Deszcz nr1
Sobota, 31 marca 2018
· Komentarze(3)
Kategoria Ze zdjęciami, 50-100km
Od samego rana, od rana samego... A nie, to nie dziś. Postanowiłem pospać, a i w sumie chłopacy ruszali trochę później więc zdążyłem zjeść cztery megaśne tosty, dwie skibki z nutellą i coś tam skubnąć winogrona. Ale jakbym miał zgłodnieć to w kieszonkę wziąłem milion batoników jakbym jechał na 1008km dziś... no nie zjadłem ani jednego. Ale powodów było więcej....
No co, najpierw Cieszków, później do Milicza... Fajna grupka się zrobiła. W planach jakieś mniej więcej miało być stooo....... Ale jedyne sto, to dzisiaj było tylko 100% opadów. Lżejszych, mniejszych, większych, konkretniejszych... to było nieważne. Wyjechać w słonku... No a nie, to nie dziś.. Wyjazd w chmurach wszędobylskich i zimnie. Ostatnim pomysłem przed wyjściem, już praktycznie w drzwiach było wzięcie deszczówki w kieszeń. Gdy ruszyliśmy z Milicza tak po... hmm, pół godziny?! i zaczęło padać. Zatrzymałem się, Wicher też... No bo był taki wicher że nie założysz tej deszczówki podczas jazdy... Nie ma szans. Później było już tylko bardziej, mocniej i na drogach potoki, rwące potoki wody, kałuż i te de.
Ale dojechalim, przejechalim... Do grobli wszyscy, w stronę Sulmierzyc tylko ja, Wicher i Tomek. Do Trzebicka jednak dojchaliśmy tylko we dwóch z Tomkiem bo nam Rafał zawrócił w stronę Milicza. No a w tejże niedoli zostałem od Cieszkowa znowu sam.. A ostatnie 10km okazało się morderczym wyzwaniem z basenem w butach, przemoczonym i brudnym wszystkim od pasa w dół / od kasku po szyje.. Tułów dzielnie broniony był przed przewianiem, przemoczeniem i zmarznięciem przez Questowską deszczówkę. No i co? Dojechałem, przejechałem... I godzinę czyściłem ciuchy przed wrzuceniem do pralki, bagno! Pół godziny wycierałem rower... Chwilę też pokąpałem się i ja...
W sumie, wiecie co? Było fajnie! No bo co tu innego napisać, zawsze jakieś (nie)nowe doświadczenie. Dawno nie jechałem w deszczu. Nie żebym tego chciał, ale już jechałem jeszcze niedawno w śnieżycy i zaspach po pas... Tak teraz przyszła wycieczka w spodziewanym deszczu.. No cóż. Jak wiesz, że ma padać, ale jeszcze nie pada i wyjdziesz - nie ma takiej tragedii gdy ten złapie cię tak łooo... ło kufa deszcz! Jedyny minus taki, że rower będzie trzeba znowu myć, tak porządniej. Ale już niedługo Sobótka.. Powoli trzeba się regenerować i odpoczywać, bo czuję się zdeczka zmęczony i zajechany. Odczuwam już trudy tego sezonu przed sezonem, czy coś.. No po prostu trzeba odpocząć porządniej po chyba najmocniej przepracowanej zimie ever... i zobaczyć co będzie się działo :)
Bardzo mokro żegnamy marzec! Śmigus dyngus był dziś!
cad: 83
Padał deszcz, ale i tak było fajnie!
Ajajajj!
No co, najpierw Cieszków, później do Milicza... Fajna grupka się zrobiła. W planach jakieś mniej więcej miało być stooo....... Ale jedyne sto, to dzisiaj było tylko 100% opadów. Lżejszych, mniejszych, większych, konkretniejszych... to było nieważne. Wyjechać w słonku... No a nie, to nie dziś.. Wyjazd w chmurach wszędobylskich i zimnie. Ostatnim pomysłem przed wyjściem, już praktycznie w drzwiach było wzięcie deszczówki w kieszeń. Gdy ruszyliśmy z Milicza tak po... hmm, pół godziny?! i zaczęło padać. Zatrzymałem się, Wicher też... No bo był taki wicher że nie założysz tej deszczówki podczas jazdy... Nie ma szans. Później było już tylko bardziej, mocniej i na drogach potoki, rwące potoki wody, kałuż i te de.
Ale dojechalim, przejechalim... Do grobli wszyscy, w stronę Sulmierzyc tylko ja, Wicher i Tomek. Do Trzebicka jednak dojchaliśmy tylko we dwóch z Tomkiem bo nam Rafał zawrócił w stronę Milicza. No a w tejże niedoli zostałem od Cieszkowa znowu sam.. A ostatnie 10km okazało się morderczym wyzwaniem z basenem w butach, przemoczonym i brudnym wszystkim od pasa w dół / od kasku po szyje.. Tułów dzielnie broniony był przed przewianiem, przemoczeniem i zmarznięciem przez Questowską deszczówkę. No i co? Dojechałem, przejechałem... I godzinę czyściłem ciuchy przed wrzuceniem do pralki, bagno! Pół godziny wycierałem rower... Chwilę też pokąpałem się i ja...
W sumie, wiecie co? Było fajnie! No bo co tu innego napisać, zawsze jakieś (nie)nowe doświadczenie. Dawno nie jechałem w deszczu. Nie żebym tego chciał, ale już jechałem jeszcze niedawno w śnieżycy i zaspach po pas... Tak teraz przyszła wycieczka w spodziewanym deszczu.. No cóż. Jak wiesz, że ma padać, ale jeszcze nie pada i wyjdziesz - nie ma takiej tragedii gdy ten złapie cię tak łooo... ło kufa deszcz! Jedyny minus taki, że rower będzie trzeba znowu myć, tak porządniej. Ale już niedługo Sobótka.. Powoli trzeba się regenerować i odpoczywać, bo czuję się zdeczka zmęczony i zajechany. Odczuwam już trudy tego sezonu przed sezonem, czy coś.. No po prostu trzeba odpocząć porządniej po chyba najmocniej przepracowanej zimie ever... i zobaczyć co będzie się działo :)
Bardzo mokro żegnamy marzec! Śmigus dyngus był dziś!
cad: 83
Padał deszcz, ale i tak było fajnie!
Ajajajj!