To co już za mną:

Ponad 10 tyś w 2016 :-)

Niedziela, 11 września 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj lekki rozjazd po wczorajszych 303km w Rewalu. Nogi bolą, piekielnie bolą.. Plecy, ręce szyja... wszystko boli..Ale pojechałem pięknie, ahh :-)

I musze się pochwalić, że tym samym wczoraj zrobiłem w roku 2016 już ponad dziesięć tysięcy kilometrów, a dokładnie:

10 142 km

Na plaaaaaży, na plaży fajnie jest :-)


Po czym poszedłem się kąpać ;-)


Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

ULTRAmaraton w Rewalu.

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(1)
Zrobiłem to ! Pierwszy raz w życiu pokonałem dystans ponad trzystu kilometrów na rowerze - dokładnie 303km..

W piątek przyjeżdżamy wieczorem do Rewala, rozpakowujemy się szybko i póki widno lecimy na miasto. Spotykamy się ze Zbigim i żoną oraz Krystianem Bałamąckiem ze Skalmierzyc i idziemy na kolację. Ja zamawiam pizzę i w czasie oczekiwania na jedzenie lecę się wykąpać w morzu, fajne fale...woda zimna, ale kąpałem się już w zimniejszej. Trochę popływałem i się potaplałem i było trzeba wracać jeść. Pizza była nie do przejedzenia.. Ale całkiem dobra. Później idziemy do domku spać...

Budzik na 5:00 rano. Wstać się nie chce, za oknem nic nie widać, mgła, jeszcze ciemno, zimno!!! Jeść się nie da, o tej porze za dużo w siebie nie wciskam - bułka, parówka i rogalik.. Tyle tego na ultra dystans. No nic, zjem na trasie.. Coś tam jeszcze w drodze na start.
Grupa zapowiada się fajna. Spotykamy się znowu z Panią Anią Kruczkowska czy np. Henrykiem Bętlewskim. Grupa patrząc po znajomych twarzach całkiem fajna, taka która może powalczyć. Startuję jeszcze fajnie z Interkolem Arturem.

Od startu tempo dość mocne, rozkręcamy z chłopakami porządnie żeby się rozgrzać, bo zaczynamy w 11*C - nie zdziwię się jak jutro poleżę sobie z gorączką albo innym przeziębieniem. Z godziny na godzinę jednak wschodzące słońce coraz bardziej otula nas swoimi promieniami a wiatr rozgania gęste mgły rozlane niczym mleko.

Zostajemy w 6os... Pracujemy w pięciu - Artur przez 2,5 okrążenia nie daje praktycznie żadnej zmiany i wiezie się na kole, za co nawet nikt nie ma do niego pretensji. My ciśniemy porządnie, bardzo mocne zmiany napawają optymistycznie na dobry wynik w open. Coś tam czasem zgarniamy maruderów z mega, mini, ale nikt się na stałe nie utrzymuje. Po pierwszym okrążeniu mieliśmy prędkość średnią 38.1kmh, drugie przejechane również mocno ze średnią 37kmh a na trzecim już trochę wszystkim siadlo i przejechaliśmy około 35,5kmh. Czwarte to prędkość 35km/h mniej więcej, ale to już inna historia.

Zabieramy czasem wodę na bufetach, ja dodatkowo miałem w kieszonce Oshee które uratowało mi życie no i bułkę którą zjadłem na 160km. Pierwsze dwa kółka to była szajba i równa mocna walka ramię w ramię z grupą trzecią, ale trzecie kółko nam siadło, a ich usktrzydliło gdy zabrali się z grupa mini ze Stargardu gdzie zasuwali pod 45km/h non stop. Dogonili nas na chwilę przed nawrotem na mecie i od tej chwili jechaliśmy w 5-6 osób. Reszta peletoniku przysnęła na rondzie i została. A do nas doszło z 6:20 dwóch kolarzy Paweł Sojecki (aktualny lider) oraz Marcin Sierant. Zostało jeszcze dwóch od nas z grupy, Henryk Bętlewski wykorzystał zamieszanie i nas postój na bufecie i przejechał solo całe okrażenie uciekając nam na prawie pięć minut.

My chcemy jechać po zmianach, choć mnie powoli zaczyna odcinać bo pracowałem mocno cały dystans.. zjadam kilka dobrych rzeczy.. no i wio.. Ci co nas doszli jadą obok siebie, za nimi Artur, ja i białoczerwony kolega który też już eweidentnie miał dość po mocnej pracy przez ostatnie 230km. Wpuszczamy więc najbardziej wypoczętego Artura przed nas, chcemy odpocząć żeby zebrać choć trochę sił na ostatnie kółko...ale on zdaje się tego nie rozumieć i robi kilka razy kilkuset metrowe przerwy... raz pospawałem sam ale dojechali i oni.. Za którymś tam razem puścił korby kompletnie, zaczęło się dłubanie w nosie... Ale widać że ma siły bo skoczył dwa / trzy razy i kazał nam wyjść na zmianę, no ale jak się robi dziurę to i trzeba ją samemu pospawać.. Po chwili jednak zrobiła się dość sporawa przewaga kilkuset metrów, wszyscy w grupce naszej puścili korby.... To skoczyłem za Pawłem i Marcinem... udało mi się ich dojść, ledwo ale jednak i od tej pory współpraca układała się wyśmienicie. Jechaliśmy z założeniem spokojnej jazdy podczas której każdy pracuje ile może, gonimy uciekiniera... Widzę, że z tyłu też chwilowa pogoń, ale odjechaliśmy..  No i pytanie jak ktoś nie dający zmian może mieć pretensje że chcesz trochę odpocząć na kole ?! :-)

Całe czwarte kółko przejechaliśmy razem dając na prawdę mocne zmiany. Chwilami bałem się o skurcze ale...nic z tych rzeczy ;-)
Tempo solidne i równe, fajna jazda.. Uskrzydla mnie wizja coraz bliższego morza i kąpieli.. Na bufecie zostaje Marcin który musiał się zatrzymać, a my z Pawłem Sojeckim dojechaliśmy do mety wykręcając pierwszy i czwarty czas open. Mojej grupce odjechalem z nim na ponad 8 minut zajmując:

OPEN: 4 miejsce
Kat. M2: 1 miejsce

Organizacja maratonu całkiem dobra, choć start aż za wczesny we mgle, w zimnie i lekko niebezpieczny - tylko jeden punkt kontrolny i zdecydowanie szło mocno skracać no i te grupy startowe niekonieczne sprawiedliwie "wyłonione" na mega i mini.  Strzałek dużo, zgubić się nie dało. Asfalty jak najbardziej OK. Bufety - spoko ;-)

Po maratonie czekają na mnie koledzy z Interkolu - wspólne foto, idę się przebierać i schłodzić się do morza. Popływałem, powariowałem i wracamy do Krotoszyna.

Dzisiaj jak tydzień temu w Karpaczu miałem nogę konia - w sumie wychodzi na to, że i mam okres konia - tak jak zaplanowałem że końcówka sezonu ma być dobra - tak też jest :-) Kolejny raz mogę powiedzieć, że wygrywam dzięki samemu sobie, a nie jakiejś czy innej sytuacji. Z wyniku jestem bardzo zadowolony, mocna praca przez cały dystans, ucieczka.. Po prostu tak miało być ;-)

cad: 86

Zaraz po przyjeździe na metę razem z Pawłem Sojeckim - liderem klasyfikacji supermaratonów i zwycięzcą open w Rewalu.
Zmęczeni ale szczęśliwi ;-)


I zmarnowany Kris z mewami kąpiący się w Bałtyku zaraz po maratonie :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Przepalenie nóżek przed Rewalem :-)

Czwartek, 8 września 2016 · Komentarze(0)
Przepalenie nóżek przed sobotnim dystansem ULTRA - 301 km :-)

Po bardzo udanym wyscigu w Karpaczu walczymy teraz z wiatrem i długim płaskim dystansem...

Ps. Dopiero dziś nawet dopiero zauważyłem że na ostatnim treningu wrócił do mnie KOM na Dziadkowie UpHill :-) O sekundę ale jednak :)

https://www.strava.com/activities/702872222#172391...

caD: 82

Start w Karpaczu :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Wygrany wyścig w Karpaczu - Liczyrzepa 2016

Sobota, 3 września 2016 · Komentarze(1)
Dzisiaj był dzień konia, wspaniały dzień, kumulacja, dzień w którym udaje się (prawie) wszystko.

https://www.strava.com/activities/699205336

Od samego rana wyjazd do Karpacza.. Wylosowane grupy, już wiadomo kto jak gdzie i o której.. Wiadomo kto mnie i kogo ja będę ścigać. Jest wielka motywacja. Idziemy odebrać pakiety, jemy ostatnie banany, szykujemy się i wuala - powoli trzeba stawać na starcie.
Ciutkę zimno, ale jedziemy na krótko....na 168 km :-)

Od startu mocne tempo, nie ma co się opieprzać, jeden teamu JasKółki z M2 startował przede mną piętnaście minut....jeden z jaskółek startował ze mną... dwóch jeszcze po mnie z M2... także trzeba gonić, uciekać i jeszcze raz uciekać Od samego początku mimo, że jakoś tak ciężko było, tak nadalismy na prawdę mocne tempo...zostało nas chyba pięciu. Jaskółka praktycznie zmian nie dawała... widziałem że przy mocniejszych zaciągach trochę zostaje... Wszyscy jakoś podjechaliśmy Sztajfę Drogą Głodu - nie targaliśmy jakoś strasznego tempa.. Później zjazdy i jakieś hopki... Na podjeździe pod Okraj trochę zaatakowałem, postanowiłem sprawdzić nogę i kto za mna pojedzie. Tempo było wręcz chwilowo spacerowe.. Chłopaki po chwili się zebrali i dojechali do mnie...

Wjazd na kółko dla mega i giga - doganiamy grupę z mega która robi całkiem dobrą robotę. Po zmianach cisniemy naprawdę niemożebnie. Kosmos.. Podjeżdżamy sztajfę drugi raz....bardzo mocne tempo gdzie strava pokazała prawie 1200VAM i zostaje kilka osób które się opieprzały podczas zmian, w tym jaskółka.. Widząc to dokręcam jeszcze mocniej, na zjeździe staram się dokręcać by czasem nikt nie dojechał... Po chwili dojechał tylko jeden chłopak który robił tez dobrą robotę na zmianach.

Nie zwalniamy tempa, pod Okraj tempo takie że aż dopytuję kiedy się kończy... Jedyne co to powoli woda.. Zjeżdżamy jednak razem, jedziemy razem... aż do sztajfy.. tam znowu mordercze tempo.. zostaję z dwoma kolegami jakieś 400-500m za grupą...no i dupa.. nie udaje się ich już dojść ani na zjazdach ani na hopkach, ani na podjazdach. Ani widu ani słychu.. Na szczęście jednak po drodze bufet, biore dwie butelki, jedna wypada...drugą wlewam do bidonu.. jem żela i jest idealnie. Pod podjazdem pod Okraj żona jednego z kolegów daje nam zimne CocaCole - poczułem się jak PROs :D A coca cola dała niezłego kopa i orzeźwienie.

Ostatnie kilometry to zjazd z Okraju, chwila prostej przez Kowary i podjazd do Karpacza... Po prostu było bosko. Ciągle w czubie, na zmianach i nadający tempo. Po prostu wszystko idealnie, wspaniały dzień.

Wpadam na metę razem z jednym kolegą, z którym już jechałem raz w Wolsztynie... Dostaję medal, okazuje się że mam całkiem dobry czas.. prawie dogoniłem grupę która startowała 10 minut przede mną. Okazało się po chwili, że w myślach jadąc po drugie miejsce, bo dla mnie faworyt w M2 był jeden, że wyniki mnie bardzo zaskoczyły... Pojechałem na czwarte miejsce open, pierwsze w swojej kategorii wiekowej... Ogólnie nigdy koledze nie dołożyłem, a tu dzisiaj aż 5 minut ! :-)

Organizacja mimo małego zamieszania w biurze zawodów i późne otwarcie bardzo dobra ! Dużo wyraźnych strzałek, bardzo dobry makaron z mięsem na mecie... Profesjonalna firma z wynikami... Ładne pucharki :-)

Podsumowując, pojechałem dla mnie wręcz niesamowicie - jestem zadowolony, pojechałem w górach tak jak nigdy :-) To efekty dobrych i odpowiednich ostatnich treningów :-) Jest super ! :-) Widzimy się za tydzień w Rewalu :-)

1 miejsce w Kategorii do lat 30 - M2 szosa
4 miejsce w OPEN Giga na 52 kolarzy :-)
cad: 81
Jest po prostu pięknie :-)


Na mecie od razu dostawałeś piękny pamiątkowy medal ;-) Od pięknej Pani ;-)


Giga Ekipa :-)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(1)

Rozjazdowo

Wtorek, 30 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Dzisiaj na spokojnie sobie rozjazd po maratonie, nie, nie wyścigu ze startu wspólnego :-)
Aż mi się śmiać zachciało.....

jeden jegomość kilka tygodni temu innemu dawał "wielki szacun" za wygranie kategorii na maratonie, za ten maraton dawał kolejnym na podium także "wielkie gratulacje", sam ściga się np. po jakiś januszowych wyścigach o długości swojego ego jak stąd do sklepu i chwali się wygraną.....a mnie w komentarzach hejtuje :( jak mi jest przykro :(

:D haha.. no... właśnie..

każdy niech sobie jeździ i się ściga jak gdzie chce bez umniejszania czyiś "sukcesów'. zajmijmy się sobą, jakim trzeba być małym człowiekiem żeby tak się zachowywać jak jegomość.

cad: 82

Robimy swoje :)

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(0)

Maraton "Don Kichota" w Nietążkowie

Sobota, 27 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Maraton "Don Kichota" w Nietążkowie - czyli jak udało się prawie wszystko - nie udało się wygrać.... 49s.

Grupy rozlosowane w taki sposób, że od samego startu spokojnie wskazałem zwycięzców tego maratonu. Myślałem jednak że będzie przepaść między nami, a tu bardzo miłe zaskoczenie. Mnie los zestawił z Jakubem Latajką z Interkolu i dwoma w miarę znanymi mi ludźmi Henrykiem Bętlewskim i kolegami z Ambit Racing Teamu. Ja ze swojej grupy goniłem kolegów z M2, którzy startowali w najlepszej grupie.

Zaraz po starcie nadaliśmy bardzo mocne tempo, zostajemy w 4 - nasza grupa to były trzy kobiety, starszy pan i jak widać nikt więcej mocny, w sumie od startu jechaliśmy bardzo mocno we dwóch, Kuba się nie rozgrzał i go paliło w sercu, płucach i nogach, a tętno skakało ponoć zbyt wysoko, kolega który się z nami utrzymał dawał zmiany o kilka oczek niższe, więc jedynie taki pożytek że się chwilę dłużej odpoczęło. Tempo było doprawdy zawrotne, nie wiedziałem że mogę tak fajnie i długo dawać mocne zmiany :-)

Doszliśmy kilka grup które jechały przed nami, w sumie wszystkie możliwe poza grupą "faworytów". I co ? Nie zwalniamy tempa, gdy tylko doganiamy ostatnich, dajemy dalej mocną zmianę, dobrą zmianę, by tylko pojechać o open... A nóż się uda..

W pewnym momencie, Heniowi Bętlewskiemu i jego koledze Piotrkowi Chmielewskiemu ze Stargardu odbija i zaczynają wszystkich wyzywać bardzo niekulturalnie.. Że nie dajemy zmian, że te zmiany są złe, że nas roz*ebie, zahamuje i wyj*ebie, że tylko spróbojemy się ścigać na kreskę, ba....nawet zwykłych rowerzystów na trasie wyzywali żeby wypier*alać...  w takiej atmosferze jaką oni stworzyli jeszcze nie jechałem w tym naszym amatorskim peletonie. Henio później próbował uciekać, namówił kolegę żeby go nie gonić, podjeżdżał do wszystkich i mówił że on ucieka i żeby go nie gonić, bo te dwa Interkole są najgorsze, zaraza.... No to uciekł, pewnie myślał że pojadę z nim, do mety jakieś 60km... wiatr wiał... gorąco było... bez jakiejkolwiek pogoni, równym tempem, po zmianach, każdy tyle ile chciał i mógł - dojechaliśmy do niego z nóżki na nóżkę - zdaje się nikt go nie chciał słuchać :-)

Zmiany każdy dawał, inaczej też byśmy nie doszli żadnej z grup, kiedy kilku chłopkaów, w tym ja z naszego peletonu wcześniej jeszcze stanęło na bufecie - oni pojechali i zaatakowali, goniłem kawał drogi z jedną butelką w ręcę i drugą w zębach... Oni cisnęli spinę w cholerę, a my z innymi spokojnie rozmawiając się poznawaliśmy, ale dalej po zmianach pykaliśmy kilometry.

Później na kilka kilometrów przed metą odjechała nam dwójka kolegów z peletoniku... nikt za nimi nie ruszył i to był jak się okazało na mecie wielki błąd, ale o tym zaraz... Dojeżdżamy do Nietążkowa, Henryk Bętlewski wychodzi na przód i widzę że chce wjechać pierwszy na kreskę, ale jakoś tak się stało, że objechałem go i jego kolegę i wjechałem jeszcze 5s przed nimi. Kuba dojechał z nami cały i zdrowy...  Upał dawał się we znaki niemiłosiernie, bolała głowa, nie szło się nawodnić.. masakra, ciągle w pełnym słońcu :) Ale w sumie wolę to niż deszcze ;-)

Na mecie porównujemy czasy z Arturem z liczników... wychodzi na to że wszystko jest na styku, że może nawet wygrywamy open... Ale... jednak nie! brakuje 49s ! :( Wróćmy do akapitu poprzedniego gdzie odjechali nam dwaj koledzy - nadrobili nad nami 1min 40s... Więc gdybym pojechał z nimi, albo byśmy po prostu przyspieszyli i wszyscy razem pojechali tym tempem, mielibyśmy wygraną w open na tym maratonie. Ehh...A była jeszcze moc i mozliwość... Gdyby człowiek wiedział :/ No właśnie, gdyby gdyby :) Ale nie jest źle....

2 miejsce w kategorii wiekowej M2
6/47 miejsce OPEN

cad: 85

Jak zawsze uśmiechnięty, zadowolony i w ogóle chyba faktycznie w dobrej formie :D

Zapraszam do komentowania wpisów | Komentarze(6)