Mój jeden z ulubionych wyścigów w sezonie, na który zawsze się nastawiam żeby go wygrać, a nigdy się nie udaje :D
Planowany od dawna, zapłacony niedawno, pojechany dzisiaj :)
Wyspałem się dzisiaj bardzo dobrze, 3 dni praktycznie leniuchowania od roweru miały mi dać świeżość, moc i mega power. Wczoraj nie poszedlem na rozkręcenie bo było zimno i bardzo niepewnie i nieprzyjemnie, wygrał ciepły koc :D
Dzisiaj za to co chwilę padał deszcz. W kulminacyjnym momencie ok godziny 14:00 już w samej Trzebnicy mega oberwanie chmury. Pojechalem dość wcześnie by na spokojnie się wyszykować i pokibicować zawodowcom :)
Około godziny 15 zaczynam się na spokojnie szykować. Zjadłem ostatni makaron, ubralem się, pojechałem na krótką rozgrzewkę i wio na start!
Pierwszy raz na tym wyścigu startowaliśmy z podziałem na grupy wiekowe i dystanse. W sumie nieźle, ale o równej walce w Open zapomnij bo nigdy nie wiesz jak jadą ci za tobą. Ustawiłem się w pierwszej linii. START!
Od początku ruszyłem mocno i przez Trzebnicę przeprowadziłem całą grupę, aż do pierwszego podjazdu gdzie poszedł atak dwóch byłych pro zawodników. I tak sobie jechali przez jakieś 60km przed peletonem, a peleton nie mógł dojść. No kurde, trochę nie fair jak tacy kolarze niby amatorzy wygrywają z prawdziwymi "trzepakami". Ale, mniejsza....
Pierwszy podjazd i już czuję zapiek w nogach, ogień w płucach i ogólnie jest źle. Tętno chyba szaleje, ale ani myślę choćby spojrzeć na licznik. Nie chcę się przestraszyć. Uff, podjeżdżam w grupie bez problemu. Później chwila zjazdów i odpoczynek, i podjazdy na PRABABKĘ. Bo w sumie trudno powiedzieć że to jeden podjazd bo składa się całość na kilka kilometrów i dość ciężkie hopy. Tutaj pilnuję czuba, by nie jak zwykle zostać gdzieś z tylu. Na szczęście też nie ma takiego tloku jak co roku. Dobre rozwiązanie ten start w kategoriach. Udaje się podjechać całość tych hopek z grupą, kostka jakoś poszła. Później lecimy na Cerekwicę, pod wiatr, idą ranty, Fiołki co chwilę atakują i trzeba gonić.Dajemy radę. Pierwszy przejazd przez metę i zaczynamy drugie okrążenie.
Kolejny podjazd dość ciężki na wyjeździe z Trzebnicy, daje się już we znaki. Ale dzielnie jadę Tętno rośnie do ok 183ud/min. Zaciskam zęby. Uff..Chwila zjazdów, mam czas by zjeść żelka. Jak nigdy po nim - nie czuję w ogóle przypływu energii. Zero, null, nic totalnie. Popijam i jadę dalej. Nagle znowu wyrastają hopki przed prababką, jakby cięższe, jakby ktoś tam dodał kilka procent. Na prababce kibice i fotoreporterzy w postaci niezmordowanej Greten z Szerszenii - no to nie można zostać, trzeba jechać jak to przystało na mnie :) Niestety ktoś zasłonił chyba obiektyw gdy przejeżdżałem obok niej. Jakiś inny kolarz - eh., jak nie podium to chociaż fajne zdjęcie bym chcial :D
Na kostce brakuje trochę pary w nogach, ale mija mnie Rafał Maj chyba i kurde, muszę też dać radę. Ale nie daję, zostaje kilka metrów za grupką, na szczęście nie sam i we dwóch gonimy peleton przez chwilę. Dojeżdżamy, ale czuję się słabiej. Szybki "odpoczynek" i jazda znowu pod Cerekwicę. Tutaj kolejne strzały, ktoś co chwile jakby skacze. Bezsensu. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Jedziemy kolejne kółko, ostatnie! No fajnie, w końcu. Czuje się już znorany, czuję się już na prawdę zeszmacony, ale to dobry objaw chyba. Ma być ciężko, jestem prawdziwym amatorem i sobie jeżdżę dla siebie. O. Podjazd w Trzebnicy ledwo utrzymane koło grupie, wiem że będzie z chwili na chwilę jeszcze ciężej. Ojj.. Źle się dzieje. Cierpię, ale nie odpuszczam. Zjeżdżamy w kierunku Prababki - staram się przepchnąć trochę do przodu, ale to nic nie daje. Jak prababka była ok, tak już kostka po niej - zawaliłem. Pojechałem prawą stroną, noga slabsza, nie było się kogo uczepić, trochę spłynąłem, ktoś z przodu dodatkowo puszcza koło. Peszek, zostałem. Ale, znowu. Nie sam :) Długo gonimy, ale tym razem grupa nawet nie zwalnia na chwilę. Jedziemy, gonimy, ale na nic się to zdaje. Tracimy raptem 100-300 metrów, ale pod wiatr i Cerekwicę nie dajemy rady dogonić. Robimy swój sprint o ogórka i 34 miejsce. Ktoś liże koło, przewraca się uderzając mnie z całym impetem, ledwo utrzymuję rower w pionie. Ale udaje się zafiniszować na drugim miejscu z naszej grupki.
Tym samym pierwszy raz na tym wyścigu jestem z siebie zadowolony, nic nie wygrałem, ale w końcu nie mam sobie nic do zarzucenia, po prostu bylem słabszy :) Objechałem Roberta o 1,5 sekundy, Grzesia o 7 minut, a Kokoś wlożył mi 2 minuty :) Nie jest źle. Spodziewałem się gorszego wyniku :D Może.... Może do 4 razy sztuka ?!
Po ściganiu przebieram się. Idziemy z Robertem i Piotrem jeść, odebrać fanty, oddać numery itd :)
Piotr Lis wygrał wyścig w kategorii a o sobie na stronie sportimed pisze tak: 14-krotny medalista Mistrzostw Polski w kolarstwie torowym i szosowym (w tym 4 tytuły Mistrza Polski). Ehh... No weź z nim wygraj :x
Jechał też sobie i zajechał wysoko Damian Miela: Damian Miela – "kolejny młody zawodnik przenosi się do Francji, tym razem
jest to 20-latek , reprezentant klubu TC Chrobry Felt Głogów. Zasili
skład ekipy Normandii VC Evreux." Niedawno skończył z byciem PRO i stał się amatorem.
https://www.strava.com/activities/329452602Impreza na 102! Świetna organizacja, super trasa, super trudna trasa, ciągle z obstawą i wyłączonym ruchem, po prostu bajka. Polecam każdemu :)
M1 do 30 lat: 13/35
OPEN: 34/150
cad: 80
Wyliczona średnia moc z wyścigu przez stravę: 271W
A przed startem wyczaiłem jeszcze Pana Czesława Langa, porozmawialiśmy chwilę, stał autem obok mnie. W porządeczku gość!
Pozdrawiam :)