To co już za mną:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2017

Dystans całkowity:1842.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:62:08
Średnia prędkość:29.65 km/h
Maksymalna prędkość:90.00 km/h
Suma podjazdów:13456 m
Maks. tętno maksymalne:185 (95 %)
Maks. tętno średnie:155 (80 %)
Suma kalorii:37058 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:108.35 km i 3h 39m
Więcej statystyk

Pierwsza jazda po ciemku..

Środa, 12 lipca 2017 · Komentarze(6)
Ktoś się może śmiać: "jaka tam nocna jazda" jak ledwo trzy godziny.... Pierwszy test i pierwsze wnioski.

Nie chodziło o test organizmu i jazdę w nocy, bo to jako tako przeżyć muszę. Z lepszą czy gorszą formą poradzę sobie z tym na pewno. Najwięcej zachodu jest z elektroniką, torebkami, sakiewkami, bateriami itd. Czyli po prostu jak to wszystko poustawiać, jak to przyczepić, żeby się stabilnie trzymało, nie denerwowało i nie tarło po nogach.

To ostatnie było najbardziej denerwujące ledwo gdy wyruszyłem. Przez kilka pierwszych kilometrów jazdy nie miałem prawie wcale, powód był prosty: zatrzymywałem się chyba kilka razy aby poprawiać i odczepiać - przyczepiać ponownie. W końcu udało się ruszyć i jechać dalej bez zatrzymywania: zdaje się jakiś kompromis między wygodą a funkcjonalnością. Niestety ani jedno ani drugie nie było na 100%, co sprawia że z moim charakterem denerwuje mnie to przepotężnie...

Gdy się ściemnilo jakoś tak koło 22 - zapaliłem pierwsze lampki. Jedną na full, drugą oszczędzałem bo jak na full to jak w dzień. Ta na full wytrzymała na full przez godzinę po czym zrobiła coś co mnie wystraszyło. Po prostu się wyłączyła. Dało radę ją zapalić i na jakieś 30% chyba wytrzymała aż do końca treningu - czyli jeszcze ponad 2h. Włączyłem drugą, na 50 czy 75 procent i tak wytrzymała do samego Krotoszyna. Na 10km do domu włączyłem ją na full i pięknie świeciła. Ogólnie wiem, że z lampkami nie będzie problemu. A bynajmniej być nie powinno. Tył także ładnie świeci - mocno i szeroko. Do tego dwa lasery świecą na asfalt wyznaczając "bezpieczną strefę" co zwiększa widoczność i bezpieczeństwo.

Telefon w sakwie na ramie, w jej kieszeni dwa duże powerbanki. Podpiąłem praktycznie rozładowany telefon do powerbanka. Naładował go ładnie i tak dojechaliśmy z podłączonym telefonem do Krotoszyna. Czyli powerbank wytrzymał prawie 4h. Naładował i cały czas dawał energię. Po przyjeździe do domu została jedna "kropka". To jakby trochę rozczarowuje bo wszystko co możliwe było wyłączone a jedynie chodził GPS. Mam nadzieję, że telefon wytrzyma cały dystans bo nie trafię totalnie nigdzie. No i cały czas pozostaje niewiadoma co do zasilania garmina! Boję się tego ultraMaratonu, no ale jakoś muszę podołać, nie ma innego wyjścia :)

Sama jazda w nocy straszna nie jest. Tylko moje oczy zawodziły i nie potrafiły dojrzeć która godzina, czy się ładuje tel i ile % zostało.. Dlatego konieczne będą zwykłe okulary w kieszonkę by czasem je założyć :) O tak po prostu.

Jazda była bardzo spokojna, totalnie mi na średniej nie zależało. Byle tylko zrobić testy sprzętu :) Jutro riplej z małymi modyfikacjami. Zobaczymy usprawnienia :)

cad: 83

My night bike :)



Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)

Supermaraton "Don Kichota" 2017 w Nietążkowie

Sobota, 8 lipca 2017 · Komentarze(9)
Jak wygrywać to uczciwie, jak przegrywać to z honorem... Rozwinięcie myśli na koniec wpisu!

Razem z Czesią udaliśmy się w piątkowe popołudnie do Nietążkowa. Tak tak, godzina drogi od Krotoszyna a ja śpię tam w internacie. Masakra! Ale w sumie fajnie było, także dobrze że Czesia mnie namówiła na nocleg......ale tylko jeden! :D Dojechaliśmy, poszliśmy po numerki i na odprawę..oraz podegustować egzotyczne żelki energetyczne z Dextro Energy. Jednego na próbę kupiłem z podwójną dawką kofeiny o smaku kawy. Poszliśmy do naszego apartamentu, zjedliśmy kolację i gdy chcemy iść spać... no cóż, nigdy nie owijam w bawełnę to i teraz nie będę i nie napiszę "ktoś"....a tu ekipa gryfusów ze Szczecina urządza sobie imprezkę do późnych godzin nocnych w bardzo głośny sposób. Jakbym spał na dole i mial ich drzwi w drzwi to byłbym zszedł albo dzwonił po dozorcę..na szczęście spaliśmy na piętrze i wystarczył zabieg zamknięcia drzwi na korytarzu. Inni maratończycy niestety sobie nie pospali komfortowo.... bo skoro cisza nocna jest od 22 to szanujmy to że śpimy w "miejscu publicznym" i inni zza ściany niekoniecznie chcą tego słuchać. Nam na szczęście udaje się jakoś zasnąć i rano budzimy się nawet przed budzikami!

Zapowiadają deszcze, burze i wichury.... ale to nic, tak czy siak jadę na krótko... w miarę wysoka temperatura to i letnie ciuszki wystarczą.. Startujemy w całkiem fajnej grupie (na papierze), ale jak się okazuje do tych przed nami dopisują się rano inni mocni zawodnicy więc nasza przestaje być jakąś "szczególną". Jak się później okazało lider pucharu polski czeka na grupę za nim, a do nich dołącza zawodnik elity Przemko z Ostrowa bez numerka... Więc na początku moje i nasze 40km/h było niczym w stosunku do ich 45km/h. Goniliśmy długo goniliśmy mocno...Niestety po pierwszym pomiarze czasu tracimy coś ponad 3 minuty... Minęliśmy się na drodze zaraz za pomiarem po nawrocie więc nie trudno było to sobie w głowie obliczyć. Motywacja była silna, ale zabrakło szczęścia i trochę lepszej nogi dzisiejszego dnia. Moja grupa w skrócie: Krzyś Łańcucki łapie po kilku kilometrach gumę, Szymon Koziatek najmocniejszy, ale po Pierścieniu 610km i zmęczony, Marcin Sierant w formie, ale mimo wszystko brakuje trochę mocy. Czasem do nas dołączają kobiety z szosy, czasem rowery inne?! Tempo trochę siadło, bo i każdy się umęczył gonitwą.. Później już jechaliśmy z myślą żeby dużo nie stracić, co kurde też nie wyszło.

Ja złapałem Czesię, mnie złapała ulewa - albo dwie.. Z Czesią mijamy się jeszcze gdzieś tam na trasie. Łapiemy maruderów, ale czasem tylko ktoś siada na koło ale albo nie za wiele pomaga albo spada z koła po chwili...

Na metę wpadamy 20 minut po Heniu i 15 minut po grupie przed nami... Niestety nam nikt niezgodnie z regulaminem nie pomógł. To nie ból dupy, ale jak wygrywać to uczciwie, a jak przegrywać to i tak o tym napisać.....bo ostatnich relacji nie uraczysz. W sumie cieszę się, że bardziej kogoś boli przegrana ze mną, niż przerżnięcie w kategorii xD ni ma tematu. Czekamy na wtorek xD

Moja dyspozycja dzisiaj daleka od najlepszych. Albo nie odpocząłem po Wiśle i tamtejszych treningach, albo forma jak to u mnie przeważnie w lipcu bywało leci na łeb na szyję. W generalce niestety straciłem dzisiaj swoją górkę i teraz ja muszę gonić! Jak się okazuje cholera faktycznie: im trudniej tym lepiej.. Samo życie. Za dwa tygodnie jedziemy wspinać się w Zieleńcu i dalej walczyć!

Na trasie całkiem spoko dwie/trzy hopki.. dobre oznakowanie trasy, nawet największe dziury były oznakowane. Bufety spoko, ale było trzeba się zatrzymać. Jedynie co to trochę słaba obstawa trasy przez policję czy straż - na kilku skrzyżowaniach w lewo zero zabezpieczenia. Jedzonko na mecie standardowo kotlet - ale przepyszny :)

Czesia dojechała znowu z szaloną wysoką średnią. Coraz lepiej jej idzie....jedzie :D

Nasze podium GIGA M2 szosa :) Drugi Piotrek Szudra a trzeci Jacek Ilmer. Świetna ekipa, świetni ludzie! Dziękuję za wspólną rywalizację :)
Na

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(9)

Dzisiaj: rozkręcenie nóżek przed.

Czwartek, 6 lipca 2017 · Komentarze(0)
W tym tygodniu odpoczynek i w miarę luz co by się zregenerować odpowiednio po Pętli. W sobotę do Nietążkowa :)

caD: 86

21% na zawodach w Wiśle dał się we znaki...


Ale ogólnie jestem spokojnym, wyluzowanym i szczęśliwym facetem ;-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Rozjazd - dzień 3

Niedziela, 2 lipca 2017 · Komentarze(0)
Dzisiaj lekki rozjazd po wczorajszej wynorze. Wczesna pobudka i jazda na Salmopol i powrót.. Póki nie padało to jeszcze raz do góry od tablicy Malinka i do góry... I w dół... i pakujemy się i wyjeżdżamy. Zgrupka w górach zakończona. A jazda wcześnie rano i praktycznie na czczo jest ciężka.. Batonik prawie nic nie dał.. Ale później uzupełnione kalorie w KFC i na domowym obiadku w między czasie dokarmiane czekoladą w samochodzie :D

Było mega!

cad: 73

Ostatni trening w lekkim deszczu i przy niskiej temperaturze :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Pętla Beskidzka 2017

Sobota, 1 lipca 2017 · Komentarze(0)
Po latach wróciłem do Wisły. Były rachunki do wyrównania standardowo na najdłuższej trasie. Zawsze Pętla mnie pokonywała, zawsze łamała mi psychę i ledwo ją kończyłem, raz nawet jej nie ukończyłem. Stanąłem więc dzielnie na starcie sobotniego wyścigu. Tak! Wyścigu, nie maratonu, nie jakiegoś innego dziwnego tworu - jednego z najcięższych wyścigów w Polsce - Pętli Beskidzkiej.

Stanąłem bez kompleksów, a co mi tam, pierwszy rząd - z później jak się okazało - zwycięzcą wyścigu, ale i innymi kolegami z którymi miałem przyjemność wzajemnie mijać się nie jeden raz i nawet jechać kilkadziesiąt kilometrów razem.

Ruszyłem całkiem żwawo, dopóki było w miarę płasko trzymałem się za autem Wieśka Legierskiego. Gdy wyjechaliśmy z centrum - stała Czesia i pstrykała fotki :) Wtedy jeszcze jechałem w czubie... Jak to ja ;-) Po skręcie w stronę zameczku organizator przyspieszył, peleton został z tyłu i  to jedyne co mi się pewnie znowu udało - to będą fajne fotki... Wyjechałem przed powoli jadący peleton... I tyle..

Gdy skręciliśmy na główną część podjazdu pod Zameczek pokaz siły ze strony rywali był nie do zniesienia... Tętno skoczyło całkiem mocno i szybko, do głosu doszli Adrian Jurek, Wojtek Kokosiński i inni walczący o zwycięstwo open.. No, ja powoli spływałem w peletonie.. Udało się znaleźć całkiem fajną grupkę jadącą podobnym do mnie tempem. Jadąc sobie powoli i rozmawiając dojechaliśmy na szczyt. Chwila zjazdów, później sztajfy po 21%, kilkanascie kilometrów wypłaszczenia i lekkich hopek. Stajemy na bufecie, uzupełniamy bidony, jemy życiodajne arbuzy i lecimy dalej. Czuję się "świetnie" - jak na siebie...  Prowadzę grupę, spawam czasem jakieś dziury, jest ok, jem i piję na bieżąco.

Zjeżdżamy do Szczyrku i powoli zaczyna się podjazd na Salmopol. I tu... W połowie gdzieś, staje się coś czego nie potrafię sobie wytłumaczyć.. W głowie, w nogach, w brzuchu, w kolanach...w pazokciach i włosach.. po prostu wszędzie! Jakiś mega kryzys, nie wiem skąd, nie wiem po co i gdzie i co i jak i w ogóle siadła mi psycha... Zaczęło boleć kolano, albo starałem się znaleźć wymówkę żeby zrezygnować?! Wypiłem colę, niestety nic mi to nie pomogło, nawet humoru nie poprawiło. Dojechałem do Wisły, skręciłem na Zameczek i....jechałem.. W sumie "jechałem" to za dużo powiedziane, umierałem i ledwo przepychałem korbami.. A to była dopiero połowa trasy.. Humor popsuła jeszcze ulewa, która towarzyszyła mi przez cały ten podjazd...

Dojechałem do "mety", stanąłem i rozprostowałem nogi, chciałem już kończyć, ale na mini przepisać się nie można, nie byłem ostatni i spiker wygonił mnie na drugie kółko. Po chwili stanąłem na bufecie, zjadłem chyba pół arbuza... wypiłem izotoniku i ruszyłem dalej. Ktoś mnie dogonił, kogoś ja minąłem... Jechałem.. Odżyłem gdzies dopiero za tymi sztajfami 21% nachylenia. Ogólnie poczułem się ciut lepiej. Ale drugie kółko pokonałem praktycznie w samotności. Może i nawet lepiej mi się jechało aniżeli w tamtej grupie.

Przed Salmopolem zjadłem ostatniego żelka....ale ten nie dał mi praktycznie żadnego spodziewanego kopa.. Po prostu kręciłem jak kręciłem. Później zjechałem, skręciłem na Zameczek - ostatni podjazd i próba zamachu na moje życie.. heh.. Skręcając w lewo chciałem ściąć zakręt i wziąć wysepkę z lewej a tu auto, jak zahamowałem i mi koło rzuciło to ledwo wyrobiłem, ale nieźle.. Czesia stała i robiła zdjęcia.. Zaczęło tu znowu lać jak z cebra! No znowu, znowu tu pada.. Po prostu było to idealne podsumowanie mojego występu..

Dojeżdżając do mety dogania mnie jeszcze jeden kolarz, ale nie daje się na finiszu przegonić i wygrywam o jakieś sekundy...
Zjeżdżam do Wisły, oddaje numer i jem obiad no i lecę do "domu". Mycie, ogarniamy się i lecimy w trójkę do Cieszyna na smażony syr ;-)

Michał pojechał calkiem dobrze na 80km, Czesia przejechała też ten dystans, wszyscy zadowoleni pojechaliśmy na wycieczkę.

Ja średnio zadowolony z formy, myślałem, że pójdzie mi znacznie lepiej.. Rzadko zdaża się abym nie zdążył nawet na dekoracje. Ale pierwszy wykręcili jakieś kosmyczne czasy poniżej pięciu godzin i lekko powyżej pięciu. Masakra!

Jechałem tu z planem potrenowania w górach i plan zrealizowałem. Przejechałem dystans, choć psycha w połowie siadła.. Niby jechałem nie chcąc nawet wielce rywalizować, ale jak to zawsze bywa to samo się włącza gdy staje się na starcie :)


Organizacja na wielki plus! Pierwsze kilometry za policją i autem orga, później zamknięta droga.. Ale jak już zostałem w grupetto to między autami. Bufety pełen wypas! Arbuzy przecudowne! Dalej to oznakowanie i obstawione skrzyżowania - wszystko było na wysokim poziomie! W pełni profesjonalizm! Do tego na mecie dobry makaron. Po prostu polecam tę imprezę! :) Szacun dla organizatorów, bo nie ma się nawet do czego przyczepić :)

OPEN: 42/56
Kat. A (do lat 30): 9/11
DNF: 5 os.

cad: 81

Świetnej jakości i pięknej urody zdjęcie od Pani Barbary Dominiak (https://www.facebook.com/barbara.dominiak.foto/) :) Gdzieś tam na trasie :)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)