To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

0-50km

Dystans całkowity:10192.53 km (w terenie 167.63 km; 1.64%)
Czas w ruchu:360:48
Średnia prędkość:28.25 km/h
Maksymalna prędkość:87.00 km/h
Suma podjazdów:29984 m
Maks. tętno maksymalne:200 (100 %)
Maks. tętno średnie:188 (94 %)
Suma kalorii:191271 kcal
Liczba aktywności:345
Średnio na aktywność:29.54 km i 1h 02m
Więcej statystyk

Wyścig ITT - 3m. kat.A

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(1)
Wczorajsze lekkie rozkręcenie nóżek przed dzisiejszym wyścigiem zdecydowanie przyczynilo się znacznie do dzisiejszej predyspozycji. Niby bolące plecy wprawiające mnie w niezłe rozgoryczenie i wnerw nie nastawiały zupełnie na cokolwiek, a to jeszcze ITT które moim konikiem nie jest w żadnym calu.

Wstałem więc dzisiaj, tak jak ostatnie dni dość delikatnie i aby tylko nie nadwyrężać się za bardzo. Stękając jak starszy pan o dziwo daję radę wepchnąć w siebie 3 kromki chleba i zjeść płatki z mlekiem. Z odruchami wymiotnymi pakuję manatki, zabieram rower i trenażer, wychodzę, pakuję rower i wio! Najpierw jeszcze po Martę i już...i już można cieszyć się z wyjazdu.

Docieramy na miejsce, a tam niektórzy już się rozgrzewają.. ja powoli i niechętnie przez brak słońca na niebie, które znikło gdzieś pomiędzy chmurami zabieram się za opłacenie wpisowego, za przebieranie się i rozgrzewkę. Niecałe 20-30 minut kręcenia na trenażerze, wypinam rower, zmieniam koło i czas sprawdzić czy wszystko działa i gra wg mojego widzi mi sie :)

Staję na starcie, w głowie tylko "poniżej 10min" i jazda. Pod ten wiatr to bylby calkiem dobry wynik. Początek zdecydowanie za mocny! O tak, za mało sobie pary zostawiłem na końcowe 500m które dają w kość bo góra/trudność rośnie z czasem - im dalej tym trudniej. Ale chcąc jechać na maXa nie było wyjścia. I patrząc po czasie i patrząc wtedy na czas sądzę że 10s uciekło na samym podjeździe :/

Ale zjeżdżam na dół, tam czeka miła wiadomość - 3m. :) Noga jako taka, udało się pobić zeszłoroczny wynik, który był chyba z lekkim wiatrem w plecy czy coś, a tu dzisiaj się okazało......że mimo że wynik jaki jest taki jest, ale najważniejsze że zbliżyłem się do wielu rywali, a kilku niespodziewanie pokonałem :)  Czyli niby czas niewiele lepszy {przez wiatr} ale relatywnie wypadłem lepiej :)

Zjeżdżając w dół odczułem plecy, owiało mnie.. ale teraz już po cudnej gorącej kąpieli jest lepiej :)

Sialalalalala... drugi wyścig i drugie podium - drugie trzecie miejsce :)

cad:89

1m Przemo, 2m Blażi, 3m Krissssssss :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Rozjazd po Mnichu :)

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Pitu pitu lajtu lajtu po pracy w celu rozjazdu spiętych nóżek :-]

cad:87

Zdjęcia z wczoraj:
Jeszcze przed startem :)


Start z pierwszego rzędu:


Start jeszcze na luzaku:


Przejazd przez linię start/meta po raz pierwszy:


I finisz!


Ciągnę co sił w nogach:


Upragnione, pierwsze podium w tym roku :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Ślężański Mnich 2014 - wyścig MAXI

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · Komentarze(3)
Niczym rażony piorunem od samego rana wstaję czym prędzej obudzony sms'em od chłopaków, że jadą już do Krotoszyna. Była to godzina 6:15. Ustawiony budzik na 5:45 zdawał się nie słyszeć co dało mi błogosławione 30 minut niezaplanowanego snu więcej. Wstając więc, a raczej wyskakując z łóżka, pierwszy raz uszykowałem się w tak krótkim czasie do wyjścia. Znacie pewnie to uczucie, że jedną ręką myjecie zęby, drugą obmywacie twarz, a trzecią.... zaraz...przecież nie ma trzeciej ręki.. No tak. Uszykowane wczoraj kanapki wg. planu jednak nie zostały uszykowane, było więc trzeba znowu podzielić się na kilka frontów: jedna ręka jadła, druga smarowała chleb z dżemem, a trzecia by zalewała izotonik - przez brak tej trzeciej zrobiłem to chwilę później. Ubieranie się wyglądało podobnie, tu na szczęście nie było już żadnego problemu, wrzuciłem na siebie to co akurat było pod ręką i schodzimy na dół.  Michał z dziewczyną i Przemo już czekają. Pakujemy się i jedziemy do Sobótki. Nastroje dopisują, pogoda z chwili na chwilę się poprawia, jest ok!

Dojeżdżając na miejsce czuć już typowo kolarską atmosferę, czuć że w powietrzu unosi się zapach kolarskiego święta. Niemrawo wystawiając nosy zza drzwi rozgrzanego w środku auta udajemy się po "pakiety startowe". Przyzwyczajony doświadczeniem amatorskich maratonów zdaje się mysleć o czymś co może wyglądać jak paczka z prezentami. Tu jednak o takie suveniry trzeba nieźle powalczyć, bo przecież w życiu nie ma nic za darmo. Odbieram numer, wracamy razem do auta, chwila rozmów, szykowanko i jedziemy się rozgrzewać..Co chwilę ktoś podchodzi się przywitać, "a tam jechaliśmy razem, pamiętasz?" etc. etc. bardzo to miłe i sprawia przeogromną frajdę gdy spotyka się kompanów z innych wyścigów. Rozgrzewka rozgrzewką, a nawet raczej rozgrzewką tego nazwać nie wolno przez wiejący zimny wiatr, zachmurzone niebo i w ogóle chłodne powietrze.

Przyjeżdżając na start witam się z Fiołkowiczami którzy również przyjechali ścigać się na Ślężańskim Mnichu. Tu niestety wielga NAGANA dla organizatorów, którzy nie stanęli na wysokości zadania przez co powstał wielki harmider przy ustawianiu się w sektorach. Różne sprzeczne informacje, zero konkretów, po chwili konsternacji i wielkiego zamieszania udaje się dojść do ładu i znajdujemy sobie miejsce w szeregu. Kiedy przychodzi czas startu stoję w pierwszym rzędzie z jakimiś CCCyckami a kumplami z Fiołki. Niestety nie wiem jeszcze, że tak na prawdę startując z kilku rzędów dalej miałbym lepszy czas przez pomiar czipowy, a nie kto pierwszy na mecie ten najlepszy. Bez sensu totalnie! No ale, sędzia gwiżdże - trzeba jechać.

Ruszyłem zupełnie bez pardonu, jak do dobrego wyścigu, nie ma startu honorowego więc co się będę certolił... Zrobiła się wyrwa bo reszta coś niezbyt chętnie ruszyła do przodu. Spokojnie za nimi czekając starałem się jednak nie popełnić błędu z wyścigu Korona Kocich Gór w Zawonii 2013 gdy również ruszyłem pierwszy, a później poprzez spłynięcie w peletonie i ogólne zamieszanie straciłem szanse na walkę o wygraną. Tutaj cały wyścig jechałem ciągle w czubie!

Na początku niesamowite tempo, zapiek totalny, płuca rozrywają a mięśnie w nogach chcą stanąć obok i umrzeć! W kilka minut dogoniliśmy grupę mastersów startujących przed nami. Zrobiło się niezłe zamieszanie, ale dało radę ciągle być w czubie unikając tzw. efektu gumy gdy jedziesz na końcu stawki. W tym momencie tempo troszkę przygasło, jedzie się jakby lepiej, a psychika ciągle podpowiada JEDŹ! No to co, pierwsze okrążenie przetrwane, na górkach zero problemu z utrzymaniem tempa, jest po prostu OK!
Zakręt na linię start/meta i wiem już że przetrwam cały wyścig, przejeżdżam tutaj gdzieś na 5-10 miejscu DOPINGOWANY przez znajomych dobrych kumpli z klubu w MILICZU! Dzięki chłopaki, nie widziałem bo zapiek maXymalny ale słyszałem i poznałem !
Czekam jednak za całą grupą co okazało się być błędem gdyż z amatorów odjechało bodajże 4 kolarzy o czym zupełnie nie wiedziałem a przemknęli mi widocznie koło nosa! :/

Drugie okrążenie to nasza, moja i Przema, a raczej tylko Przema próba ataku do którego się podczepiłem, ale Przemo dał taką zmianę pod górę że w zasadzie jak poprosił o zmianę po chwili to nie byłem w stanie dokręcić i chwilę jechaliśmy tym samym tempem, a z resztą na zmianach się nie dokręca :xx Peleton jednak nie spuścił z tonu i zostaliśmy "zjedzeni". Dalej to ciągle mordercze tempo i ciągłe ranty. Po skręceniu w pewnym momencie w lewo odwraca się nam wiatr i na tym odcinku ok 5km do mety słyszę z czuba "eeeej, amator ucieka! gonić!" Troszkę spłynąłem i tylko podniosłem się z siodełka i patrzę - Przemo! Zdobył jakieś 300-400 metrów przewagi ale nie był w stanie odjechać, ja czym prędzej przechodzę na 10-15 pozycje i czekam na ostatnią górę na finiszu.

Skręt w lewo i zaczyna się! Przemo stanął, a peleton jakby zacyzna się czarować trochę, staram się z prawej strony dołożyć do pieca i jechać po prostu swoje, ale koła utrzymało zaraz za mną 7-8 kolarzy i wyprzedziło mnie na sam finisz, ale nikt więcej już nie dał rady.
Ucieczka dojechała, więc moje miejsce open to na pewno około 15. Tutaj niestety mała poprawka i czip mierzący mój czas przesuwa mnie na 22miejsce i 3m w kategorii. Ciekawe czy byłbym wjeżdżając na metę pierwszy w swojej kategorii wiekowej?! Raczej tak...
No i odejmując tak znane nazwiska z pierwszych miejsc jak byli zawodowcy, to na prawdę jest dobrze :)

Po tym już tylko oczekiwanie na wyniki i jest! Będzie dekoracja :)

Podsumowując dzisiejszy dzień, było bombowo. Sprawdzenie formy na wielki + ! Jest nieźle :) Bardzo podbudował mnie ten start, bo nie jechałem pasywnie, spawałem co trzeba, chwilę uciekałem, i forma co najważniejsze dla mnie - pod górę ! jest super :)

A za tydzień jazda indywidualna na czas z Interkolem :) Strzyżew :) Koło Mikstatu! Ojj będzie się dzialo, ale jako ITT nie jest moim konikiem w ogóle się nie spinam :)

Pulsometr nie zadziałał :/ A ciekawe jakie tętno by było... :/


cad: 87
przewyższenia: 391m

Wyniki:
Kat.u-24: 3/25
OPEN: 22/250

Kris na 3m podium :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(3)

Krótko a treściwie :)

Środa, 2 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Krótko ale treściwie... Czyli tyle ile będzie na wyścigu, pięknie widać na wykresie z endomondo interwały jak dzisiaj były wplecione w trening.

Po prostu: 5km gaz i 5km rege. Ogień w nogach a w płucach piekło, ale przezwyciężając zapiek myślami w głowie widzę że można oraz że jest po prostu, najzwyczajniej w świecie OK :)

Teraz czwartek i piątek zupełne wolne od roweru i poświęcenie czasu na piękno życia :)
W niedzielę wyścig w Sobótce i rozpoczęcie sezonu wyścigowego...

Ahh :)
A na dzisiaj zostaje tylko jeszcze jedno wyrażenie: Hala Madrid! :)

caD: 84





Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Rekreacja na MTB w lasach :)

Sobota, 11 stycznia 2014 · Komentarze(5)
Piękna pogoda za oknem, wspaniałe słońce pokrywające ziemię swoimi promieniami dające uczucie wyższej temperatury niż faktycznie była. Otulony promieniami więc pojechałem na MTB żeby pokręcić się najpierw na mojej rundce a później jechać na orientację do Sulmierzyc i z tej wspaniałej miejscowości znowu lekko na orientację pojechać do domu.

W drodze na moją rundkę mija mnie kolarz na szosie, ani nie pozdrowił, ani cześć nic totalnie, pewnie pomyślał że mija wlaśnie mega trzepaka... Podjechałem do niego raz dwa bez spiny, powiedziałem cześć i pytam dokąd jedzie.. spojrzał tylko sapiąc, no to odpuściłem i powiedziałem "to chowam się za Ciebie"... w tej chwili przyspieszył do 45km/h i tak jechał ok kilometra... dalej ja już odpuścilem bo skręcałem na swoją rundkę, a on pewnie szczęśliwy ze mnie zgubił.. co za niesympatyczny człowiek..

Do Sulmierzyc jakoś dojechałem, fajna zabawa o tyle, że po prostu nie wiem gdzie jadę...po prostu przed siebie :) Po drodze wleciałem na pasiekę, po drodze wpadłem na ciekawą rundkę z fajnym wzniesieniem, ale zbyt długa to ona by nie była :D Bardzo miło było, bardzo fajne uczucie zbliżając się z cichego lasu do "cywilizacji".

Później ruszyłem znowu lasami z Sulmierzyc do domu.... Masakryczna cisza, wjechałem do lasu dość głęboko, nigdy nie byłem w tych rejonach więc znowu nie wiedziałem gdzie jestem i dokąd dokładnie jadę, a moja orientacja w terenie zawsze była podobna do orientacji pięknej blondynki w szpilkach wrzuconej do środku lasu :D W razie czego zawsze był gps w telefonie, ale na szczęscie nie przydal się w ogóle.. Jednak po takich bagnach jak dzisiaj jeszcze w życiu nie jechałem.. Czasem po prostu było trzeba zejść ze ścieżki i wejść do lasu i prowadzić rower między choinkami i krzewami... Także dzisiaj calkiem spory jak na mnie survival. Ale jestem mega zadowolony, jazda praktycznie rekreacyjna ale sprawiająca wiele przyjemności i dająca trochę wytrzymałości, po prostu tlenik w fajnym terenie. A jako że nogi ciutke zamulone po ostatnich siłowych treningach, taka jazda jest wręcz zbawieniem :)

Jedziesz sobie lasem, a tu pasieka... Chyba wiosną i latem tam sobie nie pojeżdżę :D


Dalej jedziesz daleko od cywilizacji, w ciszy leśnej.. A tu kostka i zbliżający się ludzki świat :)


Chcesz wracać do domu, jedziesz dalej lasem....a tu na ścieżce nie ma przejazdu bo są głębokie bagna, wchodzisz do lasu i prowadzisz rower między chaszczami :D


http://www.endomondo.com/workouts/285073350/179623...

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(5)

Deszcz, zimno, wiatr i szybki powrót.

Niedziela, 29 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km

Najzwyczajniej w świecie wolałem wrócić niż jechać od 10km w deszczu. Padało coraz mocniej, aż na szczęście przestało, ale nie zmoczyło na tyle żeby zacząć się trząść z zimna przy 4*C. Wjeżdżając z powrotem do Krotoszyna zauważyłem, że na ulicach stoją wielkie kałuże wody, chodnikami płyną strumienie, a spod kół leci breja która wpadając na twarz daje niesympatyczną maseczkę błotną. Jednym słowem tutaj to dopiero musiała być ulewa. Jako że wracam do zdrowia wolałem nie ryzykować.

Jeszcze jeden peszek, że zaczęło mnie boleć prawe kolano, a to już jest nie na żarty i ledwo daje się je uginać a co dopiero kręcić pod obciążeniem. Na razie przesmarowane Voltarenem i miejmy nadzieje, że przejdzie. Ból od zewnętrznej strony, przyczyny nieznane. Szosę ponownie wpinam w trenażer bo od jutra ciężkie treningi czas start. I tak w ten weekend zrobiłem więcej niż zamierzałem, bo przecież miałem lekko przekręcić na trenażerze po 1h w sobotę i niedzielę. A tu wyszło 5h jeżdżenia. Gdyby nie ten deszcz byłoby co najmniej 7h.

Forma chyba nie jest zła. Jak przycisnąłem na powrocie w deszczu pod wiatr to aż się zdziwiłem, że mogę teraz tak długo i szybko jechać :]

Pulsometr nie zadziałał.

caD: 84

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wyścig Strzała Topoli MTB

Niedziela, 8 grudnia 2013 · Komentarze(4)
Kategoria 0-50km, Interkol, Mtb, Zawody
Uczestnicy
Bywa czasem i tak, że szosowiec, który przez cały rok jeździ na kolarzówce bądź wpina ją w trenażer, wjeżdza czasem do lasu.

Zdecydowanie jest to śmiechu warte. Taki ze mnie leśny potwór, że poskramiam swoje dzikie emocje.

Przyjechałem więc na wyścig do Topoli k. Ostrowa Wlkp. do lasu na wyścig. Nie nastawiałem się w ogóle na jakąkolwiek walkę i domyślałem się że mogę zamykać peleton. Zaraz po przyjeździe na miejsce ubrałem się i pojechałem się przejechać na trasę... Pomyślałem że może spróbuję w końcu puścić hamulce i polatać na zakrętach i na zjazdach. Pierwszy zjazd i bum. Tak mnie popodbijało że przeleciałem przez kierownicę, zdarłem sobie kolano i biodro, oberwała też dłoń.
Chcę jechać a tu hamulec trze o tarcze. Na szczęście nadjechał Przemysław Dobre Serrce Mocek i pomógł wyregulować imbusami owy problem.

Po chwili rozmowy z chlopakami pojechaliśmy na start. Pierwsze kółko zapoznawcze. Tutaj już się na mnie denerwowali Mati z Błażejem że za wolno, że zbyt asekuracyjnie w zakręty. Start ostry więc lekko odpuściłem żeby jechać za nimi i nie zwalniać grupy, to jednak z perspektywy czasu wielki błąd - bardzo zwolnił mnie i nas kolega Słowik, który jechał powoli i blokował drogę, a długo nie mieliśmy miejsca żeby go wyprzedzić. Jednak później Mati i Błażej gdzieś na zakrętach go wyprzedzili a ja się jeszcze chwilę za nim bujałem. Jednak wyprzedziłem, dogoniłem i jechaliśmy razem. Patrzę na drodze stoi Bazyl, guma! Łukasz trochę stracił bo musiał wyminąć Bazyla i po dogonieni go nie trzymał koła. Dalej kolejne kółka to równa jazda naszej trójki: Mati, Błażej, ja. Doganiamy Roberta, Mati siada mu na kole, ja jednak postanawiam go wyprzedzić. Po chwili za metą z górki zakręt w lewo i podjazd. Tu Błażej próbował zlapać koła, a złapał jedynie korzeń i się wyłożył. No niestety - nie czekamy i jedziemy swoje, mi się w tej chwili pod górę wypina blok z pedału i mały problem z którym sobie radzę.

Zostawiamy Roberta z tyłu, teraz tylko ja i Mati. Prowadzę praktycznie cały czas, jednak na kółko przed finiszem na jednym zakręcie wyrzuca mnie za trasę i mati przejmuje dowodzenie. prowadzi, ja mam plan wyprzedzenia go na najdluższej prostej na trasie, jednak kolejny zakręt i źle pojechałem przez co musiałem zwolnić, Mati wyprzedza mnie pod górę i do mety już prowadzi.

Dobrze że wywaliłem się na objazdowym kółku a nie wyścigowym - bo podczas zawodów leżało chyba 4-5 zawodników i to niektórzy po dwa razy :D

Świetne ściganie, dojechalem na miejscu 8/28. Forma jest, techniki brak :]

Jechane bez licznika :]

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(4)

10 tyś km pykło! Na prawdę powoli, na prawdę krótko...

Środa, 9 października 2013 · Komentarze(0)
Po prostu wolno, spokojnie i bez spięcia :)

Pokonalem dzisiaj granicę 10 000km :) No w końcu! W tym sezonie dość długo to szlo ;)

cad: 84

Od rana przed pracą nakarmiłem kaczki w pobliskim stawie :D


Leśny tunel :)

/1796231

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)