Deszcz, zimno, wiatr i szybki powrót.
Najzwyczajniej w świecie wolałem wrócić niż jechać od 10km w deszczu. Padało coraz mocniej, aż na szczęście przestało, ale nie zmoczyło na tyle żeby zacząć się trząść z zimna przy 4*C. Wjeżdżając z powrotem do Krotoszyna zauważyłem, że na ulicach stoją wielkie kałuże wody, chodnikami płyną strumienie, a spod kół leci breja która wpadając na twarz daje niesympatyczną maseczkę błotną. Jednym słowem tutaj to dopiero musiała być ulewa. Jako że wracam do zdrowia wolałem nie ryzykować.
Jeszcze jeden peszek, że zaczęło mnie boleć prawe kolano, a to już jest nie na żarty i ledwo daje się je uginać a co dopiero kręcić pod obciążeniem. Na razie przesmarowane Voltarenem i miejmy nadzieje, że przejdzie. Ból od zewnętrznej strony, przyczyny nieznane. Szosę ponownie wpinam w trenażer bo od jutra ciężkie treningi czas start. I tak w ten weekend zrobiłem więcej niż zamierzałem, bo przecież miałem lekko przekręcić na trenażerze po 1h w sobotę i niedzielę. A tu wyszło 5h jeżdżenia. Gdyby nie ten deszcz byłoby co najmniej 7h.
Forma chyba nie jest zła. Jak przycisnąłem na powrocie w deszczu pod wiatr to aż się zdziwiłem, że mogę teraz tak długo i szybko jechać :]
Pulsometr nie zadziałał.
caD: 84