To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100km

Dystans całkowity:48501.87 km (w terenie 16.00 km; 0.03%)
Czas w ruchu:1594:58
Średnia prędkość:30.41 km/h
Maksymalna prędkość:88.00 km/h
Suma podjazdów:180066 m
Maks. tętno maksymalne:207 (105 %)
Maks. tętno średnie:180 (90 %)
Suma kalorii:982353 kcal
Liczba aktywności:710
Średnio na aktywność:68.31 km i 2h 14m
Więcej statystyk

Road Maraton Leśnica

Sobota, 5 maja 2018 · Komentarze(2)
No cóż. Kolejny pechowy wyścig za mną. Od samego rana z Grzegorzem do Leśnicy by pościgać się w Klasyku Annogórskim z Road Maratonu. Ustawiliśmy się trochę daleko od czuba i zaraz po starcie było trzeba gonić i przedzierać się do przodu.

Udało mi się praktycznie z Arkiem Tecławem fajnie podjechać w miarę blisko czołówki, jeszcze był tzw "start honorowy" i auto przed nami.... By w pewnym momencie... Peleton zaczął z przodu hamować, niestety jadąc z przodu nie uniknąłem kraksy..... wjechał we mnie z tyłu gość i uderzył w przerzutkę by wywalić się po chwili i spowodować wielką kraksę jeszcze gdzieś na piątym kilometrze wyścigu..

Zobaczyłem na tył... przerzutka jakby wykrzywiona ale działa więc jadę dalej! Przerzuciłem dwa w górę i dwa w dół i stwierdziłem że jest ok. Ale nie było...

Kiedy było trzeba zrzucić na małą tarczę i dużą zębatkę z tyłu..... tak już na 3-4 tryby przed ostatnią jedenastą koronką.... przerzutka wkręca się w szprychy, szarpie łańcuch który spada między szprychy a kasetę. Chwilę próbuję przepchnąć i zrzucić czym prędzej... ale niestety na około 15% ściance staję i.... i dupa! koniec wyścigu.. Jadąc bardzo wysoko z przodu nagle w kilka sekund / kilka minut spadam na zupełny koniec wyścigu..

Na szczęście pojawia się "wóz techniczny" - się okazuje jednej z ekip... ale zatrzymuje się pewien pan i pomaga mi! Naprostowaliśmy trochę przerzutkę, wrzuciliśmy zakleszczony łańcuch na zębatki i po jakiś dobrych 3-4 minutach zabawy na poboczu ruszam pchany przez owego "mechanika" !!! Wielkie dzięki za pomoc! Dzięki Panu (ze srebrnego dużego vana) ukończyłem ten wyścig!

Ruszyłem co sił w pogoń, a naprawdę jechało mi się całkiem dobrze.. jednak mocne grupy pojechaly daleko z przodu...

Udało mi się kilku chłopa przegonić, dogonić kilku z którymi jechałem praktycznie do mety. Fajna grupka i dobre kręcenie w miłym towarzystwie. Niestety jazda już czysto treningowa, bez szansy na dobry wynik. Na każdym podjeździe speed prawie na maxa. Pod wiatr też się nie oszczędzałem. Ale nie było już motywacji do czegokolwiek.

cad: 81

Z Grzesiem przed startem :)





Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)

Day 3 - last dej.

Czwartek, 3 maja 2018 · Komentarze(0)
Pomyślałem dzisiaj też pojadę... Wzięliśmy się z Czesią niekoniecznie planowo z samego rana i pojechaliśmy na południe. Pieszyce przywitały nas powoli zachodzącym za chmury słońcem, ale było bardzo ciepło. Szybkie ogarnianie i wyjazd.

Zaczyna grzmieć, zaczyna kropić....plan jest prosty: podjeżdżać, a jak zacznie się ulewa to zjeżdżać.....na chatę! Ale obyło się bez tego!

Podjazd zaczyna się, rozdzielamy się i jedziemy swoim tempem, a nagle z tyłu słyszę i widzę w sumie też Arka Tecława z kolegą.. Poczekałem za nimi, albo jechałem na tyle wolno, że dość szybko mnie doszli... Co w sumie to drugie okazało się bardziej prawdziwe. 

Arek walił jakieś interwały i ogólnie jechał dość mocno.... Na liczniku przybyło kilka oczek prędkości i tętna... Ale wszystko jeszcze sporo pod progiem. Wytrzymałęm mu koła do samego szczytu, ale tam już miałem lekką zadyszkę i się okazało pocisnąłem Personal Besta na stravie. Jechaliśmy, pogadaliśmy i nawet nas trochę zmoczyło, ale chmura "przeszła bokiem" na szczęście. 

Nogi mimo już zrobionych jedenastu Jugowskich przez dwa dni w miarę dobrze pracowały. Pojechałem więc w dół... W górę jeszcze tylko trzy razy. Podjeżdżało się spoko, starczyło na na prawdę dużo. Nogi mimo odczucia ciężkości pracowały zacnie. 
Zobaczymy co to będzie dalej i ile mi te kilka km przewyższenia pomoże :) 

Później z Czesiulkiem "na Wałbrzych" zwiedzanie i relaks :) 

cad: 71

Tyle zakrętów, tyle szczęścia pod górę :) 


Piękna Ona ;-) 

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Day 2 - High heels na piątkę :D

Środa, 2 maja 2018 · Komentarze(0)
Czesia do pracy, Krzysztof do pracy... Czyli mojej majówki ciąg dalszy. Dzisiaj oddzielnie, ale wieczorem razem.

Na spokojnie pokręcone po południu, spotkani znowu ci sami ludzie kręcący w górę i w dół. Nie tylko ja okazałem się napaleńcem na tę pogodę. Fajnie się udało pokręcić, tym razem jednak "tylko" pięć podjazdów, więc piąteczka! Po drodze też jedna przerwa w sklepiku po schodkach na Jugowskiej by uzupełnić pojawiające się niedobory cukru. Kręciło się całkiem zacnie. Było w porządku. 

Kilka mocnych interwałów weszło na końcówkach. Nauczyłem się tam prawie każdego zakrętu, ale nie wiem czy za tydzień Grody zaliczać. Może wpadnę pokręcić, chociaż jakieś 35km za stówkę.... drożej niż po autostradzie ;-) 

Na początku nogi już nie kręciły tak super, le z czasem się rozkręciły i nie było tragedii.

cad: 67

Bez zdjęcia nie ma treningu.... :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Moja ukochana

Czwartek, 26 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km
Dzisiaj moja pętelka numer dwa. Nie tak od razu po pracy - bo deszcz... Ale chwilę później za to... Siedziałem już na szosie :)

Krotoszyn Milicz Sulmierzyce Krotoszyn

Udało się nie zmoknąć, jechać całkiem równo i średnio mocno... Pod wiatr była niezła wynora. Na koniec musiałem pocisnąć bo goniła mnie niezła chmura, z której 10 minut po moim przyjeździe spadł konkretny deszcz.

cad: 83

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Moja mała :)

Wtorek, 24 kwietnia 2018 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km
Dzisiaj moja pętla. Lubię ją. Kilka hopek, płasko, znam ją na pamięć. 

Wiatr jednak dzisiaj był bardzo konkretny i w sumie "rozdawał karty". Cały czas wiało niesprzyjająco, z jednej jak i z drugiej strony.

Po dość aktywnym weekendzie dzisiaj jazda o dziwo nie była tak bolesna jak myślałem, że będzie. Jechało się nieźle.

cad: 81

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Sobótka V4 Visegrad Race Via Dolny Śląsk

Niedziela, 22 kwietnia 2018 · Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Zawody
Po wczorajszym wyścigu w Śremie pojechał kozak do Sobótki na Grand Prix Polski.... Się przejechał.. Przejechać!

Ściganie skończyło się na pierwszej ściance jaka pojawiła się na trasie. Peleton odjechał. Jechaliśmy po prostu sobie mocnym i równym tempem w naszym 4 osobowym grupetto :) No, ale... o jakieś 6 km/h wolniej niż czołówka.

Nogi nie pozwoliły się za bardzo ścigać ;-) Ale nawet najgorrszy wyścig jest wciąż najlepszym treningiem!

No i awansowałem w M2 na 10 miejsce na 104 kolarzy.

cad: 84


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Via Dolny Śląsk - Sobótka Ślężański Mnich 2018

Niedziela, 8 kwietnia 2018 · Komentarze(1)
Bywało lepiej, w sumie to chyba jeden ze słabszych występów w Sobótce. Mogę sobie jedynie powspominać jak 4 lata temu stałem tutaj dwukrotnie na podium.. Te czasy minęły bezpowrotnie, ja jestem dalej tak samo słaby/mocny (nieprawdziwe skreślić)ale doszło i ściga się jakieś 3-4 razy więcej osób niż wtedy.

Od startu nie było źle. Strzegomiany podjechałem bez problemu z pierwszą grupą. Choć tętno od razu skoczyło maksymalnie wysoko to mogłem tak jechać dalej. Jechałem sobie w środku grupy... A nawet niestety pod jej koniec.... Okazalo się to zgubne niestety. Siódemka odjechała gdzieś na dziesiątym kilometrze.... Cała grupa zaczęła mocno gonić, wypluwałem płuca, aż tu nagle za jakimś zakrętem kraksa... dwóch leży na środku asfaltu... kilkudziesięciu chłopa odjechało... my zaczęliśmy gonić, ale mi bekło.. ale mi brakło... ale mi nie starczyło. Odpadłem...

Jechaliśmy już później dużo wolniej niż uciekająca nam grupa.. Rok temu po jakimś tam razie dałem radę dołaczyć do grupy, ale nie tym razem :/ Później przejechała czołówka M3... i M4.... Tam też się nie utrzymałem, brakło już i nogi i głowy... No cóż... W sumie dwa razy byłem w czubie - jak te dwie grupy mnie przejeżdżały jak pendolino koło starej lokomotywy.. Ścigałem się na kreskę... O takie jak poniżej miejsca ze starymi dobrymi znajomymi...

Kat M2: 39/93
Open: 257/600

Gorzka lekcja, niezdany sprawdzian. Dupa blada. Ale nie łamiemy się, jedziemy dalej! Wioooo!

Za to Czesiulek moja kochana zaliczyła swój debiut w poważnym ściganiu. Piąte miejsce i mega dobry czas :)

cad: 83

Umierając na drugim okrążeniu podjeżdżając Strzegomiany....


Gdzieś na zakręcie... No cóż z naaaaami będzie...



Ale finisz był dobry...


Udało się uciec na kreskę po 39 miejsce... heheh :/

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Deszcz nr1

Sobota, 31 marca 2018 · Komentarze(3)
Od samego rana, od rana samego... A nie, to nie dziś. Postanowiłem pospać, a i w sumie chłopacy ruszali trochę później więc zdążyłem zjeść cztery megaśne tosty, dwie skibki z nutellą i coś tam skubnąć winogrona. Ale jakbym miał zgłodnieć to w kieszonkę wziąłem milion batoników jakbym jechał na 1008km dziś... no nie zjadłem ani jednego. Ale powodów było więcej....

No co, najpierw Cieszków, później do Milicza... Fajna grupka się zrobiła. W planach jakieś mniej więcej miało być stooo....... Ale jedyne sto, to dzisiaj było tylko 100% opadów. Lżejszych, mniejszych, większych, konkretniejszych... to było nieważne. Wyjechać w słonku... No a nie, to nie dziś.. Wyjazd w chmurach wszędobylskich i zimnie. Ostatnim pomysłem przed wyjściem, już praktycznie w drzwiach było wzięcie deszczówki w kieszeń. Gdy ruszyliśmy z Milicza tak po... hmm, pół godziny?! i zaczęło padać. Zatrzymałem się, Wicher też... No bo był taki wicher że nie założysz tej deszczówki podczas jazdy... Nie ma szans. Później było już tylko bardziej, mocniej i na drogach potoki, rwące potoki wody, kałuż i te de.

Ale dojechalim, przejechalim... Do grobli wszyscy, w stronę Sulmierzyc tylko ja, Wicher i Tomek.  Do Trzebicka jednak dojchaliśmy tylko we dwóch z Tomkiem bo nam Rafał zawrócił w stronę Milicza. No a w tejże niedoli zostałem od Cieszkowa znowu sam.. A ostatnie 10km okazało się morderczym wyzwaniem z basenem w butach, przemoczonym i brudnym wszystkim od pasa w dół / od kasku po szyje.. Tułów dzielnie broniony był przed przewianiem, przemoczeniem i zmarznięciem przez Questowską deszczówkę. No i co? Dojechałem, przejechałem... I godzinę czyściłem ciuchy przed wrzuceniem do pralki, bagno! Pół godziny wycierałem rower... Chwilę też pokąpałem się i ja...

W sumie, wiecie co? Było fajnie! No bo co tu innego napisać, zawsze jakieś (nie)nowe doświadczenie. Dawno nie jechałem w deszczu. Nie żebym tego chciał, ale już jechałem jeszcze niedawno w śnieżycy i zaspach po pas... Tak teraz przyszła wycieczka w spodziewanym deszczu.. No cóż. Jak wiesz, że ma padać, ale jeszcze nie pada i wyjdziesz - nie ma takiej tragedii gdy ten złapie cię tak łooo... ło kufa deszcz! Jedyny minus taki, że rower będzie trzeba znowu myć, tak porządniej. Ale już niedługo Sobótka.. Powoli trzeba się regenerować i odpoczywać, bo czuję się zdeczka zmęczony i zajechany. Odczuwam już trudy tego sezonu przed sezonem, czy coś.. No po prostu trzeba odpocząć porządniej po chyba najmocniej przepracowanej zimie ever... i zobaczyć co będzie się działo :)

Bardzo mokro żegnamy marzec! Śmigus dyngus był dziś!

cad: 83

Padał deszcz, ale i tak było fajnie!


Ajajajj!

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)