Amber Road 2012 - TTT
Sobota, 25 sierpnia 2012
· Komentarze(2)
Do Gostynia w deszczu, ulewie.. W Gostyniu w słońcu i wietrze..
Rano można w końcu było wstać trochę później przez późniejszy start, w końcu najadłem się porządnie [to był chyba mój problem że nie dojadalem], później w Gostyniu też poprawilem makaronem i mnie w ogóle nie odcięło...
Przyjazd do Gostynia na 3h przed startem, przebieramy się, robimy fotki, rozgrzewamy się, przebieramy się, przypinamy numery i wio! :)
Na 10 minut przed startem Marek łapie gumę, zaczyna się nerwówka, ledwo zdążył na start zmienić i dopompować, stajemy na starcie honorowym i jedziemy jakieś 2km przez Gostyń na start ostry. W ostatniej chwili wcinam jeszcze banana i śmigamy: Marek, Bazyl, Przemo, Artur i Ja :)
Trasa praktycznie ta sama co rok temu, szybko zaczyna się pierwszy podjazd, tam lecimy trochę wolniej niż normalnie bo niektórzy nie nadążają, ale zostawiać kogoś na 10km to byłoby nieporozumienie..
Wszyscy śmigają równo po zmianach, każdy daje z siebie 100%, nie ma opier.alania się :D W sumie do 50km jedziemy tak bez historii, szybko, mocno i nawet nie ma czasu czegokolwiek zjeść...
Od 50km zaczynamy przeganiać jakieś pojedyńcze osoby i 2-3 zespoły, jedziemy znacznie szybciej, jest spora moc w zapasie jeszcze w nogach.. Ale, gdy nas pierwsi doganiają, nie pamiętam dokładnie jaki team, zaczyna się nerwówka, staramy się podwyższać tempo i jechać trochę za nimi, nie odpuszczać, to był błąd - oni i tak odjeżdżają, a my się aby bardziej wyjechaliśmy niepotrzebnie.. Dalej minęły nas jeszcze dwa teamy, które [chyba oba] stanęly na podium...
Na 55km mieliśmy mieć bufecik, był ale tylko był... Koledzy wyrzucili bidony i kolega Piotrek miał je pozbierać i nas dogonić i podać rezerwowe, ja nie wyrzucalem bidonu bo mi szkoda camelbaków, myślalem po prostu podać i wymienić, ale akurat wtedy gdy on podjeżdżał ja bylem na zmianie, a gdy jechałem na tyłach to nie było moiżliwości podania bidonu... Zostaje mi połowa jednego a tu do mety jeszcze 40km...
Na szczęście motocyklista nas uraczył najpierw swoją wodą, a później stanął w sklepie, szybko zakupił kilka małych buteleczek i nas częstował - uratował nam zycie :)
Co ciekawe to zaczęło się dziać własnie w drugiej części dystansu, spora nerwówka, wmordewind i jedź tu jak już wszyscy ujechani.. Na 75km jakoś zostaje Przemo - nie może już dalej nam utrzymać koła, jakieś dwie minuty później Artur łapie gumę.. Zostalismy we trzech, więc zmiany mimo że równie mocne to spokojniejsze już, żebyśmy tylko dojechali..
Ja wciąż czuję się dobrze, ciągle daję zmiany jak na początku, żadnego kryzysu jak rok temu, jest świetnie, na wjeździe do Gostynia doganiamy naszą trzecią ekipę Interkolu, tu o dziwo trochę mi nogi zesztywniały, nagle kilka skurczów zaatakowało łydki, ale idzie jechać tak samo, prostowałem aby nogi..
Nagle przed nami pojawia się zjazd gdzie lecimy na równi z trzecim zespołem, ostry zakręt w lewo, Marek nie wyrabia i ląduje na chodniku, szybko jednak z niego wyjeżdża i jedziemy dalej, trzeci zespół zdążył nam kawaleczek odjechać, ale dojechaliśmy do nich, tu nerwowka i plątanina zaserwowana przez jednego z kolegów, wąskie i kręte uliczki, wjazd na metę pod kątem prostym zakręt w prawo po kostce, wjeżdżam drugi na metę i padam na trawie w celu zaznania odpoczynku :D
Miejsce oficjalne: 15/38
Czas oficjalny: 2h 33m 08s [do pierwszych strata: 17min, do podium brakło 12min]
Prędkość i miejsce optymalne, chyba więcej nie szło..
A jutro ryneczek, mam nadzieję że ktoś będzie :)) pozdro!
cad: 91
przewyższenia: 291m
Rano można w końcu było wstać trochę później przez późniejszy start, w końcu najadłem się porządnie [to był chyba mój problem że nie dojadalem], później w Gostyniu też poprawilem makaronem i mnie w ogóle nie odcięło...
Przyjazd do Gostynia na 3h przed startem, przebieramy się, robimy fotki, rozgrzewamy się, przebieramy się, przypinamy numery i wio! :)
Na 10 minut przed startem Marek łapie gumę, zaczyna się nerwówka, ledwo zdążył na start zmienić i dopompować, stajemy na starcie honorowym i jedziemy jakieś 2km przez Gostyń na start ostry. W ostatniej chwili wcinam jeszcze banana i śmigamy: Marek, Bazyl, Przemo, Artur i Ja :)
Trasa praktycznie ta sama co rok temu, szybko zaczyna się pierwszy podjazd, tam lecimy trochę wolniej niż normalnie bo niektórzy nie nadążają, ale zostawiać kogoś na 10km to byłoby nieporozumienie..
Wszyscy śmigają równo po zmianach, każdy daje z siebie 100%, nie ma opier.alania się :D W sumie do 50km jedziemy tak bez historii, szybko, mocno i nawet nie ma czasu czegokolwiek zjeść...
Od 50km zaczynamy przeganiać jakieś pojedyńcze osoby i 2-3 zespoły, jedziemy znacznie szybciej, jest spora moc w zapasie jeszcze w nogach.. Ale, gdy nas pierwsi doganiają, nie pamiętam dokładnie jaki team, zaczyna się nerwówka, staramy się podwyższać tempo i jechać trochę za nimi, nie odpuszczać, to był błąd - oni i tak odjeżdżają, a my się aby bardziej wyjechaliśmy niepotrzebnie.. Dalej minęły nas jeszcze dwa teamy, które [chyba oba] stanęly na podium...
Na 55km mieliśmy mieć bufecik, był ale tylko był... Koledzy wyrzucili bidony i kolega Piotrek miał je pozbierać i nas dogonić i podać rezerwowe, ja nie wyrzucalem bidonu bo mi szkoda camelbaków, myślalem po prostu podać i wymienić, ale akurat wtedy gdy on podjeżdżał ja bylem na zmianie, a gdy jechałem na tyłach to nie było moiżliwości podania bidonu... Zostaje mi połowa jednego a tu do mety jeszcze 40km...
Na szczęście motocyklista nas uraczył najpierw swoją wodą, a później stanął w sklepie, szybko zakupił kilka małych buteleczek i nas częstował - uratował nam zycie :)
Co ciekawe to zaczęło się dziać własnie w drugiej części dystansu, spora nerwówka, wmordewind i jedź tu jak już wszyscy ujechani.. Na 75km jakoś zostaje Przemo - nie może już dalej nam utrzymać koła, jakieś dwie minuty później Artur łapie gumę.. Zostalismy we trzech, więc zmiany mimo że równie mocne to spokojniejsze już, żebyśmy tylko dojechali..
Ja wciąż czuję się dobrze, ciągle daję zmiany jak na początku, żadnego kryzysu jak rok temu, jest świetnie, na wjeździe do Gostynia doganiamy naszą trzecią ekipę Interkolu, tu o dziwo trochę mi nogi zesztywniały, nagle kilka skurczów zaatakowało łydki, ale idzie jechać tak samo, prostowałem aby nogi..
Nagle przed nami pojawia się zjazd gdzie lecimy na równi z trzecim zespołem, ostry zakręt w lewo, Marek nie wyrabia i ląduje na chodniku, szybko jednak z niego wyjeżdża i jedziemy dalej, trzeci zespół zdążył nam kawaleczek odjechać, ale dojechaliśmy do nich, tu nerwowka i plątanina zaserwowana przez jednego z kolegów, wąskie i kręte uliczki, wjazd na metę pod kątem prostym zakręt w prawo po kostce, wjeżdżam drugi na metę i padam na trawie w celu zaznania odpoczynku :D
Miejsce oficjalne: 15/38
Czas oficjalny: 2h 33m 08s [do pierwszych strata: 17min, do podium brakło 12min]
Prędkość i miejsce optymalne, chyba więcej nie szło..
A jutro ryneczek, mam nadzieję że ktoś będzie :)) pozdro!
cad: 91
przewyższenia: 291m