaczę. Ale pojechałem zobaczyłem i teraz mogę napisać co mi w głowie siedzi :) Grupy startowe jakoś tak się dziwnie ustawiły, że praktycznie wiedziałem kto wygra, kto będzie się liczył i walczył o czołowe pozycje :) Mi trafiło się na starcie pojawić w prawie ostatniej grupie o 8:42. Przede mną tylko kolega Fafuła, w grupie nikt specjalnie znajomy mocarz (bez urazy panowie ;-) ), za mną też nikogo kto by miał szybko dojść i pociągnąć.

No to pojechaliśmy, tak sobie kręciliśmy, długo ze średnią 40km/h, co dawało na kolejnych pomiarach czasu 60km: 3min straty, 90km: 7min straty, Prababka: 15 min straty i na mecie 25min straty do zwycięzcy.

Grupa w sumie fajna, wyrównana, jechaliśmy sobie jakoś miło po zmianach. No ale nijak miało sie to do tempa z zeszłego roku gdzie wręcz nie było czasu na batonika, a tu dla porownania zjadłem ich chyba 5 + żela.

Jazda praktycznie bez większej historii, bo co tu opisywać :)

Na jedno mam aby wielki żal do kolegów z grupy: pytałem kilka razy czy stajemy na bufetach ?! tak, na drugim stajemy się umawiamy.... NIKT nie stanął, kilku ludzi się wyrżnęlo bo jeden skręcał, drugi jechał prosto a trzeci i inni w nich wpadli... ja wlewam szybko dwa bidony wody i wio....razem z jednym kolegą próbujemy gonić, sił coraz mniej - pojechało :/ I tak do samej mety jechaliśmy te 50km praktycznie sami, stąd strata do mojej grupy prawie 7 minut :/

Pogoń za grupą dobrych kilka kilometrów gdzie widzieliśmy ich i krzyczeliśmy nawet bo byli najpierw jakieś 500m przed nami, ale pod wiatr nie szło ich dogonić :/ Oni równe zmiany, a my nieźle ujechani aż w końcu jechaliśmy już luźniej.

Po drodze złapani najpierw koledzy z Krotoszyna, później Adrian Jurek i później dwa razy Kuba - z którym spotkałem się na bufecie, odjechał z moją grupą, a później chwilę za Prababką. Trzymał w miarę koło, do czasu aż mu nie spadł łańcuch :/

Przez tą cholerną pogoń za grupką długi czas straciliśmy wiele sil. Mnie zaczęły lapać skrucze przed samą Premią Górską pod Prababkę. Pewnie z niezłym grymasem na twarzy, ale wjechalem i dało radę pokonać ból w lewym podudziu.

I to cały maraton, równa długa i mocna jazda. Śmialo mogę napisać, że jako nie udało się nic wywalczyć - wyszedł z tego niezły trening :D

Kategoria M2: 9/23
OPEN: 42/224

cad: 84

https://www.strava.com/activities/292349520


Z Patersonem, Zbigim (zwycięzcą kat. M5 mini) na mecie z flagą Krotoszyna :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

3m ITT Strzyżew

Niedziela, 19 kwietnia 2015 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Przyjazd na ITT w Strzyżewie bez nastawienia na jakieś podium bo wiedziałem kto przyjedzie. No. Ale się udało.

Od startu pełen gaz, praktycznie 100% cały czas. Co tu dużo pisać, ITT jak to ITT, nie moja bajka. Ale 3m. w kategorii A na 7 i OPEN 8m na 30 zawodników. 10 minut nie udalo się przekroczyć ;)

2010r. 10m 40s
2013r. 10m 10s.
2014r. 10m 06s
2015r. 10m 01s

Niby jest progress, ale to raczej bardziej sprzyjający wiatr dał ciut lepszy rezultat :)

Cieszy jedynie podium i pucharek. ;)

cad: 86


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

4m Kryterium Kalisz

Niedziela, 19 kwietnia 2015 · Komentarze(1)
Kategoria 0-50km, Zawody
Po czasówce w Strzyżewie lecimy z Michałem Michalskim i Przemkiem Mockiem na kryterium uliczne w Kaliszu.
Bardzo fajny wyścig, pełne zabezpieczenie policji, dobry asfalt, runda trochę ponad 2km x8.

Przemko cały czas na zmianie, ja na 4-5 pozycji. Ostatnie okrążenie, dzwonek na lini start i meta a tu nagle wszyscy przyspieszają i się pchają do przodu. Utrzymałem swoją pozycję do samego finiszu, na 50m przed kreską jestem jeszcze trzeci, a tu nagle z prawej strony wyprzedził mnie jakiś gość i tak oto spadłem z podium bo wszyscy co przede mną to jak na złość byli amatorzy.

Kogo nie było niech żałuje ;) Moja forma ? No chyba jakaś tam wraca, ogólnie czułem się dzisiaj całkiem dobrze :)
Ale pozostaje niedosyt po tym wyścigu ! :x

pulsometr nie zdążył zadziałać.

cad: 86

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Klasyk Namysłowski 2015

Niedziela, 29 marca 2015 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Przegrałem. Po prostu przegralem. Zabraklo trochę szczęscia, trochę nogi i trochę głowy.

Pierwsze kółko przejechane w miare spokojnym tempem. Od kreski i początku drugiego co chwile zrywy. Pierwsza kostka luz. Ale byłem z tyłu peletonu co zemścilo się na kostce gdzie chłopaki mega podkręcili tempo. Tam się podzieliło. Zaatakowała dwójka kolarzy, peleton się rozciągnął, ja staralem się przechodzić z tyłów peletonu, ale udało mi się jedynie dojechać do Przemka, który też jakoś specjalnie nie cisnąl........po wyjeździe z kostki mamy jeszcze jakieś 50-100m straty, długo widzimy peleton.....ale w sumie tu się konczy historia tego wyścigu dla mnie. Niestety nie było komu gonić grupy przed nami. Jechaliśmy sobie z nózki na nóżkę.......do czasu aż 15km do mety nie zaatakował z naszej grupki Przemo.....zrobil niezłą dziurę, raz dwa do niego dojechałem ....a za mną kolega Paweł Szlek. No i tak sobie mocnym tempem zajechaliśmy aż do mety. No i już

Wyszlo że jestem na miejscu 10-tym OPEN....i w kategorii 7 :x Pierwszy wyścig w kategorii B - klapa.

Brakuje mi jeszcze trochę, ale to jest do wypracowania na najważniejsze dla mnie starty. Zobaczymy jak to będzie :) Wiem co muszę poprawić. Równe i mocne tempo - żaden problem :) Ale jeszcze jestem zamulony siłą i wytrzymałością z zimy.... :)

No, nie przejmuje się więc tym wynikiem, bo przecież jeszcze dwa tygodnie do prawdziwego rozpoczęcia sezonu. Tego wyscigu w ogóle nie mialo byc, a koledzy z Fiołki tak zrobili a nie inaczej. No. Fajnie gdyby się udalo coś wygrać, tudzież osiągnąć. No ale co zrobisz.

Brawo dla Błażeja za dojechanie w pierwszej grupie i 3m open :)


cad: 83

https://www.strava.com/activities/276053318/

Taki prawdziwy obrazek na dziś :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)