Miało nie padać, zlało mnie już na początku ledwo wyjechałem z Krotoszyna. Chwilami miałem myśli czy i ew. kiedy zawrócić do domu, bo przecież albo zaraz zacznie padać bardziej, nikt nie przyjedzie na rynek, a ja tylko zmoknę i zmarznę.
Ale z czasem zrobiło się całkiem znośnie, cały czas z nieba coś kropiło, ale dało się przeżyć. Zdecydowanie jednak trzeba zacząć zakładać już powoli ciut cieplejsze rzeczy na siebie.
Dojechałem chwilę przed 10 do Ostrowa i po drodze na rynek spotkałem Zbigiego z kolegą, spokojnie sobie gaworząc dojechaliśmy na zbiórkę, był już Grześ i Kuba, po chwili dojechała reszta chłopaków. Wybraliśmy drogę na Mikstat i Ostrzeszów, standard taki, im wyszło około 80km a mi standardowo ponad sto. Tempo równe, spokojne, bez jakiegoś szarpania. Bardzo fajny i luźny trening, listopadowa przejażdżka :)
cad: 82
Mokro, ale pięknie... Już tutaj w drodze do domu :)
Dzisiaj zupełnie na luzie, sielankowo, miło i przyjemnie. Czasem doskwierało kolano, ale nic wielkiego. Ogólnie jechało się super. Choć wolno, ale teraz tylko kilometry. Moc dojdzie po nowym roku :)
Postanowiłem się pokręcić po zalesionych, dawno nie jeżdżonych i rzadko uczęszczanych drogach. Dolina Baryczy, Stawy Milickie, Trzebicko, Gruszeczka, Wzgórze Joanny... Chcialo się po prostu jeżdzić, widoczki pierwsza klasa.
Przed Miliczem spotkałem chłopaków, do których się podczepiłem i pocisnęliśmy kawałek razem. Było miło i przyjemnie :)
W sumie czuję zmęczenie ostatnimi trzema wyjazdami. Jutro wolne, może dobrze że ma padać, bo i kusić nie będzie :D
Dzisiaj przy pięknie świecącym i bardzo mocno rozgrzewającym słońcu, postanowiłem pojeździć dłużej, niż to ostatnio miałem w zwyczaju. Historia ogólnie zatacza koło, bo przecież znowu trzeba zacząć kręcić - długo i spokojnie. Każdej jesieni, każdej zimy - znowu to samo. Zaczynamy budowanie formy od nowa. Ale to nie jedno koło, które się kręci i kręci.... myślę, że wracam na rower po kontuzji. Nie tak dawno temu kręciłem po kilkanaście kilometrów ponieważ ból w kolanie powodował zbyt duży dyskomfort aby wsiadać na rower, aby wsiadać na rower na dłużej.
Udało się jednak (chyba już - przyp. red.) wyleczyć i mogę śmiało kręcić. Choć jednak ta doza nieśmiałości i niepewności we mnie tkwi, dzisiaj padlo na dużo kilometrów, ale w dość spokojnym tempie. To jednak uwarunkowane było przez mega mocny wmordewind. Nie opuszczał mnie przez pierwsze około 65km i dawał się we znaki, nie dając rozpedzić nawet w okolice trzydziestu km/h. Postawiłem dzisiaj na moje jedne z ulubionych kółek i tak zawitałem jadąc przez Cieszków i Wszewilki na Czarnogoździce przez Goszcz do Granowca by dalej polecieć na Topolę i przez Łąkociny dojechać do domu w okolicach Smoszewa :D Tak właśnie jechałem. Poszukajcie sobie sami gdzie leżą na trasie te dużo mniejsze niż wielkie miasta i miasteczka.
Było mega przyjemnie, nawet trochę za ciepło na dzisiejszą garderobę. Cudownie ciepłe promienie słońca otulały dziś wszystkich kolarzy w okolicy. :)
cad: 80
Selfie w kwitnącym rzepaku w listopadzie! Czaaaaad! :D
Ciuchcia z Krośnic ;-) Kolejka wąskotorowa Krośnice :)