To co już za mną:

Wpisy archiwalne w kategorii

Ze zdjęciami

Dystans całkowity:58445.73 km (w terenie 204.33 km; 0.35%)
Czas w ruchu:1956:09
Średnia prędkość:29.90 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:272900 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:188 (97 %)
Suma kalorii:1163956 kcal
Liczba aktywności:716
Średnio na aktywność:81.74 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Przepalenie nóżek :)

Sobota, 1 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Razem z Tomkiem pojechaliśmy przed jutrzejszym wyscigiem ITT przepalić nogę :)

Bardzo wesoło, powolutku, w ciepełku z kilkoma zrywami.... jazda bez większej historii :)
Po prostu powoli i w bardzo dobrej atmosferze :)

Jutro ITT Czasówka Górska w Mikstacie :)
Wyniki sprzed lat:

2012: 24:54,84
2013: 26:41,26
2014: 25:23,76
2015:  ???

cad: 77

Foto wspólne spod DINO - najbliżej Ciebie. Nasze najczęstsze miejsce spotkań :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

3 m. Klasyk Kłodzki 2015 - ZIeleniec - GIGA

Sobota, 25 lipca 2015 · Komentarze(6)
Panie Prezesie - melduję wykonanie zadania !  Well done. Fuck Yeeeeah ! Ale od początku :)

Razem z Tomkiem ruszamy o 3:30 rano na Zieleniec. Od rana jem trochę makaronu, kromkę chleba. Z resztą robię to także przez całą drogę na wyścig, która mija szybko, miło i po prostu w odpowiednim towarzystwie i świetnej atmosferze. Z chwili na chwilę słońce coraz bardziej razi nas swoimi promieniami. Robi się trochę cieplej, obserwujemy całkiem spory wiatr, który hula sobie tu i ówdzie ponad naszymi rowerami.

Po dojeździe jakoś o 7 do bazy maratonu idę się zarejestrować i odebrać pakiet - to samo czyni Tomasz, lecz on do startu ma jeszcze 2 godziny. U mnie włącza się lekki przedstartowy stresik. Dawno, nigdy nie jechałem jeszcze takiego wymagającego maratonu dystansu Giga ! Boję się o to by rozłożyć dobrze siły, a forma raczej już spadkowa po pięknym ostatnim miesiącu/póltora, boję się o pogodę żeby nie zwialo mnie do rowu albo nie trafiło piorunem. Boję się żeby nie wygrzmocić się na mokrych zjazdach, a jeszcze bardziej boję się o Tomka, który pierwszy raz za moją namową ściga się w górach.

Przebranie, ostatnie siku, króciutka rozgrzewka i lecę na start. No to co, nie pozostaje nic innego jak pojechać na swoją szaleńczą misję :)

Od startu mocno ruszyłem, rozkręciłem chłopaków na zjeździe bo coś się nie kwapili do jazdy w dół :) Po zmianach jednak jakoś tam trochę się udało ich namówić. Pierwsza górka, pierwsze zderzenie mojej formy z notabene wygranym na dystansie giga z mojej grupy 442. Jakub Oborski z Nowej Rudy. Nie sposób mu usiąść na kolo. Starałem się, tylko chwilę, stwierdziłem - jadę swoje, nie będę się zajeżdżał na początku, to 166km a nie 60. Odpuściłem, on odjechał z jakimś kolegą. My zostaliśmy we 4. Ja, Marcin Jagmin z Wałbrzycha, Piotr Ratajczyk z Kalisza oraz ktoś jeszcze. I oprócz Piotra dojechaliśmy razem do ok 50km. Za każdym razem lekko się męczyłem na podjazdach ich tempem, ale na zjazdach odjeżdżałem dość daleko - chłopaki zdecydowanie zjazdy do poprawki ;)

Dokładnie chyba na 4tym podjeździe daję sobie spokój, a raczej to oni mi odjeżdżają, nie szarpię się i jadę swoje. Smutno jest jednak sobie uświadomić jak bardzo nie pasuje mi jazda 120km indywidualnie na czas :) Ale mówi się trudno. Jadę. Przede mną całkiem fajny zjazd. Długie proste, mało zakrętów. Tam gdzieś jeszcze przed mija mnie "ten słynny kolega" z gvt i żartem krzyczę za nim "pchamy pchamy". No niestety nie spotkało się to z większą sympatią :D Faktycznie burak, jak na filmie. Po chwili rozjazd na mini, mega / giga. Tam osiągam najwyższa prędkość, która notabene nie powala za bardzo.

Zjeżdżam na giga, tam jakiś dziurami obwarowany zjazd do Różanki - istne sado maso, istna katorga, dla człowieka i roweru. Modlitwy o uniknięcie defektu. Podjazd, drugi podjazd pod bufet Gniewoszów. Ciężko idzie, długo trzyma 10%. Pierwszy kryzys, którego się nie spodziewałem za badzo, ale jazda nie idzie. Dogania mnie Piotr Ratajczyk i zostawia. Staję na bufecie, siku, jem dwa banany, arbuzy, dolewam wody i jadę dalej. Przez chwilę myślę o zjeździe na metę.....ale tylko chwilę. Cholera, przecież przyjechałem się wynorać, dobrze bawić i potrenować :) Jadę więc drugie okrążenie, zaczyna padać, lać....w tej chwili myślę, że Tomek jest już na mecie - ehh.. A ja ?! Jeszcze 60km. Na drugim podjeździe trochę odżywam. Pomaga mi zdecydowanie chlebek z szynką i serem. Pomaga mi żel, batonik i woda - zwykła woda, nie słodkie izo! Coś tam nadrabiam.

Ostatnia pętla, tu sobie mówię, że nie kalkuluję i postaram się pojechać jeszcze mocniej. Skurczy żadnych, dojadam jeszcze chleba, batonika i na zjeździe żela. Dogania mnie Gieregowski Piotr z Sulechowa - jedziemy do samej mety razem trochę po zmianach. Czuję się fajnie, ostatni finałowy podjazd do ZIeleńca - jest ok, tętno jakby wyższe, choć już nie bardzo wbija się na wysoki poziom. Burze ustępują, wychodzi słońce....tablica Zieleniec ! Moje zbawienie. Przyciskam jeszcze trochę. Widzę już metę, widzę że Tomek robi mi zdjęcia, wjeżdżam szczęśliwy na metę :) KONIEC ! :)

Można powiedzieć, że padam na twarz. Czuję się wyjechany i każda myśl "że mogłem szybciej" nie jest chyba prawdziwa. Nie mogłem. Na dzisiaj to był chyba moj szczyt możliwości. Totalnie wyjechany, ledwo stoję na nogach. Czuję się jakbym zaraz miał zwrócić wszystkie żele i słodkie batoniki. Jest mi gorąco, choć nie powinno. Siadam i prawie zasypiam na ławce. O to to....pierwszy raz od dawna tak się wyjechałem. Tomek chyba trochę przestraszony moim stanem - nigdy wcześniej nie miał okazji widzieć mnie tak wykończonego. Panowie z pogotowia na jego polecenie ze mną rozmawiają, mierzą cukier i ciśnienie i stwierdzają - 166km go wykończyło, dojdzie do siebie :D Po tym wysiłku jakieś 30 minut miałem 120/70 i 102 cukru :)

Tomek zadowolony! Z niedosytem. Mógł mocniej :) Ale jak na pierwszy start w górach - szacun, dobry wynik. Dałeś radę ! :)

A ja ? No, zadowolony, ale ze spadającą teraz już formą. Można powiedzieć, że dojechałem na oparach i na ostatni gwizdek zrobilem taki wynik jak dzisiaj:

3 miejsce w kategorii GIGA m2 szosa
21/63 OPEN Giga :)

W drodze powrotnej rozmawiamy znowu na przeróżne tematy. Przejeżdzamy przez Trzebnicę, a że wspominałem mu o tym że bardzo lubię to miasto i kiedys się tam zakochałem to postanowił mi zrobić imieninowy prezent w postaci wjazdu na posesję pięknego ptaka - Kraski :) Ojj. A tam "niedoszła" teściowa. Język się cofa, jak nigdy! :D Totalnie niespodziewana sytuacja. Śmieszna, ale teraz włączyły się wspominki :)

Po drodze z Trzebnicy napotykamy powalone drzewa, porwane gałęzie leżące na ulicy. Armagedon w ktorym zresztą jechaliśmy rowerami :)

Sam maraton na wielki plus. Fajna trasa, choć 6km do Różanki telepie znacznie :/, reszta asfaltów super, ryżu z warzywami i mięskiem na mecie pod dostatkiem. Ładne puchary, mega bogate bufety i świetni ludzie w obsłudze. Widzimy się za rok :) Choćby dla samego medalu, który co roku jest piękniejszy :)

cad: 76

https://www.strava.com/activities/353902370

Upragniona meta ! :D



Idealne zwięczenie tej części sezonu :)


Po dobrze wykonanej pracy należy się relaks :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Górski trening na nizinach :)

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · Komentarze(0)
Chyba było szybciej, ale czujnik prędkości przy Garminie coś zaszwankował po ok 80 km.

Plan dzisiaj był taki by razem z Mosiną polecieć na nasze hopki. W końcu już w sobotę Klasyk Kłodzki :)
Ja giga-misja 166km a Tomek jedzie na swoją giga-misję 66km. Więc trzeba dzisiaj było ostatni raz zrobić mocny trening przed Zieleńcem. W dodatku zrobić konkretny i długi trening by sobie przypomnieć jak to jest dłużej siedzieć w siodle :)

Po wczorajszej czasówce cos tam w nóżkach zostalo, ale każda hopa mocno przycisnięta. Raczej sobie nie żałowałem :)
Czy mogę być zadowolony ? Tak, z treningu - jak zawsze, świetnie :) Ale forma ciut niższa niż jakiś czas temu. Trudno było wbić się na wyższe tętno dzisiaj.
Jak przejadę ten dystans w Zieleńcu to już będzie wygrana, każdy pucharek będzie niezłym zwieńczeniem "pierwszej" części sezonu :)

Reszta danych z dzisiejszego treningu oprócz czasu pochodzi jedynie z 80km zarejestrowanych przez garmina.

caD: 78

Przyjechałem tu wygrać ?! Nieeee...dobrze się bawić ;) ^^


Na starcie też niezbyt przejmowałem się wynikiem :)


Ale odliczanie...5..4..3..2..1.....start.. wprowadziło lekką nerwowość :)


I standardowo jak już sie ruszyło to chciało się osiągnąć dobry wynik :) Na chęciach się skończyło :D


Tylu nas było, a nawet trochę więcej :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Góry Górki Górecki z Tomaszem :)

Niedziela, 12 lipca 2015 · Komentarze(1)
Dzisiaj przy przepięknej pogodzie razem z Tomkiem udaliśmy się do Pieszyc - koło Biedry - by pośmigać po górkach. On pierwszy raz, ja już kolejny, bynajmniej nie pierwszy :) Założenie więc, że jadę z nim by nie było smutno podjeżdżać samemu bo i poziomy różne, ale fajny trening można zrobić i tak.

No to najpierw jedziemy na Bielawę, ale nieeee....zerwali asfalt... zawracamy i jedziemy na Przeł. Jugowską. Pierwsze podjazdy, fajnie mija, rozgrzeweczka. Do tego dołącza do nas jakiś starszy Pan i jest ciekawa rozmowa. Później zjeżdżamy, niestety sam zjazd katastrofalny, dziura na dziurze... Ale spoko, dalej lecimy na Nową Rudę i do granicy na Tłumaczow. Fotki, krótki nawrót i.....pierwszy podjazd który daje w kość bo ciągnie się całe 2km z nachyleniem ok 15%. Daliśmy radę! Tomek bez problemów spokojnie wjechał - szacun :) Zjazd do Radkowa i lecimy na Wolibórz i Jodłownik - ostatni na naszej trasie większy podjazd - bo jak to w górach po drodze wyrastały jakieś hopki :) Tam potrafiłem troche przycisnąć i pojechałem przed Tomaszem - by po drodze zrobić kilka fotek ;)

Później zjazd i przez Dzierżoniów do Pieszyc :) Koniec ! :D

Było bombowo, każdy podjazd mimo że wolniej - mijał mi szybciej. Po prostu przejechany trening w super atmosferze. Bardzo fajny. Pierwszy sprawdzian dla Tomka - zaliczony na 5 ! :) Będzie chleb z tej mąki ;)

Ja sam też zadowolony, dla mnie wyszedł spokojny długi trening w upale :) Tętno max chyba trochę przekłamane... :)

cad: 73

https://www.strava.com/activities/344668740


Na granicy Polska - Czechy :)


I Tomano na trasie ;)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Jako Magister :)

Sobota, 11 lipca 2015 · Komentarze(0)
Wczoraj obroniłem magistra ! Ostatnie 5 dni odpoczynku od roweru to wlaśnie też przyczyna nauki na egzamin ;)
Bardzo miło wczoraj było. Cały dzień w Warszawie, co się stresu najadłem to się najadłem.....ale przynajmniej na razie starczy mi nauki, koniec pewnego etapu w życiu i koniec opuszczania wyścigów w weekendy przez to że wyskoczy jakiś egzamin / zjazd n a uczelni :)

Dzisiaj za to ciut dłuższy, ale bardzo spokojny trening, jakieś 2-3 mocniejsze szarpnięcia :) Jutro góry :D

caD: 82


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Gorąca wynora :)

Sobota, 4 lipca 2015 · Komentarze(0)
W ogóle nie zregenerowany, bez zapasów glikogenu, wyruszyłem już o 8 rano żeby uniknąć największych upałów. W planie była co najmniej stówka.

Najpierw więc poleciałem za Milicz, na górki....zupełnie spokojnie. Bez szarpania, byle przejechać :) Nogi znowu szybko zabolały, jakoś tak albo za dużo roweru albo buty stały się niewygodne - no chyba że jeszcze to po prostu ten upał. Ale dobrze, no w końcu ciepło :)
Przy wyjeździe z Milicza korzystam z okazji i na stacji kupuję Oshee. Koniecznie z lodówki :)

Powrót na Krotoszyn z wiatrem - całkiem szybko :) Ale to jednak ciągle nie była stówka. Wjeżdżam więc do Krotoszyna, jadę na rynek ochłodzić się w fontannie i już wiem co robię dalej: jadę na Koźmin, Borek i Pogorzelę :)

W Koźminie wjeżdżam na stację orlenu - proszę o dolanie wody z kranu, po czym słyszę że nie skoro nie zamierzam niczego kupić to nie ma szans. To wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. W głowie już myślę o kolejnej stacji "no name" i tam zupełnie inaczej: wchodzę, dostaję bez problemu zimną wodę z kranu i rabat na pepsi w puszce 0,5l - w kieszonce jedynie 2,50zł zostało a pepsi kosztowało 3,10zł. Pan na stacji stwierdził, że nie ma problemu, oddam kiedyś przy okazji, a napić się muszę przed kolejnymi kilometrami, których około 50 do domu :)

Z chwili na chwilę gorzej, jakby pod wiatr, ciężej mimo niezbyt wysokiego tętna - zupełny brak glikogenu odczuwalny.

Po przyjeździe kąpiel w zimnej wodzie, wyjście na basen - zdecydowana ulga dla piekących mięśni, teraz pizza, piwo i leżing :)

cad: 83

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Rozjazd po wygranej :)

Wtorek, 30 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Wyjechałem dzisiaj na trening i chciałem zaliczyć coś pod 80km....ale po 20km stwierdziłem "pier... nie jadę" i pojechałem z Milicza na Sulmierzyce - tam spotkałem Tomka, który dzisiaj wrócił z wakacji i tak sobie pogadaliśmy i dojechaliśmy do Krotoszyna :)

Cieszymy się wszyscy że Tomasz z wakacji przywiózł ze sobą słońce :)

cad: 79

W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego - wygrasz ten wyścig :)


Rampa startowa :D



Prowadząc naszą zwycięską grupę ! :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Gorzowski Maraton Rowerowy Supermaratony 2015 - Racław - wyścig

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(9)


Nieplanowany start w pierwszych planach wyścigowych tego sezonu, miała być przecież jutro Sobótka. Że niby mistrzostwa, że niby start wspólny....że niby takie ochy i achy. Niestety już jakiś czas temu się dowiedziałem, że na Sobótkę nie pojadę. Początkowo "odpuszczony" od wyścigów weekend, na końcu jednak ostatnio podejrzałem info o Gorzowskim Maratonie Rowerowym :) Interkole kręcili nosem, pojechałem więc sam :)

Pobudka kolejny raz po 3 w nocy, jakby już w ogóle nie stanowiła problemu. Szybkie wciągnięcie porcji makaronu i w drogę. Jadę. Kilkaset kilometrów, żeby przejechać się na rowerze. Wariat - ktoś sobie pomyśli, wariaci - bo przecież tak robi kilkaset / kilka tyś ludzi kolarzy amatorów w Polsce , a na świecie miliony.

Dojechałem jakoś o 8 rano, na pierwszy rzut oka: świetna miejscówka. Jakaś świetlica wiejska, prysznic zorganizowany przez strażaków, wiele przestrzeni, ławki, kibelki, full wypas. Parkuję koło zakręconych ludzi z Trzebnicy! Zdecydowanie dzięki Wam dalo się poczuć wyścigową atmosferę. :)

Idę po pakiet - calkiem bogaty, izotonik, banan, jakieś tabletki węglowodanowe. Szwędam się tu i ówdzie... Jem ostatni makaron, zaczynam się przebierać. Spotykam chłopaków z grupy, gadamy i lecimy na start. Nie znam grupy. Startujemy honorowo po centrum. Później na start ostry. Chłopaki się obijają.....to podkręcam maX tempo i zostaje nas chyba 5. Od tej chwili lecimy bardzo mocno, równe zmiany.... łapiemy wszystkie grupy, które startowały przed nami...nawet gigowców którzy wypuszczeni byli prawie godzinę przed nami!
Średnia po pierwszych 77km 39,7kmh. Pierwsza część trasy z wiatrem, później nawrót i pod wiatr - zmiany jakby słabsze. Gdzieś na 15km do mety, są trzy cztery hopki i mega pod wiatr - tu może się porwać jakby nas było za dużo myślę sobie w ciszy.

Zaczynamy drugie kółko, łapiemy ostatnią grupę mega - wiem że wynik będzie kozacki na pewno, choć z tą chwilą jakby trochę wszyscy się rozluźnili i zmiany w ogóle się nie układały, średnia spadała, a my przecież do końca nie wiedzieliśmy jak jadą ci co startowali za nami. Później to już bufety - ani razu nie udaje mi się złapać wody, zapomnij o bananie. Tyle z tego maratonu mam, że nawet nie ma czasu zwolnić. Na drugim kółku powoli i dramatycznie kończy się picie, zjadłem ostatniego żela na 30km do mety. A po bufecie gdy sięgnąłem po bidon, napiłem się....i.... tu znowu moja niezdarność ostatnich czasów....nie trafiłem do koszyczka.... a tam są moje ostatnie łyki wody, a tam ten bidon warty jest ok 80zł....a to jest moje i nie chce tego głupio stracić.....no... Czym prędzej wracam się po bidon, grupa odjeżdża na kilkaset metrów... Panika w oczach.... wiem że tu nie ma mi kto pomóc... Cisnę co sił... tętno skacze maksymalnie do góry, ja się pocę przez 2-3 kilometry jadąc na maxa chyba pod 50kmh i w końcu dojeżdżam do grupy. No udało się! Jak nie licznik to bidon - fuck!

Trochę odpoczywam, później zmiany jak zawsze, wyzywam kolegę w "białym" ze Szczecina, że co chwila na zmianie dokręca o 5 oczek do góry, próbuję ustawiać ludzi, ale bezskutecznie.. nie umieją się zachowywać w peletonie.

Zostaje ok 15km do mety. Ja już zmordowany, jadę na rzęsach, na oparach... Znów zaczyna się hopka pod mega wiatr... I co ?! Kolega ze Szczecina na zmianie podkręca o nie 5, a prawie 10 oczek... widoczny atak! - Tadeusz Przybylak z M5 (szacun za formę!) Utrzymuje mu koła najpierw rywal z m2 Karasiński Kamil, a po chwili dojeżdżam do nich ja....i reszta grupy... Tadeusz utrzymuje tempo, a po chwili podkręca jeszcze bardziej na kolejnej hopce.... Kamil odpada, a ja Tadkowi na koło.. Patrzymy się za siebie, reszta grupy jedzie raczej pojedynczo i się rozjeżdża - nie ma kto gonić! Po chwili kolejne hopki i odcinki pod wiatr...jedziemy po konkretnych równych zmianach.

Czuję się jak zawsze - padnięty, ale jadę jak nigdy - i to w ucieczce! Wiem, że jadąc z Tadeuszem mam wygrane tak na prawdę bo złapałem jego grupę startującą przed nami 3 minuty. Jedziemy więc do konca razem. Niby coraz słabsi, ale na tyle mocni, że nikt już nas nie dogania. I tak oto nad drugim  open (z mojej grupy) nadrabiamy 32s a nad kolejnymi 1,5min i 3min etc :) Pracując całe 140km i uciekając końcowe 15km dałem z siebie 100%, ba..nawet 101% :) Jestem z siebie bardzo zadowolony :) Jest w końcu z czego, bo i obstawa była całkiem mocna!

Później pyszna zupka, chlebek i drożdżówki. Szybka dekoracja. Bardzo sprawna impreza. Dobrze zorganizowana :) Bez większych zastrzeżeń :) Trasa bardzo dobrze oznakowana, obstawiona na większości skrzyżowań, choć na jednym wyjeździe na "główną" bez obstawy i zmiótł by naszą grupę tir. Poza tym jednym incydentem wszystko ok! Polecam za rok :)

A jutro na rozkręcenie nóżek 15km rajd rodzinny - rowerowy :D

cad: 83

Podium dystansu MEGA kat.M2 :)


Było również nagradzane miejsce 1 OPEN na dystansach, mój MEGA :)


I jeszcze nagroda wręczona od Pani Senator z notabene...platformy o....jakiejś tam ;)



Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(9)

Korona Kocich Gór Trzebnica 2015

Sobota, 20 czerwca 2015 · Komentarze(2)
Mój jeden z ulubionych wyścigów w sezonie, na który zawsze się nastawiam żeby go wygrać, a nigdy się nie udaje :D

Planowany od dawna, zapłacony niedawno, pojechany dzisiaj :)

Wyspałem się dzisiaj bardzo dobrze, 3 dni praktycznie leniuchowania od roweru miały mi dać świeżość, moc i mega power. Wczoraj nie poszedlem na rozkręcenie bo było zimno i bardzo niepewnie i nieprzyjemnie, wygrał ciepły koc :D
Dzisiaj za to co chwilę padał deszcz. W kulminacyjnym momencie ok godziny 14:00 już w samej Trzebnicy mega oberwanie chmury. Pojechalem dość wcześnie by na spokojnie się wyszykować i pokibicować zawodowcom :)

Około godziny 15 zaczynam się na spokojnie szykować. Zjadłem ostatni makaron, ubralem się, pojechałem na krótką rozgrzewkę i wio na start!

Pierwszy raz na tym wyścigu startowaliśmy z podziałem na grupy wiekowe i dystanse. W sumie nieźle, ale o równej walce w Open zapomnij bo nigdy nie wiesz jak jadą ci za tobą. Ustawiłem się w pierwszej linii. START!

Od początku ruszyłem mocno i przez Trzebnicę przeprowadziłem całą grupę, aż do pierwszego podjazdu gdzie poszedł atak dwóch byłych pro zawodników. I tak sobie jechali przez jakieś 60km przed peletonem, a peleton nie mógł dojść. No kurde, trochę nie fair jak tacy kolarze niby amatorzy wygrywają z prawdziwymi "trzepakami". Ale, mniejsza....

Pierwszy podjazd i już czuję zapiek w nogach, ogień w płucach i ogólnie jest źle. Tętno chyba szaleje, ale ani myślę choćby spojrzeć na licznik. Nie chcę się przestraszyć. Uff, podjeżdżam w grupie bez problemu. Później chwila zjazdów i odpoczynek, i podjazdy na PRABABKĘ. Bo w sumie trudno powiedzieć że to jeden podjazd bo składa się całość na kilka kilometrów i dość ciężkie hopy. Tutaj pilnuję czuba, by nie jak zwykle zostać gdzieś z tylu. Na szczęście też nie ma takiego tloku jak co roku. Dobre rozwiązanie ten start w kategoriach. Udaje się podjechać całość tych hopek z grupą, kostka jakoś poszła. Później lecimy na Cerekwicę, pod wiatr, idą ranty, Fiołki co chwilę atakują i trzeba gonić.Dajemy radę. Pierwszy przejazd przez metę i zaczynamy drugie okrążenie.

Kolejny podjazd dość ciężki na wyjeździe z Trzebnicy, daje się już we znaki. Ale dzielnie jadę Tętno rośnie do ok 183ud/min. Zaciskam zęby. Uff..Chwila zjazdów, mam czas by zjeść żelka. Jak nigdy po nim - nie czuję w ogóle przypływu energii. Zero, null, nic totalnie. Popijam i jadę dalej. Nagle znowu wyrastają hopki przed prababką, jakby cięższe, jakby ktoś tam dodał kilka procent. Na prababce kibice i fotoreporterzy w postaci niezmordowanej Greten z Szerszenii - no to nie można zostać, trzeba jechać jak to przystało na mnie :) Niestety ktoś zasłonił chyba obiektyw gdy przejeżdżałem obok niej. Jakiś inny kolarz - eh., jak nie podium to chociaż fajne zdjęcie bym chcial :D
Na kostce brakuje trochę pary w nogach, ale mija mnie Rafał Maj chyba i kurde, muszę też dać radę. Ale nie daję, zostaje kilka metrów za grupką, na szczęście nie sam i we dwóch gonimy peleton przez chwilę. Dojeżdżamy, ale czuję się słabiej. Szybki "odpoczynek" i jazda znowu pod Cerekwicę. Tutaj kolejne strzały, ktoś co chwile jakby skacze. Bezsensu. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Jedziemy kolejne kółko, ostatnie! No fajnie, w końcu. Czuje się już znorany, czuję się już na prawdę zeszmacony, ale to dobry objaw chyba. Ma być ciężko, jestem prawdziwym amatorem i sobie jeżdżę dla siebie. O. Podjazd w Trzebnicy ledwo utrzymane koło grupie, wiem że będzie z chwili na chwilę jeszcze ciężej. Ojj.. Źle się dzieje. Cierpię, ale nie odpuszczam. Zjeżdżamy w kierunku Prababki - staram się przepchnąć trochę do przodu, ale to nic nie daje. Jak prababka była ok, tak już kostka po niej - zawaliłem. Pojechałem prawą stroną, noga slabsza, nie było się kogo uczepić, trochę spłynąłem, ktoś z przodu dodatkowo puszcza koło. Peszek, zostałem. Ale, znowu. Nie sam :) Długo gonimy, ale tym razem grupa nawet nie zwalnia na chwilę. Jedziemy, gonimy, ale na nic się to zdaje. Tracimy raptem 100-300 metrów, ale pod wiatr i Cerekwicę nie dajemy rady dogonić. Robimy swój sprint o ogórka i 34 miejsce. Ktoś liże koło, przewraca się uderzając mnie z całym impetem, ledwo utrzymuję rower w pionie. Ale udaje się zafiniszować na drugim miejscu z naszej grupki.

Tym samym pierwszy raz na tym wyścigu jestem z siebie zadowolony, nic nie wygrałem, ale w końcu nie mam sobie nic do zarzucenia, po prostu bylem słabszy :) Objechałem Roberta o 1,5 sekundy, Grzesia o 7 minut, a Kokoś wlożył mi 2 minuty :) Nie jest źle. Spodziewałem się gorszego wyniku :D Może.... Może do 4 razy sztuka ?!

Po ściganiu przebieram się. Idziemy z Robertem i Piotrem jeść, odebrać fanty, oddać numery itd :)
Piotr Lis wygrał wyścig w kategorii a o sobie na stronie sportimed pisze tak: 14-krotny medalista Mistrzostw Polski w kolarstwie torowym i szosowym (w tym 4 tytuły Mistrza Polski). Ehh... No weź z nim wygraj :x
Jechał też sobie i zajechał wysoko Damian Miela: Damian Miela – "kolejny młody zawodnik przenosi się do Francji, tym razem jest to 20-latek , reprezentant klubu TC Chrobry Felt Głogów. Zasili skład ekipy Normandii VC Evreux." Niedawno skończył z byciem PRO i stał się amatorem.

https://www.strava.com/activities/329452602

Impreza na 102! Świetna organizacja, super trasa, super trudna trasa, ciągle z obstawą i wyłączonym ruchem, po prostu bajka. Polecam każdemu :)


M1  do 30 lat: 13/35
OPEN: 34/150

cad: 80
Wyliczona średnia moc z wyścigu przez stravę: 271W

A przed startem wyczaiłem jeszcze Pana Czesława Langa, porozmawialiśmy chwilę, stał autem obok mnie. W porządeczku gość!
Pozdrawiam :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(2)